Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mamadwjkidziecii

Gotowanie obiadów, już z tego zrezygnowałam.

Polecane posty

nauczyciele języka obcego zapracowani? :D niegotowanie obiadów, albo nieumiejętność gotowania, to kalectwo i taka bylejakosc zycia. ja tez czesto jadam w restauracji firmowej, bo pyszne i tanie jak barszcz obiady są, czasem wezmę na wynos męzowi. ale i tak minimum 3-4 razy w tygodniu gotuję np zupę krem z grzankami, piekę jakieś mięso na dwa dni, czy robię potrawę typu jednogarnkowa (leczo, gulasz, spaghetti, zapiekanka itd) poza domem jestem 10 godzin codziennie (z dojazdem), czasem jeszcze zakupy, czasem praca dodatkowa w domu poza etatem. gotowanie zajmuje mi 30-40 minut, przy okazji obejrze wiadomosci w TV. wielkie mi halo:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no naprawde.. - pisałam ze spędzam czas z dzieckiem zamiast stać przy garach. Pisałam też że praca w szkole to tylko część mojej pracy więc nie wiem o co ci chodzi z tą 10-16. Pisałam również ze każdy z nas je obiady w pracy bo tak nam wygodniej. Kiedy wracamy do domu, spedzamy razem czas. Fakt ze pracuję jeszcze wieczorami, czasem popołudniami, w zależności od tego czy mam grupę na dodatkowych, czy jakiś wieczorny kurs dla dorosłych czy tłumaczenie. Ale właśnie z tego powodu staram sie ten czas który jestem w domu spedzić na rozmowie czy zabawie z dzieckiem i mężem niż na gotowaniu. Gotujemy razem i jemy d=sobie razem w weekendy. I nie, nie siedzę codziennie na kafe - chyba ktoś akurat miał na mnie szczęście/pecha. Wpadam od czasu do czasu, podobnie jak wy. Tylko że wam wolno a mnie nie, nie wiedzieć czemu. I mój mąż nie jest niańką do dziecka bo staramy sie tak zorganoizowac dzień by w przypadku gdy jedno musi wyjść, zostawać z małym na zmiany. A tłumaczenia robie nieraz wieczorem gdy mały śpi. wszystko jakoś udaje sie pogodzić, a na gotowanie niestety szkoda nam czasu skoro mamy możliwosć jeść w pracy. Mam na siłę gotować skoro nikt tego nie zje bo już jadł? Naprawdę nie lepiej spędzac razem czas inaczej niż w kuchni? Nie jestem tylko nauczycielką, więc od tego zawodu możecie sie odczepić. Gdybym pracowala tylko w szkole, to miałybyście sporo racji. Miałabym czas na gotowanie. Widzę jednak ze wy macie jakis chory stereotyp i moje argumenty do was nie docierają. Mi Mała - tak, nauczyciel jezyka moze być zapracowany jeżeli jego praca nie ogranicza sie do szkoły. Lubiłam Cie czytać zawsze i uważałam za mądrą dziewczynę, widać pozory. Bo już Ci sie przeczytać nie chciało porządnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bukaa
Hmm, zdziwiło mnie stwierdzenie, ze nie opłaca się gotować obiadów. owszem, jak ktoś je w szkole i jeszcze przyniesie obiad dla męża, to faktycznie się nie opłaca, bo obiady w szkole są dotowane przez miasto, więc kosztują kilka złotych. natomiast jeżeli chodzi o jedzenie w stołówkach czy restauracjach, to nie zgodzę się, ze wychodzi taniej. Obiad to wydatek minimum 10 zł, przy 3 osobach to 30 zł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ja pracuję w szkole,
uczę niemieckiego i dodatkowo -po południu robię tłumaczenia pism sądowych i też z mężem jemy w pracy dziecko w przedszkolu, dyskusja jest na temat gotowania a nie ile pracuje nauczyciel.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kury domowe sio do garów!!!!
