Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dominisia21313

Szukam 30latek

Polecane posty

Gollumica, kurde az mi sie poryczalo strasznie, zarabiscie sie ciesze !!! nawet nie wiesz jak dreszcze mnie przeszly napise wiecej wieczorem bo musze dzis popracowac czy ja juz pisalam jak sie ciesze ?? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No tak.... jak to mówią jest hossa, musi być bessa... No ale ok - po krótce więc. pojechaliśmy powiedziec Rodzicom wczoraj. Taty nie było, ale była Mama. powiedzielismy i.... no jazda się taka zrobiła, ze sobie nie wyobrażacie... Ja sie tego nie spodziewałam, A. też... Matka mnie tak zgasiła, ze nie wiedziałam jak się nazywam. Jechałam z ucieszona michą a tu... No ale generalnie usłyszałam, że jest w szoku, że jak to po 1,5 roku po slubie staramy się o adoptowane a nie WŁASNE?!, że ona sie nie cieszy i kłamac nie będzie, że nasza decyzja i "róbcie sobie co chcecie!", że dostaniemy pewnie dziecko alkoholiczki jakiejś i że mamy pamietać, że to dziecko nie bedzie ani "Cz." (i tu padło nazwisko Rodziców) ani "W." (i tu padło nazwisko Teściów czyli jednoczesnie nasze..). A. powiedział, ze absolutnie będzie "W." bo przeciez będzie nosiło nasze nazwisko, na co Mama: "Ale geny bedzie miało obce a nie rodziny!". Rozumiecie?... GENY! Jak moje dziecko miałoby kiedykolwiek tak sie zachować jak teraz moja Matka, czy nawet jak niektórzy członkowie naszej Rodziny czasem to (nie ubliżając i bez srania we własne gniazdo) na "ha" mojemu dziecki TAKIE geny ja się pytam?! To, że tarczyca, to że teraz z ciążą nam "nie po drodze", to, że przy Hashimoto z ciążą czy później z dzieckiem może być "różnie" i się boimy tez nie było dla Niej argumentem.... Ja nie rozumiem... Mama powiedziała, że co z tego, że tarczyca, że Ona o WŁASNE starałaby sie nawet 10 lat.... Dodam że za dziesięć lat będę miała 47 i o tym moja Mama nie pamięta. Mając prawie 50 mogłabym urodzić dziecko totalnie chore, ale byłaby radość w Rodzinie bo GENY, tak?! No i własnie teraz oglądam na TVN spot akcji "TVN POMAGAM" gdzie widzę biedne powykręcane dziecko.... Tak dla "akompaniamentu" chyba... Takie dzieci w pracy widzę codziennie i za kazdym razem mi kurwa słabo ale moja Mama myśli tylko o genach! Gówno pomogły słowa, ze my i tak będziemy się starać o biologiczne, ta się uparła, że adoptowane nie i tyle! Jak Jej powiedziałam, ze miałam nadzieje, ze się ucieszy jak Matka, że wesprze, że przytuli, zapytała: "Ja nie wiem na co Ty liczyłaś?!". Łzy leciały mi jak grochy, Ona w szale tez płakała, A. kompletnie nie wiedział co zrobić... ale ja uznałam, że nic na siłę, a przepraszać za nic nie będę - nie cieszy się to nie, a szantażować emocjonalnie pierwszy raz w życiu sie nie dam. I wiecie co zrobiłam? Wstałam, wzięłam torbę, pożegnałam się i wyszłam... Nasza wizyta trwała jakies pół godziny... Po drodze zadzwoniłam do ojca, przeprosiłam, że przez telefon, ale rycząc powiedziałam Mu co i jak. Na szczęście zrozumiał. Może nie było to dla Niego proste, ale zrozumiał, powiedział "nie przejmuj się - róbcie swoje, Mamie pewnie przejdzie, żyjcie swoim życiem". Ja wiedziałam jedno dziewczyny - nie zrezygnyję. Jesli trzeba bedzie wybierać - wybierzemy nasze dziecko.... Ojciec cos tam chyba Mamie wytłumaczył, bo dziś rano zadzwoniła i bardzo chłodno i oficjalnie co prawda, ale przeprosiła. Powiedziała, ze była w szoku, że to taka dziwna decyzja, ale to nasza sprawa, Ona się nie będzie wtrącać. Ja Jej powiedziałam tylko jedno, że czy Ona chce czy nie, my i tak będziemy mieli to dziecko, a do Niej nalezy decyzja czy będzie chciała uczestniczyć w jego życiu czy nie. Jesli nie będzie chciała być babcią dla TAKIEGO dziecka to przecież nie nikt nie będzie Jej zmuszać. Cos tam oponowała, ze no przeciez nie, ale oficjalnie skończyłyśmy ta rozmowę. Co będzie - czas pokaże. Ja mam teraz w sercu ogromną ranę ale i przekonanie, ze dla mnie teraz najważniejsza jest moja Rodzina i to, zeby dziecko było z nami jak najszybciej... Dziewczyny - dziękuję za Waszą radość, za słowa... Wiecie co? WSZYSCY nasi bliscy, znajomi sie cieszą. Jedyna osobą która zobaczyła w tym tragedię była moja własna Matka... Nieźle co?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gollumnico, pisałam kiedyś jako karmazynowy potwór ;) ale się zaczerniłam, tak żeby nie było (jakkolwiek idiotycznie to nie zabrzmi) że jestem całkiem obca. Wiem, że moje słowa niewiele znaczą i nic nie zmienią, ale jestem pełna podziwu dla Ciebie i męża oraz Waszej determinacji. To, co robicie jest czymś najpiękniejszym na świecie, czymś najcudowniejszym, co można dać drugiemu człowiekowi. Przepraszam, że to powiem, ale skoro Twoja mama tego nie rozumie, to znaczy że coś jest nie tak. 10-letnie starania o dziecko, w pogoni za własnymi genami, okupione ogromną ilością stresu, pieniędzy, jest właśnie oznaką egoizmu, tak często wytykanym przez osoby, którym - nie chcę nikogo urazić - fanatyczna chęć macierzyństwa odebrała rozsądek. Życie pisze różne scenariusze. Nie wiem jak u Was wygląda "ta" sprawa, nie śledzę zbytnio tego topiku, ale naprawdę nie ma czegoś piękniejszego, jak podzielenie się wysiłkiem i swoim życiem z kimś, kto już jest na świecie, i bez takich osób jak Wy być może nigdy szczęścia by nie zaznał. Głowa do góry, jesteś cudowną i bardzo mądrą osobą, nie pozwól nikomu sprawić, byś zwątpiła w Was i słuszność Waszej decyzji. Serdecznie Cię pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz się okaże, ilu masz kibiców, Gollumica ;) Ja tu sobie podczytuję żeby sprawdzać, co u Białej, bo wyrodna nie pojawia się już u nas. A piszę do Ciebie, Gollumica, w sprawie zachowania Twojej Mamy. Nie ma żadnego, ale to żadnego argumentu, żeby „po ludzku usprawiedliwić jej zachowanie. Ale jest jeden duży argument „po zwierzęcemu, za pomocą którego można spróbować ją zrozumieć. Nie wiem, kim jesteś z zawodu ja jestem psychologiem i pozwól, że Ci powiem, jak to wygląda z punktu widzenia pewnego działu psychologii, który w takim wypadku najwięcej ma „do powiedzenia. Pewnie wiesz, że jest coś takiego jak psychologia ewolucyjna, która zajmuje się uogólniając zachowaniami ludzi (i zwierząt) powiązanymi z tzw. sukcesem reprodukcyjnym (to z kolei jest liczba posiadanego przez danego osobnika potomstwa dobrej „jakości, a w dłuższej perspektywie wnuków. Jeden ze znanych ewolucjonistów powiedział kiedyś, że zasadniczo ludzie mają dzieci po to, aby mieć wnuki). Jeśli nie miałaś wcześniej styczności z tą