Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Chyba jestem już ogłupiała...

Jeśli mężczyzna mówi... to co to faktycznie oznacza??????

Polecane posty

Gość uppppppppp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Dziewczyny, jak to dobrze, że Was odnalazłam. Nie wiem jak to się stało, ale od poniedziałku nie byłam w stanie wejść na kafe, nie ładowała mi się. W niedzielę zdarzyło się coś dziwnego. Mniejsza tak dokładnie o co chodziło, ale zostałam wkręcona w coś służbowego (w niedzielę i święto narodowe), oczywiście z NIM. Niby było zupełnie zwyczajnie, ale jak się okazało, ja się tam znalazłam z jego inicjatywy. Mniejsza o to. W sumie było przyjemnie. Wracając jednak spotkało mnie coś strasznego. Jechałam z nim i musiałam się przesiąść. Wysiadłam, on się uśmiechał, ja też, pomachałam mu i przyczepił się do mnie facet pytając dlaczego nie uśmiecham się do niego tak jak do tamtego faceta. Ogólnie chwile grozy. Napisałam do męża, a później do niego. Obaj oddzwonili. Mój mąż nie zdążył mi pomóc, ale sobie poradziłam. On znowu próbował mnie jakoś uspokojać, doradzać. Dzwonił później jeszcze dwa razy. Na drugi dzień jak przyszłam do pracy, on już tam od dawna był, wiem, że był zajęty, więc nie zaglądałam do niego nawet. On mnie znalazł zaledwie kilka minut po tym jak przyszłam. Zapytał, czy będę u siebie. Przyszedł, pytał jak się czuję. Ja się koniec końców rozpłakałam, bo to wszystko mi się przypomniało. Zapytał dość nonsensownie, czy płaczę przez niego, przecież wiadomo, ze nie. Później, pocieaszał mnie, tulił. Stwierdził też, że nie mógł darować sobie, że ze mną nie wysiadł, że nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mi się stało. No a w sumie, jaki on ma na to wpływ?? Wcześniej wychodził, ale jeszcze raz przyszedł. Oboje wiemy, że ludzie nas komentują i nawet myślałam, ze coś się zmieni, ale to jest jak narkotyk, kontakt narkotyczny. Człowiek ma świadomość, co się dzieje i i tak robi źle. Widzieliśmy się jak zwykle we wtorek. Razem wróciliśmy. W środę, przyszedł zmieniony, później zaprosił mnie do siebie na herbatę. Okazało się, że był strasznie zdołowany rozmową z szefem. Powiedział, że potrzebuje pocieszenia. Starałam się być maksymalnie zachowawcza i byłam. Później jednak napisałam smsa jeszcze, że zależy mi na tym, żeby mu polepszyć humor. Zaraz oddzwonił. Udało mi się nawet trochę. Dziś też o tym rozmawialiśmy. Dziś jak zwykle też widzieliśmy się ciągle. Jak byłam u niego zauważyłam, ze drzwi zostały niedomknięte. Powiedziałam o tym, a on na to, no cóż, żeby nie było niedomówień. Opowiedział mi też historię o jednym, z krajów, w którym jest zwyczaj, ze jak marynarz wyrusza w rejs, to jego żona na znak, że jest wierna i nie ma nic do ukrycia, nie zasłania zasłon w oknach, ale jakoś dziwnie oboje skonkludowaliśmy, że i tak , jak i tak, jak się chce to wszystko się da. Kończył dziś wcześniej, ale na mnie poczekał. Jak wracaliśmy zapytał, o której będę jutro i powiedział, że on będzie wczesniej i będzie czekał, że zaprasza na herbatę. Tak naprawdę jesteśmy niemal nierozłączni. Myślę, że Maślarka ma o tyle rację (witaj, cieszę się, ze do nas napisałaś. Zaciekawiła mnie Twoja sytuacja, bo ja też mam małe dziecko), że takie relacje nie stoją w miejscu. NIe wiem, czy nasza zmierza ku fizyczności, bo jak na razie, niemal sztucznie, ale unikamy jej na tyle na ile się da, ale i tak, że nawet jak nie ma dotyku, to jak stoimy w grupie, to po jakimś czasie zauważam, że on stoi tuż przy mnie, lub za mną. Kiedyś, kolega, który wpadł do niego, jak byłam u niego, zażartował, że nie będzie przeszkadzał. Mój przyjaciel na to zareagował, ależ, nie, chodź, żeby nikt nas o nic zdrożnego nie posądzał. Nie wiem w tym momencie, czy jego intencje są tak czyste, czy wręcz przeciwnie... Przeczytałam wnikliwie opis relacji megaanki i Twoj gosiu i mam wrażenie, że każda z nas ma inną relację z tym facetem. Są owszem zbieżności, ale jest też wiele cech inności tych relacji. Nie wiem, może ma to związek z tym, że każda z nas jest nieco inna i oni też?? NIe wiem, może się doszukuję, ale byliśmy w większej grupie, a on miał ciasto (chciał je zjeść ze mną u niego w pokoju) i szepnął do mnie: to co, idziemy konsumować?? Trochę to dziwnie zabrzmiało. Szczerze mówiąc, sama to piszę o rozmyślam nad tym. Jak dziś wysiadał to też szepnął tylko cześć i obejrzał się chyba z 5 razy. Patrzy jak zwykle wnikliwie...., jak stopimy o rozmawiamy ze sobą, to niemal depczemy sobie po butach (czasem się to nawet zdarza). Z drugiej strony cały czas sama siebie przekonuję, że Wasze relacje są inne, że nasza to taki rodzaj magnetycznej przyjaźni, który do niczego w sumie nie zmierza. Dziewczyny, czy uważacie, że nie ma czegoś takiego, jak przyjaźń kobiety i mężczyzny, obojga heteroseksualnych?? Z drugiej strony, co jego tak pociąga w moim towarzystwie, że pomimo tego, że mnie bardzo często widzi w pracy, że pracujemy też ze sobą nad pewnymi rzeczami, to on jeszcze chce mnie widzieć w międzyczasie tak jakby zupełnie prywatnie. Czasem myślę sobie, że przy normalnych relacjach, gdyby nic nas do siebie nie ciągnęło, to już chyba nie moglibyśmy na siebie patrzeć. Napiszcie coś dziewczyny, z ogromną ciekawością Was czytam. Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupupupupupupupupupupup

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
Fajnie, że się znalazłaś! Miałam strasznie ciężki tydzień i nie zaglądałam do netu, ale widzę, że tu "na topiku" też cicho było ;-) Ja miałam z moim przyjacielem jedno spotkanie, krótkie, ale treściwe - mianowicie udało mi się przeprowadzić mały eksperymencik: rozmawialiśmy w większym gronie (sami faceci i ja) i wszedł On. Grzecznie się przywitał ze wszystkimi, na mój widok zdziwił się tylko: - O, też jesteś... rzucił mi jedno powalające spojrzenie, od którego od razu zmiękły mi kolana i chyba oblałam się "dziewiczym" rumieńcem ;-) (głupia stara baba! - mam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej reakcji, bo koledzy potrafią kąśliwie dowalić nawet bez powodu, a co dopiero przy takich oczywistych dowodach zbrodni). Następnie wdał się z nami w dyskusję, jakieś żarciki, fajna gadka, oczywiście niepostrzeżenie już stał metr obok mnie, od czasu do czasu taksując przelotnym spojrzeniem i uśmiechając się do mnie, ale... z zachowaniem służbowego dystansu. Po jakimś czasie postanowiłam go sprowokować - nie przerywając mu interesującej dyskusji z kumplem, dyskretnie się oddaliłam, wzięłam torebkę, rzuciłam cicho: to cześć, muszę już iść, i wyszłam, zostawiając zajęte sobą towarzystwo. Jeszcze nie uszłam kilku metrów, jak mój "luby" prawie w połowie zdania skończył niezwykle interesujący wywód w swoim wykonaniu i wybiegł za mną, krzycząc przez pół korytarza, żebym poczekała, bo mnie odprowadzi do auta, bo... on też już skończył! No klasyka normalnie! :-D I oczywiście potem dłuższa, już serdeczna (bo bez świadków) rozmowa na wszystkie tematy, co tylko się poprzypominały, gorące, acz nieśmiałe spojrzenia w dłuższych chwilach milczenia, no i oczywiście u mnie wszystko wróciło ze starym impetem, chociaż wydawałoby się, że po naszej rozmowie tutaj na forum w zeszły weekend już trochę ochłonęłam i "się poukładałam". Gdzie tam! Raaatuuuunku, jak z tym walczyć??? Acha - mam "kumpelskie" zaproszenie na drinka z okazji ukończonego z sukcesem projektu, nic nie mówił, że mam przyprowadzić męża, a w pracy raczej nie będziemy go wypijać ;-) Coś mi się widzi, że jazda dopiero się zaczyna... No i w sumie nie wiem, czy to taka "magnetyczna przyjaźń", czy też nie, ale czuję podskórnie, że oprócz przyjaźni jest jednak "ta chemia", której nie powinno być w zwykłej przyjaźni. Mam kilku bliskich przyjaciół - mężczyzn, ale z nimi, po pierwsze - znam się od wielu lat, po drugie - znam dobrze i przyjaźnię się z ich żonami i ,mimo że są atrakcyjnymi mężczyznami, to jednak jest to całkiem inny rodzaj relacji. Przede wszystkim nie ma tego hipnotyzowania się wzrokiem, a jeżeli już, to "dla jaj" - w żartach, znaczy się ;-) I głos też im nie mięknie w rozmowie w taki uroczy sposób jak jemu, chyba że ich onieśmielę jakimś tekstem z grubszej rury, co mi się zdarza czasami. Ale w sumie znam go dopiero od pół roku i nie miałam okazji zaobserwować, jak się zachowuje w dłuższej, luźniejszej rozmowie z inną kobietą, może ma po prostu taki styl, chociaż dość podejrzane by to w sumie było ;-) Czy może być normalna przyjaźń między kobietą a mężczyzną? Tak, sama tak mam, jak już wyżej napisałam. Ale jest kilka warunków do spełnienia: 1. mąż lub narzeczony kumpeli, czyli hamulce z obu stron na maksa 2. długoletni znajomy, czyli syndrom prawie kazirodztwa 3. facet kompletnie nie w moim typie, albo zadeklarowany "homo" 4. podrywacz, czyli ma krechę na starcie i interesuje mnie tylko jego intelekt Oczywiście te warunki nie wykluczają zainteresowania ze strony faceta, ale jeżeli chodzi o mnie, to w takich sytuacjach nie widzę możliwości zaangażowania się z mojej strony. A jak już tak analizuję, to teraz czynniki ryzyka: 1. świeża znajomość i zwrócenie na siebie uwagi szczególnym typem osobowości (nie wchodzę w szczegóły, bo to indywidualna sprawa, ale generalnie chodzi o "to coś") 2. bliska współpraca przy emocjonujących zadaniach, trwająca jakiś czas (możliwość nawiązania nieformalnego kontaktu) 3. świetny kontakt od pierwszej chwili (czytanie w