Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mark09

Jak sprawić żeby wróciła

Polecane posty

Hm... Myślę, że nie powinieneś sobie zawracać głowy takimi "dylematami", czy ona nie poczuje, że się na niej odgrywasz. Myśl przede wszystkim o sobie, to Ty tyle czasu cierpiałeś (i nadal cierpisz), nawet przez moment nie zarzucaj sobie nic. Fajnie, że idziesz (nawet z koleżanką) potańczyć, zawsze się jakoś rozerwiesz, a poza tym wyjdziesz od ludzi. Wobec tego miłej zabawy i oczywiście liczę na zdanie relacji z wesela! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wróciłam z pracy, ale co to za życie. Ledwo z pracy wyjdę, to już płacze, wchodzę do domu to już się wcale nie powstrzymuję, tylko wyję z rozpaczy. Wczoraj kiedy przyjechał po swoje rzeczy i przy wyjściu uścisnął mi dłoń, serce waliło mi jak oszalałe, chciałam tą jego dłoń na zawsze zatrzymać przy sobie. Ta pustka jest ogromna, ja już nie daję rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
morelka- tak strasznie mi Ciebie szkoda.. Czas..potrzebny jest czas, mimo pękającego z żalu serca. Twój mąż może ma jakiś ciężki okres w życiu, coś w nim pękło, poza tym pewnie jest ta druga.. Nie wiem. Musisz być cierpliwa i przetrwać to. Ściskam Cie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uścisnął Ci dłoń? tak jak face
facetowi? matko, co za idiota!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No może idiota, ale jak to wytłumaczyć sercu, żeby przestało kochać. Choć rozum mówi, weź się w garść, to jednak chyba serce ma więcej do powiedzenia. Jego brat mi powiedział, że z tego co wie, to nie ma tej drugiej, ale przecież jak on to ukrywa, to przed wszystkimi, nie tylko przede mną. Jestem zła na siebie, że jestem taka głupia, bo tak jak to mówią, że miłość jest ślepa, tak właśnie ja jestem ślepa. On powiedział mojemu tacie, że od roku mnie nie kocha, ale przez ten cały rok on był przy mnie i mógł sobie stopniowo dozować to odzwyczajanie ode mnie, aż doszedł do tego co jest teraz, czyli że jestem mu obojętna i tego wcale nie przeżywa, za to on mi siebie zabrał z dnia na dzień, bez żadnego przygotowania i choć chciałabym żyć normalnie i się z tym pogodzić, to nie potrafię. Mam coraz częściej głupie myśli, bo już nie wyrabiam. Chciałabym zniknąć, zasnąć i już nigdy się nie obudzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Do morelki
na to co mówi jego brat weź poprawkę, bo po pierwsze to brat a po drugie facet, a oni się tak raczej wzajemnie osłaniają:( w Twoim przypadku walka o niego nic nie da. Nic nie dadzą zapewnienia o Twojej miłości i prośby o szansę. Może on musi zobaczyć co stracił żeby chcieć to odzyskać? Moja rada wyda Ci się banalna i głupia ale zmień coś w sobie: kolor włosów lub zaszalej trochę z ubiorem, zainwestuj w siebie, może jakiś kurs? cokolwiek? trochę oderwiesz się psychicznie i spojrzysz inaczej na wszystko.Do tego taka zadbana, wesoła "była żona" jest znacznie atrakcyjniejsza niż zapłakana i zaniedbana. A co do tej kobiety? skoro jej nie ma to do kogo te sms-y? do pogodynki? No sory, ale nie daj sobie jeszcze bardziej sieczki w głowie zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zmieniłam kolor włosów i reakcja męża byłą taka: "nie podobasz mi się w tych włosach". Odświeżyłam garderobę, zaczęłam chodzić w nowych ciuchach, zauważył to, ale potraktował bez entuzjazmu. Zadbałam o makijaż i to wszystko jeszcze przed tą jego pierwszą wyprowadzką. Teraz kiedy się wyprowadził, to już nie muszę się stroić, ani zmieniać, bo tak jak wspominałam mieszkamy daleko od siebie i nie mamy żadnego kontaktu, nie widujemy się, przypadkowe spotkania też nie wchodzą grę. Ja go nie proszę, już nie mówię, że kocham i tęsknię, nic. On jak coś chce, to pisze sms-a, więc przez tel. też nie zobaczy mojej zmiany. On sobie wyjechał do dużego miasta, gdzie każdy jest anonimowy, a ja zostałam w mieścinie, gdzie zaraz mnie ludzie wezmą na języki. Najchętniej uciekłabym stąd na koniec świata, ale praca mnie trzyma, a tyle co ją dostałam. Dlaczego to tak strasznie boli, a człowiek tak musi cierpieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mark09
