Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość miserkaal

Jak wyglądała śmierć Waszego psa ?

Polecane posty

Gość miserkaal

Moja suczka ma już 17 lat, chodzi powoli, słyszy bardzo mało, czasem nie zdarza jej się trzymać moczu, jest powolniejsza i czuję,że to co nieuniknone się zbliża. Byłam u wterynarza, daje jej mało czasu, jest ogólnie zdrowa (nie ma raka itd), tylko wiadomo starość. Jak wyglądało to w Waszym przypadku ? Pies męczył się przy śmierci? Długo ubolewaliście? Jestem do niej strasznie przywiązana i nie wiem jak moje życie będzie wyglądać bez niej . Była moim jedynym psem ... Odkąd skończyłam 14 lat, po teraz , gdy mam dzieci i męża. Zawsze była wierna i wytrzymywała pieszczoty, dorastała z dziećmi, dorastała ze mną, wszystkie ważne chwile :( Choć jestem dorosła i tak chce mi się płakać :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mój ukochany pies, przy którym zresztą też dorastałam, wpadł pod samochód. Miałam wtedy 14 lat i bardzo to przeżyłam, tak bardzo, że nie chciałam żadnego innego psa. Z czasem moja mama wzięła od znajomego szczeniaczka, na początku nie zgadzałam się, żeby u nas został, ale w końcu uległam. Upodobał sobie mój pokój i "pomieszkiwaliśmy" w nim razem :D im był starszy i większy tym bardziej potrzebował przestrzeni i w moim pokoju był już tylko gościem. Nie mieszkam z mamą już 3,5 roku, a jednak za każdym razem gdy przyjeżdżam on wita mnie najbardziej ze wszystkich :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak tak ,,
przeżyłam kilkanaście śmierci psów - przeważnie po wypadkach i z interwencji powiem jedno psy zegnają się -wydają specyficzny odgłos taki z krtani i bardzo smutny tkie jakby wycie z wydychanym powietrzem bardzo głębokim , rozpoznam to w ciemnym pokoju ,tragiczne i tyle . domowe psiaki zazwyczaj cichutko i spokojnie wydaja ten dzwięk ,on jest troche inny delikatniejszy i spokojniejszy -pożegnalny ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość barbarellax
moja sunia zmarła jak miała 8 lat, za wcześnie :( dopadł ją nowotwór, później przerzuty. było kilka momentów, kiedy zastanawialiśmy się, czy to nie jest ten moment, aby jej ulżyć? ale zawsze wychodziła z chwilowego kryzysu i była nieznaczna poprawa. zmarła śmiercią naturalną, prawdopodobnie dostała wylewu. odeszła bardzo spokojnie. cały czas ją głaskałam i byłam przy niej po prostu. wiadomo, jest to smutny moment przeokropnie, ale takie jest życie. jej teraz jest lepiej, już nie cierpi, a życie jakoś toczy się dalej. teraz mieliśmy wziąć kolejnego pieska, a dziś dowiedziałam się, że szczeniaczek zmarł:( nie wiadomo dlaczego, prawdopodobnie wada wrodzona. psinkę widziałam tylko na zdjęciach, nie zdążyłam odwiedzić, a już się związałam i strasznie mi smutno teraz, że taki maluszek musiał odejść.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość *Ola1981*
Nasza suczka miała 14 lat i zaawansowany nowotwór, do tego problemy z sercem. Też właśnie taka powolna się stała na starość, że aż się chciało płakać. W ostatnim dniu wyszłam z nią na dwór, żeby się załatwiła, sama zeszła po paru stopniach, podreptała na trawnik i nagle się przewróciła, zaczęła strasznie charczeć, byłam przerażona. Po chwili wszystko się wyciszyło, oddech się jej unormował, miałam wrażenie, że śpi, a ona jakoś zregenerowała siły i wstała. Załatwiła się i wróciłyśmy do domu, jednak po tym co się stało stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć (w sumie 2 lata przez które była coraz słabsza, szczególnie upały letnie ją wykańczały) i zadzwoniłam po weterynarza. Przyjechali, uśpili, zabrali. Pozostała pustka :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szyszkaaa