działką, to może Cię zmierzi to, co napisze, ale tak głosi teoria (i praktyka poniekąd też..). Otóż z całej 4 dziadków jedynie babcia ze strony matki ma 100% pewności, że wnuczątko będzie nosić jej geny. Dziadek ze strony matki nie, ponieważ nie ma nawet 100% pewności, że matka wnuczątka jest jego córką. Babcia ze strony ojca też nie, bo co prawda ma 100% pewności, że ojciec wnuczątka jest jej synem, ale nie wie, czy jest na pewno ojcem wnuczęcia. A o sytuacji dziadka ze strony ojca lepiej w ogóle nie mówić ;) Oczywiście taki obraz „wewnętrznego przekonania co do moralnego prowadzenia się całych pokoleń kobiet może oburzać, ale to wszystko rozgrywa się na poziomie nieuświadomionym to jest „atawizm z czasów plemiennych czy jeszcze wcześniejszych, taki sam u wielu innych zwierząt. To zresztą niesamowite przecież zwierzęta nie wiedzą nic o mechanizmach ciąży czy dziedziczenia, a jednak wiedzą o tych sprawach m.in. dlatego jeśli stado chociażby lwów zyskuje nowego przywódcę, zabija on poprzednie, „cudze lwiątka aby spłodzić własne, nie marnując energii stada na wyżywienie nie swoich genów Teraz i w przypadku ludzi to wewnętrzne przeświadczenie nie ma aż tyle sensu, doszły dodatkowo inne czynniki (np. dziecko może zostać zamienione w szpitalu) ale to nie jest ważne. Mechanizm działa i ma się dobrze, wystarczy spojrzeć na statystyki wiesz, że dziecko będąc pod opieką dziadków ze strony ojca ma o 60% większe szanse na wypadek lub śmierć w tym czasie niż pozostawione pod opieką dziadków ze strony matki?? Tutaj, teraz, w cywilizowanym świecie, gdy dziadkowie z obydwu stron szaleją na punkcie wnuka! No i są też statystyki mówiące, że te kalkulacje nie są bezpodstawne i jednak jakiś tam procent ojców wychowuje faktycznie nie swoje dzieci ale o to już mniejsza W każdym razie z biologicznego i ewolucyjnego punktu widzenia Twoja Mama jest największym „przegranym. W porównaniu do reszty dziadków z powodów, które wymieniłam wyżej - jako jedyna mogła na 100% spodziewać się pokrewieństwa ze swoim wnukczątkiem. Pewnie nie zdaje sobie z tego wcale sprawy i byłaby w szoku gdyby jej o tym powiedzieć, ale pierwotne kalkulacje w mózgu zawsze działają. Ale „straciła najwięcej także w porównaniu do Ciebie ponieważ ona podjęła największe możliwe fizyczne (a jednocześnie fizjologiczne) ryzyko własnej ciąży i porodu. Ty tego ryzyka nie podjęłaś, (i to, że zrobiłabyś to z dziką radością gdybyś tylko mogła nie ma najmniejszego znaczenia!) co trochę przebiło w tej jej wypowiedzi, że „ona o własne to by się starała 10lat. Ona po prostu z pewnego, dziwnego i nieludzkiego punktu widzenia, wyszła na leszcza. Zrobiono ją w balona na bardzo pierwotnym obszarze. Stąd emocje tak ogromne, niespodziewane i niewytłumaczalne. Oczywiście to tylko moja koncepcja, ale myślę, że jeśli nawet nie jest w 100% trafna, to w jakichś 10% na pewno. Nie mówię, że to ją usprawiedliwia ale instynkt to jest potężna rzecz i aby się z nim zmierzyć, trzeba pewnych predyspozycji, czasu, przygotowania. Twoja Mam najwyraźniej z tego, co piszesz nie była w ogóle świadoma sytuacji. Myślę, że to na pewno miało wpływ na to, jak to przyjęła. Uruchomiły się w niej najbardziej pierwotne i bezwzględne sprawy. Jeżeli kiedyś autentycznie i szczerze Cię przeprosi, nie gardź tymi przeprosinami. To naprawdę duża rzecz z jej strony musiała być. Ale na poziomie ludzkim po prostu się odetnij. To wszystko, o czym napisałam, nie może i nie powinno mieć wpływu na Was. To wszystko tylko nieracjonalne porykiwania z zamierzchłej przeszłości. Niestety, siedzące w nas bardzo mocno. Życzę Wam wszystkiego dobrego. I podziwiam. 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przepraszam za brak niektórych znaków przestankowych, ale pisałam w arkuszu tekstowym i po przekopiowaniu mi zjadło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
G. moja kochana, jak widac nie tylko my z BIala Ci kibicujemy ;-) i mysle ze sie ucieszysz jak przeczytasz te madre i mile wpisy dziewczyn ze nie tylko my Cie wspieramy i jestesmy za Toba wszystkimi kopytkami teraz ja dodam cos od siebie, mialam napisac wczoraj odnosnie radochy jaka mam z powodu przyspieszenia calego procesu adopcyjnego. no ale to juz troche nie jest aktualne. albo inaczej: jest aktulane ale pilniejsze wydaje mi sie ustosunkowanie do reakcji Twojej mamy kochana, wiesz ze ona nie miala prawa tego powiedziec, prawda? wiesz ze postapila glupio, nierozwaznie, ze kierowala sie emocjami i egoizmem ze tak to okresle "genetycznym" a nie Waszym dobrem i szczesciem. Ty jestes madry i rozsadny czlowiek i to wiesz na pewno a pisze to wlasnie po to, ze mnie sie wydaje ze matka kocha Cie bardzo i chce dla Ciebie dobrze. niestety i ona jest TYLKO czlowiekiem i zareagowala okrutnie i bezmyslnie. z tego co piszesz, poszla juz po rozum do glowy i zdala sobie sprawe ze albo zmieni postepowanie albo straci corke, ziecia i wnusie. czyli straci to co - czego bys G. nie myslala w tym momencie - dla niej najwazniejsze. i zebys mnie zle nie zrozumiala, ona nie miala zadnego prawa tak zrobic, i nie bronie jej. i rozumiem jak okropnie musialas sie czuc w tamtej chwili. ale chcialabym zebys w tych cudownych dniach - bo one sa cudowne - przeciez wlasnie staracie sie o dziecko no nie?????? - nie zatracila sie w negatywnych emocjach. nie skupiaj sie na tym, Twoja mama potrzebuje czasu. bardzo to bolesne ze nie masz w niej wsparcia, ze ta pierwsza reakcja byla taka surowa i bezwzgledna. ale ja nadal wierze, ze Twoja mama bedzie sie rehabilitowac. i nie chcialabym zebys sie oszukiwala czy myslala magicznie - nie wierze ze z takim podejsciem bedzie to robic dla tego malutkiego dziecka. bedzie to robic dla Ciebie. ale wierze rownoczesnie w to, ze pokocha to malenstwo tak mocno jak Wy, tyle ze z czasem. z czasem ... aha, i jeszcze jedno: czy pamietasz jak kiedys napisalas mi w mailu ze na dany moment w zyciu rzeczywistym malo kto wie o procesie adopcyjnym. i ze nie rozmawiasz z ludzmi, nawet Twoimi dziewczynami, bo pamietasz reakcje co po niektorych z nich? i ze ja jestem nieliczna ktora wie co sie dzieje w miare na biezaco? a teraz piszesz ze Was znajomi wspieraja, ze sa po Waszej stronie i ciesza sie Waszym szczesciem - przynajmniej tak zrozumialam czesc Twojego posta. czyli ze czas jednak zmienia podejscie ludzi, ktorzy przeciez Was kochaja, i chca zebyscie byli szczesliwi. i ja wierze ze i mama tak bedzie czuc i postepowac. tule Cie strasznie mocno, jestes dzielna i bedziesz wymarzona mama dla kazdego dziecka, a A tata ;-) pisz jak cos na mail albo tu, i trzymaj sie cieplutko :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
