Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Gość popieram w 100
powyższy post!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny Wczoraj pisałam - jaja... Nie dość że terror psychiczny to jeszcze okazało się , że mnie zdradzał. Otrzeźwiło mnie to, może przejrzałam wreszcie na oczy. Wiem jedno - pierwsze symptomy i spieprzać gdzie pieprz rosnie, bo na takiego człowieka nie ma rady :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"...ale skoro doszło do związku i ślubu to powinno oznaczać że akceptuje się tą przeszłość." No i o to mi chodzilo, bez zaglebiania sie w szczegoly i dywagacjach na temat puszczania sie, babiarstwa czy prostytucji - bo chyba trudno byloby takie sprawy ukryc przed przyszlym partnerem zyciowym. I skoro zaakceptowali i zdecydowall sie na zwiazek to jest OK i nie wracamy do tematu. Przyslowiowe widzialy galy... A jesli wraca do przeszlosci partera/ki to albo tak naprawde nigdy nie doszlo do jej akceptacji albo ma problemy psychiczne i wypominaniem tego co bylo jak jego/jej jeszcze nie bylo probuje wlasne poczucie bycia gorszym/slabszym/mniej znaczacym zakrzyczec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do oneill i odp....
Tak ale jednak przeszłośc ma znaczenie a skoro partnerka na początku była zupełnie inna a potem nagle się zmienia a partner wie że kiedyś miała sporo facetów i nie stroniła od sexu to samo nasuwa się na myśl, że może potrzebuje zmian i przysłowiowej świeżej krwi bo związek z 1 partnerem ją nudzi. To działa w obie strony. Żona babiarza np. gdyby taki mąż nagle stracił zainteresowania od razu pomyslałaby że może ma romans.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No wlasnie. Nie to co partner/ka naprawde robi i jakie sa przyczyny takich zmian - ale to co sobie druga strona pomysli (albo wymysli). A zdrowy rozsadek idzie na urlop...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http:/kobieta.onet.pl/11,304,1594441,1,kto_na_gorze_kto_na_dole,kiosk.html

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jay Carter "Wstrętni mężczyźni" Wydawnictwo HELION, 2007 http://tiny.pl/hml2r Myslę, że warto przeczytać, szkoda, że mam tlko fragmenty. Pozdrawiam 🌻 Eutenio dzieki za " ŁĄweczkę" tyle słyszałam, a nigdy nie oglądałam...❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny wysiadam juz :( czy to normalne co dzien myslec o smierci ? mojej śmierci:( nie daje rady juz ,najchetniej bym tylko spala i sie nie budzila , jak sie spi nic sie nie wie:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Alicja39
Beatek73! Nie wolno Ci tak myśleć! To straszne co piszesz, choć w pewnym sensie Cię rozumię. Też miałam taki czas, że odmawiałam jedzenia myśląc, że w końcu się zagłodzę. I to z powodu faceta? Nie warto! On pewnie nie zasługuje byś miała choćby zły humor.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czuje sie jak w potrzasku, sytuacji z ktorej nie ma wyjscia:( teraz nawet przed chwila podchodzi szepcze mi rózne rzeczy , obnacuje mnie :( chce mi sie wymiotowac i tak dobrze ze kompa nie wylaczyl ...musze bardzo uwazaac gdzie wchodze ..jakby zobaczyl ze tu cos pisze :o boje sie myslec co by bylo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bakaliowa
Uciekaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Alicja39
