Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość papapapapa

usypianie psa

Polecane posty

Gość ostatnio byłam z psem
u weterynarza. Przyjechała para staruszków i z psem. Był nieprzytomny. Ale ta babcia płakała i go tuliła. Normalnie szok :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostatnio byłam z psem
Miało być "z psem", a nie "i z psem", sorry.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Julla
Moja sunia ma 10 lat. Nadal jest energicznym psem, biega, merda ogonem, szczeka na inne psy. Niedawno za jej lewą łapką pojawił się duży guz. Moi rodzice pojechali z nią do weterynarza. Powiedział, że to zapalenie i przepisał leki. Dzisiaj guz jest większy a skóra pękła i z niej wydobywa się krew z jakąś wydzieliną. Rodzice znowu pojechali do lekarza. W to samo miejsce tylko teraz była babka zamiast faceta. No i ona stwierdziła, że mój kochany piesek ma nowotwór a jest za stary na operację. Płaczę już od kilku godzin. Nie mogę się z tym pogodzić. :( Mam wielką nadzieję, że to jednak nie nowotwór i że moja sunia jeszcze pożyje. Zwłaszcza, że ma jeszcze energię i chęć życia. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Suuuśka
14 lat temu kiedy wprowadziliśmy się do nowego domu, rodzice kupili mi psa, suczkę która wabi się Sunia. Po 14 latach okazało się, że ma raka . Weterynarz powiedział, że nic się już nie da zrobić. Poinformował mnie, że jedynym i najlepszym wyjściem będzie uśpienie jej. Nie mogę patrzeć jak ona się meczy. Teraz, kiedy pomyśle, że muszę ją uśpić i za godzinę może dwie będę musiała się z nią rozstać... nie potrafię sobie nawet tego wyobrazić, mimo, że wiem, że to jej tylko pomoże. Siedząc przy niej potrafię powiedzieć tylko słowo"przepraszam" mam do siebie cholerny żal, że wcześniej nie zauważyłam, że coś jest jest z nią nie tak... Od jakiegoś miesiąca mam nowego szczeniaka.... teraz nie potrafię się z nim bawić... Wiem, że już żaden pies mi jej nie zastąpi... Czuje się jak zwykły zbrodniarz, że zgodziłam się na jej uśpienie... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie pisalam o tym jeszcze ale to zrobie. Kilka dni temu pies z którym się wychowywalam umieral mi na moich rękach. Bylam z nią zżyta, sama ją wychowywalam, szkolilam. Suczka amstaffa to byla i jak na tą rasę przystalo - anielska, spokojna, kochająca dzieci, rodzinna, czula, zazdrośnica (tak, tak pewnie ludzie nie znający się dobrze na rasach psów się zdziwią ale to wlaśnie charakter prawdziwego staffka) Moi rodzice zadzwonili do mnie, że pies wymiotuje i ogólnie ma jakieś skórcze żolądka. Pojechalam po nią od razu, natychmiast do weta. Wet podejrzewal zatrucie (już kiedyś mi otruli jednego asta) i kazal jechać na operacje do kliniki (27km!!!) wsiadamy w auto, jedziemy. Caly czas siedzialam na tylnej kanapie obok niej. Zdążyla już narobić pod siebie jeszcze w domu i u weta (to już byl dla mnie znak, że jest w stanie krytycznym). Zwymiotowala, podcieralam pyszczek, glaskalam. Prawie nie kontaktowala ze światem ale w pewnym momencie spojrzala na mnie tymi swoimi mądrymi, wielkimi oczkami. Zaczęlam plakać. Dojechaliśmy do kliniki. Tam od razu wzięli ją na stól, najpierw musieli pobrać jej krew. Wkluwali się w każdą lapkę i nie mogli nic wyciągnąć takie krążenie !!!! Musieli pobrać krew przez szyję.. robili rentgena. Okazalo się, że ma o polowę za malo krwinek, że w