Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Pomoc doraźna

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.3

Polecane posty

Gość gość
chory temat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszystkiego dobrego w 2014 zycze Pozdrawiam wszystkich yeez

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zycze Wam Wszystkim wszystkiego jak najlepszego w nowym 2014 Roku. Pozdrawiam Was cieplutko. 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wrocilam zeby powiedziec kilka slow od siebie. Ten topik bardzo mi pomogl w przetrwaniu i uwolnieniu sie z toksycznego, wyniszczajacego zwiazku. Jestem zupelnie sama 3 lata, nauczylam sie zycia bez partnera, nauczylam sie doceniac to co mam, uwierzylam, ze radze sobie doskonale. Wiem tez, ze te osoby (niewazne, kim dla mnie byly) ktore wmowily mi ze jestem trudnym partnerem, ze mam obciazenia i przeszlosc ktora ciezko zaakceptowac - nie byly mi zyczliwe a wrecz przeciwnie. Wiem, ze w przyjazni, partnerstwie, w rodzinie - trzeba sie wzajemnie wspierac. Trzeba swoja obecnoscia i nastawieniem sprawiac, ze bliska osoba staje sie coraz lepsza dla siebie, dla swiata; katalizowac w tych osobach to co najlepsze. W bliskim zas zwiazku partnerskim najwazniejsza rzecza jest zaufanie i poczucie bezpieczenstwa. I jak wiele to wlasnie "zalatwia" - nie ma niewygodnych przemilczen, lekow, domyslow. Toksyczne zwiazki i dlugoletnie zycie w stresie zafundowalo mi lekka depresje, zaczynam wkrotce terapie. Mialam trudne momenty w zeszlym roku bo depresja mnie dopadala. To mnie wygnalo do lekarza. Lubie swoja samotnosc, prywatnosc. Emocjonalna samowystarczalnosc. No, moze nie do konca... Bo czlowiek sam jest spokojny, poukladany, przewidywalny, nie ma leku, obawy - ale w sercu zieje pustka. Emocje, uczucia sa jakby zamrozone. Czasami tylko sie pokaza na chwile - na filmie na przyklad. Nigdy az tak nie plakalam na filmach czy przy ksiazkach jak w ostatnim okresie ale to bylo jak upuszczenie pary. Czulam sie potem lepiej. Nikogo nie szukalam. Pewnie, ze mialam marzenia. Kto ich nie ma? Ale marzenia rozsadne. W miare. Kryteria dosc wyszukane ale marzenia nic nie kosztuja. ...i chyba znalazlam, wlasciwie to sam sie znalazl. Ale jeszcze za wczesnie zeby mowic o konkretach. Jest cos co mnie niepokoi bo te wszystkie skompresowane emocje teraz sie ze mnie wylewaja i przytlaczaja. Prosilam wiec, zebysmy sie w tym tygodniu nie kontaktowali bo chyba zawalu dostane. Mam w glowie i splocie slonecznym wielki zderzacz hadronow. Poza tym funkcjonuje normalnie - pracuje, dzialam, spelniam swoje obowiazki. Tylko swiat sie zmienil i nic juz nie bedzie takie samo, bez wzgledu na to jak sie sprawy potocza. Ten mezczyzna to chodzacy spokoj, taki stabilny spokoj a nie flegmatycznosc, rozmowny, otwarty, optymistyczny. Starszy ode mnie - duzy plus. Nie widze swiatelka ostrzegawczego na razie ale jestem w pogotowiu w razie czego. Emocje emocjami, moga byc fajne, moga byc trudniejsze do zniesienia ale jak tylko alarm sie odezwie - uciekam. Nawet gdybym miala po nocach wyc. Musimy spedzac ze soba wiecej czasu zeby sie poznac, na razie sa poczatki i wiadomo. Tym razem jak nic nie wyjdzie to ja sie nie boje zostac sama bo wiem ze to tez jest dobre. Na pewno lepsze niz toksyczny, niewlasciwy zwiazek. Jak cos z tego bedzie - to dobrze. Jak nic - tez dobrze. Ale