jak ktoś uważa że praca w szkole plus zajęcia dodatkowe wieczorami i tłumaczenia to mało, i że taka nauczycielka (plus tłumaczka i lektorka) ma mniej godzin pracy niż wy 8h za biureczkiem, to jesteście nienormalne. Wy pracujecie tyle co ona albo wiecej? Śmiech na sali. I jeszcze w domu wszystko przygotować na nastepny dzień i popoprawiać prace? Ja wiem co to jest bo mam na głowie 7 klas, wychowawstwo a popołudniami szkołę językową, wy wieczorkiem sobie odpoczywacie a ja szykuję ok 10 lekcji i poprawiam testy. Dziecka jeszcze nie mam ale z obiadów dawno zrezygnowaliśmy bo ja jem w szkole a maż w pracy. Ale święte kwoki zawsze muszą gdakać jak to trzeba gotować. ale jak sie wróci zza biureczka po 8h to moze i jest na to czas i ochota. ps nie każdy mąż jest taki jak wasz że nie ma obiadeczku to zły!!!! Mój mnie szanuje i woli bym odpoczęła po pracy i przed nastepną niż stała w kuchni dla jakiejs waszej głupiej zasady. Tylko ze wy tak macie, zagdakać jak ktoś ma pod jakimś względem lepiej niż wy!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Makarenaaaa
A kto je każe tak za kasą latać????a niech se jeszcze z 10 etatów weźmie.... I po cholere ona się tak tłumaczy???bo prawda w oczy kole!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Milenka79
co by sobie mąz nie znlazł mnie zmęczonej po pracy:))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dtyfyugkhigiufg
gratulacke interesujace bo naprawde wiecej kobiet powinno olewac prace dawrmowej kucharki i jakos soe rozwiajac swiat pelen pichcacych nad garami kobiet dosc juz tego czas zmienic zycie kobiet hurra!!! super babka http://www.youtube.com/watch?v=E-BO_Rb2gN4

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość JA ROZUMIEM PRACA ROZWÓJ
itp, ale to, ze piszecie, że gotowanie to przeżytek i się od tego odchodzi, to po prostu śmiech ogarnia. W krajach, gdzie jada się głównie na mieście a ludzie zatracili cenną zdolność przyrządzania sobie posiłków z podstawowych produktów, lekarze i dietetycy biją na alarm. Plaga otyłości i chorób z nią związanych. Znów wprowadza się naukę gotowania do szkół i promuje się domowe jedzenie dla mnie ta moda na żywienie się na mieście jest jak "moda" na plastikowe butelki i torby foliowe - też się dobrze przyjęły a teraz jest problem. rozumiem - wyjść sobie raz na jakiś czas na obiad, ale przez codzienne nierozsądne odżywianie się robicie same sobie i dizeciom krzywdę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U mnie gdyby moja Mama nie gotowala to tez bym kupowala jedzenie z baru. U nas w Saczu jest taki super bar "pod wierzba" sie nazywa i jedzenie jest tam bardzo tanie . Wiec nawet nie oplacalo by mi sie gotowac, co umowmy sie jest straszna harowa. A codziennie nie bede zupy-kremu gotowala :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak pracowałąm gotowałam z mężem na zmianę(częściej ja), pracuje na pół etatu, większość czasu w domu. Nie wyobrażam sobie nie gotować, jakiś tam obiad jest codziennie, a i do tego posiłki dla niemowlaka. Jagoda, to co Ty robisz całe dnie, gotuje Ci mama, Ty nie pracujesz, dzieckiem zajmuje sie teściowa? Tak bez złośliwości pytam, a nawet trochę zazdroszczę;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ooooooooooooooo
Paulina nie ltumacz sie im- to nieuki i kolki wiec zaraz cie zrownaja z ziemia za sam fakt, ze ty jestes kims a one same sa tepymi strzalami :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jhatreas
ja jadłam kiedyś obiady w szkole, ale mimo to miałam zawsze obiad w domu.Powiem tak -- bez obiadu w szkole da się życ, bez obiadu w domu - nie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka postawa mnie dziwiww
