Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Kaśka

Chciałabym trochę pobiadolić

Polecane posty

Gość Kaśka

Cześć! Mam na imię Kaśka (dobrze wiecie, że się tak nie nazywam) i mam 34 lata (naprawdę tyle mam).

Całkowicie straciłam kontrolę nad swoim życiem i chwytam się już desperacko wszystkiego, żeby tylko choć trochę się ogarnąć.

Zjadł mnie stres, pożarł w całości i nawet nie wiem, czy jest jeszcze co zbierać. Zaczęło się oczywiście od faceta, tego najbardziej niewłaściwego i wszystko zaczęło się sypać.

Faceta już nie ma a mi od dwóch lat (tak właśnie) dokuczają blizny, niepewności i bardzo niskie poczucie własnej wartości. Część z Was na pewno wie, jak ciężko jest żyć kompletnie nie wierząc w siebie. Jak ciężki jest każdy dzień gdy nie możesz patrzeć w lustro, jak trudno jest pracować myśląc, że do niczego się nie nadajesz.

Próbowałam wielu rzeczy, rozmów, cholernych kartek z zaletami, książek, dystansu, psychologów, tabletek - nic nie działa.

Pewnej siebie, super "Kaśki" już nie ma, umarła, a ta nowa nie umie się narodzić. Dopiero zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, że muszę się zbudować na nowo. Jeszcze nie umiem się z nią rozstać.

Piszę bo zwyczajnie chciałam sobie pobiadolić. Bo ciężko jest mi przyznać się przed innymi jak cholernie mi źle i jak bardzo sobie nie radzę.

Chętnie posłucham Waszych historii "ku światłości". Chętnie usłyszę, że z tego gówna da się wyjść. Pomóżcie mi proszę......

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Kaśka, ze wszystkiego da się wyjść. Czasem szybciej czasem niestety dłużej to trwa. Zawsze jest co zbierać. Nie musisz się śpieszyć ale próbuj, by każdego dnia było chociaż trochę lepiej. Nie poddawaj się. Weź się w garść. Jesteś silna. Nawet nie wiesz, jak bardzo silna jesteś i ile potrafisz. Raczej nikt chętnie nie będzie opisywał tego, z czym sobie w końcu poradził. Nikt nie chce wracać myślami nawet do tego, co było dołujące. Zapewniam Cię jednak, że ze wszystkiego się wychodzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem psychologiem, ale mogę podpowiedzieć co mi pomagało.
Przez wiele lat moim polem do osiągania małych sukcesów, które też cieszą, była praca. W moim przypadku usługi, więc kontakt z ludźmi i każdy zadowolony klient poprawiał mi na jakiś czas samopoczucie. Nawet nie zarobione pieniądze, ale właśnie zadowoleni z mojej pracy ludzie.
Jakiś rok temu pewna kobieta poradziła mi abym spróbował aktywności fizycznej.
To był strzał w dziesiątkę !
Najpierw bieganie, zaczynałem od 5 minut, a udało się dojść do godziny truchtania, lub ponad godziny gry w piłkę.
Pompki, zaczynałem od 5, bo więcej nie dałem rady, a powoli coraz więcej, aż teraz to 25-30 w jednej serii.
Do tego dieta i schudłem ponad 15kg.

Te wszystkie małe sukcesy dały mi wielki komfort psychiczny. Dopiero wtedy stawiłem czoło prawdziwym problemom, które były przyczyną złego samopoczucia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Magia Rozmowy
9 godzin temu, Gość Kaśka napisał:

Cześć! Mam na imię Kaśka (dobrze wiecie, że się tak nie nazywam) i mam 34 lata (naprawdę tyle mam).

Całkowicie straciłam kontrolę nad swoim życiem i chwytam się już desperacko wszystkiego, żeby tylko choć trochę się ogarnąć.

Zjadł mnie stres, pożarł w całości i nawet nie wiem, czy jest jeszcze co zbierać. Zaczęło się oczywiście od faceta, tego najbardziej niewłaściwego i wszystko zaczęło się sypać.

Faceta już nie ma a mi od dwóch lat (tak właśnie) dokuczają blizny, niepewności i bardzo niskie poczucie własnej wartości. Część z Was na pewno wie, jak ciężko jest żyć kompletnie nie wierząc w siebie. Jak ciężki jest każdy dzień gdy nie możesz patrzeć w lustro, jak trudno jest pracować myśląc, że do niczego się nie nadajesz.

Próbowałam wielu rzeczy, rozmów, cholernych kartek z zaletami, książek, dystansu, psychologów, tabletek - nic nie działa.

Pewnej siebie, super "Kaśki" już nie ma, umarła, a ta nowa nie umie się narodzić. Dopiero zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, że muszę się zbudować na nowo. Jeszcze nie umiem się z nią rozstać.

Piszę bo zwyczajnie chciałam sobie pobiadolić. Bo ciężko jest mi przyznać się przed innymi jak cholernie mi źle i jak bardzo sobie nie radzę.

Chętnie posłucham Waszych historii "ku światłości". Chętnie usłyszę, że z tego gówna da się wyjść. Pomóżcie mi proszę......

 

Pogadam z tobą na gadu. Podaj lub zrób numer. Po prostu musisz sobie coś uświadomić, co zajmuje czasu i rozmowy "od serca". Podaje ci ręke i piłka  teraz po twojej stronie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fenix

Tylko Najświętsza Maria może tobie pomóc, jak tylko poprosisz ją w tej sprawie to chętnie napełni twe serce nadzieją. Zabierze ci wszystkie troski, zatrwożenia i depresje a wszystko co było złe, zamieni w dobro.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hener

Autorka zniknęła widać.... po co temat zakłada i go nie sprawdza?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×