Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ...staram się być szczęśliwa..

Samotność i jej smak..

Polecane posty

Smutne rzeczy piszecie.. ale prawdziwe.. Gdzie sens? nie wiem, nie wiem... ale chyba każda chwila jest taka cenna. Na przykład takie Imagine-pare nutek, parę minut a ile daje piękna. i taki lennon, nie miał łatwo a miał sens w sobie samym i pomimo egoizmu dawał innym cos takiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć. Przepraszam za ostatnie smuty. Miałem zły humor. Tajemnicza - chyba będę miał pewną książkę Ci do polecenia. Ale muszę trochę więcej przeczytać, żeby stwierdzić, czy rzeczywiście warto. Sporo wczoraj myślałem. Jest też druga strona medalu - tego z niewidzeniem sensu w tym wszystkim. Jesteśmy, każdy z nas, wyjątkowym zlepkiem - już pomijam warstwę fizyczną - różnych związków chemicznych, bo to nas wiele nie różni od innych istot, ale jakiejś świadomości - świadomość każdego z nas jest wyjątkową odrębnością - nawet gdyby nas sklonowano, to jestem przekonany, że będą to tylko i tak dwie odrębności. Jesteśmy zatem czymś niepowtarzalnym - niemożliwym do uzyskania, bo sami nie wiemy jak "uzyskano" nasze istnienie. Akurat nad tym nie myślałem za wiele. Ale myślałem nad sobą. Że skoro zawsze bajałem sobie w głowie o pisaniu, to może powinienem znów próbować. Tylko inaczej, skoro dotychczasowe sposoby nie działają. Nie znoszę terminów. Bo gdy termin jest daleko, to odkładam, a gdy blisko to trzeba się sprężać, gonić, jest stres i poczucie, że czasu za mało. Ale tak naprawdę widzę, że potrzebuję terminów - bodźców zewnętrznych przymuszających mnie do działania - bo bez tego wchodzę w takie szczegóły, które poleruję do "perfekcji", aż szczegół starty znika w ogóle, ja tracę widok na całość w tym dopieszczaniu szczegółów. Kiedy mnie goni termin, który mam narzucony z góry, nie mam czasu na duperele, nieistotne szczegóły, których inni pewnie nie widzą. Dlatego pomyślałem sobie, że skoro chcę próbować pisać, to powinienem to spostrzeżenie wykorzystać. Od niedawna w mojej okolicy są nawet studia kreatywnego pisania (jeszcze całkiem niedawno - rzecz nie do pomyślenia) Nie bardzo w sumie interesują mnie takie studia - bo po co mi to, studia nie zrobią pisarza, choćby mieć z tego kierunku i profesurę. Ale może ze względu na to ruszy się coś w zakresie jakichś warsztatów kreatywnego pisania w okolicy (bo póki co, to znalazłem dla dzieci, dla kobiet po 50. albo poetyckie). A nawet jak nie, to może bym się jednak przemógł do tych jakichś wieczorowych - tylko po to, żeby ćwiczyć pisanie - z jakimś takim obowiązkiem nadanym z zewnątrz. Bo moje główne problemy w tym to marne działanie przy motywacji "wewnętrznej" i braku terminu oraz to, że nigdy nie wiem, co tak naprawdę jest warte to, co powstało. Niby miałem jakieś opinie znajomych, niby kilka osób napisało komentarze po opublikowaniu tego w internecie - ale tak naprawdę nie wiem, czy są rzetelne, czy ot tak, po prostu napisane "sympatycznie" żeby mnie nie zranić, nie zrazić. Więc przydał by się ktoś "znający się" i patrzący chłodnym okiem. Potrafiący konstruktywnie skrytykować, doradzić. Ale nawet bez tego, póki co mam pewien sens - bardzo przyziemny, ale kawałek drogi - na najbliższy czas - skończyć mgr, obronić i znaleźć jakąś pracę, żeby zarobić - przede wszystkim na przyzwoity aparat - no i myślałem w dalszej kolejności nad porządnym kursem fotografowania. Może jednak w tej sytuacji odpuszczę to nawet i na rzecz zarobienie na takie studia kreatywnego pisania. Żeby coś ze sobą zrobić. A skoro to pisanie tak łazi mi tyle lat po głowie, to chyba od tego kierunku trzeba by spróbować. Uff, wybaczcie ten list i jego chaos. Ale musiałem się wypisać trochę. Choć też wiem, że takich stanów, takich deklaracji miałem niezliczone ilości (choć akurat o kreatywnym pisaniu nie, bo takich możliwości nie było w okolicy).