Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Bezsennaa

Emocjonalny letarg...

Polecane posty

Gość unconfortably numb
jak smutno, że nikt się nie odzywa :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
unconfortably numb Witaj! Dopiero co odwiedziłam forum. Wcześniej próbowałam zyć realnym życiem. Dzisiejszy dzień był całkiem niezly, o dziwo.... Dzięki takim dniom człowiek nabiera siły by dalej dzwigać ten swój krzyż... Co do reakcji otoczenia. kiedyś nie umiałam i nie chciałam o tym wszystkim mówić, teraz znów gdy się przełamałam, gdy chce rozmawiać. Nie użalać się nad sobą, roztkliwiać, szukać współczucia, nic z tych rzeczy tylko zwyczajnie porozmawiać mam wrażenie, ze trafiam na mur niezrozumienia.... Może wybierałam niewłaściwie osoby. Już naprawde nie wiem o co chodzi. Czy lepiej dusić w sobie, czy wyrzucać z siebie wszystko to co boli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
ja już nie wiem, co to jest realne życie... wszystko jest mi obce, dalekie... nie wiem, po co żyję, ale przecież to nie życie, tylko wegetacja :( cieszę się, że przynajmniej Ty nabierasz sił i widzę u Ciebie optymistyczne przebłyski. jak mnie jeszcze kiedyś zdarzały się "normalne dni" to mnie wykańczały, a nie dawały siłę i nadzieję :( co do reakcji otoczenia - u mnie było odwrotnie: kiedyś umiałam i chciałam mówić, tylko nie było komu, nie było zrozumienia, to teraz już się zamknęłam. na dobre. nie umiem się otworzyć. a problem - czy dusić czy mówić? wydaje się, że ani to ani to nie jest dobre... duszenie w sobe źle wpływa na psychikę, człowiek się męczy i kumuluje się w nim wszystko, a mówienie z kolei jest męczące dla innych (pomijając w tej chwili niezrozumienie, bo to inny problem). ale dla mnie i tak nie ma wyboru, bo nie mam wokół siebie przyjaciół, znajomych...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
witam Was Ja przez ponad 20 lat dusiłam w sobie wszystkie emocje....i często choćby wszystko się we mnie gotowało w środku ja zachowywałam kamienną twarz. Z czasem zapomniałam jak to jest śmiać się na głos, mówić coś głośno czy się zdenerwować.... To straszne uczucie kiedy jesteś z czegoś zadowolona a nie wiesz jak to pokazać....kiedy coś cię boli, ktoś krzywdzi a nie umiesz się zdenerwować ani nawet powiedzieć czegoś sensownego. Potem przeszło to w fazę że już mnie nic nie cieszyło ani nic nie złościło bo zapomniałam co może mnie cieszyc czy złościć i dlaczego - taka apatia, totalny letarg jak określiła autorka.... teraz wiem ze mimo takiego letargu te wszystkie emocje są jednak w nas w środku. Mimo iz myslimy ze serducho jest puste tam jest taka kumulacja wszystkich emocji ze ja nawet się nie spodziewałam... ponad rok temu dostałam radę: \"zacznij siebie obserwować - nie oceniać - jedynie przyglądać się z boku\" i tak do dzisiaj się sobie przyglądam...z początku było bardzo, bardzo ciężko, teraz czesto sama sie z siebie śmieję (jak usłyszycie kilka historii to same bedziecie się śmiac - ale o tym później)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
cały czas mam ogromne problemy z okazywaniem emocji....wogóle z rozmową, mówieniem tego co myślę... może uda nam się na tym topiku "ćwiczyć" wyrażanie emocji, których tak dużo się nagromadziło. wydaje mi się ze emocje trzeba z siebie wyrzucać ale nie wszędzie i nie kazdemu...bo czasem może paść na nieodpowiednią osobę.... przetrzymywane emocje trochę kojarzą mi się z trzymaniem jedzenia, którym trzeba się podzielić, poczęstować, czasem trzeba rzucić pomidorem w kogoś:)) ale też jedzenie za długo trzymane plesnieje i gnije .... rozrasta się i śmierdzi (przepraszam za określenie ale wiem to z doświadczenia). Za długo trzymane emocje też z casem nabierają nierealnego wydźwięku, rosną, rosną...zamieniaja się w zgryzotę, złość na cały świat i wogóle potem wszystko tak strasznie boli. czasem po prostu chciałabym nie istnieć...tylko zeby nie czuć bólu.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
u mnie z jednej trony to jest duszenie (tego, co mnie boli i z czym sobie nie radzę), ale z drugiej strony właśnie nadmiar emocji, ale tylko takich jak gniew, złość, smutek, itd. ja właśnie łatwo wybucham albo bez przyczyny albo z mało ważnych przyczyn, tzn. ja niby wiem dlaczego (że jest mi tak źle), ale zawsze jest to w nieodpowiednich momentach i czuję się jak nierównoważona. tak jak właśnie napisałaś na końcu postu - zgryzota i złość. a cieszyć się? tu mam inaczej - ja się nigdy z niczego nie cieszę, ale właśnie udaję. więc odwrotnie niż Ty piszesz, że się cieszysz, a nie umiesz tego okazać. ja całe życie chodziłam z przyklejonym uśmiechem, ile razy się zanosiłam od śmiechu tylko dlatego, że tak wypada, a w środku wszystko we mnie krzyczało i płakało...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