fiu, teraz dopiero dokladnie przeczytalam wpis Zabuliny wczesniej przelecialam na szybko bo musialam sama "sie wypisac" Zabulina, pewnie po czesci masz racje, ja co prawda nie psycholog i nie do mnie byly skierowane Twoje slowa, ale jakos mam ochote ustosunkowac sie do tego co napisalas ;-) ja wierze ze mamy po to rozum zeby sie nim kierowac. i nie mozna tlumaczyc zachowan ludzkich wylacznie instykntem i genetycznym uwarunkowaniem. uwazam, ze po to spoleczenstwo tworzy normy zeby czlowiek w nim zyjacy mial narzedzia do poslugiwania sie w relacjach z innymi. zakladam, ze rzecz jasna, chcialas tylko uwypuklic Gollumicy pewne aspekty zachowania jej matki (a konkretnie jaka moze byc ich przyczyna) ale to w zaden sposob nie tlumaczy jej zachowania. bo czlowiek rozumny, zanim cos pieprznie, zrani do zywego bliska osobe to zastanowi sie co i dlaczego cos chce powiedziec. a wyrzucanie z siebie krzywdzacych slow tylko dlatego ze "mnie jest zle" nie mozna tlumaczyc tylko biologia. tak czy tak lubie czytac Twoje wypowiedzi bo np. moje horyzonty poszerzaj ;-) i teoria o ktorej piszesz w sensie biologicznym pewnie ma mocna racje bytu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy, jasne, dokładnie po to to napisałam, aby uwypuklić pewien aspekt, o którym się po prostu nie myśli a który wg mnie jest odpowiedzialny za to zdarzenie w jakichś 90%. Absolutnie nie pisałam tego, aby usprawiedliwić. Zrozumieć(na poziomie umysłowym, nie emocjonalnym) nie znaczy aprobować. Kultura tworzy tak naprawdę podwaliny naszego człowieczeństwa, ale instynkt zawsze dochodzi do głosu tam, gdzie pojawia się nagła jego aktywacja, np. katastrofa - jedna osoba na sto - a może tysiąc - będzie ratować innych i później zostanie okrzyknięta bohaterem, reszta z uaktywnionym mózgiem gadzim będzie ratować siebie - i trudno powiedzieć, że zrobi źle. Myślę, że gdyby Mama Golllumicy od dawna była oswajana z myślą, że - początkowo - być może, a - później - na pewno Gollumica z Mężem będą się starać o adopcję, miałaby trochę czasu żeby wszystkie czynniki ludzkie w sobie uruchomić (a może i nie? nie znam jej, nie wiem, czy jest "dobrym człowiekiem", bo to, że wszyscy żyjemy w społeczeństwie nie znaczy wcale, że wszyscy są zsocjalizowani). A tak trochę jakby dostała tym w twarz - w każdym razie zachowała się trochę tak, jakby ją fizycznie uderzono, nie sądzisz? Dla tego konkretnego aspektu to było jak katastrofa na morzu dla instynktu zamozachowawczego. Nie usprawiedliwiam absolutnie ani nie próbuję tłumaczyć. Ale uważam, że powinniśmy pamiętać o tym, że jesteśmy trochę jak drzewa - to, co"u góry" i zmierza w niebo, to kultura, wychowanie, "człowieczeństwo". Ale siedzimy na korzeniach, które dzielimy ze zwierzętami. To, jak sobie z tym radzimy w chwilach krytycznych pewnie więcej mówi o nas jako o osobach niż możemy się dowiedzieć z codziennego, "normalnego" życia. Myślę, że choć Gollumica dowiedziała się bardzo wiele o swojej Mamie, to owa mama dowiedziała się jeszcze więcej o sobie samej. Pytanie, co z tym zrobi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale to są z mojej strony takie dywagacje, nie znam Was ani tym bardziej Waszych Rodziców. Może ze wszystkim trafiłam jak kulą w płot. Chciałam po prostu pocieszyć Gollumicę, powiedzieć, że ta sytuacja może mieć wiele różnych wyjaśnień (nie mówię, że usprawiedliwień). A przy okazji przypomnieć, że nie zawsze człowiek jest uduchowioną istotą wpół drogi do nieba...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem cały czas, czy dobrze i jasno się wyrażam - to jest tak, jakby kobieta pokłóciła się ze swoim facetem, wsiadła w auto, i płacząc, wyjąc, patrząc przez łzy i nie uważając na drogę spowodowała wypadek. Nie można jej usprawiedliwić, ale można zrozumieć, dlaczego do tego doszło. A że zawaliła i to dokumentnie i powinna pójść siedzieć- nie ulega dyskusji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gollumica - o widzisz ile wsparcia na forum??? aż normalnie oczy mi się zaszkliły.... ja myślę, że Twoja mama przemyśli sobie wszystko i się pogodzi z Waszą decyzją....a w przyszłości to nawet pewnie ją zaakceptuje. A jak już będziecie mieli to dziecko, to pokocha je całym sercem i uzna za swego wnuka lub wnuczkę. Wiem, że mocno Cię zabolała jej reakcja....właśnie na jej wsparcie liczyłaś najbardziej.....zawiodła :( Jak rozumiem Twój tata lepiej przyjął tę widomość? Marysia pokasłuje cały czas, ale osłuchowo jest czysto, gardło też w porządku więc jest zdrowa. Wczoraj badaliśmy jej krew, i wyniki nie są zaciekawe.... jutro idziemy do lekarza.....ale wstępnie po samodzielnej analizie wyników przy pomocy internetu wychodzi na to, że mała ma niedokrwistość. Żabulina - ajna babka z Ciebie 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Biała, a czy lekarze w ogóle mają pomysł, dlaczego Marysia tyle choruje..? Tu to, tu tamto - jak jest z Jej odpornością? będą Ją jakoś próbowali wzmacniać? Kurcze, w Polsce chyba brakuje takiej kompleksowej, holistycznej opieki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żabulina - no to zapalenie płuc to prawdopodobie (dwóch pediatrów mówi, że na bank) to od ulewania. Poszło jej nosem zostało tam gdzieś w drogach oddechowych, Zaczęło zalegać i powstało z tego zapalenie oskrzeli....no i infekcja rozwinęła się na płuca. To dość polularna choroba w dzisiejszych czasach u malutkich dzieci. W szpiatlu jej się pogorszyło z oskrzeli na płuca, i lkearze stwierdzili, że ona jest bardzo mało odporna więc dali jej taki lek wzmacniający Pentaglobulina. W szpiatlu miała kiepską morfologię, no ale że to niby przy chorobie. A teraz wyniki robiłam dwa tyg po szpitalu....może też są powodowane tymi wszystki antybiotykami co je dostawała.....nie wiem, zobaczę co na to jutro powie pediatra. Jedna doktor to od razu mówiła ze nie ma co tak szybko powtarzać badań bo i tak wyjdą złe na opiekę w szpitalu nie narzekam, oprócz leczenia na zapalenie płuc porobili jej trochę dodatkowych badań jak usg brzuszka i głowy, ekg, pokierowali nas do różnych poradni....tylko teraz to wiadoo jakie kolejki do poradni :O Mam nadzieję, ze te moje dziecko złapie w koncu jakąś odporność i wyrośnie mi z tego chorowannia.... marudna mi jest dzis bardzo..... czyzby pogoda na nia niekorzystnie wpływała??