Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Moja droga z piekła do piekła

Nie moge już żyć, nie mogę się zabić...

Polecane posty

hm hm hm a czemu uważasz, że nie powinno się doradzać wizyty u psychiatry, czy psychologa? myślisz, że na podstawie kilku postów na forum, gdzie nie widzisz nawet osoby, z którą rozmawiasz, jesteś w stanie postawić diagnozę i ocenić, kto jest zdrowy a kto chory? poza tym, myślisz, że tylko ludzie chorzy korzystają z takiej pomocy? nie trzeba mieć choroby, wystarczą problemy, których nie potrafimy sami rozwiązać warto przynajmniej spróbować sobie pomóc Nefrytowakotka bardzo dobrze poradziła za depresją przemawia np długotrwałość tej \"chandry\", myśli samobójcze, czy też niemożność radzenia sobie z bieżącym życiem - w tym przypadku kłopoty ze skupieniem się na nauce oczywiście, że może być inna przyczyna, np jakaś choroba somatyczna, zaburzenia hormonalne, które powodują taki stan, nie da się jednak tego stwierdzić ot tak, na kafe dlatego lepiej udać się do lekarza nie każdy lekarz łoi kasę, autorce, jako studentce należy się bezpłatna pomoc jest przecież ubezpieczona! Moja droga ... pozdrawiam serdecznie myśl, próbuj, może uda Ci się samej pamiętaj, że obcy ludzie czasami mają w sobie więcej życzliwości i bezinteresowności, niż tzw dobrzy znajomi jeżeli jednak nie zauważysz poprawy, myśli negatywne nasilą się, nie czekaj aż będzie gorzej, idź do lekarza! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NIe chce mi się wymyślać
Moja Droga Z Piekła Do Piekła. Właściwie to po przeczytaniu Twojego ostaniego post-u postanowiłem się zabić. Ale potem przyszło mi do głowy około setki powodów dla których warto żyć. Miałem ciężki dzień więc wymieniam tylko pięć: 1. każda linika "Stu lat samotności" Gabriela Garcíi Márqueza 2. muzyka Johanna Sebastiana Bacha 3. filmy Woody Allena (wiedziałaś że naprawdę nazywał się Allen Stewart Königsberg ? - właśnie wyczytałem to w wikipedii) 4. wiosenny zapach świeżo skoszonej trawy 5. śledzik w occie przyrządzony przez moją teściową i wiesz co ? Ni cholery nie wmówisz mi, że sama nie jesteś w stanie dopisać kolejnych pięciu. Spróbuj, to nie boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jesteś młoda i wszystko przed Tobą! wystarczy tylko kapkę uwierzyć w siebie!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja droga z piekła do piekła
A wiecie, że w tym stanie jeszcze doradzam ludziom?? Wczoraj koleżanka (bo raczej nie przyjaciółka) 2 godziny żaliła mi się na swoje skomplikowane życie uczuciowe. Wygląda ono tak, że jej chłopak mieszka daleko, zakochał się w niej jego kumpel i zakochał się w niej jej kolega, mieszkający blisko. No i co ona ma zrobić z tym fantem?? Chyba kocha swojego Krzysia, no ale on jest tak daleko i tak ją boli widok par na ulicach (no mnie wcale nie boli :D), a Radek właściwie jest całkiem fajny i jakiś czas temu chętnie by się z nim związała. No a do tego ejszcze Tomek - taki biedny, mówi jej, że jest taka piekna, a ona nie chce go ranić, a musi, bo to przecież przyjaciel Krzysia... No nic, tylko się pociąć :D:D:D:D:D:D Nie chce mi się... - całe życie się cieszyłam z drobiazgów, bo nie miałam z czego - mam wprawę :). Tylko z wiekiem głupieję, bo teraz drobiazgi przestają mi wystarczać...COś bym znalazła, ale przede mną cięzki dzień..Przyjeżdża do nas mój brat ze swoją żoną. Nie łączą mnie z nim żadne ciepłe uczucia - nie traktował mnie za dobrze w dziecinstwie, a teraz kompletnie mnie nie zna, poza tym olał rodzinę, kompletnie nam nie pomaga, choć zarabia mnóstwo pieniędzy (nie mówię, że powinien, ale...)i odwiedza bardzo rzadko, choć mamie serce z tego powodu pęka. A jego zona traktuje mnie jak idiotkę. Nie znoszę tych wizyt. Do tego musze gdzieś wcisnąć chociaż trochę nauki, bo jestem w lesie... A nie mogę, nie umiem...Wczoraj przez cały dzień przerobiłam 30 stron z podręcznika. A cał ma 450 i jest tylko jednym z wielu... Zawalę studia, to mi się wiele rzeczy uprości...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi sie wymyślać
