Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość leżąca  na podłodze

Jak się podnieść w wieku 30 lat

Polecane posty

Gość Adam

Autorka to jakas wariatka albo to prowokacja. Jaka normalna kobieta po 30 ma problem z ulozeniem sobie zycia tylko jakas skonczona ...ak z przerostem ambicji. Jak jakas dziewczyna narzeka na brak pieniedzy i ze juz nie szaleje jak 20 latka to naprawde pokazuje jej nedze umyslowa. Autorko wez  porzdny rozbieg i walnij tym pustym lbem mocno o sciane moze  pomoze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mix

Na litość boską! Bolek i Adam... jeśli byłbym wierzący, to bym się za was modlił. A tak, to się wam oberwie...

Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jakim trzeba być człowiekiem, by marzyć o wojnie, czy kataklizmie... Znane są co prawda w historii takie przypadki, jeden nawet powiedział kiedyś, że każde pokolenie powinno przeżyć wojnę i wywołał najstraszniejszą z dotychczasowych, ale to był szaleniec, który w chwili upadku stwierdził również, iż skoro jego naród nie potrafił zwyciężyć, powinien zostać unicestwiony, w całości! Jesteś szaleńcem Bolek? Mam nadzieję, że nie. Myślę, że po prostu masz mgliste pojęcie o wojnie, szczęśliwie nie musiałeś jej doświadczyć, stąd też te Twoje dyrdymały. Twoje doświadczenie to najprędzej gry komputerowe, filmy i buńczuczne manifestacje ludzi, którym łatwo jest głosić wzniosłe hasła w czasach pokoju, a nie choćby jakakolwiek rzetelna wiedza o sprawach, które poruszasz z taką lekkością, na domiar złego jeszcze się tym szczycąc.

Wojna Bolek to ból i cierpienie w najstraszliwszej konfiguracji, a przywołana przez Ciebie selekcja naturalna, nijak się do tego ma. Gdzie byś się widział podczas takiej wojny? Na czele zwycięskiej armii?? Chłopaku, to nie gra, nie ma kilku żyć, nie będzie loadu i ponownej próby. Przeżywają tylko najlepsze i najsilniejsze jednostki?? To tak nie działa. Bardzo często z wojennej zawieruchy z życiem uchodzą tchórze, także wszelkiej maści kolaboranci i tylko oni wiedzą, jakich rzeczy musieli się dopuścić, aby ocalić skórę. A iluż z nich później chełpi się stworzoną na potrzeby dalszego życia, swoją bohaterską wojenną historią?! To ta Twoja elita, która winna przekazywać swoje geny?? A bohaterowie? Większość z nich to jednak pseudo bohaterowie i nie dane jest im dożyć końca tego szaleństwa, gdyż ich głowy nabite wzniosłymi hasłami przywódców, czynią z nich idealne maszyny, składające swoją ofiarę na ołtarzu światopoglądu, któremu służą. Ich groby przyozdabiane są orderami, ale ich już nie ma. Prawdziwi bohaterowie odchodzą cicho, wykazując się niesamowitym męstwem, odwagą, poświęceniem, a ich historia niesie się przez kolejne pokolenia, dzięki relacji ludzi, którzy byli świadkami ich czynów, choć często również bywa tak, że na zawsze pozostają anonimowi/ich czyny nieznane. Ci nieliczni, którzy przeżyją, zazwyczaj nie pchają się na pierwsze strony gazet, uważają się za zwykłych ludzi, którym po prostu przyszło żyć w strasznych czasach, przyszło znaleźć się w dramatycznej sytuacji i zrobili to co wg nich zrobić należało, postąpili tak, jak wg nich każdy postąpić powinien, choć w rzeczywistości nie stać by na to było 99% społeczeństwa. Nigdy nie spotkałem się, by którykolwiek z tych, którym udało się przeżyć i którzy zostali ujawnieni opinii publicznej, powiedział, że chciałby znów żyć w tak tragicznych czasach. Bo wojna Bolek, to koszmar. I mnóstwo nauki przed Tobą, jeśli chciałbyś zrozumieć, czym jest wojna. Czytaj, ale nie wspomnienia wojskowych, wyprodukowanych, by wysyłać armie w bój, czytaj wspomnienia zwykłych ludzi, którzy przeżyli wojnę, to poznasz jej prawdziwe oblicze. Dowiedz się czegoś o piekle dziewięciuset dni oblężenia Leningradu, gdzie matki musiały decydować, które swoje dziecko nakarmić, by mogło żyć, a które skazać na śmierć, by później je... zjeść, podtrzymując życie pozostałych członków rodziny. Czytaj wspomnienia, czy też powieści zwykłych żołnierzy, którym udało się przeżyć i po wojnie opisać rzeczy, których byli świadkami, jak np. Hans Helmut Kirst. Sięgnij do psychiatrii i psychologii, byś dowiedział się, jakie spustoszenia w psychice pozostawia wojna, nawet u tych twardych, wydawałoby się, jednostek i jak później wygląda ich życie, ile trwa powrót do normalności.

