Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

mam 40 lat i takie wyobrażenie o związku jakiego bym chciała

Polecane posty

Gość vamos a ver
Ale tu chyba cały czas jest mowa o relacji dwójki wolnych osób, które nie muszą się chować, ukrywać, robić czegoś za czyimiś plecami i uczuciami. I właśnie dlatego, jeśli nie muszą, jest to ich wolny wybór, jeśli sytuacja pomiędzy nimi nie jest satysfakcjonująca obojga, to się rozstają, a nie kombinują jak gimnazjaliści z popalaniem "za garażami".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Brak pomysłu na pseudonim
Jak tak czytam posty autorki wątku, „vamos a ver” oraz gościa z 05.03.14 odnajduję w nich własne przemyślenia i tęsknoty. Może jedynie od autorki wątku różni mnie to, że nie jestem po przejściach i nie mam za sobą burzliwych czy nieudanych związków w takim sensie, że mam ich dość. Tak naprawdę to nie do końca znam znaczenie słowa „związek”, ponieważ moje dotychczasowe kilkukrotne próby bycia w związkach w miarę szybko się kończyły i dopiero teraz wiem, co naprawdę było tego przyczyną. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Prawdę mówiąc myślałam, że coś jest ze mną nie w porządku. Prawdziwym problemem jednak był brak dopasowania związany z zupełnie innymi oczekiwaniami i wyobrażeniami tego, jak powinien wyglądać związek. Po tych nieudanych próbach od dobrych kilku lat jestem sama, bo absolutnie nie odpowiada mi rola „tej trzeciej” ani nie interesują mnie jednorazowe czy też kilku/tygo/dniowe przygody oparte jedynie na cielesnych przyjemnościach. To całkowicie nie w moim stylu. Taki stan samotności zaczyna mi jednak trochę doskwierać. Brakuje mi tak jak i Wam bliskości, czułości, seksu, wspólnie spędzanego czasu z mężczyzną. Przy tym wszystkim towarzyszy mi jednak dokładnie taki stan, jaki tutaj opisujecie z własnego doświadczenia – lubię swoją samotność, czy może raczej wolność i niezależność, nie lubię nikogo ograniczać i sama nie lubię być ograniczana. Mam swój świat, swoje zainteresowania, pasje i zajęcia, którym się bardzo chętnie oddaję. Nie widzę potrzeby ani ochoty, by to zmieniać, bo bardzo mi to odpowiada. Marzę o związku ze wszystkimi jego wadami i zaletami (jedynie nie w klasycznej jego wersji) a nie jak myślą niektórzy tutaj piszący o układzie bez zobowiązań. Swoją drogą śmieszy mnie pojęcie z góry zakładające przygodę/romans/układ/związek/sex (niepotrzebne skreślić) bez zobowiązań. Bo niby co to oznacza? Każde spotkanie między dwiema osobami to przecież w mniejszym lub większym stopniu jakieś zobowiązanie, niekoniecznie oznaczające od razu związek na całe życie. Marzę o związku, który by nie ograniczał, który dawałby nam obojgu możliwość oddechu i przestrzeni, ale też taki, który by inspirował i uszczęśliwiał, czy jak kto woli uskrzydlał. Ech, marzenia… :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vamos a ver
Pięknie napisane. Ja wróciłem z pracy i będę teraz pracował przez kolejne kilka godzin. Skończę w nocy, koło 1 - 2. I robię nie dlatego, że muszę, lecz dlatego, że chcę. Nie mam z tego żadnych profitów, choć planuję, że nabyta z tego wiedza spowoduje rozwojowe zmiany zawodowe. Staram się robić tak regularnie. Nie chcę z tego rezygnować. A jednocześnie cały czas mam gdzieś tam myśl, że w relacji z kimś nie jestem w stanie poświęcić "odpowiednio dużo czasu i uwagi". W wyidealizowanych wyobrażeniach fajnie było by "mieć" kogoś, kto nie tylko coś takiego rozumie, ale w związku z jego własnym stylem życia, pasuje mu to. Nie jestem też żadnym no-lifem i nie całe moje życie tak wygląda. Więc świetnie było by móc z kimś zgrywać przyjemne, wspólne chwile. Też nie jestem po przejściach, też bardzo podobnie nie do końca znam znaczenie słowa związek. I to w sumie nie z powodów czasu i uwagi, tak jak obecnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wciąż brak pseudonimu
