Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Damrade

WYJĄCE 50-TKI DIETA I PLOTECZKI

Polecane posty

Dziewczyny zostałam babcią 😃

Jestem taka podekscytowana... Jutro napisze więcej, bo już padam po całym dniu.

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, ileONKA napisał:

    jak najbardziej są potrzebne, tylko, że w naszym współczesnym trybie życie nie przepalamy tego co zjadamy i stąd biorą się choroby metaboliczne, insulinooporność itd. Do tego większość żywności przemysłowej / przetworzonej ma dodatek glukozy/cukru/syropu glukozowo-fruktozowego itp. i to nie tylko w samych słodyczach i ciastkach ale i w szynkach, kiełbasach, parówkach, w wędlinach wszelkiej maści, w serkach, jogurtach, sokach, musztardach, ketchupie i również w chlebach (!) Do tego biały chleb właśnie jest pozbawiony błonnika i cukier b. szybko winduje w górę a za nim nasze hormony. A jak człowiek chce kupić sobie razowy to również jest z cukrem i karmelem i innymi ulepszaczami, które dają smak a nie dają zdrowia niestety. Kiedyś przed erą techniki człowiek prawie cały dzień był w ruchu, nie było wind, pralek, zmywarek, robotów kuchennych, samochodów, tv i miliona współczesnych gadżetów, które ułatwiając nam życie tak naprawdę organizmowi odbierają kondycję. I stąd choroby cywilizacyjne z zasiedzenia 😉    

 

Dokładnie tak. Za mało spalamy. Jak człowiek nie ma samochodu, to tu podejdzie, tam podbiegnie, a jak przesiada się na samochód to od razu +15kg więcej. Czas wolny spędzamy głównie przed kompem lub telewizorem zamiast tak jak dawniej na spacerach, piknikach, wyjazdach w góry. Dzieci podobnie teraz mają. Komputer, zamiast gonienie z rówieśnikami na zewnątrz, jedzenie słodkości i tylko Klimas może pomóc. 
Co do żywności, dużo rzeczy robię w domu w Thermomixie.
Prawie nie kupuję chleba, tylko piekę najczęściej chleb portugalski:
720 g mąki
15g drożdży
10g soli
woda
Uwielbiam ten chleb. Skórka chrupiąca, środek mięciutki. Bez chemii, ulepszaczy, polepszaczy. Inne chleby też super, piekłam tostowe, drożdżowe bułki itp. Soki, jogurt, ketchup, sosy różnego rodzaju robię, kostki rosołowe drobiowe i warzywne też robię sama, więc chociaż trochę tej chemii mniej. To też pomaga schudnąć, ale juz nawet nie o to chodzi, a ważne jest to że jemy zdrowiej. Jak kupujemy coś, to patrzymy na skład, żeby ograniczyć tej chemii ile się da. Nawet jak rodzinka chce słodkie deserki, to lody, ciasteczka maślane, ciasta, batoniki robią sobie sami. 
 

 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj miałam dzień pełen wrażeń. 
Rano synową wzięli na porodówkę. Urodziła zdrową córeczkę 😊 Czyli mamy wnusię 😊
Urodziła się o 12.35. 
Potem szybko się zebrałam do pracy, a że było ciepło pojechałam rowerem. Deszcz straszył mnie całą drogę. Kropił troszkę, ale pogoda wytrzymała. Rozlało się jak dojechałam. 
Posiedziałam do 17.00. Wróciłam do domu na 19.00, deszcz znowu mnie straszył pół drogi, potem sie rozpadało, ale dojechałam do domu w miarę sucha. Pies tylko głowę odwracał podczas jazdy, bo mu deszcz padał w oczy hihi. 20km zaliczone.
Cały dzień bylam podekscytowana wnusią,  wieczorem wypiliśmy szampana i po dwa drinki. Jedzeniowo wczoraj dobrze, ale te drinki i szampan nadprogramowo, a kolacje jadłam o 22.00. Późno. 
Dzisiaj na wadze -0,7. Nie jest źle. 
Powiem Wam dziewczyny, że post wszedł mi w krew. Przyzwyczaiłam się do tego, że jem po 12.00, a rano piję gorzką, czarną kawę. To wszystko ma sens i przynosi efekty. Głodna nie chodzę. Jem regularnie, bo tylko te 8 godzin. Jem zdrowo, do pracy zabieram termosy z zupą i soki, które sama robię- bez cukru. Przez ten post ograniczyłam słodycze, bo tyle nie słodzę, nie piję napojów typu cola, piję więcej wody. Gdy piłam dwie kawy rano z cukrem i mlekiem, to te 200kal dziennie miałam więcej. W tygodniu to było 1200kal. W miesiącu to już się robiło 4800kal. Żeby schudnąć 1kg trzeba zaoszczędzić 7000kal. 
4800kal zaoszczędzam na kawie, na coli pewnie drugie tyle, na sokach i innych rzeczach robionych w domu bez cukru pewnie trzecie tyle. Da się wszystko, tylko trzeba to jakoś sobie poukładać, wejść w rytm i potem juz z górki. Nie czuję tego jako wyrzeczenia. Po prostu zmieniłam godziny jedzenia i patrzę na to co jem z korzyścią dla zdrowia i wagi. W weekendy sobie lekko odpuszczam, piekę rodzince jakieś ciasto, robie lody to też zjem. Nie popadam ze skrajności w skrajność, dlatego taką dietę mogę trzymać. Im mniej cukru, tym organizm też sie tak go nie domaga. Im więcej jadłam i piłam słodkiego, to często za mną to słodkie "chodziło". Teraz nawet jak jestem w tych moich 8 godzinach jedzeniowych i wypiję słodką kawę to jest ok, ale jak zapomnę posłodzić, to nie biegnę po cukier, bo ta gorzka też jest do wypicia. Nie jestem niewolnikiem cukru.
To dla mnie nowe odczucie i bardzo mi się to podoba. Że mogę, ale nie muszę. 
Zaraz idę robić sok do pracy z pomarańcza i cytryny, a do termosów zupę tajską z batatami. Muszę jeszcze wykorzystać trochę mięsa z zamrażarki, bo dzieci mówią że będą musieli zamrozić to, co zostanie z wesela. Wątpię by się udało, bo zamrażarka  pełna. 
Zobaczymy
Miłego dnia Wam życzę 🙂
 