tak się teraz zastanawiam nad tytułem tego topiku... wcześniej miałam wrażenie, że mogę się podpisać pod 99% tego, co piszecie, ale jak dla mnie to nie wiem, czy to jest emocjonalny letarg, chyba bardziej emocjonalny letarg pozytywów, bo złych uczuć czuje aż nadmiar. czasem tylko popadam w takie otępienie, że wtedy nic, mogę tylko leżeć, bezmyślnie gapić się w ścianę czy sufit i wszystko mi obojętnieje. więc stan emocjonalnego letargu mam na przemian ze złością i smutkiem, ale biernymi. dlatego jak dla mnie odpowiedni tytuł to byłby: ŻYCIOWY LETARG.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć dziewczyny! Odezwałyście się... i muszę przyznać z ręką na sercu, że ta niedziela zrobiła sie przyjemniejsza i mimo nieba pełnego ciężkich, ciemnych chmur, bardziej słoneczna... :) Zauważyłam ostatnio i zpraktykowałam na sobie, że należy się cieszyć najmniejszymi rzeczami, drobnymi gestami.... Taka metoda małych kroczków. Za każdym drobnym zdarzeniem stoją drobne pozytywne emocje. Drobinka do drobinki i tworzy się lepszy nastrój, a co za tym idzie optymistyczniejsze myślenie, chęć do działania, do życia.... Wiem, wiem... łatwo się pisze, w praktyce jest dużo, dużo trudniej. Zwłaszcza gdy rzeczywistość przygniata. Ale trzeba próbować... Inaczej nie damy rady z tego wyjść. Znalazłam kartkę na której kilka dni temu spisałam mój plan działania. Takie powiedzmy główne postanowienia względem siebie i mojego zachowania. 1) wziąć się wreszcie w garść 2) przestać użalać się nad sobą 3) przestać się mazać 4) uśmiechać się do ludzi 5) nie zadręczać przypadkowych osób swoimi problemami 6) znaleźć hobby i się nim zająć Króciótkie objaśnienia ;) Ad. 1) Powiedzieć sobie jasno z czym mam problem. Nie obarczać winą za całe zło jakie mnie dotkneło wszystkich wokół, nie zwalać na złe zbiegi okoliczności, fatum czy jeszcze na co innego. Zaakceptować to, że moje życie wiąże się z ograniczeniami i że będzie już tak zawsze ale przy okazji nie skreślać siebie tylko szukać rozwiazań. Znależć sposób na to by jeszcze czerpać radość z życia. Ad. 2) Nie chodzi o umiejszanie swojego problemu ale też nie rozdmuchiwanie go do niebotycznego rozmiaru. Bo to w niczym nie pomoże, przeciwnie jeszcze bardziej zdołuje i odbierze ostatnie chęci. Wiadomo, są ludzie którzy mają lepiej ale są też tacy którzy mają jeszcze gorzej. Cały czas staram sobie powtarzać, że ciągle mam szanse coś ze swoim życiem zrobić, ono jest w moich rękach i ode mnie będzie w dużej mierze zależeć jak je przeżyje i jaka bedzie jego jakość, mimo ograniczeń. Ad. 3) Przestac sie mazać, gdyż łzy co prawda działają oczyszczająco i na pewno nie zaszkodzi czasem sobie popłakać to jednak taki płacz w dużych ilościach może spowodować odwodnienie. A poza tym powoduje obrzęk oczu, żle to wpływa na urodę, szczególnie kobiet w pewnym wieku. Zauwazyłam, że z wiekiem skóra już nie tak elastyczna. To tak pół-żartem, pół-serio ;) Ad. 4) Nie chodzi o fałszywy, wymuszony uśmiech. Czasem wystarczy odwzajemnić czyjś uśmiech (przypadkowym przechodzniem na ulicy, nieprzypadkowym rozmówcą), uśmiech którego często się nie zauważam będąc pogrążoną w swoim myślach, problemach. A czasem go po prostu bagatelizuje a przecież móglby być to potencjalnie kolejny krok do lepszego... Ad. 5) Po tym jak zaczęłam być bardziej otwarta zdarzyło mi się kilka razy powiedzieć za dużo do nieodpowiednich osób. Tzn. one może i by były odpowiednie ale nie na tym etapie znajomości. Za wcześnie. W ten sposób zniechęciłam je tylko do siebie. Tak jak wczesniej pisałyście trzeba ważyć komu i ile powiedzieć. Na wszystko przyjdzie czas... Chociaż dla mnie to cały czas trudne, bo emocje we mnie buzują... Ad. 6) Mogłaby się tutja znaleźć również praca, ale tylko po części. Ucieczka w pracę to też nie rozwiązanie, choć cześciowo pozwala zająć myśli. Jednak hobby najlepsze. Pozwala zająć czas i myśli, przy okazji rozwija i często powala poznać nowych ludzi mających te same zainteresowania. Plan działania już mam. Niby oczywiste rzeczy ale takie usystematyzowanie pozwala mi to jakoś lepiej ogarnąć. Ciekawe jak pójdzie z realizacją. I chcąc niechąc tym sposobem poznałyście dziewczyny mój planistyczno-analityczno-filozoficzny charakterek ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypomiało mi się takie jedno powiedzonko Sztaudynger (uwielbiam jego powiedzonka): "Nie pojmie głodnego syty, bo ich różnią apetyty." Tak jest u nas. Syty nie zrozumie głodnego niekoniecznie dlatego że nie chce zrozumieć, czy że nie chce słuchać o głodzie. On może i nwet chcieć słuchać ale sam nigdy nie był naprawdę głodny lub glodny w tak dotkliwy sposób.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