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Not --- no faktycznie. Naszło Cię :classic_cool: Bardzo się cieszę, że masz jakieś plany i chcesz się rozwijać. To super :D Radzę Ci.. spróbuj wszystkiego.. będziesz miał co później wnukom opowiadać :P Świetnie piszesz, a takie studia pozwolą Ci się dodatkowo rozwinąć.. będziesz miał mniej czasu na użalanie się nad swoim życiem i kto wie ? Może na takich studiach poznasz jakąś kobietę :D :P Tak sobie pomyślałam..., że czas w końcu wydostać się z tej czarnej dupy bez przyszłości :classic_cool: Wyssany - tak, bardzo się cieszę, że się skończyły :D ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas damo się wydostać. To prawda. I cieszę się, że też tak sobie pomyślałaś. Powiem Ci, że trochę mnie natchnęła autorka tej książki o której wspomniałaś, i to zupełnie chyba nie tym, co natchnąć chciała. Tak w przedmowie napisała o sobie, że poszła na psychologię po czterdziestce. A jednak można. Bo mi się cały czas jawi w głowie, że teraz to już dla mnie za późno, żeby iść na jakieś kolejne studia. Bo jeśli rzeczywiście porządne, to dzienne. A ja już nie chcę być na utrzymaniu rodziców, więc odpada. No a o zaocznych sobie ubzdurałem, że to za dużo dla mnie - praca i zaoczne. Ale wiem, że to bzdury. Choć też wiem, że studia nic nadzwyczajnego nie dają - o ile nie są jakieś specjalistyczne tak jak np. Twoja medycyna. Ale w pisaniu nie potrzebne mi żadne dawanie - a najbardziej te dwie rzeczy o których pisałem. Choć przyznam, że jednak wolałbym zwykłe warsztaty. Skupienie się na pisaniu. Bo jeden z dwóch takich kierunków w okolicy - na najlepszej w tej okolicy uczelni (z wyłączeniem oczywiście technicznych) oferuje z tego co pamiętam ten kierunek tylko jako licencjat. A to mi akurat na grzyba. Szczególnie, że widziałem w programie wypełniacze w stylu "Współczesne systemy polityczne" oraz inne rzeczy jak Emisja głosu, dziennikarstwo radiowe, prawo, historia mediów itp. (a to kierunek "kreatywne pisanie") A jak dla mnie to bzdura, do niczego mi to nie potrzebne, nie widzę sensu żeby to wkuwać - mi potrzebne coś skupiającego się na pisaniu i okolicach tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wybaczcie te elaboraty, ale nie mam za bardzo już z kim o tym pogadać. A póki co plan krótkoterminowy i tak jest ustalony - dokończenie mgr i obrona. Żeby mieć wreszcie te badziewne studia z głowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojj przestań.. miło sobie tak pogadać :) No tak .. różnie z tym bywa.. niby masz świadomość, że musisz z czegoś później żyć i wybrać studia, rozwijać się w takim kierunku,aby później znaleźć dobrą pracę... choć niestety bywa tak, że kogoś interesuje coś zupełnie innego.. , coś co być może nie mieć przyszłości...przykre to :( Wtedy trzeba zrezygnować ze swoich marzeń tylko dlatego, żeby nie żyć później w biedzie.. Cieszę się, że będę robić to, co lubię, choć mam jeszcze dużo innych zainteresować, to muszę skupić się tylko na medycynie :O Lepiej mieć zapełniony grafik i być cały czas aktywnym, niż siedzieć i nic nie robić. Życzę Ci, abyś dobrze wybrał :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odpowiedz sobie sam na pytanie .. co chcesz w życiu robić, a co przyniesie Ci korzyści ? Jest naprawdę mnóstwo ludzi, którzy piszą wspaniale.. jeśli mam być szczera.. bardzo trudno się później wybić. Być może to kreatywne pisanie nie przyniesie Ci w przyszłości żadnego pożytku ? I czy chcesz te studia potraktować jak hobby, czy jak sposób na życie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chodzi mi o wybijanie się. Nie nastawiam się na zarabianie w ten sposób na