Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

wkropce1234

Jak uratować przyjaźń?

Polecane posty

Prawie trzy lata temu poznałam chłopaka, z którym pomimo zupełnego przeciwieństwa charakteru byliśmy dla siebie bratnimi duszami. Od razu znaleźliśmy wspólny język. Rozmawialiśmy codziennie, od popołudnia do późnego wieczora. Bardzo się do siebie przywiązaliśmy. Nasi rodzice bardzo "nas" lubili, jego mama uważała, że jestem jego ''aniołem stróżem'', ponieważ jest to typ chłopaka raczej lubiącego wyzwania, odważnego, z kolei ja jestem typem szarej myszki, dzięki której on czasami zwalniał. Nasza przyjaźń była bardzo intensywna, czasami zachowywaliśmy się może nawet jak para. Na początku naszej znajomości przyznał, że zaczepił mnie bo bardzo mu się spodobałam (on mi tak naprawdę również), ale postanowiliśmy, że za wcześnie na coś poważnego i stwierdziliśmy, że przyjaźń nam wystarczy. Jednak chwilami bardzo mnie onieśmielał swoją pewnością siebie. Czasami czułam się przy nim gorsza, chociaż często mnie chwalił, komplementował. Nie miałam odwagi patrzeć mu w oczy, gdy spotykał mnie na uczelni były takie momenty, że szukałam jakichś wymówek żeby nie zatrzymać się, bo bardzo wstydziłam się spotkania z nim. Kiedy potrzebowałam pomocy zawsze wyciągał pomocną dłoń, jednak ja bawiłam się w "zosię-samosię" przez co on zaczął myśleć, że zachowuje się jakbym uważała go za głupiego i chciała być od niego lepsza. Poza tym muszę przyznać, że momentami zachowywałam się jakbym była jego żoną, ponieważ denerwowało mnie kiedy rozmawiał z innymi dziewczynami (w szczególności z jedną, której kiedyś bardzo się podobał, jednak on ją odrzucił, bo nie chciał nic więcej i traktował tylko jak koleżankę), byłam troszeczkę obrażona i zazdrosna. Bałam się stracić przyjaciela, tym bardziej kiedy patrzyłam na to, jak rozmawia z dziewczyną, która próbowała zniszczyć naszą relację i wyraźnie zrobić mi na złość (ona za mną nie przepada). W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam mu kilka ostrych słów (konkretnie, że za bardzo przymila się do dziewczyn- mówiąc bardzo delikatnie). Dotknęło go to na tyle, że przez pewien czas przestał się do mnie odzywać. Wiedziałam, że go obraziłam, więc po kilku dniach napisałam, że trochę mnie poniosło, jednak chyba uraziłam jego męską dumę, ponieważ od tego momentu zaczął rozmawiać ze mną trochę inaczej niż zwykle. Później dowiedziałam się, że moja mama jest chora na raka. Bardzo się tym przejął i starał się pomóc, jednak po tamtym incydencie nie potrafił znowu rozmawiać ze mną tak jak dawniej. W końcu nadeszły wakacje i nagle nasz kontakt się urwał. Pod koniec wakacji spotkaliśmy się na domówce naszego wspólnego kolegi. W końcu podszedł do mnie (trochę pijany) i powiedział, że za mną tęsknił, ale bał się odezwać. Po dłuższej rozmowie pocałował mnie i musiałam wracać do domu. Nie wiem co mam o tej sytuacji myśleć, w szczególności, że nie był trzeźwy. Od tego momentu znowu zaczął ze mną rozmawiać, wydawało mi się, że wszystko będzie już w porządku, jednak on stwierdził, że przez te miesiące kiedy nie mieliśmy ze sobą kontaktu bardzo się zmieniłam. Że stałam się oschła, rozmawiam z nim jakby od niechcenia. Spoważniałam. Może trochę tak, ale było to spowodowane tym, że bardzo przeżywałam chorobę mojej mamy, w szczególności, że przez prawie rok byłam jej jedyną opiekunką, a jednak jestem bardzo młoda i było to dla mnie niezwykle trudne. Nie mogliśmy się jakoś dogadać, żeby było tak jak dawniej, chociaż oboje tego chcieliśmy, i nagle kontakt znowu się urwał i taka sytuacja utrzymuje się już prawie pół roku. Pomimo tego, że spotykamy się codziennie na uczelni, traktujemy siebie jak powietrze. Nie odzywamy się do siebie, nie witamy ze sobą, mijamy bez słowa. Nie pokłóciliśmy się, tylko po prostu nagle przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Na początku byłam na niego bardzo zła, zrzucałam całą winę na niego, że to on powinien się do mnie odzywać, a mnie ignoruje, jednak przecież ja robię dokładnie to samo. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że dziadek jest chory na raka, trzy miesiące temu zachorowała na raka również ciocia. Wszystko to bardzo odbiło się na mojej psychice. Pomimo tego, że mam znajomych i przyjaciół bardzo brakuje mi tego jednego, tej mojej drugiej połówki, dzięki której byłam kiedyś taka szczęśliwa. Nie wiem czy powinnam dać sobie z tym spokój i męczyć się z myślami, aż o nim w końcu zapomnę, czy spróbować jakoś podratować naszą relację. Nie chcę mieć wrogów i mijać kogoś udając że go nie znam, chociaż kiedyś była to jedna z najważniejszych dla mnie osób. Mówi się, że o prawdziwą przyjaźń nie trzeba walczyć, jednak w każdej przyjaźni trafiają się gorsze momenty, a w moim przypadku żadne z nas nie odzywa się, bo oboje jesteśmy uparci i wiem, że on nie chce się napraszać, a ja nie chcę odzywać się pierwsza bo zawsze wmawiano mi, że to chłopak powinien pierwszy zagadać. Co robić? Odezwać się do niego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Odezwij sie koniecznie!! Szkoda sie unosić dumą w takiej sytuacji..widać,że Wasza relacja to coś wyjątkowego,naprawde baardzo szkoda to zaprzepaścić. Potem moglibyście oboje długo żałować,sama napisałaś,że już żałujesz. Myślę,że on może boi sie do Ciebie teraz podejść,może faktycznie z jego strony to wygląda tak,ze Ty juz nie chcesz sie z nim widzieć..musisz go przekonać,że jest w błędzie i że Ci go brakuje,wyjaśnić,że to te wszystkie problemy rodzinne Cie tak przytłoczyły,powinien to zrozumieć..jak sie wstydzisz mu to wyznać prosto w oczy napisz list. Albo po prostu przełam sie i podejdź do niego z uśmiechem,powiedz cześć. I zobaczysz jak on zareaguje na to.. w ogóle myślę,że mogłoby być z tego coś więcej..napisałaś o nim,że jest Twoją drugą połówką ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×