Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Gość gość

Czy jest coś o co macie żal do rodziców?

Polecane posty

Gość gość

Ja mam żal do ojca, że mówił do mnie brzydko bez większego powodu, zjechało mi to poczucie własnej wartości, matka nie interesowała się zbytnio by z dzieckiem własnym porozmawiać, tak jakby uważali że dzieci i ryby głosu nie mają. Uczyli pokory i służalczości, sami są niepewni siebie i niezbyt wiele w życiu osiągnęli i mam wrażenie że nie zrobili nic bym ją skończyła lepiej. Nie cisnęli brata do nauki, nie ma nawet matury. Ja poszłam na studia bo chciałam, ale też w nosie mieli co wybrałam, czy to się opłaca, czy w ogóle będzie po tym zarobek. Do matki mam żal że myślała że wystarczy micha i ciuchy od czasu do czasu a rozmawiać z dzieckiem to chore i głupie. Byłam samotnym dzieckiem, a potem cholernie samotna młodą dziewczyną.

Jak po studiach zaczęłam pracę to dostrzegłam też jak słabe jest to, że materialnie nic mi nie dali, nawet głupiej kawalerki, taka pomoc jest ogromna dla dziecka na start .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Do tego matka miała nerwicę i darła się na nas dużo. Miała problemy z psychiką też i dalej ma. Jest bardzo wierząca ale aż tak że można ją nazwać zakutym łbem. Starsznie mnie cisnęła na wiarę, w efekcie mam ochotę w ogóle tym czasem cisnąć jak widzę jaki to typ człowieka przyciąga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

O to,że żyli kiedys ponad stan, a teraz nie mają za co żyć. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

O to ze za dziecka lała mnie cienkim kablem, w sumie to za nic,była furiatką i wszystko ją wkurzało. A teraz ze jest na maksa,książkowym przykładem toksycznej matki. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Do ojca o zostawienie rodziny

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Awa

U mnie było podobnie. Zero rozmowy, zero przyjaźni z matką. Dopiero teraz widzę jak patologiczną relacje miałam w domu. Bicie za nic. Darcie ryja z byle powodu. Nie było żadnej rozmowy tylko zaraz brali pasa i bili. A byłam grzecznym spokojnym dzieckiem. Nie imprezowałam, nie ćpałam, nie puszczałam się. Raz dostałam porządne lanie kablem bo nie powiedziałam matce o zebraniu w szkole, o którym nie wiedziałam bo kilka dni nie było mnie w szkole, a po przyjściu nikt mi nie powiedział. Matka się dowiedziała przypadkiem bo spotkała matkę koleżanki z klasy i tamta jej powiedziała o tym zebraniu. Matka weszła do domu, zaraz wzięła kabel i zaczęła mnie bić. Zero rozmowy, nic, w ogóle nie wiedziałam o co chodzi.... Może dlatego teraz nie chce mieć dzieci. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miły gość
 

Jak po studiach zaczęłam pracę to dostrzegłam też jak słabe jest to, że materialnie nic mi nie dali, nawet głupiej kawalerki, taka pomoc jest ogromna dla dziecka na start .

No tak bo kawalerkę można kupić za grosze i dać dzieciom.  Straszne te twoje gorzkie żale 😐

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Ja mam żal do nich, że mieli potężny majątek, a wszystko przejedli. I mają emerytury grubo poniżej minimalnej, bo nie wypracowali odpowiedniej ilości lat. Za młodu hulaj dusza i nie myślmy o przyszłości, a teraj łojejej dzieci pomóżcie. Zamiast oszczędzać na własne dzieci muszę im pomagać. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Loczek

Ja mam żal też o to, że nie mieli ze mną za bardzo kontaktu, jak była rozmowa to brzmiała tak:

- Jak było w szkole? 

- Ok

- Dostałaś jakąś ocenę?