Skoro oboje mamy możliwość jeść obiady w pracy, a dziecko w przedszkolu, to po co jeszcze mam gotować w domu? Jestem w domu o 14-15 i miałabym czas, żeby ugotować obiad 3- daniowy, ale po co skoro dziecko i mąż są już najedzeni? Tylko po to, żeby razem posiedzieć przy stole?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fiolkka
no dokładnie - rozwala mnie ta gadka o stole. To co, mam powiedzieć kucharkom w przedszkolu by dla mojego dziecka nie gotowały??? I ja z mężem też zrezygnujemy po to, by po powrocie z pracy stać przy garach (po drodze moze na to zakupy robić jeszcze) - wyjdzie nas to drozej, pochłonie czas. Po co mam sobie roboty dokładac? Skoro jemy w pracy, nie jesteśmy głodni to na jakiego wała mi gotowanie? Przy stole owszem, siedzimy, ale np przy herbatce, jakims podwieczorku, kiedy gramy w gry planszowe z dzieckiem, układamy z nim puzzle czy malujemy. Nie trzeba zapieprzać w kuchni by potem przy stole siedziec. Chyba że wy inaczej nie umiecie spędzać czasu RAZEM????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mały odkrywca
A kto powiedział że gotowanie= zapiepszanie w kuchni? Przychodzisz do domu, bierzesz np mięso mielone, mieszasz z cebulką,przyprawami jajkiem itp,wyjmujesz blaszke z piekarnika, formułujesz wałeczki z mięcha i wsadzasz do piekarnika na ok 20 min. W tym czasie wstawiasz ryż i robisz surówkę np z marchewki i pora. Masz cały obiad w 30 minut. i wiesz co jesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
,Miss M , zajmuje sie dzieckiem , siedze na necie, sprzatam swoj dom, odpoczywam (teraz jestem w ciazy) aha, co do emertury bo pewnie zaraz na mnie naskocza ze nie bede miala na starosc z czego zyc to powiem wam , ze place co kwartal skladki emerytalne :) wiec bede miec emeryturke :) co prawda mala... chociaz moja mama tez tak robila i dzisiaj dostaje 700zl . Jak dla starszej osoby to ok. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja rozumiem autorki i nie rozumiem trochę kucharek z zamiłowania. Sama gotowałam dużo, jak bylam na macierzynskim dzien w dzien byl cieply obiad w domu. Potem wrocilam do pracy, zaczelam prace na zmiany, zaczelam specjalizacje,m mąż też dyżuruje w systemie zmianowym, zazwyczaj mamy dyzury w innych dniach zeby ktos byl z małą. Nie oplaca mi się gotowac, bo albo nie mam czasu, albo ugotuję a mąż bierze dodatkowy dyzur a sama tego nie przejem..w pracy za obiad , zupe i drugie danie place 7 zl i nikt mi nie powie ze taniej ugotuje dla siebie w domu. Inna sprawa gdybym gotowala dla rodziny ktora dzien w dzien jest po 15 w domu ,moglabym nakarmic 3-4 osoby i miec obiad np na dwa dni wtedy na pewno bym to podtrzymala. Gotuje tylko jedzenie dla 9 miesiecznej corki, ale poki co nie do konca moge to placzyc z naszymi potrawami, chociaz juz coraz blizej. Jedzenie dla malej zagotowuje w sloikach albo mroze, ale to inna sprawa. A co do pracy nauczyciela. Jedna z bardziej niewdziecznych profesji. Wszyscy widza tylko 3-4 lekcje dziennie, nikt nie widzi pracy zabranej do domu, zebran, uzerania sie z coraz gorszymi uczniami , ciaglej potrzeby doksztalcania sie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maz niedawno sam powiedzial,. ze w naszym domu marnuje sie tyle jedzenia i zebym nie gotowala bo to nie ma sensu, nie teraz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość te co nie gotuja
to wyrodne matki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja nie jemmm
