Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość DDZNRW

Dorosłe Dzieci Z Niepatologicznych Rodzin Wielodzietnych

Polecane posty

Gość kryształowa cukiernica
DDZNRW co to znaczy "nie udało mi się" Wszystko zależy od tego czego się od życia oczekuje...Napisałam, że gdybym miała innego męża to. ...ale nie było to ani moim marzeniem, ani założeniem, ani celem, życie trzeba brać takim jakie jest. Myślę, że "celem" każdego człowieka jest być szczęśliwym, a każdy inaczej to postrzega. Zdobyłam w życiu tak wiele, moje życie było i jest tak bogate, że zgrzeszyłabym narzekając na cokolwiek. I właśnie jestem szczęśliwa i to bardzo. Są tacy, dla których szczęście to facet, dla innych dostatek, dla jeszcze innych spełnienie się w pracy, a jeszcze dla innych wszystko razem. Ale chyba najważniejsze jest życie w zgodzie z wartościami, jakie się ceni, co oznacza życie "w zgodzie ze sobą". To bardzo szeroki temat. Trzeba jednak umieć to sformułować, bo inaczej to "niewiedzenie" czego się chce i oczywista frustracja. Są ludzie, którzy cieszą się - jak w piosence - "byle czym", a są tacy, którzy "żeby im doopę posmarować miodem" i tak im źle. Ja umiem cieszy się dosłownie WSZYSTKIM, nawet tym, że mam dwie nogi, dwie ręce, myślącą głowę i czujące serce. Gdybym jednak zechciała wymienić co dostałam od losu ten post miałby 3 kilometry. Trzeba jednak sporo przeżyć i zobaczyć, żeby to zrozumieć. W następnym poście wypowiem się nt. relacji w rodzinach we wcześniejszych wypowiedziach innych osób.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie rozumiem co napisalas autorko ze Twoi rodzice, czy raczej sytuacja, byla skutkiem religijnosci Twoich rodzicow. Czy w takim razie byloby lepiej jakby byl owas mnie, nie byblo by ciaz, czy rodzice nie byli religijni? Nie w tym twki problem ale osobowosci i podejsciu rodzicow do wychowania. Ale co to ma wspolnego z Toba? Po pierwsze masz swoj charakter i jam sama mowisz potrafisz sie dzielic z innymi. To korzystaj z tego :) Po drugie masz swoja rodzine i mozesz ja stworzyc taka jaka chcesz. Dzieci daja radosc choc wymagaja obowiazkow. Ja tez mialem przykre doswiadczenia z okresu dziecinstwa ale jako dorosly czlowiek nie przelozylem ich na model (czyli posiadanie czy nie posiadanie dzieci, czy wogole zony, meza) ale na osobowosc rodzica. Wiedzialem ze w innym przypadku mialbym inne dziecinstwo. Poza tym z czasem wybaczylem, bo majac 20scia lat mozna jeszcze miec o cos zal, ale majac juz troche wiecej pozostawianie zalu w sobie, maja zrozumienie dla charakterow i postepowania ludzi, o to czego nie otrzymalismy w dziecinstwie, jest, za przeproszeniem, troszke juz zmieszne. Zwlaszcza kiedy nam nie brakuje i mamy milosc od i do parnera. Wtedy urzymywanie zalu w sobie, zlosci jest bezcelowe i bezsensowne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryształowa cukiernica
wypowiadające się powyżej osoby dużą wagę przywiązywały do "poczucia sprawiedliwości" w rodzinie w kwestiach materialnych. "Po równo" nie musi oznaczać sprawiedliwie. Jedno dziecko pragnie dostać taki sam kawałek czekolady co braciszek, a dla drugiego ważniejsze od tej czekolady jest siedzenie na kolanach mamy. Jeśli w rodzinie panuje miłość i odpowiedzialność, jeśli wzrasta się w jej poczuciu, takiej prawdziwej, o której nie musi się nawet mówić, żeby wiedzieć, że ona jest to nawet jeśli zdarzą się awantury czy kłótnie i tak "sztama" jest. A poznaje się