Mógłbym jeszcze długo pisać, ale nie będę za Ciebie odrabiać Twojej pracy - jeśli oczywiście się jej podejmiesz. A gdy to jednak uczynisz, to głęboko wierzę, że już nigdy nie pokusisz się, by pisać podobne brednie. 

O kataklizmach nie będę już tu pisać. Za to na koniec wspomnę o Twoim, jak i Adama całkowitym, śmiem twierdzić także chorym, braku empatii. Jak można tak żyć? Za kogo się uważacie, by lżyć ludzi, którzy dzielą się tu swoimi problemami, z nadzieją uzyskania pomocy, bądź też po prostu poczucia ulgi, wynikającej z wyrzucenia z siebie tych przykrych ciężarów?! To jest NIELUDZKIE. Jak chcecie funkcjonować w życiu, być podporą w trudnych chwilach, dla najbliższych wam osób? Kopiąc ich po jajach i tłukąc nimi o ścianę?? Szkoda słów. I jeszcze Bolek nawet zrobiłeś sobie avatar papę smurfa...  Tę bajkę też powinieneś obejrzeć, by zrozumieć, jak bardzo do Ciebie on nie pasuje, samozwańczy mądry bohaterze.

Po jaką cholerę w ogóle tu wchodzicie, jak słusznie zauważyła Monika?? Pastwić się? Krwi wam trzeba? Skoro potraficie, nawet nie konstruktywnie krytykować, a jedynie bezmyślnie ubliżać, skoro większość tu, to ludzie, którzy tak bardzo wam nie odpowiadają, to jaki sens ma wasza tu obecność? Jeśli nie lubilibyście np. Chińczyków, przesiadywalibyście w chińskim pubie, w chińskiej dzielnicy?? To po prostu głupie. Tylko wasza anonimowość pozwala wam na taki cyrk, anonimowość w połączeniu z jakimiś psychicznymi problemami, choć w swoich własnych oczach jesteście przecież tacy super, tacy mądrzy, inteligentni i życiowo zaradni. Śmiem wątpić, by wasze życie było tak wartościowe, jak próbujecie to tu przedstawić. Trudno. Mam nadzieję, że będzie z wami tylko lepiej i większość ludzi, którzy mają szczególnie z Tobą styczność Bolek, przestanie na Ciebie reagować alergicznie. Swoją drogą... tyle osób się myli? Myśl Bolku, myśl.

Pozdrawiam

Michał

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adam

W twarz tak samo bym ci powiedziel ze ta dziewczyna to jakas pusta wariatka rozumiem jeszcze jakas 20 latke ale dorosla kobieta no moj boze. To sa fakty kazda normalnie myslaca osoba mysli podobnie ja za to nie musze sie kryc w zyciu tak samo mowie ludziom ze sa .*ebnieci jesli zachowuja sie jak dzieci. A ta durna pannica i jej ogromne problemy to mnie smiesza. Kobieta ktora ma 30 lat cale zycie przed soba rozpacza ze facet ja zdradzil no moj boze mentalna 15 latka. Ludzie dorosnijcie troche. Kobieta 30 letnia ma cale zycie przed soba jest pelno facetow ale no tak juz nie dostanie rozkapryszona *uwniara swojego wymarzonego krolewicza i nie wie jak zyc. Takie osoby to tylko lac po gebie az zmadrzeja i dorosna. No tak niektorzy choruja na raka maja wypadki problemy ze zdrowiem umiera im rodzina ale najwiekszy problem tej rozkapryszonej damy to ze ja facet zostawil no tak na swiecie jest tylko 3 miliardy innych facetow no to ma problem nie do rozwiazania 😄 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mix

Adam,

Skoro wiesz, że nie pomożesz tej Kobiecie, a wręcz przeciwnie, to po co w ogóle zabierasz tu głos? Jak sądzisz, wstrząśniesz Ją i oprzytomnieje, czy jeszcze bardziej pogrążysz? Pomijając całą tę przykrą sytuację, masz do czynienia z Kobietą i pewnych rzeczy po prostu nie przystoi robić facetowi! Co Ona Ci zawiniła,  że Ją krzywdzisz?? Czy rozumiesz kobiety? Wiesz, co odczuwają, szczególnie będąc już w pewnym wieku, w określonych sytuacjach? Czy kobieta myśli typowo logicznie, jak facet, czy myśli uczuciami? Czytałeś w ogóle uważnie, co pisała? Jak długo już trwa w tym stanie niemocy? Myślisz, że wszystko jest takie proste? Że życie jest czarno - białe, a na wszystko są gotowe, proste rozwiązania, które na każdego działają tak samo?? Ty też depresję leczyłbyś pasem?

