Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość emre

Człowiek jest odpowiedzialny za uczucia, które wzbudza w innych

Polecane posty

Gość odpowiedzialny
...cd... W nowej pracy częste kilkudniowe wyjazdy gdzieś w Polskę. Zawsze zespołem. Jakieś knajpy, hotele, czasem wieczorem jakaś mała wódeczka. Rozmowy o tych małych i tych trochę większych problemach innych. (Wszyscy pozostali mieli ustabilizowane tzw życie rodzinne, żony, dzieci...) Jednym słowem integrowanie się z nowym środowiskiem. Praca rzeczywiście ciekawa, "zagospadarowywująca" (ale słowo) jego wolny czas. Coraz rzadsze telefony: - Co u Ciebie? - W porządku. A u Ciebie? - Super. No to cześć. - Cześć. Kiedyś nie wytrzymał i wybrał się do NIEJ. Kupił po drodze jakieś ciastka i pierwsze słowa jakie wypowiedział kiedy otworzyła mu drzwi brzmiały: Cześć, zrób jakąś kawę! I w tym momencie zobaczył pana X. Siedział przy stole (pustym stole) w głebi jej malutkiego pokoiku; CHŁOPAK usiadł (a właściwie osunął się) na wersalkę stojącą tuż przy drzwiach. Żadnej prezentacji tylko jej słowa: już robię.... i wyjście do kuchni. Zostali sami... Ileż to razy wcześniej CHŁOPAK myślał o tym, żeby mu obić mordę..... Bronił się bardzo przed takimi myślami bo chociaż był "naiwnym romantykiem" to nie był idiotą i wiedział, że nie jest to żadne rozwiązanie, że takim zachowaniem mógł zrobić krzywdę JEJ a przez to i sobie. Ale nigdy wcześniej nie znalazł się z panem X. tak "oko w oko". I nagle usłyszał jakiś nieznany sobie głos: - niech Pan da JEJ spokój - (nie, nie było nikogo innego w pokoju, ten głos był jego głosem!!!). I odpowiedź: - to nie Pańska sprawa. I teraz już mógł mu dać w tą parszywą mordę.... CHŁOPAK podniósł się z wersalki, ruszył.... ku drzwiom i usłyszał tylko ten swój, ale jakby obcy głos: A właśnie, że moja!!! Rzucił tylko dziewczynie wychodzącej z kuchni z kawą: cześć, muszę już iść. I zamknął za sobą drzwi... Na ulicy wyrzucił do kosza jakiś pakunek, który wyraźnie mu przeszkadzał. Ach to przecież były te ciastka, których ani na moment nie wypuścił z rąk....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
...cd... Burza myśli... Okłamała go. Przecież mówiła, że ten Pan nie ma wstępu do JEJ domu. I powolne przytomnienie.... Przecież to było dawno.... Teraz już najwyraźniej miał... I wracająca świadomość: ten facet jednak ma rację, to co było między panem X. a NIĄ to nie była jego sprawa. Przecież CHŁOPAK nie chciał już być tym "naiwnym romantykiem", wracał do realnego świata. Musiał zacząć żyć "prawdziwym życiem". Ten incydent nie mógł przecież zburzyć rozpoczętej budowy jego nowego życia - życia bez niej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
...cd... W pracy wszystko OK, poznawał coraz więcej ludzi. Zaczął dostrzegać dziewczyny. Z jedną nawet dobrze mu się rozmawiało, miała w sobie to coś; kiedyś jakieś takie wspólne wyjście z pracy zakończyło się sympatycznym spacerem. Zaprosił ją na kawę, przyjęła zaproszenie. Było nie mniej sympatycznie niż na spacerze. Kiedyś wyskoczyli wspólnie do jakichś jej znajomych.... Chciał i nie potrafił tego kontynuować.... To byłoby nieuczciwe, "nie rozprawił" się przecież jeszcze ze swoimi emocjami. Musiał być pewien, że "tamto" umarło. Mijały 3 miesiące od jego wizyty w JEJ rodzinnym domu. Zbyt