Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Nomfajnie

Wspólne wydatki na mieszkanie.

Polecane posty

Cześć. Chciałabym się poradzić czy mam iść w to, czy zrezygnować. W sensie, poznałam mojego aktualnego chłopaka, ogólnie po jakimś czasie dowiedziałam się, że ma własne mieszkanie, niezbyt duże. Na moje oko gdzieś z 40m^2 około. Ale ważne, że własne. I po paru miesiącach związku, zaproponował wspólne mieszkanie. Ogólnie wahałam się od początku, bo jeszcze z nikim tak nie mieszkałam, jedynie z rodzicami lub w akademiku, a on już miał ex dziewczynę, z którą tak mieszkał. Ogólnie to wiem, że ma kredyt do spłacenia i sobie trochę narobił długów, no ale daje radę ogarniać i się wyżywić do końca miesiąca i mieć tam na jeszcze swoje wydatki. 

No i właśnie, chodzi o to, że chciałabym też mu pomóc, w sensie płacić z nim też opłaty za prąd, wodę itd, jakbym już miała tam mieszkać. Kupować jedzenie, gotować, dbać, wiadomo. 

I ostatnio rozmawiałam z nim na ten temat i powiedział, że wymyślił kwotę, co miesiąc, jaką bym miała płacić jak się wprowadzę... No to go poprosiłam, by mi powiedział, bo to dla mnie ważne. On mi nie chciał powiedzieć, twierdząc, że "jeszcze się zrażę i nie przeprowadzę ostatecznie przez to", odpowiedziałam, że no mam prawo chyba wiedzieć? Że zamierza mi powiedzieć po fakcie, jak się wprowadzę? 

Przez ten argument mi wyznał, że miesięcznie 500zł. 

Myślę sobie, okej, dupy mi nie urwie chyba. Z tym, że no,  tak się dziwnie czuję, że miałabym z nim dzielić łóżko,  kupować jedzenie też i w ogóle, a mam wrażenie, że miałabym za dużo dopłacać, kiedy jego EX dziewczyna nie płaciła tyle, tylko dzielili się po równo. 

Ogólnie mi nie żal jakoś płacić, wiadomo, za akademik już więcej płaciłam, ale nooo... tak nie wiem, dziwnie się czuję, jakby chciał na mnie zarobić, albo może to ja przesadzam i mi się wydaje, dlatego piszę ten post.

Dodam jedynie, że ja się jeszcze uczę i zamierzam uczyć (mam 22 lata) I przez przeprowadzkę też musiałabym sobie znaleźć pracę, bo to inne miasteczko. I obawiam się też, że nie podołam,  przez koronę zamkną niektóre miejsca pracy itd, a teraz mam aktualnie stałą i na zarobek nie narzekam, mimo, że mieszkam sama i płacę za wynajem też, chodzę do szkoły zaocznie itd.

On 28 lat, ma stałą pracę i w sumie niczym innym się nie musi przejmować.

 

I nie wiem właśnie czy zostać przy tym, co mam, czy zdecydować się na "taki" układ. Po prostu mi jest jedynie przykro, że z była dziewczyną płacił rachunki na pół, a ze mną jest inaczej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Masz 22 lata, po co ci konkubinat i obowiązki żony?

Ucz się, pracuj, zarabiaj, poznawaj świat i nie bierz sobie teraz na plecy tego całego syfu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Przeczytaj sama co piszesz, dopłacisz, zadbasz o mieszkanie, a co Ty będziesz z tego miała? Odpowiem Ci,więcej obowiązków mniej swobody. Po co to młodej kobiecie? Niech się postara,zdobędzie Cię, oświadczyny I jakieś deklaracje. A tak? Będziesz konkubina długo 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Chciałaś być partnerką, dojrzałą. Zapytałaś go i chciałaś z nim ustawić sobie zasady życia. Chciałaś mądrze, świadomie się dogadać. Zapytałaś i on Ci szczerze powiedział. No i teraz mówisz, że "jakoś tak się dziwnie czuje i nie chcę się dokładać". No to jak Ci to nie pasuje, to się nie wprowadzaj. Nie musisz. No tylko, że pytanie czy chcesz.

To,  że poprzednia nie płaciła to niebezpieczna ścieżka (porównywanie się do byłych!).

Po drugie - dlaczego nie możesz powiedzieć, słuchaj - na 500 mnie nie stać, mogę dokładać się 350zł? Czy próbowałaś negocjować?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×