W roku 1980 (miałem wtedy 12 lat) usłyszałem w telewizji "Obławę". Nie w wykonaniu Jacka Kaczmarskiego. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Śpiewali ludzie z jakiegoś kabaretu. Na drugi dzień powtarzano program i udało mi się nagrać piosenkę na wiekowy, rozklekotany magnetofon marki THOMSON, który odziedziczyłem po starszej siostrze. Słuchałem więc w kółko wstrząsających słów „Obławy” i czułem ciarki wędrujące po plecach, aż dotarło to do mojej siostry. Ona studiowała wtedy – nie pamiętam już dokładnie –chyba na drugim roku Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, a Kaczmarski pewnie na piątym. „Skąd masz to nagranie ? Podoba ci się ?” Tydzień później zaprowadziła mnie na koncert trio - Kaczmarski, Łapiński, Gintrowski do teatru Stara Prochownia. Wrażenie było niesamowite. Ściany małej salki koncertowej teatru z gołej, nieotynkowanej cegły. Tłum ludzi wypełniający pomieszczenie po brzegi, półmrok i duchota. Siedzieliśmy wraz z siostrą i jej koleżanką na podłodze pod ścianą, dokładnie na zwoju kabli prowadzących do aparatury nagłaśniającej. Przerażony dźwiękowiec uważnie śledził każdy nasz ruch. To był program „Muzeum”. Po wykonaniu prologu publiczność zaczęła klaskać i wtedy Przemysław Gintrowski poprosił aby oklaski pozostawić na koniec. Ta zasada obowiązywała na wszystkich ich koncertach. Oklaski psuły atmosferę i naruszały integralność programu. „Muzeum” to autorska interpretacja dzieł polskich malarzy. Do dzisiaj pamiętam każdy obraz wyświetlany z rzutnika slajdów. Pamiętam też łzy płynące po policzkach Kaczmarskiego, gdy śpiewali „Zatrutą studnię”. Co ja dwunastoletni gówniarz, myślący wiecznie o niebieskich migdałach mogłem z tego zrozumieć ? Ano, coś jednak zrozumiałem, bo moc wyrazu tych dwóch gitar klasycznych i pianina, siła głosów, magia tekstów rzuciły mnie wtedy na kolana. Na wiele lat. Kiedy moi najlepsi kumple z podwórka słuchali Punkrocka, przebijali sobie uszy agrafkami i strzygli się na jeża, ja słuchałem już poezji śpiewanej. Właściwie to historia o tym jak nie zostałem punkiem :). Dzięki studenckim kontaktom mojej siostry w stanie wojennym miałem dostęp do emigracyjnych nagrań Kaczmarskiego. Do dzisiaj trzymam w szafce te stare, podniszczone kasety magnetofonowe, niczym jakieś relikwie. Wciąż łudzę się, że znajdę dość czasu aby przegrać je na dysk komputera i trochę oczyścić. Z technicznego punktu widzenia nie jest to problem. Jacek Kaczmarski zmarł 10 kwietnia 2004 r. na raka przełyku. Mój ojciec zmarł dwa dni później na zapalenie płuc - wynik powikłań po operacji guza gardła. Obydwu Ich załatwiły papierosy. Mnie też pewnie w końcu załatwią. Ich groby znajdują się w odległości jakichś 50 metrów od siebie na Warszawskich Powązkach. Zawsze zapalam świece Im obu. Gdy w Onecie pojawiła się wiadomość o śmierci Jacka Kaczmarskiego rzuciłem okiem na komentarze internautów. To było niesamowite. Żadnych komentarzy. Zamiast tego same cytaty z Jego piosenek. Z „Obławy”, „Murów” i wielu innych. Dopisałem refren z ostatniej zwrotki „Zbroi”: „Choć krwią zachłysnął się nasz czas Choć myśli toną w paranojach Jak zawsze chronić będzie nas - Zbroja” Dziękuję Ci Moja Droga Z Piekła Do Piekła, że pozwalasz, aby Poezja, Dobro i Rozum mieszkały w Tobie. Za dwadzieścia lat będą mi zmieniać pampersy w domu Pogodnej Starości, więc to ty będziesz musiała przekonywać kolejnego forumowicza, że życie ma jakiś sens. Oby nie był tak uparty :).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi sie wymyślać
"Na napisanie jakiejś powieści nawet mam ochotę, ale nie mam cierpliwości, zwłaszcza, że na pewno byłaby żenująca..." Na pewno nie tak żenująca jak wydany w milionach egemplarzy "kod Leoanrda DaVinci" To co napisałaś dotychczas na tym forum ma zapewne większą wartość literacką niż połowa tego co pojawia się na rynku wydawniczym :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja droga z piekła do piekła
Nie chce mi się... - Boże, jaka piękna historia... I pięknie napisana - Ty powinienes ksiązki pisać, nie ja - gówniara...;) Ja nigdy nie byłam i już nie pójdę na koncert Kaczmarskiego, zostają mi płyty i organizowane czasem gdzieś w Krakowie koncerty jego piosenek. Dodają sił...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość twój wybór

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość NIe chce mi sie wymyślać
