Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
BBB

Rozstanie w wieku 28 lat

Polecane posty

Uwaga długi wstęp.

Jestem z chłopakiem prawie 7 lat. Związek zaczął się od przyjaźni, która w mojej głowie gwarantowała nam szczęście. I byliśmy szczęśliwi przez większość tego czasu- pierwsze 5 lat kłóciliśmy się ledwie kilka razy w roku. 

Jednak 2 lata temu zaczął grać więcej na kompie i to w takim stopniu, że za każdym razem gdy się odzywałam stwierdzał, że teraz nie może rozmawiać. Problem polega na tym, że w ten sposób spędzał cały swój wolny czas. 4 miesiące później miałam urodziny - obiecał, że,, zrobi dla mnie coś specjalnego,,. W rzeczywistości olał mnie, a ja wieczór spędziłam płacząc w poduszkę (specjalnie się na ten dzień z nikim nie umawiałam skoro on coś planował). W nocy rozmawialiśmy o tym-przepraszał, mówił że wie, że zachował się podle i że stracił poczucie czasu. Ok, było mi smutno, ale to nie był dla mnie wtedy powód do kłótni. Po tym w naszym życiu dużo się działo i jego granie tłumaczyłam sobie stresem z tym związanym. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że minął rok odkąd spędziliśmy ostatni wieczór,, razem,,- pomimo próśb nie spędziliśmy żadnego wspólnego wieczoru, nie byliśmy w kinie ani w knajpie,nie chodziliśmy na spacery. Próbowałam z nim rozmawiać na ten temat, ale stale zbywał mnie tekstem o byciu zajętym. 

W międzyczasie przeprowadziliśmy się i oboje w związku z tym zmieniliśmy pracę- w jego biurze było wielu facetów i kilka dziewczyn w wieku maksymalnie mojego chłopaka. Była też k. Jakieś pół roku wspólnej pracy zerwała ze swoim chłopakiem i zaczęła się żalić mojemu (przez pierwsze kilka dni pokazywał mi messengera) Że go nie kochała, że jej źle, że w końcu odważyła się i z nim zerwała, że cierpi i ogólnie jaki zły był jej były. Pisała o nowym mieszkaniu i innych głupotach. Już na starcie zgodnie z tym co miałam w głowie powiedziałam, że ona chyba zerwała z wcześniejszym chłopakiem by być z moim i teraz próbuje poderwać mojego chłopaka, a te żale mają być formą ostrzeżeń czego w facetach nie lubi. Na początku wyśmiał mnie i stwierdził, że nic się nie dzieje. Potem już nie czytałam tych wiadomości - przeszkadzało mi to, ale uznałam, że może faktycznie wyolbrzymiam. W następstwie tej niepewności spytałam się swojego partnera czy byłby w stanie być o mnie zazdrosny - odpowiedział, że według niego że względu na wygląd i charakter nie jestem w stanie się nikomu podobać. Zamurowało mnie. Byłam w szoku, bo fakt nie jestem modelką, ale czasem ktoś jednak mnie podrywa. Później tłumaczył się, że nie słuchał mnie i jakoś tak mu się palnęło. Dalej było mi źle, straciłam resztki pewności siebie, ale starałam się być silna i mieć mimo wszystko w głowie, że się przyjaźnimy i kochamy, a to najważniejsze. W międzyczasie dalej pisał z k. Ale już tego nie pokazywał, aż po kilku tygodniach tej dziwnej sytuacji opowiedziałam mu o swoich obawach i poprosiłam o pomazanie wiadomości (przez obecną sytuację pracuje z domu i komunikuje się przez kompa) w odpowiedzi usłyszałam, że nie piszą na messengerze tylko na komunikatorze z pracy, a polityka firmy jest taka, że wiadomości są usuwane na drugi dzień. Śmierdziało mi to, ale ok... Po jakimś czasie rozmawialiśmy coś o znajomym z jego pracy i jakoś sam mi pokazał jedna z rozmów - oczywiście była, to stara wiadomość, której nie powinno być. Spytałam się jakim cudem z nim ma stare rozmowy, a z k. Przepadły - podobno k. Pisała coś brzydkiego na firmę i szefa więc poprosiła o usunięcie całej rozmowy. Wprost oskarżyłam go o zdradę. Wyparł się, ja nie miałam dowodu, a pęknięte serce nie pozwalało na bolesne rozstanie. Powiedziałam, że ma zakaz rozmowy z nią poza tymi niezbędnymi do pracy. Przepraszał, mówił, że może faktycznie ona coś próbowała, ale bez skutku i że więcej nie pozwoli. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że k. Wróciła do swojego,, złego,, byłego chociaż miałam wrażenie, że dostała kosza od mojego chłopaka, przemyślała sprawę i wróciła do kogoś pewnego.