- Nie

I koniec rozmowy. Teraz mam z nimi słabą relację. Nieraz mnie bili pasem po dupie albo kablem, bo byłam „niegrzeczna”. Mam kompleksy, bo tata ze mnie żartował, że mam wysokie czoło albo śmiał się, że mi wulkan wyrósł na czole, gdy miałam pryszcza. Mama komentowała, „jesteś za chuda” albo „ale ci się przytyło”, ubrania moje też ciagle komentowała. Zmuszała mnie do chodzenia do kościoła i jak kiedyś byłam bardzo wierząca to przez przymus mi się odmieniło i niby wierzę, ale do kościoła mnie nie ciągnie za bardzo. Żal mi, że rodzice często się kłóciły, w domu były krzyki, nerwy i stresogenna atmosfera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niska

O brak pomocy przy wnukach.miesskaja blisko,są na emeryturze,zdrowi.nudza się w bloku,nie wiedzą co ze sobą robić.nie potrafią zaproponować pomocy raz na ruski rok ,coś w stylu" dziecko co dziś robicie? Może przyjedziemy dziś do wnuków a wy wreszcie z mężem wyjdziecie sobie wreszcie sami razem z domu"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ulumulu

Do rodziców że nie przejmowali się za bardzo moim losem. Nie kupowali mi praktycznie żadnych ubrań.. wszystko co nosiłem to były takie podrzutki od rodziny po ich dzieciach. Czasami chodziłem w bieliźnie siostry bo mi brakowało, to samo ze skarpetkami czesto różowymi. Dziurawe buty. Czesto nie było nic do jedzenia. Przed szkołą nie było śniadań ani do szkoły czyli siedziałem w szkole głodny tak że łeb mnie bolał praktycznie codziennie więc w szkole ledwo przechodziłem z klasy do klasy. Do tego alkohol w domu i jeszcze wiele wiele więcej. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Greg
 

O brak pomocy przy wnukach.miesskaja blisko,są na emeryturze,zdrowi.nudza się w bloku,nie wiedzą co ze sobą robić.nie potrafią zaproponować pomocy raz na ruski rok ,coś w stylu" dziecko co dziś robicie? Może przyjedziemy dziś do wnuków a wy wreszcie z mężem wyjdziecie sobie wreszcie sami razem z domu"...

A ty się pytasz rodziców jak spędzają dni i czy niczego nie potrzebują ? Choćby rozmowy z własnym dzieckiem 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lola30

Widzę ze jest tu masa podobnych historii do mojej. Darcie ryja za byle co, zaniedbanie emocjonalne i do tego wielka „wiara”. Masakra...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Miałam żal do taty, że upijał się codziennie kilkanaście lat. Pod byle pretekstem bił mnie paskiem. Kiedyś nie poszłam do szkoły, bo nie mogłam usiąść na tyłku (skóra była bordowo-sina). Nigdy nie czułam się kochana. Wówczas uważałam, że lepiej traktuje się naszego psa. Nie pamiętam, by któreś z rodziców wzięło mnie na kolana, przytuliło, powiedziało coś miłego, pochwaliło. W domu nie czułam ciepła, serdeczności. Nie mogłam mieć własnego zdania. Nikt mnie nie słuchał. Nie było ze mną żadnych problemów, ale nawet jako osiemnastolatka najpóźniej o 21 musiałam być w domu. Gdy wyszłam za mąż, też wtrącali się do wszystkiego. Zmuszali do chodzenia na msze św. Może dlatego jestem marną katoliczką. Obecnie z mężem mamy własne mieszkanie. Niczego nam nie brakuje. Dziecko wychowuję zupełnie inaczej, niż robili to moi rodzice.

Nie ma we mnie pewności siebie, jestem zbyt emocjonalna, ale bardzo lubiana. Mam fajnych przyjaciół. Tacie już dawno wybaczyłam. Nie rozmawiamy na tematy z przeszłości. On i tak nie zrozumie, że mnie krzywdził wyzwiskami, biciem i ciągłą niepewnością, o której wróci pijany, nieprzespanymi nocami. Alkoholizm to przecież choroba. Jako dziecko tego nie rozumiałam. Z mamą mam bardzo dobre relacje. Gdy byłam w potrzebie dużo mi pomogła. Zawsze mogę na nią liczyć. Kocham ich oboje i chcę by jak najdłużej żyli. Nie warto mieć w sobie nienawiść, czy żal. To rujnuje psychikę. Ja nie potrafię być asertywna i nosić urazę. Ale nic na siłę. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SjsjanN
 

O brak pomocy przy wnukach.miesskaja blisko,są na emeryturze,zdrowi.nudza się w bloku,nie wiedzą co ze sobą robić.nie potrafią zaproponować pomocy raz na ruski rok ,coś w stylu" dziecko co dziś robicie? Może przyjedziemy dziś do wnuków a wy wreszcie z mężem wyjdziecie sobie wreszcie sami razem z domu"...

