Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Gość stukpuk_puk puk
dziękuję Niebo błękitne może wyjaśnię, wiem że mam kłopot z bliskością, mam w sobie trochę z DDA, patologicznie niedowartościowana i w poczuciu, że na wszytko muszę zasłużyć otoczona jestem ludźmi, którzy winią mnie choćby tak: "Anka znowu bilet nie wazne nie musisz oddawac ty tylko forsa I forsa Jestes mi potrzebna ale nie moge zniesc twojego ujadania ! Histeri biadolenia o Nicholi To poprostu to ! Anka Glowa mnie boli przeziebiony jestem zmeczony I tyle Nie chce sie tlumaczyc ale ty mnie prowokujesz Jak milcze I nic nie mowie to kreujesz sytuacje jesli chodzi o przyjaciol to ja wiem oni maja taki stosunek do mnie jak tym I'm relacjonujesz takze co tu wiecej komentowac" albo Ojciec: "spierdalaj bo mnie jebie jak cie widzę; mam ci przypomnieć jak było z dyplomem, ze gdybym się nie włączył i tego byś nie skończyła, najpierw skończ cokolwiek ( mam mgr architektury i studium z wnętrz ukończone) Moja Mama zmarła na depresję, przezywała bardzo odejście Ojca i tego że jej nie kochał, ponad to chorowała na nowotwór ... ciężkie życie. A ja miałam sporo kłopotów, ze zdrowiem także, mam zespół znamion dysplastycznych, więc i wielki kompleks wyglądu. Z Czarkiem, jak już wiecie, nie wyszło bo nie mógł pojąć czemu zależy mi na tym by poznali mnie Jego Rodzice. Nie mogłam zrozumieć czemu rozpieszcza niezdrowo swoje dzieci. Dużo tego. Ale tak naprawdę to się skończyło. Nie chce wracać do czegoś w czym szczęśliwa nie byłam. Za to myślę przyszłam do Was po to żeby na przyszłość nie popełnić tego błędu. Wierzcie mi, nie sądzę by mnie mogło być dobrze samej. Zanim zorientowałam się, że ten związek nie jest dla mnie, miłość czy tez chemia uskrzydliły mnie i dopełniły. I uważam że tej części kobiecości nie mogę stracić, bo ona stanowi oo mojej tożsamości. Mam mózg inwestuję w niego bezustannie, wbrew obelgom i przeciwnościom ( Ojciec urządził karierę swojej kochance np. ode mnie młodszej o 2 lata - bolało i boli nadal, bo nie była to osoba, która wiedziała więcej ode mnie ...) Chodzi mi o to że chcę z Wami pobyć, bo się boję panicznie znów trafić w cyklon jakiejś nieszczerej miłości. Jestem naiwna bardzo, a to dlatego że aby zbudować dom, moim zdaniem trzeba być prawdziwym więc i zachować rodzaj autentyczności w sobie. A prawdziwa jestem w domu, kiedy mam o co się troszczyć, po prostu dla mnie dom to azyl. I chcę ten ideał ochronić w sobie, nawet jeżeli ten jak pisałaś "prostak" ze mnie zakpił i zniszczył coś we mnie. Nie mam domu, nie mam ciotek nie mam babć, jestem sama, a samemu ciężko obronić w sobie tą niewinną i prawdziwą czystą dziewczynę, kobietę. Wiem że tylko ta część mnie znajdzie dobrego człowieka, by ją kochał. Ale żeby tak było szukam opieki mentalnej, rodzaju wsparcia, po jakie przychodziło się do mamy, czy babci lub dorosłej kobiety. Jesteście Wy. Tym razem w poszukiwaniu pomocy nie udam się do mężczyzny, bo wiem już że to wykorzysta. Przyszłam do Was, bo nie chcę być ofiarą, a jednocześnie muszę mieć dom, nie już, nie w tej chwili, po prostu chcę kochać. Dziękuję Ps. część błędów w wypowiedzi Czarka, wynika z faktu że pisze z Anglii i z klawiatury z angielskim alfabetem. DZIĘKUJĘ COKOLWIEK POMYŚŁICIE O MNIE, DZIĘKUJĘ !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość arek34
PO CO TRWAĆ W TAKIM ZWIĄZKU? MOŻNA ZNALEŹĆ WIELE WSPANIAŁYCH OSÓB, KTÓRE BĘDĄ WAS KOCHAŁY BARDZIEJ I9 NIE BĘDĄ SIĘ TAK ZACHOWYWAĆ. SETKI TAKICH OSÓB ZNAJDZIECIE NA http://iduo.pl ZAPRASZAM! MACIE TAM DUŻĄ SZANSĘ KOGOŚ ZNALEŹĆ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stukpuk_puk puk... Witaj zatem 🌻 Trafiłaś w bardzo dobre \'ręce\'. My tutaj w większości staramy się coś zrobić, przede wszystkim wesprzeć siebie nawzajem, aby... wyleczyć się z chorego związku, uzależnienia, wyleczyć z chorej miłości... Skróty DDA i DDD są nam bardzo dobrze znane z autopsji. Pokochać siebie, nauczyć się tego, bo dla wielu z nas to było bardzo trudne wręcz niepojęte... dla mnie na przykład. Nauczyć się pobyć samą, samą dla siebie, dla swojego dobra, docenić siebie i to co w nas. No i to na czym nam najbardziej zależny to nie popełniać błędów, nie wchodzić w toksyczne związki, rozpoznawać toksycznych wokół siebie i trzymać się od nich z daleka... Mam nadzieję, że nam wszystkim to się uda i będziemy szczęśliwe :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam dziś doła jak stodoła