Tora umierała 2-3 dni, też ze starości, w TEN dzień już nie wstawała, non stop byłam przy niej, widziałam jak gasła i oddech jej zanikał.... dramat... umarła w piątek po południu, a że zawsze mówiłam że nie mogę żyć bez psa, na drugi dzień pojechałam z rodzicami do schroniska i wzięłam następną Przyjaciółkę, która opuściła mnie 2 lata temu - jej śmierć i tęsknota za nią wciąż mi towarzyszą... Zależy jak kto podchodzi do zwierząt. Dla mnie zwierzęta przerastają ludzi pod wieloma względami i pewnie dlatego tak przeżywam ich śmierć....Teraz mam 2 koty, bo nie mam warunków żeby mieć psa, ale kiedyś znów będę mieć....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość *Ola1981*
@ tak tak ,, 19:10 "(...) psy zegnają się -wydają specyficzny odgłos taki z krtani i bardzo smutny tkie jakby wycie z wydychanym powietrzem bardzo głębokim" Coś w tym chyba jest, bo to charczenie, które na koniec wydała nasza psinka, było połączone właśnie z takim wyciem smutnym, przerażający dźwięk wydany przez przyjaciela, który zwykle wesoło szczekał czy skamlał. Smutne wspomnienie :( Ale i tak wdzięczna jestem za te 14 lat radości. Dziękuję, Tineczko 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość *Ola1981*
@ Karmazyn, nienaturalna to gdy psa potrąci auto lub zostanie uśpiony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość barbarellax
Karmazyn- ja tak rozumiem śmierć z przyczyn naturalnych, ty możesz rozumieć jeszcze inaczej, co nie jest powodem do czepialstwa szczególnie przy tak osobistym temacie. Wiecie co, chociaż minęło już sporo czasu, to na samo wspomnienie oczy zachodzą mi łzami :( Autorko, Tobie życzę dużo siły i przesyłam dużo ciepełka! Trzymaj się 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ola potraktowałaś swojego psa jak ścierwo. ''przyjechali, uśpili, zabrali''. i co myślisz z nią zrobili? na śmietnik. mogłaś chociaż psa godnie zakopać, na działce, gdziekolwiek a nie oddać do utylizacji :o przeżywasz a sama wydałaś jej wyrok. nie powinnaś się tu udzielać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _Realista_
Do "krakowska trufelka" Za zakopanie psa nawet na prywatnym terenie grożą wysokie kary. Dla kogoś ważne jest truchło, dla innego pamięć. Nie dramatyzuj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dfdfdfgdf
tez nigdy nie przypuszczalam, ze Pies moze byc tak strasznie kochany. Moją musielismy uspic bo nie moglismy sie patrzec jak sie meczy... Wykonczyl ja rak... Byla z nami 10lat, i byl to najlepszy i najmadrzejszy Pies na swiecie. Przezylam to strasznie do tego stopnia ze zalamal mi sie system nerwowy i bylam na lekach... przez pol roku nie moglam do siebie dojsc... teraz minely juz prawie 2 lata, ale wiem ze juz nie bede miec Psa- nie bylabym wstanie przezyc tego drugi raz i wiem ze nigdy juz nie bede miec tak wspanialego i oddanego Psa :( :( ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ZDARIO
Nasz pies w wieku siedmiu lat zachorował na raka, przez jakiś czas był jeszcze w miarę sprawny, lekarz aplikował mu zastrzyki, po których psiak przez parę dni miał siłę, by biegać, był weselszy i miał apetyt. Niestety po roku nowotwór w brzuchu rozwinął się tak mocno, że nic już nie pomagało i trzeba było psa uśpić. Jedna rada: jeśli zdecydujecie się na uśpienie domowego zwierzaka nigdy nie jedźcie z nim do przychodni, niech weterynarz przyjedzie do domu - oszczędzicie psu stresu. Nie będę opisywał szczegółów, bo to drastyczne, ale w tej ostatniej chwilce zwierzęta są bardzo świadome :\

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ZDARIO
Trufelka, opanuj się. Większość ludzi tak robi, jak usypiasz psa w domu to i tak go zabierają, bo jest zakaz zakopywania zwłok we własnym zakresie. Tak samo z usypianiem w lecznicy. Zgodnie z przepisami padłe zwierzęta (konie, krowy, psy, koty) powinny być utylizowane przez uprawnione do tego firmy, a grzywna za samowolkę może wynieść nawet tysiąc złotych. To chyba lepiej że weterynarz zabierze zwłoki, niż żeby samemu trzeba było wieźć psa do zakładu tego typu :o Przepraszam urażonych, ale bezmyślność niektórych osób jest szokująca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Stonowana klasyka