unconfortably numb \"jak mnie jeszcze kiedyś zdarzały się \"normalne dni\" to mnie wykańczały, a nie dawały siłę i nadzieję\" Dlaczego? Nie cieszyłaś się w ogóle w ciągu tych \'normalnych dni\'? Nie podejmowałaś żadnych działań, żeby jakoś tą atmosferę \'normalnych dni\' przeciągnąć? Piszesz, że nie masz wokół siebie przyjaciól, znajomych. U mnie też ich za bardzo nie ma ale myślę sobie, że w tym może być klucz do sukcesu. Trzeba by pomyśleć właśnie nad nowymi znajomościami. To mógłby być motor napędowy zmian. Burak_cukrowy Czyli wychodzi na to, że jednak nie warto za bardzo hamować emocji. Tzn nie można przesadzać w żadną stronę, czyli jak jest faktycznie powód to się zdenerwować i uzewnętrznić te złość (fakt, gdzieś czytałam, ze to ponoć działa oczyszczająco). Z drugiej strony jak jest powód do radości czy uśmiechu to nie przechodzic obojętnie tylko się rozweselić. Dobrze jest też umieć popłakać i powiedzieć głośno jest mi źle ale też z drugiej strony nie można w tym stanie być 24h na dobe. Nie tłamsić tych wszystkich uczuć w sobie, bo one są tak jak to zepsute jedzenie (swoją drogą bardzo obrazowe i trafne porównanie). Robi się go za dużo i człowiek już wtedy nie wie jak się go pozbyć... Dobry pomysł z tym ćwiczeniem w wyrażaniu emocji. Dziewczyny, przecież my to umialyśmy kiedyś robić. To jest jak z jazda na rowerze, w podświadomości na pewno mamy zakodowaną tę umiejętność. Teraz sobie trzeba tylko przypomnieć i poćwiczyć, a później to już będzie samo przychodzić. Mam nadzieję... unconfortably numb Piszesz, że nic Cie nie cieszy. Moze po prostu nie dajesz sobie szansy? Może jesteś z góry zakodowana na to, ze cieszyć sie nie będziesz i już? Jest na to jakiś sposób? A co myślicie o sposobie przez naśladownictwo? Komuś coś sprawia radość to może i my powinnysmy tego spróbować? Może to też stanie się w którymś momencie radością? Ja tak odkrywam ostatnio muzykę. Kiedyś ogólnie do muzyki byłam nastawiona tak średnio, kręciłam na te czy inny zespól nosem, a ostatnio przesłuchałam ich jeden raz, drugi... jakoś mnie to specjalnie nie obeszło... ale przy jakimś ósmym razie coś zaskoczyło i poczułam, że to jest to. Teraz włączam sobie muzykę, zamykam oczy i robi mi się calkiem przyjemnie. Choć na te kilka minut trwania utworu... Nie jest to jakiś drobniutki kroczek naprzód? Teraz znów pytanie jak taką radość wyniesioną z danej czynności przelozyć na relacje z otoczeniem? Jak uzewnętrznić swoje emocje? Uśmiechnąć się do pierwszego napotkanego domownika? Z większą energią i entuzjazmem powiedzieć \'dzien dobry\' sąsiadce napotkanej na klatce? W pracy koleżance z biurka obok powiedzieć z uśmiechem: odkryłam na nowo jakiś tam zespól, słuchałam ostatnio ciekawego utworu? Może się przypadkiem zainteresuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście ten ósmy raz nie był najlepszym przykladem. Nie bez wpływu na moją determinację miał fakt, że wykonawcami byli mężczyźni, którzy tworzą nie tylko ciekawą muzykę ale również całkiem ładne efekty wizualne ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
oj, a ja myślałam, że znowu będzie cisza jak wczoraj, a tu tyle napisane :) cieszę się, że się odzywasz Bezsenna :) miło, że komuś się chce pisać do mnie :) wiesz co Bezsenna... ja z tego planu, z tych wszystkich punktów wiele rzeczy robiłam, w niczym to nie pomogło, a teraz wiele rzeczy jest po prostu niemożliwych. jednak nie wszystko jest w naszych rękach i życie nie zależy tylko od nas samych - temu się nie da zaprzeczyć, zależy też od innych ludzi i okoliczności. ja tyle się męczyłam, żeby nakierować swoje na w miarą normalne tory... żeby przezwyciężyć złą passę... i nie mów, że takiej nie ma, bo ile można walczyć o wszystko i i tak zawsze być na dnie? :( w tej chwili nie ma światła, w którego stronę mogłabym iść, nie ma rzeczy, które mogłabym zrobić, by coś zmieniły. nie ma wyjścia, bo przez 10 lat go szukałam i okazuje się, że na nic. lata temu miałam bardzo podobny plan, starałam się podnieść, nie dać się, nie użalałam się do ludzi, nikogo nie zadręczałam swoimi problemami, uśmiechałam się, starałam się być miła, wesoła, pogodna, rozmowna, ale nie o smutkach, i nic z tego wszystkiego nie wynikło. stałam się tym, czym się stałam :( czyli nikim :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
