Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość pytanie mam do was

Toksyczni rodzice, czy macie takich?

Polecane posty

Gość JuliaCiemnowłosa1234
zalękniona! jakbym czytała o sobie ja mam to samo!!!!!!! tyle, ze ja mam 19 lat! tez ze mna nie gadała o okresie wyzywa od grubasów itd! mam to samo!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JuliaCiemnowłosa1234
i marzyły mi się studia pscyhologia albo prawo dużo widze mamy wspólnego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość onaano
Wątek dawno nie poruszany jednak gdyby ktoś tutaj zawitał - www.toksycznirodzice.fora.pl Zapraszam, pomóżcie w budowaniu tego forum

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość brown.birdie
Hej. Mam 21 lat. Znalazłam to forum po tym, jak moja mama znowu miała dziś swój "atak". Długo nikt już tu nie pisał, ale mam nadzieję, że jeszcze się odezwiecie. W moim domu nie było dobrze odkąd pamiętam. Mama pochodzi z rodziny, gdzie wszyscy mieli innych za nic, wyklinali się w złości, oskarżali cały świat za swoje problemy. Babci od strony mamy nie pamiętam, zmarła kiedy byłam dzieckiem, ale mój tata duż mi opowiadał. Jeśli chodzi o niego, wychowała go samotna matka, żona męza alkoholika, która postanowiłą sie z tego wyrwać i odeszła, ale tak, żeby jak najwięcej mojemu tacie oszczędzić...Tata związał się z mamą z miłości, dobrze było do ślubu, a potem okazało się, jaka jest naprawdę. Od zawsze pamiętam krzyki o byle co, awantury. Teraz jestem ich jedynym dzieckiem, ale miałam jeszcze siostre starsza o kilka lat, pamiętam jak chowałyśmy sie razem przed awanturami w drugim pokoju. Zachowały sie nawet stare nagrania z dyktafonu, na ktorych tata nagral mame wrzeszczaca, ze ma beznaziejne życie, zostawi dzieci tesciowej, chociaz mnie to moze sobie wezmie, a siostre zostawi tacie...moje siostra byla malutka, ale ciezko bylo jej to wszystko zniesc, zawsze stala za tata, bo byl dla niej dobry, wyrozumialy, poswiecal jej czas. Mama dbala o nas, ale tylko w sprawach zewnetrznych, typu ubranie, obiad, zakupy.. Zawszer robila z siebie ofiare, powtarzala jak wszystko ja bolki, jaka jest zmeczona zyciem. Tacie nie okazywala milosci. Kiedys wyjechalysmy we trzy na wakacje nad morze, tata pracowal wiec zostal w domu, i tam na wakacjach moja sioste przejechal pijany chlopak popisujacy sie przed dziewczyna w swoim super szybkim samochodzie...Od tamtego czasu mamie sie jeszcze pogorszylo, wyrzywala sie na mnie, krzyczala kiedy nie potrafilam przeczytac czytaki z elementarza, nazywala tumanem, nie dopuszczala do prac domowych, bo przeciez nie umiem i zle to zrobie, a potem jak wyroslam to stalam sie leniem, ktory nic nie umie. Przy byle okazji nazywala nie dz**ką, idiotką, chora psychicznie czarownicą. I tak zostało. Kiedyś mówila mojej siostrze, ze to ja jestem jej corka a nie ona, bo popiera tate. Teraz to ona jest jej corka, bo "jej corka jest w grobie", a innej nie ma. Kiedy w okresie dojrzewania mialam problemy z tradzikiem, nzywala nie pryszczata czarownica. Kiedys myslalam, ze kiedys wszystko sama naprawie, zaloze wlasna rodzine i zapomne. Ale teraz iwdze jak to na mnie wplynelo. Jestem niesmiala, zawsze czuje sie gorsza, brzydka, nie interesujaca. W grupie nie potrafie sie odnalezc, rzadko sie odzywam i czuje sie niewidzialna. Boje sie wyzwan, wiec ich unikam i ide na latwizne. Nie wierze w siebie, wiecznie sie wstydze i boje kazdego dnia pelnego obowiazkow. Mam chlopaka, ale sama nie wiem czego chce i wpadam ze skrajnosci w skrajnosc. Ciagle sie na niego obrazam, wymuszam poczucie winy i zachowuje sie jak ofiara losu. Ciągle mam o coś pretensje. Nie chce byv taka