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zabulina, i ja tak pomyslalam w pierwszym odruchu, ze moze jezeli grunt bylby bardziej wypracowany przez Golumice, to i tak reakcja bylaby lagodniejsza, bo rozlozona jakos w czasie. ale ... wiesz zaraz przypomniala mi sie rozmowa sprzed paru miesiecy, ktorej pewnie nie czytalas a tak G wyjasnia dlaczego nie chce powiedziec rodzicom, ani rodzicom A ani wlasnym. Chodzilo o to, ze byla przygotowana na nieprzychylne i krytyczne opinie i powaznie sie obawiala ze mama bedzie ja przekonywac do zmiany zdania. co wiecej, caly start procesu adopcyjnego byl ciezki, to dodatkowy problem z mama, bylby dodatkowym obciazeniem psychicznym dla nich i ja po czesci jestem w stanie zrozumiec, bo sama bym sie 100 razy zastanowila majac w perspektywie narzekanie i jojczenie mamy w tle. lepiej wziac reakcje na klate raz a porzadnie. czasem terapia szokowa moze okazac mniej stresowa niz rozkladanie/odkladanie w czasie. i jak dla mnie to wyrazasz sie bardzo precyzjnie, wydaje mi sie ze rozumiem o czym piszesz ;-) Gollumica, i Zabulina trafnie to ujela, w ostatnim zdaniu: " Myślę, że choć Gollumica dowiedziała się bardzo wiele o swojej Mamie, to owa mama dowiedziała się jeszcze więcej o sobie samej. Pytanie, co z tym zrobi." wiem ze to jest ciezkie, ale mysle ze faktycznie znaczna czesc calosci Waszych relacji jest zalezna od Ciebie. ja wiem, ze Ty bys marzyla ze matka wspiera Cie w kazdej decyzji ... ale nie zawsze tak jest, niestety. ja powtorze co pisalam juz wczensiej, wierze w Was :) Biala, a moze te wyniki morfologii to nie jakies zagrozenie nowe tylko efekt antybiotykow. pzreciez taka malizna ladowana 2 tygodnie antybiotykiem bedzie wracac do "normy" dluzej. nie martw sie kochana na zapas, prosze. bedzie dobrze ... moze to marne pocieszenie, ale ja w dziecinstwie nie chorowalam nic a potem jak sie zaczelo to byly lata kiedy nie wychdozilam od lekarzy. moj brat natomiast chorowal non stop, a od wieku nastoletniego chlop jak dab, choruje raz na 10 lat :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziewczyny, ja znow dzis lece na monitoring trzymajcie kciuki za moje mam nadzieje pieknie rosnace pecherzyki i endometrium. ja juz tak jestem nastrachana ze caly czas jakies rozczarowania nas spotykaja, ze az boje sie zwyklego usg.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy, ja potrzymam kciuki ;) jeśli było tak, jak piszesz, to bardzo dobrze Gollumica zrobiła, że powiedziała gdy już wszystko jest niemal "za nimi". jeszcze nie daj Bóg zaczęłaby utrudniać proces. Generalnie - jak ma się nierewelacyjne stosunki z rodzicami, z tym większą rezerwą należy się odnosić do ich opinii, i tym mniej spodziewać się wsparcia. Ja stosuję tą zasadę, bo mówiąc o "zrozumieniu, choć nie akceptowaniu" wyczynów rodziców mówię poniekąd z własnego doświadczenia. Przepraszam, jeśli się wtrąciłam niepotrzebnie. Biała, jeśli to może być po antybiotykach to się nie nerwuj :) Mała nawet ze skierowaniem ze szpitala musi normalnie czekać do poradni? Ja tu podczytuję więc Was mam na liście modlitewnej - nic innego zaproponować nie mogę, bo mam zerowe doświadczenie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Matko Bosko! Dziewczyny jestem w szoku.... Ja nie myślałam, ze wywołam taki potok słów i to jeszcze od kogoś „z zewnątrz (Zabulina, Delilah proszę abyście nie myślały że to „z zewnątrz ma negatywne zabarwienie , zresztą rzeczywiście się „znamy choć ja już nie bywam na innych topicach :) ) Wy sobie nie wyobrażacie jakie ja wielkie oczy zrobiłam jak zobaczyłam tą dyskusje i jest mi ogromnie miło i naprawdę dużo dużo lżej... To takie dobre, ciepłe uczucie, kiedy człowiek widzi, że inni ludzie go wspierają , pocieszają.... Kurde, no normalnie aż lepiej się poczułam! :) Ja Wam musze powiedziec dziewczyny, ze ja nie mam w zwyczaju czytać mojemu Mężowi co My tu piszemy, ale dziś zrobiłam wyjątek i przeczytałam. Siedział w milczeniu i kiwał tylko głową. A potem mi powiedział, że to takie ogromnie miłe... Tobie Zabulino dziękuję wyjątkowo ogromnie za tak obszerny tekst i „wyłożenie mi wszystkiego tego, co może rzeczywiście nawet do głowy by mi nie przyszło. A tym bardziej cenne to dla mnie, że są to słowa fachowca. Wiesz, ja myślę, że te pierwotne jak piszesz, a zakorzenione w mojej Mamie w stosunku do mnie oczekiwania, zyskały o tyle na sile, że tych oczekiwań nie chciała spełnić moja Siostra, która dzieci nie ma i zdecydowała, że mieć nie będzie. A jest nas tylko dwie i ja zamiast starać się tym bardziej (zmotywowana decyzją Siostry oczywiście) „przedłużyć gatunek, to wymyśliłam anomalię jakąś... Ja więc byłam ostatnią deską ratunku, która jak się okazało najzwyczajniej zatonęła... I masz pewnie rację, że stąd to jej zachowanie. U nas w Rodzinie takie szantażyki emocjonalne Mama stosowała nie raz. Gdzieś tam wzbudzenie poczucia winy i byłyśmy z Siostrą „ugotowane. A tym razem niewdzięczne dziecko zamiast przeprosić, obiecać, że przemyśli, uznać, że zrobiło coś bez zastanowienia i „be a Mama ma rację, to wzięło torbę i wyszło! Nie wiem czy Mama uzna, czy poczuje, że zachowała się jednak nie w porządku Ona raczej stara się wszystkich przekonać zawsze, ze jednak miała rację, ale zobaczymy. Ja myślę, ze faktycznie wiele zmieni dziecko. Może nie samo pojawienie się Go, ale później, jak zacznie się rozwijać, rosnąć, „chwytać za serce. Nie sądzę, żeby Mama nie chciała pomimo wszystko uczestniczyć w życiu naszego dziecka, a jeśli się zdecyduje, to myślę, że kiedyś poczuje i wyrzuty sumienia i żal do siebie wspominając dzień kiedy się dowiedziała, że zostanie adopcyjną babcią. Wiecie co, ja chyba mając też na względzie tą decyzje mojej Siostry, którą Rodzice bardzo byli rozczarowani tym bardziej myślałam, że z naszej wiadomości się ucieszą. Tylko że okazało się, że mojej Mamie w tym przypadku nie chodziło o „jakieśtam dziecko, ale o dziecko z Jej genami!!!! Ech.... Delilah ja czytałam te Twoje słowa i... się popłakałam. Ale towarzyszył temu szeroki uśmiech Bardzo Ci dziękuję.... Niedługo normalnie założymy tu grupę wsparcia ;) Nie no nie zrezygnujemy oczywiście i nic ani nikt nas nie powstrzyma tym bardziej moja Mama. Ja tak myślę czasem, ze przecież zdecydowała o swoich dzieciach, o swoim życiu o jego kształcie, nie konsultujące tego ze swoją matką, a teraz chce jeszcze „sterowac naszymi decyzjami i o kształcie naszego życia. To chyba nie fair trochę.... Delilah ja również serdecznie Cię pozdrawiam. Lucy Ty moja Kochana jesteś i tak już zostanie :) Wiesz, ja faktycznie staram się nie zatracać w negatywnych emocjach. Jest mi przykro, ale tez nie rozpamiętuję tego cały czas. A. bardzo mi pomógł to, ze akurat jest w domu również. Idziemy przez to wszystko Razem i staramy się myśleć o tym co będzie a nie o tym co zdarzyło się w niedzielę... Na przykład tak sobie pomyśleliśmy, ze nasz maluszek już pewnie poczęty i pomalutku się rozwija :) A pisząc że znajomi się cieszą miałam na razie na myśli „garstkę - moją szefową (wiesz ta która sama jest Mamą adopcyjną), koleżankę z pokoju, która jak wiesz wszystko wie bo i ukrywac nie było jak, no i teraz jeszcze od czwartku wie moja Marta (w końcu jej powiedziałam ale o tym już na Boćku Ci napiszę, bo za długo by gadać) i od soboty Jej mąż. No i Jola (wiesz która... :/ ), dowiedziała się od Marty (nie chciałam jakoś mówić Jej sama) i tez powiedziała, ze się cieszy, ucałowała (no powiedzmy, ze szczerze, a jeśli nie to przynajmniej starała się udawać... ). Jakoś nikt nie robił wielkich oczu ani zdziwień nie było... Nie wiem jak będzie dalej bo wielu jeszcze nie wie, ale już gorszych reakcji niż mojej Mamy się nie spodziewam.... Lucy i obiecuję, że będę się starała pamiętać Twoje słowa, że mam myśleć o naszym szczęściu, o tym co się zdarzy, zamiast zatracać się w rozpamiętywaniu. Masz rację nic nie powinno nam zepsuć tej chwili :) Kciuczki oczywiście trzymam mocno, mooooocno!!!!!! Wiem, ze teraz denerwujesz się WSZYSTKIM, ale to objaw tego, ze tak bardzo Ci zalezy.... Kochana spokój uratował niejednego, ja tez staram się go zachować, więc nie bądź gorsza ;) Będzie dobrze dawaj znać jak tam było :) Biała no tak Tata wiadomość przyjął lepiej i to o wiele. I mam nadzieję, że będzie też umiał rozmawiać z Mamą tak, żeby okrzepła jakoś... Tobie też Kochana dzięki... Mam nadzieję, że z Marysią wszystko się unormuje. Może faktycznie to tak, ze te pierwsze miesiące będą gorsze a potem będzie Babeczka zdrowa jak się patrzy! Mocno trzymam kciuki :) Kurde wszystkie fajne Babeczki jesteście. Naprawdę bardzo dziękuję... 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gollumica, ale mi ulżyło. po napisaniu tego posta grzyłam się, czy aby nie przegięłam tak się wcinając i czy nie odbierzesz tego jako "mądrzenie się" (czasem tak bywam na Kafe odbierana, więc pewnie mam jakieś po temu skłonności ). Po reakcji Twojej Mamy obstawiałam, że jesteś jedynym dzieckiem, ale Siostra bezdzietna z wyboru pasuje nawet lepiej. Tzn. gorzej dla Twojej Mamy, bo to znaczy, że ona poniosła "na darmo" aż dwukrotnie ryzyko ciąży i porodu, a żadna z Was "nie chce" się jej teraz "odwdzięczyć", jakkolwiek by to pokręcone nie było. Swoją drogą, z mojego doświadczenia wynika, że osoby decydujące się świadomie i bez przeszkód somatycznych rekrutują się dość często (choć nie zawsze) spośród tych, które nie miały same idealnego dzieciństwa, więc pewnie i Twoja Mam ma swoje za uszami. Pewnie jej to też przejdzie przez myśl i pewnie bardzo nie będzie się chciała skonfrontować z tą refleksją. Pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🖐️ Byliśmy dziś z Maryśką u lekarza....no i wyniki morfologi jak wczoraj pisałam nie sa najlepsze....ale SĄ LEPSZE niż przy wyjściu ze szpitala, także idzie ku dobremu ;) powtarzać wyniki będziemy za miesiąc. Dziś ładne słońce za oknem ;) chyba ruszymy na jakiś spacerek ;) Lucy - i jak wyszedł monitoring?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny, u nas cd powodzi. pol miasta odciete, znajomi ktorzy mieszkaja w okolicach gdzie Wisla wal przerwala szykuja sie na podtopienie. kolezanka z corka jeszcze ok. 7.00 przejechala na druga strone rzeki ale maz ktory zostal psa wyprowadzic juz sie nie wydostal z osiedla. wszedzie zalane i nie ma jak. takiej wody w Krakowie nie bylo nawet w 97. no i dziekuje za trzymanie kciukasow :) wczoraj bylam na mnitoringu, 9dc, wyhodowanych na CLO (taki lek do stymulacji owulacji) wiele pecherzykow, w kazdym jajniku po jednym dominujacym, kazdy dominujacy 11 mm. endo ladne. lekarz poszedl z grubej rury chyba, i powiedzial ze choc efekt CLO jest bardzo dobry. jednak zgodnie z planem idziemy dalej w stymulacje i dzialanie kontrolowane. wczoraj dostalam Menopur - zastrzyki z gonadotropinami. boze, wiecie ile to kosztuje??? 110 zeta ze jeden zastrzyk !!!! a ja mam od razu 4 wlaczyc. sprawdzalismy ceny na internecie, i tyle wychodzi, nie nacinaja nas na kase w Klinice ja jestem przerazona zastrzykiem, sama sobie za chiny nie zrobie, ma mi K. zapodac. on juz ma doswiadczenie, bo sam sobie dawal przez jakis czas, wiec tyle dobrego zeby nie bylo za kolorowo, to martwia mnie jednak dwie sprawy: 1. koszty: sama stymulacja wyjdzie nam z tysiaka a K dalej bez pracy. powaznie mysle o in vitro. jak stymulacja ma tyle kosztowac to juz wole podchodzic do programu i miec szanse nie 10-20% (bo tyle szans daje maksymalnie stymulacja czy inseminacja) tylko 50-60% (bo takie sa szacunki powodzenia in vitro) 2. caly czas czuje dyskomfort, dosc intensywny. nawet przy badaniu. lekarz mnie ogladal w poprzednim cyklu, nie bylo tam nic szczegolnego, biocenoza wyszla bardzo ladna. skad ten bol, to mnie meczy. musze go zapytac i poprosic zeby sie tym zajal bo jak mnie tak boli to znaczy ze cos tam nie jest tak, no i jak dzialac jak boli ... wczoraj nie wspominalam, bo jakos tak byla tymi zastrzykami zaaferowana ze mi to wypadlo ... tyle u mnie, ale generalnie to sie ciesze ze po tylu meisiacach przerwy i my mozemy wznowic starania :) byle do przodu , no nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pisze dalej bo mam dzis luz w pracy ;-) Gollumica, strasznie sie ciesze ze sie odezwalas. Przynam sie Wam ze choc moj K tez wie co sie u Was dzieje to wie o tym z moich relacji. ale wczorajszy dzien byl tak intensywny ze podalam mu lapa z Waszymi wpisami. obiecal ze nie bedzie tu zagladal ani monitorowal co piszemy i ufam ze tak robi ;-) i dyskutowalismy tez troche nad slusznoscia teorii wylozonej przez Zabuline. wyszlo nam ze moj tata bylby najmniej zainteresowany "genetycznie" mala Lucy (Zabulina, Ty mozesz nie wiedziec, to jest coreczka mojego brata) . co raczej mocno kloci sie z obrazem faktycznym, bo w tej sytuacji to wlasnie rodzice moi szaleja za Mloda, a rodzice jej mamy inetersuja sie od swieta - nazwalabym to nawet zerowtym zainteresowaniem. wg mnie moi tak szaleja za Mloda bo: 1. innych wnukow nie maja i niestety zapowiada sie ze jeszcze jakis czas nie beda miec :( 2. rodzice zony mojego brata maja juz 