wazne, ze wyszlam do ludzi, ze potrafie sie zdrowo komunikowac, nie udawac, nie uderzac w cudzy ton, nie obserwowac zeby wyjsc naprzeciw i nie starac sie za bardzo czytac w myslach, uchodzic za osobe ktora ktos tam chcialby spotkac - tylko byc soba. To jest najuczciwsze. I ciesze sie, ze zycie mnie tego nauczylo, choc wysoka cene za te korepetycje zaplacilam. Mam dosc wysoka samoswiadomosc na dzien dzisiejszy i robie wszystko, by sie nie oszukiwac jak bywalo dawniej. Zeby widziec rzeczy takimi, jakimi sa a nie takimi, jakimi chce je widziec. Bo to prowadzi tylko na manowce. Zaczelam cenic swoj czas bo nikt mi go nie zwroci a latwo go stracic. Wole go spedzic sama niz z byle kim i udawac ze jest super. Tyle na razie - a co do spotkania to mozna rozwazyc taka mozliwosc. Bywam w Polsce dwa razy do roku. Pozdrawiam wszystkich Was i dziekuje za wsparcie, jakie od Was otrzymalam. To bylo jak przywrocenie do zycia - i pewnie niejedna z Was ktora ma za soba taki zwiazek - mysli podobnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko swiat sie zmienil i nic juz nie bedzie takie samo, bez wzgledu na to jak sie sprawy potocza. Swiat jest jaki byl- Piekny. ma te seme zasady co kiedys i funkcjonuje tak samo :) to ty sie zmienilas, twoje reakcje twoje zachowanie i twoje widzenie swiata, siebie i ludzi. Pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yeez - jakze milo Cie znow widziec! Oczywiscie ze to nie swiat sie zmienia tylko my - ale to taka mala licentia poetica :D Bo to tak wyglada na pierwszy rzut oka, nieprawdaz? Jak dochodzi do jakichkolwiek zmian w nas samych to najpierw wydaje sie nam, ze to zmienilo sie na zewnatrz. Bo patrzymy juz innymi oczami. Nie wiedzialam tylko jednego - jak bardzo sie znieczulilam emocjonalnie, jak wiele doznan wyparlam. I tych pozytywnych, i tych trudnych. Na swoim przykladzie widze, ze taka skrajnosc (wtedy uzasadniona bo bedaca mechanizmem obronnym) nie jest dobra bo jak sie czlowiek odblokuje to meczy okrutnie. Mnie juz nie psychicznie i emocjonalnie nawet bo sie wyciszylo - tylko fizycznie. Czuje sie jak po kilku maratonach - wyczerpana. Fizycznie. Detka. Bo psychicznie rownowaga - nawet popracowalam troche, dobrze mi sie tworzy. Mialam przerwe od poczatku grudnia bo swieta opedzilam wczesniej a jechalam na wakacje z synem, potem - wiadomo - Boze Narodzenie, Nowy Rok... Jakos zaraz po noworocznym weekendzie uruchomilam warsztat, sporo zrobilam w tym czasie ale takich projektow co to sie nie da od razu tylko kika dni trzeba. Mam opanowanych kilka nowych technik to sobie stosuje w roznych konfiguracjach. Jest dobrze. Ja rowniez pozdrawiam i niemniej cieplo :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
oneill, yeez miło znów was widzieć :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Martita898
Hej dziewczyny, widze ze temat podupada. Jest tu jeszcze ktos? Potrzebuje wsparcia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
taaaaaak,rzeczywiście rzadko sie odzywamy.ja np.pracuję od rana do wieczora.teraz akurat jestem w 1 pracy na opiece nad dzieckiem,ale mam 3 prace.tak w ogóle u mnie OK.myślę o Was czasami.brakuje mi rozmów z Wami. Pozdrawiam Was b.cieplutko. 🌻 ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość malenaa
