Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zmarnowane życie

zmarnowane życie - nie mam nic poza pracą, której nienawidzę

Polecane posty

Gość tez mam nie najlepiej
1. mam prace,której nie cierpie 2. nie mam faceta 3. nie mam znajomych 4. nie mam wlasnego mieszkania 5. mam 36 lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zatkało kakało

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko a nie możesz pogadać z szefem o urlopie? Tak, żebyś mogła wyjechać, odpocząć...myślę, że najlepsza byłaby długa podróż gdzieś bardzo daleko w miejsce zupełnie inne niż tam gdzie jesteś...Poznałabyś ludzi, przeanalizowała swoje życie jeszcze raz...kto wie, może do głowy wpadnie genialna myśl...albo ktoś Ci ją podsunie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
''zmarnowane życie - nie mam nic poza pracą, której nienawidzę'' kochanie mama ma racje to depresja... i powiem ci ze tabletki pomoga serio! mam nadzieje ze to przeczytasz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość POZORY MYLĄ
Też zmarnowałam sobie młodość:( - może ktoś chce pogadać na priv?? podaje maila panieneczka1@wp.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmarnowane życie
O dłuższym urlopie nie ma mowy - jest kryzys, po redukcji zatrudnienia zostały dwie osoby w dziale, obowiązków nam nie ubyło, za to poczucie odpowiedzialności wzrosło - wyleciały osoby z o wiele większym stażem, ja zostałam, bo ambitna, mądra, bo zawsze sobie poradzi. Wiem, że powinnam być wdzięczna, ale coraz częściej myślę, że gdyby mnei wtedy zwolnili, dostałabym odprawę i mogłabym chociaż dwa miesiące odpocząć i pomyśleć, co dalej. To zmienia sytuację. Nie mam swojego mieszkania ani samochodu, co ktoś wyżej zasugerował. Samochód jest służbowy, mieszkanie rodziców. Co mam zrobić? Złożyć wypowiedzenie i co???? Będzie mnie stać na utrzymanie się przez dwa może trzy miesiące. Dojazd bez samochodu jest prawie nierealny z miejsca gdzie mieszkam, na pewno nei do rodziców. Czy to źle, że analizuję? Nie sztuką jest rzucić wszystko, tylko trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co dalej. Naprawdę chciałabym wyjechać i zacząć jeszcze raz od początkuw nowym miejscu. Tylko jak? Gdzie? z kim? Zmiana pracy na taką z niższą pensja nei wchodzi w grę. Nie mam wysokiej teraz, mniej więcej tyle, ile pozwala mi się utrzymać, czasami kupić coś dla siebie albo do domu. Bez szaleństw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Więc użalaj się dalej nad sobą. Płacz, gryź paznokcie z rozpaczy i patrz jak życie ucieka ci przez palce. Powodzenia. :) Po jaką cholerę założyłaś topik? Dziewczyno ŻYCIE MASZ TYLKO JEDNO - i ono naprawdę jest w twoich rękach. A jak brak Ci przysłowiowych jaj to żyj tak dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wex znajdź se serio kogoś
kto cie porządnie wyseksi, bo chyba tego ci trzeba

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DO PIKOK
Skad wiesz ze ona nie ma jaj? Ja na przyklad cale zycie walcze o wszystko . I mam juz dosc. Popadam w wyuczona bezradnosc. Ciagle te klody pod nogi. Nie mam juz sil. Juz tyle lat walczylam, i ciezka praca, naprawde ciezka udaje mi sie osiagnac ochlapy zycia - pensje 1800 za ciezka harowe w nadgodzinach. W dodatku brak czasu zeby przejsc sie w poszukiwaniu czegos lepszego, bo na CV nikt niemal nie odpowiada, a jak odpowiada, to smiech na sali - chca mnie np. na staz, a ja jestem w Waszym wieku, mam 29 lat i pracuje od 5 :o A na kafe topic, ktory mnie doluje, o ludziach ktorzy nie maja co robic i nudza sie w pracy... ja nie mam czasu zjesc 2 sniadania, a jak ide do wc to musze sie streszczac!