Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kiki

Kiedy go poznalam, dopiero zobaczylam co to znaczy byc dobrym czlowiekiem,To prawda ze milosc zmienia.Moja historia

Polecane posty

Gość kiki

Forum jak forum, moze ktos przeczyta.Długie ale chyba warto. Dla tych,którzy nie wierzą w szczerą przemiane.

Zawsze myślalam ,że byłam dobra, ale to tylko mój narcyzm kazal mi tak myśleć. Jeśli robiłam coś dobrego to tylko wtedy,kiedy widziałam w tym konkretną korzyść teraz czy w przyszłości.Samo uwielbienie i podziw innych też mi wystarczał.Wiele razy oddawałam jakąś rzecz, która była mi zbedna, ale udawałam, ze to moja ostatnia i ulubiona.Lubiłam skupiać na sobie uwage manipulacją i kłamstwem, bo w tym co robilam nie bylo nic autentycznego,ale swietnie grałam.Wszyscy mówili o mnie, ze jestem taka dobrą dziewczyną, a ja w głowie ich wysmiewałam (no bo nie publicznie, bo zaraz by sie rozniosło, ze nie jestem taka sympatyczna). W sumie nie lubiłam ludzi ,patrzyłam do czego może mi sie ktos przydac.Trzymałam sie też z gorszymi,bo wiedzialam,że mnie sobą dowartosciują - zawsze to jakas korzysc.Z boku to wyglądało naprawde szlachetnie.Przyczyniłam sie takze bezposrednio do nieszczescia i smierci kilku osób.

4 Lata temu poznałam chłopaka. Pewnie nie zwrocilabym uwagi, gdyby nie to, że pośród wszystkich obecnych tylko on zarażał uśmiechem, chociaż był  w paskudnej sytuacji. To było nieprawdopodobne. I w dodatku...był rudy jak marchewka, a przy tym pewny siebie. Zainteresował mnie sobą. W pierwszym momencie wysmialam w duchu jego wyglad i ta pewnosc siebie.Zrobiłam jednak wyjatek i potraktowałam go na równi ze sobą (w duchu, bo zwykle  i tak działałam na pokaz). Do dzis mam za to wyrzuty sumienia.

Zaczelismy rozmawiać i...zaczarował mnie soba.Był ciepły, autentyczny i tak otwarty, ze wrecz zaczełam go odczuwac, jakby na innym poziomie. Zaczelismy tez telepatycznie odczytywac swoje myśli.Okazało sie także, ze od kilku lat wstecz mielismy bardzo podobne przezycia w tym samym czasie .To absurdalne, ale pomyśleliśmy ze to przeznaczenie.Znajomosc swietnie sie ukladała, on zechciał ze mna byc a jak to uslyszalam to podskoczylam ze szczescia!Szanował mnie i kochał za nic .. Doslownie za nic, bo nawet wygladu nie mialam.Szybko sie zareczylismy.Wykorzystałam swe umiejetnosci psychologiczne i hakerskie. Poznalam go na tyle, ze wiem, ze nie udawał,  teoretycznie byliśmy podobni do siebie ale różniliśmy sie. Ja wypadałam na niekorzyść.

I jakby mnie coś uderzyło...Nie tylko zapragnełam zmiany ale też bez zadnego wysilku,po prostu przez jego obecność zaczełam sie zmieniać.

Stałam sie empatyczna. Polubiłam,a nawet bezinteresownie pokochałam ludzi, otworzyłam sie na nich, stałam sie spójna i autentyczna. Wszystko co robie, jest z serca, stalam sie odwazna w wyrażaniu myśli.Czuje sie ze sobą dobrze, zaczelam lubic swiat i o wiele lepiej mi sie układa, jednak... tak bardzo mi go brakuje. Z tego powodu czuje taka pustke, ze czasem mam ochote sie zabić.Przy nim czułam sie soba, tesknilam w kazdej minucie i nie przerazał mnie fakt stałego zwiazku, nie musiałam udawać nikogo ani niczego.Przy innych chlopakach udawałam nie raz a przy nim nigdy, bo podobalo mi sie w nim wszystko. Mowie to calkiem szczerze.Poswiecil swoje szczescie ze wzgledu na mnie, a w koncu zycie i tego mu nie jestem w stanie wybaczyc. Jego smierc tak mnie zabolala, ze nie dalam rady pojsc na grób..dopiero po ponad roku od jego smierci.Do teraz, gdy mysle o nim i o tym co sie stalo lzy mimowilnie naplywaja do oczu. Mysle,ze juz nigdy nie doswiadcze tego uczucia. Kochalam go za to ze byl soba.Nie musial miec pieniedzy ani wygladu, jak inni z ktorymi sie spotykalam.Dzieki niemu zaczelam lepiej traktowac ludzi,moj poziom energii zyciowej wzrosl, ale co z tego skoro jego juz nie ma...Czasem mam nawet najgorsze mysli z tej tesknoty i pustki jaka zostawil.Mineły 2 lata i jedyne co złe mnie spotkało to własnie jego smierc. Tak to uczynil moje zycie o wiele lepszym.Po jego smierci odizolowalam sie od ludzi i wtedy poznalam prawde o sobie.Bolalo,ale dzis patrze  na to jakby z boku.. tak jakbym zostawila dawna siebie za soba, jakbym wyszła ze skorupy, nie moge uwierzyc ze kiedys bylam inna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Zawsze to powtarzam: wszystko jest po coś,  sztuka polega na tym, by zrozumieć to, co nas w zyciu spotyka, docenic ludzi, których los postawił na naszej drodze, byśmy zmieniali się na lepsze. Nie wszyscy to potrafią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1