""jak mnie jeszcze kiedyś zdarzały się "normalne dni" to mnie wykańczały, a nie dawały siłę i nadzieję" Dlaczego? Nie cieszyłaś się w ogóle w ciągu tych 'normalnych dni'? Nie podejmowałaś żadnych działań, żeby jakoś tą atmosferę 'normalnych dni' przeciągnąć?" -------------------------- nie cieszyłam się, bo mnie męczyły. strasznie! i dołowały, że w tej normalności czuję się tak źle... a przeciągnąć? próbowałam oczywiście ze zdrowego rozsądku, ale jak zostałam bez ludzi, bez czegokolwiek, to co można samemu? :( "Piszesz, że nie masz wokół siebie przyjaciól, znajomych. U mnie też ich za bardzo nie ma ale myślę sobie, że w tym może być klucz do sukcesu. Trzeba by pomyśleć właśnie nad nowymi znajomościami. To mógłby być motor napędowy zmian." ----------------- to oczywiste, zgadzam się, brak ludzi wpędza nas w izolację i bezsens. walczyłam nad tym wiele lat, i chyba mnie się nie da prostu polubić... w moim wieku to każdy ma rodziny, swój krąg znajomych i nie ma się gdzie wepchać, a jak już to na chwilę i później ludzie szybko zapominają, olewają :( miałam taki rok, czy dwa, że aż prawie "goniłam" za ludźmi, oczywiście nie dosłownie, bo nachalna nie umiem być, ale dla mnie to były bardzo trudne kroki zagadać do kogoś, zaproponować coś itp, ale zawiodłam się na wszystkich, nikomu nigdy nie byłam potrzebna na dłużej, tylko każdy mnie wykorzystywał, jak na chwilę konkretnie byłam potrzebna, a później zawsze szłam w odstawkę, ale nie chwilową, ale wieczną. próbowałam i odnawiać i podtrzymywać znajomości, ale mnie nic nigdy nie wychodzi :( i skoro tak byłam i jestem nielubiana, to tylko doszłam do wniosku, że widać nie zasługuję na przyjaźń czy nawet koleżeństwo, nie wiem, czy teraz po tylu latach umiałabym komuś zaufać. mam blokadę na maxa / zdziczałam w tej chorej izolacji :( "A co myślicie o sposobie przez naśladownictwo? Komuś coś sprawia radość to może i my powinnysmy tego spróbować? Może to też stanie się w którymś momencie radością?" ---------------------- ale kogo mam nasladować? i jak?:( "Ja tak odkrywam ostatnio muzykę." ----------------------- muzyki słucham, ale to dla mnie jedyna norma... a nie przyjemność... powiem może tak, że bez muzyki jest mi jeszcze gorzej, więc z muzyką jest mi mniej źle ;) może to taki maleńki kroczek... "Teraz znów pytanie jak taką radość wyniesioną z danej czynności przelozyć na relacje z otoczeniem? Jak uzewnętrznić swoje emocje? Uśmiechnąć się do pierwszego napotkanego domownika? Z większą energią i entuzjazmem powiedzieć 'dzien dobry' sąsiadce napotkanej na klatce? W pracy koleżance z biurka obok powiedzieć z uśmiechem: odkryłam na nowo jakiś tam zespól, słuchałam ostatnio ciekawego utworu? Może się przypadkiem zainteresuje..." ------------------------------- tak robiłam przez wiele lat, naprawdę, i nawet tak jak piszesz - zainteresowałam czasem kogoś czymś, ale wszystko było złudne i chwilowe. dzień dobry zawsze mówiłam głośno i z uśmiechem, ale sama odpowiedź nie zastąpi relacji międzyludzkich i nie nada sensu życiu... a teraz to nie mam z kim rozmawiać i nie spotykam ludzi nawet przelotem :( ps. fajnie, że piszesz tyle rad, ale jest mi niesamowicie przykro, że na mnie to nie działa... mam nadzieję, że nie odbierzesz tego jako przeciwko sobie, że ja wszystko neguję, bo ja się zgadzam z Twoim podejściem, ale odpisuję tutaj szczerze (w końcu gdzieś mogę się zwierzyć), widać jestem beznadziejnym przypadkiem, na którego nic nie działa :( nie wiem, co mam robić :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
""Nie pojmie głodnego syty, bo ich różnią apetyty." Tak jest u nas. Syty nie zrozumie głodnego niekoniecznie dlatego że nie chce zrozumieć, czy że nie chce słuchać o głodzie. On może i nwet chcieć słuchać ale sam nigdy nie był naprawdę głodny lub glodny w tak dotkliwy sposób." ---------------------- tak, masz rację, dlatego ja właśnie nie użalałam się nad sobą i nie opowiadałam wszystkich, zamęczając, jak to mi jest źle. wiem, że to nie ma sensu. i nikt nie lubi ludzi, co sie użalają - to też ważne. boli mnie tylko to, ze ci "syci" czasem wymagają od "głodnych", by czuli się tak jak oni, a to nie zawsze jest możliwe. ufff, ale czuję się zmęczona, a napisałam 3 posty :O chyba szczere pisanie trudno mi przychodzi, ale może dzięki temu poczuję choć odrobinkę ulgi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz tylko jedna z moich ulubionych piosenek, do pozostałych kwestii postaram się odnieść jutro. Zamiast... pacierza na dobranoc http://pl.youtube.com/watch?v=OL_l3bvWyJU \" Ile mam grzechów? któż to wie... A do liczenia nie mam głowy Wszystkie darujesz mi i tak Nie jesteś przecież drobiazgowy Lecz czemu mnie do raju bram Prowadzisz drogą taką krętą I czemu wciąż doświadczasz tak Jak gdybyś chciał uczynić świętą...\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