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jesteś pewna, że kasa to wszystko? A jakbyś w wieku ponad 40 lat straciła to no teraz pracujesz, to co? samobójstwo? Pomyślcie o sobie, o marzeniach i ich spełnianiu, bo życie jest krótkie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie rozumiem jednego... skoro nie zarabiasz kokosow, bo z tego co piszesz to nie dorobilas sie zbyt wiele - po jaka cholere jeszcze tam pracujesz??? Jesli tak bardzo tej pracy nienawidzisz, to zacznij szukac nowej, przeciez nie musisz sie od razu zwalniac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DO PIKOK
Oczywiscie NIGDZIE NIE POWIEDZIALAM ZE KASA TO WSZYSTKO. Nie moge urzeczywistnic Twych "madrych" rad, gdyz mam coreczke, ktora sama wychowuje. A bez kasy, jakbys nie wiedziala, zyc sie nie da. Jakbym stracila prace... chyba musialabym zostac prostytutka. Chyba zeby zdarzyl sie cud i w mgnieniu oka dostala inna propozycje. Ale cuda tylko w bajkach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaktuska
to zależy co dla kogo oznaczają "kokosy" :o dla mnie 1800 to b.dużo, a ciekawe ile zarabia autorka topiku? pewnie więcej. Ja zarabiam tyle,że większość z Was by za tą pensje palcem nie ruszyła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DO PIKOK
Do NIVI Kolejna idiotyczna rada. Naprawde nie potrafisz przeczytac 4 stron ZE ZROZUMIENIEM? Ta, ta, szukamy pracy. Powiedz mi jednak, jak skutecznie jej szukac, gdy jestes zajeta 6-22, chyba, ze masz urlop (i urlop ten juz wykorzystalas)? Nie ma czasu na chodzenie po firmach, na maile malo kto odpowiada... zreszta gdyby odpowiedzial... ciekawe, kiedy bym sie z nim spotkala. Wlasne dziecko widze, kiedy spie... cale szczescie ze sasiadka ma wlasne i za opieke nad dodatkowym maluchem nie bierze wiele... Tak, wiem, ze chwil ktore stracilam, z jego podrastania takze, nikt mi nie oddda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rozumiem Cie doskonale
O, widze, ze wiecej osob jest w tej sytuacji... Kaktusko, zgaduje, ze nie mieszkasz w jednym z najwiekszych miast Polski, nie masz zadnej osoby na utrzymaniu i czynszu w wysokosci 1 000 zl, nieprawdaz? W takich warunkach 1 800 zl to nie jest wiele. Chetnie podjelabym prace nawet za 1 000 zl, gdyby ktos zechcial utrzymac moja mame i gdybym za wynajem kawalerki (!!!) placila 300 zl, jak moj kolega jeszcze 2 miesiace temu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaktuska
tak to prawda, nie mieszkam w wielkim mieście, czynsze nie są tu tak wysokie. Nie mam własnej rodziny, męża ani dziecka,ale za to mieszkam z rodzicami,którzy są bez dochodu :( . Autorka nie pisze nic ,że musi kogoś utrzymywać, przynajmniej tak zrozumiałam. Zresztą pisze,że chciałaby gdzieś wyjechać itd. więc może się przeprowadzić do mniejszej miejscowości np. :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rozumiem Cie doskonale
Autorka boi sie ze nie ma doswiadczenia w niczym poza tym, czego nie znosi i ze jesli rzuci prace, nie znajdzie nowej w ciagu 3 miesiecy, a na dluzej nie starczy oszczednosci. Poza tym wspominala cos o jakichs tajemniczych zobowiazaniach... Ech, podczas kiedy tu z Wami pisze, wyslalam juz 5 CV-ek... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do : DO PIKOK -- to jakiej rady autorka niby oczekuje? Mamy jej pisac zeby nadal tkwila w tym bagnie??? Przeciez ona wyraznie pisze, ze nienawidzi swojej pracy i czuje, ze marnuje zycie... Wiec zanim zaczniesz sie madrzyc, przemysl to sobie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kaktuska