3 wnuczki 3. rodzice zony brata maja sami 5 dzieci wiec moze ich instynkt sie "rozklada" bardziej rownomiernie niz u naszych rodzicow a moze zwyczajnie teoria pasuje do wiekszosci przypadkow, ale nie do wszytkich? ;-) Zabulina, wg mnie jak sie masz tak wtracac jak sie wtracac, to ja poprosze ;-) fajnie czyta sie i gada z ludzmi rozgarnietymi wiec jak dla mnie to zapraszam jezeli masz ochote do nas zagladac :) BIala, strasznie sie ciesze ze wyniki Malutkiej coraz lepsze. ja wiem ze Ty jako mama bedziesz pewnie przez cale nastepne 18 lat sie zamartwiac o Marysie, ale jej zdrowiu juz nie zagraza niebezpieczenstwo i to jest ekstra wiadomosc :):):) a jak poszla odnowa? przyzwyczailas sie do nowych wlosow juz? opalenizna jest czy czekasz na sloneczko? Gollumica, chcialam jeszcze napisac, ze ciesze sie ze tak rozsadnie podchodzisz do tej sytuacji teraz i ze nie pozwalasz sobie na smutek bo przeciez przed Wami tyle szczescia. i czekam na sprawozdanie na bocianie :) i trzymam caly czas za Was i Juz Niedlugo Wasze Malenstwo :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy, to dobrze, że sobie podyskutowaliście o tej teorii (nie mojej co prawda, tylko ewolucyjnej ;) ) bo one generalne bywają "dyskusyjne" ;) 1. Oczywiście, że to nie dotyczy wszystkich. Mówimy o pewnych ogólnych, międzykulturowych i międzygatunkowych nawet trochę trendach. 2. "Zainteresowanie" to też coś, co trudno zmierzyć. Badania zresztą też nie mówią o "zainteresowaniu" a o fizycznych wypadkach odnotowanych przez pogotowie w przypadku wnucząt pozostawionych po opieką dziadków z jednej i drugiej strony ;) 3. A na zainteresowanie wpływa też wiele innych czynników - tak, jak zauważyłaś - ilość wnucząt i ich "jakość", uroda (ładne dzieci ZAWSZE mają łatwiej, zarówno rodzice, dziadkowie i nauczyciele mają do nich dużo większą skłonność), miły charakter i "bezproblemowość".. no i rzecz ważna - podobieństwo fizyczne do danej rodziny. W przypadku moim czy mojego M akurat Dziadkowie ze strony ojców rzeczywiście dużo mniej się nami interesowali. Ale już np. mój teść jest świrnięty na punkcie swoich wnuków - bratanków mojego M. Ci prawda na dobre im to nie wychodzi (a i wypadków zaliczyły sporo) ale to już inna sprawa ;) Z psychologią ewolucyjną jak z solą - warto jej czasem szczyptę dołożyć, ale nie ma co się nią żywić :) na "co dzień", gdy nie dzieje się coś radykalnego, nie ma co tropić wszędzie "za" i "przeciw" ;) natomiast gdy przychodzi do wydarzeń skrajnych w dziedzinie "genetycznej" to naprawdę naświetla wiele spraw. Polecam bardzo książkę: "Wojny dziecięce" Robina Bakera - w przystępny sposób wiele spraw wyłożonych. Można się nie zgodzić, na pewno nie warto przyjmować bezkrytycznie, ale warto poszerzyć horyzonty ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zabulinko, moje zdanie odnośnie tego co piszesz (trochę rzeczy było dla mnie nowych ;) ) jest następujące. Mimo tego, że tak wielu ludzi czuje się lepszych od zwierząt, co przejawia się jakże częstymi porównaniami typu: zezwierzęcenie (na określenie upodlenia), nawet zwierzęta tego nie robią lub zachowujesz się jak zwierzę, tak naprawdę jesteśmy zwierzętami. Rządzą nami instynkty przetrwania, które po prostu, dla lepszego samopoczucia ludzkiego gatunku, bywają ładniej nazwane. Ale ludzie, którzy kierują swoim życiem bez przemyśleń, "bo wszyscy tak", "bo taka kolej rzeczy", naprawdę od zwierząt nie różnią się niczym, choć zapewne za takich się uważają. Żeby nie było że mam coś do zwierzaków - kocham je jak nic na świecie :) I właśnie w tym jest rzecz, aby za wszelką cenę przekazać swoje geny, a potem być z tego niezmiernie dumnym, uważać się za kogoś wyjątkowego (tak jakby 95% ludzkości postępowało inaczej :o ). Geny cudze nas nie interesują. Ludzie myślący potrafią natomiast zatrzymać się nad losem innych i pomóc tym, którzy już są na świecie, a nie mieli na tyle szczęścia żeby urodzić się w mądrych, kochających rodzinach. I to jest najpiękniejsze i godne najwyższego podziwu :) Pozdrawiam Was wszystkie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aloha Zabulina, ale nie pisalam ze to Twoja teoria, tylko ze przez Ciebie przedstawiona :) a tak swoja droga to jeszcze a propos "ladnych" dzieci (zreszta doroslych tez). kiedys gdzies slyszalam, ze ludzie "ladni" maja latwiej w zyciu bo czlowiek "ladny" (regularne rysy twarzy, blyszczace wlosy, facet figura w trojkat, kwadratowa żuchwa, itp., kobieta szerokie biodra i okragle piersi) odbierani sa jako zdrowi wiec plodni wiec przekazujacy ten material genetyczny dalej. co do podobnienstwa - tu teoria sie sprawdza w przypadku naszej rodziny, bo faktycznie mala przypomina bardzo mojego brata, a moj brat swojego ojca. ale to tak w ramach luznych dywagacji ;-) Delilah, za tak na poczatek zacytuje: " I właśnie w tym jest rzecz, aby za wszelką cenę przekazać swoje geny, a potem być z tego niezmiernie dumnym, uważać się za kogoś wyjątkowego (tak jakby 95% ludzkości postępowało inaczej ). Geny cudze nas nie interesują." nie moge sie do konca zgodzic z takim kategorycznym postawieniem sprawy, dlatego, ze ja stoje po drugiej stronie "barykady". Staramy sie niestety bez powodzenia o dziecko juz dlugi czas. i tez podczytujac rozne fora czy wypowiedzi poszczegolnych czesto pomaranczowych osob, krew mi sie w zylach gotuje jak ktos mi napisze ze jak nie mozemy miec wlasnych to tyle jest biednych dzieci w domach dziecka. i ze moglibysmy przestac byc takimi egoistami i zrobic to co Gollumica. od razu zaznacze, ze nie podejrzewam Cie na podstawie poprzedniego wpisu o takie wlasnie podejscie. ale chcialam tylko zobrazowac ze kazda opinia moze zostac przeinaczona stad nie moge zgodzic sie do konca z tym co piszesz, ze ludzie myslacy i dobrzy, pochylaja sie nad losem innych, tych ktorzy tyle szczescia nie mieli. bo pewnie tak jest w niektorych przypadkach, ale - czlowiek jest tylko czlowiekiem a nie polswietym wlasnie w polowie drogi do nieba ;-) i mimo wszystko mamy silne instynkty, m.in. macierzyski i tacierzynski. i nie tylko instynkty ale i marzenia o rodzinie, pelnej. i tak, dokladnie takiej z nas poczetej. uwazam ze mamy do tego takie same prawo jak pary ktore nie maja problemow z plodnoscia. i uwazam tak myslac, czujac, marzac i teskniac. nie uwazam tak dlatego ze slepo kieruje sie genetycznym wezwaniem, albo stereotypem spolecznym. i jezeli nam sie uda kiedys miec dziecko biologiczne, to bede dumna. jak pawica mysle ze bede dumna :) ale rzecz jasna, nie