Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość okawango

Pytanie czy to jest przyjaźń, czy..

Polecane posty

Gość okawango

Mam pytanie do kafeteryjnych playboyów i playgirls, słowem forumowych specjalistów od podrywu. Dotyczy dziwnego zachowania mojego żonatego przyjaciela. Z góry uprzedzam - nie mam zamiaru romansować z zajętym facetem, chociaż bardzo go lubię, uważam za atrakcyjnego mężczyznę i często budzi się we mnie - podśiwadomie, gdzies w ciele - ochota do flirtowania, ale ją powściagam - wiem, co to znaczy być zdradzoną i nie mam zmaiaru czynić jakiejś kobiecie tego, co uczyniono mnie :-( Zresztą wolę chyba utrzymywać tę piękną i inspirującą przyjaźń, niz psuć wszystko niemoralnym romasnem, który zakończyłby się katastrofą dla kilkorga ludzi, wyrzutami sumienia, które sprawiłyby, że w efekcie nie moglibyśmy na siebie patrzeć. Otóż kolega (ten sam zawód, co ja, więc kontakty poczatkowo służbowe, ale na szczęście nie jedna firma) ów jest wzorem przyjaciela: uczynny, troskliwy, zawsze o mnie pamięta, pomaga, często pisze, esemesuje, zaprasza na kawę albo piwo. Często jednak jego zachowanie wychodzi poza owe normy: a to dotknie ramienia lub pogłaszcze po plecach, a to powitanie prztuli ciut za długo i za mocno, a to wpatruje się tak, że czerwienię się po uszy. Co ciekawe, robi to za dnia, na ulicy, przy innych osobach. Gdy z kolei jesteśmy sami, bo na przykład zagadalismy się do późna w nocy w knajpie, świetnie się bawiąc, śmiejąc, wygłupiając, i on na przykład odporowadza mnie pod tom, to nagle chłodnieje,i im bardziej serdeczna była atmosfera, tym oschlej się żegna - żadnych uścisków, żadnych czułych gestów ani słów - ucieka. Trochę mi wtedy przykro, a z drugiej strony czuję ulgę, bo gdyby zachowywał się inaczej, to nie wiem, czy byłabym w stanie się oprzeć... Sama już nie wiem,jakie właściwie są jego emocje wobec mnie, o co chodzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem poprostu sobą_____
Widzę, ze gości, którzy zachowują się niejednoznacznie jest więcej.... Jak Ty się czujesz z taką przyjaźnią?? Czy wierzysz w to, ze on nie widzi w Tobie kobiety?? Ja mam coraz więcej watpliwości......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Właśnie mam coraz większe wątpliwości... I boję się, żeby to nie poszło w jakimś dziwnym kierunku, z którego nie ma powrotu... Nasza wczesniej bardzo przelotna znajomość zacieśniła się ponad pół roku temu. Najpierw nic mi się nie wydawało podejrzane, cieszyłam się, że to taki kumpel, jak za czasów podstawówki... A potem zauważyłam, jak na mnie patrzy, jak się uśmiecha, jakie czasami dziwne zdania wplata w mailach... I coraz częściej takie traktowanie mnie jak kumpla, żarty i wygłupy ustępują jakiejś dziwnej czułości, delikatności, tonowi serio... I czuję, że to troche igranie z ogniem jest, i może powinnam to zerwać? Ale z drugiej strony tak bardzo go lubię, każde nasze spotkanie jest fantastyczne - z nikim mi się tak świetnie nie rozmawia, nie śmieje, nie rozumie, a równocześnie jesteśmy sobie jakos tam oddani, to znaczy on pomagał mi w bardzo ważnych sprawach, ja troszczęs ię o niego, gdy ma kłopoty.. Dodam, że absolutnie nie ukrywa faktu, iz jest żonaty (choć nie znam jego żony osobiście), ale nigdy mi o niej nie opowiada - poza takimi suchymi faktami typu: jedziemy z x. do teściów na święta itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
jestem poprostu sobą_____ , rozumiem, że ty też masz podobny problem? Dodam jeszcze, że inicjatywa zacieśnienia znajmości wyszła jak najbardziej od niego, on wie, że może na mnie liczyć, ale ja niczego nie prowokuję, bo czję to niebezpieczeństwo... To on ciagle chce się spotykać, a ja nie mam siły, żeby mu odmówić, bo skoro jest tak dobrze, a niczego złego nie robimy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 1376723653
