Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość miserkaal

Jak wyglądała śmierć Waszego psa ?

Polecane posty

Gość gość
mój kochany piesek wpadł pod auto bo chciał biegać z innymi 2 psami więc kiedy je zauważył szybko do nich pobiegł i wtedy wpadł pod auto potem szybko uciekł zaskoczeniem dla mnie było to że trafił do domu gdy go ten samochód przejechał po kręgosłupie gdy do nas szedł krew lała mu się z języka moja mama dała go na stajnie i w tej chwili mój kochany misiek nas opuścił :( było to okropne bo misiu zawsze do mnie biegł a kiedy szłam do szkoły to skuczał żebym została mam na sumieniu to że 2 tygodnie temu mówiłam żeby zginął ale mówiłam to bez świadomości teraz wiem że źle o tym mówiłam kocham cię misiu i zawsze cie bde kochała przepraszam cię za wszystko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc6
Perła zmarła dziś, zdrowy,piękny Husky, To wyjątkowo trudne chwile dla nas wszystkich Nosek mój miał 8 lat. To toksyny ja zabiły, takiej destrukcji nie wywoluje duzo toxyn ale np trutka dla ślimaków ! Nie mamy pewnosci to diagnoza Dr. Jest zielona malutka i słodka sypia ja na rosliny. Dzis przeżyła operacje, czyszczenie wnętrzności, trzustki otrzewnej, jelit, inne organy ogólna SEPSA. Walczyła dzielenie z bólem potwornym i odeszła po 5 h . Moje ukochane biedactwo już się nie męczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Małgosia 2016
Nasz najukochańszy piesek , najwspanialszy przyjaciel, moja "córeczka" , tak Ją czasami nazywaliśmy, mogłabym długo tak pisać o mojej kochanej suni rasy York. Kochalismy Ją nad życie, tak jak członka rodziny. Nazywała się KIKI , miała 16 lat i opuściła nas nagle w nocy z 30 na 31 lipca 2016 r.,podczas naszej nieobecność gdy byliśmy na wakacjach za granicą i oddaliśmy ja pod opiekę rodziny. Zmarła prawdopodobnie we śnie . Dowiedzieliśmy się o Jej śmierci po powrocie 3 sierpnia 2016 r. Teściu nie chciał nas martwić. Nie możemy sobie darować ,że nie było nas przy Niej gdy umierała . Teściu ja godnie pochował . Dla niego też było wielkie przeżycie napewno. Nie daje mi tylko spokoju to że nie chorowała tak poważnie , np na raka ale miała tylko problemy z tarczyą i przewlekły stan zapalny macicy , a tak poza tym nic więcej i nadal nie moge zrozumieć tej śmierci . Nie przeglądam zdjeć z wakacji bo jest mi bardzo przykro i smutno że odeszła nie mając nikogo bliskiego przy sobie. Wiedziałam, że to nastąpi prędzej czy poźniej ale że nie tak z zaskoczenia. Ta smierć nie daje mi spokoju. Gdybym nie wyjechała może Kiki by jeszcze żyła. Brakuje mi Jej, nie moge znaleźć sobie miejsca, wszystko mi Ją przypomina,dużo wspomnień mam z Nią. ....Te Jej wymowne oczy , ta Jej wspaniała gra ciałem , ta Jej inteligencja , pomimo wieku miała charakter szczeniaka. Zawsze spała z nami w łóżku, najpierw się przytuala do mnie , potem do męża i zawsze jak się kładła to musiała czuć nas swoim ciałem np. Dotykając nogami naszego ciała , lubiła bawić się z naszym synem, zachęcała do zabawy. Miała swoje gorsze i lepsze dni. Trzy razy uratowałam Ja od śmierci prze zadławienie jadła czasami bardzo łapczywie i się dławiła do takiego stanu że traciła przytomność wtedy sztywniała i miała język siny na zewnątrz ale ja szybko udrażnialam jej drogi oddechowe i ..... Dlaczego nie mogłam jej teraz pomóc , dlaczego .... ????? . Kochałam Ja całym sercem, miała wszystko co najlepszenawet ostatnio wyleczyłam jej farmakologicznie wypadający staw kolanowy chodź kwalifikowała się do operacji ale lekarz pomimo stwierdzenia że serce ma w dobrym stanie nie dawał gwarancji że operacje przeżyje dlatego nie chciłam do tego doprowadzić. Chciałam by godnie przeżyła starość i być przy Niej w tej ostatniej Jej chwili . Niestety ni dane nam było . A miałam tyle planów z nią . Kochałam, kocham i będę Ja kochać do końca mych chwil. Bardzo cierpi moja rodzina z powodu Jej odejścia, ciągle płaczemy , to jest drugi dzień od kar wiemy, że odeszła, bolą nas oczy od płaczu , nie wiem jak szybko sobie poradzimy z tą wielka stara NAJWSPANIALSZEGO I NAJUKOCHAŃSZEGO PRZYJACIELA NASZEJ RODZINY . Na zakończenie moge powiedzieć KIKI KOCHAMY CIE I TĘSKNIMY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Tęsknię i nigdy tęsknić nie przestanę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