Człowieku! zamilknij...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Adam

Jakim pasem to bylo tylko takie wyrazenie ze za glupote nalezy bic tutaj to mentalnie ludzie sa na pozimie 5 latkow. Jakbym mial kazdego bic za glupote to by mi 10 zyc nie starczylo 🙂 Nikogo nie krzywdze mowie ze trzeba sie wziasc za siebie a  nie rozduchiwac wydumane problemy ludzie naprawde maja duzo wieksze problemy niz jakies niespelnione romanse 😄 Co wy wszyscy tu macie mentalnie po 12 lat?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
34 minuty temu, Gość Adam napisał:

Jakim pasem to bylo tylko takie wyrazenie ze za glupote nalezy bic tutaj to mentalnie ludzie sa na pozimie 5 latkow. Jakbym mial kazdego bic za glupote to by mi 10 zyc nie starczylo 🙂 Nikogo nie krzywdze mowie ze trzeba sie wziasc za siebie a  nie rozduchiwac wydumane problemy ludzie naprawde maja duzo wieksze problemy niz jakies niespelnione romanse 😄 Co wy wszyscy tu macie mentalnie po 12 lat?

Glupote- wedlug Twojej subiektywnej i niekoniecznie zgodnej z rzeczywistoscia opinii ( zapomniales dodac) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
Dnia 3.03.2019 o 21:21, Gość Człowiek nikt napisał:

Ja sam od 9 lat nie potrafię się podnieść, więc nic konstruktywnego nie potrafię napisać. 😞 Mam 32 lata i przegrałem życie. 

Co sie stalo 9 lat temu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Ja uważam, ze Bolek i Adam maja racje, Monika dupowlaz. Był watek o tobie wczoraj, ze na kolacje chętnego szukasz, myślisz,ze męża tu znajdziesz włazisz w dupę każdemu.Ja ciebie bym nie chciał, brak ci zdania swojego. Michał udaje macho ma ochotę   na  babę.w internatach chce znaleźć, co nikt Michalku  ciebie nie chce. Wszyscy wy duuupy wołowe jesteście, życiowe ofermy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosv

Niedojdy podnoszą drugie niedojdy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc.
20 godzin temu, Gość Mix napisał:

Witaj, witajcie,

Choć podoba mi się to, co napisał Alek, może to być dobrym pocieszeniem, próbą dostrzeżenia plusów w ciężkiej sytuacji, ja jednak chciałbym, byś zarówno Ty, jak i inne osoby, w podobnym położeniu, spojrzały nieco inaczej na pewne sprawy.

Przerażający brak perspektyw, bezsens życia, możliwe, że idącą z tym w parze postępująca depresja, załamanie, z tego co tu czytam, wynika u Was przede wszystkim z samotności, braku odwzajemnionej miłości. Wydaje się to oczywiste, zważywszy na to, że zakochany człowiek rozkwita, dostrzega we wszystkim sens, wszystko staje się możliwe i wszystko się chce.

Czy jest to jedyna droga do szczęścia? Czy musi istnieć ta druga połówka, by życie nabrało kolorów? Na pewno tak jest łatwiej, nawet można powiedzieć szybciej, ale czy jest to trwałe? Czy ludzie w związkach, gdy opadnie już magia chemii, nie przeżywają rozterek, nie miewają problemów w związku, nie kłócą się, nie zaczynają żyć, przystając na różne niegodziwości partnerów, nie pozostają razem tylko że względu na dzieci, lub też w końcu nie rozstają się, dłużej nie mogąc znieść tak strasznego życia? To wszystko się dzieje, dylematy, tragedie, wszystkie te smutne historie, których mnóstwo zostało opisanych, choćby na tym forum.

Czym więc jest miłość? Oczywiście, najprościej można  powiedzieć, że jest wspaniałym uczuciem dwojga ludzi. Celowo pomijam tu miłość nieodwzajemnioną i inne, gdyż chodzi tu o tę konkretną, nadającą sens życiu.

Czym jeszcze? Czy można powiedzieć, że miłość to wolność? Ktoś powie, że miłość, to jakiś rodzaj zniewolenia wobec drugiej osoby, kochasz i zrobisz dla tej miłości wszystko, ale to oznaczałoby przecież, że miłość nas ogranicza. A przecież miłość jednak uskrzydla, daje, a nie zabiera. Można by tu długo pisać.