rozumiem obawy. Ale może ma jej kto pomóc? rodzice np.? tak mi się wydaje,że autorka chyba boi się utraty pozycji jaką ma teraz, no i nie wyobraża sobie życia na skromniejszym poziomie. Nie rozumiem też tego dlaczego brnęła w tego typu prace skoro wiedziała,że to nie dla niej, zamiast szukać czegoś bardziej odpowiedniego wcześniej. Chyba,że szukała ale się nie udało? W każdym razie myślę,że musi się zastanowić czego naprawdę chce i co dla niej ważne. Ma inne zainteresowania, wykształcenie, jest inteligentna, potrafi sobie radzić itd. więc ma duże szanse. I może wizyta u jakiegoś specjalisty by pomogła, może to rzeczywiście jakaś depresja czy załamanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Skarbik
Hej Zmarnowane życie- jak taka miła i inteligentna osoba może tak o sobie źle mówić no jak..............ja też mam pracę nie do pozazdroszczenia ale widze światełko w tunelu:) że sie to zmnieni ogarnij sie kobietko i zacznij od siebie idź gdzieś do ludzi masz znajomych w pracy niech ciebie wprowadza raz i drugi i odzyskasz wiare w siebie..........co Ty z tą pracą tak smędzisz jest po to żebyś miała pieniądze na życie szukaj celu w załozeniu rodziny....trzymam kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja nie mam nawet
pracy - i jakoś nie uważam żeby moje życie miało się skończyc bo nie uczestniczę w wyścigu szczurów, faceta też nie mam - i jakoś nie mam myśli samobójczych z tego powodu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmarnowane życie
To nie chodzi o obawę przed utratą pozycji. Nie mam jakiejś niewiadomo jakiej pozycji, jak na to miasto dość przeciętną. Ok, negocjuję duże umowy, rozmawiam z ludźmi na stanowiskach, ale nie jest to wyznacznik mojej pozycji, po prostu praca. Ok, zarabiam więcej niż 1800, ale mam ponad 1000 PLN opłat za samo mieszkanie, sporo dodatkowych stałych kosztów typu na przykład terapia, która miała być krokiem do zrobienia papierów terapeuty kidyś, a teraz jest jakimś ostatnim głosem nadziei na ratowanie siebie. Dochodzi codzienne życie, jedzenie, ubrania, itd. często jedzenie w knajpach albo na wynos, bo nie zawsze mam czas zrobić zakupy albo siłę, żeby cokolwiek sobie zrobić i zabrać do pracy. Ok, żyję na w miarę dobrym poziomie, mam lekkiego bzika na punkcie tego, co jem (albo raczej nie jem), nadal nie do końca urządzone mieszkanie, więc często dokupuję coś do niego. Wbrew pozorom niewiele mi z pensji zostaje. Jeśli rzuciłabym pracę, musiałabym kupić samochód i nadal utrzymywać mieszkanie. Nie chcę pomocy od rodziców, i tak już bardzo mi pomogli. Dlaczego dałam się wkręcić w tą pracę. Prozaiczne, miałam dosyć ciężkie studia z dużą ilością zajęć, do tego pracowałam prawie od początku dorywczo, głównie w domu pisząc, robiąc tłumaczenia, korekty, itd. Do tego różne wolontariaty, bo lubię, bo chciałam, itp. Jakieś staże, bo miałam sporo zajęć prowadzonych przez osoby, które były praktykami, np. pracowały w prasie i większość z nich na koniec proponowała mi staże albo coś podobnego. Z niektórych propozycji skorzystałam, innych do dzisiaj żałuję. Ale mimo takich propozycji wtedy nie zdecydowałam się na stałą pracę. W ostatnim semestrze zrezygnowałam praktycznie ze wszystkich zajęć dodatkowych, bo chciałam obronić pracę w terminie, a miałam koszmarny temat, bardzo skomplikowane badania, itp. Kiedy skończyłam wpadłam w przerażenie, że nie znajdę pracy, bo coraz więcej mówiło się o problemach absolwentów. Nie byłam też pewna, co chcę robić. Dostałąm propozycję