jak ona. Dzis poszlo o glupie pieniadze, na ktorych punkcie ma obsesje, zwyzywala mnie, rzucila sie na mnie z rekami, a ja wykrzyczalam jej w twarz wszystko co mysle. Nie chcialam tego, bo wiem, ze nic to nie da, bo mama jest chora i nigdy sie nie zmieni :( Nigdy nie moge jej nic powiedziec, zwierzyc sie. bo to zawsze obraca sie przeciwko mnie. Chcialabym to zmienic, odciac sie od tego, ale z drugiej strony wiem, ze mama sama jest jak dziecko i jak zostawi sie ja zupelnie sama, to doprowadzi sie do destrukcji. Kiedys juz prawie wyskoczyla z okna. A ja ja kocham i nie chce, zeby cierpiala. Mama jest taka, jaka byla jej mama. A ja nie chce być taka!!! Ale czy mi sie uda, nie wiem. Wykrzyczala mi dzis w twarz, ze tego mi wlasnie zyczy, zeby moj chlopak mnie zdradzal, pieprzyl sie z byle kim, a moje dzieci byly niedobre. Zebym siedziala na podlodze i plakala, zebym zostala sama...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 6404548903489040-54-054
jak u mnie:D tylko ze ja jestem od sprztania gotowania prania wlasciwie robie wsyztsko ona nic tylko siedzi i oglada tv:D wyzywa mnie codzien:P i jestmanipulantka klamie ojcu itd:P kiedys mnie pobiła to ojciec chcial sie wyprowadzic ale szybko mu przeszło- uciekł w prace. brat sie zawinał na drugi koniec polski:P wyproawdzam sie w wakacje:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 6404548903489040-54-054
noi w sumie jak kolezanka wyzej jestem niedowartosciowana i moj facet ma przejebane ze mna bo sie boje ze zostswi mnie dla kogos lepszegp:P zawsze bylam tumokiem jak zdalam prakwo za 1razem powiedziala ze tp przypadek:P jak zdalam mature najlepiej w szkole udawała ze niewie:P jak po wypadku dostalam indywidulane i mialam testy psych na inteligencje wyszło ze jestem b inteligenta to papier znikanł w 1 dzien:D ze kustykam to moja wina z enie cwicze- mimi ze fizjoterapeuta złamał mi noge itd:P w sumie znajomi ludzie zplacili mi za operacje bo ona miala wyjebane:P wogole nie lubie jej:P ona nie lubi nikogo je matka jest taka sama wszyscy sa zli i one nie maja zadnych zjaomych tylko siebie an wzajem zapewniaja ze sa super:P i tak zyja sobie BLE:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marychna na na
Ja mam trochę toksycznych, ale oni nawet o ty nie wiedząc. Przez większość mojego życia kłócili się o byle co. Kłótnie były cykliczne, bywały okresy, że zdarzały się raz w tygodniu - zawsze rano w sobotę. Ojciec zaczynał rano sprzątać i biadolić jaki to mamy bałagan w domu, matkę to denerwowało i ona zaczynała cośtam biadolić, a potem zaczynali oboje żreć się. Później po kłótni następowały "ciche dni", które trwały czasem pół tygodnia...a potem nagle ni z tego ni z owego było już dobrze. Rodzice nie dbali o to, żebyśmy z bratem choć trochę orientowali się w sytuacji - ja nigdy nie wiedziałam, czy to że rodzice milczą znaczy, że ja też mam milczeć, czy może mogę się odezwać, czy mogę odezwać się do taty - wtedy mama może być zła, a jeśli odezwę się do mamy, to tata będzie zły, a nie daj Boże żeby jeszcze odezwać się z uśmiechem - matka powiedziałaby, że śmieję się jak głupia. Rodzice nigdy nie przeprosili za kłótnie, nigdy nie powiedzieli, że już się pogodzili, nigdy nie pogodzili się przy mnie i przy moim bracie. Więc w mój umysł wrosły kłótnie, czyli złe emocje, a nie chwile godzenia się, przepraszania (to jest mi obce, a czułość w ogóle jest mi obca). Takie ich "żarcie się" trwało latami, skończyło się jakoś 2 lata temu, ale na rok, po roku znów wróciło do "normy". Przez to, że matka czuła się w związku z ojcem źle, "zawiązała koalicję" ze mną. Ja jako córeczka mamusi weszłam w rolę jej przyjaciółki (matka nie miała żadnej dobrej koleżanki, z którą gdziekolwiek by wychodziła). Ja chodziłam z nią na zakupy, ja przychodziłam do niej do pracy, żeby odprowadzić ją do domu i pomóc jej z zakupami, ja wożę ją samochodem...zawsze mi powtarzała, że lubi ze mną wszystko robić...ja byłam dodatkiem do niej (tak się czułam), ona idąc ze mną spotykała koleżankę na ulicy i gadała z nią pół godziny, a ja stałam jak kołek i czekałam, ja czekałam na nią w pracy, aż skończy wszystko, aż radośnie powie koleżankom z pacy "cześć" i podejdzie do mnie, powie "idziemy" i w końcu pójdziemy, ja byłam jej kukiełką, jej "ogonem", jej wieszakiem na torebkę, nawet mówiła za mnie, kiedy ktoś o coś mnie zapytał, ona odpowiadała za mnie. Wiem teraz, że to przez niskie poczucie wartości, ja służyłam za taką "zasłonę", kiedy z kimś rozmawiała mnie wypychała przed siebie, żebym ją "zasłaniała"... Kiedyś, kiedy byłam nastolatką ona powiedziała mi, że w przyszłości zamieszkamy razem (pokłóciła się wtedy z ojcem), stworzyła we mnie taką wizję - ona i ja w jednym domu, same i szczęśliwe, bez kłótni, bez awantur... a ja w to uwierzyłam. Ja nienawidziłam ojca za to co robił, za to, że tak traktował mamę. Potępiałam go jako męża (bo jako tata jest i był świetny). Często mówiłam rodzicom otwarcie, że nie chcę mieć męża, że nie potrzebuję żadnego faceta, a oni myśleli, że żartuję i zamiast reagować, pytać, dociekać, oni śmiali się. Jednak ja się tak zaparłam i uwierzyłam w to, że rola mnie samej jako samotnej kobiety mieszkającej z mamą jest mi przeznaczona i jest dla mnie idealna, że teraz mimo wieku 29 lat jestem sama (związki miałam, ale powierzchowne, nic głębokiego) Teraz rodzice żyją ze sobą, czasem się kłócą, a czasem jest między nimi dobrze. Ja natomiast jestem sama. Matka mnie zawiodła. Obiecała, że będziemy mieszkać razem, mówiła mi "nie wytrzymam bez ciebie, kiedy wyjedziesz na studia - nie dam sobie rady, będę tęsknić", czułam się za nią odpowiedzialna, czułam się odpowiedzialna za jej radość, za jej uśmiech. Stworzyła we mnie wizję mojej przyszłości, dała mi nadzieję, a później ją zniszczyła. Matka zobaczyła, że dojrzewam mentalnie, że dorastam, że "widzę więcej" i że już nie jest moim bóstwem, tak jak była kiedyś, że ja nie jestem już słodkim, głupiutkim dzieckiem i odtrąciła mnie - świetnie, bo tak powinno być w życiu, odcinamy pępowinę. Ale to było zbyt drastyczne. Najpierw ja byłam całym jej światem, a ona moim, a potem to w jednej chwili wszystko to pękło. Ona wróciła do ojca, znalazła z nim wspólny język, ja nie potrafię się dogadać z moimi rodzicami, czuję się przez nich ignorowana, odsuwana, wyśmiewana. Tak samo ja postępuję - ignoruję ich, odsuwam, wyśmiewam się z nich. Oni jako dorośli tworzyli mi piekło z uczuć - sama nienawiść, kłótnie, a potem brak przeprosin, brak czułości, brak bliskości. Jestem emocjonalną kaleką. Jestem zimna jak lód, boję się otworzyć, może nawet nie chcę się otworzyć, jestem już zbyt "wiekowa", aby komukolwiek zaufać. Jestem sama, nie mam wizji mojej przyszłości, kiedy patrzę w przyszłość widzę stertę gruzu, sterczą z niej druty, kurzy się...nic tam nie ma, wszystko trzeba zbudować jeszcze raz. Moja przyszłość wg mnie wygląda tak: kawalerka, telewizor, komputer, praca, może pies, czy inny kot i samotność, chłód i zgorzknienie. Czy chcę tego? Często bronię się przed taką wizją, ale chyba do niej przywykłam...jednak chcę czegoś więcej!!!! Chcę mieć bogate życie - bogate uczuciowo, chcę dawać ciepło! Chcę często spotykać się z ludźmi, chcę zapraszać ich do domu, chcę dawać z siebie jak najwięcej, chcę znaleźć siłę i nadzieję w sobie! Chcę tańczyć i śpiewać, dawać radość innym! Tego wszystkiego chcę! Ale sama nie dam rady tego stworzyć. Sama ze sobą nie zatańczę, sama siebie nie przytulę...owszem - jest tak, że sama siebie rozśmieszam, że spojrzę na siebie z uśmiechem, że sama dla siebie tańczę, ale brakuje ludzi... Kurde! Muszę się wziąć w garść!!! Bo nie można tak siebie katować!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oworsam