życie. Choć było by być może fajnie. Ale poczucie wartości kłamie mi, że nie mam na to żadnych szans. A ja mu wierzę. (Szanse na pewno są małe, ale ja nie mam żadnych przesłanek co do tego, że żadne. Ale chociaż to niby wiem, to i tak nie wierzę). Nie zależy mi na tzw. dobrej pracy. Choć nie, znów poczucie wartości mówi mi czarno biało, że trzeba się jakoś zabezpieczyć - bo albo dobra albo tragedia, bieda i w ogóle. Czuję rozdwojenie. Z jednej strony rozumnie bardziej potrafię rzeczy hmm zrozumieć, a z drugiej tego nie czuję. Czuję, że rozum jest bliższy rzeczywistości. Ale moje działanie bliższe podświadomości. Rozum mi mówi, że dobra praca to praca dająca mi poczucie pozytywnego zatracenia się w niej, spełnionego odpłynięcia w nią (ale nie w sposób chory, zaniedbujący inne dziedziny) niezależnie od przyziemności finansowych. Ale podświadomość się boi. Właściwie boi się wszystkiego. Że się nie uda to i tamto. Że nie będzie ani taka praca, ani choćby bezpieczeństwo finansowe. Rozum ma większą racje. Ale niestety moje działanie i czucie mało z nim ma wspólnego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aha, takowe "studia" czy jakieś warsztaty w związku z pisaniem to raczej sposób na spróbowanie - przede wszystkim odpowiedzi sobie, gdzie ja jestem w tym pisaniu. Raczej hobby, bez nastawiania się na "zawodowstwo" ale też z takim lekkim nastawieniem, że jeśli by jednak coś z tego więcej wyszło, to bardzo super. Zatem próbowanie by robić to jak najlepiej - by iść w kierunku "zawodowym" ale przy jednoczesnym komforcie życia z czegoś innego, a wyjdzie jak wyjdzie. Bo ja nawet nie wiem, czy bym chciał pisać, czy to nie jest tylko moje rojenie. Na pytanie co bym chciał w życiu robić muszę szczerze odpowiedzieć - nie wiem. To pisanie roi mi się od wielu lat. Stąd jakieś tam przebłyski, że może to. I tylko tyle. Poza tym nie wiem nic. Bo nie mam odwagi i działam jak tchórz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chcę wyjść na materialistkę, ale pieniądze w tych czasach, to ważna rzecz :O Przypomnij mi.. co studiujesz ? :) Rozumiem Cię.. Albo zaryzykujesz, albo nie. W życiu każdego człowieka przychodzi czas na zastanowienie się nad swoim życiem i moment wyboru. Powiedzmy, że tych studiów by nie było.. Czy byłbyś szczęśliwy nie rozwijając się w kierunku pisania ? Jeśli nie, to zaryzykuj..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisałam, a Ty odpowiedziałeś :D Znam Cię bardzo mało, więc trudno mi doradzić w tej kwestii.. Żebyś tylko na starość nie żałował, że nie zająłeś się pisaniem. Ze mną też nie było tak łatwo. Długo zastanawiałam się, czy warto iść na te właśnie studia. To było moim marzeniem i sposobem na życie, ale uwierz.. podjęcie takiej decyzji też nie było dla mnie łatwe, ale zaryzykowałam. Wszystko przede mną.. mam nadzieję, że nie będę żałować :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Czy byłbyś szczęśliwy nie rozwijając się w kierunku pisania ?" Na to odpowiadasz już Ty sama: "Żebyś tylko na starość nie żałował, że nie zająłeś się pisaniem." Wiesz, podejrzewam, że jeśli znajdę "coś swojego", "swoje miejsce" to pisanie nie będzie miało żadnego znaczenia (oczywiście jeśli to będzie coś innego niż pisanie). Ale jeśli nie znajdę, a nie spróbuję, bo podejrzewam, że dręczyły mnie będą myśli "jakby to było? można było spróbować". Co studiuję - beznadzieję Zarządzania i Marketingu, jedno co pocieszające to że na dobrej (jak na polskie warunki) uczelni technicznej, więc sama nazwa uczelni i wydziału odrobinę to ratuje. Ratuje w sensie CV a nie moich "doznań" :P "W życiu każdego człowieka przychodzi czas na zastanowienie się nad swoim życiem i moment wyboru." U mnie to zastanowienie trwa i trwa, a wybory były mocno przypadkowe. Z pisaniem tu