Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Cosey Mo

Czy dalibyście szansę komuś takiemu?

Polecane posty

Gość ile masz lat Cosey Mo?
"wiem, że zrobię wszystko, aby już nigdy się one nie powtórzyły" tego Ci własnie życzę z całego serca i przed tym powinnaś się bronić ze wszystkich sił przynajmniej w tej chwili, w tym okresie życia nowy związek może być destrukcyjny, ze względu na Twoje własne demony i lęki, które nieoczekiwanie mogłyby się pojawić za niedługi czas będziesz gotowa teraz uważaj uważaj na siebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
hthytryrtyrt: "2 lata to nie jest dużo " ale wiesz, co można przez dwa lata? :) wyjść za mąż, urodzić i rozwieść się to bardzo mało:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cosey Mo
Może masz rację, że powinnam z tym wszystkim poczekać. Wszystko jest jakby nie było świeże, a ja tak naprawdę się odradzam. Są jeszcze rzeczy, które na pewno jeszcze należy przepracować, zwłaszcza te pozostałości z przeszłości w postaci lęków. Z drugiej strony nie chciałabym odrzucać ludzi, znowu się izolować. Tym bardziej, że chodzi nie tylko o facetów, ale generalnie o moje kontakty z ludźmi. Np. widać to na studiach, gdzie niby mam jakichś znajomych, ale z nikim nie trzymam się bliżej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
hm...patrząc na to, ze nie zdałam w liceum 2 lata... i dopiero kończę studia... Patrząc na to, że chociaż nauka mi zaczęła wychodzić w wieku 18 lat związałam się wtedy z destrukcyjnym facetem i byłam z nim 2 lata, by kolejne 2 lata po związku z nim przepić i przebalować ;) To 2 lata jest chyba moją magiczną liczbą ;) Uspokoiłam się gdy poznałam jego... nie chciałam go... wolałam dalej swój żywot prowadzić... nie chciałam cierpieć bardziej...sama chciałam się podnieść moimi sposobami....zachęcił mnie swoim podejściem do mnie... był spokojny, cierpliwy... i tak ponad 3 lata sielanki, wmawiania mi jaka jestem perfekcyjna, że aż uwierzyłam i życia w błogiej nieświadomości aż do czasu gdy zobaczyłam jakim ch*** jest i mimo upływu czasu, mojej normalności, świetnych wyników w nauce... to nadal szlag mnie trafia... Morał : Facet może pomóc się podnieść ale również dobić w każdym momencie życia. Jednak łatwiej wychodzi wszystko gdy stara się dla kogoś....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
"patrząc na to, ze nie zdałam w liceum 2 lata... i dopiero kończę studia... Patrząc na to, że chociaż nauka mi zaczęła wychodzić w wieku 18 lat związałam się wtedy z destrukcyjnym facetem i byłam z nim 2 lata, by kolejne 2 lata po związku z nim przepić i przebalować" WŁAŚNIE!!!!!!!!!!!!!!!!! dokładnie przed tym przestrzegam Autorkę dokładnie przed tym

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cosey Mo
W ogóle to powiem wam, że mam bzika na punkcie, aby być postrzegana jako inteligentna, oczytana i utalentowana. Denerwuję się jak czegoś nie wiem, jak się pomylę. To męczące na dłuższą metę, bo nie daję sobie prawa do błędów. Większość ludzi ubolewa nad mankamentami wyglądu, ja z kolei w ogóle się nim nie przejmuję. Nie chcę być ładnie opakowaną lalką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
"Jednak łatwiej wychodzi wszystko gdy stara się dla kogoś...." po czym dochodzi się do wniosku, że nie warto......................jednak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