Niebo błękitne - dziekuję :) Rozwód mamy niestety z orzekaniem o winie. Chciałam bez winy, ale mąż, choc wiedział ze za wiele mu to nie nie zgodził sie na to ot tak dla zasady. Zeby mi wiecej nerwow zjesc:( Nic nie moze zrobić to mi jeszcze w sadzie dokopie. On za wszelka cene stara sie wine zepchnac na mnie, podstawia falszywych swiadkow, klamie i opowiada niestworzone historie co to niby ja nie robilam. A najwiekszym moim przestepstwem jest ten rozwod, rozbijanie rodziny bo przeciez ON MNIE TAK KOCHA:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stuk puk 😍 Trafiłaś pod świetny adres. Ty juz wiesz, ze najpierw Ty musisz byc całym jablkiem. A na razie jest tak, że lektura \"Kobiety, które kochaja za bardzo\" jest bardzo dla Ciebie. Ja wiem, ze Ty bardzo chcesz, pewnie za bardzo po prostu. I do tego pewnie uważasz, ze jak będziesz taka dobra, czuła opiekuńcza, to ktoś Cię za to w końcu pokocha. A prawda jest taka, że ktos tam kiedys pokocha cię za to, jaka jestes naprawdę. Nie musisz się starać, dawać aż do usranej smierci. Dobrym partnerem będzie ten, ktory pokocha Cie dla Ciebie prawdziwej. i nie bedziesz musiała na to pracować. To przyjdzie samo. Ale zanim ktoś ciebie pokocha, to najpierw ty SAMA MUSISZ SIEBIE POKOCHAC. Bo jeśli ty ni ekochasz siebie, to dlaczego ktoś ma Ciebie pokochać? Masz tylko siebie i całe życie tak naprawdę będziesz miec tylko siebie. Inni ludzie, po prostu w naszym zyciu bywają. Na dłużej lub krócej. Ale całe życie ze sobą jesteśmy my same. W Tobie jest mała niekochana, samotna dziewczynka. Ty dorosła musisz dać jej to, czego nie dostała od mamy i taty. MIŁOŚĆ W Tobie jest wiele miłości. Zamiast rozdawac ją na prawo i lewo na jakichś dupków, zainwestuj w siebie , i daj ja sobie. Nikt bardziej nie zasługuje na Twoją miłość, niż Ty sama. Jak zwykle kieruję Cie do psychologa. Masz do przerobienia całe swoje dzieciństwo zaniedbane, i wszystkie traumy. I dopiero pewnie po raczej dłuższym czasie, kiedy pokochasz siebie, wzmocni sie twoje poczucie własnej wartości, będziesz w stanie wybrać i pokochac właściwego człowieka. Na razie, to wydaje ci się że nikt fajny ciebie nie zechce, że nie zasługujesz. Dlatego wybierasz żle. Jak będziesz bardziej zdrowa, wybierzesz zdrowszego partnera. Dom buduje sie od podstaw, czyli od fundamentów. Fundamentem dla Ciebie jest MIŁOŚĆ Twoja do Ciebie. Dzisiaj w łożku obejmij sie ramionami, pogłaszcz się, znajdż w sobie małą dziewczynkę i .........ukochaj ją. Popłacz razem z nią, utul ją do snu. Mów do niej wiele rzeczy takich, jakie chciałas usłyszeć w dzieciństwie. Od tego zacznik. Będzie dobrze. bo Ty przeczuwasz, czego potrzebujesz. Dojrzałas do tego.To jest ten czas dla ciebie. Uda ci się. Przytulam 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo błękitne Tak się w tej chwili zastanawiam czy trzeba być chorą, zawirowaną kobietą aby tak bardzo pragnąć bliskości mężczyzny, jego czułości, dotyku, jego normalnego bycia z tobą? To znaczy że z nami jest coś nie tak? Bo tak bardzo pragniemy kochać i być kochane? Bo nie umiemy być same? Miłość czy chemia czy cokolwiek w tym stylu - potrafi być potężną siłą. Wyzwolić w nas kobiecość. Oczywiście, mogę być sama ale bardzo źle się z tym czuję. Potrzebuję po prostu do szczęścia normalnego mężczyzny. Do tej mojej kobiecej całości. Nie umiem sobie poradzić z moją obecną sytuacją - z toksycznym lodowatym mężem. Nie umiem od niego odejść chociaż wiem, że powinnam. Bardzo mnie to boli i męczy.Wszystko jest takie trudne i skomplikowane. Wymaga sporej odwagi......i tak mogłabym pisać i pisać.... Czytam Was codziennie kochane kobiety i tak sobie myślę ile w tym wszystkim jest bólu, walki, determinacji.Uczę się od Was. Wszystkie jesteśmy w drodze. Obyśmy szczęśliwie doszły do celu - czego Wam z całego serca życzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Izabelinda
Moj problem polega na tym że to nie mój partner molestuje mnie psychicznie tylko ja go!!! obrzucam go wyzwiskami jeżeli mnie zdenerwuje krzycze groże ze popełnie samobujstwo że się okalecze wyłaczam telefon nie okazuje mu szacunku rozkazuje narzucam mu swoją opinie chce aby robił tak ja ja sobie zaplanowałam doszło do tego że ja mu dobieram slow których ma uzywać jak rozmawia z kimś używam przemocy fizycznej doszł0o do tego że ostatnio wziełam do ręki nóż.Uspakajam się dopiero wtedy jak on płacze co ja robie najlepszego że on mnie tak kocha a ja to niszcze wtedy mnie przytula i oboje placzemy. nie powiem że tak jest zawsze bo nie jest jest żle dopiero wtedy kiedy ja się np dowiem że on gdzieś był a mi nie powiedział że że wypił alkohol ze nie odbierał tel że mnie lekceważył wtedy wpadam w obłęd najpierw placze a potem przychodzi wsciekłość i agresja Pisz bo prosze o pomoc bo boje się swojego zachowania że skrzywdze osobe którą kocham nad życie że ona wkońcu tego nie wytrzyma. Do tej mojej agresji dochodzi to że chciałabym aby on był ciągle przy mnie a jak go nie ma żeby non stop rozmawiał ze mną przez tel kiedy się nie odzywa np 3 godziny płacze że juz pewnie mnie nie kocha. Tak bardzo potrzebuje pomocy bo nie chce stracić osoby dla której żyje bo moje życie straci sens. PROSZE MI POMÓC jak ja mam z tym walczyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Izabelinda
