Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość tak się zastanawiam.......

Od którego tygodnia ratuje się wcześniaki?

Polecane posty

Gość mama aluni
byc moze malutka by cierpiała i by nie przezyła z tym sie zgodze!! szkoda tylko ze nie moghłas miec jej przez te 2 godz przy sobie:( napewno byłoby ci teraz troszke lepiej:( smutne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhghjkl
nie możesz się obwiniać, po porodzie nie wiedziałaś co się dzieje zmęczona, zestresowana, w szoku. ludzie bardzo różnie reagują. nie miałaś na to najmniejszego wpływu. ja obecnie jestem w ciąży i moją pierwszą myślą było, że oby do 23 tygodnia, bo będą ratować

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak się zastanawiam.......
a ja sobie myślałam, że oby pierwsze trzy miesiące, bo to podobno najbardziej niebezpieczny okres, a potem już nic złego się nie może stać... i niestety :( Mama aluni- pogodziłam się z tym, że jej nie mam, ale nigdy nie pogodzę się z tym, że nawet jej nie dotknęłam. Jedyne z czego się cieszę to to, że ją pochowałam i zamiast urządzania pokoiku postawiłam jej pomniczek, a wiem, że są matki, które w szoku nie chcą odbierać ciała dziecka- i to może być ich największy błąd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhghjkl
dzieki temu, że zabrałaś ciało dziecka możesz normalnie przeżyć żałobę... szkoda, że w takich sytuacjach nie ma psychologów w szpitalach. lekarze i pielęgniarki mimo, że chcieliby pomoc pacjentce to zwyczajnie nie wiedza jak...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak się zastanawiam.......
a jeśli chodzi o psychologa to chcieli mi po porodzie przyprowadzić, ale stwierdziłam, że ten mi nic nie pomoże. Szkoda, że przed porodem nikt nie zaproponował jakiejś rozmowy, nie upzredził co się stanie. Gdy zapytałam lekarki co się stanie z moim dzieckiem jak urodzę to pogłaskała mnie po głowie i powiedziała: "ciiiiii"- zatykając palcem moje usta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhghjkl
jedyne co przychodzi mi do głowy to to, że lekarka nie wiedziała co ma powiedzieć... na studiach nie ma nic o rozmowie z pacjentem, o pomocy psychologicznej, wsparciu i personel zwyczajnie nie wiedzą jak się zachować...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kjhghjkl
szczerze mówiąc sama nie wiedziałabym co zrobić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
chyba najbardziej bol swiadomosc ze nie pozwolono ci sie z nia pozegnac. ale pomysl o tym ze tulilas ja przez te 22 tygodnie w brzuszku i ona napewno czula twoja/wasza milosc. Maly aniolek odszedl i tak bylo najlepiej i dla niej i dla was. Czasem naprawde nie ma sensu walczyc w przegranej sprawie i mysle ze lekarze nie podjeli tej decyzji bez powodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A dlaczego nie miałaś
dziecka obok siebie po urodzeniu? Skoro żyła jeszcze dwie godziny to mieli czas żeby ją przynieść albo żebyś Ty mogła do niej pójść. Ile ważyła?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znam przypadki w 23 tyg blizniaczki Po ok 450g i daly rade. w Niemczech udalo sie uratować maluszka z waga 275g ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość usta
" i powiedziała: "ciiiiii"- zatykając palcem moje usta." no właśnie i niech ten palec na ustach pozostanie, bo inni wykorzystają tę tragedię przeciwko tobie zaufaj mi z jakiejś przyczyny sie tak tak stało zawsze to w tobie zostanie ale nie pokazuj tego, bo będziesz sie musiała tłumaczyć jak winna morderstwa każdemu chłystkowi przeżyj to w sobie, przeżyj żałobę, porozmawiaj ze mną, nie zdradzaj swojej tragedii otoczeniu, oni takiego ogromu tragedii nie pojmą dlaczego.org

