Wczoraj w nocy dobierał się do mnie kolega mojego chłopaka.

Spotkaliśmy się w barze. Żalił się, że rozstał się z dziewczyną. Gdy już wychodziłam zaproponował, że odprowadzi mnie do domu, a raczej to stwierdził. Podczas tej odprowdzki chciał mnie pocałować, później zapraszał mnie do siebie. Nazwał mnie dziubkiem mówił, że mój chłopak jest szczęściarzem i takie tam. Byłam zszokowana tą sytuacją. Spędzaliśmy razem sylwestra, dość często się spotykaliśmy on z dziewczyną ja z chłopakiem i jeszcze z taka jedna para, a tu takie coś. O wszystkim powiedziałam swojemy chłopakowi. Kurde popieprzona sytuacja. Rozumiem, że był pijany i sfrustrowany, ale przegiął. Współczuje mu dzisiejszego moralniaka.

albo może nie ma moralniaka.

Po co z nim poszłaś na picie?

ja tam byłam z koleżanką. On tam przyszedł sam i się dosiadł. A jak go dobrze znam to dlaczego miałam z nim nie posiedzieć? Nie mogłam przewidzieć takiej sytuacji.

ale kicha... kolega - "kolega" twojego chłopaka to skończony doopek :)) pewnie się tłumaczył, że za dużo wypił itp.

nie wiem i pewnie długo się nie zobaczymy już w takim gronie jak zawsze. No powiem szczerze, że wstawiony był dość mocno. Nie wiem czy to pamięta. Ale prześwity na bank jakieś ma. Oby cierpiał mocno, może zmądrzeje.

ogólnie bardzo emocjonalnie do tego podchodze. Pierwsza taka sytuacja w moim życiu.