płatnego stażu w firmie, gdzie miałam zajmować się w charakterze asystentki obsługą klientów. Nie dałam sobie czasu na szukanie i po tygodniu od obrony zaczęłam ten staż z zamiarem pracowania 3 miesiące i szukania w tym czasie czegoś innego. Po 2 miesiącach dostałam propozycję pracy jako specjalista. Trafiłam tam na niesamowitych ludzi, którzy wszyscy zaczynali pracę w podobny sposób, atmosfera była niesamowita, praca dawała mi satysfakcję, bo uczyłam się czegoś nowego, z ludźmi z pracy łączyła mnie przyjaźń, spędzaliśmy razem także czas wolny, wszyscy walczyliśmy o sprawy firmy tak, jakby była to nasza własna działalność, a przy tym mimo stresu i nadmiaru obowiązków super się bawiliśmy. Potrafiłam siedzieć w pracy do 3 w nocy, a później jeszcze przegadać czas do rana nad kubkiem herbaty, były wyjazdy, imprezy co weekend. Coś, czego nigdy nie da się powtórzyć. Do tego obsługiwałam firmy, które wcześniej znałam tylko z gazet, poznałam masę fajnych osób na wysokich stanowiskach. Po jakimś czasie jednak poczułam, ze to nie jest to, co chcę robić, że muszę spróbować czegoś innego, że jestem wykorzystywana (zaangażowanie nieadekwatne do zarobków). Odeszłam do innej firmy zaczynając od zera - stanowisko asystenckie. Po paru tygodniach wariowałam, nagle z osoby, która rozmawiała z prezesami firm zamieniłam się w osobę, która ma przekładać papiery, robić notatki ze spotkań i zamawiać kanapki. Nie dałam rady. Były szef dzwonił, żebym wracała, więc wróciłam, już na stanowisku managera zajmującego się obsługą najważniejszych klientów firmy. Dodatkowo dostałam cały marketing firmy. Wtedy znowu było siedzenie po nocach, ale czułam, że robię, to co chcę - duże projekty, kontakty z agencjami, kreatywność, pisanie, wszystko to, co chciałam. Z czasem jednak zaczęło być gorzej, obowiązków przybywało, nie byłam w stanie czasowo godzić tych dwóch rzeczy. Zmienił się zarząd i nowy szef postanowił dołożyć mi jeszcze zarządzanie zespołem asystentów, koordynacje paru innych projektów, itp. Firma się rozrosła, a atmosfera się zepsuła, część osób odeszła, inni z tej starej ekipy czuli się coraz bardziej wykorzystywani i sfrustrowani tak jak ja. Do tego doszły różne niesnaski prywatne, jakieś historie na pograniczu romansów, plotki itd., okazało się, że nie zawsze da się godzić przyjaźń z pracą. Dlatego poszłam na jedną z rozmów zaproponowanych przez agencję HR, które do mnie wydzwaniały. Zaproponowano mi kierowanie nowym dużym projektem w fajnej firmie. Nie przemyślałam tego do końca, trochę się zachłysnęłam propozycją, trochę chciałam uciec jak najszybciej z tamtej firmy, marketingu już wtedy nie miałam, coraz bardziej mnie wszystko frustrowało. Po paru miesiącach okazało się, że z przyczyn niezależnych ode mnie mój projekt nie ruszy, ale ja co chwilę wynajdywałam sobie coś nowego, przeorganizowałam wiele kluczowych elementów działania firmy, znalazłam oszczędności, pewnie dlatego kiedy parę miesięcy później były zwolnienia, poleciały osoby bardziej doświadczone i z dłuższym stażem, a mnie zostawiono. Ale mój projekt został już oficjalnie zamknięty, a ja dostałam nowe obowiązki. Bardzo zbliżone do tej pierwszej pracy, typowo handlowe. Najpierw chciałam udowodnić sobie i wszystkim wokól, że sobie poradzę. Udowodniłam. Teraz już nei chcę udowadniać niczego więcej, po prostu nei chcę tego robić, wiedziałam o tym już po paru miesiącach pierwszej pracy, tylko wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło i jestem tu gdzie jestem i nie wiem, co robić. Ot i cała historia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość PaulinaPaulinaPaulina
