Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość wert5678

CZY ZNACIE TE LATA?

Polecane posty

Gość wert5678

Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka - właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo Higieny Zabaw). Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem. Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo - jak zwykle. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć. Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych. Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii. Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie bez beczenia i wycierania ust rękawem. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu. A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość swiete slowa swietnie napisane
przeczytalam z usmiechem na ustach ale i z lezka w oku,ze to minelo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość samoa
oj rozmarzyłam się....w końcu to świat mojego dorastania :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wert5678-- szacuneczek kolego :classic_cool: Tak jakbym swój życiorys czytał.Dodałbym co nieco: otóż powojenny rocznik i znajdowaliśmy pociski przeciwlotnicze w lesie.Rozpalaliśmy ognisko i ukrywaliśmy sie po włozeniu do ogniska w/w pocisków w poniemieckim dobrze zachowanym bunkrze.Jak to zaczęło wybuchać,huk niesamowity aż zatrzesło bunkrem betonowym.Oczywiście naokoło wracaliśmy do domu bo milicja i wojsko otaczało teren.Znów całą paczka weszliśmy na słup wysokiego napiecia(nie było przewodów) tak przechodziliśmy po ramieniu tego poteżnego słupa 30 metrów nad ziemia.Jak wszyscy sie usadowiliśmy na jednym końcu (cała paczka 6 ) to zaczęlismy sie huśtać.Był odchył ok.20cm.Każdy kurczowo trzymał sie na tej kratownicy.Póżniej schodziliśmy powoli po tych kratownicach.lecz dojrzał nas leśniczy i pogonił jak byliśmy już na ziemi.Znów trzeba było nadkładać drogi i wracając póżno otrzymywało sie zapłate w postaci siedmiu bolesnych.Czyli rzemykami na osadzonym trzonku.Długo były sińce.W zime poszliśmy na staw,był cienki lód i zaczał się lamać.Wpadliśmy do stawu łapiąc sie za podest dla kapiacych sie.Strach mokrym było wracać wiec przechodziliśmy do lasku na polane rozbieralismy sie do rosołu i ogrzewaliśmy sie przy rozpalonym ognisku.Nikt nie był po tym przeziebiony.Lecz wilgotne i brudne ubrania wyczaiła matula i jak zwykle siedem bolesnych był w uzyciu.Brat starszy otrzymywał zawsze porcje wiekszą za to ze miał mnie pilnować.Kiedyś poszliśmy do nastepnej miejscowości poprosić gospodarza o pomoc aby udostepnił pare koni z saniami do "cieżkiej chorej osoby" Jeden z nas był starszy o 6 lat i tak wyłudziliśmy sobie kulig.Po jakimś czasie wyszło na jaw,trzeba było gospodarza przeprosić a przedtem było wiadomo co.Siedem bolesnych.Nikt nie zgłaszal takich drobnych przekretów na milicję wszystkie wychowanie brali nie tylko rodzice.W szkole nauczyciel/ka miała rożgę.Nie dość ze sie czasami pałę dostało to kara była 5 razy rozgą w dupsko.Odechciewało się nie uczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mataniartz
:D:D:D:D ALE SIE USMIALAM; TAK LEZKA SIE KRECI W OKU