Naszą Kaję potrącił samochód. Śmierć na miejscu :( Nie wiem co gorsze: patrzeć jak ukochana psinka się starzeje i słabnie, podejmować decyzję o zakończeniu tego cierpienia, czy też w sekundzie stracić zdrowego, radosnego psiaka w pełni sił :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magda;((
mój kochana Agatka-bo tak miała na imię umarła dwa dni temu..z 18 na 19.10.2012 r. miała mieć 17 lat 3 grudnia..;(( chorowała wcześniej na serce, miała co jakis czas ataki padaczkowe, wszystko zaczęło się dziać od kiedy skonczyla 10-11 latek, pierwsze zaczeły psuc sie zęby, pozniej ataki..;( dostawała leki, które musiała codziennie brac, w ostatnim roku była słaba, wykanczaly ją zmiany pogody, pogoda kiedy bylo parno, kiedy było gorąco..ostatnim czasem ataki bardzo się pogorszyły..po takim ostrym ataku zdecydowałam sie spac na podłodze, poniewaz moja niunia spala ze mna a atak spowodował iz słabo widziala i mogla spasc z łózka, dwa dni temu miala znow mocny atak, siostra pojechala z nia do weterynarza, ktory podał jej pół dawki srodka nasennego, miala spac cala noc albo usnac na zawsze, jednak w domku po ok 2 godz.przebudzila sie i stekala, wyla jakby ją cos bolalo..po chwili uspokajala sie i zasypiala na kilka minut..a pozniej..to samo..nie moglysmy na to patrzec, zdecydowalam, ze trzeba zadzwonic po lekarza..przyjechal..dał jej pierwszy zastrzyk..bylysmy przy niej, glaskalysmy ją, całowałyśmy..tulilysmy..moj boze! nie moge o tym pisac!..bardzo mnie to boli!!po kilku dobrych minutach wet kazal nam wyjsc, wyszlysmy z pokoju i czekalysmy..az da jej drugi zastrzyk..kiedy wrocilysmy jej serduszko juz nie biło..byla ze mna do rana..zawinieta w kocyku, na ktorym ze mna spala zawsze..przytulalam sie do niej..rano byla juz sztywna i zimna..jeszcze ką glaskalam i ukochalam, przytulalam..calowalam..:( pozniej pojechala z nami na działkę i tam ją zakopalismy..tam została..sama..;(((( wczoraj bylam z siostra i zapalilysmy jej swieczuszke, kupilysmy kwiatki..idę dziś do niej z moim drugim pieskiem, ktory ma trzy lata..bardzo mnie pociesza..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też coś wtrącę
znalazłam mojego Fido rano sztywnego z wyciągniętym ogonem.:( miałam go 17 lat:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość osinka
Dzisiaj odszedł mój kochany FOX. Żył 14 lat i miał od dwóch lat poważne problemy z wydolością oddechową. Przyczyniło się to do jego śmierci, gdyż jego serduszko nagle się zatrzymało. Mimo mojej reanimacji nie uratowałam go. Jego strata dla mnie jest bardzo bolesna i wiem, że już nigdy w moim życiu nie będe miała tak wiernego przyjeciela i nie otrzyman tak bezgranicznej miłości. Dlaczego ta strata tak strasznie boli, przecież wiedziałam, że ten dzień zbliża się wielkimi krokami. Każdy weterynarz uświadamiał mi to przy każdej wizycie. Niestety doskonale wiem, że na śmierć ukochanej osoby, czy zwierzaka nie da się przygotować. To zawsze będzie boleć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
po co odkopałaś ten topik?? teraz się poryczałam strasznie!! sama mam prawie 10 letnią sunie, najukochańszą istotkę na świecie i boję się o nią, że coś się może stać, a może jest chora? jutro jadę do weta na badanie tak strasznie ją kocham :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mój piesek miał jakieś z 5 miesięcy, wabił się Julian. Czarny z lewą białą łapką. W ostatni czwartek czyli 21.11 wróciłam do domu ze szkoły i mama powiedziała żebym zawołała Julka bo gdzieś pobiegł chyba do lasu. I zaczęłam wołać i nic... przebrałam się natychmiast i poszłam go szukać do lasu, a mój tata jeździł ciągnikiem po lesie i też go wołał. I znowu nic... Na drugi dzień czyli piątek to był nie poszłam do szkoły bo musiałam szukać mojego psinę. Znowu poszłam do lasu z tatą, obeszliśmy dosłownie cały las, objechałam pobliskie miejscowości, rozwiozłam ogłoszenia o zaginięciu psa i nadal nic...Całą sobotę myślałam gdzie on może być, czy gdzieś marznie jest