Morelka,nie rob nic glupiego, nie warto. Nawet jezeli Twoje zycie wydaje sie teraz calkiem bez sensu i wszystko sprawia Ci bol, to jednak za kilka tygodni bedzie Ci troszeczke latwiej, na tyle zeby przestac miec takie rozstrojenie emocjonalne, zauwazysz, ze rade zycie bez niego. Bedzie Ci smutno, zle, przykro, ale bedziesz zyc dalej. Kiedys mialem taka sytuacje, 4 lata temu, wydawalo mi sie ze rzucila mnie milosc mojego zycia. Nie moglem sie pozbierac, zabralo mi to ponad rok, ale gdy w koncu sie otrzasnalem i zaczalem cieszyc sie swoim zyciem, to poznalem swoja, niestety teraz juz byla, ale dopiero przy niej czulem sie naprawde szczesliwy, a na wspomnienie tamtej bylej przechodzil mnie tylko dreszcz i dziekowalem Bogu, ze mnie rzucila.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiem jak to jest, kiedy się chodzi z chłopakiem i to się kończy, przechodziłam przez to dwa razy, ale pamiętam, że choć było mi również strasznie ciężko, to wiedziałam od pierwszego dnia, że to koniec, bo nic nas nie łączy. Kontakt się urwał od słów "zrywamy" i tyle. A teraz mam świadomość, że to jest mąż, cały czas łączy nas sakrament małżeństwa i co jakiś czas będziemy się musieli kontaktować w różnych sprawach. Już teraz boli, kiedy on układa sobie życie, wynajmuje mieszkanie (a ze mną nie chciał, bo ciągle niby nie było kasy, a teraz już jest). Te kontakty to będzie ciągłe rozdrapywanie ran :( A uniknąć się tego nie da. Przyznam się Wam szczerze, że kiedy wzięliśmy ślub to byłam spokojna i pewna, że to już na zawsze, że już zawsze będę dzieliła radości i smutki z tym właśnie człowiekiem, że już nikt nigdy mnie nie zostawi i że choć nie wiem jak byłoby źle, to przetrwamy, bo ślubowaliśmy sobie już na zawsze. Nawet jak było źle między nami, to ja nigdy nie miałam myśli, że zostawię go i będę miała spokój. Ja zawsze myślałam kategoriami "razem", "my". A teraz nic z tego nie zostało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oczy z guzików
Oj, Morelka, gdy się Ciebie czyta, to człowiekowi robi się wstyd za własne histerie. Ja się nie potrafie pozbierać po kilkumiesięcznym zaledwie związku, w przypadku którego obydwoje mielismy od początku świadomośc, że z ważnych powodów zewnętrznych pewnie się nie uda, a rozstanie przebiegło w możliwie delikatny sposób - trudno jest mi sobie wyobrazić, co musisz odczuwać, gdy rozpadło się małżeństwo, i jeszcze w taki sposób :-( Mark, dzielny jesteś, próbuję brać z Ciebie przykład. Teraz juz nie czuje tak wielkiej potrzeby odzywania się, a choc bardzo tęsknię za moim eksem i dalej zdarza mi się całe dnie marnować, bo w weekendy miewam napady płaczu, to jakoś próbuję sobie radzić. Pewnie, że bym chciała przyspieszyć tego "długiego maila", ale wiem, że nie mogę. Wiem od znajomych, że mój eks robi wrażenie bardzo nieszczęśliwego, że zapracowuje sie teraz do utraty sił i właściwie totalnie zniknął dla swoich przyjaciół. To zapewne bardziej sprawa tych innych problemów, ale pewnie też trochę rozstania, jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. Tym bardziej nie wiem, czego sie po owym mailu, którego on tak uroczyście zapowiada spodziewać, bo przeciez wytłumaczylismy sobie wszystko, znam jego motywacje - więc nie ma potrzeby, żeby cokolwiek tłumaczył, no a rozstanie było takie "na amen", nie na "danie sobie czasu", ze łzami z obu stron, więc bardziej zerwać ze mną nie może... I czy odkłada to pisanie, bo czeka na choć częściowe rozwikłanie się problemów? Jego taktyka działania zawsze była bardzo dla mnie tajemnicza i pokrętna, a teraz to juz w ogóle... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Postanowiłem napisać bo może kolejna rada osoby, która przeszła/przechodzi to wszystko sprawi, że komuś bedzie łatwiej, że będzie silniejszy. Mam 27 lat, a swoją już byłą poznałem z 7 lat temu (ja miałem 20, ona 17) i od pierwszego wejrzenia z mojej strony :-) ale z jej strony nic. Ale miłość ma wielką siłę i powoli zdobywałem jej zaufanie i zostaliśmy przyjaciółmi takimi co się zwierzają, wspierają, gadają godzinami i nie kończą się tematy. W tym czasie było też sporo cierpienia bo miała w tym czasie 2 chłopaków, ale szybko się kończyło bo ją krzywdzili. W końcu gdzieś po roku dała "nam" szansę oczywiście mówiąc, żeby nie psuć przyjaźni itp. ale mi nie o to przecież chodziło :-) Tylko była po tych związkach nieufna i miała niskie poczucie wartości, wielokrotnie mnie od siebie odpychała, że jest do niczego i żebym ją zostawił, ale nigdy się nie poddałem bo była dla mnie najważniejsza i udało mi się zrobić, że uwierzyła w siebie (napisała mi piękny list, że dzięki mnie czuje że jest piękna, wartościowa a facetom nie zawsze chodzi tylko o seks i ja jej to pokazuję) - trwało to z 8 pierwszych miesięcy. A potem.... bajka: motyle w brzuchu, zero nudy, pierwszy seks, rozumienie się bez słów (to było najpiękniejsze w tej miłości!), wspólne plany, kwiaty i prezenty bez okazji, wszyscy w około mówili że to widać że kochamy się jak nikt itp. Były nieporozumienia bo wiadomo uczyliśmy się siebie (swoich zalet i wad), więc normalne docieranie, ale zawsze po emocjach któraś ze stron mówiła, że szkoda czasu na kłótnie i zgoda :-) i tak było kolejne ponad 4 lata. A potem na ostatnim roku studiów zmanipulował ją jeden "facet" i się trochę zauroczyła w nim (potem się przyznała przed sobą i mną, że tak było) a mnie zmieszała z błotem i moje uczucie (nie będę wnikał w szczegóły, ale napiszę, żeby czytający mieli ogląd sytuacji, że powiedziała "że mnie nie kocha i nigdy nie kochała" na zimno bez emocji, a zawsze była osobą uczuciową i łatwo płakała i coś takiego przez gardło by jej nie przeszło). Walczyłem o to uczucie jak głupi, nawet gadałem z tym "facetem", robiłem to co wszyscy zakochani robią co jest błędem czyli milion smsów o wielkiej miłości, piękny list miłosny, który ją złamał no i w końcu wróciliśmy do siebie, przepraszała za wszystko, za te okrutne słowa (że tak nie myśli i to było żeby mnie spławić bo wiedizała że mnie to zaboli), obiecywała poprawę po tym jak jej pokazałem jak nią manipulował, jak kłamał i chciał ją tylko "przelecieć" i że ma inne itp. rostanie trwało ze 3 miesiące. Z początku byłem nieufny, ale zapewniła mnie że nawet kilka lat jest w stanie zdobywać moje zaufanie na nowo i zdaje sobie sprawę że będzie trudno. Dałem szansę - czego nie robi się z miłości. I kilka miesięcy się nie zawiodłem a potem już czułem że coś się psuje, zauważyłem to po skończeniu stdiów przez nią w tym roku i po tym jak wyglądał seks (jakby się zmuszała - czułem to - straszne uczucie). Poczuła wolność, zaczęła pracować, własna kasa, nowi znajomi ja przestałem się liczyć, zacząłem przeszkadzać, aż w jej imieniny zaczęły się smsy z kolejnym "facetem", zaczęło się od życzeń. No to powiedziałem, że obiecała mi że nie wrócą demony przeszłości (znów dała się zmanipulować) a to znów zaczyna się to samo co było rok wcześniej (praktycznie identycznie się zaczynało) to mi powiedziała, że nie zrezygnuje z tego więc wyszedłem i koniec! Przez pierwsze 2 tyg. pisała, że tęskni, że jej źle beze mnie no to mówię jej że nie musi tęsnkić bo jak zmieni swoje zachowanie to będzie ok ale ona że nie (więc tęskni, kocha ale tamten ją fascynuje i nie zrezygnuje no to bez sensu jak dla