Jedyny skuteczny sposób to fizycznie odciąć się od toksycznych rodziców; jeśli więc ktoś z takimi mieszka powinien robić wszystko aby się wyprowadzić, chociażby na wynajem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
...a mnie bardzo zafascynowała książka - której fragment znalazłam i zostawiłam w pociągu- próbująca odpowiedzieć na pytanie - dlaczego niektórzy rodzice o każde swoje najmniejsze, błahe czy poważniejsze niepowodzenie lub zjawiska typu zużywalność przedmiotów, obwiniają swoje małe czy nastoletnie dzieci, np. zawsze im wykipiapjiwjało mleko - przez dzieci bo popatrzyli na nie, zepsuł się 30letni piecyk - bo dzieci myły się w cieplej wodzie, pojechali nieodpowiednim pociągiem - bo przez dzieci, notoryczny migrenowy ból głowy - przez dzieci, kamienie nerkowe -przez dzieci, atak wyrostka robaczkowego - przez dzieci, wszystko ich boli i chorują - przez dzieci, źle śpią i mają koszmary senne - przez dzieci, wleźli na jezdnię na czerwonym świetle - przez dzieci, przerdzewiały stare 40letnie rury w starej kamienicy i zalali sąsiadów - przez dzieci bo się myły a jakby tego było mało to czasem też prały ubrania, nagle wybiło bezpiecznik prądu - przez dzieci bo nie dość że radio włączyły to jeszcze pralkę i przesilenie nastąpiło - przez dzieci, wylewa się woda spod starej pralki - przez dzieci, placek nie wyrósł - przez dzieci bo przeszły koło piekarnika i pewnie wprawiły powietrze w wibrację, ogórki wekowane na zimę nie udały się - przez dzieci, kłócą się i awanturują - przez dzieci, spóźniają się na umówione spotkanie - przez dzieci, zepsuło się stare radio - przez dzieci, na wszystko brakuje im pieniędzy - przez dzieci, drzwi zaczęły skrzypieć - przez dzieci, w mocno wysłużonym taborecie - rozchwiała się noga - przez dzieci, zbrzydła tapeta po latach - przez dzieci, zbutwiało stare drewniane okno - przez dzieci, zmył się akryl z 40letniej wanny - przez dzieci, wytarła się farba na klamce - przez dzieci, spłaszczyła się gąbka na stołku - przez dzieci, wytarła się farba na nodze od krzesła - przez dzieci, i jeszcze na dodatek wypadła śrubka z tego taboretu - przez dzieci, zapomnieli posolić ziemniaki - przez dzieci, przypalili mortadelę - przez dzieci, wypadł bolec spod półki - przez dzieci, mleko się zwarzyło - przez dzieci, pierogi się rozkleiły - przez dzieci, deszcz pada - przez dzieci bo były niegrzeczne, dywan poszarzał - przez dzieci, szklanka im wypadła z rąk i się potłukła - przez dzieci, przypalili żelazko podczas prasowania - przez dzieci, wzrastały noworocznie opłaty za prąd, wodę, gaz, mieszkanie itd. - przez dzieci, zablokował się zamek w drzwiach - przez dzieci, przepaliła się żarówka - przez dzieci, posiadają 15letnią depresję poporodową - przez dzieci,... itd. itp. ..szkoda, że znalazłam tylko fragment tej książki w przedziale pociągu (niebylejakiego ;)) i nie wiem nawet jaki jest tytuł tej książki ani jak tłumaczono te zachowania. Życzę Wam dużo sił i zdrowia ! ! !