A te dzieci, to własny ojciec ci zrobił? Bo opieki to można wymagać od ojca dziecka, a nie dziadków. Dziadkowie swoje dzieci odchowali. Rozkapryszona i roszczeniowa gówniara, jak nie jesteś w stanie zająć się własnymi goowniakami, to po co je robiłaś. Ludzie tutaj piszą o traumach, którzy zafundowali im rodzice w dzieciństwie, a Ty o braku pomocy przy bombelkach, typowa madka. Myślisz, że starsi ludzie mają siłę uganiać się za banda, często rozwydrzonych, goowniakow i pilnować, żeby się nie pozabijały?? Jak potrzebujesz pomocy, to sama ładnie poproś, nie sądzę, że odmówią, aczkolwiek mają do tego pełne prawo. A nie ksiezniczka żąda, że będą do niej wydzwaniać i oferować pomoc, bo ma dzieci...zalosne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Awa
 

Do rodziców że nie przejmowali się za bardzo moim losem. Nie kupowali mi praktycznie żadnych ubrań.. wszystko co nosiłem to były takie podrzutki od rodziny po ich dzieciach. Czasami chodziłem w bieliźnie siostry bo mi brakowało, to samo ze skarpetkami czesto różowymi. Dziurawe buty. Czesto nie było nic do jedzenia. Przed szkołą nie było śniadań ani do szkoły czyli siedziałem w szkole głodny tak że łeb mnie bolał praktycznie codziennie więc w szkole ledwo przechodziłem z klasy do klasy. Do tego alkohol w domu i jeszcze wiele wiele więcej. 

Współczuję. U mnie akurat jedzenia nie brakowało. Ale ubrań też mi nie kupowali. Miałam kilka ciuchów na krzyż i w tym chodziłam na zmianę. Straszne miałam kompleksy z tego powodu. Często nie wiedziałam w co się ubrać do szkoły, bo aż mi głupio było non stop w tym samym. Kiedyś matka powiedziała: albo jeść albo się ubierać... Czułam się gorsza. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

Może i by się coś znalazło ale tak ich kochałam, że nie rozpamietuje.   Zmarli młodo i mimo upływu lat wciąż brak. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Poostuch
 

Współczuję. U mnie akurat jedzenia nie brakowało. Ale ubrań też mi nie kupowali. Miałam kilka ciuchów na krzyż i w tym chodziłam na zmianę. Straszne miałam kompleksy z tego powodu. Często nie wiedziałam w co się ubrać do szkoły, bo aż mi głupio było non stop w tym samym. Kiedyś matka powiedziała: albo jeść albo się ubierać... Czułam się gorsza. 

Z ciuchami i u mnie była bieda. A jeszcze miałam pecha i w gimnazjum uczyłam się z masą dziewczyn, które miały bogatych rodziców, ciuszki tylko firmowe, najnowsze fasony. Jedna rzuciła kiedyś do mnie tekstem "ty to do sklepów po ciuchy nie chodzisz, nie?" Albo"wiesz, tak się zastanawiamy, czy masz tylko jedne spodnie, bo ciągle w nich chodzisz". Do dziś to pamiętam. Ale nie mam o to żalu do rodziców, dali ile mogli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

mam zal ze utrzymuja ze mna znikomy kontakt. dopiero po wyprowadzce z domu rodzinnego uswiadomilam sobie jak oschle byly nasze relacje. a teraz jesli ja nie zadzwonie, nie zapytam co u nich to nie byloby kontaktu w ogole. mama interesuje sie tylko przed swietami, urodzinami i to wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Awa
 

Z ciuchami i u mnie była bieda. A jeszcze miałam pecha i w gimnazjum uczyłam się z masą dziewczyn, które miały bogatych rodziców, ciuszki tylko firmowe, najnowsze fasony. Jedna rzuciła kiedyś do mnie tekstem "ty to do sklepów po ciuchy nie chodzisz, nie?" Albo"wiesz, tak się zastanawiamy, czy masz tylko jedne spodnie, bo ciągle w nich chodzisz". Do dziś to pamiętam. Ale nie mam o to żalu do rodziców, dali ile mogli

Ja jestem starszy rocznik. Jeszcze wtedy nie było takiego parcia na ubrania firmowe jak potem. Ja też zazdrościłam koleżankom z klasy tego że po prostu co jakiś czas miały coś nowego na sobie, nieważne czy firmowe czy nie, nie patrzyłam na to. A ja ciągle w tym samym, ale nikt się wtedy nie wyśmiewał z tego. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Fafifaraj

