Anielika 213 Napisano Czerwiec 16, 2021 (edytowany) 6 godzin temu, porwał mnie jaszczomp napisał: rozmowa z przyjacielem wystarczy, a jak nie ma przyjaciela to takiego poszukać Rozmowa z przyjacielem wystarczy? Co za bzdura. Duzo osob popelnia samobojstwo, bo nie szukaja fachowej pomocy. Depresja to ciezka choroba. Edytowano Czerwiec 16, 2021 przez Anielika Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Anielika 213 Napisano Czerwiec 16, 2021 6 godzin temu, porwał mnie jaszczomp napisał: rozmowa z przyjacielem wystarczy, a jak nie ma przyjaciela to takiego poszukać Rozmowa z przyjacielem wystarczy? Co za bzdura. Duzo osob odbiera sobie zycie, bo nie szukaja fachowej pomocy. Depresja to ciezka choroba. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Nigdyniemównigdy8 11 Napisano Czerwiec 17, 2021 Dnia 24.04.2021 o 13:43, Katssu123 napisał: Opiszę po krótce moją sytuację, chociaż prawda jest taka, że krótko tego się nie da zrobić. Na wstępie zaznaczę, że rozstałam się z mężem. Czuje do tego człowieka wyłącznie nienawiść, jednak w tej chwili to wszystko jest jeszcze na tyle świeże, że potrzebuję spojrzenia innych, "obcych" osób na mój problem. Taka psychoterapia... Sytuacja przedstawia się następująco - byłam z moim mężem od 16 roku życia, w tej chwili mam 28 lat. Po 8 latach wzięliśmy ślub. Od 2019 roku staraliśmy się o dziecko, udało się po roku starań, badań i jeżdżenia po lekarzach. O ciąży dowiedziałam się w czerwcu 2020 roku, natomiast relacja między nami zaczęła psuć się dwa miesiące wcześniej, czego ja nie zauważałam. Wszystko zrzucałam na stres związany z przedłużającym się oczekiwaniem na dziecko. Na początku tego kryzysu nie działo się jeszcze nic nadzwyczajnego, zwykłe sprzeczki małżeńskie. Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie gdy mąż nie ucieszył się na wiadomość o ciąży. Był wręcz obrażony, że go obudziłam. Wstał i pojechał do rodziców. Myślałam, że to może szok, nie wiedział jak zareagować... Ciąża okazała się być od początku zagrożona, musiałam przez 5 tygodni leżeć. Nie wychodziłam przez ten czas z mieszkania za wyjątkiem wizyty u lekarza. Mąż nalegał aby nikomu nie mówić o ciąży, bo nie wiadomo jak może się to zakończyć itp. Teraz wiem, że po prostu było mu to na rękę. Stopniowo bardzo się ode mnie oddalał, przestał nosić obrączkę, nie pytał o samopoczucie, nie rozmawiał, nie przytulał. Doszło do momentu, gdy nie chciał mnie dotknąć, pocałować. Po pracy "uciekał" do rodziców, do garażu, do drugiej pracy. Najgorsze były wieczory, kiedy wychodził na kilkugodzinne spacery z psem, ponieważ jak twierdził musiał odreagować stres w pracy. Zaślepiona miłością, ciążą i ogólną sytuacją życiową nie widziałam tego wszystkiego. W czasie tych spacerów dziwnym trafem nie odbierał moich telefonów. Po powrocie do domu oglądał do rana TV w innym pokoju, a gdy już pojawił się w sypialni nie mógł spać całymi nocami. Tak jak mówię, byłam zakochana i zaślepiona wizją macierzyństwa - wszystko zasłaniałam stresem związanym z faktem pojawienia się w niedługiej przyszłości dziecka. Mąż przestał interesować się moimi wizytami u lekarza, nigdy nie był w stanie wziąć urlopu w pracy, do 8 miesiąca ciąży jeździłam sama do lekarza prawie 100km w jedną stronę. Bardzo się zmienił, zaczął popijać alkohol w dużych ilościach. W koszu na śmieci, kotłowni, garażu znajdowałam spore ilości puszek i butelek. Zaczął palić papierosy. Teraz, kiedy to piszę sama dziwię się swojej "głupocie"... Tak bardzo bałam się