często o tym myślał. Chciał się z NIĄ spotkać, żeby... ( no właśnie, żeby co?, żeby się przekonać, że już tak bardzo mu na NIEJ nie zależy, że spotkanie z nią nie będzie już okupione emocjami tak silnymi jak to było do tej pory). Miał świadomość, że nie może już składać jej niezapowiedzianych wizyt. Zadzwonił: - Co u Ciebie? - W porządku. A u Ciebie? - Super. Mogę wpaść? - Ale nie dziś, idę do kina z ... (to ta JEJ przyjaciólka, którą znał najlepiej). - Pójdę z Wami. - Jak chcesz. Chciał.... i poszli. A po kinie przyjaciólka zaprosiła ich do siebie. Pooglądali nowe rzeczy w jej nowym domu. I kiedy już siedzieli przy kawie ONA powiedziała, też będę w końcu miała swój dom. CHŁOPAK na to: chcesz powiedzieć mieszkanie. Nie, mówię dom. Nie masz pojęcia co to znaczy przez tyle lat żyć tak jak ja. Bursa, akademik teraz to co znasz. BĘDĘ MIAŁA SWÓJ DOM. Nie prawda, będziesz miała tylko mieszkanie, "dom" to dużo więcej... ...dom... ...mieszkanie.. Przyjaciółka, widząc jak CHŁOPAK się zacietrzewia, zwróciła się do niego słowami: tak, tak masz rację, dom to coś więcej... ONA była uparta: - będę miała dom. I CHŁOPAK kolejny raz nie wytrzymał: A w tym domu kto będzie na Ciebie czekał? Czy ten chłopak, który wsadza Cię do pociągu nad morze i któremu obiecujesz, że za kilka dni wrócisz, czy ten Pan z którym lądujesz w górach? Cisza.....długa cisza.... Przerywa ją głos przyjaciólki: O kurczę!, a ja myślałam, że jesteście tylko kolegami. ONA wstaje i wychodzi.... Oni jeszcze chwilę siedzą bez żadnego słowa, bez żadnego ruchu... CHŁOPAK powoli się uspokaja, na pewno nie tak sobie wyobrażał to ich rozstanie. Ale może tak będzie lepiej, tzn skuteczniej.... Gdy podniósł się z fotela usłyszał od przyjaciólki pytanie: może chcesz porozmawiać? Nie, nie, i jeszcze raz nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
odpowiedzialny: hmmn coraz bardziej ciekawe... Czekam na dalszą część. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość trochę nieśmiałoteź czekam
;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Kilkanaście dni po tym wydarzeniu zjawiłem się u niego. Chciałem go prosić aby został świadkiem na moim ślubie. Przez ostatnie dwa lata widywaliśmy się tylko przelotnie…. Poznaliśmy się 12 lat wcześniej, z czasem zaprzyjaźniliśmy… Chociaż bardzo się od siebie różniliśmy, poznając się coraz lepiej, zaczęliśmy dostrzegać pewne wspólne cechy, które wyróżniały nas od innych kolegów z klasy. Jedną z nich było to co dzisiaj nazywa się asertywnością. Może czuliśmy się dojrzalsi od innych…..? Patrzyliśmy z pewnym pobłażaniem na kolegów, którzy zaliczali (cokolwiek by to miało znaczyć) kolejne panienki. Chyba obaj czekaliśmy na tę jedną, prawdziwą, taką na całe życie…. (chociaż równocześnie byliśmy w centrum wszystkich wydarzeń zarówno klasowych, jak i tych pozaklasowych- prywatki, wycieczki, itp…). Często byliśmy również ich inicjatorami. Nasze zainteresowanie dziewczynami określaliśmy krótko: JAK PIER…LIĆ TO TYLKO KRÓLEWNĘ. – tak prezentowaliśmy naszą romantyczną postawę językiem prostym, zrozumiałym dla innych kolegów. Nie znaczy to wcale, że stroniliśmy od dziewczyn, „nic nam przecież nie brakowało”, bywały więc i dziewczyny, ale rzadko i na krótko. „To nie było TO”. Chociaż rozpoczęliśmy studia na tej samej uczelni to na