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wydawałoby się, że moja rodzina jest całkiem normalna, ale ja się tak nie czuję. Odkąd pojawił się mój przyszły szwagier, narzeczony mojej siostry przestałam się liczyć w mojej rodzinie. Zawsze kiedy przychodzi jedzenie jakichś wspólnych posiłków albo wieczór przed telewizorem rodzice zachwyceni siostrą i przyszłym szwagrem rozmawiają sobie z nimi w najlepsze, na tematy które dotyczą przyszłości siostry. Próbowałabym coś wtrącić od siebie to udają, że nie słyszą albo zmieniają temat. Mnie nikt nie pyta o plany, a jak bym zaczęła o nich mówić, np. że chciałabym kupić samochód, albo wynająć mieszkanie to, że to kosztuje, że sobie nie poradzę. Kiedyś siostra chciała urządzić sobie pokój i byłam z nią, mamą i babcią w sklepie meblowym. Szukała szafy. Ja się rozglądałam po tym sklepie, pokazałam babci jakiś fajny regał i powiedziałam, że chciałabym taki mieć, a babcia na to, że jak będę już na swoim, to sobie taki będę mogła sprawić. Siostra po kilka razy przerabiała nasz wspólny pokój nie pytając mnie o zdanie, a ja nie mogłam nic zmienić w nim, kiedy już się rozdzieliłyśmy. Z siostrą nie mogę o niczym pogadać, bo zaraz krzyczy i odpowiada opryskliwym tonem. Brat nie odpowiada na pytania, chyba że mu się chce. Przyszły szwagier i moi rodzice to najlepsi znajomi. Świetnie się dogaduje. Mimo że ukończyłam studia z tytułem magistra nie są ze mnie dumni, nie wspierają mnie w szukaniu pracy. Boję, się mówić gdy mam jakiś problem, bo wynajdą sto powodów w których ja jestem temu winna. Od ojca porządnie dostałam na szczęście tylko raz, powód? Bo nie poszłam z rodzeństwem i ciotką do kościoła i chciałam zaczekać na rodziców, którzy byli w pracy. byłam wtedy chyba krótko po komunii. A we wczesnym dzieciństwie zdarzało się często, że dostawałam klapsa, albo kilka. I co najważniejsze, przyszłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam narzeczonego, drugiego już. Pierwszy zwrócił mi uwagę, że jak mogę dawać się tak traktować. Sam mnie źle traktował. Rozstaliśmy się. Przez cały czas jak z nim byłam rodzice nie pytali ani o niego, ani o nasze plany. Jak przychodziliśmy na kawę albo posiedzieć z nimi to też, jakby nas nie zauważali. Mogliśmy coś mówić od siebie, ale nie było gwarancji, że w ogóle coś odpowiedzą. Po rozstaniu dopiero rodzice zaczęli wypytywać co było nie tak, co się stało. Bałam się przyznać to tego, że źle mnie traktował, bo czułam wtedy, że zasłużyłam sobie na takie traktowanie i wstydziłam się powiedzieć o tym rodzicom. W ostatnim miesiącu bycia z tamtym, odezwałam się do mojego kolegi z podstawówki. Dobrze nam się rozmawiało, więc zwierzałam mu się z problemów. Nie dowierzał jak tamten facet mnie traktował. po jakimś czasie doszło do spotkania z nim i dziś jest moim narzeczonym. Z tym, że mamy pewien problem. Moi rodzice go nie akceptują. Na początku jak im o nim powiedziałam zaczęli wypytywać jaką szkołę skończył, czy ma prawo jazdy, gdzie pracuje. Jak przyszedł do mnie pierwszy raz to tylko od nie chcenia mu rękę podali i dalej patrzyli w telewizor. Częściej ja zaczęłam do niego chodzić. Raz zostałam u niego na noc (miałam wtedy 26 lat) to moja mama zadzwoniła do mnie, kiedy wrócę do domu i czemu nie raczyłam dać znać, że mnie nie będzie. Raz będąc u niego dostałam telefon od taty, że mam z nimi jechać do pracy na ich gospodarstwo. Powiedział to takim tonem, jakbym była jego niewolnicą, że mam jechać i już, nie zapytał, czy im pomogę. Wtedy w strachu powiedziałam, że dobrze, ale nie pojechałam z nimi. Tata się przez pół roku do mnie nie odzywał, póki go nie przeprosiłam. Jak mój narzeczony do mnie przychodził, to czuł się jak intruz, nikt się do niego nie odzywał, zawsze oni rozmawiali między sobą, albo ważniejszy był telewizor, do tego stopnia, że raz z narzeczonym tak siedzieliśmy przy stole, że tacie zasłoniliśmy i zza nas wyglądał, żeby coś zobaczyć. U niego w domu można się czuć