 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowany)
21 godzin temu, ileONKA napisał:

Właśnie oglądam... okazuje się, że akurat wiek nie jest przeszkodą 🙂 

 

Wiek zdecydowanie nie jest przeszkodą, ale podziwiam ludzi w tym wieku, że im sie chce 🙂 
Moja mama ma 73 lata, może nie ćwiczy regularnie ale głowa do kolan dostanie. Jest szczupła i dosyć gibka 😄 Mówimy na nią dzika gęś wyścigowa 😄 

Edytowano przez Damrade
  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hej Dziewczyny. Damrade, serdeczne gratulacje! Babciu! Czy to pierwsze Wnusiątko? Emocje na pewno wielkie i to zrozumiałe. Podziwiam Was za konsekwencje w odchudzaniu. Ja dziś przed obiadem się zwazylam i 72kg. Wczoraj zjadłam 4 kawałki ciasta kręconego z owocami. No, i mam efekt. Muszę ciąć kalorie, ale nie wiem skąd. Lodów zero, słodyczy mniej, chleba nie ma. Zjadłam jabłko, albo dwa. Trochę orzechów, moreli czy rodzynek. A tak posiłki i zielona herbatka. Muszę wskoczyć na rower! 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny, czy czytałyście, że dużym błędem w odchudzaniu jest traktowanie utrzymania diety, czyli wytrwanie w niej, w sposób zero jedynkowy? Czy jakoś tak? Ale chodzi o to, że wiele osób, gdy złamie się, przerwie dietę traktuje to jak klapę i porażkę. Wtedy też porzuca pracę nad sobą i cała dietę. Na przykład zje czekoladkę i uważa, że wszystko traci sens i przerywa walkę. A specjaliści uważają, że w takim momencie trzeba zaakceptować porażkę i dalej kontynuować wyzwanie. Zjadłaś paczka o 15 stek? O 16 wracasz na wybrany tor, znowu do dobrych nawyków. Co o tym sądzicie? Ja pomału do tego się przekonuje. Dziś dojadłam ciasto, dwa kawałki. Mimo, że nie jem chleba i innych słodyczy to te dwa kawałki to mój upadek. Kierowana wyrzutami sumienia, ale i chcąc zmniejszyć bilans kaloryczny założyłam kalosze i maszerowałam ponad pół godziny. Tam i z powrotem. To mój ukłon w stronę sportowców, którzy w czasie pandemii biegali po własnym ogródku lub pływali we własnym basenie z zastosowaniem urządzenia tworzącego nurt, pływali, jakby w miejscu. Ale kilometry leciały. Najpierw chodziłam w kurtce, a potem w dresie. Spociłam się trochę, więc wysiłek był. Zmotywowana zainstalowałam krokomierz. Nie mam nawyku noszenia nonstop komórki, ale spróbuję pomierzyć swoje spacery i dzienne kroki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hej. Ja do 50tki jeszcze ładne trochę, ale czuję się jak 70. Postanowiłam w kilka najbliższych lat ogarnąć się (jakimś cudem). Podobno tu ostatnio znikają wątki, ale może ten przetrwa 🙂 Przyłączę się. Ważę 118 kg. W kilka lat chciałabym zrzucić 40-50 kg. Po mału. Zdrowo. Zgadzam się co do roli insulinooporności. Jest gorsza niż niedoczynność tarczycy czy Hashimoto. Trzeba zmienić jakość jedzenia, a tu ostatnio wpadka za wpadką. 