Witam Was serdecznie Bezsenna śliczna piosenka.... To prawda że nasze życie jest kręte i pełne bólu ....czasem się zastanawiam czy to wszystko jest czystym przypadkiem czy może ma jakiś głębszy sens.... Ostatnio często ogladam "dotyk anioła" w TV (jest o 8:00 rano) i powiem że to skłania mnie do przemyśleń. czesto w tym filmie pojawia się stwierdzenie, ze "Bóg ma plan w stosunku do każdego z nas"....często w tym filmie pokazane jest że człowiek przeżywa ogromne cierpienie ale po x latach okazuje się że ono miało sens, że było po coś.... czasem tak sobie tłumaczę że moze za x lat pomyślę o tym co mnie spotyka że to było po coś... może teraz nie widzimy rozwiązania ale ono samo przyjdzie kiedyś A propos planów działania to przynosi to efekt ale nie można działać zbyt szybko i kazdy ma inny tryb, inne życie i rozumiem że unconfortably numb mogłaś poczuć że coś takiego nie przynosi efektu....że nie działa,.. ze swojego doświadczenia wiem (szkoda że dopiero teraz) że jeżeli bedziemy to próbować wprowadzać w życie zbyt szybko....to nas to wyczerpie jeszcze bardziej. nie możemy też wymagać od siebie natychmiastowych zmian...bo to nas tylko moze zniechęcić bo zmiany w nastroju mogą nadejść zbyt późno....tak małymi kroczkami trzeba iść...nie próbować biec bo to jeszcze nas bardzij wyczerpie. A najlepiej to wogóle mało przyglądać się zmianom i nie koncentrować się zbytnio na nich ale skupić się na zadaniach (a nie efektach) przepraszam że generalizuję i że może kogoś uraziłam przez to.... są to moje przemyślenia i wiem że na każdego działa co innego, że każdy jest inny. unconfortably numb jeżeli chodzi o bycie na dnie to ja staram się myśleć o tym w ten sposób ze jeżeli czyję że jestem na dnie to znaczy że może być tylko lepiej.... że już niżej nie spadnę.... wiem, wiem często jest to podwójne dno (albo wielokrotne:) i zazwyczaj okazuje się że coś jeszcze bardziej nas przytłacza i że jeszcze niżej spadamy. Acha i nie Jesteś samotna w tym, jak poczyjesz znowu dno pod stopami to rozejrzyj się dokołą....jesteśmy tam z Tobą:)naprawdę pozdrawiam i życzę dużo siły na ten poniedziałek jak sobie wrzucę tą piosenkę http://pl.youtube.com/watch?v=I_jwIeoAP8Q to zawsze się uśmiechnę :))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
"jeżeli chodzi o bycie na dnie to ja staram się myśleć o tym w ten sposób ze jeżeli czyję że jestem na dnie to znaczy że może być tylko lepiej...." ------------------ Burak_cukrowy, od tylu lat nie jest lepiej, że to raczej niemożliwe, że nagle stanie się cud... "A propos planów działania to przynosi to efekt ale nie można działać zbyt szybko" --------------- masz rację... ale u mnie to trwało kilka lat, więc nie oczekiwałam szybkiego i nagłego zwrotu. skoro walczyłam i próbowałam, nie poddawałam się do końca mimo tego, że było niesamowicie ciężko przez wiele lat, to może to znaczyć tylko niewypał :( przez lata nie osiągnęłam nic, a teraz nawet nie mam możliwości na zmiany :( "Acha i nie Jesteś samotna w tym, jak poczyjesz znowu dno pod stopami to rozejrzyj się dokołą....jesteśmy tam z Tobą naprawdę" ciągle czuję dno, nie mam jak żyć, nie wiem, co mam robić, nie mam za co żyć, nie mam nikogo bliskiego (poza rodzicami, ale w moim wieku to nie powód do dumy :O), nie mam gdzie się podziać, nie mam możliwości rozwoju, nie mam szans na szczęśliwe i normalne życie, nie mam ludzi wokół siebie, nie mam już realnych planów, nie mam dni bez lęków i obaw, nie mam nic :( przepraszam za chaos, ale tak strasznie mi źle i tak bardzo nie wiem, jak wyrazić to, co czuję, żeby nie było odebrane tylko jako użalanie się nad sobą i przesadę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aaalllle konkurs
Nagrody za Darmo, weż udział w losowaniu! Raz w miesiącu: TV Plazma 42" Raz w tygodniu: Laptop Raz dzienie: masa nagrod do wygrania o wartosci do 1000zł!!!!!! http://tnij.org/wygraj_laptopa_co_tydzien Sprawdz sam, zajmie Ci to pare sekund, a jak Ci sie nie spodoba to zamkniesz stronke!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