witam mam metlik w glowie, widze co on robi zlego ale tez widze u siebi e jakies chore objawy, jak kkzb. Bylam u psycholog ale ona dala mi wyklad o podswiadomosci, ze niby 95% naszych dzialan z niej wynika, radzila sie wzmocnic psychiczne i w sumie zadnej konkretnej rady nie dala na temat naszego zwiazku. On tez podobno poszedl do niej, ale jak wrocil to z opinia ze biedny musi z wariatka zyc ze wzgledu na dziecko.. W moim przypadku nie ma przemocy w domu - raz byl taki incydent- poszlam na policje, zrobilam obdukcje a on mial sprawe w sadzie gdzie go lekko potraktowali. Wazne ,ze mam na to papiery i w razie czego moge je wykorzystac w sprawie cywilnej. Od tego czasu nie ma w domu przemocy fizycznej. Jest za to cos innego, jakis chora atmosfera. Trudno to nawet opisac. Czytam o psychofagach i zglebiam temat ale w takiej subtelnej formie jak u nas to trudno z cala pewnoscia stwierdzic co sie dzieje. To takie niby zarty ze kot i mama to lenie bo nic nie robia i spia caly dzien. Moja praca jest w zart obracana. Jak sie staram cos wyjatkowego robic na kolacje to on nie potrafi docenic, usmiechnac sie , byc mily. W sumie to czesto wyglada jakby mial mnie dosyc. Wtedy mi odbija i mam potrzbe kontroli, sprawdzam mu tel i skypa. Chore , wiem. Mam zamiar zaczac prace nad soba . Na razie jestem na etapie nie oczekiwania niczego. Napisalam mu list ze swoimi obserwacjami, nie oczekuje newet odpowiedzi. Od 2 tygodni zyjemy jak w separacji, tzn pod jednym dachem, ale nie rozmawiamy ze soba. chyba potrzebuje jakichs pytan kontrolnych, zeby to odpowiednio opisac.. mam nadzieje , ze ktos tu zajrzy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Martita - napisz, na pewno ktos sie odezwie, da wsparcie, wskazowke. Malenaa - to mi wyglada na kryzys, gdzie nie ma porozumienia ani nawet jego checi. Kazde w swoja strone ciagnie, nie bierze pod uwage kompromisu. Cos takiego istnieje. Jestescie w stanie sami, na spokojnie - porozmawiac? Bez oskarzen, obwiniania, osadzania - jak dwoje doroslych ludzi? Usiasc przy kawie czy drinku i byc szczerym. Otwartym. Chyba jest w Was jakies rozczarowanie rzeczywistoscia, rozgoryczenie. Bo na poczatku milosc, obietnice, wszystko jak w bajce a potem - szara rzeczywistosc. Skoro, jak piszesz, nie ma przemocy - sa tylko docinki, obojetnosc, pustka. To poczatek muru, ktory budujecie wlasnymi rekami. Jesli sobie uswiadomicie to i sprobujecie zrobic cos z Waszym zwiazkiem - moze przetrwacie. Moze nie. Z kryzysu sa dwa wyjscia. Az dwa albo tylko dwa. Moze troche mniej emocji a wiecej empatii. Z jego strony i Twojej. Moze powiedz mu, ze jego docinki bola. Ze jego zachowanie boli. Ze chcesz bliskosci takiej, jaka byla na poczatku. Ze Ci tego brakuje. Zwiazek sam o siebie nie zadba. Kilka slow moze o sobie - stalo sie to, co przeczuwala moja intuicja. Jestesmy razem. Zaczyna sie robic powaznie - zapoznanie z rodzina, spedzanie wolnych chwil razem - albo u niego albo u mnie. Plany wakacyjne, drobniejsze i wieksze udogodnienia. Wszystko wspolnie. Nie ja czy ty ale my. Razem. Wspolnie zasiadamy przy stole do posilkow. Wspolnie robimy zakupy. Niby nic wielkiego, ale tego mi brakowalo. Na wiosne bedziemy odswiezac co nieco u niego w domu. U mnie jakies drobne dorobki - schowek pod schodami, porzadki w ogrodku i drobne prace kosmetyczne. Jest wiez, zaufanie (tak!), dzielenie. Jest fantastyczna intymnosc i otwartosc na siebie nawzajem. Intymnosc, ktora rosnie z kazdym