myślach, "skąd wiedziałeś, że to chciałam powiedzieć", "mnie się też dokładnie to podoba", identyczne poglądy w kontrowersyjnych tematach, wyczuwanie nastrojów, emocji itd.) Autorko, pisz, jak Wam się rozwija, albo zwija ;-) znajomość! Dziewczyny, co u Was słuchać, jeżeli tu jeszcze zaglądacie? Łojeje, ale się rozpisałam! To spadam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znacie moje zdanie na ten temat. NIE MA przyjaźni damsko - męskiej. Pytacie, co z tym zrobić, ale wcale nie chcecie, by Wam ktos dał radę. Wy chcecie usłyszeć, ze tak, owszem, jest taka przyjaźń. Dlaczego? BO TO MIŁE. Miłe, ze kręci sie wokół nas ktos w taki sposób. Chce Wam powiedzieć, ze ta Wasza analiza ich zachowań jest po prostu wkręcaniem się. Chcecie usłyszeć \"O Rany, jemu narawdę na Tobie zalezy!\" A jeśli tak, to co? JAK DŁUGO myslicie trwac będzie taki stan. Myslicie, ze się nie zmiieni? Oj zmieni się, znów zdarzy się jakaś chwila, w której autorko mąż nie będzie tak doskonale rozumiał, jak \"przyjaciel\". Potem następna i następna. Jak myślisz? Dokąd zmierzasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
Koralowa, ale chyba jednak trochę nie doczytałaś. Ja MAM przyjaciół wśród mężczyzn, to są wieloletnie, sprawdzone i bliskie przyjaźnie i naprawdę bez żadnych podtekstów erotycznych. I próbowałam tu powyżej przeanalizować, co różni zwykłą przyjaźń od takiej przyjaźni z "bonusem" w postaci fascynacji. Na własnym przypadku doszłam do takich a nie innych wniosków, z którymi oczywiście można dyskutować, ale NIE MOŻNA twierdzić z całą pewnością, że nie ma przyjaźni damsko - męskiej tylko na podstawie tego, że się jej samemu nie doświadczyło. Przyjaźń taka może zaistnieć, ale pod pewnymi WARUNKAMI, wiem, bo tak mam i mam też porównanie z "przyjaźnią", którą Ty masz na myśli. Zwykła przyjaźń, to takie uczucie siostrzano-braterskie i, uwierz, naprawdę realne. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Megaanka
W każdym razie - znów dzięki za słowa otrzeźwienia, bo z całą resztą się prawie zgadzam, taka "przyjaźń" faktycznie gdzieś prowadzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Megaanka...spróbuje wyjasnić inaczej. Wiem, ze istnieją takie relacje siostrzano - braterskie, bo sama je mam. Tylko widzisz, taka relacja ZAWSZE może się przerodzić w coś więcej. W przyjaźni pomiędzy tą samą płcią to się po prostu nie zdarzy. A tutaj MOZE. Trzeba to wiedzieć, trzeba być uważnym. w TYM sensie czystej przyjaźni pomiędzy k-m nie ma. Ty piszesz o narzeczonym kumpeli, ale piszesz o hamulcach. No właśnie! Hamulce! One są bardzo ważne. Muszą być, bo kto wie co by się stało, gdyby ich nie było. Te same hamulce powinny być zawsze, gdy obydwoje są zajęci. I to nie tylko hamulce po to, zeby nie wyladowac w łóżku. Także po to, by się nie wkręcać. Nazywanie takich dwuznaczynych relacji \"przyjaźnią\", jest według mnie chwytem myślowym i słownym, aby poczuć się usprawiedliwonym do wchodzenia w taka właśnie relację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O też jesteś! :-) Nazywam to przyjaźnią, bo przyjaźń jest autentyczna, a że przyplątała się też fascynacja jako "bonus", no cóż... człowiek jest tylko człowiekiem, też mi się jeszcze pół roku temu wydawało, że jestem twierdzą ;-) Ale czasami w życiu są takie sytuacje, że sama nie jesteś w stanie przewidzieć, jak zareagujesz :-D Jesteś siebie na 100% pewna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale zwalanie wszystko na przyplatanie się jest troche mało odpowiedzialne. Nic samo z siebie nie przyplatuje się, po prostu dajemy temu przyzwolenie. I to nie jest żaden bonus, tylko zwykła kolej rzeczy, którą POWINNO się przewidzieć. Nie, nie jestem pewna siebie. DLATEGO właśnie zatrzymuję dwuznaczne relacje. Naprawdę tak robię. Z całą świadomością strat, żalu. Nie wchodze w głębokie przyjaźnie z zonatymi i zajętymi. Jak któryś zaczyna się bardziej \"przyjaźnić\" odsuwam się. Znam ich żony. Byłoby mi wstyd przed nimi. A jak nie znam to wstyd mi za tego człowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze jedno: kiedyś miałam taką znajomość, którą wiedziałam, ze musze uciąć. Jakoś udawało mi się nie odzywać, nie utrzymywać kontaktu. Ale nastąpił taki moment, w którym potrzebowałm pomocy. Poważna sytuacja, dramat w moim życiu. Ktos powiedział "zadzwoń do niego on Ci pomoże", a ja wiedziałam, ze to jest właśnie taki moment wyboru: albo zadzwonię i jeszcze bardziej zwiążemy się ze sobą, albo utnę to, albo zacznę ucinać. No, i nie zadzwoniłam. Znalazł sie ktoś inny, do kogo zadzwoniłam. Nic nie dzieje się na zasadzie przyplatania :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