To bardzo podobnie jak u mnie. Kiedy skupiam się na czymś i coś w danej chwili mocno absorbuje moją uwagę, cała reszta wokół mnie przestaje mieć znaczenie, właściwie przestaje istnieć. Wyłączam się wtedy całkowicie i koncentruję się jedynie na tym, co mam do zrobienia - właśnie dlatego, że tak chcę, że tak czuję. U mnie jest też tak, że jeśli już w coś się angażuję, staram się to robić na 100 %. Wychodzę z założenia: „wszystko albo nic”. Niezbyt interesują mnie stany pośrednie i marne substytuty. :-) To samo tyczy się mojego spojrzenia na relacje damsko-męskie. W moim przypadku problemem nie byłaby akurat niewystarczająca ilość uwagi i czasu poświęcanych partnerowi, tylko ich okresowy brak. Potrafię oddać się drugiej osobie całkowicie, ale… właśnie do tego momentu, kiedy potrzebuję odpoczynku, oddechu i własnej przestrzeni. Dokładnie to samo co Ty czułam przy tych nielicznych próbach bycia w związku - poczucie przytłoczenia i towarzyszące jemu wyrzuty sumienia, że postępuję jakoś nie do końca fair. Dłuższy czas się za to obwiniałam, aż w końcu zrozumiałam, że nic na siłę i przestałam w ogóle skupiać się na tworzeniu jakichkolwiek związków, bo po co żyć wbrew sobie i unieszczęśliwiać siebie oraz partnera? Może masz jednak trochę racji, że to chyba jedynie nasze wyidealizowane marzenia, chociaż… ja wciąż uparcie nie tracę nadziei, że kiedyś spotkam osobę, która będzie pragnęła dokładnie tego samego co ja. Czego i Tobie szczerze życzę, vamos a ver… :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vamos a ver
U mnie jest niejednokrotnie inaczej - często muszę walczyć o swoją koncentrację, pilnować się, żeby w danym momencie być w stanie "odcięcia" od innych spraw. Chociaż chyba akurat taki stan aktualnie rzuca mi się w oczy, uczę się zupełnie nowej dziedziny i jestem w momencie, kiedy jest to jeszcze dla mnie trochę "za trudne". Więc nie jest łatwo i muszę się pilnować :P To trochę, jak Miłosz porównywał swoją pracę do tego, że każdego dnia, mozolnie, musi niczym malarz pójść do pracowni, rozciągnąć płótna i malować, malować, malować. A Kapuściński, że jak napisze stronę, to to jego koszula jest mokra od potu. Że stara się pisać każdego dnia, czasem uda się napisać stronę i jest wtedy bardzo szczęśliwy, czasem pół, czasem nic. Ale koncentracja jest kluczem i też próbuję udoskonalać swój stan całkowitego wyłączania się. Podziwiam ludzi, którzy dążą w mądry sposób do perfekcji w tym, co robią. (Bo jedno to być perfekcjonistą, a drugie to nauczyć się wyczuwać moment, kiedy należy powiedzieć stop, bo nie sztuką jest ulepszać coś w nieskończoność, zapomnieć się w szczególe i zapomnieć o ogóle). Kiedyś przytłaczały mnie jakieś moje wewnętrzne zapędy w dążeniu do pewnej perfekcji (choć wąsko ujmowanej). Teraz co raz bardziej obserwuję w rzeczywistości, że ludzie, którzy coś niesamowitego zrobili zazwyczaj właśnie mieli świra na punkcie udoskonalania efektów ich pracy. Więc widzę, że czasochłonna metoda "to jeszcze nie to, to jeszcze nie tak, trzeba to zrobić jeszcze raz" nie jest wcale ślepą uliczką. Nie wiem, jak przekłada się to u mnie na sprawy "związków". W sumie to jakoś nie widzę tego. Choć łapię się na tym czasem, że trochę jak u Adasia Miauczyńskiego - najlepszy jest wyobrażony, jakiś mglisty ideał. Przecież jest na tyle mglisty, niekonkretny, że nigdy nie może okazać się nieidealny. Bo przecież nie istnieje. I może jest też w tym tak samo mglisty i niekonkretny ideał mnie "związkowego". Ale właśnie, jest to o czym pisałem i piszesz teraz Ty. Poczucie przytłoczenia. A to burzy wyobrażenie "idealnego" związku, skoro męczy mnie wówczas myśl, że jestem "nieidealny" w tej relacji, bo atakuje mnie coś takiego. A przecież w idealnych - i nieistniejących historiach miłosnych - najpierw jest wieeelka miłośc, a później już żyli długo i szczęśliwie. Ale jednocześnie może to niekoniecznie tylko wyidealizowane marzenia? może właśnie da się sprowadzić je na ziemię ale bez rezygnowania z tego, co dla nas ważne. Myślę, że kluczem jest porozumienie. Niełatwa