nie chodzi o studia. Bo mi pisanie potrzebne (niby prosta sprawa, siąść i pisać - niby!) a nie takie studia. A co do Twojego wyboru to jednak trochę inna sprawa - bo jednak z tego zawodu można żyć, nawet bez "przebijania się". Z pisania trzeba albo się "przebić" albo produkować ogromne ilości - a to też nie dla mnie. Już wolę hobbystycznie pisać, ale niezależnie. Pieniądze owszem - ważna rzecz, w zakresie żeby mieć za co żyć. żyć najlepiej godnie. Ale tak naprawdę podziwiam Martina Edena - tytułowego bohatera powieści Londona (wzorowanego zresztą ponoć na autorze), który walczył o swoje pisanie z ogromną determinacją, gdy los nie szczędził mu przeszkód których nawet nie mogę sobie wyobrazić w porównaniu do moich bzdur. Choć nie zakończyło się to happy endem - pisarsko mu się udało, ale nie osiągnął tego co szukał (początkiem drogi ku pisaniu była kobieta, w tamtych czasach z wyższych sfer - i to ona była motywacją. Ale wyszło tylko pisanie.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tajemnicza, miałem Ci zadać już ostatnio pytanie, ale wpadłem w dół, brzegi były strome, drabiny żadnej i jakoś popadłem w samoużalanie. Ale napisałaś niedawno, że marzysz o rodzinie - ale nie w sensie założenia własnej, tylko prawdziwej rodzinie - w sensie wymarzonych rodziców, jak rozumiem innych niż prawdziwi. I tak mnie naszło zaciekawienie, ale czy w tym wszystkim nie ma marzenia o Twojej rodzinie przyszłej - na to, na co masz wpływ? Ale pytam o marzenie. Nie pytam o być może istniejące obawy, które to "wypychają" z Twoich myśli (jeśli w ogóle masz takie marzenie) - że nie ma co marzyć, bo się nie uda. (Z tymi obawami odpychającymi marzenia to tak jak u mnie z pisaniem i choćby odwagą do przyznania się do tego marzenia. )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uhh.. podziwiam Cię.. ja bym się na takich studiach zanudziła na śmierć :P W tych czasach co drugi studiuje zarządzanie, a w Polsce na dobrą sprawę nie ma czym zarządzać :O Radziłabym wybrać coś praktyczniejszego, a nóż udałoby się z tym pisaniem, choć to tylko nadzieje i przypuszczenia :( Jednakże życzę Ci jak najlepiej ;) Niektórzy mówią pójdź za głosem serca ( choć ja zawsze kieruje się rozumem, ale ja to wyjątek :classic_cool: )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz.. zawsze było mi smutno i źle, bo nie miałam takiej rodziny jak inne dzieci. Chciałabym mieć prawdziwych rodziców, którzy by mnie wspierali, cieszyli się moim szczęściem, ale wiem, że to niemożliwe.. dlatego marzeń nie mam. Co do tego czy nie ma w tym pragnienia założenia własnej. Nie. Nie chcę mieć dzieci.. nie umiałabym być dobrą matką.. zresztą z wielu względów. U mnie to bardzo pogmatwane. Głównie brakuje mi rodziców.. moich rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Właściwie to ja nie mam rodziców. Przynajmniej się do nich nie przyznaję i oni do mnie też. Zawsze byłam zdana tylko na siebie.. czaisz ? Jako dziecko, nastolatka.. zawsze mogłam polegać tylko na sobie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przykro mi Tajemnicza. Wiesz, ja też nie czuję, żebym nadawał się na dobrego tatę. Zresztą nawet nie wiem, czy bym chciał. Ale się tak zastanawiam, skoro podobają mi się rodzinne książki Whartona (dla niego rodzina była sposobem na normalność w oszalałym świecie, który go mocno dotknął przede wszystkim traumą przeżyć wojennych). Skoro podobają mi się te jego opowieści, pewnie podkolorowane, wiadomo, nie może być zawsze kolorowo, to może ja w gruncie rzeczy też bym tak chciał, chociaż jestem na to zablokowany. Bo nie czuję, żebym się nadawał przede wszystkim, że dzieci to nie zabawki, to nie eksperyment z którego można się wycofać. A ja nie czuję, żebym potrafił uczyć małe istoty żyć dobrze, radzić sobie