Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

cierpię z powodu męża, nie ma już siły

Polecane posty

Gość gość997
"Ale przed ślubem pracował gdzieś czy też nie i mamusia go utrzymywała?" To nie chodzi nawet już o to czy on pracuje czy nie, tylko że ogólnie ma mentalność dziecka który nie radzi sobie ze wszystkim, najmniejszego problemu nie jest wstanie sam rozwiązać. Może i chciałby pracować ale w tym momencie jest tak niedojrzały że to dla niego wyczyn nie do zrealizowania. Pewnie że autorka wiedziała z kim się wiąże ale to już inna bajka. Ludzie się przecież nie zmieniają tak diametralnie po ślubie przecież ;) Zresztą nic tu już więcej nie wniosę, fajnie że chociaż ktoś chce realnie zmienić coś w sowim życiu a nie tylko narzekać póki łaskawy pan się pojawi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość997
" życzę ci abyś zaznała kiedyś szczęścia w miłości" Ona nie zazna szczęścia w miłości póki nie zacznie pracować nad sobą. Właśnie NAD SOBĄ a nie nad partnerem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Pisałam już o tym chyba wcześniej, pracował w różnych miejscach, na zasadzie bardziej "dorobienia" niż pracowania, w końcu znalazł pracę w swoim rodzinnym mieście, taką nie do końca w zawodzie, ale całkiem na poziomie. Bardzo się żalił na tą pracę jaki to zły szef, jak mu coś tam niby groził itp. Mówił, że zaraz po nowym roku (chodziło o TAMTEN nowy rok) rzuca tę robotę po to, aby zająć się rozkręcaniem firmy. Mówił, że praca nie pozwala mu na założenie firmy, bo jak pracuje do szesnastej to później już jest wszystko pozamykane itp, a na początku miał plan żeby starać się o dofinansowanie z firmy. Tak więc było to w styczniu tamtego roku. Tamtą pracę rzucił, później nic nie znalazł, później przeniósł się do mojego miasta, dalej szukał, coś tam znalazł, później nie przedłużyli mu umowy, firma dalej była tylko w "planach". Teraz z tego wszystkiego mi zarzucał, że ja KAZAŁAM mu rzucić tę pracę wcześniejszą bo ponoć mówiłam, że za mało tam zarabia. To jest NIEPRAWDA. Jedyne co mówiłam to wspierałam go jak mówił, że woli mieć firmę itp i jak mówił że szef jest beznadziejny i że mu grozi itp. Może faktycznie padły słowa w stylu "no faktycznie chyba lepiej będzie jak zajmiesz się własną działalnością bo tutaj i tak widzisz że masz najniższą krajową i jeszcze beznadziejnego szefa" Ale nic na zasadzie kazania, wypominania kasy czy czegokolwiek. Wiem, że jest to moja wina, ok? WIEM! Dajcie mi już spokój z wyzywaniem mnie od idiotek, jestem idiotką ok? jestem więc pisanie tego nie robi na mnie wrażenia. zrobiłam błąd za błędem, uwierzyłam mu, poleciałam na to że pięknie o mnie mówił i że mi wszyscy mówili że widać że jest za mną, że dobrze mu z oczu patrzy itp. Wiem wiem wiem wieeem, po prostu proszę, jeśli nie chcecie czytać tego co tu piszę to nie wchodźcie na ten wątek. Dobre rady chętnie przyjmę, ale proszę dajcie spokój już z obrażaniem mnie w tym wszystkim bo cokolwiek złego zrobiłam w tej sprawie teraz jestem na granicy WSZYSTKIEGO, mam początki depresji, nerwicę, wszystkiego, muszę wyjść z tego sama i z pomocą swoich bliskich, nie potrzebuję rad w stylu jaka to ja w ogóle jestem głupia cierpiętnica. Wiem to, ok? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a może on źle odbierał sygnały twoich rodziców żeby szukał pracy może to dzieciństwo o którym pisałaś wpływa na to że on widzi we wszystkich agresję , jeśli chcesz zaryzykować spróbuj życia we dwoje osobno i bez codziennych odwiedzin rodziny i twojej i jego mamy powiedz mu o tym że może powinniście spróbować od nowa sami gzie indziej pozwól mu być tym gospodarzem bo zrozum na jednym podwórku dwóch gospodarzy nie będzie i to prawdziwe powiedzenie , bo on nigdy nie poczuje się tam u siebie bo ciągle ktoś coś będzie dodawał od siebie a on będzie czuł napiętnowanie chociażby nieświadome ,myślę że problem macie złożony i tkwi w tym jego dzieciństwie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale Ty nie jesteś głupia... Wyszłaś za mąż, czyli zainwestowałaś w tą znajomość mnóstwo uczuć i pewnie kawał swojego życia... Zapewne jesteś bardzo zaangażowana w ten związek - przecież to nie znajomość z wakacji, a małżeństwo! Nie jest łatwo pogodzić się z porażką i tak po prostu wszystko rzucić, zwłaszcza kiedy sprawa jest świeża. Nie ma też dobrego "leku" na tą sytuację, cierpisz pewnie okrutnie i są nikłe szanse, że od razu będziesz myślała super logicznie i weźmiesz życie w swoje ręcę. Zapewne najwięcej może dać teraz pomoc najbliższych. Przecież powinnać teraz świętować szczęśliwą pierwszą rocznicę, a nie patrzeć na puste półki w pokoju... Różnie losy się układają i z dnia na dzień świat może się zawalić - wiedzą to najlepiej Ci, który przeżyli taką sytuację. My, durne baby, takie jesteśmy - wierzymy, nawet jak już nie warto... ale to nie zawsze jest złe. Jak ma się ułożyć to się ułoży, jak ma się posypać, to tylko czas może pomóc. Trzymaj się Kochana! Prędzej czy później będzie dobrze - oby prędzej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość997
To czego od nas oczekujesz? Głaskania po główce? Zrozum, że chociaż kompletnie Cie nie znam zależy mi na tym że byś była szczęśliwa w życiu, żebyś nie cierpiała. Najgorsze to jest patrzeć na to jak ktoś niszczy sobie życie i to jeszcze na własne życzenie. I tak mało troli pojawiło się na tym wątku, mało ludzi Cie zbeształo tylko po to żeby podnieść sobie samoocenę. Jeszcze raz polecam Ci tą stronę : http://www.kobieceserca.pl/index.html. Tam jest dosłownie wszystko, odpowiednia literatura, pomoc psychologiczna no wszystko. Zamiast ciągle myśleć o nim i wysyłać mu jakieś beznadziejne esy to weź się kobieto za siebie. Cierpisz więc popłacz sobie, daj sobie czas na ochłonięcie a potem zrobisz co uważasz. Wiesz że jesteś idiotką i co? Lepiej być idiotką użalającą się nad sobą czy idiotką która walczy o swoje życie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
a może on źle odbierał sygnały twoich rodziców żeby szukał pracy może to dzieciństwo o którym pisałaś wpływa na to że on widzi we wszystkich agresję Możesz mieć rację. jeśli chcesz zaryzykować spróbuj życia we dwoje osobno Tak jak pisałam, wszystkiego mogłabym spróbować, ale niestety pieniądze są tu nieodzowne. Ja sama nie utrzymam dwójki dorosłych osób w osobnym mieszkaniu. Wiem, że jest takie powiedzenie o tych gospodarzach, ale jest też takie, że dla chcącego nic trudnego. Życie to są wieczne kompromisy i dogadywanie się z drugimi. Poza tym, tak jak pisałam wcześniej......znam takie przypadki (i to nie jeden), że jest ich dwóch na "jednym podwórku" i funkcjonują dobrze. Są małżeństwem już parę lat i powiększają rodzinę. A dom się spokojnie gdzieś tam buduje. Więc można. Będę starała się pozbierać, nie wiem czy mi się uda, na razie nawet o tych staraniach nie jestem w stanie myśleć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
dzięki za tę stronę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No jak tam u ciebie autorko, jakieś nowe wieści?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