cześć dziewczyny Wpadłam sie tylko przywitać bo ja nie mam już na tym temacie chyba o czym pisac:(( Nie mamy kontaktu cały tydzień sie nie odezwał mimo ze go zaczepiałam smsami i sygnałami Nie wiem co myśleć bo gdyby mi napisał ze nie moze czy nie chce bo to czy tamto to bym prędzej to przełknęła a tak to dochodzi jeszcze taki niepokój ze może coś sie stało, może jest bardzo nieszczęśliwy bo to naprawdę nie w jego stylu zeby tak zwyczajnie zniknąć Koralowa zebyś ty wiedziała jak ja ci zazdroszczę ze umiesz być taka stanowcza, zawzięta ze jak coś sobie postanowisz to nawet w dramatycznej sytuacji potrafiłaś sie powstrzymać...ja mam zupełnie odwrotnie, czuje że zeby tylko sie odezwał wszystko by wróciło, a jak sie nie odzywa to z kolei jestem w depresyjnym nastyroju bo strasznie mi go brakuje ...to też była taka przyjażń z bonusem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmmm... życie pisze czasami tak nieoczekiwane scenariusze, że dość naiwne wydaje mi się deklarowanie: \"ja nigdy, o co to, to nie!\" Ja też wychodziłam z takiego założenia, jak Ty ... do momentu, aż spotkałam człowieka, który spowodował, że zaskoczyłam samą siebie. Nie wiem, ile masz lat, jak układają się Twoje sprawy osobiste, ale ja - z perspektywy mojego długoletniego i w sumie udanego związku mogę powiedzieć, że nie raz, nie dwa, życie stawia nas wobec sytuacji, w których nawet najmoralniejsze osoby MOGĄ wykazać słabość i niedoskonałości, i nie mówię w tej chwili li tylko o relacjach damsko-męskich, ale o różnych próbach życiowych, z których cudem wyszliśmy na prostą. Ani przez chwilę nie próbowałam się tu usprawiedliwiać ani tłumaczyć. Wiem, że wpakowałam się w wątpliwą moralnie sytuację, ale wiem też, że nie ma mocnych, którzy byliby odporni na wszelkie wpływy i całkowicie pewni swoich reakcji. Jesteś manipulowana stale i nawet o tym nie wiesz, codziennie podejmujesz decyzje, na które wpływa tysiąc czynników kompletnie przez Ciebie niekontrolowanych, więc mówienie o wolnej woli i świadomości swoich decyzji jest słuszne tylko do pewnego momentu - na pewne sprawy PO PROSTU nie masz wpływu, nie doceniasz potęgi podświadomości! Ja przyjmuję w całości Twoje założenia i Twoją argumentację i też się pod nimi podpisuję obydwiema rękami, ale wiem jednak, że to jest ideał - a Życie potrafi spłatać figla, nawet Tobie! :-) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Gosiu, Pozdrawiam serdecznie! Ta moja odpowiedź była oczywiście do Koralowej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Gosiu! Tak jestem zawzięta i stanowcza. Megaanka...to wynika właśnie z mojego życiorysu. Nie jestem małolatą. I napatrzyłam się też na różne historie. Oczywiście to wszystko co piszesz to jest racja. Nigdy nie mów nigdy. I ja tez tak nie mówię. Oczywiście że istnieją sprawy na które nie mamy wpływu. Ale Megaanka...na to mamy! Na to czy będziemy utrzymywac relację czy nie, mamy! I właśnie o to mi chodzi! To są czynniki, które możemy kontrolować! To nie jest żaden figiel Losu, ale zwyczajnie nasza decyzja. I dziewczyny, oczywiście że to bardzo trudne. I oczywiście, ze trudniejsze z każdą chwilą, ale dlatego właśnie, gdy uświadamiamy sobie, ze coś jest nie tak, ze to chyba nie zwykłe koleżeństwo, powinno się coś z tym zrobić, a nie brnąć dalej. Nie brnać i oszukiwać siebie, ze to "przyjaźń" z bonusem. Gosiu...najwazniejsza jest decyzja. Dopóki będziesz oczekiwała, ze co dawne wróci, dotąd będziesz się męczyła. Popatrz na tego twojego "przyjaciela". Nie tak zachowuje się przyjaciel. Przyjaciel mówi wprost co jest grane. A on? Zaspokajał swoją potrzebę bliskości, a potem zostawił cię. Już go nie obchodzisz. I wierz mi nic z nim nie jest. Wszystko jest OK.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Koralowa dokładnie, strasznie jestem zawiedziona jego postawą i zachowaniem Tak bardzo chciałabym jeszcze ten jeden raz z nim pogadać po to tylko zeby mi wyjaśnił swoje zachowanie, czy sie za bardzo zaangażował i znalazł sobie taki "kubeł zimnej wody" jako sposób na wyleczenie? czy laska zazdrosna zabroniła mu sie ze mną przyjaźnić a wstydzi sie tego powiedzieć? czy sie boi ze jak raz sie odezwie to powoli powoli i wszystko wróci do stanu wyjściowego a to iście igranie z ogniem? a może po prostu chce to "odchorować" w samotności , może na siłę wyszukuje sobie jakieś zajęcia zeby nie myśleć, nie wspominać? Jak wg was mogło być dziewczyny...tak bym chciała to wiedzieć ps. pytałam niedawno o niego takiego innego kolegę co też go zna i powiedział ze do niego też sie nie odzywa mimo licznych telefonów i nagranych wiadomości zeby sie odezwał, on uparcie milczy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cyba jestem już ogłupiała...