innych wydziałach. Nowe kontakty, nowi znajomi, coraz mniej czasu….. Ale wraz ze zbliżaniem się wakacji rosła intensywność naszych spotkań. Organizowaliśmy grupę na wypad „gdzieś w Polskę”. Kiedy byliśmy na trzecim roku zacząłem go widywać z pewną dziewczyną. Gdy zbliżały się wakacje, napomknąłem coś o wspólnym wyjeździe, ale on nie był zainteresowany. Zapytałem go o tę dziewczynę: Czy to jest TO?. Odpowiedział:- Stary, aż boję się mówić głośno: KRÓLEWNA!!!. Widywałem ich razem jeszcze po wakacjach. Spotkaliśmy się przed końcem roku, zaproponowałem jakiegoś wspólnego Sylwestra, niestety mieli już jakieś inne plany. Wtedy też powiedział mi, że od nowego roku zaczyna pracę….. Nasze kontakty praktycznie zamarły; ale czasem widywaliśmy się gdzieś w przelocie; czasem widziałem go w okolicach naszych domów (mieszkaliśmy blisko siebie) ale nigdy więcej nie zobaczyłem już KRÓLEWNY, nie widziałem też żadnej innej dziewczyny. Minęły ponad dwa lata kiedy wpadliśmy na siebie. Ale nie dało się rozmawiać. Był pijany „w trzy dupy”. Nigdy go takiego nie znałem. I było jeszcze wiele takich spotkań, zapraszałem go do siebie; obiecywał, że wpadnie ale nie pojawiał się. Aż kiedyś się pojawił… Był trzeźwy… - Kawa?, herbata? - Mocna herbata. Jak masz cytrynę, to dużo cytryny.. Nie miałem… - Może być bez, byle była mocna. - …. - …. - Wiesz stary, zagubiłem się… -… -… Przerwałem ciszę. - To jednak nie była KRÓLEWNA? - Nie, nie, to ja spieprzyłem… -…. - zdradziłem ją… Byliśmy na koncercie (nazwa grupy o światowej sławie, goszczącej wówczas w Polsce)- to było niewiele ponad miesiąc od czasu kiedy rozpoczął pracę. Kiedy pod koniec zaczęli grać ten swój hicior, od słuchania którego chodzą ciary (czy jakby dzisiał się powiedziało za Chylińską – suty stają), nagle wyobraziłem sobie, że obok mnie siedzi TAMTA, i że to TAMTĄ trzymam za rękę. Nie potrafiłem już po tym spojrzeć jej w oczy. Bez słowa wyjaśnienia przestałem się do niej odzywać, spotykać, odpowiadać na jej telefony… -Kim jest TAMTA? – zapytałem. I opowiedział mi …. Dzisiaj po dwóch latach, praktycznie bez żadnego kontaktu, zanim zdołałem przedstawić cel swojej wizyty, znów opowiadał.... Chciał rozmawiać; tak, tak i jeszcze raz tak!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
I mówił...... Wiesz stary, zdałem sobie nagle sprawę jakim byłem egoistą. I to z kategorii tych najgorszych. Tych co to żądają od innych by żyli tak jak oni chcą. Dlaczego uzurpowałem sobie prawo do takiej prawdziwej, bezwarunkowej miłości, kiedy się kocha za to, że ktoś jest a nie za to jaki jest? Dlaczego sam tak kochając odmawiałem JEJ prawa do takiej właśnie miłości? Dzisiaj dotarło do mnie, że przecież ONA kocha tamtego faceta, że ja, zaślepiony, dopatrywałem się ciągle w JEJ zachowaniu, JEJ gestach rzeczy, myśli czy intencji których nie było. Nie, ONA niczego nie musiała wybierać; takiego wyboru dokonała już dawno i nie szukała niczego innego. Może szukała przyjaźni? Naiwnie wierzyła w to, że ktoś, kto ją kocha może przystać na JEJ propozycję: nie mogę Ci ofiarować swojej miłości, ale chcę Ci ofiarować swoją przyjaźń. Dlaczego nie chcesz jej przyjąć? Dlaczego, kochając mnie, tak mnie ranisz? Muszę zniknąć z JEJ życia!!! Ale co jeśli się mylę? Nie, nie mogę się mylić; przecież gdyby ONA przeżywała