Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość karolina_kola

rozstanie i paraliżujący ból po odrzuceniu

Polecane posty

Gość Jorge
Świetnie Cię rozumiem. Nawet ja, przecież nie po rozstaniu, nie mogę się za nic zabrać. Jest dziedzina w której rozwój mnie interesuje ale póki co zarzuciłem wszystko. Nie mogę się zabrać. Nawet by obejrzeć film jest jakaś demotywacja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dasz sobie rade
Bylam ogladac dzis mieszkanie i w drodze powrotnej w radiu puscili "The winner takes it all".... gorszej piosenki nie moglam sobie wyobrazic... Trzeba sie rozwijac dla siebie... ktos mi tez powiedzial... "Jeszcze mu pokazesz", ale mysle, ze nie o to chodzi.... Pawlikowska to wspaniale pisze, Karolino, Jorge, naprawde namawiam, byscie poszli i kupili ta ksiazke.... mnie teraz utrzymuje przy zyciu.... mam na mysli "Planete dobrych mysli"... my tez razem prawie 4 lata i dokladnie dwa mieszkajac razem.... Najgorsze beda pierwsze dni, pierwszy weekend...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jorge
Wiesz, ja ostatnio trochę interesowałem się tematem podświadomości, czy choćby świadomych snów. (Zresztą myślę, że w związku z tą podróżą "wgłąb siebie" odkryłem to moje uczucie, zauroczenie, jak zwał, tak zwał, gdzieś tam głęboko ukryte). Wiem jaka jest potęga tego, czego sobie nie uświadamiamy. Chwilowo zarzuciłem temat, ale do tego wrócę. Co do muzyki - widziałem ją ostatnio przy okazji koncerciku. Repertuar musicalowy - same wiecie jakie tam potrafią być rzewne piosenki. Nie ułatwiały sprawy. Wszystko wywracało mi się na wierzch. Ale i tak było warto ją zobaczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dasz sobie rade
Tez mnie podswiadomosc zainteresowala, wlasnie w zwiazku z Pawlikowska. Mam juz serie jej ksiazek na ten temat I kiedy będzie odrobine mniej wariacko, to sie wezme za temat. Mam zamiar zaopiekowac sie soba ... Pewnie nie będzie latwo, ale chyba na tym polega zycie I wtedy lepiej sie uklada w innych kwestiach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jorge
"Pewnie nie będzie latwo, ale chyba na tym polega zycie I wtedy lepiej sie uklada w innych kwestiach... " Jak nie jest łatwo, wtedy najwięcej się uczymy. Zresztą zazwyczaj ważne rzeczy nie są łatwo. Co niejako ustala stawkę. Ja medytowałem i to było fantastyczne uczucie. Można naprawdę "zajrzeć w siebie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kupię w takim razie tę książkę. Przynajmniej zajmę czas czymś pozytywnym. Medytacja to już wyższa szkoła jazdy. Potrzebowałabym mentora, aby się nauczyć. Najgorsze jest to, że zaczęłam zawalać pracę i jarać szlugi, które wypełniają mi widocznie w jakimś stopniu wszechogarniającą pustkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jorge
"Zrozumiałem, że zakochałem się w Lorri, kiedy w środku nocy zacząłem się budzić i przeklinać ją za to, co ze mną zrobiła. Myślenie o niej sprawiało mi niewyobrażalny ból. Nigdy wcześniej nie przechodziłem takich męczarni. Sen zdawał się jedyną ucieczką, więc starałem się spać, jak najdłużej się dało. Na samo wspomnienie o Lorri zaciskałem szczęki i zgrzytałem zębami. Teraz, po latach, jest dokładnie na odwrót..." Wczoraj odkryłem ten fragment w książce. I pomyślałem "o kurcze!". Ja momentami też chciałem tylko spać. Albo zapychać się czymkolwiek, kiedy już spać się nie dało. Tylko, że to fragment ze wspomnień więźnia celi śmierci (skazanego za coś, czego nie popełnił - zresztą głośna sprawa, bo m.in. Johnny Depp był zaangażowany w walkę o jego uwolnienie). Poznał Lorri (tj. więzień, nie Johnny) w celi śmierci, kiedy napisała do niego list. Przez pierwsze trzy lata nawet nie mogli się dotknąć, bo spotkania były tylko przez pancerną szybę. Dopiero gdy wzięli ślub mogli spotykać się na chwilę. On jeszcze kilkanaście lat spędził w celi śmierci. Za coś, czego nie popełnił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jorge
Ja wczoraj, jeszcze zanim znalazłem w ogóle ten powyższy fragment, postanowiłem, że koniec moich smutów. Nie pomagają mi w niczym, do niej też nie przybliżają. Nie chcę być nachalny, nie chcę naciskać, szanuję jej decyzję i łapię się tego, że nie jest jednoznacznie negatywna. Czuję, że "nie mam ruchu" i teraz ruch jest po jej stronie, niekoniecznie teraz, zaraz. Kiedy myślę o spojrzeniu, którym mnie ostatnio obdarzyła, później uśmiechu, wydaje mi się, że sprawa jest jeszcze bardzo otwarta (nie umiem czytać w myślach, więc mogę się mylić). Swoją propozycją bardzo ją zaskoczyłem. Więc być może spowodowało to, że przewija się to w jej głowie. Ja kończę z odbijaniem się od ścian. Jeśli będzie chciała, wie gdzie jestem. I tak się czasem widujemy. Wiem, że mam zarówno wady jak i zalety. Ona mnie trochę zna, więc nie jestem dla niej jakąś białą kartką. Daję jej czas. Tyle, ile potrzebuje. Ale też postanowiłem, że jeśli na kogoś innego moja dusza tak zareaguje, to nie będę uporczywie czekał. Bo przecież być może nigdy się nie doczekam. Nie mam zamiaru rzucać się na poznawanie kogokolwiek (choć w pierwszym odruchu, właściwie to w stutysięcznym odruchu reaktywowałem profil na sympatii, ale teraz wiem, że nic na siłę. Też nie chcę kogoś poznawać tylko po to, by traktować jako pocieszycielkę). Dziś rano wróciłem do prób medytacji. Szału nie było. Ale jest dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jorge
"Medytacja to już wyższa szkoła jazdy. Potrzebowałabym mentora, aby się nauczyć." Wiesz, ja używam słowa medytacja tutaj wg mnie trochę na wyrost, żeby mniej więcej jasno napisać o jaką czynność chodzi. Ale ogólnie określałem to bardziej jako wyciszenie się, skupienie na swoim wewnętrznym głosie, trochę relaksację. Chociaż jakoś tak wyszło, że w pewnym momencie poczułem, że to jest ta szumna "medytacja". Nie jestem pewien, czy to ma coś wspólnego z prawdziwą medytacją, jak jacyś mnisi itp. Ale myślę, że to to samo, choć oni mają rzeczywiście wypracowaną ścieżką. Ale trzeba się wyciszyć i spróbować wsłuchać w siebie. Nie walczyć z myślami ale próbować żeby na chwilę gdzieś sobie cierpliwie poczekały, za drzwiami. Wydawało mi się to trudne (choć znalazłem sobie pewien sposób) i nagle, pewnego razu - bach! świetnie się udało. Ale też zauważam, że przez kilka tygodni czułem się z tym świetnie, arcyspokojnie. A później dotarłem do myśli o Niej. Wówczas była to myśl o tym, że muszę się odważyć. Medytowałem dalej, ale szło trudno. Wcale nie byłem spokojny. A po tym, jak nic z tego nie wyszło (póki co) w ogóle nie mogłem się za to zabrać (z małym wyjątkiem). Kiedy byłem niespokojny nie potrafiłem się na tym skupić. Ja nie zawalam pracy tylko dlatego, że mam taki moment, iż praca bardzo niewiele ode mnie wymaga. Ale już samego mnie męczyło, że za nic nie mogę się zabrać. Zresztą najpierw myślałem, że to wszystko, to odezwały się moje głosy, że muszę jak najszybciej uciekać z tej pracy (a to akurat jest wdrożony proces w którym pośpiech nie jest wskazany).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Polecam wam serdecznie filmy, które mnie podniosły na duchu, gdy było mi bardzo ciężko: "Jedz, módl się kochaj" , "Połów szczęścia w Jemenie", "Poradnik pozytywnego myślenia". Trzymajcie się, będzie dobrze, życie toczy się dalej także dla was :) :) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość samotny romantyk II
Znam ten ból. Już dwa razy go doświadczyłem. Teraz koresponduję z nową znajomą i może tym razem się uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dasz sobie rade
Dzis pierwszy dzien gdzie nie zanosi sie, ze bedzie nawet e-mail czy sms.... jest to bardzo dziwne, bo chcialabym w gruncie rzeczy wiedziec jak sie ma, mimo tych gorzkich slow, ktore miedzy nami padly... po poludniu ogladam nastepne mieszkania i mam nadzieje, ze na cos trafie. Na razie sie skupiam na rzeczach praktycznych i pracy rowniez, bo mi to troche pomaga, a poza tym jak jestem sama teraz to na 100% nie mozna tego zawalic.... Karolino trzymaj sie i nie zawalaj pracy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dasz sobie rade
Karolino, co tam u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kurczę a ja to tak nprawdę przezywam pierwszy raz. jakoś tak do tej pory było, ze płynnie przechodziłam z jednego związku do kolejnego i pierwszy raz po łącznie 10 latach zostałam całkiem sama... boli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Musicie sobie uświadomić ,że jeżeli nie będziecie sami ze sobą szczęśliwi to nikt wam tego szczęścia nie da i kolejny partner. NAJWIĘKSZYM BŁĘDEM JEST UZALEŻNIANIE SWOJEGO ŻYCIA OD BYCIA W ZWIĄZKU - TO BŁĄD. Zróbcie najpierw "porządek" ze sobą a doznacie szczęścia. Jeżeli ktoś potrafi być sam - jest osobą silną i nic już go nie złamie. Najgorszym błędem jest to ,że miarą bycia szczęśliwym jest bycie z kimś.kazdemu dobrze zrobi kurs uniezależniajacy od osób trzecich. Jeżeli nauczysz się radzić sobie z samotnoscia, to nic juz Cie nie złamie. Czyz to nie budujace? W koncu lepiej być samemu w samotności niż czuć samotnosć w zwiazku.Psycholog Ewa Wojtyna o bólu związanym z rozstaniem mówi tak: „Ten ból po prostu się dzieje. A co z nim zrobimy, jak go wykorzystamy, to już w dużej mierze zależy od nas samych”. Nikt po rozstaniu nie jest taki sam, jak był przed nim. I to nie tylko dlatego, że ponoć wszystko płynie i nieustannie się zmienia, jak chciał to widzieć Heraklit. Nic nie zmienia się samo. Rozstanie zmusza nas do swego rodzaju redefinicji, daje możliwość rozwoju osobowości, wręcz do tego zmusza, choć od nas zależy, w jakim kierunku będzie to zmiana. Marne pocieszenie? A jednak prawdziwe. To korzyść, którą możemy wynieść z każdego rozstania. „ Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie. „

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja byłam z chłopakiem 10 lat - po miesiącu już miał nową ( znacznie młodszą) . To co przeszłam wiem tylko ja - ale powiem wam jedno że czas zrobi swoje i znowu przyjdzie moment kiedy zaczniecie się uśmiechać do życia-;) To wam gwarantuje -:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
kaszamanna bardzo mądrze piszesz, ja też przeszłam rozstanie i znam to cierpienie, prawie 2 lata depresji... no ale bylo minelo, teraz po latach juz w ogole o tym nie mysle ;) no i mialam potem kolejnych facetow po ktorych juz wcale nie plakalam, tak jak piszesz szczescia trzeba zukac tylko w sobie, a nie w kims. Teraz jakby facet mnie zostawil to bym sie tym w ogole nie przejela, zycie toczy sie dalej. Nie warto plakac na doopkiem ktory sie po prostu znudzil dziewczyną i ją wyrzuca z domu, to nie jest milosc i nigdy nie byla. I jeszcze koles pieprzy jakies bzdury, że to bylo tylko zauroczenie a nie milosc, jakie to żalosne :D u niego milosc to jest w majtkach, jak jeszcze mu sie dziewczyna nie znudzila i ma do niej pociąg to jest milosc, a jak juz mu sie znudzila to juz nie jest milosc. Nie warto plakac za takim zerem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i ja chyba mam problem z samotnością. Potrzebuję kogoś. Mija drugi tydzień od rozstania i zaczęłam się już umawiać z innymi facetami, kilkoma naraz. Okazało się że jeden z nich jest z towarzystwa w którym obraca się mój były. Znają się i mają nawet wspólną przyjaciółkę (!!!). Oczywiście o wszystkim dowiedział się mój ex i chyba go to zabolało:( strasznie mi z tym teraz źle, ale z drugiej strony to on mnie zostawił, więc nie powinnam mieć wyrzutów. Ehh...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dasz sobie rade
a u mnie wielkie zmeczenie.... znalazlam juz mieszkanie, tylko jeszcze formalnosci pozostaly i mam nadzieje, ze w polowie miesiaca bede juz na swoim.... nie wiem czy mnie wtedy nie dopadnie samotnosc, ale jestem zdeterminowana pracowac nad soba i swoimi projektami najpierw, bo na razie mam dosc mezczyzn... trzymaj sie Karolino i docen siebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cindirella20
Witam, mam poważny problem. Byłam z kimś 2,5 roku mieszkaliśmy razem, w tym rok czasu ciągania po rozstaniu. Były codziennie awantury z powodu mojej choroby i jego drobnych zachowań. Zachorawał mu ktoś bliski a ja sie codziennie darłam też z jego winy no i nastąpił koniec. Potem widywaliśmy się, powiedział ze daje nam nadzieję. W święta narozrabiałam i któregos dnia poszłam weszłam zła i zapytałam czy kocha powiedział ze nie wie co czuje bo ma mase problemow bliska osobe chora itd. Ogólnie że nia ma głowy do związku ale chce kontaktu ze mną . No i oczywiście pisał, widywaliśmy się dalej nawet często. Poznałam kogoś. Jego brat nas widział a on wiedząc zaczął bardziej zabiegać o mnie, czyli więcej zaczął pisać, jeszcze bardziej okazywał troskę, wsparcie, zazdrość, coraz częściej zapraszał do siebie i wogole. W końcu powiedziałam dość oczywiście dopiero po pół roku. Postanowiłam pogadać. Powiedział mi że kocha, przytulił mocno i powiedział że chce się ze mną widywać i mieć kontakt ale boi się powrotów. Powiedziałam że rok już mnie zwodzi, zaczełam połakać powiedziałam że mam dosc tego ciągania mnie bo ja kocham i chce byc. Przytulił mnie, popłakał się, powiedział że też cierpi, ale nie wie co się z nim dzieje, ze nie wie czemu taki jest, że boi sie wrócić. Powiedział też ze co wrocimy sprobujemy a potem nie wyjdzie i znowu bedzie zero kontaktu. Powiedzialam ze to koniec ze nie bede pisac. I w sumie to ostatnie rozwiazanie bo juz zrobilam wszystko . Widze ze bardzo kocha, ze martwi sie, ze nie umie przerwac sam kontaktu ze nawet prosi zebym nie konczyla go, przytula, placze, nie rozumie sam siebie, a ja kocham i cierpie. I nie wiem co robic juz. Zerwac kontakt i czekac czy cos zrobi? czy dalej sie spotykac i czekac az mo przejdzie ten lek? ja czuje ze to on, zmienilam sie jestem spokojna, afer nie ma, widze jego jako bratnia dusze lubimy to samo, jestesmy bardzo podobni i wogole i nie wiem co sie dzieje, czemu jest taki zawziety, czemu nie umie wrocic

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosiaczek34lata
I ja potrzebowałam ponad roku po 6miesięcznym ale dośc zaangażowanym związku, by stanąć na nogi. Pojawił się ktoś nowy w moim życiu. I wiecie co? Też mnie rzucił!!! wiedziałam ze dalej tak byc nie może. Żeby go odzyskać zamówiłam aż urok miłosny na http://magicznerytualy.pl. No i udało się, wócił do mnie. Aczkolwiek teraz jeszcze mam do rozwiązania kwestię zaufania i uwierzenia w to, że nie wszyscy mężczyźni są źli. Wiem, że podejrzliwością i nieufnością tylko sobie wyrządzę krzywdę; mało tego nikt nie da mi nigdy gwarancji, że juz zawsze będzie dobrze. Pracuję nad sobą i mam nadzieję, że uda mi sie rozwiązać problem przesadnej ostrożności wobec mężczyzn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
witam wszystkich,mam 28 lat i swego czasu zostawila mnie kobieta, czułem jakby cale zycie mi runelo wszystkie plany zniknely czułem ogromna pustke, nie mogłem sobie z tym poradzic, zostalem sam jak palec zero znajomych wszyscy sie gdzies rozeszli, pozostalo mi tylko praca dom i tak w kólko. Postanowiłem uczynić wszystko by ją odzyskać. Pomogl dopiero sposób ostateczny. Zamowilem urok milosny z http://urokmilosny24.pl – wróciła : )ja znowu mam normalne poukładane życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja tez to przezylam pare lat temu i nie raz :) a dwa razy:) teraz jak sobie o tym pomysle hehe tyle smutku, stresu, lez wylanych na co to komu... wyobraz sobie ze jestes juz 3 albo 5 lat pozniej z kims kogo kochasz i kto kocha ciebie naprawde:) gdybys tak nagle przeskoczyla w przyszolsc, jakbys sie odniosla do sytuacji terazniejszej? wiem wiem nie da sie tak pomyslec, bo znajdujesz sie teraz w czyms z czego nie da sie wyjsc, ani nawet zobaczyc promyczka slonca, na szczescie czas leczy rany:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DorotaMircug
Znam to uczucie...rozstałam się z narzeczonym po 6 wspólnie spędzonych latach...nie wyobrazałam sobie życia bez niego!Wpadłam w depresję...nawet myślałam o samobójstwie.Wtedy przyjaciółka namówiła mnie na terapię u pani psycholog Jolanty Szczepaniak!Na początku nie chciałam się zgodzić ale poźniej udało jej się mnie przekonać i jestem jej za to bardzo wdzięczna!Spotkania z panią Jolantą dały mi do myślenia,wiele uświadomiły i dzięki znowu zaczełam patrzeć optymistycznie w przyszłość!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×