Moi rodzice sie w ogole nie interesowali mna i chyba to poczucie wiecznej samotności mnie dobijalo. Na szczęście mialam bardzo fajnych-jeszcze przedwojennych dziadkow. Oni byli super. Wypelniali na codzien te pustke emocjonalną po rodzicach. Moj tata niedawno mi mowil - a mam juz ponad 40 lat ze "w tamtych czasach" to dzieci sie traktowalo i wychowywalo jak takie psy na podwórku. Jak byly,biegaly to nikt nie zwracal na nich uwagi. I on rowniez tak mnie traktowal. Chyba ze cos przeskrobalam to przestawalam hyc przezroczysta. Tata walil reka na odlew w twarz a mama kablem od grzałki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Ciekawe o co wasze dzieci będą miały żal do was... Wiem, wiem pewnie o nic 😛 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poza PL

Nie mam zalu, juz dawno o tym zapomnialam.

Trudno by ludzie ktorzy sami byli kalekami emocjonalnymi wiedzieli jak dac dziecku milosc i poczucie bezpieczenstwa. Czasy byly inne i swiadomosc spoleczna czy wiedza o psychicznym i emocjonalnym rozwoju dzieci inne, czyli zerowe.

Pielegnowanie w sobie zalu i zrzucanie na rdzicow wszelkich niepowodzen w doroslym zyciu w niczym nie pomoze. Mozna to przerobic, zrozumiec dlaczego tak postepujemy i myslimy, skad sie to wzielo i.. wyciagnac lekcje, zmienic swoje zycie.

Rozpamietywanie przeszlosci nic nie da poza fustracja. Trzeba patrzec do przodu ,a nie do tylu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zhnsns
 

Ja jestem starszy rocznik. Jeszcze wtedy nie było takiego parcia na ubrania firmowe jak potem. Ja też zazdrościłam koleżankom z klasy tego że po prostu co jakiś czas miały coś nowego na sobie, nieważne czy firmowe czy nie, nie patrzyłam na to. A ja ciągle w tym samym, ale nikt się wtedy nie wyśmiewał z tego. 

Ja mam 30 lat, to było 17 lat temu, a już były takie chamskie zachowania

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Awa
 

Ja mam 30 lat, to było 17 lat temu, a już były takie chamskie zachowania

Ja mam prawie 36 lat. Wtedy nie było jeszcze takiego materializmu, parcia na markowe ubrania, przynajmniej w mojej szkole. Nie wiem, może w innych szkołach było inaczej. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosciowa
 

Nie mam zalu, juz dawno o tym zapomnialam.

Trudno by ludzie ktorzy sami byli kalekami emocjonalnymi wiedzieli jak dac dziecku milosc i poczucie bezpieczenstwa. Czasy byly inne i swiadomosc spoleczna czy wiedza o psychicznym i emocjonalnym rozwoju dzieci inne, czyli zerowe.

Pielegnowanie w sobie zalu i zrzucanie na rdzicow wszelkich niepowodzen w doroslym zyciu w niczym nie pomoze. Mozna to przerobic, zrozumiec dlaczego tak postepujemy i myslimy, skad sie to wzielo i.. wyciagnac lekcje, zmienic swoje zycie.

Rozpamietywanie przeszlosci nic nie da poza fustracja. Trzeba patrzec do przodu ,a nie do tylu.

Wiesz co? Patrząc na historie tu opisywane mozna dojsc do wniosku ze cale tamto pokolenie rodzicow mialo taki problem. Nie potrafilo stworzyc wezi z dziecmi,krzywdzili je emocjonalnie.

Czy my jako pokolenie robimy wszystko dobrze? Dzisiaj spedzilam kilka godzin w przychodni z dzieckiem i przyglądałam sie dzieciom i rodzicom...no bo jak sie siedzi kilka godzin w jednym miejscu to co mozna robic. I powiem tak:ze na kazda reakcje dziecka odpowiedzia byl telefon z bajkami. Dzieci w wieku od 1roku do kilkunastu lat mialy przystawione telefony. Wystarczylo ze ktores z tych mniejszych dzieci zaplakalo albo okazalo zniecierpliwienie to rodzice od razu telefon im przed oczy. Jakby zadnemu dziecku nie wolno bylo sie rozplakac, znudzic,pokrzyczec. Mala dziewczynka wyszla z gabinetu z placzem -miala tam jakas procedurę metjdyczna przeprowadzona. Po wyjsciu z gabinetu nikt tego dziecka nie zapytal jak sie ma albo zeby opowiedzialo jak sie czuje , czy co tam bylo. W 4 sekundy po wyjaciu podstawiono ku telefon komorkowy z jutubowa bajka i mowiono do niego "cicho cicho nie placz. Patrz tu na bajke". Ewidentnie bylo wodac ze to dziecko chcialo sie wyzalic -opowiedziec historie z gabinetu...ale nikt temu dziecku nie dal przestrzeni do opowiedzenia o tym.