unconfortably numb "to raczej niemożliwe, że nagle stanie się cud..." cuda mają to do siebie że są niemożliwe:) ja też nie wierzyłam - teraz czesto też tak jest że myślę że nic dobrego mnie nie spotka w życiu a śmierc byłaby wybawieniem.... jak przychodza takie straszne myśli to mówię im wtedy " spie***ać k***a tylko zatruwacie mi życie, spie***ać mówię!!!!" - :))czasem skutkuje. Tak mnie te stany wykańczają i tak bardzo je znienawidziłam że zaczęłam traktować je jak intruza! co się dzieje że nie masz możliwości na zmiany? w każdej sekundzie życia można coś zmienić: czasem na lepsze czasem na gorsze. nasze wybory to nieustanne zmiany. miałam taki moment (ponad rok) w życiu że nie wiedziałam kim jestem, po co żyję i jaki jest cel mojego życia.... teraz też nie wiem ale przynajmniej nie myślę o tym cały czas.... pomogło mi to że zaczęłam wykonywać podstawowe czynności: typu ugotowanie herbaty, zrobienie coś do jedzenia bez zastanowienia sie czy to ma sens....koncentruję się tylko na czynności i przynosi to efekty....cel życia nadal nie przyszedł ale czasem jest zadowolenie z dobrze wykonanej czynności.... nie umiem tego dokładnie opisać. Prawda jest taka że im mniej myślę o sensie życia tym bardziej życie nabiera barw... acha i zazdroszczę Ci rodziców... ja mam z moimi bardzo sporadyczny kontakt a ojciec nie odzywa się do mnie ponad rok a cała rodzina myśli że to moja wina.... czego się obawiasz? przyszłosci? ja tak ...bo nie wiem czy sobie poradzę - nadal myślę że jestem nieżyciowa, aspołeczna i wogóle....ech... i nie przepraszaj za nic.....po to tu piszemy żeby wyrzucić z siebie złości, poopowiadać o smutkach i poużalać się nad sobą..... pozdrawiam Was dziewczyny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
unconfortably numb dziękujemy za piosenkę:)) to do dzieła: zabij swój strach!!!! jjjeeeee

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
dobranoc dziewczynki:)) kolorowych snów ściskam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość unconfortably numb
cześć Burak_cukrowy a Bezsenna zamilkła :( pewnie za dużo się rozpisałam i komu by się chciało to czytać :( aż żałuję, że zaśmiecam Twój temat :( "cuda mają to do siebie że są niemożliwe" ----------------- no właśnie :( a realnych wyjść nie ma :( "jak przychodza takie straszne myśli to mówię im wtedy " spie***ać k***a tylko zatruwacie mi życie, spie***ać mówię!!!!" - czasem skutkuje. Tak mnie te stany wykańczają i tak bardzo je znienawidziłam że zaczęłam traktować je jak intruza" --------------------- mnie to się nie udaje, bo one dotyczą wszystkiego, i mało ważnych spraw i tych generalnych, tak więc są zawsze i wszędzie, nawet, gdy czymś się zajmuję, to one i tak kołaczą... "co się dzieje że nie masz możliwości na zmiany? w każdej sekundzie życia można coś zmienić: czasem na lepsze czasem na gorsze. nasze wybory to nieustanne zmiany." ----------------------- nie mogę tego opisać, to jest zbyt skomplikowane, ale nie będzie dobrze nigdy i moje wybory na nic tu nie wpłyną. a co do mniej ważnych spraw, to nawet nie ma alternatyw wyboru, bo jak coś wybrać z niczego? :( "czego się obawiasz? przyszłosci? " ----------------------- też przyszłości i to w tym ogromnym wymiarze, ale to akurat jest jak najbardziej niewyimaginowany problem, no ale mojej sytuacji tu nie opiszę... (ale dodam, że to byłby problem dla każdego, nie tylko z problemami psych.), napisałaś, że zazdrościsz mi rodziców, no i właśnie moja teraźniejszość dzięki nim istnieje, ale przyszłość? rodzice wiecznie nie żyją... naszych dobrych relacji w nieskończoność też nie mogę być pewna, a tylko dzięki nim jeszcze żyję... ale wracając do pytania, czego się obawiam? bo poza tym to wszystkiego... tego się nie da opisać... całe życie to fobia, fobie, i te poważniejsze i te obiektywnie śmieszne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
unconfortably numb fajnie że Jesteś:)) a Bezsenna chyba śpi:)) hop hop czekamy na Ciebie Bezsenna. ja mam dziś wizytę u psych. muszę teraz uciekać ale wpadnę wieczorem i na pewno napiszę coś więcej. wiecie co? z Wami jest jakoś raźniej:) pozdrawiam pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie dziewczynki! :) unconfortably numb Jakie rozpisałam? Jakie zaśmiecam? Nawet niech Ci gd głowy nie przychodzi przestać pisać... Czytam z uwagą wszystkie posty i bardzo się z nich cieszę. Na początku nawet nie przypuszczałam, że będzie odzew na mój topik, a tu już tyle tekstu.... i bardzo, bardzo się cieszę i dziękuję wszystkim za odzew 🌻 Nie narzucajmy sobie żadnych ograniczeń kto, co, ile i jak często ma pisać. Niech każdy pisze co mu leży na sercu, wątrobie, żąłądku czy jeszcze innym narządzie... o tych bardzo istotnych