Ja ciagle uważam że to głównie chodzi o brak tej drugiej połówki. Naprawde zachęcam Cie do skorzystania z portali randkowych w internecie bądz z biura matrymonialnego Wiesz, kiedys też byłam na takim zyciowym zaręcie, nic już nie chciałam, totalnie nic, tylko wrócic do domu i położyć sie do łóżka. Nie wierzyłam już że kiedykolwiek spotka mnie w życiu cos radosnego. Już w to nie wierzyłam. Do wszystkiego sie zmuszałam...i dobrze zrobiłam, bo nagle moje życie wywróciło sie do góry nogami, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. I z Toba też tak będzie, tylko trzeba samemu dac sobie szanse. Jeśli nie masz ochoty i siły i czujesz że sie do wszystkiego zmuszasz, to tak jak ktos już tutaj poradził, powiedz o tym psychologowi i popros o przepisanie lekarstw, po nich poczujesz sie lepiej, a potem bedziesz miała siły na to żeby stawiac kolejne kroki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość warszawski krawężnik
zmarnowane życie:tez jestem z Wawy i mam tak samo jak Ty:nienawidzę swojej pracy,nie mam znajomych,nie wyobrażam sobie dalszego życia,nie po to się uczę jezyków żeby do końca życia być krawęznikiem:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to smutne.............
wypalenie zaawodowe spowodowane proznoscia pracy w korporacjach,wyscig szczurow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Enderecki
Piszesz, że nie pochodzisz z patologicznej rodziny. Ja również nie. Opisałaś też pokrótce swoją "zawodową" hostorię. W sumie podobna do mojej, trochę chyba ciekawsza, ale podobna. Wiesz co, wydajesz mi się odbiciem, wyostrzonym wprawdzie, ale jednak odbiciem, tego co dzieje się ostatnio ze mną. Nie wiem jeszcze, dokąd zmierzam, nie potrafię przewidzieć co się stanie. Nie ma zdań typu "wszystko będzie dobrze", lub "tak będzie już zawsze". Jest, w sumie, dosyć pusto. Poszedłem na terapię. Odkrywam zupełnie niezwykłe rzeczy. Również o tym, jak wieki ciężar wyniesiony z mojej 'niepatologicznej' rodziny dźwigam. Może się go pozbędę, może tylko będę mógł go nazwać. Idę dalej, bo jestem ciekawy. Nie miałem pojęcia, o setce spraw, które pokazuje mi terapeutka. Wiedz, że miałem siebie, poniekąd nadal tak o sobie myślę, za bardzo uważnego i samoświadomego człowieka. Ot zaskoczenie. Chyba ważnym jest, by trafić na dobrego psychologa. Pozdrawiam, trzymając się ciekawości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zmarnowane życie
Niestety, żaden terapeuta nie pomoze, jeśli nie ma się juz wiary... Ja tez widzę coraz wyrazniej ile zlego zrobila moja' "niepatologiczna rodzina", ile mnie zniszczyła, ile muszę dźwigać. Tylko ja nie mam już siły się zmuszać i próbować sobie z tym radzić. Nie mam siły, motywacji. Nie chcę faceta Paulina. Z jednej strony tak, chcę normalny, fajny związek, ale to ja sprzed kilku meisięcy. Dzisiaj nei mam siły nawet rozmawiać. Odcięłam się od reszty znajomych, którzy zostali. Chcę zniknąć na wlasnej kanapie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xskmkmxskms
czemu nie widać postów z 2010 roku? jak ten temat znalazł sie na tapecie skoro ostatni post jest z 2009?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość arbeit mach spass
fajnie, ze ktos odkopał ten temat. Rok temu się w nim wypowiadałam i od tego czasu zdarzało się, że się zastanawiałam czasami co dzieje się z autorką, bo ma takie życie jak ja:( Fajnie by bylo jakby tutaj znowu wpadla i napisała czy coś sie zmieniło, bo u mnie nie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×