Na czym polega Twój problem? Ale jaki by nie był, zawsze jest jakieś wyjście. Nie wolno tak myśleć, choć czasem tak się wydaje. Wiem, że musi Ci być b. źle skoro tak piszesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny!!!!!!! Co za wspaniała wiadomość.... NARESZCIE!!!!!!!! Czytajcie: http://wiadomosci.onet.pl/2122707,11,koniec_z_bezkarnoscia_domowych_oprawcow_-_pojda_na_bruk,item.html Wierzę, że to przełomowa ustawa, teraz każdy oprawca, zanim podniesie rękę ....100 razy się zastanowi. Miłego dnia ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...i przyszla do mnie swiadomosc, odpowiedz na pytanie ktore przez cale lata sobie zadawalam: skad wzial sie we mnie ten paralizujacy czasem strach, skad takie nieadekwatne reakcje na niektore ludzkie zachowania? Mozemy budowac wylacznie z materialow jakie otrzymalismy. Ja otrzymalam strach. W moim domu rodzinnym ciagle sie balam. Przypomnialam sobie liczne powroty do domu i owo uczucie strachu. Balam sie rodzicow, balam sie ich min, gestow, mowy ciala i tonu glosu - czesto agresywno-zaczepnego, w ktorym pobrzmiewala grozba (czyli - cokolwiek nie powiem i tak mam przejebane). Nie, nie biciem - ale zastraszeniem. Zmanipulowaniem. Poczuciem winy. Wymaganiem wdziecznosci za wszystko. Krytyka. Osmieszaniem. Opowiadaniem o moich potknieciach, bledach na forum rodziny i rozdmuchiwaniem ich. Brakiem wsparcia - zreszta kto idzie po wsparcie do miejsca ktore napawa strachem? Pamietam takie stwierdzenia: "po to ciezko harujemy zebys mogla tak sobie siedziec i czytac glupie ksiazki" i tym podobne. Dawanie mi do zrozumienia ze oni sie zajezdzaja a ja nic nie robie, ze to ja sie tak powinnam zajezdzac i zapracowac na swoje jedzenie, utrzymanie, szkole - nie mowiac o obijaniu sie czyli czytaniu ksiazek na przyklad czy bawieniu sie w ogrodzie. Czulam sie jak pasozyt, jakbym odbierala im zycie, zdrowie, radosc swoja obecnoscia i tym ze mam potrzeby. I poczucie winy jak w banku. Przez wiele lat czulam sie winna jak ktos cos robil a ja nie. Czulam sie jak pasozyt. I jesli juz nic nie robilam to w samotnosci, zeby nikt nie zobaczyl i nie wypomnial, nie zaczal wygadywac ile to robi a ja tu siedze... Ale nawet gdybym cos konkretnego robila to i tak nie bylo wystarczajaco w porownaniu do innych. To i tak bylo pasozytnictwo. Bo ja powinnam robic wiele wiecej niz inni - to by mi moze zapewnilo status "niepasozyta". I nawet majac dzis te swiadomosc - tamte odczucia powracaja. Z tym, ze ja wiem jak bardzo sa nielogiczne i ze wyplywaja z prob kontrolowania nie tylko moich dzialan ale i psychiki. Mialam spokoj jak bylam malym dzieckiem bo wtedy nie pamietam strachu, chyba ze jakis "sytuacyjny". Dopiero kiedy poszlam do szkoly i zaczelam okazywac objawy niezaleznosci, osobowosci, proby wyrazania swoich potrzeb i pragnien to sie zaczelo. Dopoki mozna mnie bylo w pelni kontrolowac - mialam spokoj. Bylam bardzo spontanicznym dzieckiem ale owa spontanicznosc nie szkodzila rodzicow a wrecz przeciwnie - pomagala poprawic ich wizerunek. Sami byli ludzmi naladowanymi lekiem, bali sie innych ludzi plus paranoja matki - wiec takie wdzieczne, rozesmiane i rozspiewane dziecko odwracalo uwage innych od nich samych, lagodzilo potencjalna chec