samotności, że wypierałam to wszystko, myślałam, że jest ok i problem sam się rozwiąże. Pod koniec października powiedział mi, że nic do mnie nie czuje i nie chce ze mną być. Płakałam, błagałam... Po 2 tygodniach walki stwierdził, że muszę się wyprowadzić (mieszkanie było jego rodziców). Po tygodniu stwierdził, że przeprasza, że się zmieni. Omamiona wizją normalności wróciłam. Wtedy też dowiedziałam się, że od kwietnia do listopada pisał z "koleżanką". Spotykał się z nią na spacerach z psem, nawiązała się między nimi więź emocjonalna, stwierdził, że się zauroczył, ale fizycznie mnie nie zdradził. Było ciężko, bardzo ciężko, ale głupia ja postanowiłam wrócić dla dobra dziecka. Przez tydzień było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Starał się. Ja jednak wpadłam w trans sprawdzania gdzie jest, z kim jest, co ma w kieszeniach itp. To było dla mnie bardzo upokarzające. Po miesiącu ponownego wspólnego mieszkania nakryłam go jak znowu pisał z tą dziewczyną. Pisał do niej "kotku, kochanie", a mnie znowu nie chciał przytulić. Do porodu został miesiąc. Bałam się, wstydziłam zostać sama z dzieckiem. Przeprosił, wybaczyłam... Bardzo szybko się denerwował, przeklinał w moim kierunku, padały wyzwiska. Dwa tygodnie po porodzie stwierdził, że jednak nie chce ze mną być i żebym wyprowadziła się z synem do moich rodziców. Tak bardzo mnie omamił, że obiecałam mu, że nikt nie dowie się, że kogoś miał/ma. Miałam mówić, że po prostu się nie dogadywaliśmy. Po czterech dniach stwierdził, że jednak pomyśli co dalej więc czekałam. Przyjeżdżał do syna, prawił komplementy. Po miesiącu jednak uznał, że do mnie nic nie czuje i z tą koleżanką też już go nic nie łączy, ale chce być sam. To była sekunda, kiedy przejrzałam na oczy. Dotarło do mnie jak toksycznym, chorym psychicznie jest człowiekiem. Nie chce mieć z nim już nic wspólnego, dla mnie jako człowiek już nie istnieje. Jest ojcem mojego syna, bo tatą nazwać go nie mogę. Nie dość, że w ciąży miał gdzieś mnie to nie interesował się wyprawką, wózkiem, fotelikiem, urządzeniem pokoju dla dziecka... niczym. Na wszystko musiałam naciskać. Zniszczył mi ostatni rok mojego życia, zniszczył mi okres ciąży, który wcale nie był dla mnie "magiczny". Teraz nie pozwolę żeby zniszczył życie mojemu dziecku. Żerował na mojej nieśmiałości, niskim poczuciu własnej wartości, ale koniec. Skończyło się. Marzę teraz o normalności, zapisałam się na terapię. Nie chcę mieć już nic z nim wspólnego jako z człowiekiem, jednak nie chcę łamać prawa i ograniczać mu kontaktów z dzieckiem. O ile oczywiście będzie do nich dążył, bo aktualnie zatrzymał się na pytaniu "jak mały?" oraz jednej próbie zabrania go do siebie w niedzielę na kilka godzin. Nie dorósł do bycia mężem, nie dorósł do bycia ojcem, ale ja nareszcie dorosłam do tego żeby odejść i zacząć życie od nowa. Zrobię wszystko żeby mój syn był szczęśliwy, może kiedyś znajdzie się ktoś kto pokocha mnie i jego? Jest mi bardzo ciężko, ale nareszcie czuję siłę żeby się odciąć od tego chorego związku i nigdy nie pozwolę się już komukolwiek nad sobą znęcać psychicznie. Dlaczego to wszystko piszę? Nie dlatego żeby czytać, że byłam głupia. To wiem. Bardziej potrzebuję wsparcia, może potwierdzenia, że dam radę. Mam wsparcie rodziców, rodzeństwa, ale również teściów, którzy stoją murem po stronie mojej i wnuka. Oczywiście, że się boję, że będę już zawsze sama, ale ten strach nie może spowodować że wrócę do człowieka, który zniszczył mi życie i który zostawił