odpowiadam wszystkim ,którzy stracili psa,nowy pies to też lekarstwo na miłość.Rowny rok temu odeszła od nas nasza ukochana Luna,mamy nową sunie ,wzieliśmy małego szczeniaczka kundelka, piękną miniaturkę Luny.Jest inna ale kochana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sueh
Za to ja - może nie na temat, bo o Kotce, ale muszę się "wygadać"... Moja Kicia zmarła 22.07.2015, na 9 dni przed moimi urodzinami. Kilka miesięcy wcześniej przechodziła przez kurację weterynaryjną, wypadała jej sierść, ale zachowywała się normalnie. Pewnego dnia wyszła na dwór, położyła się w składziku z narzędziami. Myśleliśmy, że po prostu odpoczywa... Poszłam do swojego pokoju, zajmowałam się swoimi sprawami, aż do przyjazdu mojego taty. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale gdy tylko tata przeszedł obok okna mojego pokoju, poczułam coś dziwnego. Wybiegłam przed dom i usłyszałam tylko "Kiciunia nie żyje"... Przez kilka dni, do dnia dzisiejszego nie mogę się po tym pozbierać. Nigdy nie widziałam takiej mądrej, ciepłej, szanującej ludzi kotki. Umiała nawet kilka sztuczek, nawet miauczała na zawołanie. Żadne zwierze nie zastąpi mi Izayi. To była jedyna tak niezwykła kotka... za każdym razem, gdy o niej myślę, nie potrafię powstrzymać łez, a rocznicę jej śmierci przeżywałam niemalże tak samo, jak samą śmierć. Nie pożegnałam się z nią. I nigdy jej nie zobaczę... Współczuję każdemu, kto stracił zwierzę. To nasi najlepsi przyjaciele pod słońcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Olinek04
Moj Kaprysek zginal wczoraj. Mial dopoero dwa latka. Wyszedl pod brama na jezdnie i jakis samochod uderzyl go w glowke zderzakiem. tata mial zamontowac siatke pod brama zeby nie wychodzil...Smierc na miejscu. Koerowca go chyba przeniosl na chodnik. Tatus pozniej go znalazl... nie moge normalnie funkcjonowac. Ciagle sobie o nim przypominam. Nie moge uwierzyc ze umarl.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Olinek04
Moj Kaprysek zginal wczoraj. Mial dopoero dwa latka. Wyszedl pod brama na jezdnie i jakis samochod uderzyl go w glowke zderzakiem. tata mial zamontowac siatke pod brama zeby nie wychodzil...Smierc na miejscu. Koerowca go chyba przeniosl na chodnik. Tatus pozniej go znalazl... nie moge normalnie funkcjonowac. Ciagle sobie o nim przypominam. Nie moge uwierzyc ze umarl.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja właśnie przeżywam ale zaklinam was nie całuje łatwego psa bakterie ja towaszylam mojej sarze w domu zmarła spokojne ale prawda jest taka że ona tak zyla ale jedna rzecz mie zdziwiła kiedy umierają cały czas szulaszukała ze mną dotyku i bycia z nią myślałam że psy się odwracają na ten momeymomet

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ania909020321
Przed tym psem co mam teraz ( mam już 12 lat) miałam jeszcze dwa psy. Jeden to był spaniel, miałam może z 5 lat. Niestety drapał w drzwi, a moi rodzice powiedzieli mi, że uciekł i nawet jechaliśmy po mieście go szukać. Ale po kilku latach sie dowiedziałam, ze ta jego "ucieczka" i szukanie go to była ściema rodziców i go gdzieś oddali bo sprawial im problemy :O Później miałam psa ze schroniska. Był bardzo mądry, szybko się uczył. niestety zachorował na cukrzyce, a wszystko przez karmienie go słodyczami (przez moją mamę) czego robić nie wolno. Przestał jeść i pić, nikt nie wiedział co mu jest aż lekarz powiedział, ze to właśnie cukrzyca, bardzo rzadka u psów. Chcieliśmy go jakoś leczyć, ale się nie dało i już tak bardzo się meczyl, ze trzeba go bylo uśpić :O teraz ma m kolejnego psa i zyje juz prawie 13 lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ania909020321