jakieś tego typu rozterki to wiedziałaby przecież coś o tym jej najbliższa przyjaciółka, a przecież była całkowicie zaskoczona tą awanturą, tą „sceną zazdrości”. Nie, nie mam już żadnych wątpliwości. Powiem Ci jeszcze coś, co się wydarzyło po tym ostatnim spotkaniu. Kilka dni temu pojechałem pod jej dom, ale nie miałem odwagi wejść, zawróciłem. I tak się przymierzałem 3 razy. Kiedy przedwczoraj podjeżdżałem, zobaczyłem pana X. Stał przy otwartych drzwiach samochodu. Za chwilę z klatki wyszła ONA razem z przyjaciółką, wsiadły do samochodu i ruszyli...... I uświadomiłem sobie jeszcze jedną rzecz. ONA tak upierała się przy słowie „dom”. Może już pan X. wziął rozwód, może właśnie wili „swoje wspólne gniazdko”. A równocześnie obecność u ich boku przyjaciółki musiała oznaczać wprowadzenie jej do ich świata. Pokazania jak się myliła, sądząc, że ONA coś ważnego przed nią zataiła. TAK, TO JUŻ KONIEC… Ale, ale – co u Ciebie? Dawno się nie widzieliśmy a ja Ci pieprzę takie głupoty. Opowiadaj!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Kiedy zjawiliśmy się u niego z wydrukowanym już zaproszeniem, sypnąłem coś typu: zaproszenie obejmuje również osobę towarzysząca. - Nie, nie. Liczcie tylko jedną osobę. - Ale przecież to jeszcze ponad dwa miesiące, rezerwujemy dwa miejsca. - Nie, nie. Nie będzie żadnej osoby towarzyszącej. Na weselu bawił się doskonale, bez alkoholu. Ale dosyć szybko podziękował i kiedy go odprowadzałem do wyjścia zapytałem: - Wiesz coś o NIEJ? - Nie, nie mamy żadnego kontaktu....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Trzy miesiące później zadzwoniłem, zapraszając go na "parapetówkę". Chętnie przyjął zaproszenie i zapytał mnie czy może przyjść z osobą towarzyszącą. Byłem tak zaskoczony, że nie mogłem ukryć radości: ależ tak, jak najbardziej!!! I pojawili się. Kobieta była doskonała, no gwiazda filmowa; znakomicie ubrana; super pachnąca; elokwentna - rozbiła nam całą imprezę - obecnych panów przestało interesować cokolwiek innego, wyraźnie tokowali a panie siedziały naburmuszone. Może byłem zbyt trzeźwy, ale coś mi nie pasowało, z tą jej doskonałością - chyba wiek, chyba jednak była zbyt dojrzała jak na resztę towarzystwa. I wyluzowany przyjaciel. Nie, na pewno nie był sobą, znaliśmy się tyle lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Jakiś miesiąc później spotkałem go w okolicach jego domu. Zaprosił mnie do siebie. Podziękowałem, spieszyłem się do domu, zbliżały się Święta i zaczynała się ta nerwówka ze sprzątaniem i przygotowywaniem Świąt. On nalegał; było w nim coś czego dawno u niego nie widziałem i .... uległem. Zadzwoniłem tylko do żony uprzedzając ją, że w związku z tym spotkaniem godzina mojego powrotu do domu jest nie do przewidzenia. - Napijesz się wina? - Nie, dzięki. - To naleję po lampce. Jest wyśmienite! – zignorował moją odpowiedź. I zaczął opowiadać....