Moj problem polega na tym że to nie mój partner molestuje mnie psychicznie tylko ja go!!! obrzucam go wyzwiskami jeżeli mnie zdenerwuje krzycze groże ze popełnie samobujstwo że się okalecze wyłaczam telefon nie okazuje mu szacunku rozkazuje narzucam mu swoją opinie chce aby robił tak ja ja sobie zaplanowałam doszło do tego że ja mu dobieram slow których ma uzywać jak rozmawia z kimś używam przemocy fizycznej doszł0o do tego że ostatnio wziełam do ręki nóż.Uspakajam się dopiero wtedy jak on płacze co ja robie najlepszego że on mnie tak kocha a ja to niszcze wtedy mnie przytula i oboje placzemy. nie powiem że tak jest zawsze bo nie jest jest żle dopiero wtedy kiedy ja się np dowiem że on gdzieś był a mi nie powiedział że że wypił alkohol ze nie odbierał tel że mnie lekceważył wtedy wpadam w obłęd najpierw placze a potem przychodzi wsciekłość i agresja Pisz bo prosze o pomoc bo boje się swojego zachowania że skrzywdze osobe którą kocham nad życie że ona wkońcu tego nie wytrzyma. Do tej mojej agresji dochodzi to że chciałabym aby on był ciągle przy mnie a jak go nie ma żeby non stop rozmawiał ze mną przez tel kiedy się nie odzywa np 3 godziny płacze że juz pewnie mnie nie kocha. Tak bardzo potrzebuje pomocy bo nie chce stracić osoby dla której żyje bo moje życie straci sens. PROSZE MI POMÓC jak ja mam z tym walczyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aadddaa
Yeez Dziękuję. Masz całkowitą rację.Wszystko bierze się z dzieciństwa.Mój ojciec pracował jako grafik. Robił szyldy i reklamy, malował obrazy. Cały czas przy farbach i silnych rozpuszczalnikach. Nie miał dla rodziny czasu. Praca i praca. Gdy miałam 17lat rozchorował się psychicznie. Stwierdzono u niego schizofrenię. Koszmar trwał następnych 18lat. Trudno o tym pisać. W sumie to nie miałam ojca.Wystąpił u mnie jakiś olbrzymi brak, deficyt męskiego wzorca.I jakiś olbrzymi kompleks choroby psychicznej w rodzinie. Dlatego tak bardzo potrzebuję czułego i opiekuńczego mężczyznę, który by mnie przytulił i wziął w cudzy słowiu na ręce. Jestem dzieckiem w skórze kobiety. Dzieckiem, które jest ciągle karane przez swego męża.Ciągle głodne i nie zaspokojone emocjonalnie. Ostatnio poznałam mężczyznę który w jakiś mały sposób rekompensuje mi ten brak. Jeździmy na rowerach. Przemieszczamy się w pięknych słonecznych przestrzeniach, gdzie kwitną kwiaty i pola usłane są żółtym rzepakiem. Jest troskliwy, miły i ciepły. Nic więcej. 13lat starszy o de mnie. Ale co z tego? Może i dobrze, że całkowicie nie pociąga mnie fizycznie. Łatam sobie nim w jakiejś części emocjonalną dziurę I ciągle zadaję sobie pytanie - czemu mój mąż nie może być taki w stosunku do mnie? Nigdy taki nie będzie,bo jest po prostu inaczej skonstruowany. Ma inne potrzeby - telewizja,książki,święty spokój itd. a ja jestem taką sąsiadką z dołu......której nie daje uczuć, dotyku, seksu..... I tak sobie żyję permanentnie pogubiona i żywię się jak ta ryba różnymi odpadkami........aby całkowicie nie utopić się w tym bagnie. To jest cholerny brak.....ale żyję...... A tak niekiedy mało potrzeba aby drugą osobę uszczęśliwić....doprawdy, tak mało.... Pozdrawiam Ciebie gorąco Yeez i inne kobietki. Nie piszę często ale jestem z Wami. Ada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill - napisz prosze - bo TY JESTES TUTAJ AUTORYTETEM, zeby te wszystkie dziewczyny tak bardzo nie zabiegaly o MILOSC, ktorej nie ma; moze, a raczej na pewno tez jej nie masz, ale rozumiez w kazdym razie, ze nic na sile; to chyba renta pisala, ze milosc to decyzja, ja sie do tej opinii przychylam; zakochanie, owszem jet emocja, uczuciem, ale juz milosc jest swiadomym wyborem; a w ogole to pisze do Ciebie z prosba o pomoc, moze Ty potrafisz mi wytlumaczyc moje zachowanie; wyszlam za maz nie kochajac meza, bylam w ciazy z nim, mamy 20-stoletniego syna, wciaz meza nie kocham, moze go nie nienawidze, bo nie potrafie nienawidzic, ale nie czuje sie spelniona w tym zwiazku; w kazdym razie nie jestem szczesliwa, to nie moj swiat; dlaczego nie potrafie od niego odejsc? dodoam, ze on jest agresywny, czasem sie go boje, ale wiem, ze z agresja fizyczna moge sobie poradzic, zupelnie zas nie radze sobie z poczuciem odpowiedzialnosci, w tym sensie, ze skoro decyzja zapadla, to trzeba sie meczyc do konca zycia z jej skutkami; powiem Ci jeszcze, ze choc sama w to nie wierze, ale wciaz mam do czynienia z meska adoracja; w Polsce zostal - dla mnie przyjaciel, dla niego - jestem miloscia zycia; byly kochanek - wciaz podobno zakochany bez pamieci; tutaj, tj w Chicago nie moglam dzisiaj wyjsc ze sklepu, bo mnie jakis erotomam zaatakowal i musialam dzwonic po syna; chce Ci przez to powiedziec, ze nie boje sie samotnosci, wrecz jej potrzebuje, a nadal trwam przy mezu, choc nie chce; prosze Cie oneill, wytlumacz mi to, bo ja sama juz zglupialam do reszty; thank you so much😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Vacancy - to niby ja mam Ci wytlumaczyc co i dlaczego czujesz? ;) No az tak wysoko to nie siedze :D A za dobre zdanie o mnie dziekuje. A autorytetem moge byc wylacznie dlatego ze sama na wlasnej skorze doswiadczam tego co tu wypisuje. Odkrylam i poczulam niedostatek milosci i zaakceptowalam to gdyz bez akceptacji nie ruszylabym do przodu. Mysle ze tutaj tkwi problem - my nie chcemy, bronimy sie przed zaakceptowaniem tego prostego faktu i przelozeniem go na jezyk naszego zycia. Nasi rodzice nie umieli kochac siebie, nie potrafili kochac nas. Nie ma w tym nic zlego bo to nalezy i tak do przeszlosci. Nie jestesmy przez to ani gorsze ani lepsze od kogokolwiek (ale najczesciej wlasnie tak sie to interpretuje podswiadomie, czulam sie gorsza od innych przez cale lata i nie wiedzialam do konca dlaczego; i tez byla w mojej