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cześć Dziewczyny. No właśnie "ogarnąć się (jakimś cudem)". Chętnie dołączę poszukać tego cudu 🙂 . Zawsze byłam grubokoścista tak to się mówiło. Jednak z wiekiem grubokościstość zamieniła się w "tłuszczystość" i co 10 lat przybywa 10 kilo, wydaje się że z powietrza, bo dieta się nie zmienia. Tylko jakoś ten kotlet co to kiedyś dał się spalić jakoś, dziś pozostaje w brzuchu a właściwie na brzuchu. No więc przyszedł czas żeby się z tym pogodzić i przejść na dietę odpowiednią. Pytanie tylko jak? Bo przecież próbowałam,  ciągle próbuję, ale ciągle jestem głodna. No to burza mózgów jak ma się dokonać ten cud, mały cud tylko 20 kg mniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, PRAWIE 50-TKA napisał:

No więc przyszedł czas żeby się z tym pogodzić i przejść na dietę odpowiednią. Pytanie tylko jak? 

No właśnie. JAK? To odpowiednie pytanie. Ja już wszystkie diety przeleciałam w życiu i po każdej jest tylko gorzej. Jakieś bzdurne kompulsy w międzyczasie. Fazy żarcia przed okresami. Zachcianki, pocieszanki, okazyjki.. Potrawy i grzeszki pod tytułem "jeszcze tylko dziś", albo "to już i tak dziś moje pożegnanie z.." .. "bo od jutra.." itp, itd..

Zawsze kończy się tak samo..  ⚖️↗️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Natomiast chyba ten niski indeks był w miarę w porządku tylko trzeba było też nie łączyć. To się chyba nazywało Montignac czy jakoś tak. Dieta MM. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Największy jest problem z trzymaniem diety. Codzienne kombinowanie i liczenie. Dlatego tzw diety cud nie ma. Przy insulinooporności ma sens tez ten post przerywany i do tego trzeba odstawić pewne rzeczy: chrupiące bułeczki (białe pieczywo), coca-colę (napoje gazowane), winko czerwone (alkohol), słodycze. No i nie jeść obiadów, które się z mozołem przygotowuje mężowi (schabowe, pomidorowa z makaronem, spagetti itd) tylko produkować dla siebie cos innego. Niby to wszystko w teorii proste jest. A i jeszcze znaleźć czas na aktywność fizyczną. Niski indeks glikemiczny też nie jest głupi szczególnie że większość produktów z niskim IG=zdrowe produkty. Tylko to wszystko jest pracochłonne i wymaga zaangażowania i żeby  się chciało jak się nie chce. 

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ale mimo wszystko trzeba się zorganizować i zmobilizować jeżeli chce się osiągnąć jakikolwiek efekt, a w moim przypadku te 40 a najlepiej 50 kg to jest po prostu jak Mount Everest do zdobycia.

W moim przypadku mąż jest bezobjawowy. (świeżo po rozwodzie) Także problemu z gotowaniem obiadków dla niego nie ma, a jest raczej problem z tym, że mieszkam blisko rodziny i wszyscy koniecznie chcą mnie dokarmiać. Plus... jest taki problem, że sama w domu nie muszę się tłumaczyć przed nikim dlaczego jak w amerykańskim filmie czasem idę obejrzeć Netflix z pudłem lodów pod pachą 😅

Może trochę przesadzam z tymi lodami, ale rzeczywiście czasami jem trochę bez kontroli. Dlatego podstawa to wziąć się za reorganizację stylu życia, bo jak będziemy żyły dalej w ten sam sposób to z pewnością niewiele się zmieni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Z trzymaniem się konkretnej  diety u mnie krucho, nie jestem konsekwentna i szybko rezygnuję. Kiedyś stosowałam taką dietę 17-to dniową i to była jedyna dieta na której schudłam ale potem jojo. 

To może zacznę od tego przerywanego postu ( jem 8 godzin), wykluczenia największych grzechów ( węglowodany proste, cukier, zbyt duże porcje), i 30 minut ćwiczeń dziennie. No i zważenia się bo ostatnio unikam wagi jak ognia. Może meldowanie co i jak mi idzie zmobilizuje mnie jakoś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja też zastanawiałam się od czego by tu zacząć ale moje życie jest tak chaotyczne że każdy po kolei system wydaje mi się nieosiągalny. 

Wymyśliłam że może na początek wezmę się za kolację. Postaram się na kolację jeść niski indeks glikemiczny i żeby ta kolacja była jak najwcześniej. Żeby już na noc cukier i insulina nie szalały we krwi. 