No ładna historyjka :))) Na szczęście nie jest prawdziwa. Zdolności masz, pracuj dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mcx

kolejny sceptyk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1
35 minut temu, Gość mcx napisał:

kolejny sceptyk

To do mnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wniosek dla pań z tej historii: nie oceniaj książki po okładce.

Wniosek dla panów: Pewność siebie to podstawa.

Wniosek dla wszystkich: prawdziwa miłość czyni nas lepszymi ludźmi. Stąd właśnie uważam, że ci co zdradzają nie kochają prawdziwie.

Dobranoc!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1
8 minut temu, Narodowy napisał:

Wniosek dla wszystkich: prawdziwa miłość czyni nas lepszymi ludźmi. Stąd właśnie uważam, że ci co zdradzają nie kochają prawdziwie.

Dobranoc!

Może kochają prawdziwie ale są nieszczęśliwi w tej miłości ci co zdradzają, niektórzy. 

Dobranoc,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .,,.
1 minutę temu, Gość Sisia 1 napisał:

Może kochają prawdziwie ale są nieszczęśliwi w tej miłości ci co zdradzają, niektórzy. 

Dobranoc,

jak ci źle to się rozstań a nie zdradzasz kogoś kogo niby kochasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1
4 minuty temu, Gość .,,. napisał:

jak ci źle to się rozstań a nie zdradzasz kogoś kogo niby kochasz.

Pudło!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1
9 minut temu, Gość .,,. napisał:

jak ci źle to się rozstań a nie zdradzasz kogoś kogo niby kochasz.

A poza tym jak można tak od razu przywalić taki tekst, zakładać, że ktoś pisze o sobie i tym samym go oceniać?  Przepraszam ale to dosyć proste jest. Chodzi mi o to, że życie nie jest czarno-białe, szczególnie jak sie ma trochę wiecej lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ,..,
8 minut temu, Gość Sisia 1 napisał:

A poza tym jak można tak od razu przywalić taki tekst, zakładać, że ktoś pisze o sobie i tym samym go oceniać?  Przepraszam ale to dosyć proste jest. Chodzi mi o to, że życie nie jest czarno-białe, szczególnie jak sie ma trochę wiecej lat.

gdy kogoś naprawdę kochasz to nie chcesz tej osoby krzywdzić, pragniesz jego szczęścia, gdy zdradzasz to myślisz tylko o sobie samej. tym się różni prawdziwa miłość od niby-miłości którą doświadcza większość z was.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sisia 1

"Kochaj bliźniego swego jak siebie samego." Znasz to? Jesteś pewnie jeszcze bardzo młody Gościu, masz prawo do swoich ideałów. Doświadczaj prawdziwej miłości jako jeden z nielicznych chociaż. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Gość kiki napisał:

Forum jak forum, moze ktos przeczyta.Długie ale chyba warto. Dla tych,którzy nie wierzą w szczerą przemiane.

Zawsze myślalam ,że byłam dobra, ale to tylko mój narcyzm kazal mi tak myśleć. Jeśli robiłam coś dobrego to tylko wtedy,kiedy widziałam w tym konkretną korzyść teraz czy w przyszłości.Samo uwielbienie i podziw innych też mi wystarczał.Wiele razy oddawałam jakąś rzecz, która była mi zbedna, ale udawałam, ze to moja ostatnia i ulubiona.Lubiłam skupiać na sobie uwage manipulacją i kłamstwem, bo w tym co robilam nie bylo nic autentycznego,ale swietnie grałam.Wszyscy mówili o mnie, ze jestem taka dobrą dziewczyną, a ja w głowie ich wysmiewałam (no bo nie publicznie, bo zaraz by sie rozniosło, ze nie jestem taka sympatyczna). W sumie nie lubiłam ludzi ,patrzyłam do czego może mi sie ktos przydac.Trzymałam sie też z gorszymi,bo wiedzialam,że mnie sobą dowartosciują - zawsze to jakas korzysc.Z boku to wyglądało naprawde szlachetnie.Przyczyniłam sie takze bezposrednio do nieszczescia i smierci kilku osób.