rodzinie dysfunkcja psychiczna matki, i wstydzilam sie za jej zachowanie czasem, ojciec nieobecny przewaznie a jak obecny to awanturujacy sie; mobbing w szkole i obojetnosc rodzicow na moje cierpienie; i tez to ze czasami dzieci mowily ze jestem z domu dziecka - jeszcze wtedy nie wiedzialam o tym). Ja sobie to wszystko przybralam do glowy jako dowod na to ze jestem gorsza od innych. Do niedawna jak widywalam sie z kuzynka to czasami bylam zla, smutna - nie umialam dostrzec powodu. A ja jej w glebi duszy zazdroscilam wciaz ze byla oczekiwanym, kochanym dzieckiem swoich rodzicow. Przy niej czulam sie jak uboga krewna. I dopoki tego nie zrozumialam - mialam jakis wewnetrzny ukryty zal ze jej sie zycie ulozylo a ja nadal bladze. Ona dostala na wyposazeniu wszystko to co czlowiek otrzymac powinien z chwila przyjscia na swiat. Ja nie dostalam nic, teraz przez ostatnie lata sobie to nadrabiam ale najpierw musialam zaakceptowac FAKT (bez komentowania dobry czy zly) ze nikt mnie nie kochal tak jak na to zasluguje. Tyle. To jest naprawde bardzo trudne - zaakceptowac swoja sytuacje bez bolu. We mnie gdzies jeszcze tkwi zal do losu ale tak jakby \"z rozpedu\" jeszcze a nie rozgoryczenie. Mysle ze z tym smutkiem ktory przezylam naprawde bardzo gleboko, jakby do granic mojego jestestwa (jeszcze nigdy az tak autentycznie nie doswiadczylam smutku, chyba sie przed tym bronilam a wtedy dalam sobie pozwolernie na wylanie zalu i cierpienia) gdzies miesiac temu, jak sie dowiedzialam ze matka biologiczna nie chce ze mna kontaktu - to byl taki wlasnie pretekst do uzewnetrznienia tych emocji; mialam wrazenie jakby zale z calego zycia ze mnie ulecialy. I od tamtej pory czuje ogromna ulge, nie wiem gdzie one siedzialy bo wcale nie mam po nich pustki a wrecz przeciwnie. Ta pustka o ktorej tu wspominamy (i chyab w ostatnim poscie cos tez napisalam) to zludzenie braku milosci. We mnie nie ma juz zadnej pustki ktora moglabym wyczuc. Mimo iz daleka droga przede mna jeszcze. Ale jest mi ze soba dobrze. A Ty, Vacancy - moze nie chcesz nic zmieniac bo tak wygodniej... Ja tez mam spokoj bo strachy poskutkowaly. Mam swoje pasje, robie swoje, nikt mi nie przeszkadza, czesto jezdze do Polski i jest OK. Na razie niczego zmieniac nie musze, nie mam potrzeby. Milosci mi nie brakuje bo mam ja w sobie, nie tesknie za czuloscia ani za byciem potrzebna, ani za partnerstwem bo daje sobie rade a przeciez wszystko mam w sobie. Niestety, odkrylam cos co mnie lekko zaniepokoilo - mam dusze typowego singla, samotnika i nigdy nie powinnam sie wiazac z kims na stale. OK, wiazalam sie poprzez swoja chorobe i zaburzenie i oprocz toksycznosci partnera te zwiazki nie byly udane rowniez przez moja niezdolnosc do zaufania, dzielenia sie zyciem. W zwiazku przewaznie stawalam sie zamknieta w sobie, nieufna. Byc moze to moja cecha charakteru. Ale - chleba nie odpieczesz, bylo minelo i jest jak jest. Szkoda tylko ze dzieiom pewnie tez cos z tej postawy przekazalam. Ta nieszczesna potrzeba milosci prowadzi nas czesto na manowce... Dzisiaj piekna pogoda u nas - nareszcie. Wczoraj sie wyklarowalo po poludniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill 😍 Bardzo madry tekst i wiele wnoszacy. \"Ta pustka o której tu wspominamy (i chyab w ostatnim poscie cos tez napisalam) to zludzenie braku milosci.\" Ciekawe do rozebrania. Cholera, ja nie mam czasu często, by treść ubrać sensownie w słowa. Często lecę skrótami myślowymi. Przeszkadza mi to. Chyba chciałabym nie pracować, albo mniej pracować i nie być tak zapętlana w życie. A ja myslałam, że ta sytuacja z matką biologiczną była dla Ciebie bardzo ciężka. A ona ciebie uwolniła. Odpowiedni czas i odpowiednia dojrzałość. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlatego nie zabieralam sie za to wczesniej mimo iz moglam. Czulam podswiadomie ze potraktowalabym taka sytuacje jak dubeltowe odrzucenie i stworzylabym sobie tym wieksze pieklo w duszy. A tylko dlatego ze dojrzalam do odpowiedniego czasu i nastawienia - potrafilam przekuc cos co moglo byc kleska w uwolnienie, jak to napisalas Rento. To mnie wyzwolilo, wypuscilo na wolnosc upiory przeszlosci i pozeglowaly sobie gdzies w swiat zostawiajac mnie w spokoju. A co najwazniejsze - nauczylam sie akceptowac bez oceniania. Przez cale lata - bo tak bylam nauczona - ocenialam, porownywalam. To w niczym nie pomagalo a wrecz przeciwnie... Zrozumialam ze nie to jest wazne co inni mysla czy mowia ale to co ja mysle i czuje - o ile dotyczy mnie. Wazne sa fakty, bez interpretacji. Interpretacja moze byc dowolna i zalezy od wielu czynnikow. I to wlasnie interpretacja faktow nie pozwala na ich zaakceptowanie. Dochodzi sie do tego ze wierzymy nie w fakt ale w jego interpretacje a to prowadzi na manowce. Jestem szczesliwa ze to zrozumialam emocjonalnie, nie tylko "na intelekt".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