Ja też bardzo szybko rezygnuję i bardzo szybko tracę motywację albo stwierdzam, że i tak zawaliłam i "już nie warto" 😏 

Rzeczywiście trzeba meldować codziennie i najlepiej codziennie się ważyć albo najrzadziej to raz na tydzień a raz na miesiąc centymetry albo co dwa tygodnie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Aha no i co bardzo ważne musimy coś ćwiczyć bez tego niewiele się wydarzy. Ja w ogóle nie ćwiczę i muszę sobie wyrobić taki nawyk. Postaram się do końca miesiąca ćwiczyć 10-15 minut dziennie. Wiem że to mało i może niewiele daje, ale chodzi o zasianie nowych nawyków.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Podobno 15 minut ale codziennie to wcale nie taki zły początek. Jutro rano się odważnie zważę żebym wiedziała od czego te kilogramy odejmować 🙂

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowany)

Tak i przydałyby się obwody. Biust na wdechu, talia, brzuch, biodra, Udo, łydka. No i kilogramy. Rano na czczo bez ciuchów. 

Edytowano przez Fifty
Literówka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Hej. Witam Dziewczyny Fifty i Prawie 50TKA. W Waszych wypowiedziach przewija się chęć schudnięcia i poszukiwanie sposobu, jak to zrobić. Może dieta bez diety? Może ten zdrowy styl życia, a dokładniej aktywny styl życia. Chyba najgorszym naszym wrogiem jest brak wytrwałości. Ja widzę, że osoby, które mają nowe nawyki i się ich trzymają lepiej sobie radzą. Poprostu my za bardzo się że sobą cackamy. Wciąż powielamy te same błędy, ale oczekujemy nowych rezultatów. Dobrze wiemy, o jakie wpadki chodzi. Smuteczek to lodów kubeczek. Cały dzień zasuwałam to czekolada. Kawa z dodatkiem. Stres. Zmęczenie. Relaks. Święto. I już zmieniamy się i swoje zasady i postanowienia. A wspiera nas w tym mózg, hormony i inne takie, na które zgarniamy. To prawda mamy kłody pod nogami. Ale nikt nie mówił, że ma być lekko. A wręcz mówią walka z otyłością. Praca nad sobą. Zmiana nawyków. Ja w teorii niezła jestem. 🙂 W praktyce słabiutko. Ale dalej drążę. Wydaje mi się, że trzeba zacząć jednak od wskoczenia na wyższy poziom aktywności. Trzeba znaleźć aktywność, która sprawia przyjemność, radoche, która będzie nam towarzyszyć całe lata. Ja kiedyś po drugiej operacji serca stanęłam przed komputerem i ćwiczyłam z Chodakowska chyba Skalpel. Niby kino darme, tak nieporadnie, ale bardzo chciałam wrócić do formy, która miałam zrujnowana. Dziś jakoś nie mogę zmusić się do ćwiczeń. Lepiej spacery mi wychodzą lub rower. Żałuję bardzo, że nie towarzystwa. Mój partner wybiera inne formy aktywności i na rower wybrał się że mną raz w ciągu tego roku i to ma 10 minut. Ale mimo obaw przed psami chodziłam po polnych dróżkach, albo w te i z powrotem po podwórku. Rowerem jeżdżę też sama. Ale nadal to dla mnie wysiłek. Muszę te nawyki dopracować. Zrobić coś jeszcze aby weszły mi w krew. Dieta? Wczoraj przeczytałam o metodzie pewnej dziewczyny. Robi sobie spis ulubionych potraw w każdej kategorii. Ulubiona mrożonka, owoc, wędlina, jogurt. I zawsze ma w lodówce zdrowe przekąski. Zdrowe.  Chłopu kupujemy kaszankę i schabowego, a sobie wędlinę z indyka czy ogórka. To tak już ode mnie. 😉 Ja mam teraz z innego powodu ograniczenia z wyborem, ale od lat mam stałe punkty zakupowe. Dla mnie zielona herbata, płatki owsiane, łosoś, śledzie, avokado, a wcześniej ziarna dyni, słonecznika czy siemienia lnianego. Teraz tylko odstawić słodycze i tłuste i smażone i jestem mega zdrowa i mega fit. 😉 No i teoria taka mądra, a praktyka gra na nosie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Tak, między teorią a praktyką przeważnie są rozbieżności głębokie jak rów mariański, ale mimo to warto walczyć o siebie i przede wszystkim po mału drążyć zmianę nawyków zarówno w jedzeniu jak i w aktywności fizycznej.

Ja najpierw chcę uregulować moje kolacje. Jak to ogarnę to chcę wziąć się ze śniadania. Na w końcu obiady. W międzyczasie zaczynam od 10 do 15 minut ćwiczeń i będę dokładała bo trochę jak już przyzwyczaję się do tych kilku minut i wejdą mi one w krew. 

Przy mojej giga otyłości muszę pomyśleć o jakichś spacerach, bo o bieganiu na razie nie ma mowy. Może zaprzęgnę krokomierz do roboty, choć nie wiem, czy te krokomierze w aplikacjach są miarodajne. 