tzn. mam psa już 12 lat tego obecnego jakby ktos nie zrozumial ;) Sama mam dużo więcej bo prawie 30 :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość KropkaNiunia
Dzisiaj o godzinie 17. 45 odeszła moja ukochana sunia Kropka. Bardzo cierpiała. Ciężko oddychała, nie miała siły stać. Była niespokojna i nie mogła znaleźć sobie miejsca. Kładliśmy ją w jej legowisko, na kanapie. Wzięłam ja też na kolana. Wszędzie było jej źle. Odeszła na swoim legowisku z kocykiem, głaskaliśmy ją i mówiliśmy uspokajająco do końca. Moja Kropciuchna była bardzo mądrym pieskiem. Do śmierci nie chciała nam robić kłopotu. Rano i w południe załatwiła się i choć dziś nie piła i nie jadła , na chwiejnych nóżkach wyszła z legowiska aby się wysilać. Ale nie w domu, prosiła na balkon. Całe 11 lat i 2 miesiące, które z nami przeżyła nasza Kropcia w domu nie nabrudziła. Jest mi ciężko, bo nie umiałam jej pomóc i ulżyć. Nie pomogła kroplówka nawadniająca i zastrzyki. Odeszła z wenflonem w łapie. Jutro miałam z nią iść znowu do weterynarza. Powiedziano nam w lecznicy, że ona już jest staruszka (ratlerek). Ryczałam cały wieczór a i po przyjściu od weterynarza o 14 tej także. Przeczuwałam, że to już koniec. Nie wiem jak będzie wyglądać nasze życie. Była naszym szczęściem, wszędzie z nami jeździła i zawsze u mnie na kolanach. Była maleńka i traktowaliśmy ją jak członka rodziny. Jutro ją pochowamy. Będę ją opłakiwać zawsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie chce do tego wracać bo było bolesne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
KropkaNiunia, łączę się z Tobą w bólu. U mnie od rozstania minęło 7 miesięcy i nie ma dnia bez łez. Okropny los zabrał mi moje słoneczko, moją chęć do życia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój ma dopiero dwa lata.Jeszcze dużo życia ma.(Na moje nieszczęście)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Babcia wyszla na wieczorny spacer, nagle pisnal, polozyl sie na chodniku, "trzeplo" nim 2 razy, odszedl... mial 7 lat, nie byl chory, moj kochany Tobiasz... to nie tak mialo byc, za wczesnie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja Perełka miała 14 lat, była z nami 12 lat. Umarła kilka dni temu.Ciągle miała problemy z listwą mleczną, zaczęło się od wycieku.Weterynarz zwalał to na ciążę urojoną, później pojawił się mały guzek , niby NIC..lekarz na moje zapytanie stwierdził że TRZEBA OBSERWOWAĆ. Czas sobie mijał, guz rósł, Perła czuła się dobrze i nie było żadnych poważnych problemów, czasem zdarzało się że czuła się gorzej, nie jadła .Z problemami chodziło się do weterynarza, ten jej dawał za każdym razem jakieś zastrzyki, antybiotyki , kroplówki czasem,, bo zdarzały jej się jakieś dolegliwości sporadycznie, ale za każdym razem mówił że to tylko ciąża urojona "NIC TAKIEGO". Ufaliśmy mu jak głupi, zastrzyk leki i sprawa załatwiona, pies dobrze sie czuje to nie trzeba wnikać. Guz rósł, do tego stopnia że pojawiły się inne guzy na listwie.Dwa lata temu wybraliśmy się do innego weterynarza, ten zrobił jej badania kompleksowe, niewielka wada serca, i konieczność usunięcia tych guzów oraz całej listwy mlecznej, a na koniec sterylizacja. Gwarancji na powodzenie nie dał..Poszliśmy ponownie do NASZEGO weterynarza, który stwierdził że on nie podejmie się tej operacji bo nie ma specjalnego sprzętu, oraz nie ma możliwości podania narkozy wziewnej. Przepisał leki które pies musiał zażywać. Zasugerował że operacja może być zbyt ryzykowna, że pies może nie przeżyć