Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Vuota

Smutek, zazdrość, zwątpienie...

Polecane posty

Gość Vuota

Kurde dziewczyny jak Wam cholernie zazdroszczę. Siedzę tu na forum już długi czas, zaczerniona jestem, choć się wolę nie ujawniać tym razem. Czytam te wszystkie topiki o przygotowaniach i mi smutno, bo choć od ponad roku razem mieszkamy i tacy ponoć dopasowani jesteśmy to nie sądzę, by się nasza wspólna historia miała dobrze skończyć. Zanim ze sobą zamieszkaliśmy było cudownie, dogadywaliśmy sie bez słów, był przede wszystkim najwspanialszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam; On mówił o byciu razem, o wspólnym życiu, budzeniu się i zasypianiu razem, o ślubie, dzieciach i przyszłości. Teraz - przyzwyczajenie, chwilami monotonia - choć czasem też drobne szaleństwa i entuzjazm; seks raz na kilka tygodni, od czasu do czasu znów jego pieprzenie "o nas" i ZERO działań w tym kierunku. Ostatnio w rozmowie troche sie wygadał, że "on nie jest pewny" - nie sprecyzował o co dokładnie chodzi. Powiedziałam, ze chcę żeby się do 1 sierpnia wyprowadził - chyba jeszcze tego nie potraktował poważnie - ale pierwszy raz będę konsekwentna. To zapewne bedzie początek końca, choć żadne z nas tego głośno nie powiedziało. Tak mi źle, ze taka fajna i dobra historia ma taki badziewny finał... A na przyszłość nauka: nigdy wiecej wspólnego mieszkania przed ślubem. Uprzedzając niemiłe komentarze: to nie chodzi o to, ze jestem ksieżniczką, która od dzieciństwa marzy o ślubie a facet jest jedynym sposobem na uwierzenie w siebie. Nigdy nie chciałam "tej szopki" - On jest pierwszym i jedynym facetem, o którym pomyślałam: Jemu chcę przysiegać przed Bogiem. A teraz, kiedy już wiem, że to nie wypali, to cholernie mi smutno, bo miało być inaczej... I właściwie nie wiem po co to piszę. Chyba zeby się wyżalić. Zostanę zapewne zjechana jak 150, dlatego też nie sądzę bym miała tu coś jeszcze napisać... Leżę, mozecie kopać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz co...mój tez kurde po 3,5 roku bycia razem (nie mieszkania) niby gadal coś o wspolnej przyszlosci ale nic konkretnego sie nie dzialo i powoli zaczynalam byc wkurzona, jak tak pieprzyl to mu docinalam że "a z kim bierzesz slub? ja nic nie wiem, zaprosiz mnie?" i w końcu po jakimś pół roku od tego sie zaręczyliśmy. Tłumaczyl sie, ż emusial mieć pewnośc, bo dla chłopa to jest cieżka decyzja tak sie rozstać z "wolnym" zyciem itd. Ale że już dawno wiedzial, że to JA ale musial jeszcze swoje odczekać. Wzięliśmy ślub będąc razem 5,5 roku, obcnie jesteśmy już rok po :) Nie wiem, skąd biorą się te Twoje wątpliwości, że TO NIE WYPALI. Nie Kochasz go? Gdybyś go kochała to nie wierze, że by ci takie myslenie tak łatwo przychodziło. to, że mieszkacie razem w sumie pewnie ma znaczenie, ale to jest tez kwestia, co do siebie czujecie. My nie mieszkaliśmy razme przed slubem i pomimo, że nie mieliśmy tej "próby" przed to teraz jest wspaniale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vuota
O, Sękata, między innymi na Twoja wypowiedź skrycie liczyłam. Dziekuję! Odpowiadając: kocham, kocham Go bardzo! Tylko też z drugiej strony nie chcę nalegać, wymuszać, męczyć Go o to...Sam ten tekst, że On nie jest pewny, totalnie mnie już zabił - bo sobie uświadomiłam, to od czego tak uciekałam, mianowicie, że On może mnie nie chcieć. Gdyby chciał już dawno zaczałby coś robić w kierunku Nas, to powinno wyjść także od Niego. Z zaręczyanmi to też jest w tym wypadku głupia sprawa - mieszkamy ze soba od maja, oświadczył się we wrzesniu...ale teraz sobie myślę, ze to mogła byc taka podswiadoma forma podziękowania, za to, ze zamieszkaliśmy u mnie (wiem że to trochę głupie, ale piszę szczerze jak ja to odbieram). Teraz zachowujemy się ponownie jak przyjaciele, on mnie przedstawia jako swoją dziewczynę i tyle. Pierścionka nie mam, nie noszę od dawna -nie zwraca na to uwagi.. Poza tym po tym wszystkim sama widze, że