 

W calej tej poczekalni siedziy male zombie wpatrzone w telefonyw podtrzymywane przez ich rodzicow. Zdazam do tego ze sami realizujemy schemat naszegso pokolenia jako rodzicow jednocześnie dziwiac sie i wypominajac tutaj na forum historie sprzed 30 lat ktore wtedy tez byly schematem pokoleniowym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

O to że zniszczyli mi  szansę na normalny dom. Są alkocholikami było bicie i picie. Gdy mialam 5 lat trafilam do domu opiekunczego, zwodzili mnie 5 lat, co rusz chodząc na terapię aby mnie "odzyskac" .Po tych 5 latach już im się odwidzialo A ja straciłam szansę na nową rodzine bo już 10 latki nikt nie chciał .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ffqewf

Mam żal do mamy że jednocześnie wobec dzieci była apodyktyczna i toksyczna a jej własna postawa życiowa to wieczne martwienie się jak ją inni ocenią (takie specyficzne połączenie egocentryzmy ("wszyscy się mną interesują") i samokrytycyzmu ("wszyscy są ode mnie lepsi, wszyscy są gotowi mnie oceniać")) oraz żenująca podatność na manipulacje (jak powie rząd, tak jest, choćby zdrowy rozsądek zaprzeczał, straszna niechęć do pozyskania wiedzy pochodzącej z obiektywnych faktów i do wnioskowania logicznego, strach przed decyzjami ale i krytykowanie czyichś decyzji).

Za najważniejsze do przekazania nam, córkom, uważała, żebyśmy nie miały żadnych partnerów życiowych a jeśli już, to w późnym wieku i idealnych, i najlepiej żebyśmy nie miały dzieci a nie daj boże dwoje. Właściwie to powinnyśmy mieszkać zawsze z mamą, tudzież znikąd wyczarować od razu dom, gdzie zamieszkamy wszyscy razem. Jednocześnie mogła pokazać nam jak się do czegoś dochodzi w życiu, ale wolała narzekać.

Oczywiście, każdy ma swoje wady, nie musimy być idealni, zaradni, i umieć znakomicie wychować dzieci. Tylko że moja mama tak toksycznie wpływała np na moją siostrę, że ona jest samotna w wieku 32 lat i bezdzietna, i bez dużych szans na zmianę. Tymczasem jeszcze niedawno mama bardzo chwaliła tę moją siostrę, że krytykuje innych (np kolejnego "chłopaka" za wszystko, jak leci (włącznie z tym, co jest jej samej wadą).

Uważam, że mama jest winna sytuacji osobistej mojej siostry.

(Ja to podobna, ale mniej skrajna historia. Pamiętam jak w wieku 32 lat urodziłam pierwsze dziecko. Tak ze trzy lata później mama NAJWAŻNIEJSZE co uważała że powinna mi powiedzieć, to było żebym pod żadnym pozorem nie miała drugiego dziecka. Właściwie nie wiem dlaczego mi to mówiła, i dlaczego to tak ważne. Dziecko zdrowe, inteligentne, kształcące, się, warunki średnie ale rodzice dziecka (my) pracujący i z własnym miejscem do życia...

I jeszcze coś... Mama ma brata a on syna-jedynaka. Ten syn ma 36 lat. Mieszka z ojcem, nie ma znajomych, matka odeszła. Synek ma za to codziennie śniadanie i kolację robione przez ojca. Jakaś partnerka, samodzielne mieszkanie? Niemożliwe. Przecież DZIECI, i osoby o mentalności nastolatków, nie żyją jeszcze samodzielnie.)

 

Przepraszam niektóre z was, że zestawiam mój problem rodzinny, jakieś błędne wzorce, z w wielu przypadkach naprawdę strasznymi sprawami, na przykład jak zamknięcie dziecku drogi do przysposobienia przez kochającą rodzinę.