Witajcie, Ja pewno jestem tu jedną z "większych" małolat... Koralowa, Ty potrafisz człowieka postawić do pionu. Tak szczerze mówiąc, to ja w sumie co do nawiązania tej relacji to naprawdę nie mogę sobie niczego zarzucić. Ja naprawdę nikogo nie szukałam. Zabrzmi to strasznie fatalnie i banalnie, ale ja zawsze w pracy jestem bardzo "zarobiona". Bywało i tak, że orientowałam się, że jestem w pracy np. 9 godzin, a w tym czasie nic nie wypiłam, nic nie zjadłam i nawet nie zaglądnęłam do łazienki. Wszystko na maksymalnych obrotach. Wiem, że nie od tego się zaczęło, ale zwyczajnie znalazł się ktoś, kto w tym pędzie chce mi zrobić herbaty. Powiem szczerze, ja nie wiem jak go odtrącić. WIem, że zostanę potępiona za to co powiem, ale naprawdę zdobywam się na szczerość. Mnie jest z nim poprostu dobrze. Sama przed sobą próbuję wmawiać sobie, że mogę w takiej relacji, bez żadnych problemów tkwić wiecznie, bo mi tak jest poprostu lżej w życiu. Spędzam w pracy mnóstwo czasu. Nieraz moja rodzina ma do mnie pretensje, że za bardzo poświęcam się pracy. Niedawno odniosłam spory sukces w pracy, dostałam dużą nagrodę. Przykro mi było, że w domu nawet nikt nie zapytał o szczegóły. Jak tylko nie jestem w pracy to zajmuję się dzieckiem, sprzątam, robię co mogę, żeby wszystko ogarnąć, żeby nadrobić czas z Małym, gdzie i tak słyszę pretensje, że za mało spędzam z nim czasu. Straszliwie trudno zrezygnować z kogoś, kto zawsze wita mnie w ciepły sposób, kto z mojej twarzy stara się wyczytać co u mnie słychać, kto interesuje się moim samopoczuciem. Piszę naprawdę szczerze. Pal sześć spojrzenia, fascynacje i inne. Mnie nie tyle trudno jest zrezygnować z jego spojrzeń, co z tego, że jest to człowiek, który stara się trochę umilić mi życie... Prócz najbliższej rodziny, z którą mieszkam, to jego widuję najczęściej, to on poświęca mi wiele uwagi, w sumie niczego ode mnie nie oczekując. WIem, jestem beznadziejna, ale nie dojrzałam na dziś dzień do tego, żeby na własne życzenie zrezygnować z niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosiu...wiem na jakie słowa czekasz. Żeby Ci powiedzieć, ze on dlatego nie kontaktuje się, bo tak cierpi. Że zrobił to co zrobił, bo tak mu strasznie zależało na Tobie. Wątpię. Mężczyźni nie są masochistami. Ale natomiast świetnie pilnują swoich interesów. Jesli zerwał z Tobą relację to nie dlatego, ze ta wstrętna narzeczona mu na nic nie pozwala - ale właśnie ZE WZGLĘDU na nią. To ONA jest tutaj punktem odniesienia, nie TY. Być może widział co mu groziło, ale w takim razie byłaś w jego życiu \"zagrożeniem\", nie tym, co się boi utracić. Skoro byliście blisko, powienien to jakoś wyjasnić. Tak myśle. Po to byś Ty się nie łudziła. Ale widzisz ma to w nosie. Nie wiem jakim jest czlowiekiem, ale byc może takim, co nie chce palić za sobą mosty. Nuż się przydadzą. Chyba jestem...no ja Ciebie nie potępiam. To co piszesz jest naprawdę bardzo szczere i jest kolejnym krokiem do przodu. Przyznaniem się do pewnej słabości i pewnej niemocy. To bardzo duzo. Mogłabyś soebie sama mydlić oczy. Wiesz co mnie jakoś uderzyło w twojej wypwoiedzi? Że bardzo dużo pracujesz? Pominąwszy fakt że mozna kochac swoją pracę i to się czasem zdarza :) to jednak jest to symptom pewnej pustki. Jesli za tym idzie zaniedbywanie najbliższych - to oznacza pustkę. Nie wiem jaką, ale pustkę. Dom, prawdziwy, jest miejscem z którego niechętnie wychodzimy i do którego biegniemy po pracy. A praca nas czasem wkurza, bo nie pozwala wrócić do domu. A jak jest u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Chyba jestem już ogłupiała...