Dziękuję. Prawda są dwie rzeczy: - czuję się gorsza, bo czuję że brakowało mi dobrego stabilnego domu Mama ... to już historia, gdyby żyła pewnie ciągle byśmy się kłóciły, w każdym razie, a byłam po to żeby ona nie czuła się tak samotna, niestety, i po to żeby w pewnym sensie skleić związek z Ojcem. To chyba ze mną będąc w ciąży wzięli ślub w USC. Ojciec nie był i nie jest zdolny do miłości, do troszczenia się o rodzinę. To człowiek który całe życie uciekał przed odpowiedzialnością, co nie znaczy, że nie miał poczucia obowiązku wobec mnie. Tych dwoje ludzi w każdym razie kalekich na samym wstępie, zbudowało kaleki dom. Ja w nim byłam chyba filarem, osią. Poczucie ofiarnej służby, czuwania i odpowiedzialności mam w sobie wtłoczone jak w matrycę. jednocześnie - urodziłam się z silnym charakterem, kiedyś za to siebie nie lubiłam, bo nie lubiła mnie za to Mama - "jesteś jak Ojciec, nie da się z Tobą wytrzymać". albo Ojciec "jesteś jak Matka ..." Dzisiaj wiem że zawdzięczam sobie to że przetrwałam, że mam kręgosłup, że mimo przeciwności wyszłam z tego cała. W środku jest łkająca dziewczynka, to prawda, rozpoznaję na pierwszy rzut oka wszystkich, którzy wyszli z ciepłych i kochających się rodzin. Ale także postanowiłam nie być tak powierzchowną. Bo okazuje się, że za tym uśmiechem koleżanek aż roi się od smutków i dramatów, albo nie było różowo. Co chcę przez to powiedzieć? Że mam mój charakter, że mam rozum i muszę trwać przy swoim. One mają mężów, rodziny. Młode więc i jeszcze nie wszystko jest dotarte. Ale ja jestem odpowiedzialna za swoja rodzinę. Tę którą chcę mieć! Bo Najlepszą receptą na brak miłości jest ją dawać. To slogan, który działa. Nie rozdawać, a dawać. Nie marnotrawić, a leczyć nią. Nie ma innego sposobu. Wierzę w to. Nie wyobrażam sobie nie mieć domu wypełnionego szczebiotem dzieci i krzątaniny męża. Ci ludzie są mi potrzebni, żebym mogla stać się pełna. Sama o sobie muszę stanowić jako człowiek i kobieta Ale tej pełni kobiecości doświadczę wyłącznie dzięki tym ludziom. Nie mogę zamykać się na nich i nie mogę założyć że oni będą mieli obowiązek zaakceptować mnie taka jaką jestem. Nie jestem skończoną całością, tak się nie da. Mam całe życie by ten proces się we mnie dział i muszę zaufać bardziej ludziom, bo to dzięki nim mogę się stawać. Sęk w tym że moim przypadku druga miłość i nie wypaliło. Zaufałam nie temu co trzeba. Ja wygłodniała i stęskniona, on mający doświadczenie rozbitej rodziny z przychówkiem ... Oboje popełniliśmy błąd, który doprowadził do smutnego końca. Żałuję, serce mi się ściska, bo padło wiele przykrych słów. Ale wiem też, że gdyby nie On, nie doświadczyłabym ważnych uczuć. Stąd moje refleksja. Nawet najwartościowszy parter nie jest ideałem, za to każdy człowiek może być cennym źródłem informacji o Tobie. Takie mam przemyślenia. Obawiam się, że jeżeli założę że mam stać się całością, to kto wówczas mnie dopełni? Kto dopełni moją kobiecość? To balansowanie na cienkiej linii, na granicy tak naprawdę. Bo gdy odkryje w sobie siłę, nie będą mi potrzebni ludzie. To bardzo niebezpieczne. Mój Ojciec jest tego przykładem. Nie można się z nim "sczepić" na innej niż zawodowej płaszczyźnie. Stał się całością, która nie toleruje innych. A ja chcę mieć wokół siebie ludzi, kochać ich i dla nich także się starać. Bogu dziękuję, że na mojej drodze stanął dzieciaty facet. Nie udało się nam ale została mi świadomość tego że żyjesz pełnią siebie gdy nie boisz się siebie dać. To jest moim zdaniem esencja bycia sobą. Ja się bałam, bo faktycznie nie przerobiłam swojego problemu DDD i DDA. Nie mogę i nie chcę chować urazy do nikogo. Czuję się tysiąc-krotnie gorzej, gdy myślę źle o kimś lub o czymś. Kochałam, a to już bardzo dużo! Teraz jak mówicie, pora zabrać się za porządki. Dziękuję że mnie przyjęłyście pod swój topikowy tipi dach ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Izabelinda... widzisz problem w sobie... moze warto bys wybrala sie do psychologa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stuk-puk - przyjmij ze nie kochalas. Tylko Ci sie wydawalo. Bo to nie byla milosc ale chore uzaleznienie. I dopoki tego nie zrozumiesz i w sobie nie przepracujesz - nie nauczysz sie kochac. Z Twoich wypowiedzi wynika ze jestes doroslym dzieckiem dysfunkcji (DDD). Twoi rodzice nie nauczyli Cie kochac wiec skad masz wziac te umiejetnosc? Nazywasz miloscia cos co nia nie jest. Wiem, moje slowa brzmia brutalnie ale taka jest prawda. Stuk-puk - Ty mialas dobre checi i nikt w to nie watpi. Ale postawilas woz przed koniem i dlatego wyszlo to co wyszlo. Zadanie na najblizszy czas - pokochaj siebie. Tak naprawde. Zaopiekuj sie swoim wewnetrznym dzieckiem i nie szukaj dopelnienia na zewnatrz bo go tam nie znajdziesz. Nie poswiecaj sie, nie rob wszystkiego za bardzo tylko po to by ktos dal Ci ochlap uczucia. Masz to wszystko w sobie - tylko musisz to odnalezc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