Myślę jednak, że widać różnicę a że temat nie dotyczy tylko spraw najbardziej dramatycznych, to napisałam co mi leży na sercu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Emotion
 

Mam żal do mamy że jednocześnie wobec dzieci była apodyktyczna i toksyczna a jej własna postawa życiowa to wieczne martwienie się jak ją inni ocenią (takie specyficzne połączenie egocentryzmy ("wszyscy się mną interesują") i samokrytycyzmu ("wszyscy są ode mnie lepsi, wszyscy są gotowi mnie oceniać")) oraz żenująca podatność na manipulacje (jak powie rząd, tak jest, choćby zdrowy rozsądek zaprzeczał, straszna niechęć do pozyskania wiedzy pochodzącej z obiektywnych faktów i do wnioskowania logicznego, strach przed decyzjami ale i krytykowanie czyichś decyzji).

Za najważniejsze do przekazania nam, córkom, uważała, żebyśmy nie miały żadnych partnerów życiowych a jeśli już, to w późnym wieku i idealnych, i najlepiej żebyśmy nie miały dzieci a nie daj boże dwoje. Właściwie to powinnyśmy mieszkać zawsze z mamą, tudzież znikąd wyczarować od razu dom, gdzie zamieszkamy wszyscy razem. Jednocześnie mogła pokazać nam jak się do czegoś dochodzi w życiu, ale wolała narzekać.

Oczywiście, każdy ma swoje wady, nie musimy być idealni, zaradni, i umieć znakomicie wychować dzieci. Tylko że moja mama tak toksycznie wpływała np na moją siostrę, że ona jest samotna w wieku 32 lat i bezdzietna, i bez dużych szans na zmianę. Tymczasem jeszcze niedawno mama bardzo chwaliła tę moją siostrę, że krytykuje innych (np kolejnego "chłopaka" za wszystko, jak leci (włącznie z tym, co jest jej samej wadą).

Uważam, że mama jest winna sytuacji osobistej mojej siostry.

(Ja to podobna, ale mniej skrajna historia. Pamiętam jak w wieku 32 lat urodziłam pierwsze dziecko. Tak ze trzy lata później mama NAJWAŻNIEJSZE co uważała że powinna mi powiedzieć, to było żebym pod żadnym pozorem nie miała drugiego dziecka. Właściwie nie wiem dlaczego mi to mówiła, i dlaczego to tak ważne. Dziecko zdrowe, inteligentne, kształcące, się, warunki średnie ale rodzice dziecka (my) pracujący i z własnym miejscem do życia...

I jeszcze coś... Mama ma brata a on syna-jedynaka. Ten syn ma 36 lat. Mieszka z ojcem, nie ma znajomych, matka odeszła. Synek ma za to codziennie śniadanie i kolację robione przez ojca. Jakaś partnerka, samodzielne mieszkanie? Niemożliwe. Przecież DZIECI, i osoby o mentalności nastolatków, nie żyją jeszcze samodzielnie.)

 

Przepraszam niektóre z was, że zestawiam mój problem rodzinny, jakieś błędne wzorce, z w wielu przypadkach naprawdę strasznymi sprawami, na przykład jak zamknięcie dziecku drogi do przysposobienia przez kochającą rodzinę.

Myślę jednak, że widać różnicę a że temat nie dotyczy tylko spraw najbardziej dramatycznych, to napisałam co mi leży na sercu.

Mysle ze Twoja mam mowila Ci abys nie miala 2 dzieci dlatego ze sama miala wiecej niz jedno i pewnie bylo to dla niej zbyt trudne.

Mozliwe tez ze zaluje ze miala dzieci bo nie zrealizowala jakichs tam swoich pragnień czy marzen i teraz przenosi to na Ciebie i Twoja siostrę.

 

Nie wspomnials tez jaka role w tym wszystkim ma Twoj ojciec. Moze sa tez.nieszczesliwym malzentwem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ojciec był najlepszym ojcem. Ale kiedy nie pił. Nie pił może często, nie raz i kilka miesięcy ale gdy odwiedzili goscie- upijał się zawsze do nieprzytomności. Mama przez niego płakała bo było jej wstyd, często następnego dnia się ostro kłócili. Poprostu się bałam . 

A do mamy że po pracy robiła obiad , sprzątała i zasiadała do ulubionych seriali. Do późnej nocy. Nie rozmawiała że mną, nie miałyśmy w ogóle kontaktu. Nieraz prosiłam by poszła na spacer ze mną albo na zakupy albo się pobawiła. Nic. Zero. A jak z frustracji wyłączałam jej telewizor to krzyczała na mnie i kazała iść do siebie i i tak dalej oglądała. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×