Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Czarownica z marginesu życia28

Będę sobie prowadziła tutaj coś w rodzaju swoich przemyśleń:)

Polecane posty

Gość Czarownica z marginesu życia28

Dużo ostatnio rozmyślam o życiu i śmierci, o przyjaźni i o związkach i o tym co w życiu jest najważniejsze i gdzie znaleźć ''złoty środek'', który pomógłby mi być w końcu szczęśliwą. Mając lat naście, nie znając jeszcze smaku miłości, namiętności, pełna dziecięcego uroku, pomimo lat ''nastu'' myślałam, że najważniejsza jest przyjaźń. Przyszła jednak miłość w wieku lat dwudziestu i od tamtej pory wiedziona namiętnością i burzą hormonów, która szalała we mnie ze względu na późne dojrzewanie, uznałam ją za życiowy priorytet. Teraz mam lat prawie trzydzieści, na koncie wiele zawodów z własnej lub cudzej winy miłosnych i dochodzę do zupełnie innych wniosków- najważniejsze jest zdrowie i rodzina, która pomimo tego, że tak mocno jest przeze mnie tak samo mocno znienawidzona jak i kochana. Zdrowia mi zabrakło( nie będę się rozpisywać dlaczego), a rodzina pomimo jakiegokolwiek wsparcia z ich strony nadal trwa, w przeciwieństwie do wszystkich przyjaźni, które nie przetrwały i nieudanych związków. Oczywiście obecnie posiadam przyjaciół, posiadam również swoją ''drugą połowę'', która tak naprawdę nie jest nawet moja 1/100, a co dopiero połową niemniej jednak na dzień dzisiejszy podchodzę do wszystkiego rodzaju relacji międzyludzkich z dużą dawką podświadomego, czy też świadomego, uzasadnionego, bądź nie, chłodu. Postanowiłam, że wyjadę najpierw na pół roku do Szkocji, potem do Australii, a potem do Stanów, wszystko zaplanowane i nawet choroba mnie nie pokona;) W końcu mam swoje 15 minut, które chociaż raz wykorzystam nie korzystając z żadnych sugestii i rad ze strony rodziny i znajomych i jeśli będę miała pretensję to tylko do siebie, bo dotychczas rościłam sobie , pretensje do wszystkich, którzy ''dbali'' o moje życie, kierując się własnymi błędami, a ja grzeczna, nie zbuntowana jak kiedyś, słuchałam starannie, czerpiąc inspirację do działania. Niepotrzebnie. Teraz jestem zgorzkniałą, młodą kobietą, która ma pretensje do całego świata. To się zmieni na pewno. Leczeniu się nie poddam, to tez moja decyzja, wbrew wszystkim i wszystkiemu. Zrobię to nawet dla dobra tych wszystkich chorych, którzy szukają ratunku w rożnego rodzaju metodach niekonwencjonalnych, z których zamiaru skorzystać nie mam zamiaru. Mam raka obu piersi i to dopiero początek mojej wędrówki, albo ku końcowi, albo do początku mojego życia. Wszystko okaże się za jakieś 7 miesięcy. Jeśli ktoś z was ma kogoś, kto choruje na raka, lub sam ma owa przypadłość, czytajcie proszę moje przemyślenia , bo zamierzam leczyć się wit. b 17, tak dla poświęcenia, przez niewiarę, przez skłonność do poświęceń, przez już tragiczny stan mojego ciała, nie rokujący zbyt dobrze i dla nadziei, która gdzieś tam w sobie jeszcze mam ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×