Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość agzos

Historia pewnego związku. Proszę o opinie.

Polecane posty

Gość agzos

To co napiszę jest dla mnie bardzo trudne, ale muszę w końcu wyrzucić to z siebie. Uprzedzam, że mój post będzie długi i nudny. 16 marca będę miała rozprawę rozwodową. Sama podjęłam decyzję o rozwodzie w październiku ubiegłego roku. Tylko, że teraz zaczynam wątpić w swój zdrowy rozsądek. Mój mąż spotkał się ze mną dwa dni temu i powiedział, że mam do niego wrócić, że mamy zapomnieć o przeszłości i starać się żyć dalej bo jestem dla niego najważniejsza, a wszystkie jego wcześniejsze zachowania i słowa były spowodowane tym, że go zniszczyłam. I o ile miałam już poukładane w głowie i doszłam do wniosku, że wszystkiego na pewno nie zniszczyłam, o tyle teraz nie wiem czy On nie ma racji. Mam straszne wyrzuty sumienia i straszne poczucie winy. Nie mogę znieść momentów, w których mąż mówi, że chcę zniszczyć jego plany marzenia, że zawsze marzył o rodzinie, a ja mu to wszystko zabieram. To taki skrót. Teraz historia mojego związku w pigułce. Poznaliśmy się osiem lat temu. Prawie od samego początku uznałam go za ideał. Po jakimś czasie pojawiły się kłótnie, które po jakimś czasie zamieniły się w awantury. Podobno z mojej wyłącznej winy. Ja widzę to trochę inaczej. Gdy czułam, że coś jest nie tak to starałam się od razu wyjaśniać sprawę, ale On zazwyczaj nie chciał mnie słuchać i tak od słowa do słowa... Bardzo często kłótnie dotyczyły mojej rodziny. Uważał, że kocham ich bardziej od niego. Nie umiałam mu wyjaśnić, że to, że jestem z nimi związana, nie znaczy że kocham Go mniej. On ze swoimi rodzicami nie miał dobrych relacji, często uciekał od nich do mnie, ale po jakimś czasie to ja i moi rodzice staliśmy się dla niego złymi ludźmi - przez pierwszy rok małżeństwa mieszkaliśmy u moich rodziców. Wtedy to awantury trwały często do późnych godzin. Wiem, że moim błędem było to, że starałam się, żeby mnie zrozumiał, a przez to im bardziej on mnie ignorował i wyśmiewał, tym bardziej ja stawałam się coraz bardziej napastliwa. Wtedy zaczęły się jego pierwsze wyzwiska pod moim adresem. Ale zaczęło się też coś, dzięki czemu może słusznie mówił mi, że jestem najgorszą osobą w jego życiu, że jestem śmieciem, że nie powinnam chodzić po ziemi i że jestem chora psychicznie (nie starczyłoby miejsca na wszystkie epitety). Zaczęłam go szarpać. Gdy nie chciał spojrzeć mi w twarz mimo moich próśb, łapałam go za twarz i wykręcałam w moją stronę, gdy chciał wychodzić nie wysłuchując mnie, szarpałam go za rękę. Potem dochodziło między nami do regularnych szarpanin, a czasami bójek. Nigdy wcześniej z nikim się nie biłam, a tutaj stawałam się taka agresywna. Jednak nie działo się tak za każdym razem. Czasami po prostu płakałam. Wtedy on kpił ze mnie, wyśmiewał i mówił, że mnie to tylko dres mógłby walić. Po roku mieszkania z moimi rodzicami poszliśmy na swoje. Myślałam, że będzie lepiej, że na swoim jakoś się dogadamy. Ale nie, kłótnie były tak samo częste i coraz trudniej było mi to znosić. W końcu przyszło na świat dziecko. Ale po narodzinach córeczki było jeszcze gorzej. Potem pojawił się facet mojej siostry i było jeszcze gorzej. W końcu byłam w takim stanie, że wylądowałam u psychiatry i przynajmniej zaczęłam po antydepresantach normalnie spać i jeść. Tylko wiecie co, może to rzeczywiście wszystko moja wina. Może te wszystkie wyzwiska (mąż był pod tym względem pomysłowy), to ignorowanie, brak czułości i porozumienia były spowodowane moim nieakceptowalnym zachowaniem. Naprawdę wiele razy go przepraszałam. A teraz go niszczę bo chcę odejść. Tylko czy on nie powinien odetchnąć z ulgą, że uwalnia się od "kurwy ludzkiej"?. Na początku groził mi śmiercią, potem mojej siostrze, a teraz mówi z cierpieniem w oczach, że to wszystko nie miałoby miejsca gdybym była bardziej cierpliwa, czulsza i lepsza. Nie mogę poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Może rzeczywiście jestem niedojrzała emocjonalnie i nie umiem żyć w małżeństwie? Wiem, że popełniałam błędy, ale w moim mężu jest coś takiego, że ciągle czułam presję i chęć udowodnienia mu, że jestem dobrą kobietą, co przynosiło odwrotne skutki. A teraz muszę żyć z poczuciem, że rozwaliłam mu życie. To moja historia w pigułce. Bardzo małej. Jeśli ktoś nie uśnie w trakcie czytania, to proszę o szczerą opinię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika. . .