kazdy sie musi zgadzac ze mna to raz ;-) dwa, ze jezeli ktos wybiera inna droge - np. Gollumica z ktora jestem mocno zwiazana emocjaonalnie - to bede wspierac ja w jej dazeniach i marzeniach. co nie musi znaczyc, ze ja uwazam, ze ona robi dobrze a ja zle i egositycznie. po prostu kazdy robi jak uwaza za sluszne :) ehhhh sie rozpisalam znow i teraz mam watpliwosci czy zostane dobrze zrozumiana. sie oakze ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lucy, oczywiście że rozumiem co masz na myśli :) Ja podchodzę do sprawy dość kategorycznie, może za bardzo, jak sama słusznie zauważyłaś. Myślę, że bierze się to stąd, że jeśli chodzi o dzieci, jestem na nie ;) więc jestem trochę nieobiektywna - o ile można tu w ogóle mówić o jakimś obiektywizmie. natomiast absolutnie nie chodzi mi o krytykę osób, które chcą mieć dziecko z ukochaną osobą - kiedy pomyślę (nawet ja :P ) o takim stworku swoim i mojego M to ciepło mi się robi :) coś w tym jest. Chodziło mi jedynie o to, że dziwię się ludziom starającym się przez 10 lat, z którymi nie można porozmawiać o niczym oprócz dzieci i "staranek", krytykujących jednocześnie osoby adoptujące - to przecież również daleka droga (z czego ludzie nie zdają sobie sprawy), a miłość do takiego dziecka nie przychodzi chyba tak naturalnie. Ja podziwiam osoby, które stać na taki gest :) I proszę, nie traktuj tego w taki sposób (rzecz jasna wiem, że nie do końca o to Ci chodziło), że dzielę świat na kolory czarny i biały - adopcja ok, własne nie. Absolutnie nie miałam tego na myśli. Choć muszę przyznać, że nie lubię określeń typu "pełna" rodzina. Ja swoją uważam za pełną, niczego i nikogo mi nie brakuje. I nie rozumiem też (jak już mam pisać szczerze) z czego ma wynikać duma, że ma się dziecko. Jakoś nie uważam tego za osiągnięcie. Bo osiągnięcie dla mnie to coś, w czym jestem lepsza od jakiegoś kawałka świata - trzymając się tematu, to np. że wychowałam dziecko na mądrego, szczęśliwego, dobrego człowieka. Z tego można i trzeba być dumnym. Ale sam fakt że się je ma - nie. Nie odbierzcie mnie źle, mam dość twardy charakter i bardzo mocno stąpam po ziemi. Może też jestem trochę za młoda żeby pewne rzeczy zrozumieć, w końcu wielu z nich nie doświadczyłam - np. tego pragnienia czy też miłości do dziecka. Ale dużo myślę ;) i czasami, rzadko bo rzadko, ale się tym dzielę. Nie umiem też swoich odczuć ładnie ubrać w słowa. Lucy, trzymam kciuki, walczcie o swoje szczęście i marzenia. PS. kiedy będziecie mieć dość rozwalania topiku - napiszcie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Baaaaardzo przepraszam, że tak Was wczoraj "zostawiłam" same (pycha przeze mnie przemawia co? :P), ale Mąż dziś w trasę jechał (dla babeczek, które jeszcze nie wiedzą - Mąz pracuje w transporcie miedzynarodowym i jak wyjeżdża do pracy to na tydzień), więc wczoraj urwanie głowy, a dziś mieliśmy spotkanie w ośrodku adopcyjnym (chodzimy co tydzień) więc od razu z pracy do ośrodka, później Mąz pojechał i teraz mam w końcu chwilkę żeby napisać. Zabulina - ja tam uważam jak Lucy - dyskusje naprawdę mile widziane i zapraszamy Cię serdecznie. Tym bardziej, ze konstruktywnej dyskusji na forum niewiele... tu 90% "dyskusji" przybiera forme kłótni. Bo ludzie tkwią w takim dziwnym przekonaniu, że skoro ich zdaniem mają rację to za punkt honoru poczytują sobie aby przekonać (zmusić...) do tego innych. Nie ma mowy o wymianie poglądów tylko od razu trzeba się szarpać, zmuszać do przyznania racji a na koniec czesto z braku lepszych argumentów wyzwać, obrzucić żywą inwektywą i tyle... Tak więc zapraszamy :) i Ciebie i Delilah :) Niepotrzebnie się gryzłaś bo ja ani się nie obraziłam ani nie uważałam, ze się mądrzysz - jeśli ktoś ma cos mądrego do powiedzenia i zabiera głos żeby coś mi naświetlić ja się nigdy nie odwracam - raczej przeciwnie. Wiesz to i pozwala coś zrozumiec i do myślenia zmusza - a to akurat dobrze. Lucy Kochana - odniosę sie do Twojego ostatniego postu. Moim zdaniem napisałaś coś ogromnie istotnego w tym wszystkim, a mianowicie, że "każdy robi jak uważa". Dokładnie. Dla mnie to oznacza, że ni mniej ni więcej, jak to że np. w naszym wypadku (i nie tylko naszym)- żadna z nas nie robi źle. Bo tak naprawdę ważne jest to (jesli nie najważniejsze), żeby robić to, co się czuje. Bo jesli nie, jeśli będziemy cos robić bo np. tak wypada, czy dlatego, ze inni tego od nas oczekują no to dupa zbita... No bo jaka matka będzie np. z kobiety, która nie ma instynktu macierzyńskiego , ale decyduje się na dziecko bo mąż tak chce? żadna... znam taką. I Jej winy jest tyle w tym wszystkim, ze uległa Mężowi. A najgorzej oczywiście mają dzieci, które są teraz szturchane i słyszą tylko bez przerwy wyrzekania i wrzaski kobiety, która Je urodziła (bo trudno tu wymawiać słowo MATKA). Ale nie czuła tego, nie chciała, a może została zmuszona. I po co to było? Dlatego nie ma sensu się przekonywać, ze tak jest lepiej a tak gorzej... Dla mnie lepiej znaczy adopcja, dla Lucy dziecko biologiczne. Każda z nas robi inaczej ale każda z powołania i z przekonaniem. I chyba o to chodzi. A'propos - dyrektorka ośrodka opowiadała mi na spotkaniu domowym o kobiecie, która w naszym ośrodku zrezygnowała z adopcji w momencie, kiedy zobaczyła dziecko, które dla nich przeznaczyli (bo zapytałam czy zdarzyło sie tak, ze ktoś zrezygnował w trakcie, czy nie zdecydował się na pierwsze zaproponowane mu dziecko)Wyobrażacie sobie? Przeszła całą procedurę, szkolenie i po tych kilku miesiącach zabiegania i czekania zrezygnowała w momencie kulminacyjnym... I co się okazało? że Ona cały czas robiła to dla Męża, który dzieci chciał (rozeszła się z Mężem wkrótce po tym zdarzeniu). Ona też chciała, ale nie chciała aopcyjnego dziecka a biologicznego miec nie mogła. No i wyobraźcie sobie teraz te święte glosy oburzenia... "nie mogła mieć swoich dzieci a mimo tego nie chciała adopcyjnego"! A ja myślę, ze mądra kobieta. Bo lepiej wycofać sie w ostaniej chwili niz takiemu dzieciaczkowi i przy okazji sobie zrobić krzywdę. Zresztą dyrektorka też powiedziała, że Ona sama też była zadowolona bo przeciez nic na siłe, a dla nikogo nie jest tajemnicą, że dla ośrodka najważniejsze jest jednak dobro dziecka. Ale się rozpisałam.... znów... Biała - a co u Was? Co taka cisza? Jak się czuje Marysia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O! Mamy i kolejny pogląd - Delilah jest na "nie" jesli chodzi o dzieci i też myślę Delilah, że to słuszna decyzja - bo Twoja, bo tak teraz czujesz. I