ją i rozumie w sytuacjach "problemowych" zwłaszcza na zewnątrz. Innym słowy rodzeństwo może lać się równo w domu (czy nie fajnie się to po latach wspomina?), kłócić się ze sobą jeszcze równiej, ale biada, żeby ktokolwiek obcy złe słowo powiedział, albo któremukolwiek dokuczył. Wtedy biada mu! W mojej rodzinie oczywiste było to, że żadnemu z dzieci "nie mogło" być źle, każde by to zauważyło, to się jakoś tak "samo działo". Pewnie, że były kłótnie, bo ten czy tamten czegoś nie chciał zrobić, oddać etc. Ale zawsze znalazło się to, które uzupełniło, "nadrobiło" i bilans i tak wychodził na swoje. Tak jest do dziś. Jestem pewna, że nikt z nas nie dopuściłby do zbyt dużych dysproporcji materialnych również teraz. Trzeba przecież rozumieć, że jeden jest bardziej zdolny, drugi bardziej pracowity. I teraz jeśli komuś "nie wychodzi", a stara się to czy ten bardziej zaradny dopuści, żeby dziecku tego pierwszego czegoś brakowało NIGDY!! Innymi słowy jednego stać na luksusowy samochód, a drugi nie ma żadnego? Nie, bo wtedy kupuje się "mniej luksusowy", a "nadwyżkę" oddaje się drugiemu. I każdy zadowolony. I git! Nie wiem czy oddałam sens tego, co chciałam, ale próbowałam. Czy inni żyją inaczej? Wiem, że tak. Znam rodziny, w których dorosłe rodzeństwo kłóci się o ileś sms-ów wysłanych z komórki drugiego i każe sobie zwracać za nie kasę!!!!!!!! Przecież zawsze może się zdarzyć, że sytuacja będzie odwrotna. Jeśli ty pomożesz bądź pewny, że jeśli będziesz kiedyś potrzebował pomocy dostaniesz ją. Przecież tak jest zawsze i nie tylko w rodzinie, ale w ogóle wśród ludzi. A to, że zdarzy się, że częściej dajesz ty... No to co?, ciesz się, że możesz nie potrzebować brać od innych!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miło czytac inteligentnie
pisany i kulturalny topik. Nie jrstem z rodziny wilodzitnej, ale mam takie w rodzinie i wsrod znajomych i zgodze sie, ze na przyszle zycie nie wplywala liczba rodzenstwa, raczej atmosfera w domu i sposób wychowania. No i wazne, jesli rodzice maja dzieci swiadomie , poddają sie biernie wydarzeniom ( "Bog dał dzieci, da i na dzieci") co zdarza sie czasem w rodzinach religijnych, ale o nie o specjalnie wysokim morale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miło czytac inteligentnie
Mila byc oczywiscie NIE poddaja sie biernie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miło czytac inteligentnie
( i "miało byc" - cos mam pecha dzis w pisaniu)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja dla odmiany jestem najmłodsza z czwórki rodzeństwa, więc to nie ja matkowałam, ale raczej mi matkowano...Jak oceniam swoją rodzinę z perspektywy lat, hmm chyba tak średnio. Nie było między mną a nimi rywalizacji, bo zbyt duża różnica wieku nas dzieliła. Nigdy nie byłam dzieckiem jakimś problemowym, więc generalnie wychowałam się biegając za starszym rodzeństwem, albo bawiąc się z podwórkowym towarzystwem. Byłam dzieckiem jeszcze takiego modelu wychowywania, że dziecko jest szczęśliwe jeśli jest najedzone, ubrane...także rodzice zbytnio nie interesowali się tym, co czuję, co myślę, prawie się ze mną nie bawili, chodzi mi o wiek przedszkolny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja i tylko ja we wlasnej osobi