mnie). Potem 2 tyg. cisza i ja pękłem i napisałem że też tęsknię (wiem że błąd, ale dzięki temu dowiedziałem się na czym stoję) i zadzwoniła do mnie żebym już jej nie pisał takich rzeczy, że już koniec, że ona się dobrze bawi, że spotyka się z tym "kolega" jak go nazwała i że jest fajny, że jeżdżą to na kręgle, to na dyskotekę itp. i może w pracy się na niej skupić bo jakbyśmy byli razem to bym jej przeszkadzał i po pracy ona też musi w domu przygotować się do pracy a ja bym chciał się spotykać i bym zabierał jej czas (to mi się kupy nie trzyma bo z jednej strony nie ma czasu na nic bo zabiera pracę do domu ale z drugiej ma czas dla "kolegi" i z nim dopiero "łapie życie" , ale mniejsza o to). I że w ogóle rozstanie to dobra decyzja. No to powiedziałem, że jak chce to tak będzie i miesiąc się nie odzywam. Narazie opis mojej sytuacji w nast. poście napiszę jak sobie daję radę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ernan pospolity
9 miesiac idzie i nic sie nie zmienia...dzisiaj mam slabszy dzien tak bardzo za nia tesknie ale wiem ze nic nie moge zrobic to najgorsze uczucie ,jestem bezradny cierpie i nic nie moge zrobic zeby przestac...dzis wracalem z pracy idac miastem znowu setki wspomnien z miejsc kolo ktorych przechodzilem,sa takie dni jak dzisiaj ze nie mam sily naprawde jest mi tak cholernie zle,smutno , we mnie cos umarło ja nie czuje zycia nie potrafie sie szczerze usmiechnąc, nic mnie nie cieszy nie widze w niczym sensu,wracam codzien do mieszkania w ktorym nikt na mnie nie czeka...rok temu o tej porze moj boze jak calkiem inaczej moje zycie wygladalo...ile mialem..a teraz? nie mam nic,codzien czuje tylko bol bezdradnosc wobec tego wszystkiego,czesto pije wieczorami by na chwile poczuc sie lepiej, te mysli co ona robi z nim jak sie pewnie usmiecha i cieszy z nim zyciem,pewnie jest zakochana i szczesliwa... zycze jej tego,nikomu zle nie zycze ale dlaczego mi jest kolejny raz tak ciezko i beznadziejnie...nie mam sily,mam 29 lat i wiem ze juz najlepsze w swoim zyciu przezylem..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość akneladgam
tak źle to chyba nie będzie głowa do góry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po tej pierwszej sytuacji co była rok wcześniej oczywiście czytałem co robić by wróciła itp. i oczywiście radą była twardość (czyli nie odzywać się wcale) i znalezienie sobie zajęcia. Zrobiłem inaczej jak napisałem w poprzednim poście i zadziałało ale jak się okazało na krótko. A teraz postanowiłem zrobić wg "zaleceń", Czyli odnośnie mojego życia odnowienie znajomości, nowe pasje a odnośniej mojej ex nie pisanie że kocham, że tęsknię, żebyśmy wrócili do siebie. Muszę się tu przyznać że to jest najcięższe i daje radę nie pisać nic o miłości (oprócz tego jednego smsa że tęsknię) ale jakieś tam zwykłe rzeczy to czasem się odezwę (bo k...a nie daję rady tak wcale nic :-) tak raz na 1,5 tyg. przesłałem jej mailem zdjęcia na których jest a których nie wysłałem kiedyś a miałem, poprosiłem w smsie żeby dała mi nr do pensjonatu gdzie spędzaliśmy piękne chwile w górach 2 razy, bo chcę tam pojechać (to zrobiłem trochę żeby była zazdrosna że daje sobie radę i też sobie organizuję czas i chyba się udało bo powiedziała że zgubiła wizytówkę i nie ma tego nr a wiem że ma :-), a dziś że chcę żeby mi przesłała moje zdjęcia na maila na których jestem a których nie mam i tyle. A sam spotykam się z koleżankami, robię sobie plany na rzeczy które ona mi zabraniała np. skok ze spadochronem :-), kupuję nowe rzeczy, i odnowiłem przyjaźnie. I powiem tak: 1. Jest trudno, ale łatwiej się nie odzywać, jeśli jednak chcesz się odwołać do miłości która was łączyła to nie pisz miliona smsów tylko zwykły list gdzie szczerze i na spokojnie przelejesz swoje emocje (przeczytaj go kilka razy zanim