Koralowa, dzięki za odzew. Co do Twoich słów do Gosi, to podpisuję się pod nimi, jak pod swoimi. Myślę, że masz całkowitą rację. Choć napisałaś o tym, że mężczyźni nie są masochistami ( co za tym idzie, możnaby wywnioskować, że egoizm im nie jest obcy), a tak szczerze mówiąc, to nie bardzo zauważam jakieś specjalnie egoistyczne zachowania zarówno w moim mężu, jak i przyjacielu. Może już oślepłam?? Pewno tak;) Koralowa, powiedziałaś coś mądrego. Jak się urodził mój synek, tak wspaniale było mi w domu. Wiadomo, radziłam sobie różnie. Miałam wówczas żal do męża, że wrócił do pracy jak nasz synek miał 3 dni. Mniejsza o to, bo dużo o tym było gadaniny kiedyś. Mąż starał się mi bardzo pomagać. Jak Mały miał 6 miesięcy znaleźliśmy się w b. trudnej sytuacji. Kupiliśmy mieszkanie nowe, którego oddanie się bardzo opóźniało, a to, w którym mieszkaliśmy musieliśmy opuścić, bo już je sprzedaliśmy. Stałam się w zasadzie z dzieckiem bezdomna... Zamieszkaliśmy u mojej siostry i jak tylko oddano nam mieszkanie harowaliśmy oboje, wykańczając je. Nie angażowaliśmy fachowców, żeby było taniej, Małym zajmowała się moja mama. Po dwu miesiącach wprowadziliśmy się, ale ja już nieco wcześniej musiałam wrócić do pracy. Bardzo bałam się powrotu, szczególnie, że u mnie w pracy nie ma opcji pracowania np. na pół etatu. Pracujesz na maxa, albo wcale. Chchciałam być z Małym, nawet obmyślałam, żeby może szybko zajść w drugą ciążę. Nie mogliśmy tak, bo mamy obciążenia, a ja mam trochę lepszą parcę niż mój mąż. Wróciłam i wsiąkłam. Moja praca łączy się z moją pasją i to jest super, ale bałam się tego, że nie można tam zwolnić tempa. Z resztą ten rok jest jakiś dziwny, mój przyjaciel też mówi, że odkąd pracuje, to takiego pędu nie było, a on na oko każdego zdrowego człowieka wygląda na mega pracoholika. WIem, że powinno być inaczej....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Witam dziewczyny i pozdrawiam was wszystkie przy niedzieli Koralowa zastanawiałam sie nad twoimi słowami i ja to widzę tak ze on właśnie tym swoim upartym milczeniem spalił za sobą mosty Bo gdyby był ze mną nawet w luźnym kontakcie takim tel czy mail od czasu do czasu to zawsze łatwiej odnowić taką znajomość w miarę potrzeby A tak to co? jeszcze trochę i ja dojdę do siebie , otrząsne sie( bo widzę ze juz jest lepiej ) i przestanie mi zależeć na tej przyjaźni, ale żal pozostanie bo tak sie nie robi, zwykła przyzwoitość i kultura osobista nakazuje zeby odpisać i pewne sprawy wyjaśnić a nie świadomie narażać mnie na stres Ciekawi mnie jeszcze jedno... czy jak sie ze mną zegnał oczywiście czule itroskliwie zapewniał jak to będziemy sie dalej przyjaźnić ze bedzie mnie zawsze wspierał i pomagał ze jeszcze tego samego dnia zadzwoni to pogadamy spokojnie.....czy on miał już wtedy wszystko zaplanowane.... Jejku zrozum tych facetów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Gosiu...tak, to prawda, ze gdyby był z Tobą w luźnym kontakcie, wtedy byłoby łatwiej odnowić znajomość. Więc być może nie chce jej odnowić. Być może jest tak, ze uznał, ze skoro nie będzie się odzywał, relacja się poluzuje. Mężczyźni tak robią. Nie powiedzą, nie wyjaśnią. Ale nagle przestają się odzywać. Czasem pomaga pytanie wprost: \"O co chodzi? Dlaczego tak robisz?\". Jednak nie każda otrzymuje odpowiedź, albo nie zawsze ta odpowiedź jest szczera. Jednak mozna także wten sposób nie spalać mostów. Dlaczego? Jesli nic konkretnego nie powiedział, to ZAWSZE będzie mógł się odezwać, za miesiąc, dwa, pół roku z pytaniem co u Ciebie słychać i z niewinnym wyjaśniem, ze zarobiony był, zajęty, dlatego sie nie odzywał. A Ty to łykniesz. Być moze boi się postawić sprawę jasno, bo boi się Twojej reakcji. Zresztą co miałby Ci powiedzieć: koniec z nami! Nigdy nie byliście razem. Koniec z naszą bliską relacją. A więc miał jakąś bliską relację i narzeczona miala rację. Nie czuje się zobiwązany do wyjaśnień - bo bylaś tą drugą. Chyba jestem...no tak to jest z tą pracą. Trzeba bardzo uważać, zeby nie wpasć w szpony pracoholizmu. To trudne. Może wyjściem byłaby praca na pół etatu, moze warto takiej poszukać. Oczywiście nie jest to decyzja na już. Po prostu wrzucam do rozwazenia. Jak zaczniesz mysleć, ze może, to i propozycje się pojawią. Nie wiem czy to jest właśnie wyjscie z twojej sytuacji. Widze tylko, ze to co teraz robsz i to co się dzieje, nie zbliża Cię ani do meża, ani do dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