Ja to doskonale rozumiem! o ile związek z tamtym sprawił, ze chciałam się uczyć już dla niego...ciągniecie jego i siebie do góry i życie w chorej rzeczywistości przy jego boku... z jego problemami z byciem niezrównoważonym bywało kłopotliwie ale kochałam i pchałam nas do góry .... (dzięki niemu przynajmniej poszłam do przodu z nauką...ale nie był podporą w niczym...)...kochałam go i przeżyłam rozstanie "ostro".... Następny podbudował mnie lekko na 3 lata chwała mu za to... gdyby tylko potrafił się trzymać tego , że jestem "jedyną najwspanialszą" było by cudownie do dziś. Jednak mam porównanie.. Nie chce by autorka oddała uczucia pierwszemu lepszemu, dlatego napisałam, by poczekała z tym ocenianiem "wchodzić w to czy nie" aż się poznają dobrze...Wiem, ze wsparcie pomaga... i życzę jej z całego serca by trafiła na właściwego faceta. Nie można uciekać od miłości bojąc się ran. Samotność nie jest też kolorowa. Ja zachęcam autorkę tylko by dała szanse...jeśli poczuje się dość pewnie... nie ważne czy po 3 latach znajomości czy po roku..by poznała, sprawdziła partnera.;) Ryzyko ran zawsze istnieje teraz czy za 10 lat... problem w tym by nie skazać się na samotność ze strachu przed bólem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cosey Mo
Wydaje mi się, że nie ma sensu za bardzo ulegać opiniom innych na nasz temat (dobra, w praktyce wychodzi mi to gorzej :P), uzależniać się od nich w żaden sposób, bo gdy odchodzą, wali się nasz świat i poczucie wartości. Trzeba mieć dobre zdanie na temat siebie samego, bo to daje nam siłę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
no, cóż pogratulować zdystansowanej i realistycznej samooceny te "braki" sa pewnego rodzaju traumą przeszłości a nie rzeczywistym brakiem, który w jakikolwiek sposób dyskwalifikowałby Cię jako pełnoprawnego rozmówcę czy interesującego człowieka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cosey Mo
Ja też coś takiego przerabiałam, ale w przypadku moich męskich przyjaciół. Czytałam to co oni czytali, słuchałam tego co oni lubili itp. Chciałabym, żeby postrzegali mnie jako równą im w dyskusji partnerkę, pragnęłam im zaimponować. Uczyłam się też sporo. Niestety, gdy te znajomości się kończyły, wszystko rzucałam i znowu nic nie robiłam z sobą samą. Tak działa uzależnienie od innych, niestety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
Oj tam ryzyko zawsze jest;) ja wiem, ze teraz poszaleje poszaleje ale znowu z czasem się ogarnę.... takie życie... po burzy musi wyjść słońce Co do zdenerwowania, że czegoś się nie wie... miewam...to wyraz wygórowanej ambicji- pogięło mnie w 2 stronę. Staram się być najlepsza jak chodzi o naukę... jakbym chciała odzyskać tamten czas w jakim rozczarowywałam wszystkich. Szalonego kopa daje mi moja rodzina jak widzę, ze się cieszą gdy osiągam kolejne małe sukcesy jak kolejna 5 otrzymana w sesji. Co do wyglądu... nie mam bzika... ale nie lubię czuć się brzydka... Już nawet nie chodzi o to, że taka jestem, bo wszyscy mówią mi zupełnie coś innego...jednak czuję, że powinnam i na tym polu popracować nad sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cosey Mo
Przepraszam, opuszczę was teraz, bo senna się zrobiłam. Obiecuję, że będę tutaj jutro wieczorem, więc zapraszam do dyskusji i dziękuję za poświęcony mi czas :) Dobranoc :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
"Nie można uciekać od miłości bojąc się ran." oczywiście!!:) właśnie dlatego nie namawiam do całkowitej "ucieczki" przed uczuciem, raczej proponuję chwilowy brak wewnętrznej zgody na niebezpieczeństwo ((duże, co zresztą sama potwierdzasz własnym przykładem) upadku, ze względu na związanie się z kimś, kto nie do końca wyczuje reczywiste potrzeby emocjonalne Autorki i - nawet nie świadomie - będzie destrukcyjnie działał przeciw niej a szkoda by było teraz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