głodny i błąka się, czy może ktoś go porwał..to było straszne. W niedzielę pewien pan zadzwonił i powiedział, że jego znajomy widział małego czarnego pieska przy lesie, no to jak wróciłam z kościoła to znowu poszliśmy do lasu, wzięliśmy też psy czyli jego mamę i tatę i poszliśmy...Ze smutkiem znowu wróciłam do domu bo nigdzie go nie było. W ten sam dzień po obiedzie mama stwierdziła, że ona pójdzie go poszukać i tak zrobiła. Niedaleko od mojego domu i domu sąsiadów są takie studzienki z wodą i tą wodę leją na pola i w jednej z nich w takiej niskiej on tam był. Utopił się biedaczek mój, nie wiem czy chciał się napić, czy po prostu biegł chciał przeskoczyć i nie dał rady i wpadł... Był to straszny widok, poczułam taki ciężki ból i cierpienie. Już w ten dzień kiedy zniknął coś miałam na sumieniu żeby iść tam zobaczyć, ale tak naprawdę nie wiedziałam wtedy, że tam jest woda. tak bardzo go kochałam i nadal kocham. Koledzy i koleżanki się śmieją, ale oni tego nie rozumieją. Troszczyłam się o niego, dbałam, bawiłam się, dawałam mu jeść, no po prostu traktowałam go jak dziecko bo tak naprawdę on był dzieckiem, a go już nie ma. To jest trudne. A jeszcze z 22 na 23.11. śnił mi się, tzn że przybiegł, wrócił do mnie do swojego domu, wzięłam go na ręce i razem z mamą mówiłyśmy coś do niego, on się tak cieszył, tak machał swym ogonkiem. Widocznie musiał mnie kochać i przyszedł do mnie się ostatecznie pożegnać..... Wczoraj jeszcze zaczął padać śnieg, mój Julek pierwszy raz by widział śnieg, tak by się cieszył, a ja razem z nim. A teraz widzi jedynie ziemię. zimną i bez jakichkolwiek uczuć. Obwiniałam za to mojego chłopaka bo coś mi się wpiło do głowy, że to przez niego bo nie zamknął bramy, ale tak naprawdę to nie była jego wina. Brama z tyłu też była otwarta i dziura w budynku. Nie wiem, nie widziałam tego którędy uciekał bo mnie nie było. Przepraszam Cię kochanie. Łzy mi lecą po raz kolejny i jest mi smutno. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie przyjdziesz Julianie, choćby nawet we śnie, nigdy Cię nie zapomnę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Madzia89gdz
Mój ukochany Teodor odszedł wczoraj wieczorem:-( nie znam przyczyny jego śmierci ale mógł być to paraliż lub wylew.Przez ostatnie dni śmierci wyglądał strasznie,nie mógł chodzić a jak już wstał to się przewracał,mało jadł a wczoraj to nie mógł biedulek nic zjeść:-( a jak wyszłam z nim po 19 na dwór to zrobił tylko raz siusiu i nie chciał dalej iść,musiałam go wziąść na ręce.A jeszcze przed pójściem na dwór widziałam ślady krwi na podłodze lecz nie mogłam zobaczyć skąd ta krew(chyba z szyi).Po 22 położył się na swoim posłaniu i nagle zaczął piszczeć, jak wstałam i zapaliłam światło to widziałam jak dostaje drgawki i wylewa się z niego krew:-( tak jakby z brzucha czy z okolic.Trwało to kilka sekund po czym wywalił język na wierzch(okropny widok aż chce się wyć) zaczełam płakać i krzyczeć Nie!!!!:-( wiedziałam już że nie żyje:-( czułam się tak jakby odeszła razem z nim jakaś cząstka mnie.Teodor był i jest nadal moim największym przyjacielem.Choć nie ma go już z nami to nie mogę w to uwierzyć że go nie ma:-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój pies zginął dwa dni temu. Miał tylko roczek. Był strasznie szalony kochany uwielbiał sie przytulać nie ma drugiego takiego zabawnego psa. Pojechaliśmy nad morze na spacer mimo zimnej pogody , był sztorm. Z radości zaczął biegać po całej plaży a w pobliżu była zatoka . Rozpędził się za bardzo i nie zdążył wyhamować i jak z trampoliny wpadł w głęboki sztorm. Umierał na moich oczach a ja nie mogłam mu pomóc. Umieram z rozpaczy , po co ja tam pojechałam ;((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja strasznie tęsknię za moim ukochanym piesiem ; ( Zabił go samochod na moich oczach. Nigdy sie z tym nie pogodze. To tak boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zmarła podczas snu :( miała raka sutka :( ech