wyślesz i zastanów się czy na pewno chcesz być z osobą która Cię skrzywdziła), 2. Samemu nie da się rady!!! A więc przyjaciele, tacy prawdziwi, którym trzeba się wygadać i popłakać - to daje wielką siłę! (moje 2 przyjaciółki wstrząsnęły mną jedna powiedziała, że jakbym do mojej ex pisał to bym się poniżał i że nie jest warta żeby się poniżać i mam być facetem a nie "babą", a druga nazwała mnie "MIŁOSNĄ DZIWKĄ" (czyli jak ona skinie że chce wrócić to polecę jak dziwka bez wartości) co mnie chyba otrzeźwiło najbardziej), ale sam bym nie dał rady sobie tego uświadomić), 3. Nowe pasje: ja dostałem do przeczytania książkę i wsiąkłem, chcę też skoczyć z tym spadochronem, wziąć udział w wyścigu samochodowym, pojechać gdzieś, 4. Uświadomienie sobie jaki jest nasz cel w obecnej sytuacji i tego się trzymamy: czy chcemy żeby wrócił/a na 100% i wierzymy, że będzie ok, czy nie chcemy już z nim/nią być a tylko przeżyć ten trudny czas gdy tęsknimy i jeszcze kochamy beznadziejnie (ja u siebie skłaniam się z dnia na dzień do 2 opcji, ale to ciężka droga bo w takiej sytuacji idealizujemy tą drugą osobę i chcemy po prostu miłości - normalne, ale musimy jak najwięcej myśleć racjonalnie wiem że to trudne ale musimy!!!), 5. Nowa miłość - tylko jeśli wiemy, że nie skrzywdzimy nowej niczemu niewinnej osoby i nie wrócimy na skinienie do ex!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! W innym wypadku będziemy świnią i sumienie nie powinno nam dać spać! Ale nowe znajomości, jak najbardziej ale trzeba uważać bo jesteśmy rozchwiani emocjonalnie i łatwo nam w tym czasie szukać substytutu tego co utraciliśmy i możemy łatwo dawać nadzieję innym - takie "przylepy" które chcą ciepła nieważne skąd, choć niektórzy odwrotnie - budują mur to też źle bo nowe znajomości to nowe zainteresowania i nowe horyzonty i zajęcie czasu żeby nie myśleć o ex, narazie tyle więcej dopiszę kiedy indziej. rzeczowa dyskusja mile widziana :-) Pozdrawiam wszystkich którzy cierpią, cierpię z wami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6. Bardzo ważne to starać się unikać ex bo jest łatwiej! Jak się z nią widzisz to wracasz do punktu wyjścia i dupa bo od nowa cierpisz! Nie stwarzać "okazji i przypadków" żeby się zobaczyć bo to prowadzi do dalszego pogrążania się (wiem że to kusi żeby ją chociaż zobaczyć, ja się ze swoją od rozstania widziałem raz jak mijaliśmy się na ulicy jadąc swoimi autami a tak wcale i porównując do sytuacji z przed roku jest o wiele łatwiej niż jak stwarzałem "okazje i przypadki" żeby ją chociaż zobaczyć)! Wiem że to ciężkie ale sam to teraz przeżywam i to po 6 latach!!!, więc nie piszcie że mi łatwo mówić. Nie, cholernie trudno, ale musimy żyć bo tracimy życie pogrążając się w żalu i smutku! Problem mają Ci którzy pracują razem i współczuję i tu tylko rada żeby ograniczać jak się da spotkania, uwierzcie że jest łatwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeznaczony- witaj:) Bardzo rozsądne jest Twoje podejście i te 6 pukntów- najbardziej spodobał mi się pkt 6- widać, że masz po kolei w głowie i nie chcesz nikogo krzywdzić. Wydaje mi się, właściwie jestem pewna, że powinieneś dać sobie całkiem spokój i nigdy nie godzić się nawet na powrót ex. Ona zachowuje się jak jakaś ździra (wybacz), która na każde skinienie męzczyzny, który jej się podoba/imponuje ląduje z nim w łóżku (podejrzewam, że tak się te jej 2 znajomosci rozwinęły). Z resztą nie ważne. Ważne, że Ciebie zostawiła 2 razy, wniosek- nie kocha. Zapominaj powoli, ciesz się życiem i wykorzystaj ten związek jako lekcję na przyszłość. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj. mam jeszcze kilka punktów tylko już dziś nie dam rady tego wszystkiego spisać :-) bo i tak się rozpisałem, nie myślałem, że aż tyle tego wyjdzie. Podziwiam, że chciało Ci się czytać to wszystko. :-) A mówisz, że pewnie się przespała z nimi.... nie dopuszczałem do siebie takiej myśli ale kto wie.... W końcu po nicku zakładam, że jesteś kobietą i widzisz jak to wygląda od strony kobiety. Jesteś kolejną osobą która mnie "otrzeźwia" i przywraca racjonalnemu życiu. Dzięki Ps. takie wstrząsy są najlepsze :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie wytrzymam już