\"rodzice jakoś tak się nauczyli, żeby \"mentalnie\" wiązać moje prośby z okresem, gdy byli biedniejsi - w efekcie gdy ja o coś prosiłam, zaczynały się teksty w rodzaju \"nie wiesz, ile mamy wydatków?\". W efekcie to moje młodsze siostry dostawały ładne płaszcze zimowe, droższe buty, itp. jako pierwsze. W kolejności urodzenia byłam pierwsza, ale \"do podziału\" już ostatnia\" coz, ja nie pochodze z wielodzietnej rodziny, mam jedynie mlodszego brata, ale doskonale znam to co opisujesz w tych paru zdaniach. i chociaz bardzo kocham brata, to mam rodzicom za zle, ze jemu podaja wsyztsko na talerzu. mieszkam juz sama i utrzymuje sie sama,ale slysze wciaz od mamy- ciezko nam, krucho z pieniedzmi, po czym okazuje sie,ze kupili laptopa dla brata, ze na benzynke dostaje od mamusi, ubrania tez, chociaz ja w jego wieku kupowalam wsyztsko za odlozone pieniadze. ja uczona bylam zasady \"rodzice kupuja to, co niezbedne, na reszte odkladam sobie sama\". i efekt - charowanie po 12 godzin w knajpach z taca i na zmywaku zeby kupic pierwszego laptopa,on - \"mamo, potrzebny mi laptop\" i juz kasa jest. spodnie, buty, bluzy-wszystko za kase rodzicow i wszytsko markowe, i slysze \"no wiesz jak ja mu ta jedna pare spodni kupie i bluze na rok... ty kupowalas kilka\" tak, tylko,ze ja odkladalam sama i kupowalam ciuchy po 40 zl a on po 200-250 spodenki. zawsze rodzice mowili do innych w mojej obecnosci \"tak, zlote dziecko, nie wola, wie,ze nie mamy pieniazkow\" ale jakos jak brat zawolal, to sie znajdywaly. denerwuje mnei to,jak mooja mama mowi mi,ze ciezko u nich z kasa a potem okazuje sie, ze mysla o zakupie samochodu zeby brat mial swoj. pare razy wykrzyczalam jej,ze jest nei fair,ze obciaza mnie swoimi klopotami, ja martwie sie o nia a potem okazuje sie,ze to i to jeszzce bratu kupuja i wcale nie rzeczy pierwszej potrzeby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dlatego wlasnie zadne z dzieci w rodzinie kilkudzietnej nie powinno dostawac wiecej bo to rodzi poczucie ze sie jest mniej waznym. I dorasta w takim poczuciu. To sie nie przeklada wylacznie na przedmioty materialne - ale na czas, na zaangazowanie, na zainteresowanie. U mnie byl zal ze wiecej czasu poswiecam najstarszemu synowi ktory jest inwalida - ze strony syna mlodszego (12 lat roznicy) - dopoki nie dorosl na tyle zeby zrozumial iz brat wymaga stalej opieki bez ktorej sobie nie poradzi. Wlasciwie tez czulam sie troche winna ze nie umiem sobie z tym poradzic tak aby bylo \"po rowno\" (czyli wymagajac od siebie rzeczy niemozliwej, ale to tez mialam wdrukowane - starac sie zadowolic wszystkich) - tez dopoki nie zrozumialam. Ale zdaje sie odbiegam od tematu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryształowa cukiernica
---> onaill chyba możesz czuć się rozgrzeszona, zawsze popełniamy jakieś błędy....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja i tylko ja we wlasnej osobi...> Nie napisałaś dokładnie, jak było u Ciebie, z wypowiedzi wprost nie wynika, że prosiłaś ich o to, czy o tamto, a oni mówili, że nie ma pieniędzy i tego nie dostawałaś. A może ich nie prosiłaś, bo raz Ci odmówili? Jeśli tak, to jednak jest inna sytuacja, niż odmawianie za każdym razem. Jaka jest różnica wieku między tobą, a twoim bratem? A może po prostu twoi rodzice mają dużo lepsza sytuację teraz niż kiedy Ty byłaś w wieku brata? U mnie brat, który że tak powiem jest przede mną zawsze miał większe wymagania niż reszta, tzn. po prostu miał taki charakter, że o więcej prosił, no i więcej dostawał. Ja zawsze byłam inna, nie lubiłam przesadzać i do dziś tego nie lubię, oczywiście czasem ich o coś prosiłam i często to otrzymywałam. Nie mam do nich o to pretensji, bo co mieli robić uszczęśliwiać mnie ciągle czymś na siłę skoro o to nie prosiłam. Jesli bym była taka jak mój brat, tez pewnie bym tyle otrzymywała, po prostu różnica charakterów....więc nie można nazwać tego faworyzacją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kryształowa cukiernica
