Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

pa.tunia

Co się dzieje ze szkolnictwem wyższym?!

Polecane posty

anooo -- Cokolwiek wybierzesz, uciekaj od szkoły, która nazywa się Moose. W tym roku pracowałam dla Lang LTC i mogę ich polecić całym sercem, ale nie jestem pewna, czy prowadzą zwykle kursy -- ja uczyłam grupy biznesowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
halszka, kurva, ale o czym ty mowisz, cale liceum angielskiego uczyla mnie laska, ktora byla grubo po 40tce, miala doktorat z angl i przez trzy lata mowila ''Tom have got a book'' :o:o:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Macie wszystkie trochę racji po kolei. Zgadzam się z tym, że poziom się obniża, a wynika to z tego, że wymagania postawione na wejściu są niższe. Kiedyś na moich studiach wszystkie wykłady na 1. roku były po niemiecku, a teraz robią część po polsku, bo mało kto by zdał. Trudno się dziwić, skoro są grupy OD PODSTAW. Studiowałam germanistykę (stara matura) i wtedy na wejściu wymagany był już pewien poziom (pisemne i ustne egzaminy plus POLSKI, który dużo polewało, a jednak jest to bardzo ważne przy np. tłumaczeniach). Po pierwszym roku mieliśmy być na poziomie ówczesnego Mittelstufe, a po 2. - Oberstufe. Inna sprawa, że nie każdy, kto nawet studiował w takim trybie, ma powołanie i talent do pracy w szkole z dziećmi. Poza tym to, czego się uczy w szkole, to faktycznie w znacznej mierze gramatyka z elementami fonetyki i leksyki, więc na nic się zdadzą filologiczne dysputy i lektury, z których (z ręką na sercu) sama już niewiele pamiętam, moze poza kilkoma wybranymi. Tym niemniej jednak uważam, że za mało stawia się w szkole na komunikatywność i wiedzę o tych krajach, za bardzo orze się gramatykę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
po prostu haszka mylisz pojecia. oczywiscie, ze na kursach czy studiach pedagogicznych uczy sie o historii szkolnictwa, wychowania itp ale to nijak sie ma do tematu. nie neguje, ze wiedza pedagogiczna nie jest potrzebna do nauczania dzieci, oczywiscie ze jest! ale perfekcyjna znajomosc historii ANGIELSKIEJ czy literatury ANGIELSKIEJ (nie zwiazanej z pedagogika) nie jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość studentka filologii
studiuję na UAM w Poznaniu fil. germańską, na czwartym roku i filologię hiszpańską na 1.roku. uważam że poziom na germanistyce w Poznaniu jest bardzo wysoki a studenci posiadają naprawde duża wiedze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@ persephone -- dokładnie o to mi chodzi. Nie chodzi o to, jak próbuje sugerowac ciotella, żeby z dziećmi wdawać się w dyskusje na temat alegorii w Dream of The Root, ale nauczyciel powinien to, moim zdaniem, wiedzieć -- inaczej nie przekaże wiele ponad "jak wstawiać czasowniki w luki".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
> halszka, kurva, ale o czym ty mowisz, cale liceum angielskiego uczyla mnie laska, ktora byla grubo po 40tce, miala doktorat z angl i przez trzy lata mowila ''Tom have got a book'' W porządku. Nie twierdzę, że takie przypadki się nie zdarzają. Jednak większy % ludzi po studiach filologicznych / pedagogicznych ma predyspozycje i wiedze n.t. przekazywania wiedzy niż osoby po kursach, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A kto Cię nauczy kompletnej wiedzy o literaturze przez 60-120 godzin zajec? Osoba po studiach nie ma GRUNTOWNEJ wiedzy na ten temat, tylko "smaczek", który powinien poszerzac we własnym zakresie. M.in. po to, żeby się nie cofac językowo - co sie moze zdarzyc po 10 latach pracy z dziecmi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zelka fruszelka
Ja w liceum mam poziom B2 wkraczajacy na C1. Przynajmniej na studiach bedzie łatwiej :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chęć pozyskania studenta dla kasy [państwówki też to robią!] to jedno, a drugą sprawą jest fakt, że młodzi ludzie zaraz po maturze są coraz głupsi i coraz bardziej leniwi! Bez obrazy dla nikogo, nie obwiniam za to młodzież - to w szkolnictwie leży problem. Coraz bardziej zaniża się poziom nauczania od podstawówki, aż po studia. Kiedy w pewnym momencie na uczelnie wyższe trafiają nieco mniej bystrzy lub bardziej leniwi studenci, nauczanie jest pod nich stopniowo dostosowywane. Otóż niestety dzieci w wielu szkołach są przez nauczycieli wyręczane z samodzielnego myślenia i pracy. Nawet w celu napisania krótkiego referatu nauczyciel niejednokrotnie podaje numery stron w określonej książce, gdzie może znaleźć informacje na ten temat... Potem