Tak czy owak Wy nie kochacie się. To toksyczny związek,toksyczni jesteście oboje. Moim zdaniem powinniście się rozwieść. Dobrze,że przy tym wszystkim nie macie dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nbsx
ja nie usnelam :) i moge powiedziec jak to widze nie ma w tym twojej winy!! typowy syndrom ofiary, nic nie jest wytlumaczeniem na to ,zeby bliska osoba toba pomiatala i rownala cie z ziemia, nie jetes winna temu ,ze twoj maz jest nieobliczalnym czlowiekiem, tacy ludzie sie nie zmieniaja, a jesli to tylko na chwile ,pod grozba jakiejs straty, zobacz jakie podal ci powody ku temu , zebyscie sie rozstawali, nie to ,ze cie kocha, nie , ze cie przeprasza, ze sie zmieni(typowe puste obietnice), tylko , to ,ze ty jemu zycie znieszczylas i zrujnowalas marzenia, coz za egoistyczne podejscie! Mysli tylko o sobie, a gdzie w tym wszystkim jetes ty??twoje zrujnowane zycie i nerwy? a gdzie twoje szczescie? malzenstwo to nie podporzadkowanie sie, ale wspolne zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to proszę o szczerą opinię jesli troche to dopracujesz i rozwiniesz to mozesz probowac sprzedac do jakiegos czasopisma albo poczekaj na rozmowy w toku w temacie patologicznych relacji w malzenstwie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rrrrrrrrrred
Nie mogę poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Może rzeczywiście jestem niedojrzała emocjonalnie i nie umiem żyć w małżeństwie? - tak to na pewno. Kilka rozmow z psychologiem nie zawadziloby z pewnoscia. Ale przede wszystkim, jak juz ktos wyzej napisal - TO TOKSYCZNY ZWIAZEK! Miedzy innymi dlatego tak ciezko ci sie od niego uwolnic, ale musisz to zrobic, bo macie dziecko a ono nie powinno dorastac w takiej atmosferze i przejmowac takich wzorcow rodzinnych gdzie ojciec z matka wdaja sie regularnie w bijatyki a wyzwiska sa na porzadku dziennym. Nie ludz sie ze on sie zmieni, albo ze ty sie zmienisz -jesli sie uda to tylko na jakis czas a potem znow wrocicie do dawnych praktyk, bo juz przekroczyliscie te "magiczna granice" - mam na mysli to ze pozwoliliscie sobie obydwoje na zachowania ktore sie nie do przyjecia miedzy kochajacymi i szanujacymi sie ludzmi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika. . .
Przepraszam nie doczytałam o dziecku ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też uważam, że to toksyczny związek. Twoj mąz teraz Tobą manipuluje, próbuje zrzucić winę tylko na Ciebie i jak widać udaje mu się to. Nie wierzę, że może być lepiej między Wami. Szkoda zdrowia psychicznego. :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
Dziękuję za szczerość. Wiem, że też przekroczyłam granicę. Tylko nie umiałam radzić sobie inaczej w momencie, gdy chcę powiedzieć o czymś mojemu mężowi, a ten np. ogląda telewizję i się śmieje. Innym razem po moich pierwszych zdaniach mówi zamknij się i wychodzi. Gdy próbowaliśmy jakoś porozumieć się on po tygodniu zapominał o postanowieniach. Dla niego powiedzieć, że jestem niedojdą, głupią babą nie było żadnym problemem. Dusiłam w sobie emocje, bo każda próba rozmowy to jedna wielka kłótnia. Starałam się być dobrą żoną. Diabeł wychodził ze mnie gdy po raz enty nie chciał mnie słuchać. Jego prośby były dla mnie priorytetem, jednak on ciągle zapominał o banalnych sprawach. Często przeinaczał fakty. Nie chcę się wybielać. Wiem, że ponoszę pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Nie rozumiem tylko dlaczego nie umiałam się opanować, choć tak bardzo się starałam. Wiem, że go krzywdziłam. Nie rozumiem też, dlaczego wcześniej z nikim innym nie wchodziłam w takie konflikty. Do psychologa chodzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
I jeszcze jedno nie dawało mi spokoju. On o sobie mówił, że nie zna wielu tak dobrych ludzi jak on sam, a ja jestem złym człowiekiem. Ja miałam mnóstwo wyrzutów sumienia, zastanawiałam się jak mogłam znów się tak zachować, a on uważał, że jedynym jego błędem jest to, że nie dał mi się przerobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooo, jaki dobry człowiek