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam:):) Ale mam zaleglości;( odpowiedzialny- a czy możesz w wielkim skrócie napisać co było od momentu kiedy chłopak zmienił pracę;):) rany bosklie aleś się rozpisał:):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Poznałem ją trzy miesiące temu. Na firmowym wyjeździe integracyjnym. Od razu zwróciłem na nią uwagę, była jak „perła wśród wieprzy” (tu zaśmiał się w taki filuterny sposób jak za dawnych lat). (Takiego naturalnego luzu w jego zachowaniu brakowało mi przez ostatnie lata naszych kontaktów. To był ten stary druh. Tak, miło widzieć go znowu sobą). Ośmielony tym „klimatem” (chyba jeszcze nie winem ???) zadałem pytanie, które od czasu ich wizyty dręczyło mnie: ile ona ma lat? Nie wiem – odpowiedział w jak najbardziej naturalny sposób, ale od razu dodał: z pewnych faktów z jej życia, które znam od niej, wnioskuję, że gdzieś tak między 35 a 41 (my mieliśmy wtedy 27).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
I opowiadał dalej….. I zaczęło się od razu ostro…Towarzystwo było nieźle już zintegrowane. To ja byłem ten nowy, pracowałem z nimi dopiero pół roku. Ale nikt nie był specjalnie zainteresowany integrowaniem się akurat właśnie ze mną. Ja też (może trochę z powodu tego iż przyjechałem samochodem) nie rzuciłem się w wir imprezy. Ona, po wylewnym powitaniu (między innymi z kolegą z mojego zespołu), też jakoś tak z boku, obserwowała rozkręcającą się ostro imprezę. Zapytałem kolegę: kto to jest? – To żona L. – odpowiedział. – Powiedziałbym, że raczej córka – odpowiedziałem. Nie bardzo znałem L. ale kojarzyłem, że jest to taki stary (może przez te całkiem siwe włosy) facet. Kolega, złapany w przelocie (między kolejnymi flaszkami) odpowiedział tylko: to stara dupa jest; tylko dobrze utrzymana. Zaczęliśmy rozmawiać; fajnie się gadało… Przenieśliśmy się do jednego z domków, bo zrobiło się chłodno a nie grzał nas (tak jak innych) alkohol. Tak jakoś naturalnie zaczęliśmy zwracać się do siebie po imieniu. I gawędzliśmy na różne tematy. Kiedy powiedziała mi, że ich syn rozpoczął w tym roku naukę w szkole średniej i że ma pewne problemy z jednym z przedmiotów ścisłych odpowiedziałem, że dla wielu młodych ludzi jest to trudny okres ale często wystarczy kilkanaście godzin korepetycji, żeby się odnaleźli. (Wiedziałem o czym mówił jej mój przyjaciel; przecież przez wiele lat korepetycje były jedynym źródłem naszych dochodów). Odpowiedziała szybko (jakby zawstydzona): nie, nie, aż tak źle to nie jest….

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
…i opowiadał... Kilka dni później zjawił się w naszym pokoju L. - Żona mówiła mi, że mógłby Pan pomóc naszemu synowi – zaskoczył mnie tym stwierdzeniem. - Nie, ja nie, nie mam czasu…. Nalegał; do rozmowy włączył się wspomniany wcześniej kolega… Uległem. – Mogę porozmawiać z dzieciakiem, zobaczymy czego mu brakuje i ewentualnie, jeżeli będzie taka potrzeba, spróbuję znaleźć kogoś…. Kiedy? – zapytał L. Może być nawet dzisiaj…. Podał mi adres, ustaliliśmy godzinę… Zjawiłem się w ich domu o umówionej porze…. Spędziłem jakąś godzinę z chłopakiem. Nie był głupi, ale jak chyba każdy (patrząc z naszej perspektywy) miał pewne luki… Powiedziałem o tym jego rodzicom i chciałem się pożegnać… Nie, nie wychodź jeszcze – to ona – zjemy razem kolację… Próbowałem się opierać… -Ale jest już przygotowana-to ona… - Nie, nie, dziękuję – ja… -No nie możesz odmówić mojej żonie – ni z tego nio z owego L. zwrócił się do mnie po imieniu… Dalszy opór nie miał sensu…. Weszliśmy do salonu; a tam... zastawiony duży stół, świece, „bajery, rowery”. Czułem się dziwnie… Po kolacji, żegnając się powiedziałem tylko: spróbuję znaleźć kogoś odpowiedniego….