a może to jest trochę tak, że chłopcy są generalnie bardziej liberalnie traktowani, mniej się od nich wymaga, a więcej pobłaża, jakby ma do nich więcej słabości. Potem pokutuje to w życiu dorosłym. Ja obserwowałam to także w mojej rodzinie. W niemowlęctwie chłopcy też są bardziej chorowici, mniej odporni i może stąd ta skłonność do faworyzowania Waszych braci przez rodziców. Ja na szczęście potrafiłam radzić sobie z tym, byłam długo jedynaczką wśród wielu chłopców, oczkiem w głowie i byłam bardzo dowartościowana samym ogromnym zainteresowaniem oraz wszelkimi pochwałami z racji wielu sukcesów w nauce itp. Sprawy materialne nie były więc dla mnie ważne. Zresztą one chyba zawsze powinny stać na drugim miejscu. Myślę, że w ogóle dzisiejszy świat w ogóle kładzie zbyt duży nacisk na sprawy materialne, które są źródłem wielu problemów, frustracji, kompleksów etc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DDZNRW
Oo, a bałam się, że topik padł:) Postaram się po kolei - pain au chocolate - oczywiście, że dysfunkcja to nie tylko pijaństwo i że nigdy nie wie się, jak jest w danej rodzinie, jeżeli się do niej nie należy. Ja akurat mam na myśli rodziny swoich dwóch przyjaciółek. Fakt, nie znam ich na wylot, choć spędziłam z nimi duużo czasu, ale wiem jedno - w obydwu tych rodzinach rodzice wychowali dzieci na szczęśliwych ludzi, pewnych swojej wartości. W mojej rodzinie.. cóż... każdy z nas cieszył się, idąc "na własne"... Wychowawca - widzisz, między mną a młodszą siostrą jest tylko 2 lata różnicy, natomiast między nią a następną - aż 7. Dość długo byłyśmy tylko we 2, i mogę powiedzieć, że wówczas rodzina funkcjonowała dobrze, normalnie, bez faworyzacji, choć biednie. Problemy zaczęły się przy trzeciej siostrze, którą - z racji powrotu mamy do pracy - w dużej mierze "przejęłam" ja, wracając ze szkoły i odbierając ją od zaprzyjaźnionej pani w sąsiedniej klatce. Religijność w przypadku moich rodziców doprowadziła do kolejnych ciąż - planowana była tylko moja młodsza siostra i później czwarty - brat (kiedy rodzinie zaczęło lepiej się powodzić). Tak - twierdzę, że miało to duże znaczenie. Nadmiar dzieci, nadmiar stresów. Być może i tak kiedyś "wyszłoby" to z rodziców, ale w takich warunkach było to dużo bardziej prawdopodobne. Ja właśnie stwarzam zupełnie inną rodzinę - jak Ty :) Na zupełnie innych zasadach. W tej chwili nie sądzę jednak, by do "zamknięcia" rodziny potrzebne były dzieci. Dzieci w ogóle nie powinny być "potrzebne" do niczego - wyobrażam sobie, że jedynym usprawiedliwionym powodem ich posiadania powinna być taka przemożna, wielka potrzeba, prosto z serca. ja tego nie mam, a nie będę rodzić "na zapas", bo później mogę nie móc. Jak nie będę mogła, a będę chciała, to zaadoptuję. To nawet piękniejszy gest... anitelkaaa - bardzo dziękuję za wypowiedź "z drugiej strony" :) Wiem, o czym piszesz odnośnie braku zainteresowania. W naszej rodzinie to się odbiło głównie na naszym zdrowiu. Ogromny problem jednej z moich sióstr wykryto, gdy był już bardzo zaawansowany, bo rodzice nie mieli czasu "wdawać