A może bysmy tak zasypali anne_aniele spamem i wirusami, tak jak spamuje bezustannie to forum? Na taką bezczelną spamująca babę chyba nie ma innych sposobów, niech spada na drzewo :-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przeznaczony- wiesz, sądząc po tym, co napisałes to tak mi się właśnie wydaje. Skoro imponują jej inni faceci, jest nimi na tyle oczarowana, że nawet w Twojej obecności potrafiła pisać sms-y i bezczelnie mówić, że z tego nie zrezygnuje to wątpię, że skończyło to się na kawie i ciastku. Pewnie te sms-y były bardziej pikantne ,dlatego tak sie nimi zaabsorbowała. Nie wiem. Ale zostawić kochającego faceta dla jakichś przelotnych znajomości z "imponującymi" jej mężczyznami to już skrajna głupota i brak jakichś pohamowań. Gdyby każdy miał tak słaby charakter i "rzucał się" na każdego, kto mu "imponuje" w jakiś tam sposób to normalnych związków by nie było,bo każdy rozpadałby się, gdyby ten "imponujący" się pojawiał. Dobrze sobie radzisz, spełniasz marzenia i o to chodzi. Po co Ci ktoś, kto raz na jakiś czas będzie sobie robił skoki w bok, ot tak, bo ktoś jej zaimponował. Trzeba być twardym:D A Ty dajesz radę:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiedzcie czemu to zycie jest takie poryte?? Nie dosc że miesiąc temu zostawila mnie dziewczyna po 5 latach.. to wczoraj dowiedzialem sie ze mam bialaczke;((( Nie potrafie sobie poradzić z jej odejściem a tutaj jeszcze taki wyrok ;((( Jedyna osoba ktora by mnie wsparla w takiej chwili, odeszla;((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Toshibal- strasznie mi przykro. Będzie dobrze. I to nie jest żaden wyrok- dasz sobie rade i wyjdziesz z tego silniejszy. Głowa do góry! Poznasz jeszcze tę jedyną !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jakos mi sie nie osmiecha;(( znalem 2 osoby z bialaczka ktore zmarly ;(( boje sie tego;((( na szczescie znalazla sięosoba ktora mnie wyslucha i da sie wyplakac... przyjaciolka mojej EX a moja dobra kumpela... obiecala ze ta rozmowa zostanie miedzy nami.... nie mam z kim o tym porozmawiac... od kumpli się odsunalem bo wiekszosc to narkomani lub alkoholicy... a rodzicom jak narazie nie chce nic mowic.... sam to dusze w sobie i nie potrafie juz dluzej... ;(((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale spójrz, ile osób z tego wychodzi! Dobrze, że masz tę koleżankę-pogadasz sobie z nią i zrobi Ci się lżej na sercu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeznaczony ---- O kurwa, ale idiotke spotkales, dokladnie taki sam charakter jak moja ex :D :D No i w sumie nawet ogolna sytuacja podobna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Toshibal - ja mam kumpla który miał raka mózgu i się nie poddał i żyje i jest zdrowy i powtarza cały czas: "rak to nie wyrok i najważniejsze to się nie poddawać!" więc nie poddawaj się! Wygrasz tą walkę! Sid - no właśnie idiotka i nie ma co więcej pisać :-) Klementynka - po prostu dzięki za otwieranie oczu :-) A co do mnie to dziś zaszalałem na maksa z zakupami. Zmieniam swój image i nakupiłem masę nowych rzeczy w nowym-eleganckim stylu. Wydałem w 6 godzin 2155 zł i czuję że wyglądam super! :-) Jak mnie była zobaczy to będzie czuła że straciła takiego przystojniaka hehe...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochani ile można żyć nadzieją, że mąż zrozumie, wróci i znowu będziemy szczęśliwi? Od jego wyprowadzki "na zawsze" minęło dopiero kilka dni, a ja bym chciała natychmiastowego efektu i jego powrotu :( Ile można czekać i być może się tylko łudzić? Wiele mnie kosztuje, żeby się do niego nie odzywać, ale jakoś trwam w tym, choć co chwilę patrzę tylko na tel, czy on czegoś nie napisał :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Porzucony i czekający