mnie i swojego syna jeszcze zanim się urodził. Teraz już nie mam skrupułów, chcę wyciągnąć od niego wszystko, każdy grosz, który należy się mojemu dziecku. Trzymajcie kciuki żebym miała siłę to wszystko przeżyć. Zbieram się do napisania pozwu rozwodowego, ale muszę zasięgnąć jeszcze porady prawnej. Wiem, że jeszcze mu podziękuję za to, że mnie od siebie uwolnił. Jeżeli ktokolwiek dotrwał do tego momentu, to zwyczajnie dziękuję że poświęciłeś/poświęciłaś swój czas na przeczytanie mojej historii. Napiszcie co sądzicie, czy dobrze postąpiłam... Wam również życzę dużo siły! Współczuję. Skrajnie nieodpowiedzialny facet. Jakiś kosmos. Az się nie chce wierzyć,że normalnie ludzie nie jakas patologia mogą robic takie coś. A tak serio to ludzie powinni się wiązać mając minimum 30 lat. Wtedy dopiero mniej więdza czego chcą. Czego oczekują od partnera itp. Związaliście się bardzo młodo. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Maz-Stanu-POLSKA 14 Napisano Czerwiec 17, 2021 (edytowany) Dnia 24.04.2021 o 13:43, Katssu123 napisał: Opiszę po krótce moją sytuację, chociaż prawda jest taka, że krótko tego się nie da zrobić. Na wstępie zaznaczę, że rozstałam się z mężem. Czuje do tego człowieka wyłącznie nienawiść, jednak w tej chwili to wszystko jest jeszcze na tyle świeże, że potrzebuję spojrzenia innych, "obcych" osób na mój problem. Taka psychoterapia... Sytuacja przedstawia się następująco - byłam z moim mężem od 16 roku życia, w tej chwili mam 28 lat. Po 8 latach wzięliśmy ślub. Od 2019 roku staraliśmy się o dziecko, udało się po roku starań, badań i jeżdżenia po lekarzach. O ciąży dowiedziałam się w czerwcu 2020 roku, natomiast relacja między nami zaczęła psuć się dwa miesiące wcześniej, czego ja nie zauważałam. Wszystko zrzucałam na stres związany z przedłużającym się oczekiwaniem na dziecko. Na początku tego kryzysu nie działo się jeszcze nic nadzwyczajnego, zwykłe sprzeczki małżeńskie. Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie gdy mąż nie ucieszył się na wiadomość o ciąży. Był wręcz obrażony, że go obudziłam. Wstał i pojechał do rodziców. Myślałam, że to może szok, nie wiedział jak zareagować... Ciąża okazała się być od początku zagrożona, musiałam przez 5 tygodni leżeć. Nie wychodziłam przez ten czas z mieszkania za wyjątkiem wizyty u lekarza. Mąż nalegał aby nikomu nie mówić o ciąży, bo nie wiadomo jak może się to zakończyć itp. Teraz wiem, że po prostu było mu to na rękę. Stopniowo bardzo się ode mnie oddalał, przestał nosić obrączkę, nie pytał o samopoczucie, nie rozmawiał, nie przytulał. Doszło do momentu, gdy nie chciał mnie dotknąć, pocałować. Po pracy "uciekał" do rodziców, do garażu, do drugiej pracy. Najgorsze były wieczory, kiedy wychodził na kilkugodzinne spacery z psem, ponieważ jak twierdził musiał odreagować stres w pracy. Zaślepiona miłością, ciążą i ogólną sytuacją życiową nie widziałam tego wszystkiego. W czasie tych spacerów dziwnym trafem nie odbierał moich telefonów. Po powrocie do domu oglądał do rana TV w innym pokoju, a gdy już pojawił się w sypialni nie mógł spać całymi nocami. Tak jak mówię, byłam zakochana i zaślepiona wizją macierzyństwa - wszystko zasłaniałam stresem związanym z faktem pojawienia się w niedługiej przyszłości dziecka. Mąż przestał interesować się moimi wizytami u lekarza, nigdy nie był w stanie wziąć urlopu w pracy, do 8 miesiąca ciąży jeździłam sama do lekarza prawie 100km w jedną stronę. Bardzo się zmienił, zaczął popijać alkohol w dużych ilościach. W