się w detale" samopoczucia swoich dzieci. A jak teraz wygląda Twoje życie..? Wydajesz się rozsądna, zrównoważoną dziewczyną bez specjalnych pretensji, ale i bez specjalnej egzaltacji pisząc o swojej rodzinie... ja i tylko ja we własnej osobie - oo tak, dobrze Cię rozumiem.... u mnie rodzicie nie posunęli się nigdy tak daleko, żeby ode mnie brać i dawać innemu dziecku (ale tez nie było takiej możliwości specjalnie - dobrze zarabiam, ale oni jeszcze lepiej). Wiem, jak to boli. Moim zdaniem musisz się raz na zawsze odciąć od finansowania swojej rodziny, bo nie od tego jesteś... powinnaś dać bratu możliwość odkrycia wartości ciężkiej pracy, tak, jak Ty ją odkrywałaś ;) Wiecie, to jest tak, że jeżeli w rodzinie nie ma bezwarunkowej miłości, uwagi i czasu, dzieci uczą się mierzyć swoją wartość w oczach rodziców tym, ile dostają. To dla dziecka jest taka bardzo widoczna oznaka, coś w rodzaju symbolu. i tu do dyskusji Kryształowej cukiernicy i Oneil - ja zdecydowanie opowiem się po stronie Oneil. Wiesz, kryształowa cukiernico, że hasło "sprawiedliwie nie zawsze znaczy po równo" było ulubionym hasełkiem moich rodziców, gdy prosiłam ich np. o kurtkę zimową, wskazując na 2 inne, nowe, noszone przez moją młodszą siostrę..? Dlatego daruj, ale to hasło kojarz mi się jak najgorzej i jednego jestem pewna - gdybym miała dzieci, dostawałyby PO RÓWNO tego, co można równo dzielić (ubrań, słodyczy, itd). Nie bawiłabym się w trybuna, który osądza, jak będzie "sprawiedliwie"... bo to może rodzić konflikty i zazdrość, nie w sytuacji jedynaka rzecz jasna lub gdy rodzicie mają możliwość spędzania z dzieckiem dużej ilości czasu, ale we wszystkich innych - i owszem....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DDZNRW
I jeszcze ciekawostka - ubocznym efektem "metod wychowawczych" moich rodziców był fakt, że staliśmy się rodziną "geniuszy" :P przynajmniej w dziewczyńskiej części rodzeństwa. Każda z nas szybko odkryła, że jedyną niezawodną metodą na uzyskanie pochwały i uwagi (choć nigdy nie prezentów) było przynoszenie świetnych ocen i różne wygrane w rozmaitych konkursach... Miałyśmy jakieś niesamowite średnie, kompletnie szalone, jedna z nas już w podstawówce dostała stypendium ministra czy jakoś tak... i przychodziło nam to relatywnie łatwo, więc rywalizacja trwała na całego... Jedynie mój brat wyłamał się z tej "szlachetnej tradycji". On nie ma powodu się starać - jest najulubieńszym dzieckiem ojca, ma absolutnie wszystko, i nawet, gdyby skończył zawodówkę, i tak zapewne odziedziczy firmę ojca i o poziom życia nie będzie się musiał martwić.. jest zatem samotną wyspą indyferencji na naszym morzu ambicji :P --> ja i tylko ja widzisz, u Ciebie jest trochę podobnie... Kiedyś czytałam interesującą książkę o rodzeństwie i rodzinie napisaną przez psychologów ewolucyjnych.. twierdzili oni, że w naszej kulturze bardziej opłaca się inwestować w synów, ponieważ (upraszczając) taki syn może spłodzić masę wnuków, a córka - relatywnie niewiele może urodzić.. sytuacja jest tym wyraźniejsza, im bardziej ograniczone zasoby- w sytuacji niedoboru prawie zawsze chłopiec jest faworyzowany - zupełnie, jak u Ciebie... Dopiero, gdy wyszłam za mąż, odkryłam, co to jest normalne życie i bezwarunkowa miłość i akceptacja wspaniałego człowieka, zaczęłam się zastanawia, czego właściwie chcę od życia. Wcześniej było dla mnie np. naturalne, że zrobię doktorat i będę robi karierę naukową. Miłość mojego męża wyprała mnie z tych ambicji :P ;) tzn. nagle okazało się, że nie mam ochoty tego robić, że wolę poświęcać czas pracy z ludźmi, że moi rodzice jakoś będą musieli przeżyć fakt braku wymarzonego dyplomu córki na ścianie :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przedostania ale czarna owca