swobodnie. Z jego rodzicami można o wszystkim porozmawiać, zwierzyć się, otrzymać pomoc. W międzyczasie mój narzeczony kilka razy tracił i dostawał pracę. Ostatnio dostał w większym mieście (mieszkamy w małej miejscowości). Moi rodzice mają tam mieszkanie. Zapytaliśmy, czy może tam zamieszkać, na czas dni kiedy pracuje. Zgodzili się. Ale mieli warunek. Gdy moje młodsze rodzeństwo jedzie do dużego miasta na weekend się kształcić, to mój narzeczony ma stamtąd zniknąć. On strasznie nad tym ubolewał, bo nie raz na prawdę między dwoma całym dniami pracy miał niewiele snu. Mógłby się nawet na podłodze przespać. Chciał sobie założyć antenę staelitarną w mieszkaniu, bo u siebie miał umowę i płacił za tv i nie korzystał, bo był gdzie indziej, nie zgodzili się. W końcu stwierdzili, bo usłyszęli od współlokatorki, że on zużywa za dużo wody. Bardzo się wkurzył i wyprowadził się i postanowił dojeżdżać do pracy. Prócz tego nie raz były telefony od mamy jak byłam z nim w tej miejscowości,typu kiedy mam zamiar wrócić do domu. A nie raz się wcale nie odzywali. Do mojego domu też już nie przychodzi bo też ma dosyć czucia się jak intruz. Ja miałam pracę na czas określony i spotykałam się z nim jeszcze w naszej miejscowości, rodzina zarzucała mi że nic w domu nie robię (choć robiłam) i że tylko siedzę u siebie. A ja od dziecka żyję w przeświadczeniu, że muszę pomagać w domu, muszę sprzątać, prasować, gotować, gdy inni są w pracy. Tłumaczę sobie, że jak nie mam pracy, to powinnam odwdzięczyć się rodzicom za utrzymywanie mnie w tym wieku. Siostra wychodzi za mąż, buduje dom z pomocą rodziców. Miałam z nimi dwie rozmowy na ten temat. Pierwsza wyglądała tak, że skrytykowali mnie, że wszystko robię na odwrót niż oni by chcieli. Zapewniali mnie , że oni wszystkich równo traktują. Miało być lepiej, ale jak mój narzeczony przyjechał po dłuższym czasie z tej drugiej miejscowości to po godzinie zorientowali się że on jest i tata tylko się zapytał, czy dostał wypłatę. Każde święta u mnie w domu to też koszmar, bo najważniejszy jest tv i rozmowy, ciągle o tym samym, o domu siostry, ślubie, ich pracy. A jak spędzałam je u narzeczonego w domu, czułam się wyjątkowo. Potem od mamy usłyszałam, że chodzę tam jak piesek. Nie zrobiło na niej wrażenia, że się z jego rodziną dobrze dogaduję. Powiedziała już w tej drugiej rozmowie, że mam się zastanowić, czy chcę takiego faceta, co nie umie naprawić np. spłuczki. Nie ważne jest że jesteśmy ze sobą szczęśliwi, że też chcemy wziąć ślub, że ma pracę, że pomoże w obowiązkach domowych. Nie wiem, cz przesadzam? Wydaje mi się, że jest źle, czy oni też są w pewien sposób toksyczni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też mam takich. Moja mama "wchodzi w moje życie z butami" niszczy mój związek,niszczy wszystko... Nie pozwala mi podjąć samodzielnie żadnej decyzji, wszystko mi obrzydza..najbardziej facetów. Wmawia od kiedy zaczęłam dojrzewać,że oni myślą tylko o jednym..Przez nią mam nawet obrzydzenie do sexu.. Może to dziwne dla wielu ludzi jak to możliwe,żeby mieć to przez matkę,ale uwierzcie mi .. możliwe. Od zawsze mi wmawiała ,że to jest tylko korzyść dla facetów,że jak z kimś będę spała to mnie zostawi,że to grzech. Ojciec potrafi tylko krzyczeć , czepiać się, obrażać, grozić ,że mnie uderzy i w rezultacie bić... Nigdy mnie nie pochwalił, nigdy mnie nie przytulił, nie powiedział ,że mnie kocha, nigdy nie przeprosił mimo,że był winien.. zawsze ja przepraszałam . Ostatnio jest coraz gorzej, mam 19 lat..dobrze,że niedługo skończę szkołę. Czuje się w domu jak śmieć.. ciągle jestem roztrzęsiona ,bo robią o cokolwiek awantury i narzekają.. Gdybym mogła się wynieść nawet teraz to bym się wyniosła ,bo wiem ,że dopiero wtedy bym zaczęła żyć tak jak chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmarnowany_28latek