wyrzadzenia im krzywdy. Zalatwiali wlasne leki moim kosztem. Chowali sie niejako za mnie. Powinnam czuc oburzenie, a czuje tylko zal. Smutek. Zal mi tego dziecka, ktorego naturalna chec i radosc zycia posluzyla komus za parawan i tylko dlatego wyrazali na nia zgode. "Zaspiewaj". "Powiedz wierszyk". "O, jakie grzeczne dziecko." Gdy juz bylam w szkole to slyszalam z wyrzutem ze takim gdziecznym dzieckiem bylam, ze wierszyki recytowalam publicznie (to dziwne, ale nie mam tremy przed wystepami publicznymi, chyba sie z tym urodzilam) - a teraz co ze soba zrobilam. Co za diabel we mnie wstapil. Ano - dorastalam. I tego rodzice nie mogli mi wybaczyc. Ze nie jestem tamtym poslusznym, slodkim dzieckiem ktore mozna wystawic jak tarcze i odwrocic uwage. Ze teraz to ja moge przyciagnac uwage - a wtedy wyjda rozne rzeczy na jaw a przy okazji ich strach. I stopniowo - tak, ze tego sama nie zauwacylam - zaczela sie eskalacja zastraszania, poczucia winy i zawstydzania. Do tego nie trzeba kija ani szczegolnej inteligencji. Trzeba tylko paralizujacego strachu ktory przekazuje sie dalej. Ich strachu. Sami sie bojac musieli miec kogos kto sie ich boi. Nazwali to troska o moje dobro... Perfidne dla mnie jest to, ze dziecko nie ma innego wyjscia, jest skazane na doroslych. A oni, zeby utrzymac go ryzach (czyli zeby wymusic posluszenstwo absolutne) manipuluja ta zaleznoscia straszac je ze: oddadza je komus innemu (a wtedy przekona sie z jakiego raju go wygnano), ze to co sie jemu nalezy (jedzenie, ubranie, ksiazki, dach nad glowa) dadza innemu dziecku ktore bedzie naprawde wdzieczne (czytaj - absolutnie i automatycznie posluszne z dodatkowa opcja umiejetnosci odczytywania ich mysli na pol godziny naprzod) albo zamiast straszenia umniejszajac, grozac i depczac godnosc. Ze o prywatnosci nie wspomne, bo kontrola to zaprzeczenie pozwolenia na prywatnosc. I jesli dziecko, ktorego jedyna ostoja sa rodzice, slyszy takie slowa to rosnie w nim strach wrecz pierwotny. Bo rodzice sa jego zrodlem zycia, samo sie nie utrzyma, nie poradzi sobie - z oczywistych przyczyn. Bo jest tylko dzieckiem, tak je stworzyla natura. Wracalam do domu i nigdy nie wiedzialam co bedzie, a przeciez moi rodzice nie pili ani mnie nie katowali. A ja sie balam ich reakcji na cokolwiek. Bo mogla byc rozna. Balam sie tez prosic o cokolwiek. Bo zaraz slyszalam litanie jak to oni ciezko pracuja itp... a ja mam tylko wymagania a jest mi tak dobrze, inne dzieci dalyby pol zycia za to co ja mam a jak mi sie nie podoba to zebym sobie szla do innych i cieeeeekaaaawe czy mi tak chetnie dadza itp... Wiec strach przed proszeniem o cokolwiek bo mogl wywolac gniew. A gniew mogl sie skonczyc... nie wiem czym. Moze tym czesto powtarzanym oddaniem mnie gdzies w niebyt... Nie moglam wiec wywolywac gniewu rodzicow bo spadal on na mnie wi wywolywal moj strach. Mialam kilka zabawek (nie za duzo, zabawki dziecko rozpuszczaja, przewraca mu sie w glowie) ale nie moglam sie nimi bawic kiedy chcialam - musialam prosic matki o pozwolenie. Takze musialam prosic o pozwolenie bawienia sie na podworku - na wlasnym podworku, gdzie nie bylo nikogo (mieszkalismy w domku jednorodzinnym, ogrodzonym - siatka ogrodzeniowa byla tabu; chyba ze otrzymalam specjalne