Miedzy nami wciąż nie było dobrze, to że dalej grał doprowadzało mnie do szału, drażnił mnie jego śmiech gdy rozmawiam z kolegami podczas grania. Jakoś po roku jego grania sama próbowałam nauczyć się grać w to co on by być z nim blisko i kiedy już poćwiczyłam z botami zaproponowałam by teraz on uczył mnie grać. Powiedz, że za chwileczkę, w rzeczywistości przez 2 godziny dalej ćwiczyłam z botami, a on obok grał w to samo z kolegami. To bolało.

Wiem, że to głupie, ale spytałam się w międzyczasie co jemu się we mnie podoba - odpowiedział,, nie wiem, skąd mam wiedzieć?,,. No kurcze serio nie jestem brzydka, mam kilka fajnych cech wyglądu. Z resztą - mógł zmyślić byleby nie ranić, ale to wymagało wysiłku. 

Być może gdyby to były pojedyncze sytuację lub były chociaż rozłożone w czasie inaczej bym to wszystko odebrała. Ale to uderzało jedno po drugim, bez chwili na odpoczynek. 

Z racji naszego wieku i długości związku próbowałam rozmawiać o jakiś zaręczynach, ślubie, dzieciach - niestety każdy z tych tematów go drażnił, aż kilka tygodni temu wprost zapytałam się co dalej - jesteśmy że sobą długo, ja niedługo będę miała 30 a on nigdy nie chce rozmawiać o wspólnej przyszłości. Powiedział, że chce tego wszystkiego, ale ze względu na jego uczelnie, potrzebne uprawnienia muszę jeszcze poczekać. Wkurzyłam się wyrzucając, że jego reakcje dotychczas wyglądały jakbym było dopiero poznana dziewczyna, która sobie za dużo wyobraża, a nie kimś z kim sam śledził tyle lat. Że nie musimy już teraz się brać, ale przydałby się jakiś zalążek planu. Powiedział, że niedługo da mi wszystko, wie, że schrzanił i obiecał poprawę. Tylko, że ja już go chyba nie kocham...Od kilku miesięcy czuję chłód w mojej klatce piersiowej. Nie cieszę się już na powrót do domu, nie czuję potrzeby wspólnych wieczorów, wyjść, wyjazdów... Stał mi się obojętny. On chyba też mnie nie kocha skoro dopuścił do takiej sytuacji.

Rozum mówi mi, że za miesiąc kończę 28 lat- w tym wieku trudno jest kogoś sensownego poznać, a tym bardziej zbudować taki związek by zdarzyć urodzić dziecko koło 30. Więc wciąż z nim jestem, bo boję się, że już za późno. Że zostanę sama bez wizji na szczęście. Że jestem z nim nieszczęśliwa, ale wiem, że będę dobrą matką. Mimo to chcę się z nim rozstać - nawet kilka razy próbowałam, ale bezskutecznie. Chcę poczuć się jeszcze kiedyś szczęśliwa- sama, ale szczęśliwa. Chcę pokochać w końcu samą siebie, bo jedyne co myślę o sobie, że jestem beznadziejna. Tylko tak bardzo brakuje mi już sił by zawalczyć o siebie. 

Myślicie, że jest jakaś szansa dla mnie? Nie chodzi mi nawet o nowy związek, ale czy jeżeli od niego odejdę mogę być jeszcze szczęśliwa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Myślę,że bardziej szczęśliwa niż teraz . Jakoś z Twojego postu zalatuje mi desperacja i mam wrażenie,że Twój facet , jest z Tobą z braku laku , z przyzwyczajenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ten zwiazek jest juz dawno przechodzony i bedzie coraz gorzej. Obym sie mylila. Nie widze waszej przyszlosci razem. Ty jego juz nie kochasz ale on juz chyba dawno przestal. Chcesz do konca zycia byc z facetem, ktory traktuje ciebie jak smiecia? Jak mozna powiedziec kobiecie, ktora sie kocha, że ze względu na twoj wygląd i charakter nie jestes w stanie się nikomu podobać ... buuuuuu to jakby ci naplul w twarz i sie zaczal jeszcze smiac. Taki facet to zaden partner na zycie. Obudz sie!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×