Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość sarcasiccy

dlaczego ciaza niszczy cialo a macierzynstwo zycie?

Polecane posty

Gość sherieee
Ja powiem tylko tak,ciąża i dziecko = najgorsza decyzja w moim życiu,nic gorszego nie mogło mnie spotkać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja jestem po ciąży. Dziecko ma 3 lata. Moje ciało się zmieniło. Jestem teraz potworem. Same rozstepy i skóra.. A ważę 52kg :( wzrostu mam 168. W ciąży tez mało przytyłam. Nienawidzę siebie i tego dziecka. Nic już nie jest w stanie naprawić mojego ciała a próbowałam wszystkiego. Od zawsze czułam ze nie chce mieć dzieci. Głupia dalam się namówić. Cierpię bardzo bo naprawdę wyglądam jak potwór.. Czuje wstyd i obrzydzenie każdego jednego dnia..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czytam i współczuję. Współczuję tego ze nie umialyscie się odnaleźć w macierzyństwie. Chyba jestescie bardzo nieszczęśliwe same ze sobą. .straszne.mam 3 dzieci najstarsza za kilka dni skonczy 21 lat najmłodsze 4 urodzi się za miesiąc. Dzieci wzbogacił mnie wewnętrznie nauczyły cierpliwości i pokory .nigdy w niczym mi nie przeszkadzały. Może dlatego że zawsze miałam zdrowy stosunek do nich samych . Zwiedziliśmy z mężem pół świata. Dzieci z nami. Jasne ze wymagało to trochę więcej zachodu i starań ale ile było radości. Ciąże nie zniszczyły mojego ciała tylko je zmieniły. Dałam o własne ciało od najmłodszych lat w młodości uprawialam sport. Czuje się bardzo atrakcyjna nawet teraz w 8 miesiącu ciąży. Nastawienie do życia jest podstawą wszystkiego:) wyglądam na min 10 lat mniej niż mam ale nie piją mocnych alkoholi słabsze tez rzadko. Nigdy nie paliłam kawę zaczęłam pić dopiero w wieku 26 lat. Kocham życie i dziko natury. Dziecko na które czekam jest zaplanowane kochane od poczęcia . kobiety które piszą ze ciaza macierzyństwo zniszczyło im życie etc są wg mnie nie dojrzałe do tej roli. Po co więc rodziłyscie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cd Presja rodziny? Trzeba to czuć pragnąc tego . Dziecko to nie zabawka tylko żywa istota i czuje emocje matki. Macierzyństwo to sztuka trudna rola ale piękna tylko trzeba otworzyć się na dziecko jego potrzeby i kochać po prostu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bierze się to stąd, że kobietom nie mówi się calej prawdy o ciąży, porodzie, karmieniu i wychowywaniu. Poza tym, istnieje presja społeczna i rodzinna, by kobieta dzieci miała i cala machina propagandy w tym kierunku. Wystarczy popatrzeć na reklamy Bobovity, a nawet smarowidła na chled. Reklamy w których pojawiąją się sceny karmienia dziecka piersią różnią się od życia diametralnie. Potem kobieta ma niewiele wyboru co do tego jak rodzić, jak karmić, a wg mnie komfort matki jest w tym wszytskim najważniejszy, bo to od niej dziecko uczy się wszystkiego, emocji, od początku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja też dzieci nie chcę, póki co. Powodem tego nie jest brzydzenie się wydzielinami, jak już wcześniej wspomniano, czy zmiany po ciąży... Niemowlęta mnie nie irytują, ale również nie wiem, co w tych małych ludziach jest, że każdy wokół takiego skacze; ich rodzice nie mówią o niczym ani nikim innym, a każdy zagląda do wózka. We mnie takie dzieci, dopóki są spokojne nie wywołują żadnych emocji. Nawet rodzina (dalsza oczywiście, bliska zna mój stosunek do dzieci) potrafi mi nawrzucać na imieninach, że jak to tak mogę obojętnie przejść obok córeczki/syneczka jakiejś kuzynki. Choć nie powiem, że pozostaję całkowicie neutralna wobec zachowań dzieci, tych młodszych i tych starszych (2-5 lat). Ogólnie irytuje mnie hałas w każdej postaci, a w tym wypadku płacz i krzyki, źle to znoszę. Podróżując ostatnio komunikacją miejską, na którymś przystanku dołączyła matka z wózkiem. Mały, a raczej mała, sądząc po kolorze wózka i ubranka, zaczęła płakać. Mama nie mogła sobie poradzić z maluchem, więc jej córka płakała jeszcze trochę. Ja wysiadłam dwa przystanki dalej z silnym bólem głowy, niestety nie wytrzymałabym chyba dłużej. :( Ale to niczyja wina, podobnie działa na mnie np. remont u sąsiadów mojej koleżanki, gdzie często bywam (niby za ścianą, niby cicho, ale i tak działa to na mnie) oraz głośna muzyka i inne hałasy. Kolejnym punktem jest brak