organiźmie jest troche krwi na okolo organów (gdzie nie powinno jej być) nikt nie wiedzial co to może być, podejrzewali coś z macicą. Bylo za późno, zaczęla umierać na stole... zaczęla jęczeć z bólu, ciągle patrzyla gdzieś przed siebie jakby nieobecna. Łapaly ją dziwne skurcze wlaśnie gdzieś na dole brzucha i wtedy jęczala. Postanowiliśmy ją uśpić - żeby jej pomóc, weterynarz powiedziala, że ona umiera wlaśnie. Wtulilam się w nią calutką - SPOJRZALA NA MNIE. Nie wiem jakim cudem, nie wiem czy mnie widziala w ogóle... plakalam, plakalam i jeszcze raz plakalam. Tulilam ją, glaskalam a wet podawala zastrzyki usypiające. Przestala oddychać... nie moglam się uspokoić.. nie moglam zamknąć jej oczu, nie dalo się!! Chcialam ją jeszcze raz przytulić.. byla calutka zimna.. eeh nigdy tetgo nie zapomnę i niestety ale nie wybaczę sobie, że nie bylam w stanie jej jakoś pomóc :( Najgorsze jest to, że nie wiem co jej bylo !!! To na pewno nie bylo zatrucie ani nic nie stanęlo jej na żolądku (miala badania) więc co??? Trapi mnie to pytanie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Przyjaciółka swego przyjaciela
Mam 12sto letniego pieska. jeszcze tydzien temu bylo z nim wszytsko w porzadku, latal bawil sie itd. w zeszly czwartek dostal pierwszego ataku, zaczal czolgac sie po podlodze i mial jakby niedowlad ciala plus sikanie pod siebie. pobieglam z nim do weterynarza, mial pobrana krew i okazalo sie, iz ma na wykonczeniu nerki (byc moze za duzo soli) dostawal kroplowki, proszki ale nic to nie dalo. od czwartku do dnia dzisiejszego tylko w sobote nie mial ataku. leczenie nie dalo skutkow. weterynarz zapytala czy jestem przygotowana na najgorsze oraz czy jestem w stanie go uspic . z lzami w oczach odparlam ze tak bo bardzo kocham mojego niunia, razem sie z nim wychowywalam (mam 19 lat wiec pamietam jakby byl od zawsze bo dostalam go na pocieszenie kiedy umarl mi tata) ale nie chce zeby sie meczyl, nie chce byc egoistka. moglabym go jeszcze podtrzymac przy zyciu ale na niedlugi czas a poza tym bedzie i tak sie meczyl. najgorsze jest to ze wydaje sie jakby czul sie bardzo dobrze bo chodzi normalnie, bawi sie itd. a tak na prawde.........dzis poszlam z nim na kroplowki ale weterynarz powiedziala ze patrzac ja jego stan i jezeli jestem zdecydowana go uspic to nie bedzie zżerala ze mnie pieniedzy i juz na sam koniec nie bedziemy meczyc pieska. zapytala czy chce go dzis uspic ale dzisiejsza noc jeszcze chce z nim spedzic bo jutro rano zasnie na zawsze i go nigdy juz nie zobacze. PĘKA MI SERCE ;( !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! STRACE NAJLEPSZEGO PRZYJACIELA !!!!!!!!!!!!!!!! JA TAK BARDZO GO KOCHAM...!!! kochajcie swoje zwierzeta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość orawa
a przeszczep ? nie rozważaliście tego ? takie zabiegi są możliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bardzo smutne to co piszecie ....jak czytam to az mi lzy leca .ja mam 10 letniego prawie kundelka i ostanio przeszla operacje mastektomie+sterylizacje bardzo sie nacierpiala.Dzisiaj ide na zdjecie szwow ale bardzo sie nie pokoje bo wyczulam guzka malego na glowie mam nadzieje ze to nic takiego.Moja sunia jest moim naiwiernbiejszym kompanem !!!!nie wyobrazam sobie gdybym miala ja uspic chyba sama bym umarla..........;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co teraz ?