nas byla czworka,duza roznica wieku pomiedzynami.najmlodsza siostra 8 lat mlodsza odemnie,13 od brata a 15,5 od najstrszej siostry. tak jak piszecie chlopcy sa traktowani lepiej a szczegolnie jak sie trafi taki rodzynek:). z zsarszym mam dobry kontakt nie bylo pomiedzynami zabardzo rywalizacji.ciezko mila najstarsza siostra bo musiala zajmowac sie mna i najmlodsza. ja tez nie milam ciekaiwe (rodzice pracowali na zmiany) kazde wakacje spedzalam w domu wiecznie zajmujac sie siostra(mieszkamy na wsi i wtedy mielismy jeszcze gospodrke)starsze rodzenstwo jezdilo w pole z rodzicami a ja calymi dnia 10 letnia dziewczynka siedzialm z 2latka.nie moglam chodzic do kolezanek a jak juz szlam to z siostra na 1 gora 2 godziny:(. pamietam ze na urodzina do mojej najlepszej kolezanki z lawki nie moglam isc bo rodzice jechali w pole a ja mialam z siostra siedziec. bylam zywym dzieckiem i nie lubialam siedziec w jednym miejscu,pamietam jak dostawalam od matki za kazdy siniak jaki nabila sobie siostra bo ja slabo pilnowalam, najmlodsza jest oczkiem w glowie rodzicow,wiem jak to boli jak jedno cos dostanie a drugie nie.jej kupowali slodycze,owoce a mi nie.itp. starsze rodzenstwo szybko sie wyprowadzilo z domu,wyjechali dawno temu.czuje sie zawsze gorsza i mniej kochana,nie wiem czemu tak jest ze jedno sie kocha bardziej a drugie mniej,a najgorsze to to wyroznianie jednego dzieclka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam ponownie, mam nadzieje, że ten topik nie upadnie, bo jest bardzo fajny :) DDZNRW.....> Pytałaś jakiś czas temu, jaka jest sytuacja teraz, dokładnie nie wiem o co Ci chodzi, ale napisze o tym, co wydaje mi się, że miałaś na myśli :). Otóż wyszłam za mąż w zeszłym roku i tak się złożyło, że pochodzimy z mężem z podobnych rodzin, gdzie ojciec był zawsze w cieniu, tzn. za mało angażował się w życie rodzinne, to matka przejmowała wiele jego ról...ale o tym, to może innym razem napiszę. Moi dwaj braci też już mają rodziny, a trzeci jeszcze nie ma. Podejrzewam, że chodziło Ci też o relację jakie są teraz między mną, a moimi rodzicami i rodzeństwem określiła bym je jako poprawne, aczkolwiek dość stonowane, nie czuje potrzeby nadmiernego zwierzania się im, a szczególnie mamie, bo on wszystko bardzo przeżywa... Nie mam pretensji do rodziców, dali mi dużo dobrego pod każdym względem, popełniali większe czy mniejsze błędy wychowawcze, ale wiem, że chcieli, jak najlepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DDZNRW
Czarna owco - smutne jest trochę to, co piszesz - znam ja to matkowanie młodszemu rodzeństwu, dobrze miałam i tak, bo nie dostawałam wciry za siniaki..! :( masz rację, że faworyzacja bardzo boli, i to, że szybko można się przekonać, że mit "nieskończonej rodzicielskiej miłości" jest mitem właśnie... Anitelkaaa - a czy Twój Mąż ma tendencję to przejmowania tej roli "bycia w cieniu"..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupupupupaa
:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhgfdsasdfghjkloiuytrewq
po co podnosisz jeśli nie masz nic do powiedzenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×