Droga Oneill, wiem. Kiedy poznałam tego człowieka, byłam na samiuśkim dnie. Sama w domu, w totalnej rozsypce emocjonalnej. Czepiłam się koła ratunkowego. Nie mogę siebie za to ganić. Po prostu chciałam się ratować. Chodziłam na terapię wówczas. Sęk w tym, że potrzebowałam przebudzenia. Nastąpiło niespodziewanie. I ot powtórka z rozrywki. Stało się dla mnie jasne, że On wykorzystywał mnie, a ja Jego. Jednak uparcie twierdzę, że przebudzenie nastąpiło i przynajmniej chcę o siebie walczyć. Pamiętam styczeń zeszłego roku, kiedy pukałam na różne fora, przychodziłam z moja samotnością, żeby ktoś ją utulił. To było nie do nakarmienia, nie do nasycenia, nie do ukołysania. Ten facet obudził we mnie kobietę. Skończyło się, musiało, dobrze się stało, nie dlatego że On był be. Chcę rodziny, chcę dobrego stabilnego domu i chcę być solidnym dojrzałym filarem. Zawdzięczam tę chęć temu człowiekowi. Nie terapii, na której traktuję siebie jak zjawisko i bezdusznie poddaję obserwacji. Wykrzyczałam kiedyś mojemu terapeucie, że żadna terapia nie da mi odpowiedzi na to kim jestem. To może mi dać tylko miłość. I tak też się stało. Fakt, nie było to zdrowe. Dlatego się skończyło. Wiem że muszę posprzątać swoje podwórko. Posprzątam, bo już wiem że mogę żyć pełniej i piękniej. Pozdrawiam was bardzo serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stuk-puk: to ze nie mialas dobrego, stabilnego domu to FAKT. Cala reszta (czuje sie gorsza itp) to twoja interpretacja. Przyjmij fakt bez interpretacji, jak to pisalam poprzednio, OK? Nie jestes przez to ani lepsza ani gorsza. Mialas tylko dysfunkcyjna rodzine.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stukpuk_puk puk
postaram się, póki co rozumem ale tylko na płaszczyźnie połączeń neuronowych ;-) emocjonalnie jeszcze nie dociera, także penie będę tu pukać nie raz po podpowiedź, albo opiernicz dzięki !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Vacancy...❤️ myślę że boisz się nieznanego!! Męża znasz ,znasz każde jego zachowanie wiesz czego się spodziewać jakiej reakcji na daną sytuację. Myślę że podświadomie wybiegasz myślą w przyszłość....ona jest nie pewna a przede wszystkim właśnie nie znana.... Podświadomie grasz swoją rolę jaką Ci wyznaczono lata świetlne temu,nawet nie wiesz kiedy tak się stało,ale możesz to odnaleźć w sobie,to była jakaś sytuacja z Twojego życia której teraz świadomie nie pamiętasz ale ona żyje w Tobie,a Ty powielasz tą sytuację w sposób nieświadomy. Jeśli chcesz podejmować świadome decyzje swojego życia,czuć że Ty nim kierujesz a nie ono Tobą to chyba powinnaś wybrać się na wycieczkę wgłąb siebie,czy sama sobie z tym poradzisz nie wiem,może tak się stać kiedy przestaniesz uciekać sama przed sobą. Piszesz o odpowiedzialności,mówiłyśmy o poczuciu winy i wyrzutach sumienia jakiś czas temu......o jakich wyrzutach sumienia Ty mówisz,że co?? Nazwij to. Nie kochasz go nigdy nie kochałaś......więc po co grasz tą rolę grzecznej dziewczynki??? dla kogo???? Boisz się śmieszności,ludzkiego gadania,boisz się przyszłości i boisz się tego że nawet jeśli ten przyjaciel który teraz jest Ci tak bliski i przyjacielski któregoś dnia stanie się podobnym do Twojego męża,bo sama widzisz jak wyglądają nasze historie,zawsze wszystko na początku jest pięknie i ładnie potem życie weryfikuje kto jest kim a to BOLI cholernie boli bo może stać się tak że przyjaciel nie jest przyjacielem lecz kolejnym wilkiem w owczej skórze. Przepraszam Cię i proszę Cię nie przenoś moich wypowiedzi na temat przyjaźni na swojego przyjaciela nie mam wcale zamiaru Go atakować nie znam Go więc nie mogę nic powiedzieć,wypowiedź powyżej jest tylko szukaniem odpowiedzi dla Ciebie bo o nią prosisz.........gdybam zastanawiam się,może podpowiadam......weź to co dla Ciebie pomocne i pomyśl jeszcze raz,zastanów się nad swoim życiem. Spójrz jeszcze raz na swojego męża,czy możesz go takim zaakceptować jakim jest?? jeśli tak to ok. zaakceptuj i żyj,żyj swoim życiem,jeśli nie zastanów się co możesz zrobić dalej i jakie kroki podjąć a potem realizuj swój plan krok po kroku..........nie kto inny jak właśnie Ty podesłałaś mi tekst w którym jest napisane że nawet najdłuższa droga zaczyna się do pierwszego kroku......... Przemyśl i wybierz. Pozdrawiam bardzo serdecznie❤️ P.s. Bardzo brakuje mi tu Ewy.............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry kochani....piec lat zylam w takim zwiazku,,,w srode sie rozstalismy,,,z jego inicjatywy,,,swiat sie dla mnie zawalil choc wiem to chore nie wiem jak dalej zyc bez niego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Izabelinda
Droga Aadaa Wiem że problem jest we mnie Bo kocham tak bardzo że chcąc dobra czynie zło. Wiem wiem że psycholog jest potrzebny tylko łatwo powiedzieć gorzej zrobić bo niestety nie mam możliwości udać się gdzie kolwiek po pierwsze najbliższy psycholog jest 60 km ode mnie. Wiem wiem najtrudniejszy pierwszy krok. Ale czy nie da się tego w jakiś inny sposób obejść???