Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

iga777

CESARKA NA ŻYCZENIE 2010

Polecane posty

Gość iwi_e
jeśli chodzi o cesarkę polecam klinikę Esculap w Bieslku...rewelacyjna opieka a cały poród za jedyne 490 zł ( mają umowę z NFZ)...pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Franki
Franka a mogłabys dać namiary na lekarza w wawie który wykonuje cc na zyczenie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć dziewczyny! Ja też rodzę w okresie świąteczno-noworocznym. Poważnie myślę o cesarce na życzenie, więc do Franki: daj pliss na priv kontakt do lekarzy w Warszawie. Z góry dzięki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Jestem 3 lata po operacji cesarskiego cięcia i chciałabym opowiedzieć Wam moją historię w nadziei na to, że nie będziecie podejmowały pochopnych decyzji, których konsekwencje są nieodwracalne. Mój post będzie do bólu szczery, mam nadzieję, że nikogo nie urażę. Prawie 4 lata temu zaszłam w ciążę, połowicznie planowaną, a raczej była to wpadka nazwijmy to "kontrolowana" z przyzwoleniem, cóż młode małżeństwo po ślubie, dziecko to przecież dar od Boga, więc stało się. Niestety moja ciąża nie została zaakceptowana przez rodziców. A konkretnie przez mamę, która od momentu kiedy dowiedziała się o ciąży zaczęła mnie prześladować i to dosłownie, tłumacząc przy tym, że czyni to dla mojego dobra, ponieważ mnie kocha. Pierwszą reakcją mamy na wiadomość o ciąży (pragnę tu dodać, że w ciążę zaszłam miesiąc po ślubie na skutek zawodności metody zwanej kalendarzykiem-zalecanym mi przez moją mamę jako jedna z najmoralniejszych metod)był krzyk: tak szybko zrobiliście sobie dziecko? Bezmyślni!!! Miałaś robić dalej studia prawnicze a tak będziesz nikim! Utoniesz w stosie pieluch a dzieci będziesz rodzić jedne po drugich. Szok.. Tata nawet się ucieszył na wnuczka. Mama stanowczo nie. Ile było tłumaczenia, ile prób nawiązania zdrowej dorosłej komunikacji, stanowisko mamy było twarde i nieprzejednane. Przyznam, że nie spodziewałam się tego. Potem pojawiły się sugestie jakobym zaszła w ciąże przed ślubem (ze strony mamy również) , moje bieganie po doktorach, udowadnianie po dacie badania usg , że zaszłam w ciąże po ślubie. Było to bardzo upokorzające zważywszy na fakt, że oboje z mężem jesteśmy ludźmi wierzącymi i pierwszy raz spaliśmy ze sobą dopiero po ślubie.. Ale cóż. Zaczęła się dzika gonitwa mająca na celu udowodnienie mojej mamie, że na pewno zrobię staż w sądzie i że zrobię uzupełniające studia prawnicze, że postaram się pracować w dobrej kancelarii a może nawet będę zdawać na aplikację radcowską, a także zbieranie dowodów na potwierdzenie , że nie jestem głodzona przez męża, zdradzana przez niego i wykorzystywana. Codziennie lub przynajmniej kilka razy w tygodniu otrzymywałam telefony od rodziców z zapytaniem czy mam co jeść, słyszałam sugestie na temat zła jakie wyrządza i wyrządził mi mój mąż, na temat mojej nieodpowiedzialności. Z zagrożeniem ciąży biegałam na staż absolwencki, lądując kilkukrotnie z silnymi skurczami w szpitalu, karetka zabrała mnie wprost z pracy. Mama ani razu nie odwiedziła mnie wtedy w szpitalu tłumacząc, że za daleko mieszkam a ona ma swoje schorzenia i sprawy. Leżałam pod kroplówką osamotniona i obolała, był przy mnie głównie mój mąż. Ale miałam jeszcze przed sobą zrobienie studiów prawniczych, całą ciążę się stresowałam, rodzice zaoferowali, że zapłacą mi za studia bylebym je zrobiła , byle mogli się mną pochwalić przed rodziną, w której jest już lekarz, sędzia i prawnik a ja? Ja niewiele sobą jak na razie reprezentuję.. To nic, że skończyłam swoje studia na piątkę, że otrzymałam pochwałę od przewodniczącego komisji . To