ja chwilami Go wręcz odpycham, nie czuje sie dobrze w jego ramionach; moze to dziwnie zabrzmi ale wydają mi się te wszystkie jego czułe gesty tak cholernie zakłamane :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale to chyba lepiej , że przed ślubem wiesz takie rzeczy. tak , czytałam to prawie jak moją historię. bylo cudnie, romantycznie. jak zamieszkaliśmy razem on przestał sie starać, dbać o siebie, myć się, myć zeby, zaczal puszczac baki, bekac :( jakby mnie nie szanował i nie kochał. rozczarowanie. wiesz, może po prostu idealna miłość nie istnieje? bo wszystkie kobiety są księżniczkami a faceci to tylko pachołki , parobki :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jufre
OMG czy to że bekamy przy sobie i zdarza nam się puszczać bąki oznacza że się nie kochamy??? ślub za mc ale ja chyba muszę to przemyśleć w takim razie..:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vuota
Generalnie to w takich kwestiach nie mamy problemów - czujemy się ze sobą komfortowo i swobodnie, nie utrudniamy sobie życia. Na innych płaszczyznach to wygląda to tak, ze raz ja gotuję raz on; sprzątamy - czasem razem całe mieszkanie, a chwilami też naprzemiennie - raz ja kuchnie, on łazienke itp... Jestem w stanie dla Niego zrobić wszystko, zrezygnowałam z wielu form aktywności od kiedy jesteśmy razem (jednocześnie kilkoma nowymi on mnie zaraził). Wiem, ze On też bardzo sie stara, dużo dla mnie robi... a jednoczesnie mnie nie chce :( Mam taki mętlik w głowie... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jufre
a może to nie jest tak że cię nie chce? może sama sobie tak wmówiłaś? możliwe że jest trochę rozczarowany i znudzony monotonią codziennego życia, też przez to przechodziliśmy...dajcie sobie trochę czasu, niech się wyprowadzi jeśli to ma pomóc w decyzji czego chce od życia i od ciebie.. Nie podejmuj pochopnie decyzji.Przede wszystkim szczera rozmowa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość calineczka123
Jakbym czytała o sobie :| Mam dokładnie to samo.. od kiedy zamieszkaliśmy razem nasz związek zmienił się o 180stopni i to niestety na gorsze... Tzn. niby nadal się dobrze dogadujemy, nie kłocimy się, dobrze rozdzielamy między siebie obowiązki domowe.. ale od pewnego czasu w ogole ze sobą nie rozmawiamy.. mam tu na myśli rozmowy na takie poważne tematy... Wygląda to mniej więcej tak, że wracamy do domu.. szybkie pytanie co tam było w pracy, kolacja, prysznic i do spania.. Nawet seks już coraz rzadziej.. Starałam się to jakoś urozmaicać.. tą rutynę.. Jakieś winko i film.. potem świeczki w sypialni.. ale nic z tego.. Po pewnym czasie zaczelo mnie to meczyc i juz się nie staram... Nie wiem co robić.. Nawet już nie myślę o ślubie, bo nie wiem czy chce tak dalej żyć ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vuota
Dzięki dziewczyny, myślałam że zostanę tu skopana, a zobaczyłam że nie jestem sama w takiej patowej sytuacji... Jufre - w zwiazku, w którym dwoje ludzi się kocha, na pewno nie mozna sobie czegoś tak strasznego i okrutnego wmówić, jesli nie ma ku temu przesłanek... Otwarcie tego nie powiedział - ale czasem czyny mówią więcej niż słowa. Spróbujemy pomieszkać osobno, zobaczymy co z tego będzie. Osobiście nie sądzę by krok w tył sprawił, że poźniej zrobimy dwa kroki w przód, ale spróbować trzeba... Bo może my już nie pamiętamy, czy osobno nam było inaczej/gorzej/lepiej... Bardzo dobrze Calineczka wyraziła to co myslę - taka totalna apatia mnie dopada jak myślę o tym, co będzie dalej... Przepraszam za chaos w moich wypowiedziach, wstałam dzisiaj o 5 rano i już powoli padam... Idę spać, do jutra!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bfbfbfbfbfbf
Ja tylko powiem tak, że nie masz żadnej gwarancji, że po ślubie nie byłoby tak samo. Monotonia, seks coraz rzadziej, brak starań, żeby coś zmienić... Bo po co? Jak już mamy ślub i razem do grobowej deski...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×