Eee…tam. Ja uważam, że jest żenująca… ;). Spokojnie. Na to aby zostać niedoszłą, niespełnioną, sfrustrowaną i niepiszącą pisarką masz jeszcze jakieś 20 lat :). Może następnym razem napiszę o tym, jak nie zostałem pisarzem. Jeśli uważnie to sobie przeczytasz i zrobisz wszystko dokładnie na odwrót czekają Cię sława, bogactwo i powszechny szacunek. Z dwojga złego lepiej jest mieć wszystko przed sobą, niż za sobą. Niestety na ogół zaczynamy to rozumieć, dopiero wtedy, gdy większość mamy już za sobą. Wykluczone abyś zawaliła sesję. Zwłaszcza w twoim obecnym stanie ducha nie możesz sobie na to pozwolić, więc bierz się do roboty. Wykształcenia i tego wszystkiego co nosisz w Sobie nikt nigdy Ci nie odbierze. Odnośne dołka – nie jestem psychologiem ale wydaje mi się, że powinnaś więcej czasu spędzać w towarzystwie ludzi. Nie mam tu na myśli tego forum, ale raczej prawdziwych ludzi z krwi i kości, którzy Cię otaczają. Pogadaj z kimś. Patrz mu w oczy i rozmawiaj, nawet o pierdołach. Dopóki jesteś wśród ludzi, Twoje demony nie odważą się Ciebie skrzywdzić. Z czasem nauczysz się je kontrolować, a jeśli uchowa się w Tobie twoja pasja tworzenia, to pewnie zdołasz nawet zaprząc je do pracy. Moje życie nie skończyło się w chwili, w której uświadomiłem sobie, że nie mam dość determinacji by napisać książkę, ani w chwili gdy przeżyłem zawód miłosny. No dobra powiem to: byłem z kobietą po raz pierwszy dopiero w wieku 27 lat (och nie, to straszne, właśnie stałem się pośmiewiskiem samczej części tego forum – natychmiast przestańcie rechotać !!! O co wam chodzi !? Zawsze byłem trochę nieśmiały !) :) Twoje życie też czasami będzie wkurzające jak bratowa (albo jeszcze bardziej), a czasami śmieszne jak problemy Twojej koleżanki (albo jeszcze bardziej). Tylko nie wmawiaj Sobie, że jutro na pewno nie wydarzy się nic ciekawego. Planty muszą być piękne o tej porze roku…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ywana
Pieknie piszecie-tak pieknie,ze nie osmielam sie nawet do was dolaczyc bo ja tak nie potrafie.Czytam tylko i podziwiam.Zachwycam sie waszymi wypowiedziami.To poezja...Wiec tylko was pozdrowie .Nie odchodze jednak.Siedze cichutko i "slucham ".Autorce zycze duzo optymizmu,spokoju i szczescia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
co u Ciebie Moja Droga ....? odezwij się, jak Ci idzie wkuwanie do egzaminów? pozdrawiam myślę o Tobie, ale nie naciskam jakby co - jestem :) 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja droga z piekła do piekła
Nie chciałam pisać przez ostatnie dwa dni, bo czułam się strasznie. Znowu rozważałam możliwośc skończenia ze sobą. Ja wiem, że to szczeniackie zwierzać się z czegoś takiego na kafeterii, ale...Ja chyba nie jestem w stanie się zabić i tego nie zrobię - życie jest zbyt piękne...chwilami...Ale z drugiej strony w tych kryzysowych momentach to się wydaje takie proste i dobre... Ja źle się czuję wśród ludzi ostatnio. To znaczy ci, którzy mnie otaczają, czyli głównie znajomi ze studiów...Ja do nich nie pasuję...Miotam się między różnymi grupkami, mam ataki lęku przed ludźmi, w czasie których cięzko ze mną pogadać i w ogóle...A kiedy jestemw formie, to po prostu widzę, że nikt z nich mnie nie zrozumie i nawet nie będzie próbować... Ale nie uciekam przed ludźmi - dzisiaj po zajęciach spotykam się z koleżankami z liceum, jutro cały dzień i noc spędzę u przyjaciółki, w sobotę chyba na koncert pójdę...Jakoś się kręci... Nauka idzie mi źle, ale jakoś do przodu. Wczoraj napisałam pracę, w weekend zamierzam wkuwać filozofię i angielski, zaliczyć i mieć z głowy. Od czasu do czasu, jak mam lepszy moment, to potrafię się zgarnąć z podłogi;) Pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
Widzisz ? Martwimy się o Ciebie. Przypomniał mi się taki fragment (nie mogę teraz odsłuchać, więc nie wiem czy zacytuję słowo w słowo): (...) Oddałbym wierszy doskonałość Za jedno ocalone ciało, Za ocaloną duszę w ciele Ale to wszystko tak niewiele... Pisząc te słowa On myślał również o Tobie. Matematyka metafizyczna: ile dusz potrzeba aby wydostać jedną duszę z dołka ? :) Jesteś bystrzak. Wiesz, że choćbyśmy nie wiem jak bardzo pragnęli, nie wyciągniemy Cię z tego dołka za ręce. Ty sama musisz się z niego wygrzebać. My tylko możemy stać Ci nad głową i nawijać: "Połóż prawą rękę na tym występie, a lewą nogę na tamtym. A teraz podciągnij się. No