Koralowa pisałam do niego właśnie takie smsy jak cytujesz ale właśnie dostałam zero odpowiedzi Naprawdę wolałabym żeby mi odpisał coś w stylu ze to koniec że nie po to rzucał pracę zeby dalej to ciągnąć itp A tak to mam taki mętlik w głowie że staram sie dorabiać scenariusze co sie mogło wydarzyć co go popchnęło do tak radykalnego kroku bo coś sie musiało wydarzyć, to pewne bo jak sobie przypomnę jaki on był zaangażowany w moje życie...wtedy to by o północy sie odezwał czy nawet przyjechał, wystarczy ze bym krótki sygnał pusciła... Zarobiony to on jest to akurat prawda ale zeby aż tak aby nie móc na smsa odpisać to chyba nikt nie jest, ja też często nie mam czasu ale jak ktoś o coś pyta to piszę nieraz w biegu, ale piszę Nie musi sie przecież obawiać ze bedzie mi musiał powiedzieć ze to koniec, bo jak może być koniec jak nigdy nie było początku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosiu...po prostu było tak, ze sobie skorzystał z Ciebie. Nie wykorzystał w sensie fizycznym, ale emocjonalnym-tak.Wkręciłaś sie i niczym nie różnisz się od porzuconej kochanki. Emocjonalnie byłaś jego kochanką i teraz on to urwał. KONIEC. Był zaangażowany w Twoje zycie bo chciał. Tak mu się spodobało i nie myslała o tym, co będzie z Tobą, jak się wkręcisz. A teraz mu zawadzasz. Być może boi się reakcji w sensie, zę będziesz mu bruździć w jego związku, domagać się o niego. A on chce mieć spokój. Zamknął sprawe, do wiedzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
koralowa dzięki za zainteresowanie Piszesz ze mnie w pewnym sensie wykorzystał, bo taka miał potrzebę a teraz jak sytuacja sie zmieniła i tak sie nie widujemy to stwierdził że nie ma sensu nawet kontaktu utrzymywac? Dziwne to bardzo bo skoro jak jeszcze było między nami dobrze , to też był z swoją laska i nie widział ku temu przeszkód żeby sie ze mna przyjaźnić i był dla mnie prawdziwym wsparciem jak już pisałam i do tego kontakt fizyczny (tj przytulanie głaskanie buziaki, czułe słówka) i było ok a teraz....jak ja moge mu zawadzać w związku? telefonem od czasu do czasu? wtedy miałam jakies możliwości gdybym chciała, ale teraz żadnych, skoro on sie zachowuje jakby nie żył...przeciez nie będe sie narzucać szukajac go, bo znależć go nie problem tylko co mu powiem? Ja bym tak nie umiała żeby tak przywiazac kogś do siebie , na każdym kroku pokazywac jaka ta osoba jest ważna, a potem ciach....cisza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
a po np 2 miesiącach jak sugerujesz to on sie już raczej nie odezwie bo skoro walczy teraz sam z sbą o to zeby o mnie zapomnieć to do tego czasu na pewno mu sie uda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Na to czy będziemy utrzymywac relację czy nie, mamy! I właśnie o to mi chodzi! To są czynniki, które możemy kontrolować! To nie jest żaden figiel Losu, ale zwyczajnie nasza decyzja.(...)dlatego właśnie, gdy uświadamiamy sobie, ze coś jest nie tak, ze to chyba nie zwykłe koleżeństwo, powinno się coś z tym zrobić, a nie brnąć dalej. Nie brnać i oszukiwać siebie, ze to \"przyjaźń\" z bonusem.\" Koralowa, problem w tym, że nikt świadomie nie podejmuje decyzji o zakochaniu się i tego się nie da kontrolować, gdyby tak było, nie byłoby nieszczęśliwych miłości. To właśnie ten \"figiel losu\" ;-) a nie żadna tam decyzja. I to nie jest tak, że uczucie wygaśnie, jak ograniczymy kontakt i będziemy udawać, że nic się nie stało - ono trwa nadal, jeżeli byłaś kiedyś zakochana, wiesz o tym dobrze. Ja nie oszukuję siebie: przyjaźń jest i \"bonus\" w postaci fascynacji też jest, więc gdzie tu oszustwo? Wiem też, gdzie jest granica, której nie zamierzam przekroczyć: nie chcę go dla siebie, nie zamierzam rozwalać mu małżeństwa ani odbierać dzieciom ojca, mój związek też jest dla mnie priorytetem. A że nie potrafię sobie poradzić z uczuciami w tej chwili - to właśnie cały problem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Jestem na chwilkę i zmykam. Gosiu...nic dziwnego w tym co on robi. Przde wszystkim jak zobaczysz tę swoją sytuację w prawdziwym