Ja zdecydowanie uważam, że miłość, to wolność. Gdy u jednego z partnerów zaczyna przybierać złą formę, czy to poprzez chorą zazdrość, czy poprzez zdominowanie drugiej połówki w inny sposób, przestaje być miłością piękną, a staje się toksyczną. Uczucie umiera z każdym dniem, aż do całkowitego upadku, co niekoniecznie oznacza od razu rozstanie, ale życie i tak już jest drogą przez mękę.

Czy zatem można coś zrobić, by było dobrze, by związek był trwały i szczęśliwy?

Ja jestem zdania, że punktem wyjścia musimy być my sami. Trzeba nauczyć się szczęśliwie żyć samemu ze sobą, pokochać siebie. Ty, tu i teraz, jesteś, naucz się cieszyć, być szczęśliwym człowiekiem, bez względu na to, czy jesteś w związku, czy nie. Życie jest piękne, jest tyle osób, miejsc, rzeczy i dosłownie wszystkiego, co na Ciebie czeka, co poznasz, zobaczysz, poczujesz. Bądź radosnym człowiekiem, życzliwym i przyjaznym, niczego nie zazdrość, pomagaj, uśmiechaj się do ludzi w najprostszych sytuacjach. Szybko przekonasz się, jakie to cudowne uczucie - czuć się dobrze ze sobą. Zaczną się dziać rzeczy niemal magiczne, ludzie będą do Ciebie lgnąć, nawet obcy. Poznasz kilka niesamowitych, niby oczywistych, choć dotychczas jakoś omijających Cię, praw, m.in. że dobro zawsze powraca, że gdy człowiek staje się radosny, szczęśliwy, przyjazny wobec ludzi, to wszystko zaczyna mu sprzyjać, świat zaczyna grać z nim do jednej bramki. To coś niesamowitego, ale to działa. Ja nie od razu to pojąłem, nawet chyba nie jest to możliwe. Gdy moje życie wywróciło się do góry nogami w wieku przeszło trzydziestu lat, byłem załamany, podobnie jak Ty teraz. Szukałem na oślep drogi, miałem mnóstwo pretensji do całego świata i do siebie, było bardzo źle. Nie zdawałem sobie sprawy, że odpowiedź na wszystko jest we mnie samym. Trafiłem na ciekawy artykuł, wróciłem do niego raz, drugi, dużo myślałem, wątpiłem, pytałem, szukałem odpowiedzi. Sam nie wiem, kiedy zacząłem wierzyć w to, czego się dowiadywałem, kiedy zacząłem po prostu wierzyć w siebie i dobrze się ze sobą czuć. Krok po kroku, życie stawało się znośniejsze,  coraz to lepsze i lepsze, piękniejsze... Pokochałem to życie i siebie w nim i było już dobrze, spokojnie i radośnie. Nie szukałem ukochanej, po prostu żyłem szczęśliwie sam, poznawałem kolejnych ludzi w sytuacjach, o które bym się nigdy wcześniej nie posądził, że w ogóle byłbym do nich zdolny. Ale nie miałem już zahamowań, nikogo przecież nie krzywdziłem, byłem szczęśliwy i zarażałem innych swoją radością. A upływający czas pokazał mi, że nie tylko leczy rany, nie tylko uszczęśliwia mnie każdego dnia, a właściwie, że sam już wiem, jak szczęśliwie żyć, upływający czas pokazał mi, że w życiu można zakochać się więcej niż jeden raz.

Zakochałem się i obdarowałem miłością wspaniałą kobietę. Miałem świadomość swojego szczęścia, że jest mi dobrze samemu i to właśnie ta świadomość sprawiła, że mogłem i chciałem podzielić się tym moim szczęściem z drugim człowiekiem.

Nie wiem, jak potoczy się moje życie, nadal popełniam błędy, ale jest dobrze, bardzo dobrze, patrząc na moje wcześniejsze lata. Kocham, wierzę i ufam, niczego nie chcąc narzucać, bo miłość to właśnie wolność. Ale wiem też, że cokolwiek się wydarzy, będę szczęśliwym człowiekiem, bo może wielu nie spodoba się to, co teraz napiszę, ale nie uzależniam swojego szczęścia od nikogo, od drugiej, choćby najukochańszej osoby. Przede wszystkim jestem szczęśliwy ze sobą i nie ma w tym żadnej sprzeczności.

Kiedyś jednym z moich ulubionych cytatów były słowa pewnego księdza: "Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem, możemy latać tylko wtedy, gdy obejmujemy drugiego człowieka." Nazywa się Bruno Ferrero i choć nadal bardzo lubię tę piękna myśl, jakże odmiennie dziś pojmuję jej sens.