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill właśnie pustka. A mój przyjaciel mówi mądrze. Porządkowanie siebie, nauka siebie to jest jak generalne porządki. Ale można podejść do tego dwojako. Najpierw wszyscy usuwają stare, zawadzające sprzęty a potem... Jedni w tę pustkę wkładają coś nowego. Coś pasującego, takiego jak powinno być. Inni zaś znów wnoszą stare graty, których nie wyrzucili na śmietnik, tylko postawili przed domem. Na początku, te stare3 graty układają bardzo pieczołowicie, mrucząc: aaa, no nie jest to jeszcze takie złe, jeszcze posłuży. Po jakimś czasie jednak znów robi się kompletny lamus, zbiorowisko nieporządnie rozbebeszonych zawalidróg. Pustkę trzeba zapełnić nowym i potrzebnym. Każda z nas wie, co to jest dla niej. Ja nie mówię, nowym partnerem, nowym imagem , pustkę zapełnić trzeba sobą. Nie ma innej drogi. Patrząc na wypowiedzi niemal każdej z nas, zauważam jedno - w takim czy innym stopniu zajmowałyśmy się wszytkimi ale nie sobą - pomocą znajomym, działalnością charytatywną, pomocą rodzinie, dziećmi, spychając siebie na dno. Pomagać można, ale na początku trzeba pomóc sobie samemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy ❤️ Bardzo ładnie powiedziane. Bardzo to do mnie trafiło. Bardzo tych słów potrzebowałam. Musze być sprzątaczem..prawie jak Leon Zawodowiec, chodź mniej krwawo... ale bardzo konsekwentnie. Zaczęłam pomału coś robić. Wszystko ja, wszystko na moich barkach...dopieszczanie i zbawiane świata. Postanowiłam od własnego podwórka. Synciowi powiedziałam, że chcę od niego od 1 czerwca 500 PLN na życie (wikt i opierunek, opłaty itd) no i syncio się STRASZNIE oburzył, że jestem wyrodna matka i w takim razie to on się wyprowadza do dziadków... hmmm no powiedziałam, droga wolna. Dorosły jesteś, jak Cię dziadki przyjmą to proszę bardzo. Moja chora matka (juz mnie telepie bo we wtorek muszę do niej jechać na Dzień Matki) powinna powiedzieć mojemu synciowi, że matka ma rację... syncio nie szuka nawet pracy, studia rzucił, op...ala się jak ta lala i ma wszystko gdzieś. Wybrał kolejne studia na prywatnej uczelni...bardzo drogie, ale to od września, po za tym to jego problem za ile studiuje... Postaram się być konsekwentna, chcę być konsekwentna. wszystko sama utrzymuje, sama muszę na wszystko zarobić i nikt mnie nie myta skąd wezmę na rachunki, na paliwo, na jedzenie... a już na pewno nie syncio. Koniec miłości...majtki na tyłek, nie ma ślizgania się na mojej doopie... przez wszystkich czy komuś pozwolę czy nie, łącznie z rodzinką... teraz ja mam być najważniejsza DLA SIEBIE SAMEJ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo teraz już dosłownie do Ciebie napiszę. Tym razem z pozycji żony takiego syncia. Tego typu dopieszczeni ponad miarę, mający wszystko tylko nie odpowiedzialność za siebie samych, synciowie potem trafiają w związki małżeńskie. Mój za chwilę były mąż jest właśnie takim synkiem. Samochód - ledwo skończył 17 lat i oczywiście paliwo do samochodu też. I tak mu zostało na małżeńskie lata. Nie raz słyszałam: wożę wam tyłki, daj na paliwo. Nie przyszło do nieodpowiedzialnej główki, że ma się trzydzieści lat i czas zapracować na paliwo. Kłopoty w szkole. Tatuś leciał do nauczycieli, gdyby nie tatuś, gdyby nie fakt., że tatuś co tylko wdowiec, a mały wówczas sycnio, półsierota, nie wiadomo ile klas by powtarzał. Ten człowiek miał wszystko, poza miłością ojca i poza matką. Siła wyższa. Mama zmarła, ale oparcia w ojcu, duchowego nigdy nnie miał. Miał za to wszystko inne. Dostałam człowieka nieodpowiedzialnego, kalekę psychiczną. Ja taka sama kaleka, ale nauczona odpowiedzialności za siebie. Może nie za swoje wybory, ale materialnej odpowiedzialności za dom. Niebo. Solidnie i starannie pozwól synowi wziąć odpowiedzialność zarówno moralną, jak i psychiczną i materialną za siebie samego. Kiedyś pójdzie w świat, będzie czyimś mężem. Ja tyle lat płakałam przez człowieka, który nigdy nie dorósł. Płakałam na własne życzenie. Dziś to wiem. Ale im bardziej mądrze wychowamy dzieci, tym bardziej prawdopodobne, że spokojnie zmierzą się z życiem, że nikt nie będzie przez nie płakał. Bo jeśli będą umiały być odpowiedzialne za siebie same, wtedy będą siebie szanować. Wtedy też nigdy nie wejdą w związki toksyczne, wtedy będą miały szczęśliwe i spokojne życie. Ja już też powolutku, na miarę wieku dzieci uczę, że mama jest zawsze, zawsze można do niej przyjść. Porozmawiać. Ale mama nie załatwi, mama nie ułatwi. Mama może pokazać możliwości, wybór należy do dziecka. Kiedy moja córka buntuje się i nie chce odrabiać zadań, mówię spokojnie: ok, pakuj książki, pójdziesz bez zadania domowego. Ona ma gdzieś w sobie zakodowane, że to wstyd. Więc wrzeszczy, że chyba zwariowałam, bierze ołówek i robi te zadania. To jest jej wybór. Odpowiedzialny. Ona ma siedem lat, ale często mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż jej mama :D:D:D Podobnie z czteroletnim synem. tu wybory na poziomie zabawek. Jedna. Możesz wybrać, ja nie będę narzucać, ale pamietaj jedna, jaką wybierzesz, taką będziesz mieć. I ok. Są oczywiście próby naginania, przekupywania buziakami, maślanymi gałami ( u starszych przybiera inne formy- ale też są) - kończy się na mojej stanowczości. Kochasz syna, to naturalne, ale kochaj mądrze, nie głupio. Ja też kocham dzieci. Czasem łapię się , że żal mi ich, bo nie mają łatwego życia. Tęsknią za ojcem, on nie zjawia się często, i nie poświęca im nalezytej uwagi. Czaem łapię się na tym, że wszystko bym im oddała, zawaliła prezentami, spełniła każdą zachciankę, byle zapomniały o traumie rozbitej rodziny. Ale to iluzja. Rzeczywistość mówi, że w ten sposób je skrzywdzę. Ja mogę dać im maksimum ciepła, miłości, uwagi. Ale nie będę im niczego ułatwiała, a to po to, żeby wiedziały co to zycie, co to odpowiedzialność, co to podejmowanie decyzji i ich konsekwencje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam dziś doła jak stodoła