a my wydamy tylko kupę kasy itd. Nie ryzykowaliśmy. Pies przecież czuł się dobrze, a guzy rosły.Ostatni rok był najgorszy, te guzy rosły coraz bardziej, pękały, plamiły wydzieliną krwistą w wyniku czego piesek wylizywał sobie to, miała problem z chodzeniem, chodziła wolno, a od wiosny zaczęła już naprawdę czuć się gorzej, słabiej przy chodzeniu, bo tak wszystko wydawało się w porządku, jadła , piła, cieszyła się, była żywym wesołym pieskiem, niestety te guzy..Na operację za późno, kolejny lekarz stwierdził że nie ma szans, ona nie przeżyje pierwszej operacji.Więc zdaliśmy się na los, niech dożyje swoich dni ile tylko zdrowie jej da :( No i niestety wszystko było do czasu, chodzenie sprawiało jej ogromny ból, spacery ograniczały się do tego aby wyjść z nią na załatwienie się o szybko do domu. Nie mieliśmy odwagi pójść i uśpić jej, to było ponad nas :( Pewnego dnia po prostu podupadła całkowicie, na spacerze słaniała się na nogach, ledwo chodziła i miała problemy oddechowe, szybko biło jej serce, chwilami siadała i tak ciężko oddychała. Trzy ostatnie dni od śmierci przestała nawet w domu chodzić, jeść, jedynie piła. Ta sytuacja w końcu zmusiła mnie abym poszła z nią do weterynarza, miałam jeszcze nadzieję że choc na jakis czas przedłuży jej życie, dostanie zastrzyk cokolwiek aby tylko poczuła się lepiej. Perła już na stole gdy wet badał ją była zestresowana, zawsze była strachliwa pod tym względem, bała się lekarzy, dotyku obcych ludzi. Zaczęła wyć, nie wiem czy w panice czy to była oznaka konania :( zawyła głośno żałośnie i zemdlała, straciła przytomność. Dostała adrenalinę, miała sztuczne oddychanie, wet próbował ją ratować, ale ja już wiedziałam, czułam ze nic z tego..moja nadzieja malała.Psinka walczyła o życie , charczała z sinym językiem na wierzchu może pół godz aż serduszko . Może to był wstrząs, może serce nie wytrzymało stresu jakim była wizyta u weterynarza, może po prostu niewydolność oddechowa :( Poczułam tak niewyobrażalną pustkę i czuję ja do dziś, niosłam ją bezwładną na rękach zawiniętą w ręcznik i płakałam. Nie mogę się z tego otrząsnąć.Jeszcze przed wizytą u lekarza trzymałam ją na kolanach, ogrzewała mnie swoim ciałkiem, ja ją głaskałam przytulałam, a ona zgasła..nie zdążyłam się z nią nawet pożegnać :( Poszłam tam z myślą że jeszcze jest szansa na wyleczenie jej choć na chwilę. Takiego psa już nigdy nie będę miała :( to był mądry kochany pies. Ja też mam nauczkę, żeby nie bagatelizować nawet malutkich guzków, tylko diagnozować, robić badania i decydować o operacji, sterylizować suki póki młode i maja szansę na przeżycie.Bo później to jest za późno.Jeśli lekarz ignoruje temat to zmienić na innego.Ja już nigdy nie pójdę do tego lekarza, bo wiem że on również przyczynił się do tego, ufaliśmy mu głupio.Teraz mogę mieć żal do siebie za bagatelizowanie problemu, czekanie nie wiadomo na co i ślepe zaufanie jednemu lekarzowi. Być może gdybym uparcie dążyła do tego aby ten głupi malutki jeszcze guzek który pojawił się ze 3 czy 4 lata temu zoperowano Perełce, to może miałaby jeszcze kilka lat życia przed sobą. A tak, została pustka i żal.Tęsknota za pieskiem jest nie do opisania, wszystko mi ją teraz przypomina.Nie potrafię przestać o niej myśleć, tak pusto i cicho. Nie umiem się odnaleźć w tym świecie bez niej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dodelijk