sztuka szczerej rozmowy i wypracowania wspólnego "ideału". A to chyba trudne. Bo mam wrażenie, że ogromnie wiele par jest niby blisko, ale tak naprawdę, w głębi duszy, bardzo daleko od siebie. Ale może się mylę, bo co ja się tam znam. Teraz pewnie, jeśli zapytałbym, skąd jesteś, to odpowiedź mógłbym wyznaczyć za pomocą mapy, linijki i własnego położenia - w najodleglejszym miejscu Polski/Europy/Świata. Zgodnie z prawami Murphego - zbyt podobnie myślimy, żeby występować na tej samej półkuli ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Problem jest nie tylko w tym zeby znalezc osobe o podobnej definicji zwiazku i oczekiwaniach wobec partnera. Problemem jest rowniez, zeby zapotrzebowanie bliskosci zgrac w czasie. Co z tego, ze obydwoje chca sie widziec tylko raz w miesiacu na weekend, kiedy ona chcialaby w pierwszy weekend a on w ostatni? Predzej czy pozniej dochodzi do tego, ze czlowiek sie nagina do drugiej osoby a to niestety zaczyna powodowac uczcucie stresu i obciazenia. W praktyce taki zwiazek bez zwiazku mowi rowniez, ze druga osoba stoi dla ciebie na koncu listy priorytetow, ktorymi wypelniasz sobie zycie. Jest niewielu ludzi ktorzy umieja zyc z taka swiadomoscia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jestem po przejściach, bez szczegółów, mam dośc związków, ale brak seksu, bliskości i przyjaźni z facetem doskwiera, choć mam mnóstwo zainteresowań i zajęć....gdybym chciała kogoś poznać czy mam szansę na związek takim jakim ja go widzę czyli: mieszkamy osobno, spotykamy sie raz, dwa razy w tygodniu, czasem jakieś wyjazdowe weekendy lub wspólne wakacje, każdy ma własną kase i własna pracę, czas tylko dla siebie tez zachowuje, po prostu przyjaźnimy się, uprawiamy seks ale każdy z nas ma swoje zycie. Czy są faceci którym by to odpowiadało, czy każdy od razu chce mieć kucharke i sprzątaczkę zamiast przyjaciółki? xxx mam 25 lat i uważam, że taki układ jest najszczerszy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciągle brak pseudonimu
vamos a ver, Dokładnie, w idealnych historiach miłosnych podobnie jak w bajkach, zawsze na końcu jest sugestia o wspólnym, długim i szczęśliwym życiu. Zwyczajnie dlatego, że przeważnie po tym iście sielankowym zwrocie musimy powrócić do rzeczywistości i rutyny dnia codziennego. Kończy się bajka, a zaczyna prawdziwe życie. Szczerze – to obserwując związki wokół siebie właśnie tego się także boję – zwykłej, szarej codzienności i rutyny. Dochodzi tutaj jeszcze kwestia, o której wspomniałeś – pozornej bliskości. Nie znam tego z własnego doświadczenia, ale z opowiadań znajomych i własnych obserwacji coraz częściej odnoszę takie wrażenie, jak Ty. Jest to także próba odpowiedzi gościowi z 26.04.14 . „W praktyce taki zwiazek bez zwiazku mowi rowniez, ze druga osoba stoi dla ciebie na koncu listy priorytetow, ktorymi wypelniasz sobie zycie. Jest niewielu ludzi ktorzy umieja zyc z taka swiadomoscia”. Moim skromnym zdaniem nie ma czegoś takiego jak związek bez związku. Wszystko co nazywamy związkiem jest nim, tylko dwoje osób wyznacza sobie taką, a nie inną jego definicję. Nie chcę być z kimś tylko dlatego, że się do kogoś przyzwyczaiłam, że tak po ludzku nie chcę być samotna. Jak się tak głębiej nad tym zastanowić, to wolę być jednak sama lub mieć tego "wymarzonego kogoś" nawet bardzo daleko od siebie i widywać się z nim rzadko /miło oczywiście byłoby, gdybyśmy mieszkali przynajmniej na tej samej półkuli ;-)/, niż być z kimś na co dzień i czuć, że nic mnie z nim nie łączy oprócz wspólnego mieszkania, kredytu, dzieci i co tam jeszcze można dodać. Czy wtedy naprawdę czujesz, że jesteś na początku listy priorytetów, którymi ta druga osoba wypełnia sobie życie i czy ta druga osoba czuje, że jest dla Ciebie na czele tej listy? Dlatego niekoniecznie tak musi być. „Myślę, że kluczem jest porozumienie. Niełatwa sztuka szczerej rozmowy i wypracowania wspólnego "ideału". A to chyba trudne”. Jak dla mnie zawarłeś