dobranoc ;) Śpij dobrze ;) Tu się zgodzę, że ostrożności nigdy nie jest za wiele. Jednak jestem przekonana, że gdy pojawi się ktoś odpowiedni, tu podkreślam odpowiedni będzie umiał powoli rozkruszać mur zbudowany z niepewności autorki;) Wytrwały facet jaki pomoże a nie zaszkodzi, odznaczy się cierpliwością i ciepłem. Moj ostatni facet dużo mi pomógł...zaszkodził bo zaszkodził... ale gdyby nie on pewnie nadal bym szalała. W wielu sytuacjach był wsparciem i pomocnikiem. Gdyby jeszcze nie myślał wackiem... byłby idealny ;) nie powiem, że wyszłam z tego bez ran...ale ja je wyliże z czasem... bynajmniej mam taką nadzieje...ale są o wiele mniejsze niż te jakie zastał ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
ten ktoś może chcieć dobrze może miec dobre intencje zupełnie "niechcący" może sprawić, że zmory gnębiące Autorkę wróca niespodziewanie dla niej samej ona ma więcej do stracenia niż "skruszony" w takiej sytuacji nieszczęśnik, który chciał dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
Wiele rzeczy może sprawić, że te zmory wrócą. Wystarczy chwilowa zła passa w życiu i już się wszystko sypie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
na przykład pojawienie się ex znienacka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile masz lat Cosey Mo?
na obecnym etapie w życiu Autorki partner to więcej ryzyka niz korzyści więcej konieczności dawania z siebie komuś niż sobie, co jest bardzo potrzebne nie ma żadnej gwarancji, że trafi na miłosierną duszę z fiutem, która zadba bardziej o jej potrzeby egzystencjalne zamiast o fizyczne........ rozwaga, nieufność i śwuiadomość ryzyka to jest jej potrzebne w tej chwili

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
Gdyby go nie było w wielu takich krytycznych dla mnie momentach nie wiem jak bym dała sobie radę. Jestem trudną osobą... nie mówię o moich problemach...jednak jak coś wybuchnie to już koniec... bywało, że siedziałam w milczeniu wpatrując się w martwy punkt a łzy same mi leciały... to on był przy mnie i jego przytulenie i siedzenie przy mnie dawało mi bardzo dużo... Nawalił... ale nawet gdy po raz setny dzień wcześniej mówiłam mu, że chce by zniknął z mojego życia, to do niego się odezwałam gdy coś się wydarzyło i nie dawałam sobie rady...po chwili był już przy mnie...nie dlatego by mnie odzyskiwać wbrew mojej woli po tym co zrobił ale dlatego by pomóc mi się pozbierać... znów kilka dni siedział wytrwale przy mnie, milczał ze mną i cały czas tulił...może zawalił jako partner... ale nie zawala gdy jest potrzeba... jak dla mnie on był moją podporą... Byle co może złamać... Nie każdy facet to skończony ch*** są jeszcze Ci trochę mniej skończeni... Mnie samotność przeraża... To, że teraz muszę sama sobie radzić... To, że gdy napotkam przeszkodę nikt w irytujący sposób mi nie będzie mówił , że ją pokonam. Nikt gdy będę się bała nie chwyci mnie za rękę. Są momenty w życiu w jakich to wsparcie wyjątkowo się przydaje. Nie można widzieć tego tylko w czarnych barwach... gdy kochamy drugą osobę nie zawsze nas to zahamuje czasem da wielkiego kopa. Autorka wiele już zrobiła... nie sądzę, że od razu zaufa jakiemuś draniowi... na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. Człowiek czasem potrzebuje wsparcia bo sam bywa bezbronny... Ja bynajmniej doceniam, że był przy mnie w krytycznych dla mnie momentach i jestem pewna, że nawet teraz by był gdybym powiedziała, że mam problem. Może nie miał 1098283 gotowych wyjść z sytuacji ale samo