Ja zazdroszczę mamom, które mają możliwość zjeść obiad w pracy. Ja pracuję w biurze, możliwości zjedzenia obiadu nie mam, jedynie zabieram sobie jakąś sałatkę i kanapki do pracy. Mąż również nie ma w pracy obiadów. Jedynie córka je posiłki w przedszkolu. Także gotować muszę i to najlepiej drugie danie, bo mąż nie lubi zup. Nie rozumiem tej nagonki i czepiania się. Ja chciałabym móc jeść obiady w pracy, a po pracy mieć więcej czasu dla dziecka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do jagodaa
"pod wierzbą" w saczu wcale tak tanio juz nie jest,a porcje takie małe ze dla dziecka i kobiety to starczy,ale facet se tym nie poje jagodo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kobieta gotująca
a co z weekendami? też każde je gdzie popadnie. Bzdura jest, że gotowanie jest az tak pracochłonne, wszystko jest kwestia organizacji. Te bardziej pracochłonne dania robie zwykle w dużych ilościach i mroże porcję np. żeby w momencie gdy póxno wracamy szybko podac na stół. Zwykle robię tak, że np jak robię gołabki, leczo, bigos, czy sos do spagetti ( itd) to zawsze tak by porcje były wiecej niż na jeden obiad i mrożę. A upieczenie kawałka kurczaka w piekarnkiku.... i zrobienie surówki, to rzeczywiscie wiele pracy? Jak rogotuje rosół( to troszkę trwa) to do plastikowych pudełek odlewam do zamrożenia trochę, tak, żeby np za dwa dni miec " podstawę" do jarzynówki( bo nie uznaję zup na kostkach rosołowych i wodzie). Jak się chce to można, a jak się nie chce gotowac to się nie gotuje, ale ideologi do tego się nie dorabia i nie usprawiedliwia się jak to super, że dzieci na mieście jedzą:) Wspólne posiłki to nie tylko jedzenie samo w sobie. Jest to terz czas dla rodziny.Często jest to jedyny moment , gdy wszyscy są razem w jednym miejscu:) bo taki zaganiany mamy świat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kobieta gotująca
a co do spędzania czasu z dzieckiem to też to robię:) poza tym często wspólnie coś robimy w kuchni chociaż córka ma 3 lata ( uwielbia mieszać, uwielbia przyprawiać czy łamac makaron na spagetti( co prawda trwa tyo reochę dłużej ale, radochę ma wielką). To tez jest spędzanie z czasu z dzieckiem:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sdsfsaffaf
"kury domowe sio do garów!!!! " o i oto objawy braku zbilansowanego żywienia....... agresja..........:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspólny posiłek to bardzo ważn
a rzecz w rodzinie! nie wyobrażam sobie żeby choć ten 1x dziennie nie zasiąść przy wspólnym stole! nie chodzi tylko o jedzenie - ale przede wszystkim o spotkanie! ....moje dzieci też chodzą na stołówki, ale po pierwsze tam obiad jest o 12, po drugie, raczej marny :O ja robię zawsze takie obiadokolacje na tą 17..... ...a w niedzielę robimy obiad dla całej rodziny - na zmiany- 12 osób! dzieci znają kuzynów/kuzynki/ ciocie - nie tylko ze ślubów i pogrzebów - tak moim zdaniem tworzy się WIĘZY RODZINNE! "Dom" to nie hotel gdzie się tylko spać przychodzi :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kkkkkkiiiiiikkkkkkaaaa
A kto ma teraz czas na gotowanie i codziennie celebrowanie wspólnego obiadu?? U mnie w rodzinie było tak jak u paulinki, matka nauczycielka wykupiła obiady dla całej rodziny w szkolnej stołówce. I też pracowała na 2 etaty, przez co w domu bywała nierzadko po 20.00 i obiady odbierał ojciec wracając z pracy. Że pogoń za kasą? Sorry, ale z czegoś trzeba żyć, nauczyciel dyplomowany z iluśtamletnim stażem pracy jest w stanie ze wszystkimi dodatkami wyciągnąc max 3000zł, a przy 2000zł raty kredotów i dwójce nastoletnich dzieci to wcale nie są kokosy. Poza tym