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
...i kontynuował… Następnego dnia zadzwoniła (skąd znała telefon? ach, to pewnie P.-ten kolega z zespołu). - Musisz mu pomóc - to było żądanie, nie prośba. - Daj mi trochę czasu, znajdę kogoś… - Nie, to musisz być TY, zdobyłeś jego zaufanie. - .... - Kiedy przyjdziesz? - Ja nie mam czasu, ale jeszcze dziś z kimś porozmawiam; myślę, że się zgodzi. Gwarantuję Ci, że jest lepszy ode mnie… Koniec rozmowy…. Następnego dnia znów zjawia się L. - Proszę, niech Pan poda warunki – znów jesteśmy na PAN. - Musisz pomóc dzieciakowi – wspiera go P. OK. – znów ulegam. - Ile Pan chce za godzinę? - pyta przytomnie L. - Nie, nie chcę żadnych pieniędzy, udzielę mu kilku lekcji, myślę że to wystarczy. - No nie, na to nie mogę się zgodzić- to L. - Tylko na moich warunkach- to ja. - OK., porozmawiamy później – to znów L., To przyjdzie Pan Dzisiaj? - Przyjdę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No ładnie tak się zaczytałam, że aż się nie przywitałam. Witajcie Predatorko :) i odpowiedzialny :) Predatorko poczytaj sobie całość, bo to sama przyjemność :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
... kontynuował... I wieczorem zdecydowanie podziękowałem za kolację, jej namowy przerwał L. mówiąc: przecież słyszysz, że już jest spóźniony. Następnego dnia znów przyszedł do mnie rano mówiąc, że zorientował się jakie są aktualnie stawki i chce abym dalej przychodził do jego syna. Proponuję Panu (tu podał oczywiście górną granicę zakresu). Nie mogłem (nie chciałem?) się już dłużej upierać (dodałem tylko na wszelki wypadek: ale bez kolacji!-uśmiechnął się lekko). Ustaliśmy stałe dni (dwa razy w tygodniu) i godziny. Wieczorem zadzwoniła M. aby mi podziękować. Minęły dwa tygodnie, kiedy znów zadzwoniła, mówiąc, że koniecznie musimy porozmawiać i żebym najlepiej przyjechał od razu. Właściwie to nie miałem nic do roboty więc się zgodziłem. Była sama. Zapytałem o "chłopaków". - Pojechali do P., do teściowej odpowiedziała naturalnie, zapraszając mnie do salonu. A w salonie??? -zastawiony na dwie osoby stół.... Kiedy zatrzymałem się w progu osłupiały, powiedziała równie naturalnie jak poprzednio, otwórz wino wręczając mi korkociąg....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
…i opowiadał… Byłem skonsternowany. -Jestem samochodem..... -Lampka wina Ci nie zaszkodzi, zaraz podam kolację. -Nie, nie, dziękuję, przed chwilą zjadłem obiad.... -OK., to zjemy trochę później. No nie stój tak, wejdź – powiedziała siadając na kanapie. Wskazała miejsce obok siebie – siadaj! -Nie, nie, lepiej będzie jak sobie pójdę.... -Co ty taki dziki jesteś? -A twój mąż? -Co mąż??? -No w każdej chwili może wrócić.... -Przecież mówiłam ci, że pojechał do P. -Ale przecież z P. jest niecała godzina jazdy.... Wzięła telefon, wybrała numer i usłyszałem: - Chłopcy już dojechali? Przepraszam, że nie mogłam przyjechać. To trzymaj się! Pa! I do mnie: - nie wyruszą wcześniej niż za dwie godziny; mają tam coś do zrobienia.... I usiadłem... i wzięła mnie za rękę.... i gwałtownie wstałem wyrywając rękę.... i ruszyłem do drzwi ... Długo myślałem o tym jak się pomyliłem odbierając ją jako sympatyczną, wrażliwą, delikatną osóbkę.... Dzisiaj zobaczyłem wyrafinowaną, bezwzględną, zimną (niedopieszczoną???) panią przeżywającą zapewne jakiś małżeński kryzys. Następnego dnia poszedłem do L. Przepraszam, ale przeceniłem swoje możliwości czasowe; niestety nie mogę dłużej udzielać korepetycji Pańskiemu synowi. Mógłbym co prawda znaleźć kogoś na swoje miejsce ale wydaje mi się, a właściwie jestem przekonany, że on nie potrzebuje korepetytora. Nasze spotkania zmieniły się w odrabianie lekcji. To nie jest dla niego dobre. Jest zdolny, da radę sam.... Właściwie to mam takie samo zdanie jak Pan, ale wie Pan.....ta matczyna nadopiekuńczość....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