nagle taki delikwent trafia na studia i co się okazuje? Nagłe starcie z rzeczywistością - trzeba samodzielnie szukać, czytać, wysilać się, a potrzebny materiał nie ogranicza się już do kilku stroniczek z najważniejszymi zagadnieniami wytłuszczonymi w tekście... Oczywiście student z przyzwyczajenia uogólnia informacje, które ma zebrać, zawęża do pewnego minimum [to również efekt przygotowań do nowej matury, która uczy ogólnikowego i schematycznego myślenia] i jak się potem okazuje - wiedzą, którą zebrał może sobie tyłek podetrzeć. Za mało, za krótko, za wąsko. Ale jak to? - pojawia się zdziwienie... I niestety, jeśli takich jednostek na danym roku pojawi się zbyt wiele i zaczną sobie "masowo" nie dawać rady, nauczyciele zaniżają poziom, zawężają listę potrzebnych informacji, krótko mówiąc dostosowują się pod nich... Efekt ten pogłębia się z roku na rok i dotyczy to różnych uczelni. Oczywiście wiele też zależy od kierunku. Przy takich kierunkach jak lekarski, prawo czy psychologia wykładowcy nie mogą pozwolić sobie na zaniżanie poziomu. Jednak z całą resztą robią co chcą i rezultat jest taki, iż już obecnie wartość dyplomów jest stosunkowo niewysoka, a co będzie później...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
halszka - prawda, w tym sie zgadzamy:D patunia - masz zbyt idealistyczna wizje szkolnictwa. gdybys popracowala chwile w szkole wiedzialabys, ze nie ma (NIESTETY, TEZ UBOLEWAM!!) czasu na wstawianie dygresji o ciekawej literaturze, lingwistach, zjawiskach jezykowych itd. Niestety, musisz wyrobic sie z podstawa programowa, ktora jest bezlitosna. To tyle z mojej strony, ja uciekam🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pa.tunia>>> myślę, że to jest kwestia tego, że dzieci w szkole zazwyczaj na każdym poziomie edukacji rozpoczynają naukę "od nowa". W związku z tym wałkuje się z nimi li tylko struktury, zamiast wykorzystać potencjał i mówić. Dlatego też nauczając w ten sposób ludzie zaczynają mówić co prawda poprawnie, ale późno. Gdyby podejść do tego od strony komunikacyjnej, może na początku nie szłoby to tak doskonale, ale ludzie pozbyli by się starchu przed mówieniem. Wg mnie rozwiązaniem byłyby lekcje jezyków nie wg klas, tylko wg poziomu zaawansowania, tzn. np. o 12 każdy idzie na język na swoim poziomie i już. Wówczas można by zastosować rozwiązania np, z Austrii, że na poziomie zaawansowanym ludzie uczą się również w oparciu o konkretne teksty literackie, prasowe, czyli podobnie jak na filologii. Halszka, jeśli ktoś jest dobrym pedagogiem, to oszlifuje się i w praktyce, a wlele ludzi nawet po kursach ped. czy praktykach po prostu sie do nauczania nie nadaje. Poza tym idelanie jest, kiedy teoria łączy się z praktyką, który wie nie tylko "co", ale i "jak"; dopiero wtedy mamy "doskonałego nauczyciela".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oczywiście wiem, że program nakłada pewne obostrzenia i inaczej się nie da. Sorry za pokrętność ost. zdania, coś mi wyrazy przestawiło ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
@ psychiczna Jasne, że jestem idealistyczna -- jestem świeżo po studiach przecież. Dla uczniów zawsze się staram -- daje radę wcisnąc anegdotki i jakieś inne fajerwerki. Ale to kosztuje -- jedne zajęcia potrafię przygotowywać i po kilka godzin, no i oczywiście, szkoła publiczna to co innego, niż kursy w szkołach językowych. Więcej -- pewna jestem, że kilka lat w szkole i cały mój zapał uszedłby ze mnie. Dlatego, skoro mam okazję i możliwość -- uciekam do książek i dalej do szkoły -- byle tylko nie stracić pasji (nie mów proszę, że wielka pani ekspert i takie tam -- nie chcę się napinać, wiem po prostu, że do "normalnej" pracy ciężko byłoby mi pójść -- to było tylko dla podkreślenia mojego oderwania od rzeczywistości).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam pomysła
Pierwszy raz znalazłam się na studiach w 1992 roku. Ostatnie (do czasu :P ) studia skończyłam teraz, w czerwcu. Pośrodku były jeszcze jedne. Tylko pierwsze miały wysoki poziom - teraz już tylko pogłębianie dna :( Wina leży po stronie szkoły podstawowej (przepuszcza się analfabetów), gimnazjum (kompletnie zmarnowany czas) i liceum (drastycznie obniżony poziom matury). Na studiach nie da się wymagać więcej, bo po pierwszym semestrze wyleciałoby 95% studentów, a na to uczelni nie stać. Niestety dzisiejsi absolwenci umieją mniej, nie dlatego, że są głupsi, tylko dlatego, że (prawie) nikt nie będzie się uczył tego, czego już nie każą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×