Zauważyłem pewną zależność - otóż uczestniczymy/wypowiadamy się w podobnych tematach, dopiero wtedy, kiedy często jest już za późno. Sam obecnie jestem w podobnej sytuacji - moja narzeczona ze mną zerwała, gdyż jak stwierdziła, jej uczucie do mnie się wypaliło :/ Ja to odbieram nieco inaczej. Człowiek to generalnie istota samolubna, owszem zdażają się przypadki altruistycznego zachowania, jednak zdecydowana większość z nas jest najzwyklejszymi samolubami/egoistami, którzy myślą tylko i wyłącznie o swoich potrzebach. Piszą to po to, aby uzmysłowić Wam czym jest zakochanie - a jest ono zderzeniem się w tym samym czasie potrzeb dwóch osób. Te przysłowiowe motylki w brzuchu (określenie często używane przez kobiety) to takie zwykłe pragnienie przebywania z drugą osobą i radość, że ta druga osoba chce przebywać z nami. Specjalnie opisałem zakochanie, gdyż pomiędzy zakochaniem, a miłością jest ogromna różnica. Należy sobie zdać sprawę z tego, że zakochanie to nic innego jak realizacja swoich pragnień wynikających z naszego egoizmu. Po pewnym jednak czasie zakochanie powinno ewoluować w miłość, a miłość to całkowita odwrotność zakochania. Miłość jest zbliżona do dawania i do altruizmu. Miłość to ofiarowanie siebie całego bez względu na to czy otrzymujemy coś w zamian. Sens miłości doskonale opisano w Biblii: "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystko pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje..." Wiemy zatem czym jest zakochanie, a czym jest miłość. Każdy z Nas gdzieś w podświadomości wie, iż tak właśnie jest, że zakochanie jest chwilowe, a miłość nigdy nie ustaje. Teraz należy sobie uświadomić pewną zależność. Skoro większość z Nas to egoiści, to większość z Nas nigdy nie zazna miłości - tym samym większość z Nas jest niczym. (też fragment Listu Pawła z Tarsu). Przybliżając odpowiedź. Jeżeli prawdziwie kochasz to poczekasz bez względu na wszystko. Oczywiście nikt nie każe Ci czekać biernie, a czynne czekanie może sprawić, że w jego trakcie pojawi się zakochanie, które kiedyś może przekształci się w miłość i oby tym razem szczęśliwą. Osoba porzucona czeka i wierzy, że porzucający/a wróci. Czy jest jakiś sposób na odzyskanie ex? Wydaje mi się, że jedynym sposobem jest miłość, ale prawdziwa miłość, taka opisana powyżej. Bo cały problem polega na tym, że do tanga trzeba dwojga, a porzucony/a jest sam/a. Jednak zwrócić należy uwagę na to jakimi słowami rozpoczyna się mowa o miłości - miłość cierpliwa jest..., a więc jedynym sensownym rozwiązaniem jest czas, czas, czas, czas i czekanie, ale tak jak pisałem nie można czekać biernie. Czynne czekanie sprawia, że porzucający/a ma okazję zobaczyć co utraciła, my możemy przekonać się czy to jest rzeczywiście prawdziwa miłość i gdy złoży się tak, że ponownie się zejdziemy - to będziemy mogli dać z siebie jeszcze więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do Porzucony i czekający Bardzo pięknie to opisałeś odwołując się do Bożego spojrzenia na miłość. Ale jeśli mąż mówi, że już nie kocha, że od początku naszego małżeństwa nie było wg niego ani jednego dobrego dnia między nami to czy to oznacza, że to było z jego strony tylko zakochanie? Skoro przy pierwszym większym kryzysie wyprowadził się i nawet nie podjął najmniejszej walki o nasze małżeństwo, to czy to oznacza, że w nim nie ma uczucia miłości, a zakochanie już dawno minęło? Z drugiej zaś strony co możemy rozumieć przez czynne czekanie? Bo chyba modlitwę, nic innego zrobić nie można, tym bardziej jeśli ktoś nie życzy sobie kontaktu i skreślił już małżeństwa, zmienił swoje poglądy i uważa, że wszystko można rozwiązać, małżeństwo też. A przecież ślubował przed Bogiem co innego. Czy oprócz modlitwy my - porzuceni - możemy jeszcze coś więcej zrobić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Porzucony i czekający