Mam taką pracę, że ciągle chodzę ubrana na brudno i obiecałam sobie też że przynajmniej raz w tygodniu w niedzielę będę się ubierać ładnie i odświętnie. To ma podnieść morale i samoocenę. 

Wiele rzeczy w moim życiu poszło nie tak. Nie zmienię tego co było, ale mogę zadbać o to co jest teraz, żeby w przyszłości mieć przynajmniej jako takie wspomnienia z tego okresu życia który teraz trwa. 

Wiem że to temat dla pięćdziesiątek. Mi do 50tki brakuje 7 lat. Mówią, że co 7 lat zmienia się charakter i zmienia się człowiek. Chcę wykorzystać te 7 lat aby stać się w rozsądnym czasie najlepszą możliwą wersją siebie.

To mój główny cel.

  • Like 2

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Brawo, Fifty. Plan już masz i do dzieła! Małe kroki, ale codziennie zaprowadzą nas do celu. Lepsze małe kroki, niż stanie, czy dreptanie w miejscu. Ja na dziś wykonałam mały plan. Kolację zjadłam około 18. Kasza odgrzewana, jajko sadzone i kefir. A potem mój marsz. Zrobiłam go, tytułem próby, dla krokomierza i orientacji ile daje z siebie. Kiedyś miałam krokomierz w komórce, ale najczęściej nie załączał się i go skasowałam. Tego też nie umiem włączyć, ale metoda prób i błędów ruszył. Zrobiłam moja trasę, jak ostatnio 5 razy, tam i z powrotem. Krokomierz powiedział mi, że zrobiłam ponad 3 km, przez 40 minut i jakieś 200 kalorii spaliłam. Także gadżet działa i jeszcze po trasie odczytałam hasło Z dala od kanapy! 😁 Teraz w nagrodę szklanka wody z cytryną. I wieczorny film. Fifty, z odświętną Fifty w wolny dzień to super pomysł. Ja też kiedyś wymyśliłam, że będę o siebie dbała, nie czekając na nic, na to że schudnę. Zakupiłam kolejny kremik. I kolejny i rano i wieczorem wklepuję. Zakupiłam buty sportowe aż trzy pary. Ciuszki letnie zaciszne? Wyciągam te oversize w których czuję się super i zasuwam do pracy. Trzeba zadbać o siebie, o swoje potrzeby, o dowartościowanie się i poprawienie sobie samopoczucia. Za jakiś czas będziemy bez nadwagi i bez kompleksów. I nie tłumacz się ciągle, że nie masz jeszcze 50tki, bo dostaniesz w łeb! Żadnego chwalenia się! 😉😁 Łączą nas inne ważniejsze sprawy, co nie? Ruszamy tyłeczki i do przodu!

  • Like 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Heh 😄 Oczywiście.. Koniec przechwalanek 😄 Spodobało mi się to co napisałaś 😄 uśmiałam się 😄 

A więc.. Ruszamy tyłeczki i do przodu 😄 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry .. dziś od 4:30... 😅 Ptaszki śpiewają, Widno. .. Wstałam... Sporządziłam wstępny pomiar. Od teraz już uważam co jem i min.15 minut ćwiczeń codziennie (może oprócz niedziel, bo w niedzielę to wolny czas oddam na jakieś sprawy urodowe i modowe. ☺️ 

Myślę, że na początku trzeba pisać co było ogólnie do jedzenia (dla własnej wiedzy), bo człowiek czasem  wrzuca jak w śmietnik i zapomina. Założyłam sobie do tego notatnik. 😅👍

Przy okazji potrzebuję trochę mocniej oszczędzać, więc będzie "challenge" żeby jak najmniej chodzić po spożywkę. 

A tak w ogóle.. dużo wydajecie tygodniowo na jedzenie? Jak często do sklepu? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Cześć dziewczyny. Mnie wczoraj odwiedziła córcia z wnusiem więc nie miałam czasu Was odwiedzić. Wreszcie się zważyłam, przez około rok (rok temu miała operacje ginekologiczną) przybyło mi jakieś 4 kilo i dotarłam prawie do setki, ale ta magiczna liczba jeszcze nie została przekroczona . Trudno powiedzieć czy się załamałam, czy wręcz przeciwnie dostałam skrzydeł. Koniec biadolenia i pocieszania się bierzemy się za siebie. 

Jeśli chodzi o wydatki na jedzenie to ja wydaję stanowczo za dużo nie tylko na siebie oczywiście, ale często kupuję oczami albo na wszelki wypadek. 

Muszę się więc nauczyć, że to co gotuję dla chłopa nie jest dla mnie (zmiana nawyków w jego przypadku nie jest możliwa, próbowałam 100 razy), a dla siebie będę robiła pudełeczka z określoną kalorycznością. Zakupy dla mnie tylko do zaplanowanych pudełeczek. Taki mam plan. A i będę jadła od 11 do 19. 