smutne te historie waszych piesków , sama mam dwa pieski i nie wyobrażam sobie że mogło by ich kiedyś nie być :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mam patrzec i obserwowac teraz ,moze to nic takiego. niech szlag trafi te choroby zasrane....!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Graża/ Brutuś
Mój piesek miał 8 lat, gdy w lutym tego roku stał się osowiały. poszliśmy do weterynarza i on dał mu jakieś 3 zastrzyki i powiedział, że jest chory na prostatę. Zastrzyki pomogły tylko na miesiąc, bo w marcu gwałtownie się pogorszyło. Brzuszek pieskowi się powiększył i nie chciał wychodzić na spacer- tylko leżał. Poszliśmy do weterynarza 7 marca i on powiedział, że to starość. My w to nie wierzyliśmy, bo nie można się zestarzeć z dnia na dzień. Na drugi dzień uparliśmy się na badanie krwi. 9 marca były wyniki- były złe. Zaczęliśmy szukać informacji w internecie na temat dużego brzuszka naszego owczarka niemieckiego. Wyczytaliśmy coś o wodobrzuszu. 11 marca wpakowaliśmy pieska do auta i pojechaliśmy do innego weterynarza, którego poleciła mi koleżanka. Pani doktor zbadała psiaka i powiedziała, że ma nowotwór wielkości 20 cm na śledzionie, a płyn w brzuszku to krew, bo nowotwór pękł. Potrzebna była natychmiastowa operacja. Nie wahaliśmy się ani chwili. Czekaliśmy tylko na telefon czy uda się pieska uratować. Stracił dużo krwi, ale radość nasza nie miała granic- przeżył. Zabraliśmy go na działkę, aby go nie forsować schodzeniem ze schodów. Cztery dni czuwaliśmy przy nim na zmianę i udało się piesek dochodził do zdrowia. Nasze szczęście nie trwało długo 10 kwietnia znów zaczął się dziwnie zachowywać, a 11 kwietnia już nie chciał wyjść z domu i zaczął się zataczać. Wsadziliśmy go do samochodu i znów pełni najgorszych przeczuć pojechaliśmy do pani weterynarz. Doktor wzięła go na stół, bo w brzuszku znowu krew. Podczas operacji otrzymaliśmy telefon, że tamten guz na śledzionie był złośliwy i w ciągu 4 tygodni zajął całą wątrobę i dla naszego psiunia nie ma już ratunku. Na nasze życzenie pani doktor go wybudziła, abyśmy mogli się z nim pożegnać. Ja nie chciałam go usypiać, ale pani doktor powiedziała, że tylko to możemy dla niego zrobić, bo niema już dla niego ratunku. Mój mąż i tata zgodzili się i w końcu przekonali i mnie. Jak dostał zastrzyk trzymałam go za łapkę i tuliłam jego łebek. Mój mąż nie miał go siły zabrać i zakopać gdzieś w lesie lub na działce, więc postanowił go tam zostawić. Wiem, że było mu ciężko, bo do dziś nie może się z tym pogodzić, że podjął taką decyzję. Rozum podpowiada, że nic nie dało się zrobić, bo przedłużyliśmy życie Brutusiowi o 1 miesiąc, ale serce krwawi i czuję się jak morderca. Nie tak miało wyglądać odejście mojego ukochanego psiaka. Minęło prawie 5 miesięcy, a ja ciągle rozpamiętuję ostatnią chwilę z moim przyjacielem. To bardzo boli był jak dziecko. Każdy kąt w moim domu go przypomina. Do końca życia będę miała poczucie winy za śmierć mojego pieska. Mogłam się nie zgodzić na uśpienie i go stamtąd zabrać. Ciągle mam przed oczami jego ślepka zmęczone i chore. To straszne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Graża/ Brutuś
Jeden zastrzyk zatrzymał więcej niż jedno serce :((((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mona 1218
ja dziś z ciezkim bolem serca uspiłam szczeniaka ktory dostał udaru słonecznego kupiłam go od hodowcy a za 2 godziny piesek tak cierpiał ze nie mogłam na to patrzeć jezdziłam w nocy po wweterynazch dostawał dużo zastrzyków ale to nic nie pomagało wiec na drugi dzien rano musiałam podjac ta decyzje bo serce mi sie krajało jak patrzyłam a ten maluszek dusił sie nie miał swiadomosci padał nie mogł wstać nie pił i nie jadł dzisiejszy dzien był chyba najgorszym dniem w moim zyciu cały czas chodze płacze jak przypomne gdy weterynaż wyszedł i oddał mi pudełko z piskiem :(;(;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja osobiście nie zgodzilbym się na zabijanie pieska - nie potrafilbym. Często tak naprawdę okazuje się, że pies mógłby sobie jeszcze pożyć. a weterynarze doradzają uśpienie. Z nowotworem da się żyć, tym bardziej, że większość z nich jest niezlosliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mój pies codziennie koło 23 sam usypia bez żadnych środków i śpi do rana jak suseł

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×