jazda do góry!". Mów Iwana. Mów "A tak po prawdzie". Przydałoby się więcej słów na tym topiku. Czasami wpada do mojego pokoju koleżanka z pracy. Skojarzyłem, że parę miesięcy temu zaczęła chodzić do psychologa. Problemy małżeńskie. Znam jej męża, bo też u nas pracował, więc powiem tylko: „musiało się tak skończyć”. :) Właściwie nie rozmawia o tym ze mną, tylko z inną koleżanką, z którą pracuję w pokoju, a ja trochę podsłuchuję. Bardzo się zmieniła. Jest uśmiechnęta, odprężona, często wymieniamy się książkami. Co jest uderzające - mówi o swoich wizytach bez żadnego skrępowania. Fakt, nigdy nie była nieśmiała. Ten temat już był wałkowany, więc nie powiem „leć do poradni”, ale jeśli zrobi się naprawdę źle, pomyśl sobie o tym, że jakiś ambitny i idealistycznie nastawiony, młody człowiek harował latami aby ukończyć studia psychologiczne i byłoby mu bardzo przykro, gdyby dowiedział się, że to zlekceważyłaś. Jak mi idzie odwracanie kota ogonem? :) To też już było: tak wiele osób na tym forum pisało, że istnieje ogromna przepaść pomiędzy tym, jak postrzegają Cię ludzie, a tym jak Ty Siebie postrzegasz, że mogłabyś w końcu się poddać i przyjąć to do wiadomości. Nawet lustra nie powiedzą Ci całej prawdy, bo wyostrzają rysy twarzy i wyglądasz w nich zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. A te twoje to już w ogóle są do d**y. Brzydcy ludzie nie kochają poezji, nie wsłuchują się w problemy innych ludzi i nie kipią uczuciami tak jak Ty. I jesteśmy skłonni nawijać Ci o tym tak długo, aż się z tym zgodzisz. :) Muszę spadać do domu. Przez jakieś trzy dni mogę nie mieć dostępu do netu. Albo może coś wymyślę. Połamania pióra, języka i czego tylko się tylko da. :) Pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja droga z piekła do piekła
Mojego ciała nie warto ocalać - jest do wymiany, dusza takoż :). Nie chcę mi się wymyślac - genialnie to wszystko ujęłaś... No i to naprawdę strasznie miłe, że choćby w wirtualnym świecie ktoś o mnie myśli, ale chyba nie warto, wiecie?? Do lekarza pewnie nie pójdę, już prędzej się zabiję. I nie piszę tego w histerii, to będzie przemyslana decyzja. Tylu ludzi ginie codziennie, czy naprawde jest jakaś różnica w tym, jak giną?? Niektórzy zostawiają ukochane osoby, dzieci...Moje odejście nikomu nie zawaliłoby świata... Piszę to w goryczy. Dziś miałam naprawdę zły dzień. Takie pierdoły... Coraz gorzej się czuję na studiach. I nie chodzi o naukę, z nauką sobie jakoś poradzę, jak zawsze i może nie zdam egzaminów na piątki, ale jakoś mnie pewnie przepchną. Za to wśród ludzi z roku czuję się tak strasznie...Nie potrafię z nimi rozmawiać. Mam ataki lęku i chorobliwej nieśmiałości. Jeszcze na początku roku taka nie byłam - potrafiłam pogadać z każdym i w grupie odnajdywałam się całkiem nieźle. Ja zorganizowałam wspólny wypad na piwo, ja wciągałam do towarzystwa co bardziej nieśmiałe koleżanki. Teraz sobie tego nie potrafię nawet wyobrazić. Jestem taka strasznie beznadziejna i oni to widzą. Już nie rozmawia nam się tak dobrze, właściwie prawie w ogóle nie rozmawiamy, bo mam gulę w gardle i nie potrafię się wysłowić, chyba mają mnie za idiotkę. Dzisiaj miałyśmy w-f, grałyśmy w siatkówkę i ja robiłam za tą najgorszą ofermę, która najłatwiejszej piłki nie potrafi odbić i nawet nikt mi już nie podawał. A ja w liceum grałam w reprezentacji szkoły, uwielbiałam siatkówkę...A dziś na głupim w-fie się trzęsłam i myslałam tylko o tym, jakie to straszne i beznadziejne. To takie głupie, nie wiem, co się ze mną dzieje... Zamykam się w sobie tak strasznie i nie potrafię tego zatrzymać... Potem spotkałam się z moimi kumpelami z liceum. Z nimi czuję się swobodnie, one mają mnie za tą mądrą, fajną Ewkę, która ostatnio jest "jakaś przygaszona", ale było miło. Ogarnęłam się, ożywiłam, paplałam z nimi jak za starych czasów, trochę się pozwierzałyśmy sobie, ale ich życie jest inne, lepsze...Wszystkie są szczęsliwie zakochane, mają oparcie w rodzinie...I nie mówię tego, bo tak mi się wydaje - ich sytuacje i problemy znam świetnie...I jestem chyba zazdrosna. Życze im jak najlepiej, chciałabym bardzo, żeby im się ułożyło jak najlepiej, ale chciałabym też czegoś dla siebie. I wszystko co złe zaczęlo się od tej mojej pieprzonej postawy roszczeniowej - dawniej wystarczało mi, że inni byli szczęsliwi... Wiem też, że obiektywnie to to moje życie nie jest takie najgorsze - mam gdzie mieszkać, co jeśc, nawet sobie studiuję dziennie, mam jakieś resztki przyjaciół, ręce i nogi... I to jest chyba najgorsze. Bo gdybym przeżywała jakąs straszną tragedię, biedę albo kalectwo, to to paradoksalnie dodawałoby mi sił - czułabym, że walcząc z tym jestem silna, dzielna, dobra, wartościowa...Inni by tak o mnie sądzili. A teraz moga jedynie myślec, że jestem żałosnym mięczakiem, który nie radzi sobie z najprostszymi sprawami i nie docenia daru zycia... Niech to się skończy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
"A te twoje to już w ogóle są do d**y." - oczywiście miałem na myśli lustra a nie rysy twarzy. Są w moim życiu takie chwile gdy mam ochotę włożyć sobie do ucha szklaną rurkę i mocno dmuchnąć, żeby sprawdzić co wyleci z drugiej strony zamiast mózgu. Zdecydowanie nie powiniennem pisać po 10 godz. pracy. :/. Czy ktoś zna dobrego psychiatrę ? Teraz ja potrzebuję pomocy :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja droga z piekła do piekła
Teraz nie wiem, do czego pijesz :). Za to zorientowałam się, że wyżej fundnęłam Ci mała zmianę płci - Przepraszam, doskonale pamiętam, kim jesteś, tylko się formalnie zaliterówkowałam. Mój osobisty mózg się kurczy. Nie mam już w ogóle dystansu do siebie - kiedyś miałam go morze. I chyba się w tym morzu trochę przytopiłam, delikatne tkanki źle zniosły niedotlenienie i klops...Ale lustra mam świetne, zdjęć wiernie oddających "urodę" tez pod dostatkiem... Wsadziłam przed chwilą głowę pod kran z zimną woda. Trochę pomogło. Trochę. Ale ja za często ostatnio mam taki nastrój, jaki zaprezentowałam powyżej...To się może zmieni za jakiś czas. Po sesji sa wakacje. Boże, co ja będę robić w wakacje, jeśli ich dożyję? Muszę znaleźć pracę. Fajną, sympatyczną, ciekawą pracę, która pozwoli mi odłożyć trochę pieniędzy, może sobie coś kupić i spełnić sobie jedno małe marzenie (aparat, ja chcę aparat!) bo niebiosom się nie spieszy, żeby mnie wyręczyć.. Myślałam o tym, żeby wyjechać gdzieś daleko, ale chyba nic z tego... Moje plany na przyszłość: - wziąc się w garść - być miłą dla ludzi, znaleźc w sobie gdzieś te zaschnięte resztki pewności siebie, odgrzać i używać - przygruchac sobie jakiegoś miłęgo, wrażliwego chłopca, najlepiej z gitarą, ale bez też ujdzie ;) - wakacje przepracowac i przebalować - iśc na drugi kierunek studiów, poszukać tam przyjaciół - kontynuować stary kierunek studiów, ale zmienić trochę swój imidż, to znaczy być sobą - fajną, inteligentną dziewczyną, a nie tym pokurczem, którego z siebie robię Już lepiej, nie?? Zimna woda naprawdę wpływa na organizm zbawiennie. Tylko dlaczego ja o tym wszystkim będe pamiętać najdłużej do piątku??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
Własnie napisałem do osoby będącej w głębokiej depresji: "Nawet lustra nie powiedzą Ci całej prawdy, bo wyostrzają rysy twarzy i wyglądasz w nich zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. A te twoje to już w ogóle są do d**y." Konstrukcja logiczna tego zdania jest taka, że nie wiadomo czy do dupy są twoje lustra, czy twoje rysy twarzy. Oczywiście miałem na myśli lustra, ale ciężko mi teraz to teraz prostować jedną ręką, bo drugą - tą na której otworzyłem sobie żyły, trzymam właśnie w miednicy z ciepłą wodą. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Despero_Desperski
Kurna jego mac... Dziewczyno zykły lekarz rodzinny jeśli mu powiesz o swoich stanach zapisze Ci Efektin. Na jeden miesiac starcza opakowanie za ok 60zl. Skoro masz na piwko i koncerty to i te 6 dych znajdziesz. Leczenie trwa ok. 9-12 miesiecy. Kurna jesli to tylko depresja to po tych lekach, ktore nie uzalezniaja, nie maja efektow ubocznych, mozna je bedzproblemowo odstawic staniesz sie jak nowonarodzona osoba. To jedyna rada jaką powinnaś wziąśc sobie tutaj do serca. Ja pół roku szukałęm porad, godziny rozmyślań medytacji, zabijania i zagłuszania myśłi a tu proste tabletki pomogły bez żadnej dorabianej filozofii: "po co żyć?" itp itd kurna jego mać!!!!!!! Dwa razy już je brałem w życiu, gdyż deprecha wraca często sama z siebie - tak już się ma) i zawsze stawałęm się silniejszy po nich