dniem. Potrzebujemy wzajemnej obecnosci. Rozmow. Smiechu. Dzielenia. Nie sa to jakies wielkie, spektakularne osiagniecia ale nam to wystarczy - ani ja ani on nie oczekiwalismy nie wiadomo czego. Tylko spokojnego, normalnego zycia. Jestesmy ze soba szczerzy - od poczatku. Nie ma udawania bo po co? Nie ma z mojej strony obaw - juz nie. Choc byly. Moze gdzies tam jeszcze jakies resztki watpliwosci... Nieistotne zupelnie. Co do tej intymnosci, o ktorej wspomnialam - stalo sie, przekroczylismy w niej pewna granice ktora nas mocno do siebie przywiazala (nie, nie mam na mysli wylacznie seksu czy erotyzmu!), balam sie wlasnie tego bo jest nieodwracalne. Cokolwiek zlego by sie stalo - pozostawi slad na zawsze. Cena ryzyka. Ale warto, naprawde warto. Czuje sie jakbym dostala drugie, nowe, pelniejsze zycie gdzie moge byc bardziej soba. Gdzie jestem wolna i bezpieczna. Bylo warto. Jest warto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
oneill a ty dalej nawijasz o sobie ? mimo lat nadal mala oneill dopomina sie uwagi innych troszke dajesz z siebie innym i zaraz znow o sobie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill - milo mi czytac o tym, ze tak dobrze Ci sie uklada. Ty pewnie nie bedziesz mnie pamietac, bo nie udzielalam sie na watku zbyt wiele... Chcialam tylko napisac, ze u mnie podobnie - znalazlam moja bratnia dusze. Jestesmy razem juz od 2008 roku. Mysle, ze jedynie ktos, kto nauczyl sie kochac samego siebie jest gotow na przyjecie milosci od innych. Mysle, ze nam sie udalo. Zycze Ci powodzenia i pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sekturorka32
Witam, jestem tu nowa. Jestem w toksycznym związku 2 lata. Nie jesteśmy małżeństwem. Nie potrafię odejść, płaczę, dużo płaczę, czuję się bezwartościowa, nicniewarta, brzydka, głupia, na niczym mi nie zależy. Mój partner nie odzywa się do mnie, bo nie. Matka u niego w domu piła, on tez pił, ale był na intensywnym leczeniu, nie pił potem 3 lata, odciął się zupełnie od znajomych, zmienił swoje życie - wtedy go poznałam, imponowało mi jego poukłądanie i dojrzałość. W miarę jak związek trwał (szybko się wprowadziłam do niego), były kłótnie, wytykanie błędów, mówienie jak mam coś robić, zero świąt, wychodzenia do ludzi, komplementów, zero przepraszam, jak mnie skrzywdził, zero dziękuje, jak się postarałam dla niego. Czułam, że to nie facet dl amnie, czasem w nocy sie budziłam i miałam takie poczucie, że nie jestem w odpowiednim miejscu, ale nie słuchałam tego głosu wewnątrz mnie, intuicji. Rozstaliśmy się oczywiście, bo odgrodził się ode mnie murem na jakiś czas, zero rozmów, zlewka totalna, nie było, spał osobno na ziemi, ja czułam tylko jedną wielką pretensję skierowaną do mnie, jakby mu rodziców zabiła. A nawet nie wiedziałam co zrobiłam źle. Czasem na początku jeszcze, on rozumiał, że źle robił, okazał skruchę, wiedział, żę to coś jest silniejsze od niego, że jest jak swój ojciec który ich bił, bo nie umiał sobie radzić z emocjami. Mój facet jest połączeniem matki alkohliczki i ojca boksera. Wrócił do alkoholu, nie wiem czy przeze mnie, czy tylko to wymówka, na problemy życiowe (finansowe i jakieś tam inne) ale ja jestem odpowiednią osobą - patologicznie - by się wyżywać, dobra, poukładana, wrażliwa, pomocna, kochająca za bardzo....skłonna do uzależnień, poszukująca swojej drogi, o niskim poczuciu własnej