tutaj samo sedno prawdziwego, odpowiedzialnego związku, przynajmniej w takim ujęciu, jak ja go pojmuję. Wokół siebie obserwuję tyle rozstań, rozwodów i zdrad, że coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ludzie zwyczajnie ze sobą nie potrafią rozmawiać, lub co jeszcze gorsze, nie bardzo chcą się porozumieć. Każdy związek natomiast wymaga wzajemnego zrozumienia, a to możemy osiągnąć jedynie poprzez ciągły proces przepracowywania go, pielęgnacji . Właśnie dlatego szczera rozmowa, mimo że nie zawsze łatwa jest bardzo istotna, chyba najważniejsza. Oczywiście mogę się mylić, bo to tylko taka teoria wynikająca z moich obserwacji… :-) vamos a ver, a pytasz mnie skąd jestem? ;-) Z południowo-zachodniego regionu Polski. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vamos a ver
Też mam wrażenie, że niektóre pary trzyma ze sobą tylko kredyt, wspólne mieszkanie, dzieci, jakieś przyzwyczajenie. Kojarzy mi się to jak jakaś matnia. W momencie, kiedy notorycznie nie jest dobrze "nie, bo dzieci", "nie, bo kredyt", "nie, bo dom". Oczywiście też są pary, które mają kredyt, dzieci, dom ale to nie jest ich podstawowa przyczyna, że nadal są razem. To jest gdzieś na dalszym planie, są razem, bo dobrze im ze sobą. Chociaż zawsze sa lepsze i gorsze momenty. Świat idealny nie istnieje. "Wokół siebie obserwuję tyle rozstań, rozwodów i zdrad, że coraz częściej dochodzę do wniosku, iż ludzie zwyczajnie ze sobą nie potrafią rozmawiać, lub co jeszcze gorsze, nie bardzo chcą się porozumieć. Każdy związek natomiast wymaga wzajemnego zrozumienia, a to możemy osiągnąć jedynie poprzez ciągły proces przepracowywania go, pielęgnacji . Właśnie dlatego szczera rozmowa, mimo że nie zawsze łatwa jest bardzo istotna, chyba najważniejsza." Mi się wydaje, że nie bardzo potrafimy, my - ludzie, się porozumiewać. Jesteśmy zamknięci w jakichś swoich obawach, ukrywamy w sobie "swój własny świat" i boimi się go pokazać nawet najbliższym. Ale też może się mylę. Za pomocą zestawu map, kompasu, mchu na drzewach i gps'a ustaliłem, że ja też jestem z pd-zach części kraju ;) Hmm, czy teraz, gdybyśmy byli sztampowi, powinienem udać się do Twojej wieży, zabić jakiegoś broniącego dostępu smoka (żeby był element budowania napięcia) i wspinając się po związanych prześcieradłach wyswobodzić Cię z tej wysokiej wieży? :P Ja jestem z wrocławskich okolic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ntrowertycy tak mają, dłuższe przebywanie nawet z osobami kochanymi, bliskimi, męczy je po krótkim czasie, potrzebują samotności aby nabierać energii, która jest potrzebna do życia, w samotności odreagowują emocje zebrane podczas obcowania z ludźmi. obecność ludzi jest im potrzebna ale tylko przez pewien określony czas xxx zawsze bałam się, że jestem taka jako jedyna. czas leci i nie jestem w stanie dłużej samej siebie oszukiwać, taka jest moja tożsamość właśnie. i cieszy mnie, że tylu jest ludzi gotowych wiązać się na takich relacjach, luźnych. liczę, że poznam kogoś takiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bo mam wrażenie, że ogromnie wiele par jest niby blisko, ale tak naprawdę, w głębi duszy, bardzo daleko od siebie xxx ooo...nie, no trafione w samo sedno...;-(( dokładnie tak jest. dzięki, poczułam, że nie jestem sama- opisujecie świat, związek itd. dokładnie tak jak i ja to odczuwam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
stare baby dajcie se spokój ze związkami,w tym wieku to już nie ma najmniejszego sensu,wyszło jak wyszło i trzeba się z tym pogodzić a nie szukac kłopotów,żaden normalny facet was nie weżmie,jedynie na co możecie liczyć to jakis forumowy odpad,chyba nie sądzicie że taki zwiazek miałby jakikolwiek sens

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciągle brak pseudonimu