i z większym optymizmem szedłem w życie. Również poraz pierwszy chciałem odebrać sobie życie w wieku 19 lat, i myślałem o tym jeszcze wielokrotnie na studiach, na których czułem się jak kundel do odstrzału, bez przyszłości i perspektyw na każdym polu zycia...... .... ale walczyłem, powiedziałem sobie że choćbym miał poświęcić 10 lat swojego życia to to wszystko odmienię, kurna ODMIENIĘ!!!!!! Gdy wytyczyłem cele, zacząłem je powoli realizować nie miałęm czasu myśleć o samobójstwie itp rzeczach. Życie nabrało smaku i koloru. Minęło już prawie 14 lat od tamtej pory i nawet zawody miłosne nie wprawiają mnie w depresję. Stałem się silny dzięki wierze w siebie widząc, że wyszedłem przez te lata na prostą i zdobyłem to co inni mają od dziecka za darmo i tego często nie szanują.... Wytycz cele, nie musisz w nie odrazu wierzyć całym sercem, ale wytycz, myśl o nich, a pierwszym niech będzie wyleczenie się z depresji, tylko i wyłącznie farmakologicznie!!! A później zobaczysz, że życie ma wiele ciekawych smaków i wcale Ci urodzeni w czepku nie mają tak różowo jakby mogło się nam zdawać.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
Czy lekarz rodzinny może coś zrobić z podciętymi żyłami ? Ja naprawdę potrzebuję pomocy :|

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ywana
Wczoraj mnie tu nie bylo,wczesniej milczalam,sluchajac was a dzisiaj-bardzo zmartwil mnie "nie chce mi sie wymyslac".Gdzie jestes?Daj znac!Co sie stalo?Nie rob glupstw!To przeciez ty pocieszales i ratowales autorke,pamietasz co mowiles: Oddalbym wierszy doskonalosc Za jedno ocalone cialo, Za ocalona dusze w ciele Ale to wszystko tak niewiele... Przyszlam tu ,zeby zobaczyc co u autorki a rowniez po to,zeby "posluchac" ciebie.Chcialam napisac,ze cudowne jest kazde twoje slowko oraz to,ze ze cie lubie i chce czytac to co napiszesz-odezwij sie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ywana
No, troszeczke sie uspokoilam.To nie mogl napisac "nie chce mi sie.."To pewnie podszyw.A sadze tak dlatego bo przypomnialy mi sie te sledziki tesciowej,muzyka Bacha,filmy Allena i skoszona trawa,ktora pachnie wiosna...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie chce tak zyc
czasem mam ochote ze soba skonczyc,jestam z facetem ,ktorego nie kocham i nic juz do niego nie czuje,mamy dziecko,prawdopodobnie znow jestem w ciazy ,zalamalo mnie to,bo kocham kogos innego najbardziej na swiecie i gdybym tylko mogla cofnac czas odeszlabym wtedy od niego ,gdy jeszcze nic nas nie trzymalo przy sobie,moje zycie stalo sie koszmarem,nie chce tak zyc ,zmarnowalam swoje zycie,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
Niestety to byłem ja Iwana. Wybacz. Ten ostani żart był nie na miejscu na tym topiku, ale trochę się podłamałem tym co tu wypisuję. Zresztą przypomniało mi to pewną historię. Moja Droga kiedy byłem w twoim wieku i myślałem o pisaniu, często powtarzałem sobie, że historia nie musi być prawdziwa. Ważne żeby była dobra. Ta będzie kiepska ale za to autentyczna. Postaram się także aby była krótka. Miałem w liceum dwóch kumpli. Nzwijmy ich Remek i Marek. Zawsze trzymaliśmy się razem. Niezwykłe było to, że w jednym miejscu i czasie spotkało się trzech ludzi, którzy nadawali dokładnie na tych samych falach. Razem chlaliśmy wódę, razem chodziliśmy na imprezy i do knajp. Łączyło nas współuczestnictwo we wszystkich grzechach młodości, ale najbardziej łączyło nas to, że ze wszystkiego robiliśmy sobie jaja. Wszystko o czym mówiliśmy przepuszczaliśmy przez system krzywych luster ironii i sarkazmu. Ta umiejętność zachowania dystansu, jaką nabyłem w ich towarzystwie pomogła mi przetrwać trudny okres dojrzewania i wejść w życie dorosłe we względnie przyzwoitej kondycji psychicznej. Marek wpadł wkrótce w szpony pozytywnego myślenia, które zrobiło mu sieczkę z mózgu. Założył firmę, robi oszałamiającą karierę w biznesie, choć jego życie osobiste leży w gruzach. Nie potrafię już z nim rozmawiać. Pomińmy go jako element nieistotny. Remek zawsze marzył o tym by zostać playboyem. Ja też chciałem zotać playboyem ale nie miałem warunków fizycznych. :) Remek również nie miał warunków fizycznych, ale miał determinację. Znalazł zatrudnienie w służbach dyplomatycznych. O jego podbojach miłosnych w różnych