możliwości, tj. życie "od pierwszego do pierwszego". Nie stać mnie na dziecko, a wszyscy wiemy, że są to wydatki. Posiadając już dzieciaczka trzeba mu zapewnić byt, wydatki zwiększają się wraz z wiekiem, zwłaszcza w okresie nastoletnim - parcie na wszystko, co jest markowe, aby przetrwać wśród gimnazjalistów, którzy są w stanie zrównać z ziemią osobę o niższym statusie materialnym. Dalej - wychowywanie. Tu niekoniecznie może pójść po mojej myśli, zwłaszcza wtedy, kiedy jest się - tak, jak ja - osobą uległą, pozwalającą na wszystko, która nie jest asertywna w żadnym aspekcie życia. Nie chciałabym mieć "pyskacza", który sponiewierałby mnie wyzwiskami po nastu latach opieki. A to się zdarza - nawet rodzicom, którzy twardo stąpają po ziemi. Dzieci np. kuzynostwa czy znajomych nieźle dają popalić, chociaż mają kilka lat... Staram się odmawiać opieki nad nimi, ponieważ sobie po prostu nie radzę. Pewnego razu jeden uroczy dzieciaczek zaczął we mnie rzucać przedmiotami zwalonymi z mojej półki w moim domu i jedzeniem. Inne rzucało kamieniami w psa, który się skulił i wył, jeszcze inne pomazało mi ściany, które na szczęście udało mi się odratować, a kolejne mnie pogryzło. :D Po tego typu akcjach, podrzucone mi dzieci wracały do rodziców szybciej, niż znalazły się w moim domu. Nie daję rady. Stronię od towarzystwa dzieci, troszkę ich nie lubię, przez te zdarzenia i "wrzaskuny" w marketach, które sępią od rodziców resztki oszczędności, biegają niszcząc sklepowy asortyment... Ale to wina rodziców i wychowania (bezstresowego zapewne, nie mówię o biciu, ale o "minimalnym stresie"). Nie widziałam dawno grzecznego dziecka w tym wieku. ._. Następnie - mój obecny tryb życia. Jestem singielką z wyboru, chyba mogę już nawet powiedzieć o aseksualizmie. Nie ciągnie mnie do związków, a do dzieci już wcale... Brak instynktu, cóż poradzić :P Nie mówię wcale, że nigdy nie podejmę decyzji o dziecku, bo wszystko może się zmienić, ale na dzień dzisiejszy - stanowcze nie. Pozostaję w moim "samotnym" życiu. Jest mi teraz dobrze. Być może boję się zmian, utraty tego szczęścia, które już mam, będąc realizującym się samotnikiem. I wciąż nie widzę siebie w roli matki z moim słabym charakterem, brakiem cierpliwości i chęci. :| Wolę ich nie mieć, niż mieć i żałować. Dużo jest takich kobiet, które nie radzą sobie, żałują, ale o tym nie mówią, no bo "co ludzie powiedzą?" + propaganda "nie chciałam, ale urodziłam i pokochałam" (nie zawsze się tak dzieje), "jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz" (czasami kończy się to tragicznie). I gadka, że macierzyństwo jest super, ale w większości do czasu, póki dziecko nie stanie się nastolatkiem. Ewentualnie wyzywanie bezdzietnych od chorych psychicznie (widziałam to tutaj nierzadko). No i presja społeczeństwa, głównie rodziny. :P Ja póki co - nie decyduję się nawet na związek. I raczej (ale nie na 100%) zdania przez najbliższe 2 lata nie zmienię, bo mam inne plany. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miałam w sumie troszkę podobnie do poprzedniczki,nie chciałam mieć dzieci i zawsze sie przy tym upierałam aczkolwiek mam 20 lat i od miesiąca jestem mamusią haha i ogólnie przez to forum to myślałam że to moje dziecko to będzie masakra,że chłopak mnie zostawi,że mu sie znudze i takie tam a okazało się to czymś cudownym, moja córeczka jest prześliczna i ogólnie raczej grzeczna przez ten miesiąc nie poczułam żadnej różnicy no może jednak bo mnie już tak brzuch nie boli ale tak to mimo że ciąże przeszłam dość nieciekawie bo ledwo dawałam radę ale jak zwykle trzymałam się mojej żelaznej reguły"wszystko jest dla ludzi" i jakoś wytrzymałam 9 miesięcy potem poród hahah miał być piękny w szpitalu z położną znieczulenie a odbył się w domu i odbierał mój chłopak bo akurat do stolicy przyjechał Obama i drogi były pozamykane no cóż jak go wspominam :nie najgorzej mój chłopak sie trochę denerwował ale daliśmy radę potem mojej mamie udało sie jakoś do nas dotrzeć więc było ok moja córeczka zrobiła nam niespodziankę bo termin miałam za 1,5 tygodnia wiadomo potem jakoś do szpitala trafiłyśmy a po powrocie do domu to tak jak zawsze mój chłopak się strasznie angażuje(pewnie bardziej niż ja) jest zauroczony naszym bobaskiem i chyba zaczynam być o nią zazdrosna