„Mi się wydaje, że nie bardzo potrafimy, my - ludzie, się porozumiewać. Jesteśmy zamknięci w jakichś swoich obawach, ukrywamy w sobie "swój własny świat" i boimi się go pokazać nawet najbliższym. Ale też może się mylę”. Ja mogę jedynie napisać w swoim imieniu. W moim przypadku rzeczywiście tak jest. Nie przed każdym jestem w stanie się otworzyć w takim samym stopniu. Natomiast bardzo chciałabym w tak bliskiej relacji próbować całkowicie otworzyć się na drugiego człowieka, chociaż nawet nie wiem, czy osiągnięcie takiego stopnia otwarcia się jest możliwy. Na pewno nie jest to łatwe, ale właśnie z jakiegoś względu pewne osoby stają się nam najbliższe. Wydaje mi się, że nie potrafimy się porozumiewać, bo tak naprawdę tej umiejętności, jak każdej innej trzeba się nauczyć, a nie każdemu się chce poświęcać temu zajęciu odpowiednio dużo czasu i uwagi. Można nie umieć ze sobą rozmawiać, ale jeśli dwie bliskie sobie osoby chcą się nauczyć tej trudnej, ale jakże fascynującej sztuki, wszystko jest na najlepszej drodze ku wzajemnemu zrozumieniu. vamos a ver, to mieszkamy niedaleko od siebie. :-) Nie mam pojęcia, czy powinieneś /jeśli chodzi o wieżę, smoka, nie wspominając już o prześcieradłach/ ;-)… Może raczej powinieneś zapytać siebie, czego chcesz? Nie ukrywam, że ja miałabym chęć opuścić w końcu swoją wieżę. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciągle brak pseudonimu
Do gościa z 26.04.14 Nie będę zniżała się do Twojego poziomu, ale mam własną teorię na temat Twojej bardzo kulturalnej i mądrej wypowiedzi. ;-) Jeśli jesteś kobietą, to musisz być bardzo zgorzkniała i albo zwyczajnie czuć się „starą babą” lub też być rozczarowaną kobietą, którą "ten normalny facet" rzucił właśnie dla takiej „starej baby”. Ja mimo że mam już swoje lata, wcale nie czuję się staro, a już zupełnie nie czuję się „babą”. Jeśli jesteś mężczyzną – pewnie właśnie rzuciła Cię jedna z tych „starych bab”, przejrzawszy w końcu na oczy. Nie mam zamiaru rezygnować z życia po swojemu tylko z tego powodu, że jakiś „odpad forumowy”, którym chyba sam/sama się czujesz, wylewa tutaj swoje frustracje. Bez odbioru. ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vamos a ver
Wyluzuj, tamten "głos" to co najwyżej gimbus. Po egzaminach musi się dowartościować trolowaniem na forum. A jaki gimbus, taka jakość trolowania. "Wydaje mi się, że nie potrafimy się porozumiewać, bo tak naprawdę tej umiejętności, jak każdej innej trzeba się nauczyć, a nie każdemu się chce poświęcać temu zajęciu odpowiednio dużo czasu i uwagi. " Rzeczywiście, chyba masz rację. Więc przychodzi mi do głowy, że faktycznie, każda para musi coś takiego wykształcić wspólną pracą. A jest to umiejętność kluczowa, priorytetowa. Tak jak rozwijamy swoje pasje, tak chcąc rozwijać jakiś związek, musimy się tego wspólnie uczyć. Czego chcę odpowiadam sobie w całym tym wątku. Więc jeśli mieszkanka owej wieży nadaje na podobnych falach, a wieża w dodatku okazuje sie być tak blisko, to bardzo mnie to ciekawi. Dalsze stwierdzenie czego chcę, jak zawsze wychodzi w życiu, jest wypadkową "chcenia" dwójki osób. Masz ochotę przejść na bardziej prywatną formę konwersacji?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciągle brak pseudonimu
Myślę, że tak byłoby najlepiej. Co proponujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vamos a ver
Proponuję mój prowizoryczny adres ;) vamos.hoy.siempre@gmail.com

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
trafiłem tu z nudów i tak czytam co piszecie ze brak wam bliskosci czułosci seksu itp itd ja nie mam kobiety od 6 lat i jakos daje sobie rade ze wszystkim koło siebie a mam 32lata a dlaczego sobie daje bo mam wielka drzazge i mam dosc hipokrytek i jak sobie pomysle o tym co było to wszystkie seksy przytulania itp odrazu mi przechodza jak reką odjął polecam ;))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niespcjalnie wierze, ze mozna stworzyc zwiazek na podtawie dystansu. Tak naprawde jezeli 3 tygodnie w miesiacu jestes szczesliwy sa to po prostu nie potrzebujesz nikogo i na ten 4 weekend.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×