Ja także takich mam. Oni też takich mieli. Dopiero po 20 zaczęło do mnie docierać jak przykrym i ponurym jestem człowiekiem. Z trudem skończyłem studia techniczne (brak motywacji), wyjechałem na staż do Szwajcarii i tam zostałem do dziś. Nie zamierzam wracać. Powoli uczę się co to naprawdę znaczy "żyć".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Opiszę w kilku zdaniach .. pochodzę z dobrej rodziny ale nigdy nie szanowano mnie takim jakim jestem. Gdy czegoś nie umiałem np. zadania z matematyki dostawałem po twarzy. Odbiło się to teraz na moim życiu dorosłym. Mam 21 lat. Mam za sobą dno i rozpacz wieku dziecięcego. Byłem gnębiony w szkole stosowano wobec mnie przemoc fizyczną ze strony rówieśników. popadałem w depresje chciałem popełnić samobójstwo ... nie widziałem sensu życia. Rodzice? W moim zachowaniu nie widzieli nic złego. Mówili że i tak ze mnie nic nie będzie, że skończy na zamiataniu ulic. Miałem marzenia odebrano mi je . Miałem zdać maturę ukończyć studia nic z tego nie zostało spełnione . Po latach klęsk i niepowodzeń mam żal do rodziców za to jak zniszczyli mi życie. Teraz powoli układam swoje życie chce zdobyć zawód , zdAć maturę i iść do pracy, ale już bez rodziców... bez ich toksyczności

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zdam maturę pokaże na co mnie stać.. choć wiem że to będzie dla mnie niczym droga krzyżowa ale chcę uwolnić się od rodziców chcę wreszcie normalnie żyć .. zarabiać na siebie cieszyć się z życia... Ułożyć sobie życie ze swoją dziewczyną (rodzice jej nie akceptują bo nie jest taka jaką sobie wymarzyli) wynająć bądź kupić mieszkanie . Straciłem lata na słuchaniu jakim jestem nieudacznikiem życiowym , że skończę pod mostem... lata przesiedzione w domu w czterech ścianach odbiły się na moim życiu. Widziałem ludzi którzy cieszyli się z życia kończyli szkoły, studia gdy ja siedziałem w domu i nie mogłem zdać liceum.. w szkole robiono ze mnie najgorszego wyzywano mnie bito. Nauczyciele również robili ze mnie najgorszego. Pamiętam tylko nauczycielkę od języka rosyjskiego - cudowna osoba. Zacheciła mnie do poznawania języków. Mówiła że jestem cudwnym człowiek z pokładem możliwości ... nigdy jej nie zapomnę Chciałem się powiesić skończyć z życiem . Nie podszedłem do matury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zdasz maturę,nie znasz mnie ale wysyłam Ci dobre myśli,nigdy się nie poddawaj,zasługujesz na wszystko co najlepsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Słuchaj jest super pomoc psychologiczna w ośrodkach interwencji kryzysowej lub podobnych Terapia stawia na nogi Bez niej nie da się zmienić myślenia o sobie i wyjścia z tego błędnego kręgu Można przerwać ten schemat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam dosyć naszego kraju.. ma dosyć swojego zycia. Pochodzę z bardzo dobrej rodziny rodzice mnie kochali. Kochali za bardzo... do tego stopnia mnie kochali że nie zwracali uwagi kiedy byłem prześladowany w szkole gdy wracałem do domu i lezałem na łóżku nie mogąc nic zrobic (bo tak się bałem i po tylu latach nie boję się tego stwierdzenia- bałem się szkoły bałem się równieśników i bałem się kolejnej jedynki bo byłem słaby psychicznie dawałem się innym nauczyciele mnie nie lubili - stąd te jedynki. Całe moje życie to jest jedna wielka kłótnia z rodzicami. Myślę tylko o tym żeby jak najszybciej spierdolić z domu bo życie z nimi nie ma najmniejszego sensu ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×