zezwolenie-gratyfikacje), czyli na wyjscie z domu. Czasami musialam sie wytlumaczyc np co bede robic, jak sie chce bawic itp - za to bylam posylana do sklepu po zakupy z kartka i pieniedzmi jeszcze zanim poszlam do szkoly. Bardzo mnie to cieszylo i napawalo duma - ale moja trasa byla scisle okreslona. Nie moglam sie zatrzymac, pogadac z kolezanka czy kimkolwiek bo matka oczywiscie od razu by wiedziala i a z kim a po co i tej podejrzliwy wzrok. Wiec ze sklepu do domu biegiem, na kartce bylo wypisane co i za ile, podliczone i reszta dokladnie wydana (jak nie to matka szla ze mna do sklepu i robila awanture sklepowej jak smie dziecko oszukiwac na 1 grosz - a ja sie czulam tak potwornie zawstydzona ze najchetniej zapadlabym sie pod ziemie). Pieniedzy sama na nic nie dostawalam. Mialam wszystko w domu po co mi pieniadze. Jak slabo zaczynalam argumentowac ze Kaska czy Baska dostaja na cukierki to matka na to ze zloscia: jak ci sie nie podoba to idz do Kaski czy Baski i mieszkaj z jej rodzicami, niech cie utrzymuja, daja jesc i ubieraja... Ku**a mac - ja bylam TRESOWANA! Ja bylam ZASZCZUTA! Nie zahukana - jak mowil kolega - ale ZASZCZUTA! Ja sie nie moglam NICZEMU sprzeciwic? Nie moglam powiedziec "nie" rodzicom? Bo mialabym przejebane. Moglam oberwac, bo oberwalam kilka razy (pamietam trzy) ale gorsze byly te litanie i wyrzygiwania. Uderzaly w moja godnosc i poczucie bezpieczenstwa. Ja nie smialam powiedziec "nie" albo ze cos mi sie nie podoba, ze czegos nie akceptuje. Ja to moglam jedynie dla siebie zachowac - nawet, bron Boze, nie okazac niewerbalnie ze sie nie zgadzam bo zaraz: nie podoba ci sie cos, wstretna dziewucho, a my tu harujemy na ciebie, dajemy ci wszystko a tobie sie nie podoba... i litania, i obelgi... Plakac tez nie moglam - po takich krzykach i wygadywaniach. Sama to na siebie sprowadzilas to sie teraz nie mazgaj bo dostaniesz naprawde i bedziesz miec o co plakac. Moj Boze, ja tego tyle lat nie chcialam widziec. Chcialam zachowac jakis pozytywny obraz dziecinstwa. Ale dreczyl mnie strach ktory we mnie sie zakorzenil, strach dotyczacy praktycznie wszystkiego. Szczegolnie w stosunkach miedzyludzkich - nie podpadania, robienia/mowienia czegos co komus sie moze nie spodobac, nie wyrazania na cos zgody otwarcie, poczucia winy, poczucia bycia pasozytem, zerowania na innych, mowienia "nie". Bo skoro wynioslam z domu taka matryce, skoro to byl moj przykladowy swiat, punkt odniesienia - to czyz moglo byc inaczej? Plus leki moich rodzicow przekazane mi w spadku. Nareszcie juz WIEM skad ow lek (z ktorym mialam tyle problemow w zyciu, ktory podcinal mi skrzydla, uniemozliwial wykorzystania pelni potencjalu) sie wzial. Co wcale nie znaczy ze automatycznie zniknal. Ale bedzie mi teraz latwiej sie z nim rozprawic. Choc mam swiadomosc ze jakas jego czesc zostanie we mnie. Ale bede bardziej swiadoma jego genezy i jego istnienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odp......
Oneilll bardzo przykre to co piszesz. strach pomysleć ile jest takich dzieci ..... ja miałam cudownych rodziców. do dzisiaj mogę z mamą porozmawiac o wielu sprawach i sie poradzić tylko że ostatnio moja mama zwala wine na mnie za moje niepowodzenia małżeńskie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odp......