wszystko nic.. Było coraz gorzej, łykałam garście tabletek na podtrzymanie ciąży, jeździłam ponad 300 km narażając siebie i dziecko do mojej mamy, byle nie była sama i nie czuła się odepchnięta przeze mnie. Nic to nie pomagało. Wstawałam codziennie o 5.00-6.00 rano byle zdążyć na staż, miałam potworne bóle kręgosłupa (mam podwójną skoliozę) i powolne rozchodzenie się spojenia łonowego. Wracając do domu po 7-8 godzinach padałam dosłownie na twarz, nie miałam siły na jedzenie, zmywanie, cokolwiek..Mama wciąż była niezadowolona, cieszyło ją tylko kiedy dzwoniłam ze stażu, że mam świetne wyniki jestem chwalona, poza tym mama namawiała mnie do rozstania z mężem i przyjazdu z dzieckiem do niej, a mąż.. mąż to jak będzie chciał pójdzie za dzieckiem.. :( To był prawdziwy koszmar. Rodzina męża również nie grzeszyła gościnnością i uprzejmością. Ich silne dominujące charaktery skuteczni mnie zniechęcały. Na koniec stażu zachorowałam na ciężką chorobę: gestozę objawiającą się puchnięciem ciała i wysokim ciśnieniem. Zatrzymali mnie znów w szpitalu i to był koniec. Miałam stan przedrzucawkowy-stan zagrożenie życia. Choroba objawiała się wysokim ciśnieniem i białkiem w moczu, mroczkami przed oczami i potwornymi bólami uciskowymi w czaszce.Ratowano mi życie. Ratowano życie dziecku, które już nie miało tlenu, ponieważ łożysko już od jakiegoś czasu z niewyjaśnionych przyczyn zaczęło się "starzeć" i spełniać swe funkcje, zupełnie jakby organizm odrzucał ciążę jako ciało obce.. Operacja odbyła się w kolację wigilijną, resztę pominę, ponieważ rzeczy przebaczonych nie odgrzewam po raz drugi . Operację wykonano szybko i niedbale. Po operacji na drugi dzień mama z tata pojechali do domu, mówiąc, że mają pracę i nie mogą zostać. Zostałam sama na pastwę losu " tego okrutnego człowieka mojego męża" , który codziennie mnie pielęgnował, karmił, mył i pomagał chodzić. Pierwsze dni po operacji były koszmarne. Ból nie do zniesienia, miałam zapalenie oskrzeli, każdy oddech był jak tortura a każde kichnięcie, kalsznięcie było straszne. Z trudem mówiłam, nie mogłam jeść, wstałam z łóżka jako ostatnia pacjentka na sali. Lekarze podawali mi lek , który jak się potem okazało jest lekiem PSYCHOTROPOWYM!!! (dopegyt) po którym spałam i nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Twarze i sytuacje rozmywały mi się, nie mogłam się wybudzić.Miałam silną depresję i zero woli walki dopóki nie zobaczyłam dziecka (notabene moje dziecko-wcześniaka zobaczyłam dopiero po kilku dniach) wtedy pomyślałam, że ono nic nie jest winne i wstałam, zaczęłam powoli chodzić z meżem po korytarzu. 2 lata po operacji ujawniły się zrosty i cysty, uszkodzony pęcherz moczowy i problemy z układem wydalniczym , układem pokarmowym. Moje życie to wielkie cierpienie,ból towarzyszy mi niemal codzień. Tabletki przeciwbólowe są moimi głównymi towarzyszkami.Męża mam wspaniałego, dziecko przekochane. Nie nie gódźcie się na cesarkę TO JEST OPERACJA. POWAŻNA OPERACJA NIOSĄCA ZAGROŻENIA I DALEKO IDĄCE CZĘSTO PÓŹNO SIĘ UJAWNIAJĄCE KONSEKWENCJE!!!! I dbajcie o siebie w ciąży. Ciąża trwa tylko 9 miesięcy ale to jak zadbacie o siebie w tym czasie na jakie relacje sie zgodzicie a na jakie nie znacząco wpłynie na stan waszego zdrowia i wasze oraz dziecka życie!!! Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale Ty przecież nie miałaś tytułowej cesraki "na życzenie" tylko ratującą życie!! robiona na szybko, na wariata -nie ma NIC wspólnego z zabiegiem wykonywanym na spokojnie w zaplanowanym terminie -każdy lekarz Ci to powie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...bo w pośpiechu łatwo o błąd :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×