który wyzywa i szarpie się z żoną. No faktycznie, rozmawiacie jak gęś z prosięciem. A tu jeszcze zadam takie kontrolne pytanie: uważasz ze go kochasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oooo, jaki dobry człowiek
"powiedział, że mam do niego wrócić, że mamy zapomnieć o przeszłości i starać się żyć dalej bo jestem dla niego najważniejsza, a wszystkie jego wcześniejsze zachowania i słowa były spowodowane tym, że go zniszczyłam" "On o sobie mówił, że nie zna wielu tak dobrych ludzi jak on sam, a ja jestem złym człowiekiem" dla mnie to niedorzeczność. Jak można tak mówić? Jak można się bić czy tam szarpać z żoną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
Teraz już jestem pewna, że go nie kocham. Tylko z tego zakutego łba nie może mi wyjść to poczucie winy. Wiem, że to idiotyzm. Wiem też, że muszę nad sobą pracować, bo wiele złego zrobiłam i tak jak wcześniej napisałam przyczyniła się to tych patologicznych sytuacji. Tylko najgorsze jest to, że jak tak analizuje to, to gorsze były kłótnie, w których się nie broniłam, bo wtedy mąż nie miał żadnych hamulców. To jest chore, że w pewnym momencie odkryłam, że moja agresja ogranicza rozmiar kłótni. Poza tym ja go nie szarpałam bo miałam ochotę. Chciałam, żeby się na mnie spojrzał, a prośby o to pyły powodem jego kpin. To wszystko jest chore. Zastanawiam się,co jest ze mną nie tak. Kiedyś lubiłam się, a teraz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
Zawsze szczery, wiem, że pewnie Cię to śmieszy i myślisz jaką jestem porąbaną babą. i masz do tego prawo. Gdyby ktoś opowiadał mi taką historię, to pewnie sama bym się zdziwiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jakie to typowe najpierw facet sprowadza cię do parteru wmawia ci , że jesteś do niczego i ta najgorsza a potem jak chcesz go od siebie uwolnić to grozi i zatrzymuje siłą bądź mądra i nie nabieraj się na to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ZS:) węszysz prowo? może może ale historia jet bardzo prawdopodobna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
To nie jest prowo, ale dziękuję za uznanie. O co się kłóciliśmy. Jeśli chciałam powiedzieć mu o swoich uczuciach była kłótnia. Jeśli za często spotykałam się z rodzicami, był niezadowolony. Jeśli wychodziłam gdzieś sama, był niezadowolony. Kłótnie były też jak wypominałam, że coś miał zrobić już dawno temu. Kłótnie były o to, że za głośno chodzę w nocy, pukam do drzwi zamiast dzwonić, itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A o jakich uczuciach chciałaś mu powiedzieć? Czego Ci brakowało, co robił źle, że odczuwałaś emocjonalny deficyt?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiesz co przestań to roztrząsać bo się zagryziesz patrz w przyszłość odejdź z koszmarnego związku i żyj szczęśliwie wyrzuty sumienia olej ostatecznie nikogo nie zabiłaś dokonujesz tylko wyboru co dalej z własnym życiem- to żadne przestępstwo złap do siebie dystans za parę lat pewnie na trzeźwo ocenisz w jakim stopniu kto zawinił i pewnie się zdziwisz w tej chwili jesteś zakompleksionym , wyniszczonym cieniem człowieka oceniasz wszystko bardzo emocjonalnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czuję, że mi coś insynuujesz:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agzos
zawsze szczery, nie mam nawet takiego zamiaru:) A o jakich uczuciach chciałam z mężem rozmawiać. A no o tym, że brakuje mi rozmów, intymności, takiego normalnego życia, a nie chciałam ciągłego poczucia dystansu i izolacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nic się nie zmieni jak wrócisz znowu do niego. Będzie tylko gorzej. Brak uczuć = brak stabilności emocjonalnej. Ty o coś prosisz a ciągle widzisz plecy. Nie tędy droga...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czekaj autorko to ty już od niego odeszłaś ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz historia mojego związku w pigułce. " cos w tej historii jest true :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×