częściach świata krążą legendy. Widujemy się za każdym razem, gdy wraca do kraju i wtedy gadamy jak dawniej. Jakieś trzy lata temu wróciłem do domu z pracy i moja żona oznajmiła mi, że zmarł ojciec Remka. Remek jest w Polsce i muszę natychmiast do niego zadzwonić. Ogarnęła mnie fala paniki. Gdyby chodziło o kogoś innego, jakoś bym sobie poradził. Ale ja musiałem złożyć kondolencje z powodu śmierci ojca, którego zresztą znałem osobiście, osobie, z którą w życiu nie zamieniłem jednego słowa na poważnie. Żadne frazesy świata nie pomogą mi wygrzebać się z tej sytuacji. Cokolwiek teraz powiem będzie brzmiało fałszywie. Każda nieszczera nuta w moim tonie zostanie bezlitośnie wychwycona i napiętnowana. Nakręcałem się tak przez kilkanaście minut. Zanim zdecydowałem się zadzwonić na jego komórkę byłem już w stanie zaawansowanej histerii. Zacząłem bełkotać o tym, że nie wiem co powiedzieć, jak bardzo mi przykro i w ogóle. Remek próbował mi pomóc. Łamiącym się głosem mówił, że on i matka są na lekach uspakajających i jakoś sobie z tym radzą. Słysząc to drżenie głosu wystraszyłem się, że On zaraz zacznie płakać, a ja wpadnę w jakąś straszliwą otchłań, w której nie znajdę słów aby mówić dalej. Ponieważ czułem okropną pustkę w głowie podchwyciłem temat i rzuciłem szybko: „Słyszę, że jesteś w kiepskim stanie, głos Ci się łamie.” W słuchawce zapadło nagle kłopotliwe milczenie. A potem, doskonale już spokojnym tonem Remek oświadczył: ”Owszem jestem w kiepskim stanie, ale głos to mi się łamie dlatego, że właśnie wnoszę na 4 piętro dwudzistokilogramowy worek ziemniaków.” W jednej chwili wszystkie nasze emocje przekroczyły masę krytyczną i eksplodowaliśmy dzikim, niepohamowanym śmiechem. Do dzisiaj wyobrażam go sobie, jak stoi na klatce schodowej z workiem ziemniaków u stóp i śmieje się furiacko do telefonu komórkowego. Miało być jak nigdy wyszło jak zawsze. :) Niektórym ta historia może wydać się szokująca, a nasze zachowanie nieco cyniczne. Ale tamtego dnia naprawdę pragnąłem mu pomóc i zrobiłem to tak, jak umiałem najlepiej tzn. czyniąc z siebie kompletnego idiotę. :). W tej historii oczywiście nie chodzi tylko o to, że sporo ludzi na tym forum próbuje Ci pomóc na różne sposoby. Czasem mówiąc o swoich intymnych przecież doświadczeniach z depresją, jak Despero, czy też - jak ja - robiąc z siebie idiotę. :) Gdy zachowujesz forumową anonimowość to nie jest takie trudne. Nie. Kluczowym punktem w tej historii jest worek ziemniaków. Widzisz Moja Droga, Ty ja i wiele innych osób cierpimy na coś, co zdefiniuję tu na własny użytek jako syndrom KPW - katastrofalny przerost wyobraźni :) , zapewne stały element wszystkich depresji. Pewnie ma to jakąś fachową nazwę w psychologii. Nakręcamy się do granic możliwości swoimi bezzasadnymi lękami przed tym co musimy zrobić, a kiedy to już nam nie wyjdzie, co przy tym stanie umysłu jest naturalne, rozpamiętujemy tę sytuację w nieskończoność i tak w kółko. Problem w tym, że w pobliżu nas rzadko znajdzie się ktoś, kto powie nam: „Nie wygłupiaj się. Przecież to tylko worek ziemniaków”. Tym wszystkim ludziom, przed którymi - jak sobie wmawiasz - robisz z siebie idiotkę, nawet przez myśl nie przejdzie co naprawdę czujesz. Ironia losu – gdyby wiedzieli, wielu z nich przytuliłoby Cię i powiedziało „dziewczyno wyluzuj”. Ale nie możemy im powiedzieć, bo to głupie i żenujące, prawda? Moje stany lękowe uniemożliwiły mi wykonywanie wymarzonego i wyuczonego zawodu dziennikarza prasowego. Trudno parać się dziennikarstwem jeśli masz problemy w kontaktach z ludźmi, a wszystko co napiszesz wydaje ci się beznadziejne. Udało mi się wprawdzie opublikować parę tekstów w różnych dziennikach i pismach, ale z czasem zaprzestałem prób mając świadomość jak bardzo spala mnie to wewnętrznie. „Mój osobisty mózg się kurczy. Nie mam już w ogóle dystansu do siebie - kiedyś miałam go morze. I chyba się w tym morzu trochę przytopiłam, (...)” - ale za to litracko rozwijasz się prawidłowo. :) Tak trzymaj. Baw się słowem, bo jesteś w tym świetna. „Zimna woda naprawdę wpływa na organizm zbawiennie. Tylko dlaczego ja o tym wszystkim będe pamiętać najdłużej do piątku??” - no to jazda znowu pod kran! :) Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez nie moge zyc i nie moge sie zabic...nawet nie moge dokonac wyboru jaki bym chciala dokonac...i nie chodzi o strach przed zrobieniem tego... chodzi o odpowiedzialnosc za druga osobe... a stalowa przyjaciolka to jedyna moja przyjaciolka...jest blisko ...czeka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość j90t45