Pozdrawiam Ciebie autorko wątku, jak również pozostałych uczestników rozmowy i życzę Wam odnalezienia własnej drogi.

P.S.

Próbowałem się streścić... 😉

Krócej powinno być tak nie uzależniaj swojego szczęścia od innych ludzi  . 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
57 minut temu, Gość Gosc napisał:

Ja uważam, ze Bolek i Adam maja racje, Monika dupowlaz. Był watek o tobie wczoraj, ze na kolacje chętnego szukasz, myślisz,ze męża tu znajdziesz włazisz w dupę każdemu.Ja ciebie bym nie chciał, brak ci zdania swojego. Michał udaje macho ma ochotę   na  babę.w internatach chce znaleźć, co nikt Michalku  ciebie nie chce. Wszyscy wy duuupy wołowe jesteście, życiowe ofermy. 

Tak?

Nic mi na ten temat nie wiadomo, ze kogos szukam, ani o tym watku o ktorym mowisz :)

Ze co ja mysle? haha :) Skad mozesz wiedziec co ja mysle?

Ty bys mnie nie chcial.. noo ok :D 

Ale nie jest to w kregu moich zainteresowan, kto by mnie chcial a kto nie. Skad wogle wpadles na ten pomysl,ze mnie to bedzie interesowac ? :)

Widze, ze masz sklonnosc do wypowiadania sie za innych - piszesz swoje opinie w liczbie mnogiej.

Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotna mamaew
21 godzin temu, Gość Mix napisał:

Witaj, witajcie,

Choć podoba mi się to, co napisał Alek, może to być dobrym pocieszeniem, próbą dostrzeżenia plusów w ciężkiej sytuacji, ja jednak chciałbym, byś zarówno Ty, jak i inne osoby, w podobnym położeniu, spojrzały nieco inaczej na pewne sprawy.

Przerażający brak perspektyw, bezsens życia, możliwe, że idącą z tym w parze postępująca depresja, załamanie, z tego co tu czytam, wynika u Was przede wszystkim z samotności, braku odwzajemnionej miłości. Wydaje się to oczywiste, zważywszy na to, że zakochany człowiek rozkwita, dostrzega we wszystkim sens, wszystko staje się możliwe i wszystko się chce.

Czy jest to jedyna droga do szczęścia? Czy musi istnieć ta druga połówka, by życie nabrało kolorów? Na pewno tak jest łatwiej, nawet można powiedzieć szybciej, ale czy jest to trwałe? Czy ludzie w związkach, gdy opadnie już magia chemii, nie przeżywają rozterek, nie miewają problemów w związku, nie kłócą się, nie zaczynają żyć, przystając na różne niegodziwości partnerów, nie pozostają razem tylko że względu na dzieci, lub też w końcu nie rozstają się, dłużej nie mogąc znieść tak strasznego życia? To wszystko się dzieje, dylematy, tragedie, wszystkie te smutne historie, których mnóstwo zostało opisanych, choćby na tym forum.

Czym więc jest miłość? Oczywiście, najprościej można  powiedzieć, że jest wspaniałym uczuciem dwojga ludzi. Celowo pomijam tu miłość nieodwzajemnioną i inne, gdyż chodzi tu o tę konkretną, nadającą sens życiu.

Czym jeszcze? Czy można powiedzieć, że miłość to wolność? Ktoś powie, że miłość, to jakiś rodzaj zniewolenia wobec drugiej osoby, kochasz i zrobisz dla tej miłości wszystko, ale to oznaczałoby przecież, że miłość nas ogranicza. A przecież miłość jednak uskrzydla, daje, a nie zabiera. Można by tu długo pisać.

Ja zdecydowanie uważam, że miłość, to wolność. Gdy u jednego z partnerów zaczyna przybierać złą formę, czy to poprzez chorą zazdrość, czy poprzez zdominowanie drugiej połówki w inny sposób, przestaje być miłością piękną, a staje się toksyczną. Uczucie umiera z każdym dniem, aż do całkowitego upadku, co niekoniecznie oznacza od razu rozstanie, ale życie i tak już jest drogą przez mękę.

Czy zatem można coś zrobić, by było dobrze, by związek był trwały i szczęśliwy?