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Siostra obudziła mnie, mówiąc że Paglo (owczarek niemiecki, 13 lat i 9 miesięcy) dziwnie wyje jakby go coś bolało. Do końca życia nie zapomnę tego dźwięku. Leżał w ogrodzie pod krzakiem (to był lipiec), miał przerażone oczy i wył, właściwie to było coś jak bardzo głośne łapanie powietrza, takie od niskiego do wysokiego dźwięku... mieszkałam wtedy w małym mieście, do weterynarza nie mogłam się dodzwonić, w końcu się udało ale był poza miastem... Siedziałam z Paglem, próbowałam go poić, ale było to jakby przełykanie wody bolało go jeszcze bardziej, nie wiedziałam co robić bo był upał... nie miałam jak go wnieść do domu, ważył za dużo a do ogrodu schodzi się po wielu schodach, zresztą on nie bardzo chciał się przemieszczać za daleko, jak już to przeszedł 3 kroki bo nie mógł sobie miejsca znaleźć, poszedł pod inny krzak i nogi się pod nim ugięły tak że zawiesił się szyją na gałęzi krzaku... nie mógł się podnieść, ja sama też nie dawałam rady, zaczęłam tylko wrzeszczeć po siostrę która poszła wtedy po telefon do innego weterynarza żeby szybko przybiegła, podniosłyśmy go... siedziałam z nim 3 godziny i tylko go głaskałam, i płakałam, marzyłam żeby przyjechał weterynarz i go uśpił bo nie mogłam patrzeć jak cierpi... w końcu przyjechał, powiedział że to coś z wątrobą prawdopodobnie ale że ogólnie bardzo boli go brzuch. Pobrał krew i dał mu coś na uspokojenie, powiedział że jutro będą wyniki i wtedy zdecydujemy czy da się go ratować czy lepiej skrócić cierpienie. Piesek poszedł do swojego kojca, do cienia, położył się tam. Akurat byli znajomi rodziców którzy powiedzieli, że ich pies miał podobnie i pomogło siemię lniane, więc poszłam się ubrać (bo od rana siedziałam z nim w tym ogrodzie w piżamie) i chciałam iść do sklepu, a pomyślałam, wnioskując po jego zachowaniu że szukał sobie miejsca wygodnego, a niekoniecznie przy nas, że może lepiej niech spokojnie odpocznie skoro dostał leki. Kiedy przyszłam do niego zajrzeć, napoić go przed pójściem do tego sklepu zobaczyłam tylko że leży na boku i trzęsie się cały. W panice zadzwoniłam do weterynarza żeby przyjechał, nie mógł bo miał psa na stole, no to żeby psa przywieźć... nie zdążyłyśmy, bo umarł :( Zresztą te drgawki to już chyba było już po. Przeryczałam cały dzień, zresztą do tej pory (4 lata później) zdarza mi się zapłakać za nim. Następnego dnia zresztą się okazało, że wątrobę miał w tak fatalnym stanie, że i tak musielibyśmy go uśpić. Więc może i lepiej, że cierpiał tych kilka godzin mniej. Żałuję tylko że w ostatniej chwili kiedy był świadomy mnie przy nim nie było. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem czy strasznie ale dla mnie tak.Otóż mojego psa zastrzelił myśliwy albo kułsownik,nie wiem nie widzialam.Ale mysle ze kułsownik bo nie wiem w jakich miesiacach Oni tzn mysliwi maga polowac.W styczniu minie rok.Psina przyszła ledwo co pod dom i strasznie skomlała.Otworzyłam dzwi i leżał na schodach gdy sie przyjrzałam miał rane w łopatce.Od razu pojechałam do weterynarza.Ale ze mieszkalam daleko psiak....... w samochodzie.Płakałam bo psiaka znalazłysmy z córka jak sie błakal.I przygarnełysmy Go.Był z nami 3 lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Beataata
Wczoraj tj.09 marca 2014 odeszła na zawsze nasza ukochana sunia Bastusia - miała 10lat.... To była najcudowniejsza na świecie amstaffka. Całe życie walczyła z alergiami a w styczniu przeszła operację usunięcia macicy (ropomacicze). Odeszła po kilku dniach walki z niewydolnością krążeniową parę chwil przed wizytą u swojego weterynarza. Była taka słabiutka a jednak czekała aż wszyscy będziemy przy jej legowisku... Zdążyłam jej powiedzieć jak bardzo ją kocham, głaskałam i przytulałam. W pewnej chwili odetchnęła głęboko choć wcześniej tak ciężko oddychała i jej serduszko przestało bić :(. To tak bardzo boli :(((((((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×