Cos mi sie wydaje, że ty tez juz sie w nim zadurzylas... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Prawdę powiedziawszy, to chyba troche tak, to znaczy w pewnym momencie poza fajnym kumplem zaczęłam dostrzegać fajnego faceta, i też juz nie byłaby w stanie, bo ja wiem, rabnąc go w plecy na powitanie albo powiedzieć mu jakiegoś swińskiego kawału ;-) I to,że mnie dotyka czy przytula robi na mnie mocne wrażenie. Tak myslę, że gdyby był wolny, to sprawy poszłyby szybko innym torem. Ale nie ma o tym mowy, myślę zresztą, że on bardzo kocha - a przynajmniej bardzo kochał - tą swoją żonę, która zresztą jest chyba bardzo fajną osobą :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem poprostu sobą________
Okawango, napiszę coś więcej później, teraz nie mogę, ale jak czytam Twoje wpisy, jakby to było o mnie.... U mnie to trwa rok. Znamy się znacznie dłużej, ale przelotnie, dokładnie jak Wy. Poznałam jego żonę niedawno i w dziwnych okolicznościach...., też nigdy nie ukrywał, ze jest żonaty. On mojego męża zna, widzieli się kilka razy. Ja mówię per Twoja żona, on mówi o moim mężu imieniem, ciepło. Jakoś tak dziwnie.... Naprawdę, jak czytam Twoje wpisy, to dokładnie jak u nas... Wspaniale, miło, żarty, inspirująco się pracuje, jest troska itd., wspólnego czasu spędzanie mnóstwo, drobne gesty, delikatne sugestie, których prawie nie ma, a jednak... delikatne komplementy, zaproszenia na herbatę, kawę, obiad itd. itd. Chęć spędzania ze mną czasu.... Dziwne to wszystko i boję się coraz bardziej. Mnie też na nim zależy i to jest chyba katastrofa. Pozdrawiam, zaglądnę tu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Dziękuję Ci, jestem poprostu sobą________, za ten wpis... Faktycznie, jakbym o sobie czytała, tyle, że ja jestem wolna, od dwóch lat sama po bardzo trudnym i boleśnie zakończonym związku, więc tym bardziej brakuje mi spotkań i tęsknię do tej bliskości, i tym bardziej jest to dla mnie niebezpieczne. Ja mam prawie 30 lat, on jest kilka lat starszy. Też są bardzo delikatne sugestie i mnóstwo znaczących drobnych gestów. Mimo tego, że on wśród wspólnych znajomych uchodzi za człowieka bardzo racjonalnie myślącego, konkretnego, wręcz pracoholika (zresztą faktycznie jest jednym z najlepszych specjalistów w naszym zawodzie w całym kraju: ogromny talent, pracowitośc, determinacja i oddawanie się pracy dniami i nocami, co zdaje się średnio znosi jego żona), a na dodatek wściekle inteligentnego ironistę czy wręcz złośliwca, a la dr House ;-), często zachowuje się jak zauroczony nastolatek albo bohater taniego romansu: godzinami spacerujemy, zwiedzamy piękne miejsca, daje mi w prezencie ksiązki... I nawet, gdy mu przypominam, że jest późno, pewnie jest zmęczony a ma jeszcze bardzo ważny projekt do skończenia, śmieje się, macha ręką i mówi, że nic się nie stanie, gdy raz nie odda go na czas, a możemy jeszcze pogadać przez godzinkę. Z czego robią się trzy albo cztery... Doszłam do wniosku, że to jakaś potworna złośliwość losu, że kiedy po raz pierwszy spotykam człowieka, z którym nadaję na absolutnie na tych samych falach, który nie ma żadnej z wad moich byłych (pewnie, ma inne, ale nieszkodliwe ;-), przy którym równie naturalnie czuję się chora, nieumalowana, z tłustymi pokudłanymi włosami (bo widział mnie juz w takich sytuacjach, że kazdy facet uciekłby z krzykiem), co "odstawiona" na jakąś zawodową galę, to dla dobra jego i siebie powinnam się trzymać od niego z daleka :-( Trzymaj się, pozdrawiam serdecznie - będzie mi miło, gdy będziesz tu zaglądać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem poprostu sobą________
Okawango:) Fajnie, ze tu jesteś:) Wiesz... poznaliśmy się tuż po ślubie nas obojga, bo zawarliśmy związki małżeńskie prawie równoczesnie... to też jakiś taki.... żart losu.... Mój też jest pracoholikiem, ja chyba zresztą też. Nasz zawód jest równoczesnie pasją, a to też bardzo łączy.... Ja jestem trochę przed trzydziestką, on w połowie między 30, a 40... Ech, wiesz, nie jest to wszystko łatwe, a raczej powiedziałabym bardzo trudne.... Okawango, my niestety też jesteśmy sobą nienasyceni, potrafimy rozmawiać, czy poprostu przebywać ze sobą non stop. Jak tylko kończy się jedna przerwa, on mówi, ze jak tylko będę mieć kolejną, to żebym wpadła do niego. Czujemy się w swoim towarzystwie bardzo naturalnie, zawsze nawet bardzo zmęczeni (zdarza się, ze jesteśmy w pracy po 12 godzin lub więcej) wracamy śmiejąc się i żartując.... Napisałaś o tym wyglądzie... Wiesz... on czasem mnie komplementuje, wygląd, szczególnie ten odświętny... Niemneij zbliżyliśmy się właśnie wtdy, gdy było mi ciężko w życiu, gdy było mi całkiem obojętne, czy jestem w spodniach, sukience, czy worku.... Ech.... Pozdrawiam Cię i chętnie poczytam o Twoich myślach, odczuciach....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupupupupupupupupupup

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podziwiam was kobiety
mam pytanie czy jak długo znacie się ze swoimi przyjaciółmi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Dziękuję jestem poprostu sobą________ , wzajemnie ;-) Bałam się, że ktoś się tu na mnie rzuci z atakiem jako na potencjalną rozbijaczkę małżeństw, udająca niewiniątko, a Ty świetnie rozumiesz, o co chodzi, jaka to matnia - wręcz odwrotna sytuacja. Mój dziwny znajomy komplementuje czasami mój wygląd i ubranie przy innych ludziach, ale też zdarzało mu się, gdy raz czy dwa wypiliśmy więcej alkoholu, i zaczął znacznie bardziej dwuznacznie się wypowiadać i znacznie intensywniej na mnie gapic, niz dotychczas: i wtedy to były takie raczej intymne komplementy, nie "fajnie wyglądasz", tylko dotyczące mojej skóry czy włosów... Wtedy zaczęło do mnie docierac, że jest coś na rzeczy... Co ciekawe, gdy się poznalismy, to ja byłam w nienajlepszym momencie i na etapie niespecjalnego przywiązywania uwagi do tego, jak wyglądam, i naprawdę zachowywałam się wobec niego jak bezpłciowy kumpel ;-) Potem trochę się to zmieniło, bo moje samopoczucie znacznie się polepszyło - także dzięki niemu, pocieszajacemu, rozśmieszającemu, komplementującemu; a teraz czując niebezpieczeństwo wręcz uważam, żeby się zbyt wyzywająco nie ubierac, nie zachowywać, w kawiarni siadac w przyzwoitej odległosci, nocne rozmowy sprowadzac na jakiś całkiem neutralny i zabawowy temat... Niesamowite, jak piszesz o tych samych doświadczeniach, tylko precyzyjniej je nazywasz. Tak, nienasycenie, dokładnie... A w odniesieniu do jednego z poruszonych do Ciebie watków i do pytania podziwiam was kobiety: od jakiś pięciu lat znamy się z widzenia, ale to na takiej zasadzie, że on był juz uznanym specjalistą w naszej dziedzinie, podziwianym przeze mnie (nasza praca też jest pasją i zajmuje nam większość zycia, i możemy o niej rozmawiac z błyskiem w oku godzinami, a przy tym jest to dosyć mała liczba osób, więc co aktywniejsi znaja się przynajmniej z nazwisk), a ja dopiero zaczynałam po studiach. Więc przy róznych okazjach raz na wiele miesięcy zamiana kilku słow, oficjalnie, pan/pani, itp. Ja zawsze bardzo ceniłam to, co on robi; potem, gdy już zaczęłam powaznie pracować, on też zaczął moje prace zauważać, i tak na gruncie wspólnych zawodowych priorytetów i wzajemnego zainteresowania dla swoich dokonań stopniowo zbliżalismy się do siebie. Pół roku temu nadarzyła sie zawodowa okazja, by spędzić razem więcej czasu. Wtedy poznalismy się bliżej, po kilku minutach było juz tak, jakbysmy się znali od lat - przegadalismy o wszystkim wiele, wiele godzin, do późna w nocy. Dwa dni później on zadzwonił, proponując kolejne spotkanie... I tak się zaczęło to, co trwa do dzisiaj. A piszę o tym wszystkim, bo mam wrażenie, że przydarza mi się właśnie coś bardzo pięknego i ważnego (te spotkania działają na nas oboje jak istna pigułka szczęscia ;-), co jednak łatwo może przemienić się w coś bardzo złego... I boję się, i nie wiem, jak się zachowywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