to, że ktoś jest bywa otuchą. Nie był idealny.... ale jest przy mnie gdy trzeba... Samej pchać ten wózek pod górę będzie wiele ciężej. Ale jeszcze ciężej byłoby gdyby się nie pojawił w moim życiu. Nie nakłaniam autorki za wszelka cenę do znalezienia miłości...ona sama się znajdzie... nie nakłaniam do odrzucenia jej bo nie można wiecznie uciekać. Myślę, że powinna dalej pracować nad sobą...i nie szukać na siłę a ta osoba kiedyś stanie na jej drodze. mimo wszystko dalej wierze w happy endy... Gdyby nie on... pewnie już 6 rok biegałabym po imprezach lub znalazła sobie jakiegoś palanta i chowała jego dzieci zamiast się uczyć. Mimo że znów popadłam w jakiś dziwny stan o ironio on nadal mi pomaga... fakt poddałam się przez niego... ale to on mnie podnosi swoim kosztem. gdy poznałam go dopiero stawałam na nogi... zaczęłam studia...Starałam się ale i tak zachowywałam się jak dziecko we mgle. Przyjmując go... Ryzykowałam tym, ze jakiś palant znowu zniszczy wszystko co mam...Co dopiero odzyskuje....byłam przerażona... broniłam się jak mogłam... wymykałam mu... Choć i tak z czasem widzę jak bardzo go wtedy potrzebowałam. Przez ten pierwszy rok dał mi więcej miłości niż byłam w stanie udźwignąć. Bałam się...panikowałam on był cierpliwy... Do 3 roku układało się różnie... Ale wiem, że więcej mi dało to niż zabrało. I właśnie takiego tyci lepszego partnera życzyłabym by znalazła autorka. Mój był dla mnie moim napędem... bez niego w wielu sytuacjach zatoczyłabym koło już dawno temu. Przeraża mnie to, co działoby się w moim życiu bez niego. Moja litościwa duszyczka z fiutkiem była przyjemną przerwą 3 letnią. Nie mogę powiedzieć, że powoli nie wracam do starych nawyków... bo wracam...nie śpię po nocach, piję, palę i staram się wyskoczyć czasem gdzieś na imprezę... unikam kontaktu z ludźmi, wybucham, i olałam uczęszczanie na studia oraz sport walki jaki dawał mi satysfakcję. W zasadzie odsunęłam wszystkich od siebie. Olałam też dbanie o siebie już nie przykładam dużej wagi do tego jak wyglądam... nie ćwiczę już i nie mam mobilizacji do niczego. Flirtuję z moim ex, ex... nie wiem po co... a tak poza tym jest ok...jednak liczę, że to przejściowy stan trwający dopiero z pół roku. Nie rokuje on najlepiej ale dla mnie jest to czas na godzeniu się psychicznie, że mój jedyny tak cudownie wspaniale zakochany we mnie facet nie zdawał sobie sprawy, ze erotyczne wiadomości i zażyłe stosunki utrzymuje się wyłącznie ze mną a nie z jakąś małolatą i ze mną. Nosząc 2 telefony... Oczywiście nie ruch*** bo bym go wykastrowała... aczkolwiek sam fakt zdrady boli... Choć i tak twierdzę, że jestem w lepszym stanie psychicznym niż byłam zanim go poznałam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hthytryrtyrt
K*rwa sama nie umiem obronić własnych teorii... bronie teorii "pieprzonego palanta-zbawcy wszechświata". Że dobry, że jest przy mnie...wszystko to o d*pę potłuc...nie było go przy mnie jak chciał paluszki w tej nastolatce maczać... ot idiotyzm kobiet. W sumie masz racje nigdy nie wiadomo na kogo się trafi... i jak to na nas wpłynie... Uspokoiłam się przy nim , miałam odpoczynek, nie jest gorzej... co nie znaczy że jest wybawicielem. I nie mam 100% pewności, ze dawno już nie stałabym twardo na nogach gdyby ten łach nie wyjął mi 3 lat życia. Owszem było cudnie. Ale nie mogę mówić, że dzięki niemu się nie stoczyłam sama bym dała też rade!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość emeryk44
Autorko wątku: czy nie pomyślałać, że mogłaby Ci pomóc jakaś psychoterapia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×