wartosci, upatrująca szczęścia w osobach jej przeciwstawnych - on w końcu taki wygadany, zaradny, zabawny...i mamy typowego kata i ofiarę. Męczę się strasznie. Nie jestem szczęśliwa, jeszcze na początku i seks był fajny i starał się, teraz już nic, sypiamy oddzielnie, nie rozmawiamy. Długie okresy milczenia, w sumie jego focha, bo ja wyciągam dłoń na zgodę, ale on jest jak obrażony pan, nie bo nie, nie ma czasu, ostatentacyjnie mnie olewa, choć wiele razy mówiłam, co mnie boli, czego potrzebuje, czego chce, tłumaczyłam jak psycholog, bo sie oczytałam, że ja się czuje tak i srak, że bądźmy dorośli, że damy radę, na różne sposoby - wszystko to nic, a jak jakaś zmiana to chwilowa, do czasu kolejnego problemu rangi" kupiłam ziemniaki zamiast ryżu, jaka ja jestem nieporadna życiowo....". Czasem też łapało takie coś, że nie naciskałam i zajęłam się swoim życiem, czasem on przychodził do mnie na zgodę, jednak nigdy nie przepraszał za swoje zachowanie. Ale teraz już to nie działa. Podjął leczenie w AA, tylko to jest grupa wsparcia a nie psychoterapeuta, było lepiej, po spotkaniach, był milszy i tak do zycia, ale znowu zaczal opuszczać zajęcia, ja się zawiodłam o czym go poinofrmowałam, ze dał ciała, pierwszy raz wyłamując się z postanowienia i nie idąc na spotkanie. Wiem, że trzeźwiejącym alkoholik jest cały czas na ciśnieniu, i ze to nie tak latwo po prostu przestac pic. Ale to ze przestanie pic, nie znaczy że się skończą probelmy. Bylismy razem u terapeuty, mowil, że to jest tak, że jak przstanie pic, to czeka go zmaganie z zyciem normalnym, w ktorym trzeba isc na zakupy, posprzątć w mieszkaniu i dziewczyna jest smutna, bo miala kiepski dzieńw pracy. jestem taka zmęczona, dbaniem w myslach o to, by bylo dobrze. Jas ię zapisuję na terapie dla współuzależnionych zeby miec sile walczyc o siebie, teraz jestem jak chorągiewka, albo nienawiść albo płacz, sama z soba nie wytrzymuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sekturorka32
Nie wyobrażam sobie z nim dziecka, nie w tym stanie, małżeństwa, on cały czas mówi o przyszłości, my, ślub, dzieci itp...ale to jest zupełnie oderwane od rzeycziwstosci, jak moga dwie osoby miec dziecko jak nienawiścią do siebie pałałają? Kiedys jeszcze był skłonny mnie posłuchać, zreflektowac się, postarać, teraz już nic, zupełna regresja. Jakbym byla jego najwiekszym wrogiem i byla odpowiedzialna za wszystkie mozliwe zle rzeczy ktore mu sie przytrafiaja. Czasem mowil mi ze mam racje, ze jestem od niego madrzejsza, ale jak przychodzi co do czego to jak mowie, nie dociera nic do niego. Nie umie przemyslec pewnych spraw i pomyślec o konsekwencjach. Mowie mu jak krowie na rowie, a on jest obojętny. Głuchy. Ma wywalone na mnie. Z jednej strony obiektywnie, to powinnam zawijać manatki, bo czuje ze ten facet mnie po prostu nie chce w swoim zyciu, pewnie upatruje we mnie problemow tego swiata, tak postapilaby zdrowa osoba, a ja nie moge odejsc od niego, caly czas mysle, ze to minie, ze w koncu zaufamy sobie, oboje pojdziemy na leczenie i bedzie jak dawniej, ze bedziemy silni i jesli to przetrwamy to potem bedziemy silniejsi, ze to próba ktora trzeba przeżyć przejść, tez jak sie rozstalismy swego czasu, mowil ze go zostawiłam wp roblemach, ze uciekłam...wiec kuźwa jestem teraz przy nim, ale ile mozna to znosic, czy czeka mnie jakas nagroda? czy on po tym