nefrytowakotka Nie , nie tak wiele. Ale w niecie nikt Ci nie pomoże. masz piekną, klasyczna depresję. I bez pomocy psychiatry i leków z niej nie wyjdziesz. Praca zpsychologiem na terapii nie polega na tym, że przekona cie że jest pieknie. Dostaniesz najpier ostro w tyłek na oprzytomnienie a dopiero potem acznie stawiać Cie do pionu. Ale powtarzam bez leków nic nie zrobisz. ty lepiej nikomu nie doradzaj leki jej na pewno nie pomogą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ywana
"Nie chce mi sie"-dobrze ze jestes,lubie cie czytac.Pisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie chce mi się wymyślać
Właśnie postanowiłem spędzić resztę życia na topiku poświęconym sztuce ORIGAMI :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miśek
to Twój krzyż. nieś go.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mam obiawy depresji,ani leki ani terapia nie pomagaja.moze taki poprostu jestem.od 20 roku zycia zaczalem miec chyba nerwice zoladka-mam mdlosci jak sie denerwuje.mam niska samoocene i chyba slusznie.w niczym nie jestem dobry i nic nie potrafie.mam 25lat i nie moge skonczyc matury.pracy tez mozna powiedziec ze nie mam,pomagam w rodzinnej firmie- jakies blachostki.rodzina mnie utrzymuje.jetem z rozbitej rodziny po malych przejsciach,ktore byly w dorastaniu.czuje ze jestem zerem i juz nic sie nie zmieni.zapadam w takie stany ze przerastaja mnie najmniejsze rzeczy.wszystko sie wali,ludzie wykorzystuja slabosc i wchodza mi na glowe.znajomi,kazdy ma do mnie jakis problem nie wiadomo o co.pakuje sie w same problemy.najlepiej jak bym sie nie ruszał...unikam ludzi bo nie mam nic do powiedzenia.z kim bym nie przebywal,gdzie bym nie byl wszedzie mam straszny doł.stawiam sie w sytulacji innych i twierdze ze na ich stanowisku nigdy bym sobie nie poradzil.wszyscy ida do przodu a ja zatrzymalem sie na poziomie gimnazjum i rozkminiam jakis ludzi i rozne glupoty.wszystko widze w ciemnych barwach,nic mnie nie cieszy.stracilem wszystkie zajnteresowania.kiedys bylem dobry w kazdym sporcie teraz nawet to stracilem.chcialbym duzo w zyciu osiagnac a przerazaja mnie drobne sprawy.nie mam znajomych,przyjaciol,rodzina niby mi pomaga,ale czlowiek w stanie depresyjnym czuje jakby byl ze wszystkim sam.nie moge sluchac jakis klotni,niepowodzen bo zaraz placze.przed tym wszystkim bylem silny i zawziety.teraz wszystko sie zmienilo.zachowuje sie jak jakas c***a,ale nie moge tego zmienic to jest silniejsze odemnie.mam jeszcze duzo innych obiawow np.brak koncentracji,pamieci,nie moge rano wstac jestem caly czas zdolowany.na kazdym kroku dotyka mnie niska samoocena w kinie w parku czy w sklepie.w domu tez duzo problemow.ojciec alkoholik mama schorowana.ja w tym stanie ciagle na cos choruje.nikt mnie nie rozumie bo wygladam na zdrowego i na wszystko mam.tylko w srodku jest zupelnie co innego,wszedzie jest taka sprzecznosc.nie potrafie nawet dobrze przedstawic sytulacji.ogolnie o czym nie pomysle to wszystko jest zle.mam tysiace problemow ktorych nie da sie opisac i zrozumiec.dochodzi do takich stanow ze nie da sie tego wytrzymac wszystko narasta i nawarstwia sie tylko ten co przezyl depresje to zrozumie.boje sie cos sobie zrobic a z drugiej strony nie da sie tak zyc.pisze to poniewaz jestem ciekaw czy ktos mnial cos podobnego?czy da sie jeszcze kiedys z tego wyjsc?poza tym jestem normalny,boje sie ze bede sie blakal po ulicach albo szpitalach ktore i tak nic mi nie pomoga.zadne leki na mnie nie dzialaja.Albo jestem wyjatkiem i mam rozne obiawy z glupoty albo w tej chorobie tak o sobie mysle.doszukuje sie przyczyny,ale to duzo rzeczy mozna sobie przypisac.ogolnie dotykaja mnie na codzien rozne niepowodzenia za duzo by pisac. wydaje mi sie ze to co mnie dotyka jest najgorszym cierpieniem na ziemi.rak jest powazna choroba,ale przynajmniej sie szybciej odchodzi.czuje jakbym powoli umieral a mam 25lat to niesprawiedliwe!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×