4 Lata temu poznałam chłopaka. Pewnie nie zwrocilabym uwagi, gdyby nie to, że pośród wszystkich obecnych tylko on zarażał uśmiechem, chociaż był  w paskudnej sytuacji. To było nieprawdopodobne. I w dodatku...był rudy jak marchewka, a przy tym pewny siebie. Zainteresował mnie sobą. W pierwszym momencie wysmialam w duchu jego wyglad i ta pewnosc siebie.Zrobiłam jednak wyjatek i potraktowałam go na równi ze sobą (w duchu, bo zwykle  i tak działałam na pokaz). Do dzis mam za to wyrzuty sumienia.

Zaczelismy rozmawiać i...zaczarował mnie soba.Był ciepły, autentyczny i tak otwarty, ze wrecz zaczełam go odczuwac, jakby na innym poziomie. Zaczelismy tez telepatycznie odczytywac swoje myśli.Okazało sie także, ze od kilku lat wstecz mielismy bardzo podobne przezycia w tym samym czasie .To absurdalne, ale pomyśleliśmy ze to przeznaczenie.Znajomosc swietnie sie ukladała, on zechciał ze mna byc a jak to uslyszalam to podskoczylam ze szczescia!Szanował mnie i kochał za nic .. Doslownie za nic, bo nawet wygladu nie mialam.Szybko sie zareczylismy.Wykorzystałam swe umiejetnosci psychologiczne i hakerskie. Poznalam go na tyle, ze wiem, ze nie udawał,  teoretycznie byliśmy podobni do siebie ale różniliśmy sie. Ja wypadałam na niekorzyść.

I jakby mnie coś uderzyło...Nie tylko zapragnełam zmiany ale też bez zadnego wysilku,po prostu przez jego obecność zaczełam sie zmieniać.

Stałam sie empatyczna. Polubiłam,a nawet bezinteresownie pokochałam ludzi, otworzyłam sie na nich, stałam sie spójna i autentyczna. Wszystko co robie, jest z serca, stalam sie odwazna w wyrażaniu myśli.Czuje sie ze sobą dobrze, zaczelam lubic swiat i o wiele lepiej mi sie układa, jednak... tak bardzo mi go brakuje. Z tego powodu czuje taka pustke, ze czasem mam ochote sie zabić.Przy nim czułam sie soba, tesknilam w kazdej minucie i nie przerazał mnie fakt stałego zwiazku, nie musiałam udawać nikogo ani niczego.Przy innych chlopakach udawałam nie raz a przy nim nigdy, bo podobalo mi sie w nim wszystko. Mowie to calkiem szczerze.Poswiecil swoje szczescie ze wzgledu na mnie, a w koncu zycie i tego mu nie jestem w stanie wybaczyc. Jego smierc tak mnie zabolala, ze nie dalam rady pojsc na grób..dopiero po ponad roku od jego smierci.Do teraz, gdy mysle o nim i o tym co sie stalo lzy mimowilnie naplywaja do oczu. Mysle,ze juz nigdy nie doswiadcze tego uczucia. Kochalam go za to ze byl soba.Nie musial miec pieniedzy ani wygladu, jak inni z ktorymi sie spotykalam.Dzieki niemu zaczelam lepiej traktowac ludzi,moj poziom energii zyciowej wzrosl, ale co z tego skoro jego juz nie ma...Czasem mam nawet najgorsze mysli z tej tesknoty i pustki jaka zostawil.Mineły 2 lata i jedyne co złe mnie spotkało to własnie jego smierc. Tak to uczynil moje zycie o wiele lepszym.Po jego smierci odizolowalam sie od ludzi i wtedy poznalam prawde o sobie.Bolalo,ale dzis patrze  na to jakby z boku.. tak jakbym zostawila dawna siebie za soba, jakbym wyszła ze skorupy, nie moge uwierzyc ze kiedys bylam inna.

bo widzisz, poznałaś prawdziwego anioła i nawet o tym nie wiesz, czyli dostałaś znak od "stwórcy" że idziesz niewłaściwą drogą i droga została ci wskazana dzięki temu doświadczeniu. Teraz twoja kolej aby wskazywać droge innym. Sens życia to zrozumienie tego w jaki sposób błądzimy i aby przez błędy odnaleźć właściwą droge. Ty tego doświadczyłaś i ciesz się z tej interwencji "inteligentnego projektanta" tego co widzisz naokoło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×