wszytkim jak sie wyleczy chocaiz mnie przeprosi, zabierze gdzies, zrekompensuje te krzywdy? czy zdaje sobie sprawe z tego jak bolą jego slowa, gesty, jak kobiete bola takie rzeczy, jaka jest emocjonalna i jak to na nia wplywa? nie sądze...jak bedzie dobrze, to bedzie normalnie, dla mnie to nie jest normalnie, nie umie cieszyc sie zyciem, wyjsc gdzies na spacer, polazic po sklepach, posmiac sie, cieszyc zyciem, wiecznie jakas napinka, jakies cisnienia, ze kase zarabiac, ze milionerem chce zostac, ze kredyty brac, kim on to nie jest, szpanowanie przed innymi kim on nie jest co nie osiagnal, za tym sie kryje maly niedowartosciowany chlopiec i czasem mi sie wydaje ze tego chlopa kocham i tego chlopca chce uleczyć swoja miloscia, chcialabym zeby moja milosc i pokazanie mu jak moze wygladac zycie sprawila zeby uwierzyl ze jest wart tych uczuc, fajnego zycia...ale jak wszyscy wiedza, tylko osoba ktora sama che moze sie sama zmienic. ja moge co najwyzej zmienic siebie. ide dzis na terapie, okazalo sie ze jest miejsce. Po raz pierwszy w zyciu w grupie. boje sie troche, ale bez tego nie dam sama rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malenaa
opowiedz jak bylo na terapii jak wrocisz. Od razu mozesz sprobowac techniki uwalniania sie od negatywnych emocji- mi pomaga jak nie moge sie zebrac rano do kupy, zreszta zobacz, to 6-10 min zajmuje http://www.youtube.com/watch?v=Qh3LnQRZRvM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gingerbread new
sekturorka, napisz jak jest na terapii, czy idziesz do przodu czy raczej nie...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bio02
Witajcie Czytam ten topik od paru tygodni.Bardzo mi to czytanie pomoglo. Dziekuje za te madre wpisy! Teraz trzeba dzialc ale narazie dalej czytam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bio02
Buszujaca w zborzu zagladasz tu jeszcze? Co u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CudownaIrlandia
Witam ja również podobnie, jestem z facetem (Irlandczykiem), który, jest kompletnie skupionym na sobie palantem, niedojrzałym chłopcem; mamy dwójkę małych dzieci, co sprawia, że bardzo trudno mi w tej chwili odjeść od niego, z czego on sobie zdaje sprawę i to, uważam, wykorzystuje; problem nie leży tylko w nim, ale i w jego rodzinie, z którą on jest w nadmierny, chory, toksyczny sposób blisko; mieszkamy obok jego matki, oprócz niej mieszkają też tam trzy siostry; mój facet ma jeszcze brata, który niedawno wyprowadził się 'na swoje', ale jest to 2 minuty stąd, także tak jakby się w ogóle nie wyprowadził; kilka miesięcy temu pierwszy raz znalazłam ten topik i zwórciłam uwagę na wypowiedzi o'neill, która również była w związku z Irlandczykiem; nie chcę opisywać zawiłości mojego związku, bo byłoby za długo; chciałabym się od mojego faceta po prostu wyprowadzić, razem z dziećmi, aby być z dala głównie od jego rodziny, która jest pełna zawiści wobec praktycznie wszystkich wokół (jest typową rodziną ze wsi z wiejską zawistną mentalnością), która próbuje wychowywać mi dzieci na swoją modłę, która nastawia, zwłaszcza starszą córkę negatywnie do nauki języka polskiego, dla nich to jest wstyd, do mnie samej również negatywnie ją nastawiają; problem tkwi w tym, że ja pochodzę z miasta i mam nieco inne myślenie niż oni (co ich denerwuje, ogólnie ich podejście do ludzi z miast jest pełne