koszu na śmieci, kotłowni, garażu znajdowałam spore ilości puszek i butelek. Zaczął palić papierosy. Teraz, kiedy to piszę sama dziwię się swojej "głupocie"... Tak bardzo bałam się samotności, że wypierałam to wszystko, myślałam, że jest ok i problem sam się rozwiąże. Pod koniec października powiedział mi, że nic do mnie nie czuje i nie chce ze mną być. Płakałam, błagałam... Po 2 tygodniach walki stwierdził, że muszę się wyprowadzić (mieszkanie było jego rodziców). Po tygodniu stwierdził, że przeprasza, że się zmieni. Omamiona wizją normalności wróciłam. Wtedy też dowiedziałam się, że od kwietnia do listopada pisał z "koleżanką". Spotykał się z nią na spacerach z psem, nawiązała się między nimi więź emocjonalna, stwierdził, że się zauroczył, ale fizycznie mnie nie zdradził. Było ciężko, bardzo ciężko, ale głupia ja postanowiłam wrócić dla dobra dziecka. Przez tydzień było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Starał się. Ja jednak wpadłam w trans sprawdzania gdzie jest, z kim jest, co ma w kieszeniach itp. To było dla mnie bardzo upokarzające. Po miesiącu ponownego wspólnego mieszkania nakryłam go jak znowu pisał z tą dziewczyną. Pisał do niej "kotku, kochanie", a mnie znowu nie chciał przytulić. Do porodu został miesiąc. Bałam się, wstydziłam zostać sama z dzieckiem. Przeprosił, wybaczyłam... Bardzo szybko się denerwował, przeklinał w moim kierunku, padały wyzwiska. Dwa tygodnie po porodzie stwierdził, że jednak nie chce ze mną być i żebym wyprowadziła się z synem do moich rodziców. Tak bardzo mnie omamił, że obiecałam mu, że nikt nie dowie się, że kogoś miał/ma. Miałam mówić, że po prostu się nie dogadywaliśmy. Po czterech dniach stwierdził, że jednak pomyśli co dalej więc czekałam. Przyjeżdżał do syna, prawił komplementy. Po miesiącu jednak uznał, że do mnie nic nie czuje i z tą koleżanką też już go nic nie łączy, ale chce być sam. To była sekunda, kiedy przejrzałam na oczy. Dotarło do mnie jak toksycznym, chorym psychicznie jest człowiekiem. Nie chce mieć z nim już nic wspólnego, dla mnie jako człowiek już nie istnieje. Jest ojcem mojego syna, bo tatą nazwać go nie mogę. Nie dość, że w ciąży miał gdzieś mnie to nie interesował się wyprawką, wózkiem, fotelikiem, urządzeniem pokoju dla dziecka... niczym. Na wszystko musiałam naciskać. Zniszczył mi ostatni rok mojego życia, zniszczył mi okres ciąży, który wcale nie był dla mnie "magiczny". Teraz nie pozwolę żeby zniszczył życie mojemu dziecku. Żerował na mojej nieśmiałości, niskim poczuciu własnej wartości, ale koniec. Skończyło się. Marzę teraz o normalności, zapisałam się na terapię. Nie chcę mieć już nic z nim wspólnego jako z człowiekiem, jednak nie chcę łamać prawa i ograniczać mu kontaktów z dzieckiem. O ile oczywiście będzie do nich dążył, bo aktualnie zatrzymał się na pytaniu "jak mały?" oraz jednej próbie zabrania go do siebie w niedzielę na kilka godzin. Nie dorósł do bycia mężem, nie dorósł do bycia ojcem, ale ja nareszcie dorosłam do tego żeby odejść i zacząć życie od nowa. Zrobię wszystko żeby mój syn był szczęśliwy, może kiedyś znajdzie się ktoś kto pokocha mnie i jego? Jest mi bardzo ciężko, ale nareszcie czuję siłę żeby się odciąć od tego chorego związku i nigdy nie pozwolę się już komukolwiek nad sobą znęcać psychicznie. Dlaczego to wszystko piszę? Nie dlatego żeby czytać, że byłam głupia. To wiem. Bardziej potrzebuję wsparcia, może potwierdzenia, że dam radę. Mam wsparcie rodziców, rodzeństwa, ale również teściów, którzy