I jeszcze nawiązując do wątku naturalnego zachowania - to jest tez jakies przedziwne doświadczenie. Dla mnie zawsze randki czy po prostu spotkania z mężczyznami były jakąś męką i kończyły się często katastrofą. Kuliłam się, unikałam wzroku towarzysza, nerwowo trzęsły mi się ręce, nie potrafiłam być ani uwodzicielska, ani wylewna w swoim zachowaniu. Nawet w przypadku dwóch związków, w których byłam jakieś takie skrępowanie pozostawało do końca, mimo oczywistej bliskości w każdym tego słowa znaczeniu. A tu - coś całkiem przeciwnego. Absolutne zaufanie, absolutna naturalność, bliskość taka, jaką wcześniej udawało mi się tylko wypracować z przyjaciółkami od dzieciństwa i przyjacielem-gejem. Zanim atmosfera się zagęściła i zaczęłam bać się gestów, które mogłyby zbyt wiel sugerować, zdarzało mi się na powitanie - przy wszystkich - zupełnie spontanicznie pocałować go w policzek, uwiesić na szyji, chwycić za rekę, gdy mówił... Ale to trochę tak, jak wita się kochanego brata. Teraz jest równie serdecznie, ale już staram się unikać fizycznego kontaktu - albo nadawać mu bardziej neutralny charakter, krótki uścisk i tak dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem poprostu sobą________
Okawango, Ty mi tu z nieba spadłaś poprostu.... Wiem, czego się tu na forum spodziewałaś - zrównania z ziemią i epitetów... Mnie moja przygoda nauczyła tego, by nigdy nie mówić nigdy......Życie uczy i najłatwiej jest pouczać i dawać dobre rady w odniesieniu do sytuacji, w których jest moralny dylemat, a my tak naprawdę nigdy go nie doświadczyliśmy i nie mamy o tym pojęcia... Piszesz, że dobrze Cię rozumiem. Tak. Ja czuję to samo czytając Ciebie, bo poprostu przeżywamy coś dość podobnego... "Podziwiam was kobiety" - my poznaliśmy się ponad trzy lata temu.... Okawango, zacznę od tak jakby początku.... Poznaliśmy się, moja pierwsza praca, niepełny wymiar godzin, jego też w sumie wówczas dorywcza. Od razu przeszliśmy na ty z jego inicjatywy, nie bardzo chciałam, ale OK, wszystko się toczyło na zasadzie bardzo powierzchownej. Zaszłam w ciążę, później sezon urlopowy, później powrót na jakiś czas, ale to był taki okres w pracy jakiś mało kreatywny... urlop macierzyński... Kontakt urwał się zupełnie..... Wróciłam i on pierwszego dnia witał mnie wprost entuzjastycznie, ale okazało się, że pracujemy w jednej firmie, ale nie razem..., po miesiącu zadzwonił do mnie, ze nastąpiła zmiana przydziałów. Od tego czasu nasza współpraca bardzo się zacieśniła, ale on mnie wręcz tym denerwował. Miałam niesamowicie dużo na głowie, maleńkie dziecko, dwie prace, dodatkowe studia... nie wiedziałam jak się nazywam, wyglądałam jak strach na wróble. On był miły, żartował, rozbawiał, dokładnie jak Twój.... Zostaliśmy wysłani na kilkugodzinną zalediwe delegację. Jakoś tak się złożyło, ze wylądowaliśmy w rejonach dobrze mu znanych. Szybko sprawy załatwiliśmy i zaprosił mnie na kawę... Od tego się zaczęło. Do tej pory pamiętam jak siedzę w tej knajpce i czuję się jak kopciuszek. Dopiero tam siedząc wśród ludzi zauważyłam jak wyglądam..., jemu to nie przeszkadzało. Zaczął opowiadać o sobie i słuchać, słuchać.... a ja opowiadałam tylko o dziecku, o nocnych wstawaniach, o ząbkowaniu, o trudach matki pracującej na dwóch etatach... no poprostu kobieta NUDA. Czułam, ze on chce mnie poznać, chce się czegoś o mnie dowiedzieć. A z mojego punktu widzenia znalazł się ktoś, kto pomimo tego, że moje problemy go nie dotyczą, chce ich wysłuchiwać...... I tak jak u Ciebie, ja powoli oswoiłam się ze wszystkim i z macierzyństwem i z nawałem pracy, stawałam się ponownie kobietą, a on mi towarzyszył, wspierał, chwalił, pomagał, komplementował.... Nigdy nie pozwoliliśmy sobie na zakrapiany wypad, stąd być może nie było większych sugestii, niemniej on komplementuje mój wygląd, mój sposób pracy. Kiedyś usłyszałam, ze pewne moje cechy symbolizują prawdziwą kobiecość... Jestem typem osoby, która wygląda na znacznie mniej lat, dość drobną, uśmiechniętą, taka też jest moja osobowość, nieco "dziecięca" w sposobie bycia... On nigdy tego nie negował, mój mąż zresztą też nie, kiedyś złapałam się nawet na tym, że on się tak niesamowicie wygłupia w moim towarzystwie, że żeby mnie rozbawić nawet zaczął seplenić, zaprzecza też oczywistym faktom niezbyt pochlebnym o mnie. Wiem, ze jestem straszną gadułą i jak o tym mówię, on zawsze zaprzecza, twierdząc, że nie mówię za dużo, a na dodatek bardzo interesująco itp.... Co do bliskości, to ja zawsze lubiłam mężczyzn, ale fakt jest faktem, łatwo mi nazwiązać kontakt z mężczyzną