Ja jestem zdania, że punktem wyjścia musimy być my sami. Trzeba nauczyć się szczęśliwie żyć samemu ze sobą, pokochać siebie. Ty, tu i teraz, jesteś, naucz się cieszyć, być szczęśliwym człowiekiem, bez względu na to, czy jesteś w związku, czy nie. Życie jest piękne, jest tyle osób, miejsc, rzeczy i dosłownie wszystkiego, co na Ciebie czeka, co poznasz, zobaczysz, poczujesz. Bądź radosnym człowiekiem, życzliwym i przyjaznym, niczego nie zazdrość, pomagaj, uśmiechaj się do ludzi w najprostszych sytuacjach. Szybko przekonasz się, jakie to cudowne uczucie - czuć się dobrze ze sobą. Zaczną się dziać rzeczy niemal magiczne, ludzie będą do Ciebie lgnąć, nawet obcy. Poznasz kilka niesamowitych, niby oczywistych, choć dotychczas jakoś omijających Cię, praw, m.in. że dobro zawsze powraca, że gdy człowiek staje się radosny, szczęśliwy, przyjazny wobec ludzi, to wszystko zaczyna mu sprzyjać, świat zaczyna grać z nim do jednej bramki. To coś niesamowitego, ale to działa. Ja nie od razu to pojąłem, nawet chyba nie jest to możliwe. Gdy moje życie wywróciło się do góry nogami w wieku przeszło trzydziestu lat, byłem załamany, podobnie jak Ty teraz. Szukałem na oślep drogi, miałem mnóstwo pretensji do całego świata i do siebie, było bardzo źle. Nie zdawałem sobie sprawy, że odpowiedź na wszystko jest we mnie samym. Trafiłem na ciekawy artykuł, wróciłem do niego raz, drugi, dużo myślałem, wątpiłem, pytałem, szukałem odpowiedzi. Sam nie wiem, kiedy zacząłem wierzyć w to, czego się dowiadywałem, kiedy zacząłem po prostu wierzyć w siebie i dobrze się ze sobą czuć. Krok po kroku, życie stawało się znośniejsze,  coraz to lepsze i lepsze, piękniejsze... Pokochałem to życie i siebie w nim i było już dobrze, spokojnie i radośnie. Nie szukałem ukochanej, po prostu żyłem szczęśliwie sam, poznawałem kolejnych ludzi w sytuacjach, o które bym się nigdy wcześniej nie posądził, że w ogóle byłbym do nich zdolny. Ale nie miałem już zahamowań, nikogo przecież nie krzywdziłem, byłem szczęśliwy i zarażałem innych swoją radością. A upływający czas pokazał mi, że nie tylko leczy rany, nie tylko uszczęśliwia mnie każdego dnia, a właściwie, że sam już wiem, jak szczęśliwie żyć, upływający czas pokazał mi, że w życiu można zakochać się więcej niż jeden raz.

Zakochałem się i obdarowałem miłością wspaniałą kobietę. Miałem świadomość swojego szczęścia, że jest mi dobrze samemu i to właśnie ta świadomość sprawiła, że mogłem i chciałem podzielić się tym moim szczęściem z drugim człowiekiem.

Nie wiem, jak potoczy się moje życie, nadal popełniam błędy, ale jest dobrze, bardzo dobrze, patrząc na moje wcześniejsze lata. Kocham, wierzę i ufam, niczego nie chcąc narzucać, bo miłość to właśnie wolność. Ale wiem też, że cokolwiek się wydarzy, będę szczęśliwym człowiekiem, bo może wielu nie spodoba się to, co teraz napiszę, ale nie uzależniam swojego szczęścia od nikogo, od drugiej, choćby najukochańszej osoby. Przede wszystkim jestem szczęśliwy ze sobą i nie ma w tym żadnej sprzeczności.

Kiedyś jednym z moich ulubionych cytatów były słowa pewnego księdza: "Wszyscy jesteśmy aniołami z jednym skrzydłem, możemy latać tylko wtedy, gdy obejmujemy drugiego człowieka." Nazywa się Bruno Ferrero i choć nadal bardzo lubię tę piękna myśl, jakże odmiennie dziś pojmuję jej sens.

Pozdrawiam Ciebie autorko wątku, jak również pozostałych uczestników rozmowy i życzę Wam odnalezienia własnej drogi.

P.S.

Próbowałem się streścić... 😉

Pięknie napisałeś. Dziękuję Ci z całego serca. Postaram się naprawić i odzyskać wiarę w siebie i zawalczyć o szczęście. Moje. Bo będąc szczęśliwą matką, podaruję szczęście mojemu dziecku. Dziękuję, bo zapomniałam że kiedyś byłam szczęśliwa właśnie sama ze sobą. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hana

podłączam się pod temat i będę tu często zaglądać, chce czytać jak sobie radzicie, czy zaszły u Was jakieś zmiany ku lepszemu, itd...

mix, mega inteligentny facet... wow... Twoja kobieta jest szczęściarą...

dziękuję pozostałym za supermiłe odpowiedzi, to budujące.... dodaje trochę otuchy, trochę nadziei...

ja grubo po 30stce, 10 lat na psychotropach i nic. mój facet leży teraz obok mnie. związek szczęścia nie daje, druga osoba nie może dać szczęścia, szczęście jest w głowie... tylko jak je uwolnić kiedy nie masz perspektyw i wiesz, że nic nie ma sensu, a rano brakuje siły by w ogóle wyjść z łóżka... powracająca myśl żeby po prostu zniknąć i poczuć ulgę...