stoją murem po stronie mojej i wnuka. Oczywiście, że się boję, że będę już zawsze sama, ale ten strach nie może spowodować że wrócę do człowieka, który zniszczył mi życie i który zostawił mnie i swojego syna jeszcze zanim się urodził. Teraz już nie mam skrupułów, chcę wyciągnąć od niego wszystko, każdy grosz, który należy się mojemu dziecku. Trzymajcie kciuki żebym miała siłę to wszystko przeżyć. Zbieram się do napisania pozwu rozwodowego, ale muszę zasięgnąć jeszcze porady prawnej. Wiem, że jeszcze mu podziękuję za to, że mnie od siebie uwolnił. Jeżeli ktokolwiek dotrwał do tego momentu, to zwyczajnie dziękuję że poświęciłeś/poświęciłaś swój czas na przeczytanie mojej historii. Napiszcie co sądzicie, czy dobrze postąpiłam... Wam również życzę dużo siły! Przeczytalem to wypracowanie wiec prosze o uszanowanie tego. Cos mi nie pasuje na poczatku tej historii. Staraliscie sie o dziecko...a potem on nie byl zadowolony ze zaszlas w ciaze? Moze zadam pytanie - czy decyzja o dziecku byla wasza wspolna decyzja, czy tez moze ty podjelas te decyzje za niego? Jezeli obydwoje podjeliscie taka decyzje a potem mu sie odmienilo no to faktycznie... lipa. Tutaj sa dwie sprawy, jako kobieta ty dopuszczasz faceta do siebie i to na Tobie ciazy odpowiedzialnosc czy zaplodni Cie odpowiedni czy tez nieodpowiedni facet. Taka jest prawda, jako kobieta powinnas byc na 100% pewna ze facet Cie nie zostawi po urodzeniu dziecka. Jezeli facet jest dojrzaly i high value to jak to wspolna decyzja to na pewno tego nie zrobi. Ale z tego co mowisz facet byl niestabilny psychicznie, cos z nim nie tak - dlatego dlaczego decydowalas sie z nim na dziecko? Moglas poczekac i zobaczyc czy ten chlop sie w ogole do tego nadaje. Zeby nie bylo, chlopa nie bronie, wrecz przeciwnie - jak zmienil zdanie i byl niestabilny psychicznie to w ogole uwazam ze nalezy takich zawodnikow unikac... a nie brac z nimi slub. No ale... co ja tam wiem. Edytowano Czerwiec 17, 2021 przez Maz-Stanu-POLSKA Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
PrawiczekPzn 179 Napisano Czerwiec 18, 2021 (edytowany) Dnia 24.04.2021 o 13:43, Katssu123 napisał: Od 2019 roku staraliśmy się o dziecko, udało się po roku starań, badań i jeżdżenia po lekarzach. O ciąży dowiedziałam się w czerwcu 2020 roku, natomiast relacja między nami zaczęła psuć się dwa miesiące wcześniej, czego ja nie zauważałam. Wszystko zrzucałam na stres związany z przedłużającym się oczekiwaniem na dziecko. Na początku tego kryzysu nie działo się jeszcze nic nadzwyczajnego, zwykłe sprzeczki małżeńskie. Czerwona lampka zapaliła się w mojej głowie gdy mąż nie ucieszył się na wiadomość o ciąży. Był wręcz obrażony, że go obudziłam. Wstał i pojechał do rodziców. Myślałam, że to może szok, nie wiedział jak zareagować... Ciąża okazała się być od początku zagrożona, musiałam przez 5 tygodni leżeć. Nie wychodziłam przez ten czas z mieszkania za wyjątkiem wizyty u lekarza. Mąż nalegał aby nikomu nie mówić o ciąży, bo nie wiadomo jak może się to zakończyć itp. Teraz wiem, że po prostu było mu to na rękę. No jak dla mnie to Szok, ja rozumiem, że mógł rzucić żonę, ale po co robić dziecko? Jak najdalej od Niego! Myślę, że dasz radę, szczególnie, że masz swoich rodziców i jego.... Sama NiE pozostaniesz, wydaje mi się, że w najgorszym przypadku samotne matki powinny się dobierać w pary, razem raźniej i wiele rzeczy wychodzi taniej... a i wcale NiE jest tak, że żaden facet Cię NiE zechce... Edytowano Czerwiec 18, 2021 przez PrawiczekPzn Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