z mężem nadal źle

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eleg y
Czy jesteś w związku, w którym facet molestuje Cię psychicznie? Byłam w takim związku. Jednak słowo "byłam" to tylko moje szczere życzenie, pragnienie aby kiedykolwiek znalazło rację bytu. To była pierwsza miłość, romantyczna, zawładnęła mną całą, poddałam się jej, w życiu bym wtedy, ponad dwa lata temu nie pomyślała, że moje życie zamieni się w koszmar. On zdecydowanie nie był "zwyczajnym" facetem, miał w sobie coś, co mnie ku niemu pociągnęło. Nie wiem co, może inteligencja, może to, że twardo stapał po ziemi, podczas gdy ja byłam niepopawną romantyczką, w sumie teraz sama nie wime, co sprawiło, że się w nim zakochałam. Silne to było uczucie. I piękne, jednak sielanka długo nie trwała. Pierwsze, co zaczęło mi w nim przeszkadzać to ogromna zaborczośc z jego strony i chora zazdrość... w sumie klasyczny przypadek, obrażał się bez powodu, potrafił siedząc ze mną w pokoju przestać się odzywać, bo rzekomo go obraziłam, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodzi. I tak nie odzywał się, czekał aż go przeproszę, tylko za co?... Zazwyczaj przepraszałam. Po około roku wyzwał mnie pierwszy raz, używał słów, któe mi by nawet przez gardło nie przesły, w życiu bym nie pomyślałąm ,ze ktoś, kto podobno kocha może tak nazywac druga osobę. Przekroczył granicę szacunku w stosunku do mnie i tak już zostało. Wyzwska padały coraz częsciej. Mijały dni, miesiące... ja tkwiłam w tym, teraz nie wiem co sobie myślałam, czego oczekiwałam, że zacznie mnie szanować? Od tamtego dnia, w którym mnie wyzwał, nigdy już nie było tak samo. Mięło ponad pół roku... uderzył mnie, pobił. Boże, jaka ja byłam głupia, że wtedy ode niego nie uciekłam, wręcz przeciwnie, usprawiedliwiałam go! Brałam winę na siebie! Jednak nie do końca było tak, że zaślepiona miłością nie dostrzegałam tego zła, któe dzieje się między nami, szukałam pomocy dla niego ,, dla siebie. Nic z teog nie wyszło. Tkwiłam w tym dalej, oszukiwałam siebie, rodziców, że wsyztsko jest w porządku. Nie było. Zdarzało się, że mnie bił, obrazał mnie i wyzywał nieustannie. W końcu doszedł szantaż, groźby, że zabije mnie, siebie. Najgorsze było zastrasznie. Gdy wyjechałw październiku do innego miasta, myślałam ,że coś się zmieni, jednak on się tam nie odnalazł (zawsze był typem samotnika, ja byłam jedyną osobą, której przez ostatnie dwa lata ufał), więc przelewał swoje frustracje na mnie. Dni w którym przyjeżdzał napawały mnie starchem, tak bardzo nie chciałam się z nim już spotykać. Pobił mnie chyba dwa razy od tamtego casu, wyzywał nieustannie, zastraszanie było na porządku dziennym. Jakieś dwa tygodnie temu spotkaliśmy się, postanowiliśmy w spokoju zakończyć znajomość ,to była jego inicjatywa. Zgodziłam się, miałam spokój jakieś dwa tygodnie, było mi tak dobrze, czułam że moge być szczęśliwa. teraz przyjechał i koszmar się zaczał. On uważa, że za to, iż ja mu zniszczyłąm żcyei, pozbawiłam go marzeń, ambicji, godności, on ma prawo zmiażdzyć mnie, zamienić moje życie w koszmar.Pise smsy, że z nim nie wygram, że będzie ze mną walczył do ostatniej kropli krwi, będzie tepił mnie do ostatniego dnia jego zycia, za to, że tak go traktuje, że podobno go olewam! A przecież sam obiecał, że rozstajemy się na dobre! Nie wiem co robić, nie mam już sił, boję się, że mu ulegnę, że ze starchu się z nim spotkam, on traktuje mnie jak dziwkę chwilami, zalezy mu na seksie, a ja nie chcę, brzydzę się, nie mogę się z nim spotkac, nie moge ulec. Nie wiem jak długi jeszcze będzie w naszym mieście. Nie wiem po co piszę, nie uwolnię się od tego, dopóki nie wykonam radykalnych kroków, czyli nie powiem o wsyztskim moim rodzicom, o tym że on ciąz mnie prześladuje... A ja nie umiem.Jest mi tak strasznie wstyd. Jednocześnie jest mi go żal, bo widzę że nie umie sobie z tym wszytskimporadzić, życie go zupełnie przerasta i samotność. Ja mam znajomych ,spotykam się z nimi, nie jestem sama, a on? Dlatego niszczy mnie. Boję się. Mam dziś zły dzień, musiałam się "wygadać", może kafeteria to nie jest odpowiednie miejsce, boję się pomyśleć, co by było gdyby dowiedział się, że opisałam (w wielkim skrócie) to co się z nami dzieje. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość allina