…i opowiadał… Późnym wieczorem zadzwoniła: -Musimy się spotkać – (stanowczo!!!) -Nie mam czasu – (stanowczo!!!) -Chciałam Cię przeprosić... - (jakoś tak łagodniej?) -Ale nie ma za co - (???) -Musimy porozmawiać. Może jutro? – (z nadzieją???) -Nie, jutro nie mam czasu - (stanowczo!!!) -Pojutrze? -Nie, pojutrze też nie mam czasu – (czy to było wystarczająco stanowcze???) -Tylko kilka minut – (prosząco???) -Jeżeli tak Ci na tym zależy to przyjmuję Twoje przeprosiny (pojednawczo) -Tylko kilka minut - (błagalnie???) -Może w czwartek... – (dla „świętego spokoju”???) Gdy podjeżdżałem na wskazany przez nią parking już tam była. Jak zawsze prezentowała się rewelacyjnie. Cmoknęła mnie w policzek i zaproponowała: tu w pobliżu jest restauracja, chodźmy spokojnie porozmawiać. Nim kelner zdążył podać kartę poprosiła o dwie lampki wina (....). -Przecież wiesz, że jestem samochodem. -To moje ulubione wino, musisz spróbować. Kiedy delektując się bukietem moczyłem usta w kieliszku, usłyszałem: „Kocham Cię”. Omal się nie zakrztusiłem, spojrzałem na nią przestraszony (zszokowany???). - Tak; myślisz „głupia baba”.....; i masz rację; ale to prawda i nic na to nie poradzę. - Nie, nie, to niemożliwe.... - A jednak.... - Nie, nie, to jest......beznadziejne... (nie umiałem znaleźć odpowiedniego słowa do tej absurdalnej sytuacji) Zrozumiała to opacznie. - Masz kogoś? - Tak, odpowiedziałem machinalnie. - Kochasz ją? - Tak – brąłem dalej.. - Jak ma na imię? Zanim zdążyłem zdać sobie sprawę z tego jak mnie zaskoczyła tym pytaniem już odpowiedziałem. - (imię TAMTEJ) - Szczęściara… -....... - Za kilka dni ma imieniny... – z trudem docierały do mnie jej słowa, już mnie nie było, byłem gdzieś daleko, daleko......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Ten nagły zwrot w jego opowiadaniu wyrwał mnie z tego zasłuchania. Wróciłem do rzeczywistości. O k***a, ale już późno, butelka już dawno pusta a ja siedzę i słucham jak jakiś dzieciak fascynującej bajeczki. Wiedziałem co robię uprzedzając żonę... Trzeba spadać... Muszę się zbierać, wstałem z krzesła... Ale przecież nie mogłem nie zapytać: z NIĄ nie masz oczywiście żadnego kontaktu? No, niezupełnie…. Usiadłem z powrotem…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
...i mówił... Gdzieś pod koniec sierpnia a może to był już wrzesień dostałem od NIEJ kartkę z (tu nazwa egzotycznego kraju). Przytoczyła tylko krótką miejscową legendę…. Wynikało z niej proste przesłanie: „NIE JESTEM ZŁYM CZŁOWIEKIEM”. Wytrąciła mnie tym z powoli łapanej równowagi. Przecież nigdy nie uważałem ją za złą. Przecież musiała mieć tego świadomość. Szukałem jakiegoś „drugiego dna”. I znalazłem.... Należało to raczej interpretować: NIE WSPOMINAJ MNIE ŹLE. Może to była JEJ podróż poślubna....? Niedługo potem wpadliśmy na siebie na mieście. Podziękowałem za widokówkę. Zaczęła „paplać” o atrakcjach tej wycieczki. Nie chciałem tego słuchać, interesowało mnie tylko jedno i najspokojniej jak tylko to było możliwe zapytałem: z kim tam byłaś? Oh, było wiele osób. I „paplała” dalej... Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie było tam pana X.? – nie wiem czy bardziej z nadzieją czy z chęci wytrącenia jej z tej „paplaniny”. - Był, ale ja nie byłam z nim - odpowiedziała nie zdradzając żadnych emocji. Nie, nie miałem ochoty wracać do tych rozważań: czy jest z nim, czy tylko obok niego, czy go kocha, czy tylko się przyjaźnią... i grzecznie się pożegnałem. Kilka dni później był ten firmowy wyjazd integracyjny….