dużym i starszym ode mnie. Takim, który pozostawia mi przestrzeń na bycie kobietą - dzieckiem..... Piszesz o zachowaniu Twojego przyjaciela wobec Ciebie przy ludziach. My się zachowujemy niestety całkiem jak para, tzn. nie pod względem cielesnym, ale pod względem tworzenia wspólnego, zamkniętego dla innych świata.... My najczęściej przebywamy tylko we dwoje, świetnie się rozumiejąc i swobodnie rozmawiając. Nie wiem, jak to dokładnie nazwać, ale naturalnie, że z kolegami z pracy np. spotkanymi na korytarzu rozmawiamy normalnie i przyjaźnie, tworząc krąg, jednak najczęściej to wygląda tak, że taka osoba się przyłącza, a później odłącza, a my gdzieś tam dalej udajemy się razem. Jak wychodzimy np. na obiad, to siadamy gdzieś w głębokim kącie, mając nadzieję, że nikt znajomy nas nie dostrzeże i np. śmiejemy się komentując rzeczywistość dookoła. Kiedyś przekomarzaliśmy się, czy idziemy na kawę do mnie, czy do niego. Ja mam znacznie większy pokój i mówię, że u mnie jest przestronniej, za to on, ze u niego zaciszniej, bo do mnie ciagle ktoś zagląda.... To znaczy, ze jemu ingerencja innych osób przeszkadza. W towarzystwie jesteśmy lojalni wobec siebie.... Okawango, przepraszam, ze tak długo o tym piszę, mam nadzieję, ze Cię nie zanudziłam....... Jest dziwnie... Na gesty pozwalamy sobie niezwykle rzadko. To się da wyczuć, że oboje staramy się bardzo kontrolować... Jest grupa ludzi, która nas zna i nie mają wątpliwości, że jesteśmy kochankami.... Mylą się, ale z drugiej strony jest między nami coś niecielesnego, co coraz trudniej mi nazwać. W zasadzie nie umiem tego nazwać... Przyjaźń?? A czy taka może naprawdę istnieć pomiędzy mężczyzną i kobietą?? Pozdrawiam Cię serdecznie.... Będę Cię czytać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Dziękuję jestem poprostu sobą________, świetnie spotkac w sieci bratnią duszę, kogoś, komu wypadło iść tym samym szlakiem... Też mam nadzieję, że będziesz pisać, a może odezwie się ktoś jeszcze, kto miał podobne doświadczenie, i nam poradzi, wytłumaczy, podsunie rozwiązenie, jak radzić sobie z czymś takim... Może nie będę pisać codziennie, ale będę zdawać relację z tego, co się dzieje. Jestem w o tyle wygodnej sytuacji, że prez pewien czas mam z nim utrudniony kontakt. Z racji swojego zawodu dużo jeździ, pracuje w sumie więcej w Londynie i innych angielskich miastach, niz w Polsce; teraz siedzi tam przez kilka miesiący aż do lutego, mniej więcej raz na miesiąc przylatuje na kilka dni do Polski, a czasem ja widzę się z nim w Anglii, gdy mnie zawodowe sprawy wyrwą tam na moment. Az mi głupio, bo jak przylatuje do Polski, to często więcej czasu spędza ze mną (pod pretekstem spraw zawodowych do załatwienia), niż z rodziną... Bardzo dziwne. Zostaja nam maile i esemesy - ciepłe, serdeczne, zabawne, często całkiem bezinteresowne - żeby pozdrowić, powiedzieć dobranoc, zapytać, co u mnie. No i niedługo znowu spotkanie... Jestem poprostu sobą________, to bardzo przejmujące, co piszesz. To, że masz dziecko, jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Tu jest na odwrót w tym sensie, że on ma synka, już w szkole - którego bardzo kocha, o którym często opowiada, jakby pyta się mnie o radę w róznych sprawach dotyczących wychowania, choć co ja mogę o tym wiedzieć... Tyle, że lubię dzieci i mam dużo młodsze rodzeństwo, które prawie mogłoby bc moimi dziećmi ;-) Z żona sa takim klasycznym studenckim małżeństwem, poznali się i pobrali bardzo wcześnie, i o ile mi wiadomo, on nigdy prowadził żadnej podwójnej gry, nie słynie z flirtowania - raczej uchodzi za pracoholika, który miss świata wypchnąłby z łóżka, bo musi skończyć projekt ;-) Z nami jest tak, że znajomi wiedza, że jesteśmy bardzo blisko, nie mogę się powstrzymać, żeby z zachwytem wszystkim nie opowiadać, co znaowu wspaniałego stworzył X, a on odwdzięcza się tym samym, niektórzy chyba trochę podejrzewają, że ta wzajemna fascynacja ma nieco zbyt wysoka temperaturę, ale chyba nie podejrzewają nas o romans - trudno uwierzyć, że moglibśmy byc tak nieostrozni, bezczelni czy cyniczni, żeby się ze zdradą