i tych bardziej błahych rzeczach. Co do zmian. Ja z moimi demonami walcze już od kilkunastu lat. To nie jest tak, że dopiero teraz zaczął mi sie łamać świat. Być możę tego tak bardzo wcześniej nie odczuwałam bo szkoła, bo studia, pierwsza praca... jakos tych ludzi wokoł było więcej, zycie toczyło się inaczej, było mi łatwiej. Chyba ciągle liczyłam na ten cud, że w końcu się coś odmieni, tak samo z siebie... Jednak coraz bardziej popadałam w marazm, apatie, powoli zatracałam sens.... W końu wydawało mi się, że już kazdy ruch, każde posunięcie powoduje że coraz bardziej się duszę... Wydawało mi się, że nie ma wyjscia z tej sytuacji. Aż w końcu uwiadomiłam sobie, ze tylko ja mogę sprawić by ten stan rzeczy jakoś zmienić, choć odrobinę polepszyć. Fakt, na wiele spraw nie ma wpływu ale są jednak takie dziedziny w których coś mogę zrobić. Dlatego jakiś czas temu zdecydowałam się na wielka zmiane, pracy, mieszkania, miasta. Nie wiem czy to była dobra decyzja, czas pokaze ale coś jednak zrobiłam. Jakiś krok naprzód. Dzięki temu odzyskałam wiarę w to, że to ja sama decyduję o własnym życiu. Ta zmiana nie gwarantuje mi szczęścia, rownież generuje kolejne problemy, kolejne wielkie doły, zwątpienie ale takie chyba jest życie. Stawia przed nami przeszkody do pokonania, jednym małe, innym ogromne. Ale czy po ich pokonaniu nie stajemy się silniejsi? Moje życie to taka sinusoida. Raz jestem całkiem wysoko (choć nigdy na szczycie), drugi raz na samym dnie. Te przeskoki mnie dobijają. Czasem już nie mam siły na to dno... Burak_cukrowy Masz racje nie można działać zbyt szybko, nie żądac od siebie natychmiastowych zmian, bo to nierealne i najczęściej powoduje zniechecenie i jeszcze wiekszy dół. Nie koncentrować się na efektach tylko skupić na działaniach. Dokładnie tak. Piszesz o wykonywaniu czynności bez zastanowienia. Też to przerabiałam. Zmuszałam sie do podstawowych czynności, robiałam podstawowe minimu, zmuszałam się do wyjscia do pracy, spotkania z rodziną, z nieliczną garstką znajomych. Im więcej razy to robiłam tym bardziej wchodziło mi w krew i momentami nawet zaczęło sprawiać przyjemność i byłam z siebie zadowolona. Faktycznie, wykonywaniu wielu czynności nie musi towarzyszyć rozważanie: warto-niewarto, czy to ma sens? Po prostu trzeba robić i już, a z czasem działa sie siła rozpędu. Ja funkcjonuję jeszcze jakos w miarę chyba dlatego, ze ostatnio w ogóle mało analizuję. Bo wiem, ze jakbym zaczęła analizować niektóre dziedziny mojego życia załamałabym sie doszczętnie. Oczywiście zdarzają mi się czasem dni (melancholii, albo po zdarzeniach które mi bardzo dopieką), kiedy włączam jakąś smętną muzykę i ryczę (jak to miało miejsce kilka dni temu). Ale staram się żeby było takich dni jak najmniej. Zajmuję głowę czymś innym, staram się skupić na pozytywach, jakiś drobnych sukcesikach, drobnych przyjemnościach.Wypieram z umysłu te największe problemy, szczegolnie te na które nie mam absolutnie żadnego wpływu. Bo taka prawda, co nam da zadręcanie się przez całe życie sprawami których nie zmienimy. Skupmy się na tym , gdzie jeszcze coś możemy zrobić. Pisałam wcześniej o wielkich zmianach ale tak naprawdę tych małych możemy wprowadzić najwięcej. Czasem podetnę sobie włosy, zrobie paznokcie, poćwiczę, wyjdę na spacer, kupię ciekawą ksiązkę.... Wykonuję daną czynność i ciesze sie tu i teraz. Staram się nie myśleć wtedy o tym jakie mam okropne życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pisałyście o przyszłości. Też sie tego obawiam ale nie przyszłości w wielkim wymiarze tylko przyszłości w której będę staruszką całkiem samą, zdaną na łaskę obcych. Z rodziną mam takie średnie kontakty. Niby są ale jakby ich nie było (choć po wyjeżdzie i samotnym życiu w wielkich mieście nabrałam dystansu i inaczej spojrzałam na rodzinę). Są dwie, w porywach do trzech osób na które wiem, ze moge liczyć (to osoby starsze i wiem, że żyć wiecznie nie będą). Z ojcem nigdy nie miałam kontaktu. A pozostali, cóż... Staram się nie myśleć zbyt często o tym, w ogóle nie wybiegac myślą w przyszłość tylko być tu i teraz. unconfortably numb Bardzo smutne są Twoje wypowiedzmi... Wiem, że te moje teksty o wielkich zmianach mogą być dla ciebie śmieszne i jakby z inne bajki. U Ciebie jest ten problem, że nie czerpiesz radości nawet z najmniejszych rzeczy. Więc co tu mówić o rewolucji życiowej. A nie myślałaś nad jakąs profecjonalną pomocą jak nasz Burak_cukrowy? Czy ja dobrze odczytuje, że Twoje problemy zwiazane są z tym, że nie masz pracy i jesteś zdana we wszystkim na rodziców? Jeśli to zbyt osobiste i nie chcesz tego w ogole rozwijać na forum oczywiscie zrozumiem :) Buraczku Masz racje, straszny śpioch się ze mnie przez te święta zrobił ;) Powodzenia na wizycie. Ściskam was mocno :) U mnie dziś świeci słoneczko... Piosenka na dziś http://pl.youtube.com/watch?v=-caOPU26rxU \"Widziałem dni w muzeach sennych, o wnętrzach zimnych jak mrok, starsi ludzie w rogach wielkich sal, księgi pięknych myśli pełne, pokrył gruby kurz, herbaty łyk, kapci miękkich szum, spokuj serc...\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