Niebo błękitne... co Ty takiego masz ze tak potrafisz ludziom wlac tyle optymizmu w serce?? :) Wkleje tu moj post z poprzedniej strony bo chyba sie zgubił Rozwód mamy niestety z orzekaniem o winie. Chciałam bez winy, ale mąż, choc wiedział ze za wiele mu to nie nie zgodził sie na to ot tak dla zasady. Zeby mi wiecej nerwow zjesc Nic nie moze zrobić to mi jeszcze w sadzie dokopie. On za wszelka cene stara sie wine zepchnac na mnie, podstawia falszywych swiadkow, klamie i opowiada niestworzone historie co to niby ja nie robilam. A najwiekszym moim przestepstwem jest ten rozwod, rozbijanie rodziny bo przeciez ON MNIE TAK KOCHA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesi. Świat się dla Ciebie otworzył, a nie zawalił. Kwestia spojrzenia na to wszystko. Można mówić ta szklanka jest do połowy pełna, można też, że w połowie pusta. Nie zawalił się . Dostałaś możliwość wyjścia z bagna. Zobacz na dysonans w Twojej wypowiedzi. Piszesz w jednym zdaniu: byłam przez 5 lat molestowana psychicznie i zaraz potem, nie wiem jak żyć bez niego. Podobnie jak większość z nas tutaj, Ty nie umiesz żyć bez cierpienia, nie bez niego. Ktokowliek, byle zapewnił dawkę cierpienia i huśtawek emocjonalnych. Nam wszystkim do pewnego momentu wydawało się, że spokojne życie, to nudne życie, bo nie znałyśmy tego spokojnego życia. Nie wiedziałyśmy, co to normalność, stałość, zaufanie. Ty masz zakodowane w podświadomości, że zaufanie i szacunek są najważniejsze, ale ty to wiesz teoretycznie. W praktyce dostawałaś co innego i tak nauczyłaś się żyć. Wykopuj się z tego. 5 lat, to jest kawał czasu. Zacznij myśleć o sobie, nie o nim, niech idzie , Ty jesteś Ty. Masz swoje życie i swoje prawa. Ustal je. Zacznij żyć dla siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery Umowy ❤️ Wiem to z cała mocą, że jest, a raczej że może być z dużym prawdopodobieństwem źle w relacjach w związku mojego syna. Bardzo się boje braku w nim odpowiedzialności. I..najgorsze, że to ja go tak wychowałam. Niestety...chyba yezz o tym pisała, że samotne matki chcą za dwoje dać miłość i szczęście swoim dzieciom i często popadają we własne sidła, sidła miłości...kochają za bardzo. Jak ja.... Myslę, że jeszcze jest czas, że ja jeszcze mogę coś z synem zrobić... mam nadzieję, że się uda. Ale byłam bardzo zdziwiona z jaką siła on zaoponował.... przecież jemu się NALEŻY ode mnie. A często jemu pokazuję, szczególnie w supermarketach bardzo starsze panie, emerytki i obok drepczących synusiów, żerujących na emeryturce mamusi...starych ramoli co na grzbiecie matki się ślizgają. Mam takiego wujka.... i mój syn bardzo go za to nie lubi. mam dziś doła jak stodoła 🌻 Miłe słowa, dziękuję Ci. Ja piszę z serca i sama tutaj dostałam bardzo dużo wsparcia i nie robię nic innego jak tylko dzielę się swoim doświadczeniem i pragnę to wsparcie oddać komuś potrzebującemu.... z radością jeśli komuś to pomoże. Jeśli przegrasz sprawę to jedyne co Cię spotkać może to... że jesli mąz nie zawrze kolejnego związku czyli będzie sam i... pogorszy mu się znacząco sytuacja materialna, straci pracę lub zachoruje to będzie mógł Cię pozwać do sądu o alimenty na siebie. Jest to bardzo hipotetyczne, bo przecież młody mężczyzna, pracuje, a musiałby przymierać głodem, aby coś takiego nastąpiło.... więc raczej niemożliwe. Aha i jeśli dostaniesz rozwód...masz miesiąc na zgłoszenie, że chcesz wrócić do swojego panieńskiego nazwiska. Mnie nikt o tym nie powiedział....i noszę je do dzisiaj. Co do samej sprawy... no cóż, tak myślałam, że jest jak jest z Twoim byłym. Więc do dzieła...walcz, może tą samą bronią? Napisałam Ci kilka możliwości wcześniej. To już kwestia Twoich zapatrywań i Twojej siły i determinacji... Zrób tak jak on, spróbuj...lub nie rób nic, bo po co. Wybór nalezy do Ciebie. I cokolwiek nie zrobisz....trzymam kciuki za Ciebie. Przytulam. Ewuniu ❤️ dobrze, że jesteś już się bałam.... ja jestem od ponad roku i nic o Twoim MM nie wiedziałam, jakaś stara sprawa, ale dziękuję za to wyjaśnienie. Jeśli coś się będzie gdzieś się przewijało... mam ogląd sytuacji. Buziak PS A swoją droga tak ładnie piszesz, chciałabym takiego MM...tylko w wersji bez żony :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Izabelinda... a w jaki sposob chcesz to obejsc? Jak chcesz sobie pomoc? Wirualnie? Tak sie chyba nie da... Gdybys umiala sobie radzic sama, to nie mialabys problemow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesi.......byłam dokładnie w takim samym stanie.......przez 3 tygodnie nie istniałam .....obecna byłam tylko ciałem wszystko inne było cierpieniem......za pięć dni minie dwa miesiące gdy jestem sama......jak jest ??....mam wrażenie że stoję w przedsionku......chciałabym powiedzieć nieba ale boję się tych słów......jeszcze tam nie wchodzę...znowu boję się......potrzebuję jeszcze trochę czasu.....ale uwierz że przeżyjesz ja też myślałam że umrę............ Przytulam Cię serdecznie🌻 P.s. Ewo dobrze że jesteś❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×