afiszować, przesiadywać w popularnych knajpach gdzie ciagle wpada ktos znajomy, ściskac się na powitanie przy wszystkich itp. Znajomi uważają, że jako przyjaciele dobralismy się jak w korcu maku, i wręcz zachęcają, żebyśmy wspólnie nad czyms pracowali - ale my tego nie chcemy, to juz byłoby za dużo, poza tym każdy ma trochę inną działkę... Mój znajomy/przyjaciel/kimkolwiek on jest dla mnie... też ma wyjatkowy dar do pocieszania, potrafi błaznować, zeby mnie tylko rozbawić, i bardzo intensywnie reaguje, gdy ja powiem coś autokrytycznego; czasem pytam go, jako świetnego specjalistę, o jakąs radę, skarżę się, że coś mi nie wychodzi, z czymś mam problem, a on zawsze wskaże to, co mi się udało, twierdzi, że jestem zbyt wymagająca dla siebie... A to o nim będą się kiedyś uczyli z podręczników studenci naszego kierunku, nie o mnie; choć mnie też całkiem dobrze idzie - ale ja działam na małą skalę, a on robi rzeczy wielkie i wymagające ogromnej odpowiedzialności i odwagi. Mam wrażenie, że kontrolujemy się coraz bardziej, to znaczy zamiast takich wylewnych uścisków sa jakies urywane gesty, na przykład żegnając się ze mną on leciutko, czubkami palców dotyka, głaszcze mojego ramienia, i zaraz cofa rękę, jakby robił cos nieprzyzwoitego. Ale napiecie i dziwność sytuacji między nami jest taka, że ja ten gest odczuwam bardzo silnie, jako coś bardzo intymnego. A może sobie wmawiam, i może to jest naprawdę taka przyjacielska czułość... Ja zawsze byłam takim typem osoby wycofanej, nerwowej, trochę melancholijnej, mocno zablokowanej w kontaktach z męzczyznami, dla której wszelkie jednoznacznie erotyczne awanse były paraliżujące - i cięzko było mi przyznac się do tego, że potrzeba mi przytulenia, pogłaskania... Dopiero w kontaktach z kolegami gejami, gdzie nie było żadnego podtekstu, przychodziło mi to łatwo, i wręcz się ze mnie śmiali, że mam taką kocią naturę - niby niedostępna, chodzaca własnymi ściezkami, a jak się pogłaszcze, to zmienia się w pieszczocha, będzie się łasić i tulić godzinami, mrucząc ze szczęścia... ;-) Jemu udało się mnie jakoś oswoić, i jego bliskośc jest dla mnie czyms dobrym, bezpiecznym, wytęsknionym - choć z przyczyn oczywistych musze się miarkowac. Tak, to bardzo istotne, co napisałaś w pierwszym akapicie. Też kiedyś oburzałam się wszystkimi historiami o rozwodach czy kochankach, a potem okazało się - na przykładzie moich bliskich znajomych - jak to bywa skomplikowane i nie poddające się jednoznacznej ocenie. I mam wrażenie, że teraz los chce mnie wypróbować :-(( Pozdrawiam Cię serdecznie, trzymaj się!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupup
up up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość www.tnij.org/dobreauto
wszystko wskazuje na to że ten facet zakochał sie w Tobie i Cie podrywa,może powiedz o tym jego żonie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Dzięki www.tnij.org/dobreauto za odpowiedź, ale nie chciałabym tego robić - po pierwsze szkoda mi tego kontaktu, bo drugie nie znam w ogóle jego zony ani sytuacji, jaka dziś pomiędzy nimi panuje, po trzecie, mam jednak pewność, że on nie zrobi żadnego kroku bliżej bez mojego przyzwolenia - a jak juz pisałam, ze względu na jego sytuację nie chcę go ośmielać. A jemu jakoś zatrzymanie się na tym poziomie nie przeszkadza - skoro przez ostatnie pół roku spędziliśmy tyle czasu razem, i nieraz byliśmy w tzw. supersprzyjających sytuacjach (razem zagranicą, sami wjednym hotelu, nikt b się nie dowiedział), a on ich nigdy nie wykorzystywał do tego, by się bardziej zbliżyć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cieszcie sie z tego, co przezywacie. takie metaprzyjaznie sa wyjatkowe. nawet jak sie skoncza, urwa, bedziecie je pamietac. mialam takiego przyjaciela... moze nie do konca takiego, ale dosc podobnego. tez mielismy nasz swiat na wylacznosc. mam wrazenie, ze mowilismy jezykiem, ktory znalismy tylko my. bylismy bratnimi duszami. teraz juz sie nie przyjaznimy. i chociaz wiem, ze to dobrze. i tak nie mogloby byc miedzy nami tej przyjazni, ktora nas laczyla, to tesknie za tym, co