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bądź sobą
czasu nie cofniesz. Nie wiesz jak wyglądała jeśli chodzi o jej kondycję to że była duża nic nie znaczy-mój syn w 35 tc miał po porodzie 2800-tyle co niektóre dzieci urodzone w terminie i 51cm. Pomimo to przewozili mnie przed porodem do szpitala specjalistycznego. Dlaczego? Bo każdy szpital ma swoją kwalifikację. Mojego syna i tak musieliby przewieźć. Jeszcze co do wielkości-okazało się że ma problemy typowe u wczesniakow-spadki saturacji, zapalenie płuc itp. Więc nie wielkość świadczy o stanie zdrowia. Napewno gdyby były szansę ją uratować zrobiliby to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adadadmsmsm
Piszcie uratować ale większość dzieci tak skrajnie wcześniej urodzonych o ile przeżyją jest niepełnosprawnych. Mają porażenie mózgowy, są niewidome lub głuche. Już nie wspomnę o bólu jaki odczuwają podczas leczenia. Lekarze decydują żeby nie podtrzymywać życia często dla ich dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adadadmsmsm
Piszcie uratować ale większość dzieci tak skrajnie wcześniej urodzonych o ile przeżyją jest niepełnosprawnych. Mają porażenie mózgowy, są niewidome lub głuche. Już nie wspomnę o bólu jaki odczuwają podczas leczenia. Lekarze decydują żeby nie podtrzymywać życia często dla ich dobra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gtrytyhtryur
Moim zdaniem niedopuszalane jest, żeby nie ratować żywego dziecka, nawet jeśli jest maleńkie. Powinno być tak, że idzie do inkubatora, a szpital jeśli jest niedostosowany to zawiadamia inny szpital, z lepszym sprzętem, nawet z innego miasta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adadadmsmsm
I znam przypadek że matka dziecka które urodziło się w 22 tygodniu martwe miała wprost pretensje do lekarzy że nie zabrali od niej dziecka. A on chcieli jej dac szansę sie z nim pożegnać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bądź sobą
Tak miało być. Nie ma co rozstrzasac. I tak nic nie zmienimy. Wiem jakie to dla Ciebie trudne-gdy lezalam na sali pooperacyjnej a nikt nie chciał mi udzielić informacji o dziecku twierdząc że brak wiadomości to dobra wiadomość... A ja od zmysłów odchodziłam bo widziałam go po porodzie i nie wiedziałam czy nic mi nie mówią bo jest źle czy o co chodzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytałam kiedyś artykuł na temat ratowania wcześniaków. Wypowiadała się tam m.in. lekarka, która przyszła do pracy, pełna entuzjazmu i udało jej się właśnie uratować skrajnego wcześniaka. Była bardzo dumna z sibie do czasu, az kiedyś zobaczyła to dziecko z kompletnie załamaną matką. Dziecko było własnie całkowita roslinką. I wtedy zaczęła się zastananwiać czy faktycznie najwazniejsze jest, aby dziecko przezyło, za wszelką cenę, nawet jego cierpień i życia, które jest wegetacją. Była tam tez wypowiedź matki, która urodziła wczesniaka. I opis tego, jak patrzyła codziennie na cierpienie dziecka podtrzymywanego sztucznie przy życiu. Może to wydać się absurdalne, ale śmierć dziecka przyniosła jej ulgę, bo nie musiała więcej patrzeć, jak jej dziecko cierpi. Kiedys przeglądałam strony fundacji "Zdążyć z pomocą" i zdjęcia oraz opisy stanu dzieci, które często urodziły się w skrajnym wcześniactwie - padaczka, porażenie mózgowe, ślepota, opóźnienie w rozwoju umysłowym. Nie chciałabym takiego "zycia" dla mojego dziecka. Chyba nie potrafię sobie wyobrazić, jaka tragedia jest smierć dziecka. Ale te ból z czasem się zmniejsza, można z nim zyć. Patrząc na dziecko leżące nieruchomo w łóżku, dziecko które właściwie jest tylko ciałem, bo jego mózg funkcjonuje tylko na tyle, aby sterować niektórymi procesami życiowymi, przeżywa się tragedię każdego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kot bez butów boso chodzi
ratuje się każde dziecko wyznaczenie granicy porodu i poronienia jest wyłącznie legislacyjne, dla celów prawnych, a nie medycznych wskazań do ratowania życia gdzieś musiała być tak granica, np. ze względu na możliwość skorzystania z urlopu po porodzie martwego dziecka, a braku takiego uprawnienia po poronieniu itp.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dfghjk