No i aktywność, na "you tube" taka pani Ola Żelazo prezentuje różne krótkie filmiki z ćwiczeniami np. dla seniorów, albo otyłych, albo na stojąco, czasem ćwiczę tylko mało się przykładam z jej 20 minut mnie wychodzi 7. Będę się przykładać, albo przeproszę się orbitrekiem bo stoi i się kurzy.

Nie ukrywam, że bardzo liczę na Wasze wsparcie. 

To tak w TEORII. Od dziś zaczynam PRAKTYKĘ.

Śpieszę układać plan na dziś. Mam czas do 11. Żeby chudnąć trzeba pochłaniać mniej kalorii niż się potrzebuje, ja podobno potrzebuję 1993 kcal to muszę ograniczyć do 1500 kcal. 

Miłego dzionka dziewczynki. Fifty trzymam kciuki za wytrwałość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
18 godzin temu, PRAWIE 50-TKA napisał:

Największy jest problem z trzymaniem diety. Codzienne kombinowanie i liczenie. Dlatego tzw diety cud nie ma. Przy insulinooporności ma sens tez ten post przerywany i do tego trzeba odstawić pewne rzeczy: chrupiące bułeczki (białe pieczywo), coca-colę (napoje gazowane), winko czerwone (alkohol), słodycze. No i nie jeść obiadów, które się z mozołem przygotowuje mężowi (schabowe, pomidorowa z makaronem, spagetti itd) tylko produkować dla siebie cos innego. Niby to wszystko w teorii proste jest. A i jeszcze znaleźć czas na aktywność fizyczną. Niski indeks glikemiczny też nie jest głupi szczególnie że większość produktów z niskim IG=zdrowe produkty. Tylko to wszystko jest pracochłonne i wymaga zaangażowania i żeby  się chciało jak się nie chce. 

Witaj PRAWIE 50-TKA 🙂
Ja właśnie jestem na takim poście przerywanym. To druga dieta, na której chudnę. Na liczeniu kalorii też chudłam 15 lat temu, ale to liczenie kalorii jakoś teraz mnie odstraszało. Na poście jest super, bo nie liczę, a i tak wychodzi ich niewiele jedząc tylko 8 godzin.  Odstawiłam  colę, słodycze, alkohol, z tym że nie do końca odstawiłam. W sobotę wypiję lampkę wina, w niedzielę czasami dziubnę jakieś ciasto lub deser. Pilnuję się od pon. do piątku, a w niedzielę nagroda 🙂Dieta jest dobra wtedy, kiedy można ją trzymać juz do końca życia, a taki post na jakim jestem mogę. Odstawiłam te złe rzeczy, ale nie katuję się że już nigdy nie zjem ciasta, nie wypiję coli bo to nie logiczne. Na poście jem kotlety, spagetti, placki ziemniaczane, ziemniaki z kalafiorem. I to wszystko na kolację, a jednak schudłam 4 kg w tym miesiącu. Podobno przy poście ostatni posiłek musi być konkretny. Czyli nie sałata z pomidorami, tylko coś co ma jednak więcej kalorii, żeby wytrzymać te 16 godzin bez jedzenia. Kotlety np. odsączam na ręczniku papierowym i wielkość porcji ma znaczenie.  Jem coś konkretnego na kolację, ale nie cały, kopiaty talerz, tylko żeby sobie pojeść. 
Coś w tym jest i podobno tłuste jest lepsze niż słodkie..

17 godzin temu, Fifty napisał:

Wiem, ale mimo wszystko trzeba się zorganizować i zmobilizować jeżeli chce się osiągnąć jakikolwiek efekt, a w moim przypadku te 40 a najlepiej 50 kg to jest po prostu jak Mount Everest do zdobycia.

W moim przypadku mąż jest bezobjawowy. (świeżo po rozwodzie) Także problemu z gotowaniem obiadków dla niego nie ma, a jest raczej problem z tym, że mieszkam blisko rodziny i wszyscy koniecznie chcą mnie dokarmiać. Plus... jest taki problem, że sama w domu nie muszę się tłumaczyć przed nikim dlaczego jak w amerykańskim filmie czasem idę obejrzeć Netflix z pudłem lodów pod pachą 😅

Może trochę przesadzam z tymi lodami, ale rzeczywiście czasami jem trochę bez kontroli. Dlatego podstawa to wziąć się za reorganizację stylu życia, bo jak będziemy żyły dalej w ten sam sposób to z pewnością niewiele się zmieni.