naprawdę daleka jestem od krytykowania Twojego stanowiska. To Twoje życie, Twoja Rodzina (masz rację - dwoje to tez Rodzina, nas teraz tez jest dwoje i dla mnie to MOJA RODZINA i tyle) i macie prawo podejmować swoje decyzje. Jesli chodzi o babeczki "starające się" to tu się do końca jednak z Tobą nie zgodzę, że nie można z nimi porozmawiac o niczym oprócz starań. Chyba że coś źle zrozumiałam (może inne były Twoje intencje). Zresztą myślę nie każda kobieta potrafi czy też w ogóle CHCE o tym rozmawiać z obojętnie kim. To nie jest taki temat, który jest łatwy czy dobry do rozmowy na forum znajomych. Ja zresztą o adopcji tez nie mówię wszystkim, wiecie - ludzie reagują różnie, ale nawet pomijając to - dla mnie to taki hmmm.... osobisty a nawet intymny temat. Niektórzy oczywiście jak się dowiedzą wydadzą pewnie wyrok: WSTYDZIŁA SIE.... a ja najnormalniej w świecie uważam, że to tak jak ciąża - sprawa przede wszystkim nasza (moja i Męża) a zaraz potem naszych bliskich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Biala, gdzie Ty? wyprulas na spacerek z Marysia jak tylko wyszlo sloneczko i pewnie nie wracacie :) Delilah, Zabulina, jak dla mnie to nie rozwalacie zadnego topiku. dawno nie mialysmy tu swiezej krwi i jezeli ktoras ma ochote pogadac to ja jestem na tak. tym bardziej ze jak Gollumica, pisze, tu malo osob ktore chca porozmawiac, wiecej chce przedstawic jedyna, objawiona prawde :) Gollumica, no dokladnie, nic dodac nic ujac :) a co do tej kobiety o ktorej opowiadasz; mysle ze wiele odwagi cywilnej musiala miec, zeby podjac taka decyzje. wiele kobiet zyje wtloczonych w stereotypy wbrew sobie i podziwiam takie ktore sa w stanie powiedziec "nie" i przyznac sie ze one wybieraja inna droge. a ze ta droga bedzie trudna ... to juz ich sprawa. i modle sie zebysmy ja i K nigdy przed takim wyborem nie musieli stawac: nie chodzi mi o wybor dziecko bilogiczne czy adopcyjne, ale o wybor: malzenstwo a dziecko. bo ta kobieta podejmowala decyzje nie tylko zwiazana z dzieckiem, ale przede wszystkim dotyczaca zwiazku. Delilah: dobrze ze chce Ci sie napisac swoj punkt widzenia, choc znow sie z nim do konca nie zgodze, no ale przez to robi sie ciekawiej ;-) zakladam, ze jestes mlodsza od nas a ja slepo wierze w to, ze calkowicie inaczej do spraw rozicielstwa podchodza niektore kobiety w wieku 25 lat a te w wieku np. 32. to na prawde sie zmienia. mozesz w to nie wierzyc i myslec ze Ciebie to nie dotyczy, ale ja powiem tyle ... poczekaj. wg mnie wlasciwe jest natomaist to ze jezeli nie chcesz teraz dziecka i nie czujesz tego kompletnie to nie wciskasz sie w owe stereotypy i nie idziesz slepo za "oczekiwaniem spolecznym" w stosunku do Waszej rodziny. Tylko dzialacie tak jak Wy uwazacie za sluszne Co do wyrazenia pelna rodzina: to ja nie wyrazilam sie prezycyjnie. ja uwazam ze my z K tworzymy rodzine, pelna i kochajaca sie mimo problemow. tyle ze oboje odczuwamy ze czegos nam brak, tym czyms jest dziecko, a raczej dzieci do co bycia dumna z zajscia w ciaze i z dziecka: ja bede dumna, bo dla mnie to bedzie wielkie osoagniecie. nie masz wiedzy (i dzieki bogu) o tym ile czlowiek musi przejsc i sie nacierpiec i fizycznie i psychicznie zeby spelnic to jedno najwieksze marzenie. dla mnie to bedzie osiagniecie, bo niestety nie jest nam dane pojsc sie do lozka i za miesiac byc w ciazy. dla nas to proba, ktora niestety wiele zwiazkow nie pokonuje. dla mnie wiec zajscie w ciaze i jej donoszenie bedzie osiagnieciem. no i jeszcze kwestia: tego ze nieplodne kobiety o niczym innym nie mowia: ja np. rozmawiam na ten temat wylacznie z osobami zaufanymi, bliskimi. i na internecie, gdzie anonimowosc jest zapewniona. nigdy w zyciu na forum publiczym czy to w pracy czy wsrod znajomych nie pozwolilabym sobie na rozstrzasanie kwestii tak osobistych jak problemy z plodnoscia wg moich obserwacji, czesto o takich problemach mowia kobiety ktore staraja sie JUZ 3 MIESIACE ;-) w sensie - analogicznie jak hipochondrycy, najwiecej do powiedzenia na temat chorob ma ten kto raczej na nia nie choruje :) i naprawde nie odbieram Ciebie zle, Gollumica chyba tez nie z tego co pisze :) ja tez nie mowie ze mam monopol na racje, pisze tylko jak to wyglada z naszej perspektywy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki 🌼 Lucy, jeśli temat Cię zaciekawił, to powiem Ci jeszcze, że są wyjątkowe sytuacje, kiedy "ładność" przeszkadza. Otóż udowodniono, że ludzie atrakcyjni fizycznie dostają wyższe wyroki w sądach w sprawach, jeżeli są oskarżeni o przestępstwo związane z wyłudzaniem lub oszustwa matrymonialne ;) Ale DZIECI ładne zawsze mają lepiej. Jak to ujęła Wallis Simpson: "zorientowałam się, że jestem brzydkim dzieckiem, gdy rodzice dali mi do kąpieli toster" :P Ale powiedzmy, że to skrajność;) Mam koleżankę, której mąż cierpi na ciężką, genetyczną chorobę. Zdecydowali się na in vitro i selekcję zarodków, aby dzieci były zdrowe (nota bene moim zdaniem nikt nie ma prawa oceniać takiej sytuacji póki sam się w niej nie znajdzie..). Ale do rzeczy - otóż opowiadała mi ona, że poznała przy okazji zabiegu dużo kobiet, które przechodziły in vitro. W tym jedną, która miała już prawie 20 (!!) prób, organizm całkowicie zjechany hormonami i, jak to ujęła "szał w oczach". Myślę, że to jest postawa, o której pisała , o czym pisała - o tym staraniu się "za wszelką cenę" aby tylko "geny były własne". Nota bene to jest trochę śmieszne, ponieważ przypadki spotykane nawet dziś, w których rodzice wynoszą ze szpitala dziecko omyłkowo podmienione nie przeczuwając niczego jasno pokazują, że ta cała miłość za "geny" to raczej kwestia umowna ;) Niemniej postawa tej kobiety moim zdaniem już zahacza o absurd, bo jeśli ta pani w końcu doczeka się sukcesu, to możliwe, że długo już nie pociągnie a dziecko wcześnie zostanie sierotką. Ja też nie chcę mieć dzieci, przynajmniej na dziś - i z pewnością argument, że "później mogę żałować' nie jest dla mnie wystarczającym, aby "mieć dziecko na wszelki wypadek". Może kiedyś się nam (mi i Mężowi) odmieni (na razie dobiegamy 30tki i jesteśmy 6 lat po ślubie), więc czytając o staraniach adopcyjnych mam gdzieś w tyle głowy, że to może kiedyś będzie i nasza droga.. ale kto to wie. Natomiast bardzo lubię, kiedy sympatycznym ludziom układają się plany życiowe, jakiekolwiek by one nie były, dlatego bardzo Wam kibicuję :) nie trzeba dzielić czyichś marzeń, żeby cieszyć się, gdy się komuś spełniają ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×