Do morelka00 Widzisz, nie jestem w stanie odpowiedzieć, na postawione przez Ciebie pytania. Osobiście wydaje mi się, że Cię kocha. Dlaczego tak sądzę, otóż nie wierzę, że ktoś bierze za żonę osobę, której nie kocha (oczywiście nie wliczam tu sytuacji, gdy ludzie decydują się na ślub pod wpływem czynników zewnętrznych - naciski otoczenia, już tak długo jesteśmy ze sobą, więc się pobierzmy, będziemy mieli dziecko). Zauważyłaś pewnie, że napisałem kocha, a nie kochał. Widzisz ja jestem z założenia niepoprawnym optymistą i pomimo tego, że świat jest skonstruowany tak a nie inaczej, to wierzę w ludzkie dobro. Mogę natomiast wyjaśnić co mam na myśli pisząc o czynnym czekaniu. Chodzi o zorganizowanie sobie życia na nowo. Bezwzględnie zaprzestań uganiania się za nim. Zacznij częściej spotykać się z rodziną i znajomymi. Rozpocznij uprawianie jakiegoś sportu - fitness, pływanie. Poznawaj nowych ludzi, poszerzaj swoje horyzonty i realizuj marzenia, których realizacje odkładałaś na później. Zacznij bardziej dbać o siebie ubieraj się tak jak on zawsze chciał abyś się ubierała, pokaż światu swój seksapil. Człowiek to istota z natury ciekawska. Teraz gdy nękasz go smsa, rozmowami, telefonami, sprawiasz, że on czuje się osaczony i im Ty bardziej chcesz się zbliżyć, tym on się od Ciebie bardziej oddala. Gdy nagle przestaniesz okazywać mu swoje zainteresowanie - on po jakimś czasie zacznie się zastanawiać o co chodzi, że Ty już do niego nie dzwonisz. Odnowienie kontaktów ze znajomymi i rodziną Tobie pomoże w zabijaniu nadmiaru wolnego czasu oraz pozwoli przestać o tym wszystkim myśleć - on po jakimś czasie zrozumie, że nie był dla Ciebie wszystkim i stwierdzi, ona jednak potrafi żyć beze mnie (to będzie dla niego szok). Uprawianie sportu sprawia, że w ludzkim organizmie wytwarza się serotonina i endorfina. Hormony te są odpowiedzialne za dobre samopoczucie, nie bez pomowcu endorfina jest uznana za hormon szczęścia on gdy prędzej czy później się spotkacie, z pewnością zauważy zmianę w Twoim ciele. Będziesz smuklejsza, a całe Twe ciało będzie emanowało radością. Poznawanie nowych ludzi pomoże Ci w odpowiedzi na pytanie Czy ja naprawdę chcę jego powrotu po tym co mi zrobił? Czy ja go naprawdę kocham? (oraz może poznasz kogoś kto wpadnie Ci w oko) on zobaczy, że jesteś atrakcyjna towarzysko, a z ludźmi towarzyskimi zawsze chce się utrzymywać kontakt. Zadbanie o swój wygląd zewnętrzny i podkreślanie swych kobiecych atutów w połączeniu z zmianą sylwetki wskutek uprawiania sportu sprawi że nowi mężczyźni zaczną się Tobą interesować, Tobie da to pewność siebie a on gdy Cię ujrzy będzie chciał Cię mieć. Oczywiście nie można zagwarantować, że się zejdziecie. Tak jak pisałem większość z Nas nigdy prawdziwie nie pokocha. Jednak postępowanie w taki sposób jak opisałem Tobie da czas, a w konsekwencji i jemu. Ty będziesz mogła odpowiedzieć sobie w pełni obiektywnie, na to pytanie o którym pisałem wcześniej, a on będzie mógł za Tobą zatęsknić i zrozumieć jaki błąd popełnił. Takie postępowanie sprawi, że to on będzie musiał Ci pokazać, czy mu na Tobie zależy i to Ty kiedyś zdecydujesz, czy chcesz jego powrotu. Takie postępowanie rozłoży Twoje cierpienie w czasie tym samym nie będzie tak mocno bolało. Gdy zaś chodzi o modlitwę to wierzę, iż ona cuda czyni. Po prostu głęboka wiara to połowa sukcesu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×