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
odpowiedzialny Bardzo wciągnęłam się w tę historię. Co było dalej ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
- "Bardzo wciągnęłam się w tę historię." Ja też. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
... i kontynuował przerwany wątek... I przerwała długo trwającą ciszę: odwieź mnie do domu. Ale kilka godzin później zadzwoniła: chciałam tylko, żebyś posłuchał mojej ulubionej piosenki. I usłyszałem „Women in love” Barbry Streisand. Też lubiłem tę piosenkę; w ogóle lubiłem Streisand. Kolejny dzień; ...trafiłam na piękny wiersz, przeczytam Ci fragment...itd. itp… I kolejny; podobnie… I kolejny.....jutro nie zadzwonię, nie będę Cię niepokoić, jutro są przecież JEJ imieniny… Nie mogłem uwolnić się od myśli o NIEJ. Ciągle coś w najmniej spodziewanym momencie wytrącało mnie z takim mozołem odbudowywanej równowagi. Nie, trzeba być twardym, inaczej nigdy nie zacznę żyć normalnie. Ale przecież przez poprzednie 4 lata zawsze tego dnia byłem u NIEJ. No tak, ale dzisiaj nawet nie wiem gdzie mieszka. Zadzwoniłem: - Co u Ciebie? - W porządku. A u Ciebie? - Super.... A co z Twoim mieszkaniem? - Trochę się odsunęło w czasie. Nie podobała mi się lokalizacja. Przyzwyczaiłam się do centrum. - No to cześć. - Cześć. Następny dzień był straszny. Nie, nie pójde. Zadzwonię tylko z życzeniami. Najlepiej zaraz, żeby już nie było odwrotu. Ale jak zaprosi do siebie to co? Wymówić się, czy pójść? Nie zadzwonię, nie pójdę, jak koniec to koniec. Przecież potrafię żyć bez niej. Muszę pójść, chociażby po to aby udowodnić sobie, że już mi tak bardzo na niej nie zależy. Nie, nie pójdę…. Po pracy kupiłem kwiaty i pojechałem…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
...i opowiadał dalej... A u NIEJ prawie ta sama, stała od lat, „pracowa” ekipa. Szukała czegoś na kwiaty, ja przywitałem się ogólnym „cześć” i zacząłem rozglądać się za jakimś miejscem do zaczepienia. W tym momencie weszła JEJ przyjaciółka. – Rozbierz się, muszę najpierw znaleźć coś na te kwiaty – to ONA.. - Są piękne, to od (tu imię pana X.)? – to przyjaciółka szukająca miejsca gdzie by mogła powiesić swoje wierzchnie okrycie. Pierwszy raz usłyszałem jak mówi o panu X. po imieniu. Miałem rację; była już w ich wspólnym świecie. „Poczekaj już Ci robię miejsce” i zdjąłem swój płaszcz. - To cześć, lecę – rzuciłem do wszystkich. - Już?- nawet nie wiem kto wypowiedział te słowa… - No tak; i tak mam tylko chwilę, nie będę robił zamieszania…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odpowiedzialny
Witaj , i pozostali…. Zdominowałem ten topik opowieścią rodem z brukowców, drukujących w odcinkach „romantyczą” historię dla „pensjonarek”. Nie takie były moje intencje. Kiedy przypadkowo zobaczyłem topik dotyczący odpowiedzialności za uczucia, które wzbudza się w innych, chciałem przedstawić swoje opinie. Na forum - kocioł… Nie przeczytałem zbyt wielu wypowiedzi, ale przeczytałem czyjś apel o jakąś konkretną historię, która skanalizowałaby dyskusję. Znałem taką historię. I chciałem ją opisać w 3 częściach, kończąc każdą z nich pytaniem o odpowiedzialność każdego z 3 bohaterów. Aby umieścić pierwszą część na forum musiałem przyjąć jakiś nick. Nie zastanawiając się specjalnie wpisałem „odpowiedzialny???”, ale znaki zapytania nie wydrukowały się i tak sam nadałem sobie miano „odpowiedzialnego faceta”. Pierwsze wpisy wywołały u mnie wspomnienia wielu szczegółów tej historii. I zacząłem się nakręcać. Na początku – musiałem coś dodać aby potencjalni dyskutanci mieli bardziej precyzyjne dane; później – aby zaspokoić ciekawość tych, których może (tak jak mnie) wzruszyła(?) ta opowieść. I chociaż usłyszałem dzwonek alarmowy, zignorowałem go, a potem uznałem, że i tak jest już za późno. I tak brnąłem… Czy ja jestem odpowiedzialnym facetem? Przecież zdaję sobie sprawę, że anonimowość moich wypowiedzi jest pozorna. Tak samo przypadkowo jak ja mogą na ten topik zajrzeć osoby, które są bohaterami tej historii, o których gdzieś tam napomknąłem, czy też nie związane z tą historią bezpośrednio ale znające pewne fakty. I w ten sposób (o ironio!!!) mój pomysł na nick „odpowiedzialny???”, stał się symbolem mojej klęski. Żegnam wszystkich (zdecydowanie za późno) odpowiedzialny???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Coś zaciął się nam topic. Zgłosiłam do naprawienia. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×