Witaj Fifty 🙂
Trzeba się trochę przestawić. Zacząć już na zakupach. Wszystko jest do ogarnięcia, a najtrudniej jest zacząć. Ja zaczynałam od października. W sensie wiedziałam że muszę schudnąć, wiedziałam że ślub syna w maju i wydawało mi się że zdążę, że mam czas. Zrobił się nagle kwiecień i  też nie miałam chęci. 
I nagle po świętach, kiedy ciężko mi było buty zapiąć bo mi zaczęło brzuszysko przeszkadzać, powiedziałam "dość".
Dosłownie z dnia na dzień postanowiłam że jem między 12.00 a 20.00 i zaczęłam. Ograniczyłam do minimum te niezdrowe rzeczy, zamieniłam na zdrowe.
Mąż długo nie mógł zaskoczyć że jestem na diecie, czasami jeszcze w niedzielę gdy robi kawę to mnie pyta jaką i czy słodzę. Do 12.00 konsekwentnie nie, potem lubię wypić kawę z mlekiem i z jedną łyżeczką cukru. 
I fajne jest to, że nic nie liczę, tylko patrzę na zegarek. 
 

17 godzin temu, PRAWIE 50-TKA napisał:

Z trzymaniem się konkretnej  diety u mnie krucho, nie jestem konsekwentna i szybko rezygnuję. Kiedyś stosowałam taką dietę 17-to dniową i to była jedyna dieta na której schudłam ale potem jojo. 

To może zacznę od tego przerywanego postu ( jem 8 godzin), wykluczenia największych grzechów ( węglowodany proste, cukier, zbyt duże porcje), i 30 minut ćwiczeń dziennie. No i zważenia się bo ostatnio unikam wagi jak ognia. Może meldowanie co i jak mi idzie zmobilizuje mnie jakoś.

Polecam ten post. Mnie ginekolog powiedziała, że w moim wieku to już z wagą będzie coraz gorzej. To też mnie zniechęciło do diet, ale ten post mimo mojego wieku daje radę i spodobało mi się takie jedzenie. Najgorszy był pierwszy tydzień. Teraz już automatycznie wiem kiedy zjeść i co.

14 godzin temu, 1 2 3 napisał:

 Wczoraj przeczytałam o metodzie pewnej dziewczyny. Robi sobie spis ulubionych potraw w każdej kategorii. Ulubiona mrożonka, owoc, wędlina, jogurt. I zawsze ma w lodówce zdrowe przekąski.  😉 No i teoria taka mądra, a praktyka gra na nosie!

Hej 1 2 3  🙂
Jest to super pomysł! Kupuję to i zastosuje u siebie. Tyle że po ślubie, czyli zajmę się tym we wtorek na spokojne. Zresztą i tak w tym tygodniu nie robię zakupów, bo wyjeżdżamy. 
W teorii to ja też taka mądra 😄
 

17 godzin temu, Fifty napisał:

Aha no i co bardzo ważne musimy coś ćwiczyć bez tego niewiele się wydarzy. Ja w ogóle nie ćwiczę i muszę sobie wyrobić taki nawyk. Postaram się do końca miesiąca ćwiczyć 10-15 minut dziennie. Wiem że to mało i może niewiele daje, ale chodzi o zasianie nowych nawyków.

Wiesz, mój syn jest trenerem personalnym  (wiecie dziewczyny jak on mnie ciśnie codziennie o ćwiczenia? jak kontroluje jednym okiem co jem? i jeszcze komentuje...), i jak mu mówiłam całymi latami, że ćwiczenie  przez godzinę raz w tygodniu jest bez sensu, to on twierdzi że nie.  Że to bardzo pomaga. O te 15 min. dziennie to go dopytam z ciekawości, ale myślę że powie że super 🙂 Przecież najważniejsze to zacząć, potem juz z górki. Małymi kroczkami i do celu. 
 

3 godziny temu, Fifty napisał:

Dzień dobry .. dziś od 4:30... 😅 Ptaszki śpiewają, Widno. .. Wstałam... Sporządziłam wstępny pomiar. Od teraz już uważam co jem i min.15 minut ćwiczeń codziennie (może oprócz niedziel, bo w niedzielę to wolny czas oddam na jakieś sprawy urodowe i modowe. ☺️ 

Myślę, że na początku trzeba pisać co było ogólnie do jedzenia (dla własnej wiedzy), bo człowiek czasem  wrzuca jak w śmietnik i zapomina. Założyłam sobie do tego notatnik. 😅👍

Przy okazji potrzebuję trochę mocniej oszczędzać, więc będzie "challenge" żeby jak najmniej chodzić po spożywkę. 

A tak w ogóle.. dużo wydajecie tygodniowo na jedzenie? Jak często do sklepu? 