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mniejsze zło

Autorce nie potrzebny psychiatra tylko prawdziwy przyjaciel, niestety to jak trafić 6 w totka w obecnych czasach egoizmu i wyrachowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mix

Hana, ja zaczynałem dzień od porannego zaklęcia. Z trudem zwalałem się z łóżka, podchodziłem do okna, chwilę patrzyłem, po czym... witałem się z dniem 🙂 Dosłownie moje zaklęcie brzmiało: "To będzie piękny dzień. Witaj piękny dniu." Uśmiech sam pojawiał się na twarzy, co prawda początkowo, bo cała ta sytuacja była dla mnie po prostu komiczna, ale z czasem uśmiechałem się już, bo wierzyłem, że ten dzień naprawdę taki będzie. Do dziś mi się to zdarza, szczególnie, gdy wiem, że mam przed sobą, jak mi się wydaje, ciężki dzień. Poprawa nastroju, nastawienia, optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Zdumiewające, a jednak to działa. Polecam. Później praktykowałem również żegnanie dnia, wraz z małym podsumowaniem tego, co się wydarzyło. I wiesz co? Zawsze było coś dobrego do powiedzenia.

Pozdrawiam

Michał

P.S.

Dziękuję Wam za miłe słowa, cieszę się, że mogę pomóc.

A do Gość Gosc, który próbował mnie zdyskredytować... uśmiałem się... że niby ja - macho. Sprawdź w słowniku, to zrozumiesz. Tak w ogóle, to jeśli w końcu przeczytasz moje wiadomości, przekonasz się, jakie bzdury nawypisywałeś. A czytanie w myślach jest błędem poznawczym, Twoim, nie Moniki 😉 Powinieneś przeprosić.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Ty pierdoła niezła, nie macho.ktoś ciebie chce czy tu szukasz kandydatki. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Taka ...piiierddollla, która szuka poklasku wśród chorych na głowę bab. Ty wiesz o tym doskonale i ile się da  słodzi niedowartościowany Michałek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
1 godzinę temu, Gość Gosc napisał:

Taka ...piiierddollla, która szuka poklasku wśród chorych na głowę bab. Ty wiesz o tym doskonale i ile się da  słodzi niedowartościowany Michałek.

Tak sie wlasnie zastanwialam wczoraj po tym poscie...

Co sie stalo z obecnym pokoleniem, ze zwykla uprzejmosc i "nie bycie chamskim" porownuja do "slodzenia" "wlazenia w dupe" itp.

Moim zdaniem nazywa sie to kultura osobista.

Idac tokiem Waszego (tych atakujacych) myslenia:

Jesli uprzejmosc dla osobnikow plci meskiej oznacza szukanie meza, to bycie milym dla kobiet oznacza,ze szukam zony (?)

Otoz nie, bez wzgledu na plec staram sie szanowac ludzi.

I wspolczuje tym, ktorzy musza doszukiwac sie w normalnym podejsciu do czlowieka drugiego dna, bo najwidoczniej oznacza to,ze otaczaja ich INTERESOWNI  ludzie.

I to co piszecie (te epitety) mnie smuca, ale ze wzgledu na Was.

Pozdrawiam serdecznie pomimo to.

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Monika
22 minuty temu, Bolek napisał:

Poprzez "wojnę i kataklizm" ( może też być atak zombie) rozumiem sytuację gdzie ludzie muszą  przez dłuższy okres współpracować ze sobą by przeżyć, muszą być twardzi i działać

To sie udaje najsilniejszym, a tak naprawde PRZYPADKOWYM ludziom.

Poczytaj wspomnienia wojenne: o przezyciu prawie zawsze decydowal przypadek ( badz czyjas bezinteresowna pomoc),a nie jakis czyn bohaterski. Takie rzeczy to na filmach :)

Zreszta ludzie,ktorzy przezyli wojne i komunizm czesto mowia, ze TERAZ sa najgorsze czasy, bo kiedys ludzie sie wspierali nawzajem, byli dla siebie zyczliwsi i latwiej bylo przetrwac wiedzac, ze jest na kogo liczyc.

Dzis czlowiek czlowieka w lyzce wody utopi...

Rodzi sie mniej dzieci niz podczas wojny oraz jest wieksza ilosc samobojstw - wiec niekoniecznie jest pomimo braku wojny tak rozowo...