w życiu (nie tylko w sensie fizycznym, ale przede wszystkim uczuciowym), żebym potrafił dawać miłość, ciepło. Żebym potrafił się otwarcie porozumiewać. Żebym miał odwagę zbudować taką mocną więź, taką otwartą bliską. W sumie takiej, jakiej u mnie nie zbudowano. Choć ja ani trochę nie mam tak źle z rodzicami jak Ty. Wręcz przeciwnie. Nie mogę im nic zarzucić, poza tym właśnie, że nie potrafili czegoś takiego stworzyć - ale to nie ich wina, są tylko ludźmi. Ich dzieciństwa były raniące. I ja też nie umiem tak jak oni. Ale jednak sobie myślę, że może potrafił bym to zmienić, nauczyć się (wcześniej, a nie łudzić się, że będą dzieci to się wszystko we mnie nareperuje) gdybym wykonał jakąś dużą, mądrą pracę w tym kierunku. Może bym chciał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli chodzi o te sprawy, to się ja się na tym zupełnie nie znam. Mnie nikt nie nauczył miłości, zaufania, opiekuńczości. Nienawidzę dzieci.. być może dlatego, że sama jako dziecko szczęśliwa nie byłam. Co Ci dadzą dzieci ? Nie żyjemy w ciemnogrodzie.. to 21 wiek. Na co komu dzieci ? ( oprócz przedłużenia gatunku )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też się zanudziłem na tych studiach. Tylko nie miałem odwagi ich rzucić. Bo co bym miał robić. Nie myślę o niczym praktyczniejszym, bo skoro nie mam pomysłu na nic, to nie ma sensu wybierać żadnych studiów na oślep, choćby nie wiem jak bardzo praktycznych i perspektywicznych. Równie dobrze mogę znaleźć pracę o tych i zająć się jakąś dziedziną. Bo bardzo często studia nijak się nie mają do tego, co się zawodowo robi. I tak nie dają żadnej wiedzy praktycznej przeważnie. (Zresztą jak zauważyłem, to przede wszystkim na uczelni wciskanie tępego kitu, odwalanie roboty, bo trzeba w danym semestrze przedmiot przeprowadzić, porobić trochę problemów. Ale tak, żeby samemu się nie przemęczyć, jakiś egzamin machnąć. Albo się dowartościować, poczuć jak to wiele uczę, bo ludzie muszą wykuć stek bzdur których za dwa dni nie pamiętają i nie mają do czego pamiętać. ) Więc nie chcę żadnych studiów. Te o pisaniu to były w sumie w takim sensie, jakby nie było warsztatów w tym kierunku. Jedynie myślałem kiedyś o psychologii. Ale wiem, że to wynik tego, że sam czuję się pogmatwany. Nie chcę studiować czegoś w celach "od-gmatwania siebie". A nie czuję też, bym zagmatwany był w stanie komuś pomagać. (Choć to ponoć najczęstszy powód dla którego ludzie idą na psychologię).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mnie też nikt nie nauczył tego o czym mówisz. Może nie nienawidzę dzieci. Coś w nich jest takiego wyjątkowego, nie są zniszczone przez dorosłość, przez racjonalność, użyteczność, prosty rachunek środków na koncie bankowym. Potrafią marzyć i wymyślać rzeczy nam niedostępne. Ale nie umiem z dziećmi rozmawiać. Tak jakby się ich boję. Może w takim sensie, że jak i wszystkiego, nie umiem być dobrze dzieckiem. Nie wiem, na pewno dzieci nie są lekiem, jak mniemają niektórzy - nie byłem szczęśliwy, to od dzieci będę automatycznie uleczony i szczęśliwy, dam im dzieciństwo jakiego nie miałem. Na co. Nie wiem, może potrafią nas wiele nauczyć. I to w sferze właśnie uczuć,a nie tego co można wkuć czy "wiedzieć pożytecznie dla świata".