hahah (oczywiście żartuje) a czy ciąża zniszczyła mi ciało? -raczej nie, do 9 miesiąca ciąży uprawiałam jak zawsze jogging i od tygodnia znowu rano biegam czy macierzyństwo zniszczy mi życie ? Nie powinno,bo w tym roku idę na studia mój brzdąc będzie miał opiekę a ja będę jakoś dawała radę, tak samo jak mój chłopak wiadomo musimy trochę ograniczyć imprezki i jakieś popijawy ale już i tak z tego wyrastaliśmy bo już sie wybawiliśmy jak na tak młody wiek ;) więc kompletnie sie nie zgadzam u mnie dziecko niczego nie niszczy boję sie tylko że przez studia,a potem pracę zaniedbań swoje dziecko tak jak zrobili to moi rodzice więc postaram sie zawsze spędzać z nią jak najwięcej czasu (oczywiście nie zapominając o moim cudownym chłopaku)a co do zmęczenia to zmęczona nie jestem przed ciążą spałam do 4-5godzin dziennie w ciąży praktycznie tyle samo i teraz też nigdy nie spałam długo bo nie lubiłam,taki styl życia dlatego nocne wstawanie mnie raczej nie rusza a mój chłopak wstaje ze mną na zmianę (no chyba że ja nie śpę to i tak pójdę i za niego ;) )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kocham moją córeczkę :):):) A Wy sobie ródźcie dzieci albo nie- wasza sprawa:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A powracając do pytania zadanego w temacie, to nie sądzę, że tak się dzieje w każdym przypadku. Spora część znajomych mi matek wygląda lepiej po ciąży, ale po niektórych przykładach da się zauważyć pewne cechy uzyskane przez te 9 miesięcy. Kwestia genetyczna, myślę. Macierzyństwo niszczy życie? Może jedynie towarzyskie, w końcu coś za coś, dziecko wymaga opieki, a ja rzadko widuję świeżo upieczonych rodziców na przyjęciach, na mieście. A jeśli już, to pewna część (nie twierdzę, że wszyscy, raczej mniejszość) dostała jakiegoś bzika, obsesji na punkcie dzieci i nie potrafią już mówić o niczym innym... Jedna moja znajoma podczas naszego wypadu do miejscowej knajpki, po moim zapytaniu o to, co u NIEJ słychać, zaczęła opowiadać z jakąś pasją przy jedzeniu (!), jak jej dwuletni synek zwymiotował wczoraj buraczkami, a od niedawna siusia do nocnika. Szkoda, że nie zrozumiała tego, iż pytam o nią, a nie o jej dziecko. Okazuje się, że rzuciła swoje hobby oraz pracę w odstawkę i praktycznie nie robi już nic dla siebie. Realizuje się jako kura domowa. Ale skoro jest szczęśliwa - nic mi do tego. :) Z tą częścią rodziców nie da się już normalnie rozmawiać, ale na szczęście pozostali i tacy, którzy są wspaniałymi rodzicami i wciąż świetnie się rozmawia, oby było ich coraz więcej. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kupsztal
o.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nosta Khan
Zawsze byłam wolnym lekkoduchem, wręcz psychopatyczną osobowością goniącą za coraz to silniejszymi wrażeniami, Cynicznym, egoistycznym mizantropem. W swoim względnie krótkim, 32-letnim życiu przeżyłam tyle, że można by obdzielić parę osób. Sporty ekstremalne, przejażdzki po torach wyscigowych ferrari i nascar, rajdy motocyklem na Isle of Man, skoki ze spadochronem, licencja pilota na samoloty ultralekkie, rekreacyjne używanie narkotyków halucynogennych... Włączając w to sesję z Ayahuascą i szamanem w peruwiańskiej dżungli. Dalekie eskapady ( i nie mówię tu o standardowej Grecji, Egipcie, czy Tunezji, ale Nowej Zelandii, RPA, czy Argentynie). Wraz z mężem (kiedy go jeszcze nie znałam) zwiedziliśmy niemal pół świata, do kupy wzięci. Z tego co by mnie interesowało, został już chyba tylko Pitcairn. W Chorej pogoni za coraz silniejszymi wrażeniami, bo te zbliżone do poprzednich już mnie nie satysfakcjonowały, jako że apetyt rósł w miarę jedzenia, spowodowałam nawet wypadek samochodowy, żeby ''zobaczyć, jak to jest''. Trzeba dodać, że życie mnie mierziło i nudziło już strasznie na pewnym etapie, bo mało było już odpowiednio silnych dla mnie doznań dostępnych na tym padole. Muszę też dodać, że zawsze podobałam się facetom, ze swoją nietypową jak na nasze położenie geograficzne urodą Królewny Śnieżki, a co za tym szło, mogłam sobie w nich dowolnie przebierać. Jednak to wszystko, tak łatwo dostępne na wyciągnięcie ręki, pogłębaiło tylko uczucie wypalenia, zblazowania i jakiegoś wewnętrznego niepokoju, rozdarcia, bezsensu istnienia. Gdzieżbym ja kiedyś pomyślała, że pewnego dnia ''poświęcę'' swoje idealne ciało i oryginalną urodę, żeby dać życie ''pasożytowi'', jak to je kiedyś nazywałam. A jednak. Dzisiaj jestem matką 2 miesięcznego terrorysty i muszę przyznać, że, o zgrozo, dopiero teraz czuję się niejako ''spełniona'' , wewnętrznie spokojna, nastawiona na cel. Obudziły się we mnie pokłady niesamowitej miłości, empatii, altruizmu, chęci do życia i do działania, ale nie autodestrukcyjnego. Tego rodzaju uczuć nigdy wcześniej nie znałam i za możliwość ich doświadczania oddałabym całą tę sposobność ''samorozwoju'' i bezlimitowego kolekcjonowania wrażeń w przeszłości, wraz z całą moją autonomią. Tak, przyznaję bez wstydu, że dopiero rola udomowionej kury, siędzącej w pieluchach i przy garach, zrobiła ze mnie CZŁOWIEKA. I wbrew moim ogromnym obawom, a ku pozytywnemu zaskoczeniu, ciąża ani na jotę nie zrujnowała mojego ciała. Jedyny ślad, jaki mi po niej pozostał, to diastaza na szerokość jednego palca w mięśniach prostych brzucha. Niewielki, niewidoczny gołym okiem defekt. A dziecko wychowujemy z mężem od pierwszych tygodni na osobnika tolerującego spartańskie warunki i hałas. Wierzymy, że pewnego dnia, będziemy kontynuować wojaże po świecie, całą naszą trójką. Choć pewnie już nie takie szalone. Do meritum - wnosząc po własnym przykładzie, z całym przekonaniem głoszę, że wniesiona teza nijak ma się do rzeczywistości. Pozdro dla niedowiarków i sceptyków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas nas zmienia ,zarowno.psychicznie jak o fizycznie ,nie twierdze ,ze ciaza nie przyczynia sie do przyspieszenia tego procesu ,jednak ciagle imprezowanie i to wszystko co się z tym wiaze trz raczej to jakos super odmadzajacych ,,sportow,, na dluzsza mete nie naleza.Szanujmy swoje wybory bo w przyszlosci bedziemy musieli zyc z ich konsekwencjami,i tyczy sie to obu stron.Osobiscie zawsze wiedziałam ,ze bede chciala na pewnym etapie swojego zycia miec dziecko /dzieci i to jest moj wybór ,z którego nie zamierzam nikomu sie tlumaczyc ,podobnie byloby gdybym zdecydowala sie isc przez zycie jako osoba bezdzietna ,tak jak napisalam ,tosa nasze i tylko nasze wybory.Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matadorka
Podbijam temat. Brakuje mi w tych rozważaniach jednej kwestii - Obawa. Strach, że coś podczas ciąży pójdzie nie tak, że dziecko będzie nieuleczalnie chore, że nie obudzi się we mnie instynkt macierzyński, że nie wychowam odpowiednio dziecka (skąd mam się na tym znać jeśli nigdzie tego nie uczą), że będę od dziecka wymagać tego czego sama w życiu nie osiągnęłam, że dziecko będzie się czuło jak przeszkoda/powód problemów rodzinnych, że dziecko nie będzie szczęśliwe mając takich rodziców i wiele innych... Czy naprawdę żadna/żaden z Was nigdy nie miał takiej chwili zawahania? Czy jesteście takimi niepoprawnymi optymistami, którzy nie lękają się o przyszłość? Przecież to jest OGROMNE ryzyko i nie da się już cofnąć w czasie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lidka1987
Ta pod samochód też możesz wpaść, po co od razu zakładać takie tragedie życiowe?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nigdy nie mialam takiej chwili zawachania. Dzieci byly dla mnie naturalna konsekwencja malzenstwa. Nigdy nie wyobrazalam sobie swojego zycia , jako bezdzietna kobieta. Mam 3 dzieciakow :D To , co z dziecka wyrosnie, jak uchronic go i siebie od bledow zyciowych i wychowawczych, czy dam rade wychowac dzieci na dobrych, madrych ludzi.. to oczywiste rozterki rodzicow ... W zyciu natomiast nie zastanawialam sie czy ja dam rade.. Bylo dla mnie oczywiste , ze dam ! Ciaza nic nie niszczy, tym bardziej dziecko.. No moze niszczy nasze wygorowane ego :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Matadorka
A skąd się w Pani bierze ta niepohamowana pewność siebie? Pewność, że JA dam radę? (Bo co, bo jestem lepsza od innych?) Czy to nie zakrawa trochę o pychę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To po prostu pozytywne nastawienie ze da sie rade bo bez tego ciezko! A nie zadna pycha!. Ktos sie na starcie zalamie i zle nastawi to wiadomo ze jest ciezej i mize sobie nie radzic!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nienawidzę niemowląt pasoż
Dnia 16.03.2013 o 19:36, Gość wiekszej bzdury nie czytalam napisał:

dziś:D kobieto, ciaza nie zawsze niszczy ciało, trzeba tylko o siebie dbac w ciąży, ja nie mam wogole rozstepow a prztylam 15 kg, wiec da się a maciezrynstwo to najpiękniejszy okres, przynajmniej dla mnie

Macierzyństwo i pasożyt to kara boska 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gooossc

Jak ktos nie potrafi sobie radzić z zyciem, to przerasta go tak oczywista i zwyczajna sprawa jak macierzyństwo. Nie wiem, nad czym tyle dyskutowac. Urodziłam, wychowałam jak miliony kobiet, troche sie przyłozyłam, więc wyszło dobrze, byłam i jestem zadowolona z życia. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Do tych co rachuja jak ich starosc bedzie cudowna z dziecmi, prosty rachunek (wybaczcie, znize sie do waszego poziomu):

1. Zalozmy ze moja niedoleznosc to 5 ostatnich lat zycia. Czyli wymieniam 45  lat beztroskiej bezdzietnosci pow. 75 w najgorszym wypadku czyli 30-75 rż na pobozne urodzenie dziecka, mimo ze tego nie chce

2. Jakim skurwysynstwem jest rodzenie sie dziecka jako ubezpieczenia na starosc?

3.  Niedoleznym, na wozku mozna zostac duzo wczesniej, nawet przed urodzeniem dziecka (np. Wypadek) i co wtedy.

4. Podatki - place wiecej na opieke zdrowotna waszych dzieci, przedszkole, szkole, ulgi i ch... wie co jeszcze niz wy na moja hipotetyczna emeryture (place sama ze skladek 10x wiekszych niz wasze pensje wiec sie odczepcie). Oprocz tego w przychodni musze przepuszczac bezrobotne mamuski mimo ze na godzine albo pol wyrwalam sie z pracy do lekarza.

Ps. Pkt 1 to nie moje poglady tylko WASZE w krzywym zwierciadle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×