witam Was Kochane:) obiecałam wczoraj napisać ale miałam takiego maksymalnego doła .... ale żyję, jestem tu .... to znaczy że chyba nie tak źle....zresztą nie wiem..... okazuje się powoli że chyba mój wieloletni związek umiera.....niestety .... zobaczymy .... powiem szczerze że mimo iż mój mężczyzna jest jedyną mi bliska osobą to nie ugnę się tym razem ... tyle lat żyłam "stłamszona", czułam się niedoceniona, gorsza... że teraz klamka zapadła albo coś się zmieni albo koniec... bo nie mam zamiaru dłużej tak żyć - to jest chyba ostatnia chwila żeby się wyrwać , żeby nie robić już nic wbrew sobie.... Bezsenna ja też kiedyś wyjechałam na drugi konic Polski - studia... potem inny koniec - praca i inne studia...... i tak wędruję po Polsce i po świecie.... ciągle uciekam - tylko przed czym?? przed strachem, bólem, beznadziejnością..... niestety przed tym nie ma ucieczki .... trzeba jakoś sobie wszędzie z tym radzić - niestety.... Ja też z ojcem nie miałam kontaktu ( z mama też ale chociaż z nią raz na jakiś czas rozmawiam...). Ojciec zawsze się na mnie obrażał i musiałam go przepraszać i pocieszać nawet jak nie zrobiłam nic złego.... w zeszłym roku jak znowu się na mnie obraził (za to że odezwałam się do mamy) i ja nie przeprosiłam go to do tej pory mnie nie zna .... nawet na swięta się nie odezwał..... k***a mać!!!! I rozgaduje całej rodzinie plotki o mnie o których ja z kilkumiesięcznym opóźnieniem się dowiaduję:(( unconfortably numb możesz troszkę sprecyzować czego się boisz? jaka fobia? Mam nadzieję że u Was lepsze nastroje.... Dajcie znać jak Sywester... ja nie wiem czy dotrzymam bo piję już 2ie piwo a spałam może 4 godz. dziś...... trzymajcie się dziewczyny pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć. Tak sobie poczytałam troche i chyba to też pomału mnie dotyczy. Może nie aż tak, jak Was. Ale poczucie beznadzieji ogarnia mnie często. Czasami mam wrażenie, że zyję za jakąś szybą - inni się bawią, śmieją, a ja obserwuję ich zza tej szyby. Nie, wcale się nie alienuję, po prostu jakoś tak... Zwłaszcza, że jestem w takim wieku, że powinnam cieszyć się zyciem, bawić, szlaeć, takie studenckie życie... a po prostu nie chce mi się...jakoś nie widzę w tym sensu... no i mam niską samoocenę. Bardzo. Chociaż nie powinnam... pozdrawiam Was ciepło.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Burak_cukrowy
witam Was serdecznie A gdzie się wszyscy podziali? Z jednej strony to chyba dobrze bo to oznaka, że jest u Was lepiej:) Ja przechodzę dziś dołek....takie -1 na sinusoidzie..... grafitowa mówisz "u mnie nawet takie pojedyncze zwykłe czynności, żeby cieszyły, trudno znaleźć wszystko przytłacza, wszystko jest nie tak..." - rozumeim Cię bo też tak mam....pomaga mi, kiedy niezastanawiam się nad sensem ich wykonywania..... CZasem dopada mnie jeszcze teki stan że nie moge sie skupić kompletnie nad niczm, nie mogę się cieszyć....ataram się nad tym zbytnio nie zastanawiać....czasem przeczekam, czasem zajmę się czymś innym... Grafitowa....ja też praktycznie żyję w czterech ścianach..... mobilizuje mnie jedynie wyjście właśnie do psychologa..... to jakoś organizuje mi życie (mimo iż mam wizyty co tydzień)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie w nowym roku! Moja nieobecność to nie znak, że dzieje się coś lepiej. Skończyły się święta, urlop i niestety trzeba było wrócić do codziennego kieratu. U mnie nie jest ani lepiej ani gorzej. No może jednak trochę bardziej na plus, bo po tej przerwie świątecznej mam bardziej naładowane akumulatory. Niby w trakcie świąt puściły mi nerwy i zaczęłam krzyczeć na forum.... to jednak suma sumarum wydarzyło się sporo pozytywnych rzeczy. Nawet w pracy usłyszałam, że wyglądam na bardziej wypoczętą i naładowaną energią... Mam nadzieję, że tej energii starczy mi na dłużej, choć już na początku tygodnia zaczęły się schody... więc pewnie z czasem znów zacznę wylewać swoje smuty. Chociaż bedę się starać i łatwo się nie dam ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×