moim zdaniem wspólne obiady w tygodniu są bez sensu. Ja, jako nastolatka wracałam do domu na godzinę, szybko jadłąm obiad i leciałam na dodatkowy angielski, albo inne zajęcia. Brat to samo. Nie da się w takiej sytuacji tak zaplanowac posiłku, żeby całej rodzinie pasowała godzina, miałam z angielskiego zrezygnować? Wspólne obiady, ugotowane przez mamę lub ojca (tak, tak, bo wyobraźcie sobie, że ojciec też może coś ugotować, a nie tylko wymagac podanego pod nosu obiadku i to przez pracującą żonę, jak tu niektóre napisały), jadało się u nas w weekendy. I nikt od takiego stylu życia nie umarł, nasze relacje są normalne, i uważam, że w dużym mieście, przy obojgu pracujących rodzicach, zajęciach pozalekcyjnych dzieci i wielu możliwościach załatwienia obiadu gdzieś indziej, gotowanie w tygodniu jest pozbawione sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kkkkkkiiiiiikkkkkkaaaa
I ja podobny model wprowadziłam w swojej rodzinie. Dziecko je w przedszkolu, my różnie. Ja mam nienormowany czas pracy i czasem coś ugotuje, czasem nie mam czasu, czasem po prostu mi się nie chce. Mąż jest lekarzem i tez czasami ma czas ugotowac obiad, ale z reguły jest albo w pracy, albo wraca zmęczony i też woli coś zamówić. Mamy pod nosem szkołę gastronomiczną i możemy tam kupowac obiady za parę złotych. Gotowanie miało i ma sens w rodzinach, w których jedna osoba (niekoniecznie kobieta) nie pracuje i ma czas, żeby zając się domem. U ludzi pracujących jest to już mały problem. Zwłaszcza, że w domu nie tylko się gotuje, trzeba też posprzątać, zrobić pranie, wyprasować i takie tam, a to też czas zajmuje. Więc po co go tracić na gototwanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wspólny posiłek to bardzo ważn
o rany chyba rzeczywiście wypowiadają się osoby które żadnych umiejętności z domu nie wyniosły :O ....mnie zrobienie praktycznie każdego obiadu zajmuje 30min nie więcej - a zmywa zmywarka :P ...pracuję po nawet 15h dziennie.... maż ma firmę więc w pracy jest cały czas.... dzieci chodzą na 2 języki od przedszkola, basen, szachy, tenisa.... mimo to udaje się każdemu wygospodarować tę godzinę pomiędzy 17-18.... ...tak jak pisałam to scal - nie mijamy się, to jest godzina wyciszenia, rozmowy jak minął dzień- planów na następny.... moim zdaniem dlatego warto! .... przecież nie trzeba od razu nie wiem jak pracochłonnych dań robić - podsmażyć kuskus z warzywami i wrzucić kurczaka do piekarnika to zajmuje jakieś 15 min!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mamajasiaipawelka
zgadzam sie z kkiiikkkaaaa. Najbardziej rozmieszyły mnie argumenty o "pogoni za kasą", czasy są takie, że faktycznie na mieszkanie dla rodziny z dwójka dzieci trzeba wziąc niezły kredycik i niby z czego to potem spłacać? Jak raz na forum babka napisała, że dzieci mają wspólny pokój, to została zakrzyczana, że najpierw się kupuje większe mieszkanie, a potem dzieci rodzi. To jak to w końcu jest, dwójka dzieci tylko dla tych co mają bogatych mężów albo spadek po krewnym? A drugi argument to ten z mężem, że niby meżuś znajdzie sobie inna jak żona obiadku nie poda. Śmiech na sali. Jakby ode mnie mąż wymagał gotowania po pracy to bym chyba ze śmiechu umarła, jak tak potrzebuje domowych posiłków to może chyba sam po pracy stanąć przy garach. To już nie te czasy, że kobieta prowadzi dom, a mąż zarabia na utrzymanie rodziny. A samodzielne (bez pomocy męża) prowadzenie domu prz pracy etatowej to jest HARÓWKA i już widzę jak takie "pracujące kury domowe" mają jeszcze czas dla dzieci:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×