porwał mnie jaszczomp 65 Napisano Czerwiec 19, 2021 Dnia 16.06.2021 o 02:34, Anielika napisał: Rozmowa z przyjacielem wystarczy? Co za bzdura. Duzo osob odbiera sobie zycie, bo nie szukaja fachowej pomocy. Depresja to ciezka choroba. fachowa pomoc od kogoś kto przeczytał pare książek i kto jedynie robi to za kase.... a faktycznie ma cie i tak w dupie Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Anielika 213 Napisano Czerwiec 20, 2021 11 godzin temu, porwał mnie jaszczomp napisał: fachowa pomoc od kogoś kto przeczytał pare książek i kto jedynie robi to za kase.... a faktycznie ma cie i tak w dupie Czyli z ciezkiej depresji wyciagnal ciebie kolega? A to ciekawe... no cuda Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
porwał mnie jaszczomp 65 Napisano Czerwiec 25, 2021 Dnia 20.06.2021 o 03:43, Anielika napisał: Czyli z ciezkiej depresji wyciagnal ciebie kolega? A to ciekawe... no cuda nie potrzeba cudu, tylko zmiany otoczenia a w tym zmiany perspektywy Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Anielika 213 Napisano Czerwiec 27, 2021 Dnia 25.06.2021 o 04:33, porwał mnie jaszczomp napisał: nie potrzeba cudu, tylko zmiany otoczenia a w tym zmiany perspektywy Osoby w depresji nie maja sily na zmiane otoczenia. Im jest wszystko jedno. Nalezysz do osob, ktore sie nie znaja, a mowia chorym, zeby sie wzieli w garsc. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
porwał mnie jaszczomp 65 Napisano Czerwiec 29, 2021 Dnia 27.06.2021 o 06:26, Anielika napisał: Osoby w depresji nie maja sily na zmiane otoczenia. Im jest wszystko jedno. Nalezysz do osob, ktore sie nie znaja, a mowia chorym, zeby sie wzieli w garsc. sami nie wezmą się w garść, zmiana otoczenia musi być wymuszona Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
KaroW85 0 Napisano Lipiec 1, 2021 Dnia 17.05.2021 o 20:59, zuzannke napisał: Nie ma tym nic złego, ze jestem lepsza! Masz męża? Rodzinę? Przyjaciół? Przeglądam twoje komentarze i dawno tak okropnego człowieka nie spotkałam. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Stokrotka3991 8 Napisano Lipiec 30, 2021 Dnia 17.06.2021 o 21:24, Maz-Stanu-POLSKA napisał: jako kobieta powinnas byc na 100% pewna ze facet Cie nie zostawi po urodzeniu dziecka Zaciekawiło mnie to zdanie. Możesz powiedzieć w jaki sposób można nabrać tej pewności? Dnia 17.06.2021 o 21:24, Maz-Stanu-POLSKA napisał: i to na Tobie ciazy odpowiedzialnosc czy zaplodni Cie odpowiedni czy tez nieodpowiedni facet Nie no a to już hit czyli kobieta jest za wszystko odpowiedzialna? Jak facet ją zostawia to pretensje tylko siebie? " Nie mam do ciebie żalu, mogłam 12 lat wcześniej pomyśleć, że jesteś id*otą" Serio? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
merkaba 13 Napisano Sierpień 1, 2021 skutki ateizmu Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Skb 862 Napisano Sierpień 2, 2021 20 godzin temu, merkaba napisał: skutki ateizmu Co ma piernik do wiatraka? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Anielika 213 Napisano Sierpień 3, 2021 Dnia 29.06.2021 o 05:48, porwał mnie jaszczomp napisał: sami nie wezmą się w garść, zmiana otoczenia musi być wymuszona A jak chcesz wymusic? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Anielika 213 Napisano Sierpień 3, 2021 Dnia 1.08.2021 o 10:54, merkaba napisał: skutki ateizmu A ty gdzie sie takich bzdur nasluchala? W kosciolku? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach