Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

malinka373

Rozstanie... Tęsknota... Nadzieja... Powrót?

Polecane posty

witajcie, przeczytałam prawie wszystko :) moja historia z uczuciem do byłego po rozstaniu po 3 latach związku trwała 19 lat... zgroza :-o byłam z innymi, miałam nawet wychodzić za mąż, urodziłam córkę. on cały czas gdzieś we mnie był. myslałam, tęskniłam... nie napiszę Wam jak mnie 2 razy w życiu potraktował, ale były kłamstwa, zdrady, zrzucanie winy na mnie. dziś mam wspaniałego mężczyznę, z którym dopiero odkrywam, co to jest dojrzała miłość, co to znaczy dbać o osobę, którą się kocha. choć nie jest różowo i są trudności. nauczyłam się wiele, najwazniejsze to żyć, aby samej z nami było dobrze, najpierw warto nauczyć się samej siebie. jeśli jeszcze tu zaglądacie,chętnie pogadam, podzielę się tym, czego się nauczyłam. dobrego dnia !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
hop do gory

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up nie przewija się strona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co?19.lat nie chciałaś sobie poradzić z uczuciem do byłego? to juz psychiczny przechył i lepiej juz rad nie dawaj,młode i nie dadza sobie poniewierać swoja psychiką,by czekac na dojrzałą miłość. Masakra jakaś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
sama jestes masakryczna, jakim prawem oceniasz kogos, kogo nie znasz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Stwierdzenie,że dziewietnascie lat pozwalac sobie cierpiec po facecie jest ocenianiem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość otyła kaczka
Poprosze o czytanie ze z rozumieniem! Napisałam, że gdzieś tam we mnie był a nie ze tyle lat cierpiałam. Żyłam normalnie, choć z tesknota, ktora czasem bywala wieksza, czasem nie czulam jej zupelnie. Jesli dla Ciebie 19 lat doswiadczen jest masakra, nie czytaj. Nawet nie wiesz, czym chce sie podzielic... Cale szczescie, ze wiem, ile warta jest moja wiedza i jak wiele mnie kosztowalo jej zdobycie. I jak bardzo jestem z siebie dumna i szczesliwa:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no to dobrze,ze zasmiecil ci glowe ,bo dzieki tym 19u latom masz dzis wiedze i jestes z tego dumna haha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"moja historia z uczuciem do byłego trwała 19 lat.Zgroza"itd,to czego ty się czepiasz goscia,gdy nazywa to podobnie do "zgroza"?czyli "masakra"? Nim pojedziesz po kimś kaczko przeczytaj siebie uwaznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeny... po nikim nie jezdze...jak ktos chce pogadac chetnie pogadam. Nie zjadlam wszystkich rozmow, glupia bylam, popelnialam bledy i powielalam bledy w kolejnych zwiazkach. Dlugo sie uczylam i sie nauczylam. To takie haniebne, ze sie chce podzielic tym? Pozytywnego myslenia zycze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Otyła,odwracasz kota ogonem.Nikt tu nie ocenia,tylko zwraca uwagę na Twoja niespójność,czytaj najpierw a potem doradzaj,nie odwrotnie.Po to są takie topiki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie myślałam, że aż tak można zostać źle odczytanym. choć, wiesz, odwracać kota ogonem to podobno potrafię :D przyjmując na klatę, nie strzelam focha :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Was serdecznie :) Widzę jak się wspieracie i mam nadzieję, że mi też trochę pomożecie, a może i mnie się uda coś doradzić. Mój przypadek jest z serii klasyków- zostałam porzucona, odrzucona i najzwyczajniej w świecie nie umiem sobie z tym poradzić. Byłam z moim facetem 11 miesięcy (wiem, że to nie jest długo). Wcześniej dość długo się przyjaźniliśmy, a ja za nim szalałam. Dlatego kiedy zostaliśmy parą nie posiadałam się ze szczęścia. Wszystko układało się wręcz idealnie (wiadomo jak to na początku). Mieliśmy wspólne pasje, zainteresowania- to była stała rzecz w tym związku. Dość szybko zamieszkaliśmy razem i muszę przyznać, że pod względem dogadywania się co do obowiązków domowych i zaangażowania w sprawy domowe do samego końca wszystko było ok. Problemy zaczęły się, kiedy on zaczął być zazdrosny o moje wyjścia z przyjaciółkami, o moich kolegów ze studiów. Odbyło się kilka większych awantur. Nie mówię, że nie dałam żadnych powodów ze swojej strony. raz gdy wyjechał do swoich znajomych zrobiłam imprezę, która się trochę przeciągnęła i to był chyba ten moment kiedy zaczął mieć problemy z zaufaniem. To było głupie z mojej strony, bo całkowicie rozumiem to, że poczuł się źle (zwłaszcza, że byli u mnie też koledzy). Ta sytuacja oczywiście już nigdy się nie powtórzyła ale pozostała rysą na naszym związku. Później powychodziły na jaw romanse moich najbliższych przyjaciółek a właściwie to jednej (obydwie znał bardzo dobrze i tyle samo czasu co mnie). Do nich też stracił zaufanie i zaczął się wkurzać- że jak ja mogę przyjaźnić się z takimi zakłamanymi osobami. Do tego doszły problemy o moje wyjścia z nimi (rzadko się to zdarzało- bo praca no i większość czasu poświęcałam jemu). Zaczął oceniać mnie i moją przeszłość (partnerów, znajomości, styl życia). Nie trafiało do niego kompletnie to, że już dawno jestem dorosłą osobą i moje życie wygląda kompletnie inaczej (dodam, że nie łaziłam wcale za facetami na prawo i lewo). On ze swojej strony zalazł mi za skórę tym, że utrzymywał kontakt z wieloma kobietami (byłymi dziewczynami, przyjaciółkami). Na początki nie przeszkadzało mi to tak bardzo bo i rzadkie były te rozmowy ale później zaczęło mnie coraz bardziej wkurzać. Chyba przez ten jego brak zaufania sama zaczęłam być zazdrosna i tracić zaufanie. Raz się już rozstaliśmy przez te kłótnie- pojechałam do rodziców na parę dni. On wpadł w jakiś dołek ale dość szybko zaczęło mu przechodzić i wypisywał do mnie, że musimy to jakoś naprawić i odnaleźć to szczęście na nowo. Spotkaliśmy się w walentynki, tzn. ja przyjechałam, poszliśmy do knajpki pogadać o wszystkim i niczym (chyba nie chcieliśmy być sami w ten dzień). Oczywiście wylądowaliśmy w naszym mieszkaniu no i już zostałam. Potem dużo rozmawialiśmy i staraliśmy się wszystko na nowo poukładać i zrozumieć siebie nawzajem. Ja- że jestem za nerwowa i zbyt płaczliwa i że postaram się spokojniej do wszystkiego podchodzić, on- że popracuje nad swoim zaufaniem i spróbuj***ardziej racjonalnie patrzeć na to jaka jestem. od tego momentu było raz cudownie a raz gorzej. Widziałam, że stara się zaufać a z drugiej strony jednak przestał się starać. To ja byłam bardziej aktywna i starałam się wszystko naprawić. Starałam się wyjaśniać mu to, czego nie rozumie. starałam się robić wszystko tak, żeby nie dawać mu powodów do zmartwień (to nie był żaden wysiłek z mojej strony, ale widząc, ze on tego nie docenia było mi bardzo źle). Ja naprawdę jestem prostą babą i nie szukam niewiadomo czego. Cieszyły mnie nasze wypady w góry, na rowery, gotowanie wyjścia razem. To było dla mnie najważniejsze i najfajniejsze. A jednak on cały czas szukał problemów. On dość często wychodził na koncerty (często sam, bo to nie moje klimaty). W pewnym momencie, po cudownym weekendzie razem, coś się zmieniło a ja nie wiedziałam dlaczego. Pojechał odwiedzić znajomych, których ja nie miałam okazji poznać. I wrócił jakiś dziwny, nieobecny, zaczął się inaczej zachowywać. Potem mu przeszło ale wiedziała, że coś jest nie tak. jak się później okazało i odkryłam to całkiem przez przypadek poznał "fajną koleżankę". Powiedział, że to był dziwny zbieg okoliczności, bo poznał ją na koncercie a potem, gdy był u znajomych spotkał ją przypadkiem jeszcze raz, bo okazało się, że ona tam mieszka. Oczywiście zapewnił, że to tylko koleżanka i chce mieć w niej przyjaciółkę. Uwierzyłam mu- ale nie do końca. Widziałam, że się nią fascynuje. Robiłam awantury o nią, więc kontaktował się z nią bardzo rzadko. Bądź co bądź między nami było coraz gorzej. On już wyraźnie dawał mi odczuć, że nie jest tak bardzo zaangażowany w nasz związek i że nie może wytrzymać tych myśli, że ja jestem dziewczyną, która mogłaby go oszukać. No i się stało- powiedział mi, że to koniec. Że nie potrafi mi zaufać. Wyprowadziłam się tego samego dnia. Najpierw płakałam i starałam się jakoś z nim dogadać, żeby zmienił zdanie. Powiedział mi że nie zmieni zdania i że lepiej będzie nam obojgu z kimś innym. No i widzę, że jego przyjaźń kwitnie! Mówił, że jest mu źle, ba nawet się popłakał jak się wyprowadzałam. I odzywał się potem do mnie, chciał mnie pocieszyć, że wszystko będzie dobrze. Ja zaś wygarniałam mu to wszystko co leżało mi na sercu. Koniec końców i tak wyszłam na idiotkę bo walczyłam o niego do końca. Zamiast walczyć o siebie, nie tłumaczyć się z rzeczy, z których nie miałąm powodu się tłumaczyć (że niby potajemnie interesuję się innymi facetami), to ja robiłam wszystko, aby desperacko zatrzymać go przy sobie. teraz myślę, że jestem kretynką. Nie odzywam się do niego, chociaż mamy jeszcze parę spraw do załatwienia (rachunki i rzeczy które zostawiłam w mieszkaniu). Radzę sobie, bo pracuję i staram się jakoś to wszystko ogarnąć ale jak tylko zostanę sama to opadam z sił. I myślę sobie- DLACZEGO? I chciałabym żeby znowu było dobrze :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tratwa212
Hej, z tamtym facetem sie nie udalo, poniewaz stwierdzil ze za malo sie angazuje, ze nie interesuje sie nim tak jak on mna i ze za duzo mowie i mysle o sobie nie o nim. Po moich doswiadczeniach bylo to dla mnie zrozumiale, ale nie byla to na tyle rozwinieta znajomosc zebym opowiadala mu dlaczego tak bardzo stawiam siebie na pierwszym miejscu. Widocznie to nie to :) Do nowej dziewczyny: Z doswiadczenia wiem, ze jesli w gre wchodzi "kolezanka" nie ma sensu czekac, rozpaczac, ludzic sie. Po prostu to sie juz nie uda. Musisz to zrozumiec, im szybciej tym lepiej dla Ciebie. I nie wierz nigdy w slowa "to tylko kolezanka". Przezylam juz dwie "tylko kolezanki" Oni sie nie zmieniaja :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tratwa widzę, że masz niestety w tym doświadczenie :( Ale widzę, że sobie radzisz- to dobrze :) Ja jestem niestety na początku swojej rozstaniowej męki. Wiesz, trudno było mi nie wierzyć w jego słowa, bo to ON zawsze robił mi afery o kolegów i że baby takie są, że kręcą i kombinują. Jakie to kurde niesprawiedliwe! Ja byłam 100% wporządku, a tu takie coś. I jeszcze mi powiedział na do widzenia, że na pewno długo będzie sam i że czuje smutek ale nie chce go okazywać, żeby się nie dołować :) Czytaj- chodzi na wszelkie możliwe spotkania z nową koleżanką. Jeszcze ostatnio jak poszłam do kina z koleżanką potrafił się odewać że jakiś kabel mi podrzuci, jak mówiłam że jak będę potrzebowała to się odezwę. Powiedziałam, że nie chcę i jestem w kinie na co on, że on też idzie (tak jakbym nie wiedziała z fb że idą na pokaz filmowy). No szczyt złośliwości! Na szczęście się opamiętałam i powiedziałam, że mnie to nie interesuje i niech sobie robią co chcą. Ale dzisiaj, no cóż...znowu mnie nachodzą wspomnienia i fantazje a co by było gdyby. Jakbym była tak, zrobiła to czy tamto. Okropność! I Tratwa- nie przejmuj się, bo widziałąm, że pisałaś coś o poniżaniu się. Ja na koniec (i nie tylko) też się niepotrzebnie przypłaszczyłam (ehh), ale emocje były zbyt duże no i SZOK! Pozdrawiam Was dziewczyny i łączę się w ubolewaniu nad zawiłośćią męskiej natury.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ciaobambino
Nom. Dzisiaj 2 razy się poplakalam z powodu meskiej solidarnosci i ich checi dominacji. No to się wkurzylam i opierniczylam tych mizoginow. Co zrobisz jak nic nie zrobisz. Każda strona ma swoje racje i nieracje. Problem że się nie słuchają nawzajem. Ciągła walka płci. Może lepszy temacik zapodac? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ciao, ja sobie pozwole. Czytalam Twoje wpisy. Niesamowita babka z Ciebie. :) Na razie tylko tyle, jak pozwoliCie, opowiem Kiedys wiecej. O sobie i o moich rozstaniach. Na dobraboc mysli pozytywne Wam przesylam. Wiele z tego, Co opisujecie przezylam. I wiem, ze zawsze jest wyjscie i ze zawsze moze byc lepiej. Nauczylam sie tego. TrzymajaCie sie kobiety!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ciaobambino no i bardzo dobrze, opieprzać trzeba! Tylko nie za bardzo, żeby nie myśleli że aż tak się przejmujesz (o jaka ja mądra nagle jestem :) a zpłaczem to wiem jak jest, bo też płaczę jak się denerwuję (rzeka, która płynie na marne). Ja myślę, że mając do czynienia z kretynami, to choćby nie wiem jak się było mądrym to i tak kretynami pozostaną, także rzeczywiście nic nie zrobisz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Malinka373
Wpadłam na chwile! Widzę, że wątek ożył. Witam wszystkich którzy dopiero nas poznają i znajome nicki :) zawsze mam dylemat. Z jednej strony cieszę się, że Was tu widzę z drugiej jest mi przykro, że dzieje się coś niedobrego. Zajrzę jutro na spokojnie to napisz coś bardziej konstruktywnego. Ściskam Was wszystkie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny! Kaczka, czytając Ciebie zastanawiam się co się w końcu po tylu latach stało, że się od niego uwolniłaś? Bo rozumiem, że tamten rozdział jest już całkowicie zakończony. x Zielona, piszesz, że chciałabyś, żeby znowu było dobrze. Co to dla Ciebie znaczy? x Tratwa, co tam się znowu dzieje? x Ciao, stęskniłam się za Twoim podejściem do życia i Twoimi postami :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zielona6herbata
Malinka, a no jak to swiezo po rozstaniu marzy mi sie powrót do tych dobrych chwil, pewnie chodzilo mi o to, zeby miedzy mną a nim bylo dobrze, ehh. Niby nie jest tak zle ze mną, myślałam ze nie dam rady dalej żyć, strasznie bolalo. Teraz juz idzie drugi tydzień. Boli troche mniej, staram się zajmować czymś non stop, ale ciągle przez myśli przelatuje mi ten głupek. Jeszcze do konca chyba w to nie dowoerzam ze to juz jest koniec. A fb caly czas przypomina. Czasem nie mogę sie oprzeć i sprawdzam jego tablice, wydarzenia. I wiem ze ten d**ek dobrze się bawi ze swoja koleżanka i szlag mnie trafia. Cale szczęście mam momenty kiedy mysle sobie ze sam tak chcial i ze dobrze dla mnie ze tak sie stalo bo pomimo ze starszy ode mnie to nadal gowniarz i babiarz. Wsciekla jestem ze chcial zwalić wszystko na mnie- ze to ze mną jest cos nie tak i ze ja nie jestem taka kobieta jakiej by chcial. Ale mysle sobie i mam nadzieje, ze przyjdzie taki dzień ze sie przekona co stracił (tak tak fantazje) i mam nadzieje ze wtedy juz nic nie bede do niego czula i bede mogla sie z tego pośmiać. No i tak to wygląda żal miesza sie ze złością. Plus taki ze mogę wyjść z przyjaciolka do kina i nikt mi nie truje d**y ze kłamie i pewnie sie szwendam nie wiadomo gdzie i z kim :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozumiem, że chciałabyś powrotu i że gdzieś tam idealizujesz czas w którym byliście razem. Zastanów się jednak na tyle obiektywnie, na ile potrafisz, czy faktycznie to, za czym tęsknisz, jest tej tęsknoty warte? Czy czułaś się naprawdę dobrze przy tym człowieku? Wracając do tego związku wróciłabyś do tego wszystkiego, co było, tak jak było. Dałoby Ci to szczęście i satysfakcję?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj caly czas sie nad tym zastanawiam :) i mysle sobie ze generalnie przez większość czasu bylo cudownie. Ale wiem tez jak bolalo mnie to jak on się zachowywal ostatnio wobec mnie. Jak przestalo mu zależeć a jednocześnie pokazywał jaki jest zazdrosny. I masz racje, do tego raczej nie chciałabym wracać. Najbardziej boli mnie chyba to, ze dlugo zanim zaczęliśmy byc razem- byliśmy przyjaciółmi i roznawialismy godzinami. Tego mi najbardziej brakuje. Zostala pustka w tym miejscu i wiem ze juz nigdy tego nie będzie. Chociaż dzien po tym jak sie rozstaliśmy powiedzie mi ze nie chce palic za sobą mostu i ze zawsze mogę liczyć na niego i jego przyjaźń. Ale nie sadze abym potrafił spojrzeć kiedykolwiek na niego znowu jak na przyjaciela. Nie po tym wszystkim. I to jest smutne :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz Zielona, to całkiem normalne, że po rozstaniu pamiętamy te piękne chwile, "większość czasu było cudownie". Zapominamy o "szczegółach", które burzyły te idealne chwile. Tylko, że na związek składają się właśnie te detale. Ta próba zamknięcia Cię w złotej klatce, próba kontrolowania np. Już nie wspomnę o tym, że często ludzie zdradzający oskarżają o to swoich partnerów. Przenosimy swoje uczucia, emocje, obawy na innych. Nie mówię, że tak było w Twoim przypadku, chociaż opcja "koleżanki" zdaje się to potwierdzać. Osobiście nie wierzę w przyjaźń po związku, chociaż pamiętam, że bardzo chciałam, żeby mój związek taką przyjaźnią się zakończył. Teraz wiem, że chodziło mi o to żeby jak najdłużej go przy sobie utrzymać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Masz racje Malinka. Dziekuje Ci za te słowa. Wiem, ze tak jest. Po prostu jeszcze mam te chwile załamania i pewnie tak szybko nie znikną. Póki co trzymam się ale boje się, ze jak go zobaczę to znowu wszystko wróci ze zdwojona sila. Dlatego boje się momentu kiedy bede musiała jechac po resztę rzeczy z mieszkania i dogadac sie co do rachunków. Póki co sobie odpuszczę. A Tobie jak sie teraz uklada? Widzę ze jesteś takim dobrym serduszkiem i jesteś wrazliwa na cierpienie innych. Za Malo takich ludzi jak Ty. Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy :) bez koszmarów o eksach :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiele razy tu pisałyśmy. Każde rozstanie ma swoje etapy żałoby po związku. U Ciebie minęło bardzo mało czasu. Te wszystkie uczucia, które w sobie masz są normalne. Nie pozwól tylko im przejąć kontroli nad swoim życiem. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz na dojście do siebie. Pamiętaj tylko, że niektóre reakcje nie są normalne, niektóre sygnały świadczą o toksycznej relacji. Nie będę kłamać, że wszystko przejdzie jak ręką odjął. To długi i trudny proces. Pamiętaj, że najważniejsza jesteś Ty!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pytacie co u mnie, znalazłam wreszcie chwilę żeby odpowiedzieć. Co jakiś czas padają tu pytania pod tytułem "czy on kiedyś będzie chciał wrócić?" i zaraz po nich często odpowiedzi "nie, nigdy". Wchodzę na to forum co jakiś czas. Jest to jeden z wielu elementów, który pozwolił mi inaczej spojrzeć na siebie, związki, który pozwolił mi zacząć nowe życie. Wielokrotnie podkreślałam, że kubły zimnej wody, które tu dostałam, a z którymi początkowo walczyłam jak lwica pomogły mi zmienić podejście do życia. Dziękowałam Wam niejednokrotnie za cierpliwość i wszystkie konstruktywne uwagi. Jestem Wam naprawdę wdzięczna. Kiedy zakładałam to forum marzyłam o tym, żeby któregoś dnia on chciał do mnie wrócić. Bo przecież to był tak idealny związek, bo przecież byłam przy nim szczęśliwa, bo przecież ... (mogłam wymieniać bez końca). Od tego czasu minęły prawie dwa lata - kiedyś zauważałam nanosekundy bez niego, teraz już nawet nie umiem przypomnieć sobie daty rozstania. W moim życiu zmieniło się całe mnóstwo rzeczy (o których pewnie nie raz Wam pisałam). Zaczęłam poznawać przede wszystkim siebie, ale też odkrywać swoje pasje, rzeczy które sprawiają mi przyjemność. Wspominałam też wielokrotnie, że w tamtym związku nie potrafiłam patrzeć na swoje szczęście tylko na to czego on chciał i potrzebował, a moje radości były jakby przy okazji. Teraz wiem czego chcę, czego potrzebuję, umiem tego wymagać. Wprawdzie mój drugi związek od tamtej pory również nie przetrwał, ale za sukces uważam, że w odpowiednim momencie potrafiłam powiedzieć "stop". Ale do rzeczy... odpowiadając na pytanie z początku mojej wypowiedzi. Dosłownie kilka dni temu spotkałam mojego byłego na ulicy (pierwszy raz od 2 lat). Spodziewałam się, że moje serce zabije szybciej, nogi się pode mną ugną i zapomnę o bożym świecie marząc o filmowym namiętnym pocałunku. Tak się w sumie nie stało. Na chwilę moje serce zabiło mocniej, nie zaprzeczę. Ale poczułam raczej przyjemny sentyment, a nie tęsknotę. On wydawał się bardzo zaskoczony tym spotkaniem, stanęliśmy chwilę, porozmawialiśmy, po czym zaproponował mi kawę. Byłam po pracy więc w sumie czemu nie. Taka tam zwykła rozmowa. Jednak w którymś momencie on powiedział mi, że decyzja o rozstaniu to był jego największy błąd, który chciałby naprawić, gdyby tylko mógł. Nie wiem, czy to co wtedy poczułam to ulga, czy satysfakcja, że to nie ja się myliłam, to nie ja popełniłam błąd i to nie ja w konsekwencji tego żałuję. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała że nie wzbudziło to we mnie kompletnie żadnych emocji. W odpowiedzi powiedziałam, że rozumiem, że on tą decyzję odbiera teraz jako błąd natomiast bez urazy ale dla mnie to był wiatr w żagle i po bardzo ciężkim okresie nauczyłam się siebie i za to mu dziękuję, bo bez niego byłoby to niemożliwe. Mam za to nadzieję, że znajdzie to, czego szukał wtedy i czego szuka nadal. I wiecie co? Naprawdę mam taką nadzieję, życzę mu z ręką na sercu jak najlepiej. Teraz dopiero mogę to powiedzieć bez obawy o hipokryzję. Mogę Wam powiedzieć tak... nie było w tym spotkaniu emocji, których się spodziewałam, że będą. Ale teraz już na pewno sama przed sobą mogę przyznać - to była dobra decyzja. To spotkanie to dla mnie symboliczne zamknięcie rozdziału. Uwolniłam się od tego człowieka, od tego uczucia. Nie jest idealnie, nie osiągnęłam jakiegoś stanu perfekcji. Jest mi ze sobą dobrze i nad tym stanem cały czas pracuje. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że teraz wiem to na pewno. Wybaczyłam jemu i wybaczyłam sobie. Teraz dopiero mam wewnętrzną pewność, że to nie były i nie są puste słowa. Ściskam Was mocno! eM :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pytacie co u mnie, znalazłam wreszcie chwilę żeby odpowiedzieć. Co jakiś czas padają tu pytania pod tytułem "czy on kiedyś będzie chciał wrócić?" i zaraz po nich często odpowiedzi "nie, nigdy". Wchodzę na to forum co jakiś czas. Jest to jeden z wielu elementów, który pozwolił mi inaczej spojrzeć na siebie, związki, który pozwolił mi zacząć nowe życie. Wielokrotnie podkreślałam, że kubły zimnej wody, które tu dostałam, a z którymi początkowo walczyłam jak lwica pomogły mi zmienić podejście do życia. Dziękowałam Wam niejednokrotnie za cierpliwość i wszystkie konstruktywne uwagi. Jestem Wam naprawdę wdzięczna. Kiedy zakładałam to forum marzyłam o tym, żeby któregoś dnia on chciał do mnie wrócić. Bo przecież to był tak idealny związek, bo przecież byłam przy nim szczęśliwa, bo przecież ... (mogłam wymieniać bez końca). Od tego czasu minęły prawie dwa lata - kiedyś zauważałam nanosekundy bez niego, teraz już nawet nie umiem przypomnieć sobie daty rozstania. W moim życiu zmieniło się całe mnóstwo rzeczy (o których pewnie nie raz Wam pisałam). Zaczęłam poznawać przede wszystkim siebie, ale też odkrywać swoje pasje, rzeczy które sprawiają mi przyjemność. Wspominałam też wielokrotnie, że w tamtym związku nie potrafiłam patrzeć na swoje szczęście tylko na to czego on chciał i potrzebował, a moje radości były jakby przy okazji. Teraz wiem czego chcę, czego potrzebuję, umiem tego wymagać. Wprawdzie mój drugi związek od tamtej pory również nie przetrwał, ale za sukces uważam, że w odpowiednim momencie potrafiłam powiedzieć "stop". Ale do rzeczy... odpowiadając na pytanie z początku mojej wypowiedzi. Dosłownie kilka dni temu spotkałam mojego byłego na ulicy (pierwszy raz od 2 lat). Spodziewałam się, że moje serce zabije szybciej, nogi się pode mną ugną i zapomnę o bożym świecie marząc o filmowym namiętnym pocałunku. Tak się w sumie nie stało. Na chwilę moje serce zabiło mocniej, nie zaprzeczę. Ale poczułam raczej przyjemny sentyment, a nie tęsknotę. On wydawał się bardzo zaskoczony tym spotkaniem, stanęliśmy chwilę, porozmawialiśmy, po czym zaproponował mi kawę. Byłam po pracy więc w sumie czemu nie. Taka tam zwykła rozmowa. Jednak w którymś momencie on powiedział mi, że decyzja o rozstaniu to był jego największy błąd, który chciałby naprawić, gdyby tylko mógł. Nie wiem, czy to co wtedy poczułam to ulga, czy satysfakcja, że to nie ja się myliłam, to nie ja popełniłam błąd i to nie ja w konsekwencji tego żałuję. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała że nie wzbudziło to we mnie kompletnie żadnych emocji. W odpowiedzi powiedziałam, że rozumiem, że on tą decyzję odbiera teraz jako błąd natomiast bez urazy ale dla mnie to był wiatr w żagle i po bardzo ciężkim okresie nauczyłam się siebie i za to mu dziękuję, bo bez niego byłoby to niemożliwe. Mam za to nadzieję, że znajdzie to, czego szukał wtedy i czego szuka nadal. I wiecie co? Naprawdę mam taką nadzieję, życzę mu z ręką na sercu jak najlepiej. Teraz dopiero mogę to powiedzieć bez obawy o hipokryzję. Mogę Wam powiedzieć tak... nie było w tym spotkaniu emocji, których się spodziewałam, że będą. Ale teraz już na pewno sama przed sobą mogę przyznać - to była dobra decyzja. To spotkanie to dla mnie symboliczne zamknięcie rozdziału. Uwolniłam się od tego człowieka, od tego uczucia. Nie jest idealnie, nie osiągnęłam jakiegoś stanu perfekcji. Jest mi ze sobą dobrze i nad tym stanem cały czas pracuje. Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że teraz wiem to na pewno. Wybaczyłam jemu i wybaczyłam sobie. Teraz dopiero mam wewnętrzną pewność, że to nie były i nie są puste słowa. Ściskam Was mocno! eM :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×