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 87rocznik
może i nie wiem jak było w latach 70tych, 80tych.. ale pamiętam 90 i to bardzo dobrze... chyba mój rocznik jako ostatni pamięta pożdzierane nogi i kolana po jeździe na rowerze, zabawy z rówieśnikami - ciuciubabka,guma,skakanka.."zabawa w dom" , podkradanie szpilek i chodzenie w nich po chodniku zeby głośno stukały. Swieży chleb, wtedy jeszcze w calośći (nie-krojony) chrupiący, ciepły ze sklepu,z maslem i kakaoo - pychotaa. Nie było dużo pieniędzy, cieszylismy sie z oranżady. ale to były rewelacyjn e czasy.. Dziś jestem w ciązy i nie pozwolę, aby media zabrały dzieciństwo mojemu dziecku. Skoro ja je miałam to ono też je bedzie mieć.. i nie będzie to dzieciństwo przed komuterem czy telewizorem.. Zbudujmy świat taki jaki sami mieliśmy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mogę dodać, że spędzało się na dworze po 6-7h czasem. Głęboko w lesie też i to na strzelnicy leśnej gdzie świetnym zajęciem było m.in. wydłubywanie tzw. czubów czyli odłamków ołowiu z palisady. Po ciężkiej i męczącej zabawie w podchody natomiast (znaki z szyszek i wielkie strzałki wyszurane pracowicie stópkami w wytartych korkach lub tenisówkach) najbardziej smakowała źródlana woda z tzw. wodopoju, tj. kranu wystającego z ziemi za garażami. Nie był opomiarowany. Będąc od czasu do czasu przy forsie zdarzało się też zajrzeć do osiedlowego sklepu gdzie raczyliśmy się mrużąc oczy Polo Coctą z brązowych butelek 0.33L na szerokim, kamiennym parapecie. A gdy nas wyrzucano za zbyt głośne śmiechy... to na pobliskim murku. Dalej nie było wolno bo butelki braliśmy bez kaucji - kierowniczka miała na nas oko. Szczytem kultury i w dobrym tonie było także zakupienie torebki oranżady w proszku i rozsypanie jej kolegom na nadstawione, brudne jak ziemia w której ryliśmy uprzednio, dłonie. Na języku robił się z tego pianowaty twór gryzący i aromatyczny - rozkosz dla każdego 10-latka w owym czasie. Na głoda najlepsza była komunistyczna kajzerka o specyficznym, twardym spodzie, ale jakże smaczna, zwłaszcza z jogurtem wieloowocowym z kwadratowego pojemniczka. O kiełbasie czy czekoladzie nikt nie marzył bo były na kartki. Jest tu ktoś z tamtych czasów? A może pamiętacie żółtą oranżadę w woreczkach?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Byłbym zapomniał o grze w kapsle. U nas to był rytuał, a największe trasy miały setki metrów i wiły się przez krzaki, ścieżki, piaski, górki, itd. Trasę mogli robić tylko niektórzy z nas bo to wymagało odpowiednich butów, a nie każdy z nas dysponował. Zdobycie kapsli od markowych piw i innych napojów nie było proste - nawet Cola dostępna była tylko w Pewexie. tak więc jeśli już ktoś wydłubał coś ciekawego z okolicznych śmietników to zdobywał automatycznie szacunek kolegów. Najlepsi zdobili swoje kapsle flagami państw wycinanymi ze starych atlasów (po wewnętrznej stronie), a ci którzy nie mieli dojść do takich materiałów malowali sobie te flagi kredkami na zwykłej karteczce. Ale to już nie było to, tacy koledzy nigdy nie byli traktowani na równi z nami, byli jakby drugą ligą, gotową nawet odkupić nasz kapsel za wyniesioną z domu paczkę zapałek. Bo pani kioskarka nie sprzedawała dzieciom takich rzeczy, a mogła nawet podkablować mamie, że syn próbował kupić zapałki - afera gotowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 87rocznik
oranżada w woreczkach - HIT, szyszki z ryżu prażonego, andruty, guma turo i donald.. i lody "sopelki" za 9 gr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 87rocznik
i najważniejszy posiłek - chleb z masłem i cukrem :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pamiętamy, pamiętamy
:) i łapanie pszczół, trzmieli, i innego latactwa w słoiki z kwiatkami kto ładniejszy ul zrobi :D nawet 10 lat nie miałem a ile razy mnie pożądliły :D raz szerszenia złapałem, dumny byłem i inni zazdrościli :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bąki się łapało zamykając je sprytnie w kwiatach dzikiej róży i robiliśmy z tego tzw. radyjka. Brzęczały jak oszalałe dopóki im sił starczało... Czasem radyjko się rozpadło i spieprzaliśmy w krzaki rycząc ze strachu: BĄĄĄĄĄKKKKK!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość idzie zima............
Łezka w oku sie zakręciła;) ja jestem rocznik 79...to były czasy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jestem rocznik 74, pamiętam te czasy, to oczywiście druga skrajność to nasze dzieciństwo. Bardzo wiele osób z ,,tamtych" czasów leczy się na problemy emocjonalne. To ,,tamci" ludzie tworzą obecną Polskę. Wiele dzieci się utopiło, zmarło od zakażeń, było bitych do nieprzytomności przez ,,nieświadomych" rodziców. Dla wielu ludzi szkoła z bijącymi nauczycielami to trauma. Większość, dzięki temu, że dzieci nie były szanowane ma zaniżone poczucie własnej wartości. Zaniedbanie i surowe wychowywanie nie jest dobre. Wiele osób ma dzisiaj szczątki uzębienia dzięki wspólnym gumom. Dużo tak by można pisać. To nie były różowe czasy, teraz też nie są. Nie tędy droga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chodziło się również "na witki" - jakieś krzaki niby leszczyna czy co to było... długie, cienkie, bardzo elastyczne gałązki. Ostrzyło się to, nabijało tzw. pomidorki (owoce dzikiej róży) i strzelało jak z katapulty zamachując się odpowiednio. Zasięg był na pół osiedla, a w górę ponad 10 pięter. Czasem robiliśmy też amunicję z gliny. Napierdalanie po szybach 3 bloki dalej było bezcenne... z naszej bazy w krzakach. Trafienie w czyiś parapet było z kolei nagradzane gromkimi brawami kolegów bo huk był zajebisty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nikt mnie nigdy nie uderzył w mojej 8-latce komunistycznej. Najwyższą karą było chwycenie za ucho lub skórę na karku tuż przy włosach i odprowadzenie do dyrektora. Pamiętam za to świetną opiekę pielęgniarek które były w każdej szkole, a także pół darmowe kanapki i herbatę dla każdego głodnego dziecka. Szkoła była szkołą, atmosfera zajebista, o wiele lepsza niż dziś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A szczątki uzębienia to chyba też żart - brakuje mi tylko 2 i to przez głupotę i zaniedbanie. Więcej tracą dzisiaj dzieci od antybiotyków (lub stracą za 20 lat) i nadmiaru słodyczy, chipsów, chemii. Ogarnij się człowieku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech a moje dzieciństwo to
lata 50te - jeszce pełno niewypałow było, a chłopaków korciło,zeby takie zelastwo wyciagac choc w szkole przestrzegali . Roznego typu podchody, wszystkie odmiany gry w klasy --trzeba było wymyslac -nie było telewizji! No i chleb z masłem i z cukrem i oranzada w proszku na sucho.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość noooooooooooooooooooo4543
dzisiejsze dzieci będą mieć wspomnienia z terapii, supermarketów, gierek i telewizji. Takie czasy. Dzisiejsza największa rozrywka w sobote zabrać dzieciaka do marketu na 6 godzin...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak. Będą na stare lata wymieniać tytuły gierek w które grały, cytować wojewódzkiego, komentować cycki młodej dody i wspominać wyjadanie jogurtów na promocjach w tesco, tudzież kłócić się które chipsy były lepsze: z biedronki czy z lidla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
I każdy chciał mieć plakat Rambo.:) A szczytem marzeń było Wigry 3

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×