zawiści); poza tym oni lubią, jak wszystko jest tak jak oni chcą; mój facet nigdy nie odciął się od nich mentalnie, oni działają jako całość i ktoś z zewnątrz musi się dostosować, co mi nie odpowiada, bo nie związałam się z facetem po to, by żyć regułami rodziny, z której on pochodzi, według mnie to jest nienormalne; było bardzo wiele rozmów z moim facetem, że to nie jest normalne, nie jest zdrowe, że jego rodzina wchodzi butami w nasze życie a nie powinna; jednak widzę, że do niego nic nie dociera, on nie rozumie, tego, co do niego mówię; miałam kilka spięć z jego siostrami odnośnie wychowania moich dzieci (chodziło o to, że im się wydaje, że są matkami mojej córki i na zbyt dużo sobie momentami pozwalały), wówczas mój facet stawał po stronie sióstr i ich bronił, to ja byłam oczywiście ta zła, że jak ja mogę zwracać uwagę jego wspaniałym siostrom; sam facet niewiele mi pomagał przy dzieciach, gdy sie urodziły, bo dla niego to zbyt duże poświęcenie i nudne, nieciekawe zajęcia, oddawał dzieci do matki czy sióstr, po 15 minutach przebywania z nimi a sam uciekał do pracy (zresztą uważam, że ma z tym problem), bo tam jest łatwiej, lepiej, przyjemniej; pracuje dla siebie, nigdy nie bierze urlopu, potrafi przepracować cały rok bez dnia urlopu, ciężko mu poświęcić jeden dzień na nicnierobienie czy na jakiś wyjazd, wszystko przelicza na pieniądze, szkoda mu na olej, na podgrzanie wody, na benzynę, gdy jedziemy z dziećmi gdzieś, na przedszkole dla dzieci, bo wówczas niemiałby pieniędzy na swoje zabawki, jest strasznym sknerą, o czym przekonałam się, gdy po urodzeniu pierwszej córki przestałam mieć własne dochody; miałam nie zgłębiać się w szczegóły, a wyszło inaczej, mogłabym jeszcze tak długo wymieniać i napisać trochę o przemocy psychicznej jaką stosuje, ale będzie dużo za dużo; o'neill, jeśli przeczytasz mój post, to chciałbym zapytać się, czy orientujesz się gdzie mogłabym się udać w mojej sprawie, chodzi o to, że na razie nie mam szans na wyprowadzenie się od niego, bez dochodów, w ogóle nie wiem jak mam zacząć, znalazłam się w matni, boję się iść do jakiegokolwiek urzędu, bo wiadomo że irol będzie na mnie patrzył jak na polkę, a mój facet jest irlandczykiem, nie ufam irolom zupełnie, zwłaszcza w tej chwili, oni są mili na pozór a w większości to zamknięci na inność ignoranci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CudownaIrlandia
zapomniałam dodać też, że oprócz konkretnych informacji, potrzebuję w tej chwili również, a może przede wszystkim wsparcia od innych dziewczyn w podobnej sytaucji, bo jestem zupełnie sama tutaj i nie mam nikogo po swojej stronie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bio02
Szkoda ze tu teraz tak cicho. Strasznie zle mi.Wkurzam sie ze ten proces zdrowienia z uzaleznienia od drugiej osoby tak dlugo trwa.Wkurzam sie ze tak dlugo myslalam ze to wlasnie milosc a nie chore uzaleznienie. Jestem 1,5 roku po rozwodzie a wciaz on zajmuje wiekszosc moich mysli. Czytam ten topik czytalam druga czesc i troche pierwsza czytam polecane lektury chodze na terapie a zmiany we mnie sa minimalne o ile w ogole. Kiedy bedzie w koncu dobrze w mojej glowie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bio02