rodząc moje blizniaki przed terminem pamietam slowa poloznej ktora zreszta byla babcia wczesniaka,miala kolezanke neurologa dzieciecego ktora powiedziala jej kiedys"wy cieszycie sie ze dziecko zyje ,a ja potem pracuje z tymi wczesniakami cale zycie a najczesciej przegrywam...."cos w tym jest niestety...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość autorko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ciezko uratowac takie dziecko. To graniczy z cudem. Nawet, jesli daloby sie to zrobic, to mopglabys miec w dumu dzis kaleke albo rosline. Wiec moze tak mialo byc-ze to dziecko nie przezylo. Ja urodzilam sie w 30 t.c.-wazylam 980 g i mialam 34 cm i wlasnie ja ledwo przezylam, chociaz oddychalam samodzielnie-ale kilka dni moj stan byl krytyczny, nie narastala mi tez krew. A co dopiero dziecko urodzone w 22 tygodniu. Moja mama dostala krwotoku w 4 miesiacu wlasnie i dobrze, ze akurat byla w drodze do pracy, bo zabrali ja do innego szpitala, gdzie postanowili zobaczyc, czy ciaze da sie uratowac (lezala az do porodu plackiem, wody sie jej saczyly)i dlatego mialam szanse siue urodzic. Gdyby stalo to sie w domu, to u nas w szpitalu juz by ja wyskrobali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mamy wcześniaka w rodzinie z 28 tygodnia. Długa walka o życie w szpitalu.Lata rehabilitacji i operacji a dziecko nie jest całkiem zdrowe i rozwinięte umysłowo. Rozumiem wolę rodziców i chęć walki ale czy jest sens ratować dzieci sprzed 25 tygodnia? Nawet jak przeżyją to większość jest niepełnosprawna. Dużo mówi się o cudach że maleńkie dziecko przeżyło ale ile dzieci potem nie jest zdrowych? To już nie jest takie medialne. Ja bym nie chciała takiego życia dla mojego dziecka. Żeby cierpiało każdego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hds
autorko wiem co teraz czujesz. Jestem w takiej samej sytuacji.. co Ty i też nie jest mi łatwo. Opowiem Ci moją historię... Miałam zaufaną Panią Doktor, gdy byłam u niej w sobotę z rana na wizycie stwierdziła, że moja szyjka jest długości 2,5 cm. I jeśli się nie poprawi na następnej wizycie da mi tabletki podtrzymujące ciążę. Stwierdziła, że szyjka jest ok ale skróciła się. Kazała trochę odpoczywać. W poniedziałek wieczorem, właściwie w nocy.. obudziły mnie skurcze... 24/1 w nocy... nie moglam wytrzymać... wstałam..pochodziłam i przeszło. Stwierdziłam , że chyba nic się nie dzieje... skoro przeszło, polożyłam się spać. Rano wstałam... miałam dziwny śluz, co się okazało później czop śluzowy odszedł.. Pojechałam na pogotowie, gdyż moja Pani Ginekolog nie raczyła mnie przyjąć. Diagnoza lekarza- PORÓD SIĘ ZACZĄŁ 12 godz temu. Podali mi leki hamujące poród. Kroplówkę też dostałam, i przewieziono mnie karetką do innego szpitala. Poród zatrzymali, uf ! Leżałam w szpitalu... w czwartek wieczorem strasznie zaczęłam krwawić, nikt nie wiedział dlaczego , z dzieckiem było wszystko ok. Położyli mnie na osobnej sali, gdzie monitorowali całą noc tętno dziecka. Miałam straszne skurcze... co 5 minut. Byłam bardzo wykończona, budziłam się na skurcze tylko. Rano na wizycie lekarza powiedziałam że mam skurcze i bardzo bolało w nocy.. Przyszedł drugi lekarz i powiedział, że trzeba zrobić cc gdyż dziecko ma 15% szans na przeżycie. Gdy zacznie się naturalny powód , mała nie przeżyje , była ułożona pośladkowo. Zgodziłam się. O 9:30 w piątek miałam cc, dziecko od razu płakało.. gdy wyjęli ją... choć wiadomo nie był to krzyk dziecka które było donoszone.. mała ważyła 640gram i urodziła się w 24 tc. Od razu ją zabrali do inkubatora , przewiezli do innego szpitala. żyła dwa dni... nie widziałam jej wcale. Mój narzeczony widział ją, gdy pojechał w niedzielę do niej do szpitala w którym była... gdy byl u niej, poźniej przyjechał do mnie... i pojechał do domu. Ja miałam ją odwiedzić jak wyjdę ze szpitala... czyli w środę. O 19 zadzwonili ze szpitala od małej, że nastąpił zgon i nic nie dalo się zrobić. Strasznie płakałam i wyszłam na wlasne żądanie ze szpitala. Do dnia dzisiejszego nie widziałam małej, nawet na zdjęciach. I Autorko chyba nie chciałabym przytulić jej ani pocałować... bo wiem , że dużo gorzej bym to wszystko przeżyła. Pamiętam ją jak była jeszcze w moim brzuszku i jak kopała. Kocham ją bardzo ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hds
I swoją drogą autorko chyba dobrze, że tak się stało. Tak musiało być i koniec. Moja mała dziś by miała rok prawie. Dziś patrzę na to innymi oczami. Wtedy miałam żal do siebie , do lekarzy.. że nie dało się nic zrobić. Ja wiem, że małej w niebie jest lepiej. I opiekuje się nami... i patrzy na nas z nieba. Ona strasznie by cierpiała... tu na ziemi... spojrz na tą historię oczami optymisty. Ja sama bym nie wytrzymała codziennych rehabilitacji.. a nie wiadomo czy by ona coś pomogła. Jej serduszko przestało bić.. choć uważam, że i tak była bardzo silna... podjęła walkę o życie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kochana bardzo Ci współczuję, moje dziecko urodziło się prawie w 23 tyg. Warzyło ponad 500g. w szpitalu pogłaskałam je, byłam w ciężkim szoku, dziecko pochowalismy, poprosiłam o otworzenie trumny aby muc się pożegnać z dzieckiem, całowałam je mocno i płakałam, ale to wszystko nie umiejszyło bólu który rozdziera moje serce, tez mam wiele pytań, a co by było. ..ale żadnej odpowiedzi. Lekarze powiedzieli mi ze dziecko nie ma szans na przeżycie i ze jeśli będą ratować to przedłużą tylko ból dziecku. Nie mogę się pogodzić ze śmiercią mego dziecka, nie potrafię bez niego żyć nie wiem jak żyć. ....jakie to jet ciężkie .....pozdrawiam Cię serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×