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To tak jak było z nami.. Psycholodzy radzą innym, a tak naprawdę kierują do siebie.. wiem coś o tym, bo mam z nimi doświadczenie. To nie sposób. Jeśli chcesz w życiu pisać, to to rób.. może zgłoś się do jakiejś redakcji .. być może będziesz pisał jakieś artykuły ( chyba, że wolałbyś coś większego, czego Ci życzę ) :) Ja jeszcze rok się męczę, a później staż.. ehh.. muszę jakoś wytrwać :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eeee tam.. takie gadanie. Wszyscy tak mówią, a przyjdzie co do czego, to jest naprawdę różnie. I nie zapomnijmy, że przez dzieci są rozwody, psują się długoletnie małżeństwa, kobiety są zastraszone, bo boją się, że facet od nich odejdzie i zostawi samą z dzieckiem; kwestie finansowe, brak czasu, duża odpowiedzialność, brak czasu dla męża i żony, więcej roboty w domu ( pranie, gotowanie ) , ''ograniczenie'' rozwoju kariery itd. itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja z psychologami nie mam doświadczenia. Bo może zabrzmi śmiesznie lub żałośnie, boję się iść do psychologa. Boję się swojej reakcji, próby otwierania się. Choć myślę, że to jednak może być sposób. Tylko trzeba dobrze trafić. No i się otworzyć. Nie chcę pisać artykułów :P Mam dziwne wymagania, ale w sferze hobby to mogę sobie mieć. Ja już jestem na wylocie uczelnianych męczarni. Ale później trzeba coś ze sobą zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No to trochę racji jest. Ale na pewno dzieci to nie samo zło. Jak i nie cudowny lek na wszystko. Zresztą na etapie jakim jestem, zupełnie się nie nadaję do posiadania dzieci. Nie mam zamiaru ryzykować "a może to jakoś się jednak uda". Nie czuję, żebym był w stanie dać dziecku to, czego potrzebuje, by prawidłowo i dobrze się rozwijać na wszystkich płaszczyznach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapomniałam jeszcze o częstym zaniedbywaniu siebie (matek). Dla Mężczyzny posiadanie dzieci, to zupełnie co innego niż dla kobiety. wcale nie przyjemna ciąża, bolesny poród, ciało się zmienia, kobieta musi poświęcać dziecku mnóstwo czasu, mąż czuje się zaniedbywany przez drugą połówkę, no i najczęstszy ''problem''.. dziecko stawiają na 1 miejscu. Nic innego się nie liczy tylko dziecko, dziecko i dziecko.. brrrr... Z moimi dzieciatymi koleżankami nie da się już normalnie porozmawiać, bo gadają tylko o kupkach i smoczkach. MASAKRA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Naprawdę w sferze rodzicielstwa, to nie ze mną rozmawiać :P Już mi na kafe parę razy zarzucono, że jestem egoistką, bo dla mnie dzieci nie są ważne.. Jesteś młody.. po co tracić swoje życie na wychowywanie dzieci ? Nie chcesz się wyszaleć ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale może czują się szczęśliwe? Choć oczywiście to jest bardzo różnie. Życie ma przeróżne barwy i odcienie. Ale to wszystko prawda co mówisz. Ogrom odpowiedzialności. Zdecydowanie na pewno najpierw trzeba się dobrze dobrać w związku, potrafić się przed sobą otworzyć, zbliżyć - okazywać sobie uczucia. Jeśli się tego nie potrafi, to bezsens nawet myśleć o dzieciach. Ja nawet do tego pierwszego etapu nawet nie dotarłem. A dzieci to nie wiem rzeczywiście czy bym chciał mieć, nawet gdybym z tych względów co wyżej, mógłbym je mieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sooonia
A miało być tak pięknie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sooniu, co się stało? "Naprawdę w sferze rodzicielstwa, to nie ze mną rozmawiać Już mi na kafe parę razy zarzucono, że jestem egoistką, bo dla mnie dzieci nie są ważne.. Jesteś młody.. po co tracić swoje życie na wychowywanie dzieci ? Nie chcesz się wyszaleć ?" No ze mną też nie. Nie znam się na tym. W naaajbliższym czasie i tak nie będę miał dzieci, nawet nie mam "kompetencji" do zastanawiania się, czy bym chciał. Tak sobie tylko dywagowałem. Wyszaleć? Najpierw bym musiał się i szaleć nauczyć. I nie uważam, że to o czym piszesz to egoizm. Moim zdaniem większym egoizmem jest posiadanie dzieci jako leku na samotność, nieszczęśliwość czy tłumaczenie "jak będziesz stary to nie będzie miał ci kto szklanki wody podać. A już bzdurą jest posiadanie dzieci "bo tak wypada", "bo tak się powinno". To nie zabawki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×