Zreszta czlowiek przetrwa wszystko, jesli druga osoba w odpowiedniej chwili bedzie potrafila go podtrzymac, w dzisiejszych czasach coraz mniej takich osob.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szaarrriikkk

Monika pisze mondrze ja moja pszyszla zona,ciekawe czy wie to i Ona...hehe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mix

Witajcie,

Bolek,

1. Dla ludzi najważniejsze są ich problemy, ewentualnie problemy ich bliskich, a nie problemy powszechnie uważane za poważne. To normalne, muszą się z nimi mierzyć, by jakoś funkcjonować. Jedni radzą sobie lepiej, drudzy gorzej, bo ludzie się od siebie różnią. Ty podchodzisz do sprawy trochę jak w sytuacji, gdy dziecko zwraca się do rodzica z problemem, na co rodzic mówi, że taki problem, to nie problem, ludzie maja większe i żyją itd. Nic dobrego nie wyniknie z takiego podejścia, złego zaś cała masa.

2. Wyobraź sobie ludzi jako łańcuch, gdzie poszczególne ogniwa, to konkretne osoby. Każdy łańcuch zaś jest tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. Różnica między nami jest taka, że Ty usuwałbyś słabe ogniwa, a ja chcę je naprawiać tak, by nie przerwać łańcucha. Usuniesz jedno najsłabsze, ale później znów któreś będzie najsłabsze, znów usuniesz itd. itd. Do czego to doprowadzi? Nawet jeśli zostaną same super ogniwa, to czy aby łańcuch nie będzie już za krótki, by spełniać swoją rolę?

3. Uważam, że Twój problem to przede wszystkim brak współczucia, delikatności itd., czyli mówiąc krótko: niewyparzony język. Czytałem kilka wątków, w których uczestniczyłeś i szczerze powiem, że z częścią Twoich wypowiedzi, jeśli nie całkowicie, to w większości się zgadzam. Tylko ten Twój rażący, ordynarny język zniechęca, by powiedzieć o Tobie cokolwiek dobrego. Po co to? Przecież Twoje przesłania o wiele lepiej, skuteczniej dotrą i do większej liczby osób, jeśli będziesz formułował je w sposób kulturalny, nie obrażając rozmówcy, z którym akurat się nie zgadzasz. Może warto? Przemyśl to sobie.

 

Gość Gosc,

1. Cieszę się, że zajrzałeś do słownika i coś w tej Twojej głowie pozostanie po naszym spotkaniu. Szkoda, że nadal nie przeczytałeś do końca moich wcześniejszych wiadomości. Trudno. Przykro mi także, że masz problemy z kobietami i gdy tylko dostrzeżesz, że ktoś ich nie ma, nawet jeśli dostrzeżona przez Ciebie przyczyna zainteresowania jest Twoją projekcją, a nie rzeczywistością, MUSISZ rozpocząć swoją krucjatę. Tak tych problemów nie rozwiążesz, jeszcze bardziej do siebie zniechęcasz.

2. A to zdrabnianie mojego imienia? Czujesz się wtedy starszy/dojrzalszy, ode mnie? Tak na oko jestem gdzieś w wieku Twoich rodziców, może ciut młodszy. Wyobraź sobie teraz, że rozmawiasz w realu z kolegą swojego ojca, nie zgadzasz się z nim itd. i co? Zaczynasz zwracać się do niego, zdrabniając jego imię? A co jeśli byłbyś świadkiem takiej sytuacji? Co byś pomyślał o chłopaku, który tak mówi? Rozumiesz już, dlaczego może mnie to jedynie śmieszyć? Ach ten internet. I Ty mówisz, że to ja się dowartościowuję... 😉

3. W zasadzie to trochę szkoda mi czasu na rozmowę z kimś takim jak Ty. Naprostowywać na siłę? Po co? Weź zachowaj sobie ten wątek, przeczytaj za kilkanaście lat, gdy trochę pożyjesz, przeżyjesz, dojrzejesz i obyś coś wtedy zrozumiał, bo jeśli nie, oznaczać to będzie, że mentalnie (ulubione słowo Adama 😉) pozostałeś w dzisiejszych czasach.

 

Monika,

Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

Chłopaków też.

A teraz kończmy te pogaduchy nie na temat, bo nie o tym jest ten wątek i nie my go założyliśmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zachwiany

Monika to fajna babka i mądra

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Viola

Myślę, że pomoże CI Pani psychiatra lub psycholog. Warto się udać do psychoterapeuty i mimo, że terapia może trwać długo to mimo to warto. Ja chodziłam do SpessMedica  w Piotrkowie Trybunalskim i jestem bardzo zadowolona, bo już wyszłam z tego. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×