eleg. zgłaszałaś to na policję? Takiego typa trzeba scigać, powinien iśc siedzieć pobicie jest karalne, groźby pozbawienia zycia również. Po pierwszym jego uderzeniu powinnaś od razu zgłosić doniesienie o pobiciu. Kiedys tu pisałam. U mnie nadal spokojnie, oboje z mężem się staramy aby się nie kłócić, ja cały czas biorę ziołowe środki na uspokojenie i juz tak nie wybucham, nie stłukłam nic od tygodni. Mąż nie pije alkoholu wcale i bardzo sie stara ale nie robi tego sztucznie jest po prostu sobą, taki jaki zawsze był jak nie odbijało mu po alkoholu. Tamto przykre wydarzenie poszło w niepamięć. Jeszcze do eleg. Mój mą ż nigdy mnie nie uderzył ale kiedy popił i coś mu odbiło że zaczął mnie po kłótni dręczyć, wyzywać itp. Od razu wezwałzm policję, zamknęłam go na izbie wytrzeźwień i nastepnego dnia poszłam na komendę. Powiedziano mi że to nie kwalifikuje się do założenia sprawy bo nie było gróźb karalnych rękoczynów itp. Zareagowałam od razu, W twoim przypadku są podstawy żeby tego drania udupić. Powinien iśc siedzieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eleg y
Nie zgłaszałam tego na policję. Nie wiem, ja nie jestem w stanie tego zrobić. Mam świadmość tego, że on czuje się zupełnie bezkarny, albo jest mu wszystko jedno co z jego życiem, skoro stwierdzi, że i tak mu je zniszczyłam. Sytuacja jest niesamowice skomplikowana, my dopiero zaczęliśmy studia, tak naprawdę żcyie mogłoby się włąśnie dla nas zacząć, a jest coraz bliżej końca... ja nie umiem podjąc tak radykalnych kroków, mam wystarczająco dużo dowodów, by mu powaznie zaszkodzić, ale nie jestemw stanie.. głupia jestem, wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
eleg.... a co Cię Dziewczyno obchodzi czy on jest samotny, czy nie, czy da sobie radę, kto go zrozumie.... Jesteś już tak blisko uwolnienia się... Chcesz żyć w takim zastraszeniu? Chcesz takiego traktowania do końca życia? Chcesz, aby on Cie tak traktował przy waszych dzieciach? Chcesz całe życie być nieszczęśliwa? Zaszczuta? Pozbawiona radości życia? Jesli tak... to nie rób nic, daj się ponieść fali, niech on dalej robi z Tobą co chcesz, a masz jak w baku, że do końca życia będziesz molestowana psychicznie i fizycznie. Jedyna rada to odciąć się...ODCIĄĆ! Wyeliminoiwać do zera jakikolwiek z nim kontakt. Jesli jest Ci trudno...wyjedź, weź urlop na jakiś czas, zaszyj się, aby nie mógł Cię znaleźć, zmień numer tel, adres skrzynki, numer GG...cokolwiek... i zacznij się leczyć, czytać, aby nigdy się taki związek z kimkolwiek nie powtórzył. Czytaj to forum... I ja osobiście zgłosiłabym to wszytsko co było na policję i że teraz Ci grozi... Oni są tchórzami, oni w większości przypadków tylko bić i maltreotowac kobietę się nie boją.... BO IM NA TO POZWALA, ale jak go policja wezwie....to zaraz ogonek podkuli. Trzymaj się i nie schodź z tej drogi, nie pozwalaj mu znowu się do Ciebie zblizyć....bo wiesz jak to się skonczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odp......
ja też od razu bym poszła na policję a przede wszystkim nie zniosłabym gdyby mój partner podniósł na mnie ręke wiem że nie potrafiłabym już z nim być. u mnie w domu było coraz gorzej ale dzisiaj mąż zadzwonił że nadal mnie kocha i nie chce rozstania. wczoraj rozmawialiśmy o rozstaniu. tłumaczył mi jaki czuje sie odtrącony że juz go nie pożądam, nie pociąga mnie i nie mam na niego ochoty. chce ratować nasz zwiazek jestem skołowana

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Do odp...