Witaj Fifty 🙂
To z Ciebie tez ranny ptaszek 🙂
Fajnie że zaczęłaś. Trzymam kciuki.
Z notatnikiem bardzo dobry pomysł. Jak jesteś na liczeniu kalorii, to jedyny sposób by to jakoś ogarnąć i kontrolować. 
Ja np. do sklepu chodzę w piątki. Na plac z warzywami też w piątek. Kupuje na cały tydzień owoce, nabiał, mięso, chleby piekę sama dwa razy w tygodniu. Z racji pracy tak sobie wybrałam. 
Wydaję ok. 250zł tygodniowo. Czasami więcej, czasami jak wyjmuję coś z zamrażarki i nie muszę kupić to mniej. Często kupuję na promocji. Idę do sklepu i widzę filety z kurczaka na promocji duże opakowanie to kupuję, dziele na porcje i mrożę. Potem juz nie muszę myśleć o mięsie. 
 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witajcie dziewczyny 🙂
Dziękuję za gratulacje, to nasza pierwsza wnusia 🙂

Wczoraj miałam goniony dzień. Pobiegłam na pedicure, potem po sklepach za tymi gaciami wyszczuplającymi. 
Wpadłam do sklepu z bielizna i mówię, że potrzebuję schudnąć do soboty i czy ma taka bieliznę. 
Dała mi "M" do mierzenia. Mało wyszczuplała, więc poprosiłam o "S". Tej to nawet do kolan nie naciągłam. Jadę więc gruba. 
Po sali będę się przemieszczać na wdechu, a na wydechu będę siedziała przy stole i tyle. 
Może nikt nie zauważy 😄
Do postu wrócę w poniedziałek. Odpuszczam na dwa dni. 
Teraz biegnę sprzątać i się pakować na jutro. 

  • Haha 1

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

No ja na ślub córki też takie gacie na ramiączka kupiłam i założyłam oczywiście, chociaż to było prawie niewykonalne, górą zakładałam bo dołem ni cholery. No ale jak zdejmowałam to myślałam że już na zawsze zostanę ze skrzyżowanymi wyciągniętymi do góry rękami związanymi gaciami. 

Damradę

Czytałam o tym poście przerywanym, jednak tzw "ujemny bilans kaloryczny trzeba zachować. Spróbuję. Za jakiś czas jak, wytrwam to, będę wiedziała co jeść i ile. Na pewno zawalczy to z moją insulinoopornością. Właśnie czekam na "okno żywieniowe" posiłek gotowy, głodna fizycznie nie jestem, ale w głowie to już inna bajka - zjadłabym wszystko.  

Fifty może spróbujesz spaceru z kijkami. 

  • Haha 2

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Oj Dziewczyny.. uśmiałam się. Znam to uczucie gdy nie można wydostać się z ciucha 😂. Znam chodzenie pod tytułem "pozycja plażowa" czyli wdech na maksa, cycki wypięte, łopatki ściągnięte, brzuch wciągnięty, tyłek spięty. Męczarnia. Szczególnie teraz to mam rodzaj brzucha, którego wciągnięcie to już prawdziwa fizyka kwantowa 😂😂😂. Cieszcie się że nie musimy pomykać w gorsetach - jak panie ze średniowiecza.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, PRAWIE 50-TKA napisał:

 No ale jak zdejmowałam to myślałam że już na zawsze zostanę ze skrzyżowanymi wyciągniętymi do góry rękami związanymi gaciami. 

😁😁🙃  Dlatego mówią, że cel uświęca środki.   Damrade, dam Ci radę 😉 zamiast przemieszczać się po sali z wciągniętym brzuszkiem albo siedzieć za stołem poprostu wyluzuj! Kobieto, przecież nie żyjemy dla satysfakcji innych! Masz święto: żenisz syna! Ciesz się i baw! Przeżywaj radośnie  każdy moment imprezy. Świętuj, bo pracujesz nad sobą i robisz coś dla siebie. Na ten moment jesteś jaka jesteś, ale to jesteś właśnie Ty. Bądź sobą! Bo nie waga o Tobie stanowi. Zadbaj raczej, aby się wyspać, nawodnić przed imprezą. Uśmiech na twarzy. I mocno wyściskaj Syna i Synową. Cudownego wesela i baw się dobrze!

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Witam sobotnio. Dziś zjadłam późniejsze śniadanie. Waga przed śniadaniem 72kg. Rekord życiowy. Chyba gdzieś wpadają mi dodatkowe kalorie. Pewnie to ciasto. Chleba prawie zero, a ciasto to te same węgle i sporo cukru. Dziś zjadłam owsiankę. Na obiad rosół i ryba z kaszą jaglaną i mizeria. Drugiego nie dojadłam. Po rosole urósł mi brzuch. Nie wiem, czy to wątroba nie fiksuje? I drugie danie się nie zmieściło. Ale rano kupiłam dwa lody i zjadłam je zaraz po obiedzie. A potem dokonałam pomiarów swoich obwodów. Niestety, nie jest dobrze. Mierzyłam się, ale nie wiem czy w dobrych miejscach. Talia 85cm, brzuch 96cm, biodra 99cm. Ud już mi się nie chciało. BMI ponad 25, czyli nadwagą. Stosunek tali do bioder 0,8, czyli jabłko, otyłość groźna dla zdrowia i życia. Chyba chaotycznie podchodzę do odchudzania. I słabe efekty. Będzie gorzej. Przejechałam się ciut rowerem. Powozilam drwa do szopki. I pewnie to nic nie da, bo kalorii więcej niż spalam. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×