bylo. i czasem wspominam ten nasz swiat... i jak raz dalismy sobie buziaki w policzki ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Witaj linoskoczek_ , bardzo Ci dziękuję, to bardzo pozytywny głos i piękna wypowiedź :-) Od razu się lepiej z tym wszystkim czuję, i mam zamiar korzystać z możliwości spotkań, kontaktów, tego niezwykłego wzajemnego zachwycenia i zrozumienia - nawet jeżeli momentami iskrzy między nami nieplatonicznie, to mogę być spokojna, bo na pewno nie zepsujemy tego głupio. I faktycznie, pod pewnymi względami to jest jak powrót do takich nastoletnich zakochań, gdzie człowiek prawie mdlał z wrażenia, bo ta druga osoba dotknęła jego dłoni... I też pozostawało się na takim niewinnym poziomie, a dzis wspominam to jako coś bardzo niezwykłego, pięknego i w sumie bardziej intensywnego erotycznie, niż to było moim udziałem juz jako bardzo dorosłej osoby, będącej w związku ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blusbery
Okawango ja coś takiego przeżyłam i muszę Cię jakby nieco ostrzec ,że w dorosłym życiu nie jest to takie proste jak za młodych lat,pewnie rownie piękne ale jakby to powiedzieć -równie niebezpieczne dla psychiki.Banalne jest stwierdzenie ,że nie może to trwać wiecznie i pewnie też zdajesz sobie sprawę ,że nie stoi to w miejscu tylko się rozwija i pogłębia do bliskości nie tylko psychicznej ale i fizycznej.Jest magia ,jest pasja ,jest połączenie dusz ale...potem się wszystkich do niego porównuje,nikt nie dorównuje ,brakuje go każdą cząstką umysłu.A on nie jest nasz.Boli.Trochę opancerz się na przyszłość ,bo narazie jest pięknie ,ciesz się ,wiem ,przeżyłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
O, widzę, że całkiem dużo osób o podobnych doświadczeniach... Dziekuję, Blusbery... Ktoś kiedyś napisał, że takie rzekomo platoniczne relacje damsko-męskie to jak wmawianie sobie, że pistolety sa nienabite, gdy tym czasem są i to ostrą bronią, i bawienie się nimi może się źle skończyć... Więc może faktycznie jest to trochę samooszukiwanie się i samouspokajanie się, gdy ciało trudno oszukać (totalnie wariuję gdy czuję jego zapach, to raczej nie jest normalne w przypadku jakiejś aseksualnej przyjaźni...). Na razie ratuje mnie to, że rzadko się widzimy, więc może być idealistycznie, pieknie, bezinteresownie. Późną wiosną obydwoje będziemy przez większość czasu w tym samym miejscu, pewnie zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej, i to może być trudnym sprawdzianem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blusbery
To jest oszukiwanie ciała ,naprawdę ratuje Cię ,że rzadko możecie być blisko.Takie historie mogłyby być wspaniałym początkiem długiego ,inspirującego ,wspaniałego związku ale z życia wiem ,że kończą się romansem a potem jedynie wspomnieniami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
" że takie rzekomo platoniczne relacje damsko-męskie to jak wmawianie " jak się nie dasz dotykać to pewnie masz szanse na platoniczną relację jak się będziecie przytulać to w końcu zostaniesz kochanką bo sama się zakochasz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blusbery
racja racja tylko jak się facet podoba to tak trudno -nie dać się dotykać jakby był wolny to pozazdrościłabym Ci relacji a tak nie zazdroszczę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Blusbery i Brzydki Niski Beznadziejny - chyba trafiliście w sedno... Gdyby był wolny, to faktycznie byłaby idealna relacja. Moje dwa pożal się Boże związki narodziły się z tzw. zakochania od pierwszego wejrzenia, czyli jednak w największej mierze hormonalnej reakcji organizmu ;-), co prędko okazało się katastrofalne w skutkach - zupełnie do siebie nie pasowaliśmy, przymykałam oczy na sprawy, które powinny mnie niepokoić, akceptowałąm cechy, których normalnie u facetów nie akceptuję... Tu była najpierw fascynacja czysto intelektualna (mój podziw dla jego talentu, wiedzy i umiejętności), potem, gdy się bliżej poznalismy, przyjacielsko-emocjonalna: kumplowska swoboda zachowania i przyjacielska bliskość, zaufanie i oddanie, a od jakiegoś czasu coraz silniej wkradają się te elementy erotyczne, strasznie silne przyciąganie, wiem, że bardzo mu się podobam jako kobieta, a i on jest bardzo w moim guście jako facet... Mógłby to byc więc związek idealny, zarazem dojrzały i jakoś tam racjonalny (te same cele, system wartości, itp.), jak namiętny i nieracjonalny ;-) Ale jest wielkie ale w postaci jego żony i synka. Właściwie to mam wrażenie, że już doszło do jakiegoś przekroczenia czy emocjonalnej zdrady, bo jeżeli on przylatuje do naszego miasta na dwa dni, i zamiast siedzieć wtedy w domu biegnie do mnie... Ale jak pisałam, nie znam obecnej sytuacji w jego związku. Co oczywiście niczego nie usprawiedliwia :-((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość blusbery
no i zostanie Ci w głowie na długie lata jako idealny ,jako wzór relacji damsko-męskiej będziesz zazdrościła jego żonie ,że ma go w domu itp itd mówię Ci to życzliwie bo wydajesz się bardzo wrażliwą ,inteligentną osobą - żonaty facet to jest bagno,bo to nie ma prawa się rozwinąć ,NIESTETY pomyśl o sobie ,nie pogłębiaj tego ,zostaw jako koleżeństwo, bo potem jest tylko ciężej,pozdrawiam serdecznie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Tu była najpierw fascynacja czysto intelektualna" "znajomy z pracy" "duzo czasu" to tak prosty i trywialny mechanizm, że aż szkoda słów ... czyli praktycznie takie same warunki jakie powodują, że zaczynamy kogoś lubić tak samo jak dziewczyny co chwilę zakochują się w instruktorach prawa jazdy ... wspólne przebywanie, razem, najlepiej na ograniczonej przestrzeni, robiąc coś zajmującego... a do tego to on jest tym lepszym w tym co robicie. i zauroczenie gotowe o ile on czegoś strasznie nie skopie albo nie wygląda jak ostatni łachmaniarz :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Ech, dzięki Blusbery, to bardzo racjonalne spojrzenie na sprawę, bez książkowego sentymentalizmu i koloryzowania, ale prawdziwe... Nie zniosłabym bycia kochanką, może nawet mniej ze szlachetnych powodów - nie chciałabym byc nigdy odpowiedzialna za rozbicie czyjejś rodziny - ale bardziej z powodów egoistycznych: bardzo by mi było źle w relacji składającej się jedynie z jakiś tajemnych schadzek, zwłaszcza, że mam prawie 30 lat i wiem, że chciałabym mieć kiedyś rodzinę, choć jeśli nie będzie mi to dane, to trudno, nic na siłę... :-( Brzydki Niski Beznadziejny, masz o tyle rację, że na pewno jest to trywialny mechanizm zauroczenia doświadczonym facetem o silnej osobowości, ale nigdy nie pracowliśmy razem. On wykonuje ten sam zawód co ja, w naszej profesji jest "gwiazdą", i siłą rzeczy był dla mnie od lat punktem odniesienia. Poznaliśmy w okolicznościach okołozawodowych, ale razem spędzamy czas jak najbardziej "prywatnie".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okawango
Przez pewien czas myślałam zresztą, że to może byc taki mechanizm, że on się jakoś dowartościowuje przy mnie, że bardzo mu pochlebia to, że jakaś młodsza o parę lat kobieta (i to nie z gatunku komediowych różowych Barbie, wzdychających "misiu, ale ty jesteś mądry, nie wiedziałam, że Berlin jest stolicą Niemiec") uważa go za mistrza, świetnie orientuje się w tym, co on robi, traktuje go jako autorytet, pyta o różne sprawy... Żona po kilkunastu latach małżeństwa na pewno inaczej się zachowuje, zwłaszcza, że z tego, co wiem, jej przeszkadza jego pracoholizm, ciągłe pobyty zagraniczne, traktuje więc jego pracę jak wroga. Z drugiej strony mam bardzo wiele dowodów na to, że nie jestem mu potrzebna jedynie do głaskania jego ego. Nawet moi rodzice, z którymi jestem bardzo blisko i którzy są cudownymi ludźmi, nie wspierają mnie aż tak bardzo, jak on, i nie orientują się tak dobrze w tym, co u mnie. On o wszyskim pamięta, dostrzega najdrobniejsze drgania moich nastrojów, interesuje się różnymi sprawami, a zarazem jest bardzo taktowny i delikatny. I zadziwiające jest, jak inaczej się przy mnie zachowuje, zamiast typowej dla niego złośliwości i ironii - stan nieustającego, przez wiele godzin rozmowy, rozanielenia ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×