czytam wasze komentarze i leca mi lzy. dobrze ze jest tylu wspanialych ludzi. Moj Bonelek nie zyje prawie cztery lata .Kolejna rocznica bedzie 27.12. Nie moge zapomniec,nie moge przestac myslec.Byl u mnie dwa razy ..............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Kochani Przyjaciele: Prelki i Bonelka... na podstawie swojego doświadczenia wiem, że najukochańszego psa ma się tylko raz w życiu. Choć mija już 9 miesiąc od rozstania z moją Kruszynką, nie ma dnia żebym nie tęskniła i nie zalewała się łzami. Czasem myślę, że pęknie mi serce z rozpaczy... Kiedy przeczytałam opowieść o Perełce, to tak jakbym widziała swoją... Ja też mam żal do weterynarza, który przyczynił się do śmierci mojej Kruszynki-zaufanie, jakim obdarzyłam tego konowała skończyło się tragicznie. Wiecie co... nie bardzo wierzę w życie po śmierci, ale jeśli rzeczywiście po naszej śmierci spotykamy się ze zmarłymi, to największym szczęściem będzie dla mnie PONOWNIE UTULIĆ W RAMIONACH MOJĄ UKOCHANĄ KRUSZYNKĘ... Spacerować po leśnych drogach, łąkach... tak jak to było kiedy byłyśmy jeszcze razem. Żyję nadzieją, że kiedy odejdę z tego świata, merdając ogonkiem wybiegnie mi na przeciw, tak jak mnie witała kiedy wracałam do domu z pracy, i za każdym razem kiedy musiałyśmy się rozstać choćby na godzinkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czystka, nie zbadane są takie rzeczy. Można wierzyć lub nie, ale wiele znaków na to wskazuje że coś jest , coś wiecej. Przed śmiercią Perełki miałam sen, a nawet dwa sny w przeciągu krótkiego okresu czasu, a było to z miesiąc czy 2 miesięce przed tym jak odeszła.Raz śniło mi się że biegała sobie zdrowa i silna po łące soczyście zielonej, zadowolona, pełna sił, taka jaka była lata temu, a drugi sen był niezbyt fajny, moja umarła sąsiadka, która też umarła kilka miesięcy temu , trzymała Perłę na rękach.Wiedziałam że coś jest na rzeczy, że Perły koniec zbliża się :( te sny zwiastowały jej szybkie odejście, choć nie przyjmowałam tego do wiadomości, wiedziałam że KIEDYŚ tam ona odejdzie, bo była przecież słaba, chodziła słabo, ale ta myśl uspokajała mnie gdy tylko w domu ożywała i była chętna do jedzenia, miała wilczy apetyt i zachowywała się jak gdyby nigdy nic. A jednak z dnia na dzień nie było już dla niej ratunku :( Ciężko mi z tym każdego dnia, mój kot który jest z nami od roku chciał się z nią zaprzyjaźnić przez cały ten czas, ale ona nie dopuszczała\ jego do siebie, tolerowała go ale nie chciała z nim się spoufalać :) a kot chyba tęskni mimo wszystko, przez pierwszą noc miauczał, był niespokojny, a teraz po kilku dniach chodzi smutny, widać po nim, pląsa się i szuka jej :( tak smutno w domu :( Wierzę że ona do nas wróci pod postacią innego pieska, ale wierzę w takie rzeczy, w reinkarnację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dodelijk, co znaczy że piesek był u ciebie dwa razy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dodelijk
On poprostu przyszedl. Byl,stal kolo mojego lozka i wcisnal swoj olbrzymi nos w moj policzerk,tak jak mial w zwyczaju mnie budzic albo chcial zeby go przytulic. To bylo tak sile az odruchowo wyciagnelam reke zeby go poglaskac. ...... jestem niewierzaca osoba w boga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dodelijk, ja od 9 miesięcy czekam na odwiedziny. Niestety, mimo naszej ogromnej więzi, jaka nas łączyła to nie otrzymałam żadnych znaków. Czyżby moja Kruszyna miała do mnie żal... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ciężko mi , zwłaszcza w tym okresie przed świątecznym...pustka , nic nie cieszy, ciągle brak mi mojego największego przyjaciela. Bardzo mi jej brakuje :( Wszystko wydaje się takie bezsensowne, nic nie znaczące.Nie umiem odnaleźć się w tej smutnej rzeczywistości, tak jakby ktoś odciął część mnie, cała dobrą energie i radość. A minął zaledwie tydzień od odejścia Perełki. Jak nauczyć się żyć na nowo, bez niej? :( Mój nastrój jest fatalny, wszystko drażni, wszyscy drażnią echhh.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dodelijk
Czystka, Moj pieseczek nie zyje od 27.12.2012 Cierpliwosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dodelijk