swietle, to to do Ciebie dotrze. Dla niego NAJWAŻNIEJSZA jest narzeczona. To ty uważasz że jest jędzą, która przeszkadza mu w byciu z Tobą. Dziewczyno! Gdyby chciał być z Tobą, byłby. Po prostu zerwałby zareczyny i tyle. Nie katowałby sie małżeństwem z jakąś kobietą, która będzie mu zawadą w byciu z Tobą - jesli tego wlaśnie pragnąłby najbardziej. Ale NIE. On zrywa relację z Tobą, być moze narzeczona postawiła warunek. Ale to JĄ usłuchał. Myslisz, ze cierpi. Wątpię. No może na tyle, na ile odebrano mu miłą zabawkę. Ale nie cierpi tak jak myślisz. Dziewczyno! Żaden facet nie ożeniłby się z jedną, gdyby kochał drugą! A obydwie miałby na wyciągnięcie ręki. Totalny nonsens. Zobacz to! Im szybciej to zobaczysz, tym szybciej się pozbierasz. Megaanka...otóż nikt nie podejmuje decyzji o zakochaniu się, ale z pewnością to my podejmujemy decyzję o tym, czy będziemy pogłębiać znajomość, która nas kręci. Nikt nie zakochuje się od razu, a w każdym razie rzadko się to zdarza. Uczucie narasta - i o to mi chodzi. Najpierw kogoś lubimy, a potem bardzo lubimy, potem mówimy że przyjaciel, a na koniec żyć bez kogoś nie mozemy. Jesli przerwiesz ten łańcuszej ŚWIADOMIE, wiedząc, ze \"no tak, coś w tym jest, to nie takie zwykłe koleżeńswto\" to nie wejdziesz głębiej w relację i się nie zakochasz. A nawet jeśli - to w naszej gestii lezy co z uczuciem robimy, czy się poddajemy, czy nie. Kto powiedział, ze musimy się poddawać! Gdzie tak jest napisane. Mozna być zakochanym i zrezygnować z relacji. I jeszcze jedno: z powdou braku kontaktu i podsycania uczucie odchodzi. Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
koralowa to nie jest tak Mi nawet przez myśl nie przeszło zeby z nim być Naprawdę z ręką na sercu i pełną odpowiedzialnością moge zaręczyć ze gdyby nawet (hipotetycznie) mi się oświadczył i prosił na klęczkach zebym z nim była to bym odmówiła Powodów jest sporo, mianowicie: kocham męża, zależy mi na rodzinie, nie zrobiłabym wstydu dzieciom a i mąż nie zasłużył sobie na to, on z kolei nie jest aż tak wspaniały jako partner, ma też swoje wady które widze doskonale ale które w relacjach przyjacielskich zupełnie mi nie przeszkadzają ale w związku owszem przeszkadzałyby, nie kocham go na tyle zeby z nim być, nawet nie mam jakichś marzeń czy fantazji żeby sie z nim przespać, skandal byłby na całe miasto gdyżjest on ode mnie sporo młodszy, więc widzisz, to nie tak że ja chce go dla siebie, ze on ma wybierać, nic z tych rzeczy...przyznaję,trochę też go traktowałam jak miłą zabawkę, no może nie tak że się NIM bawiłam bo nie mam w zwyczaju bawić się kimś ani czyimiś uczuciami ale było mi fajnie jak był, jak mnie adorował, rozpieszczał, podrywał, wiem to trochę taka kobieca próżność ale chyba każda babka trochę jej ma Wiem ze teraz już tak nie będzie jak było, to sie nie wróci ale nadal uwazam że gdyby nie miał nic "na sumieniu" to by normalnie ze mną rozmawiał mimo ze juz razem nie pracujemybo to chyba nie powinno sie równac że sie nie znamy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gosiu...więc w takim razie o co Ci chodzi w tych pretensjach do niego? Że w ogóle zerwał znajomość?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosia 432
koralowa tak, dokładnieo to mam żal bo po tym ile razem przeżyliśmy i jak sie wobec mnie zachowywał mam prawo twierdzić ze nie byłam dla niego taką zwykłą koleżanką, traktował mnie w sposób wyjątkowy i wcale tego nie ukrywał Całe dnie razem spędzaliśmy a wieczorami wydzwaniał jak np miałam coś do załatwienia to zawsze sie interesował jak mi poszło a czasem tylko tak żeby pogadać , smsy typu "dobrej nocy" "miłych snów" na dziennym porządku a teraz co? Dobrze ze u mnie wszystko ok że nie mam w tej chwili większych problemów ale gdyby (odpukac) to nawet bym do niego nie mogła zadzwonić bo bym sie naraziła ze nie odbierze... Właśnie o to mam żal i nie moge tego zrozumieć ze zegnaliśmy sie czule przytulając obściskując i szeptał mi wtedy do ucha zebym nie szła wcześnie spać bo jeszcze tego wieczoru zadzwoni na dłuższą pogawędkę ..i jak tylko zniknęłam mu z oczu od tej pory cisza Chyba prawdziwy przyjaciel tak nie robi, ja bym nie umiała zasnąć wiedząc ze ktoś sie o mnie martwi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×