po staremu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zastanow sie dlaczego masz partnera nieudacznika. Jestes znerwicowana, kontolujaca, martwiaca sie za kogos, apodyktyczna i nadodpowiedzialna. Wiec on doskonale sie w to wstrzelil. Ma cechy jakich potrzebujesz: luz, olewka, brak stabilizacji, duzy chlopczyk. Tobie rola "mamuski" nie odpowida bo chcesz byc partnerka - i slusznie. Teoretycznie chcesz partnera o innych cechach ale taki partner ominie Cie szerokim lukiem. Odpowiedzialny i madry zyciowo partner nie potrzebuje nadodpowiedzialnej "mamuski", ktora go kontoluje. On wogole nie bedzie potrzebowal Twojej pomocy. Tobie byloby zle w takim zwiazku, czulabys sie kims gorszym. Przy nieudaczniku mozesz poczuc sie lepsza, mozesz sie realizowac, choro bo choro ale jednak. Skad u Ciebie cechy DDD czy DDA? Jak Cie traktowano w rodzinie, czy matka nie ma podobnych cechy...nie nabawilas sie nerwicy i nie wypaczylas osobowosci przy nim tylko przy rodzicach. Przy nim to wszystko wylazi na wierzch. Mamy takiego pratnera na jakiego zalugujemy. On jest naszym lustrem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Guzik prawda ostatnia wypowiedź. Autorka miała takiego partnera, bo widziała w nim dobre cechy bardziej niż te złe. Błędem jej było to, że trwała w takim związku, ale wcale to nie musiało oznaczać że w takim jedynie się tylko sprawdzała. Jeżeli partner od początku byłby odpowiedzialny to też i nie musiałaby ona być nadodpowiedzialna i go kontrolować czyż nie? Po prostu trafiła na dziwaka nie ona pierwsza nie ostatnia, nie potrzeba tu robić pseudopsychologicznej analizy że niby jakieś odbicie lustrzana i tym podobne. P********ie o szopenie. Poza tym autorka nie ma jeszcze trzydziestu lat. Co innego gdy mamy do czynienia z przypadkiem gdy żona matkuje mężowi przez kilkadziesiąt lat w związku i taka rola jej odpowiada. Gdyby trafiła na takiego, któremu nie musiałaby matkować to i on by zwiał i ona czułaby się nieszczęśliwa. To nie ten przypadek moim zdaniem. Jak kogoś poznajemy widzimy w nim same zalety. Z czasem widzimy też i wady, ale jak miłość jest silniejsza to te wady bagatelizujemy i tyle. Z tego co autorka pisze, nie było w tym związku aż tak ewidentnych wad ze strony partnera, gdzie można byłoby powiedzieć "no przecież wiedziała". Po prostu trochę nieudolności zyciowej, gdzie autorka myślała że się to z czasem wyrobi. Ot i cały jej błąd. Moim zdaniem trzeba oszczędzić zbędnych pseudopsychoanalityz to też i nie taka tu rola forum.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko jak żyjesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Jak miło, że ktoś się po prostu zapytał jak żyję zamiast robić takie przeróżne wywody na temat mojej osoby :) Jak żyję? Hm...mam różne dolegliwości somatyczne chyba po prostu daje znać o sobie stres. Kuba wczoraj dzwonił do mnie trzy razy na komórkę, jednak ja ani razu nie odebrałam. Uważam, że po tym wszystkim zasługuję chociażby na to żeby porozmawiać ze mną w cztery oczy, cokolwiek by to nie było, także adres zna, wie gdzie jestem, jeśli chce mógłby po prostu przyjechać. Zresztą to że dzwonił wcale nie musi oznaczać tego, że zrozumiał swój błąd, może chce kontynuować pyskówkę telefoniczną, sama nie wiem, boję się nawet odebrać, więc nie odbieram. Natknęłam się w internecie na artykuł na temat osobowośc***aranoicznej i jak go czytałam to tak jakbym czytała właśnie o nim. Podejrzliwość, teoria spisku, zaczęły mi się przypominać różne rzeczy, sytuacje, w których bezpodstawnie oskarżał mnie że spiskuję za jego plecami np: Kiedyś pojechaliśmy do jego miasta na parę dni, rano zjedliśmy śniadanie, później jakoś tak wyszło że nic, dopiero po południu zabraliśmy się za robienie obiadu, Kuba jeszcze w sumie nie chciał, ale ja już mówiłam że koniecznie muszę coś zjeść bo jestem głodna. Zadzwoniła do mnie kumpela i pytała się gdzie jestem, powiedziałam, że w mieszkaniu Kuby, zapytała jak tam leci, no to mówię jej "a właśnie zabieramy się za robienie jakiegoś obiadu". Skończyłam rozmowę i odłozyłam telefon a Kuba wpadł z FURIĄ z kuchni do pokoju i zaczął mi zarzucać, że "skarżę" się że wcześniej nie zrobiliśmy tego cholernego obiadu, że go oczerniam do innych itp. No i czy to nie jest paranoja? Wiem co o mnie tu myślicie, ale mam to gdzieś tak na serio, jestem jeszcze skłonna ratować wszystko jeżeli Kuba zrozumie swoje błędy, przeprosi, obieca poprawę i podejmiemy wspólnie terapię. Na razie czekam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Chore zagrywki ten twój mąż stosuje, żeby cię złamać, zeby już zawsze było tak jak on chce. Jeśli ulegniesz nawet w najmniejszym stopniu, to masz pozamiatane przez resztę małżeństwa, które i tak się kiedyś rozpadnie. To tylko kwestia czasu, bo zwyczajnie nie wytrzymasz życia pod jednym dachem z wariatem. Przechodziłam kiedyś przez coś bardzo podobnego. Też były mąż wiecznie uciekał z domu bez powodu. Moje pierwsze małżeństwo trwało bardo krotko. Po rozwodzie wyszłam ponownie za mąż tym razem za normalnego mężczyznę. Żyjemy razem już 20 lat i drugi mąż ani razu nie wywinął mi takiego numeru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie zmieni się żadnego człowieka na siłę. To człowiek sam musi chcieć się zmienić i po pierwsze zauważyć swoje błędy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Zarzucam sobie jedną rzecz. Taką, że podczas całej naszej znajomości, gdy pojawiały się ze strony Kuby takie bezpodstawne zarzuty o to, że niby obmawiam go za plecami, albo gdy ja mówiąc do niego coś normalnie albo o coś prosząc słyszałam "no czemu do mnie tak mówisz, takim tonem itp" że ja nie wpadłam na to, że on może mieć jakieś zaburzenie psychiczne. Bo gdybym wtedy na to wpadła, poszłabym sama do psychologa po jakąś poradę, nie mówiłabym mu nawet nic. Może dałoby się coś uratować, byłoby większe pole manewru. Ja zawsze rozmawiałam z nim jak z człowiekiem, nie brałam nawet pod uwagę czegoś takiego, że może mieć problem z głową.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
on może mieć łagodną formę schizofrenii albo początki tej choroby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WAZNE PRZECZYTAJ PROSZE
Do autorki. WAZNE. Przeczytalam caly topik, wszystkie wypowiedzi i koniecznie musze Ci to napisac. Widze w Twoim mezu SIEBIE sprzed roku. Mam 30 lat. Jestem z rozbitej rodziny, wychowywala mnie mama samotnie, wszystko to cieniem polozylo sie na moim zyciu. Od dziecka mialam depresje, niestety nie leczona. Moje zwiazki z mezczyznami nie ukladaly sie. Nigdy nie pracowalam. Pieniadze mialam bo moi partnerzy byli zamozni. czulam sie leniwa. Swiat postrzegalam zupelnie inaczej niz powinnam. Wszyscy chcieli mi zaszkodzic, balam sie ludzi, widzialam we wszystkich wrogow, ktorzy chca mnie zniszczyc. Nawet we wlasnej rodzinie. Plakalam, bylam smutna, nic mi sie nie udawalo. Wszyscy na mnie psy wieszali. Mialam ataki paniki, nie leczylam sie. Mysli samobojcze. Bylam do niczego. Bylam CHORA. Tak, chora. Bo DEPRESJA to straszna choroba. W ubieglym roku wzielam sie jakos w garsc i poszlam do lekarza prosic o pomoc. Ze sobie nie radze. Opowiedzialam wszystko. Zapisala mi antydepresanty. PROZAK. Bralam codziennie. W miedzy czasie terapia z psychologiem. Dopiero po jakichs 4 miesiacach brania PROZAKU zaczelam dochodzic do siebie, zaczelam patrzec na wszystko inaczej. Moje paranoje zaczely mijac. Juz nie balam sie ludzi, juz nie widzialam wrogow we wszystkich. Spojrzalam na siebie tak jakby z boku i pomyslalam o sobie: ''Jaka ja bylam pizgnieta''. Teraz mija 7 miesiecy od kiedy zaczelam leczenie. Stwierdzono u mnie depresje kliniczna. Czuje sie wspaniale. Wszystko w moim zyciu sie zmienilo. Jestem sama i czuje sie szczesliwa. Mieszkam sama, mam ulozone zycie, mam swoje pieniadze (na razie zasilki i z prac dorywczych ale CHCE szukac normalnej pracy). Wczesniej nie chcialam. Widze w ogole wszystko w innych kolorach. Czuje jakbym sie obudzila z jakiegos zlego snu. Zaczynam zycie od poczatku. Pomalutku, stopniowo, wiem, ze dam sobie rade. Jeszcze nie jest wszystko idealne, jeszcze czasami wracaja do mnie koszmary z przeszlosci ale walcze ostro i ide do przodu bo nie ma sensu ogladac sie za siebie i cierpiec. Wierze, ze TWOJ MAZ ma gleboka depresje. Tylko, ze on tego nie widzi. Ja tez tego nie widzialam. Tyle osob chcialo mi pomoc, rodzina i tp. A ja myslalam, ze oni uwazaja mnie za psychiczna i czulam sie taka ponizona. Widzialam w nich wrogow. Nie umialam znalezc sobie miesca, do niczego. TWOJ MAZ potrzebuje pomocy!! Oczywiscie mozesz go zostawic, ale w jego zyciu to nie nie zmieni. To nie sa jego widzimisie. On jest chory. Boze, jak ja go rozumiem!!! Ja bym stopy calowala lekarce, ktora przepisala mi PROZAK. jeste to najlepsza decyzja jaka w zyciu podjelam - zeby sie leczyc. Wszystko moze sie zmienic. Tylko trzeba chciec. Moze on chce ale nie ma sily? Ja tez nie mialam. Pozdrawiam cieplo i zycze powodzenia i cierpliwosci. I nie wzywaj pogotowia jak masz ataki paniki. To strata czasu. To jest tylko w Twojej glowie, zaden dr nie pomoze. To przez stres, nerwy, musisz zaczac sie leczyc, brac tabletki. Zal mi Ciebie, zal mi Twojego meza i Waszych rodzin. Wszystko mogloby byc okay gdybys tylko pomogla mezowi, namowila go na leczenie, wziela sie tez za siebie, bronila meza, on czuje, ze go nie bronisz, czuje sie atakowany. Trzymajcie sie! xxx

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Nie wiem, nie jestem lekarzem więc nie będę wystawiać diagnozy, ale wydaje mi się że coś faktycznie jest na rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WAZNE PRZECZYTAJ PROSZE
AUTORKO, mowie Ci naprawde widze w nim SIEBIE sprzed roku. Rozumiem i Ciebie i jego i Wasze rodziny. Bylam taka sama jak on. TAKA SAMA, identyczna. Tylko ja mialam racje. Mialam ogromna paranoje. Zmienilam numer telefonu, pozrywalam kontakty z ludzmi. Balam sie, ze wszyscy cos kombinuja za moimi plecami. Wszyscy byli wrogiem. Czasami to do mnie wraca ale rzadko i mija po chwili. Lecze sie i nie chce na razie zrezygnowac z leczenia bo pierwszy raz w moim 30-letnim zyciu czuje sie spelniona i szczesliwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Do ostatniej wypowiedzi: Tylko jak mam to zrobić jak on teraz nie chce mojej ani niczyjej pomocy, proponowałam mu psychologa, nie chciał, to chyba właśnie to spowodowało że spakował wszystkie rzeczy i pojechał. Jestem skłonna być z nim mimo najgorszej choroby i wierzyłabym ze jakoś razem z tego wyjdziemy, ale najpierw pasuje się przyznać do tego, że ma się problem prawda? Jak mogę mu teraz pomóc? Jechać do niego tam do jego miasta i przekonywać go jednak że razem z tego wyjdziemy? Może nawet i to bym była w stanie zrobić, choć to jednak mimo wszystko dla mnie poniżenie po tym co zrobił, ale nie mam pewności czy jego matka tam jeszcze nie siedzi czy już pojechała do anglii, jak nadal tam jest to przecież nie wpuści mnie nawet do domu. Przede wszystkim zresztą to też jego matka jest juz na pewno autentycznie chora psychicznie, w każdym widzi wroga, wszyscy są źli, sąsiedzi źli, rodzice jej zięcia źli (o dziwo że nie tylko moi źli), jakaś tam ciotka Teresa też zła.....i wszystkich zawsze wyzywała od h***w p**********h. Pierwszy dzień widziała mnie na oczy to wyzywała do mnie rodziców męża jej córki od h***w p**********h. Kuba faktycznie może potrzebować pomocy, ale jego matka powinna siedzieć w zakładzie zamkniętym na lekach. Na serio. Tylko jak mam mu teraz pomóc? Przecież nie wyślę do niego lekarza na siłę, na odległość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Ty piszesz, że sama wzięłaś się w garść i poszłaś do lekarza po pomoc. Ja Kubie proponowałam pomoc to czytasz teraz o tym jak to się skończyło. Nie jestem w stanie go przecież ubezwłasnowolnić i pójść z nim na siłę do lekarza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WAZNE PRZECZYTAJ PROSZE
Spelniona i szczesliwa bez faceta, z zyczliwymi ludzmi wokol, ktorzy chca pomoc a nie zaszkodzic. Wczesniej bylam wrakiem czlowieka. Cos zaczynalam, nigdy nie konczylam. Zaczelam studia 2 lata temu, zrezygnowalam pod koniec pierwszego roku. Zmienilam kierunek, znowu zrezygnowalam po paru miesiacach. Teraz nadal chce zaczenac od nowa ale boje sie, bo nie wiem jaki kierunek dobry dla mnie. Chce byc normalna osoba, szanowana, chce byz zwyczajna kobieta. Juz nie czuje presji zeby wygladac tak czy siak, zeby miec faceta, wszystko przyjdzie w swoim czasie a jesli sie komus nie podobam to do diaska z nim! Wlasna matka mnie nie poznaje, tak sie zmienilam. Wszyscy sie ciesza. Mama z placzem powiedziala mi, ze ona juz sie pogodzila z tym, ze nigdy nie bedzie miala corki spowrotem. Jak dobrze wiedziec, ze mama czekala. Tyle cierpienia i bolu zadalam swoim najblizszym. I dopiero teraz po 7 miesiacach leczenia to dostrzegam. Nigdy nie bylam soba, teraz zaczynam byc. Bylam idiotka, wariatka, paranoiczka, nie bylam soba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
choroby psychiczne, o których nie wiedzialaś przed slubem są podstawą do unieważnienia malzenstwa. Jak masz go ratować, jak on nie chce? ta pani wyzej jest sama, moze glosić swoje teorie i namawiać cię do ratowania malzeństwa. Ty myśl o sobie, ja się stałam egoistką po wielu latach, lepiej mi z tym, inaczej już bym chyba w wariatkowie zamknieta siedziała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WAZNE PRZECZYTAJ PROSZE
Kochana, on musi spasc na dno, zeby sie z tego dna odbic. Tak jak zrobilam ja. Spadlam na dno. Obudzilam sie tylko i wylacznie dlatego, ze mam dziecko. Mam syna, ktory mnie potrzebuje. Przez lata bylam wrakiem, niszczylam zycie sobie, dziecku, mojej rodzinie. Dopiero teraz czuje sie matka. Troche pozno ale lepiej niz wcale. Napisz do niego LIST. Dlugi list o milosci, wspomnienia, marzenia, strach, zapewnienia. RAZEM dacie rade. Powiedz rodzicom, uprzedz ich, zeby byli bardziej wyrozumiali do niego. Jestem w 100% pewna, ze maz Twoj cierpi na depresje. Nie jedz tam. Napisz do niego list, nie pozwol jednak zeby dostal sie w rece jego mamy. Moze wyslij polecony?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie jestem sama. Mam dziecko. Mieszkam sama z dzieckiem. Nie mam faceta, choc mialam i to wielu. Bylam pizgnieta w leb. Teraz sie z tego smieje. Widze wszystko zupelnie inaczej. AUTORKA tematu zrobi co uwaza, to TY AUTORKO masz byc szczesliwa, nie patrz na nikogo, to Twoje zycie. Napisalam Ci jedynie jak to wszystko wyglada z punktu widzenia Twojego meza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O matko autorko i ty świadomie zgodziłaś się wyjść za mąż za niezrównoważonego psychicznie faceta co ma matkę wariatkę, która nie chce się leczyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WAZNE PRZECZYTAJ PROSZE
Post z 14:13 to ja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gośćautorka
Po pierwsze nie wiedziałam, że jest niezrównoważony psychicznie. Po drugie wariactwo jego matki nie brałam za faktycznie wariactwo, jedynie za konsekwencje ciężkiego życia i trudnych przejść, rozwód itp. Po trzecie byłam zaślepiona i zakochana. Po czwarte, Kuba przecież przez 24 godziny na dobę nie zachowywał się jak wariat wypuszczony z wariatkowa, były dobre i wspaniałe momenty między nami, rozmawialiśmy normalnie (pod warunkiem że się zgadzaliśmy), pomógł mi wiele razy w sprawach takich bieżących (naprawa komputera, doradzenie czegoś tam) itp. Myślałam, że jego zachowanie wynika bardziej z kompleksów i trudnego dzieciństwa dlatego na każdym kroku starałam się go dowartościowywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×