gosc I takie oruchowe rzeczy sie robi.Sprawdza czy czysta woda w misce,gdy siadalam na kanapie czekalam ze zaraz przyjdzie na glaskanie,budzenie sie na poranny spacer :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Czystka
Mnie brakuje codziennych spacerów. Od kwietnia ani razu nie byłam w miejscach, gdzie każdego dnia dreptałyśmy-byłoby to zbyt bolesne dla mnie. Pobliskie łąki, las-bez nas...Ponad 11 lat wspólnych wycieczek, kilometrów wspólnie przebytych...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Paradoksalnie ja też tęsknie za tymi spacerami, choć powiem szczerze że nie zawsze miałam chęć wychodzić z domu , czasem to był mus, bo pies przecież musiał wyjść na spacer, ale najchętniej nie wychodziłabym wcale. Jednak teraz brakuje mi czegoś, sama nie chcę spacerować naszymi ścieżkami , bo znowu wzbudziłabym w sobie ten ogromny smutek i rozpacz, które nadal we mnie i tak siedzą. Ciągle czuję pustkę.Został nam kot, ale to nie to samo jednak..Kot nie przyjdzie za każdym razem gdy zawołasz, ma swoje humorki i nie zawsze chce być głaskany i przytulany, nie zawsze się słucha, ma swoje życie..a jednak pies to pies. Powoli nawet myślę o psie, moze nie teraz ale za jakis czas, gdy najtrudniejszy moment rozpaczy minie, gdy już nie będzie mi tak smutno i gdy będę gotowa na przyjecie nowego pieska..bo nie wyobrażam sobie życia bez psa, teraz widzę jak wiele radości i dobrej energii przynosi pies, zupełnie inaczej żyje się na co dzień u boku psa pomimo obowiazku wychodzenia w pogodę czy niepogodę na spacer, ale jednak te spacery zawsze były przyjemnością, ta silna więź..nie da się tego zastąpić niczym innym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I dla mnie spacery często były obowiązkiem... Dodam jeszcze, że mamy 2 psy. Jedną suczkę przygarnęłam 8 lat temu-błąkała się po okolicy. Jednak nie jestem z nią emocjonalnie związana, mieszka sobie w kojcu, w cieplutkiej budzie. Ma zapewnione dobre warunki; dobrze zje, każdej nocy wybiega się po dworze. Drugą suczkę przywiozłam z tzw. głębokiej wsi, 2 miesiące po rozstaniu z moją Kruszynką. Zrobiło mi się jej żal, bo tamci gospodarze przetrzymywali ją przy budzie, w kurzu. Dokuczały jej inne psy. Wzięłam ją do domu dla towarzystwa innych domowników, których teraz jest prawdziwą pociechą. Nie dla siebie ją wzięłam, ponieważ ja już nigdy nie będę miała "swojej" psinki. Moja miłość odeszła na zawsze i głęboka tęsknota za nią będzie mi towarzyszyła do końca moich dni... Życie jest nieprzewidywalne i pewnie jeszcze nie raz pochylę się nad potrzebującym pieskiem, ale świadomie nigdy nie wezmę go dla siebie i nie pokocham w tak wyjątkowy sposób. Taka miłość zdarza się tylko raz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Po mojej piesuni została obroża i taki kaftan który jej nakladalam często w domu aby nie wylizywala tych guzów i aby nie zostawiala wszędzie tych plam. Pralam to za każdym razem i taki uprany kaftanik pozostał i mimo że uprany to pachnie jeszcze nią. Wącham i czuję jej zapach jakby była blisko tuz obok :( Nie daje rady na prawdę to trudniejsze niż mogloby się wydawać. Boję się że mam depresję. Świat stal się inny, nic już nie jest takie samo, nic mnie juz nie cieszy. Przesypiam cale dnie i z łóżka nie chce mi sie wstawac. Wstaję tylko po to aby wygramolic się do pracy. Bez. niej jest mi naprawdę zle, wszystko straciło sens. Nawet zbliżające się święta nie cieszą mnie. Ciagle o niej myślę, wszystko mi ją przypomina. I tylko obroża wisi na wieszaku, jwj kaftanik i taka mini kurteczka psia z kapturem ktora tez jej nakladalam w największe mrozy. Oba byla małym pieskiem typu pinczerek i byla malo odporna na zimno. Tez mi sie wydaje ze juz innego psa nie pokocham tak mocno. To byla silna więz. Z niejedną bliską osobą z rodziny czy przyjaciół nie bylam tak silnie związana jak z wlasnym psem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×