Uważaj na tych, dla których środkiem jest to co dla ciebie celem. To chyba tak w duzym skrocie wasza historia. Sami, moim zdaniem, nie dacie rady. Konieczna pomoc z zewnątrz. Szybko! Działaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eleg, nie zostawaj z problemem sama, bo moze sie to tragicznie skonczyc. Musisz miec wsparcie, w rodzinie, znajomych. Twoi bliscy muszą wiedziec o jego grozbach. Pobicie i zastraszanie zglos na policje. I nie mozesz niestety sie litowac nad nim jaki on biedny i nieszczesliwy, samotny. Niestety to jego problem, ze nie umie znalezc sobie przyjaciol. Zreszta kto chce zadawac sie z taka nieprzyjemna osoba? Nie bierz na swoje barki tego co brac nie musisz. Nie masz obowiazku byc z kims kto Cie nie szanuje. Nie obwiniaj sie za chęć rozstania sie z nim, bo masz do tego pelne prawo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienna Roza
O'Neilll - ja tez mialam podobne do Twojego dziecinstwo. Pozniej napisze cos o tym. Eleg - Policja czasami nie traktuje powaznie takiego zgloszenia, bo w wiekszosci przypadkow te same kobiety, ktore zglosily gnebiciela, wracaly do niego. Podobnie bylo w moim przypadku kiedys. Jedyne wyjscie to odejsc definitywnie i byc konsekwentnym, nie wracac. Na grozby jest rada, zgloszenie na policji, ale nie wracanie do niego. Odp - Jak chcesz ratowac malzenstwo, to powiedz mezowi, jaka jest przyczyna Twojego postepowania. Jak on jest dobry i Ty go kochas, to widac jest jakas przyczyna zdrowotna, idz do lekarza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
elegy - a dlaczego nie zglaszszz na policje, nie mowisz o tym nikomu? Czego sie boisz? WStydzisz sie? A to on sie powinien wstydzic ze ubliza, zatruwa zycie, zastrasza i bije! Sama sie przekonasz ze jak powiesz przyjaziolom czy domownikom o jego "popisach" i o tym ze sie go boisz - znajdziesz wsparcie. Oni takie bohatery sa jak sie czuja bezkarnie - a jakby mu niebieska karte zalozyli to siedzialby cicho jak myszka ze strachu albo by sie zesral od razu w gacie. Nikt tego za Ciebie nie zrobi, nie zadziala w Twojej wlasnej obronie! Zadzwon na niebieska linie w Twoim miejscu zamieszkania, umow sie z pracownikiem i porozmawiaj, oni cos sensownego zasugeruja. Tylko zrob wszystko zeby przestac sie bac upublicznienia Twojej krzywdy. Sciskam Cie mocno i zycze odwagi 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oneill- pamietam, ze ja zaczelam swoja walke o siebie wlasnie po tym jak uswiadomilam sobie ze otwieram rano oczy jeszcze nic sie nie stalo a ja juz mam scisniete gardlo ze starchu. Powiem ci tak... ze tak jak ty dzis zaczelas ja rowniez kiedys wywloklam wszystko co tylko zapamietalam . wywalalam i wywalalam... taj ja Eutenia pisze przyszedl moment, ze juz naweyt sil nie mialam.... bo na poczatku to jak to wszystko do mnie zaczelo docierac to byl we mnie taki gniew taka zlosc tez nazywalam to tresura...po zlosci przyszedl tak potworny smutek, ze nie istnial zaden inny kolor w moim zyciu tylko czarny....az lek zamienil sie w spokoj, zdziwienie .... i zaczela powracac radosc zycia.Mysle, ze jest to dlugi proces u kazdego trwa ale trudno okreslic to w ramach czasowych.jak pamietam po ok. 3 latach gniewu smutku tzw. zaloby ... wrocilo zycie. to co ja zrobilam to doslownie w pocie czola wypisywalam punkt po punkcie w jakich sytuacjach czuje lek, strach czego sie boje, kto we mnie porusza gniew, wscieklosc... potem pytalam siebie czy to jest moje ? czy to sa moze leki mojej mamy? i szukalam racjonalnych sposobow na spokoj. wiem, ze ty tez je znajdziesz bardzo pomoglo mi stwierdzenie i zrozumienie tego, ze tak naprawde to ja sama sie strasze i ze to moja wypbraznia jak zaczelam przygladac sie temu czego sie boje i temu czy to sie dzieje w rzeczywistosci to coraz bardziej docieralo ze to wspomnienie z dziecinstwa i to nie koniecznie jako doswiadczenia rzeczywiste a jako np , przestrogi.... uwaz j ! pamietaj! itd. pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×