CudownaIrladnio wspolczuje Ci serdecznie.Musi byc Ci ciezko tam samej w otoczeniu jego rodziny.Nie napisze nic madrego ale mam nadzieje ze dziewczyny cos zardza jest tu tyle madrych i zyczliwych osob. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam. Ja jestem Z mężem już 12 lat. 4 po ślubie. Sama nie wiem czy to co robi nazw to przemoc, bo to nie przemoc fizyczna. Mąż nigdy nie był dla mnie oparciem. Niby narzeka że nie jestem samodzielna, bo teraz z małym dzieckiem w domu jestem. A tak naprawdę nie mam w nim oparcia. Mam wrażenie że pasuje mu to że teraz nie zarabiamy bo może mi to wykonujące i robić że mnie ofiarę. Wzbudzal we mnie poczucie winy do tego stopnia że zaczęłam kupować/sprzedawać różne rzeczy na allegro. Jak dziecko miało kilka miesięcy odkladalam je do buraczka i robilam zdjęcia na aukcję, potem na pocztę z wózkiem obwieszona kopertami po to żeby mężowi przelew zrobić. On nie rozumiał tego że jestem zmecOna że małe dziecko to dużo pracy. Ujechalam tak 2 lata. A on wszystkiego się wyparł. Powiedział że nie miał żadnych oczekiwań finansowych od kad mamy dziecko. Na dowód mam jedynie przelewy na jego konto. Jak wychodzę gdziekolwiek z domu to robi mi takie jazdy żebym przypadkiem się za dobrze nie bawiła. Takich przykładów jest tysiące. Ale nic niby wprost. Mam go dosyć. Nienawidzę go. Z powodów finansowych nie jestem w stanie teraz odejść. Straszy mnie że zamierze mi dziecko. Czuje się jak jego rzecz a nie druga osoba w związku . Czasami.mam ochotę się zabić. Raz próbowałam ale chyba nie mam odwagi, a żyć też tak dłużej nie potrafię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ot, tak sobie zajrzalam w wolnej chwili... @CudownaIrlandia - nie pomagasz sobie mysleniem ze potraktuja Cie np w urzedzie gorzej bo jestes obcokrajowcem. To nieprawda i byc moze wlasnie w taki sposob rodzina Twojego partnera Toba manipulowala (dajac Ci do zrozumienia jak wyzej). Kazdy ma rowne prawa, jest w Irl nawet komisja ktora sie zajmuje naduzyciami w tym przedmiocie. Obecnie jestem w Polsce do 30 bm, jak wroce skontaktuje sie z Toba, co dwie glowy to nie jedna, moze cos wymyslimy jak wybrnac z Twojej trudnej sytuacji. Podaje mail: glassempire@o2.pl @gosc - wiekszosc z piszacych tutaj slyszala takie "strachy na lachy" ze dziecko zabierze. I ciekawe co z nim bedzie robil i jak sie zajmowal! Zabrac dziecko to nie takie proste, sad nie przyznaje opieki ojcu bo on chce na zlosc matce zrobic. Przemysl to bez emocji. I masz racje - Twoj zwiazek jest krzywdzacy, toksyczny. Jesli czujesz sie w nim nieszczesliwa to juz masz na to dowod. Pozdrawiam wszystkich i zycze spokojnych Swiat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po co siedzicie w chorych zwiazkach???? Nie kumam. Jest k***a zle to sie zawijacie. Nic prostszego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hey, Hey, Hey .... Girlies!!!! Udalo mi sie szczesliwie zalogowac, a najpierw was szczesliwie znalezc. O'neil, sloneczko, gratuluje z calego serca, ze znalazlas porzadnego faceta na moze reszte zycia. Niech ci sie szczesci i zloci. Zagladnelam tutaj chyba rok temu i wygladalo jakby sie topik rozpadl, a on jeszcze dycha i fajne osoby sie odzywaja. Usciski dla Yeez, Maji, Renty i wszystkich fajnych dziewczyn ktore tworzyly ten jedyny w swoim rodzaju topik. Oneil dobrze, ze nie przejmujesz sie zawistnymi wpisami ... "They see me rollin' - they hatin' " Tak, tak ... the haters love to hate. :-) :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×