Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość October

Zony erotomanów/seksoholików - proszę o pomoc!!!

Polecane posty

Gość Kobiety
A czy pomyślałaś też "Czy będzie z niego jeszcze kochający i wierny mąż..?" Czy już raczej nie rozpatrujesz tego w tych kategoriach..?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie, nie myślę już w tych kategoriach, to smutne a jednocześnie daje nadzieję na przyszłość Nie wierzę już w jego wierność Co do uczuć - tak, jestem pewna, że jeśłi chodzi o uczucia, to akurat na brak ich okazywania to nie narzekałam. W TYM WŁAŚNIE PROBLEM, że były chwile, gdy otrzymywałam od niego tak dużo uczucia własnie, słów, dowodów dbałości o mnie... Gdyby tego nie było, to odeszłabym z łatwością, co miałabym do stracenia?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Seksoholizm
Z tym seksoholizmem - jeśli to choroba jak alkoholizm, to chyba wirus ;-) bo połowa aktorów z Hollywood już to ma, a druga połowa marzy, żeby mieć. W ten sposób można by wytłumaczyć wszystko :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ta trzecia
Groźba telefonu do żony niestety nie pomogła;( ;( przeciwnie, wzbudziła w nim agresje i zaczął mnie szantażować ze wszyscy sie dowiedza ze spotykalam sie z zonatym facetem i ze tak to ubarwi ze zabiora mi dzieci(mam dwie dziewczynki),powie ze bylam prostytutką itp...wiecie co? zdaje sobie sprawe,ze nie powinnam sie w to pakowac ale sie wpakowalam...faceci potrafioą omamic i kłamać...a teraz siedze i rycze bo nie umiem sie go bezpiecznie pozbyć...mogłabym co prawda spotkac sie naprawde z jego zoną..ale po co ją ranić? ona nie jest niczemu winna, nie chcialabym zeby jeszcze ją ten drań skrzywdził.musze cos wymyslec.tak, zeby dostał porządnie po tyłku i zeby na długo odechciało mu sie chodzic na baby, oszukiwac wszystkich dookoła i igrac z czyimis uczuciami..pomózcie mi prosze...licze na was bardzo.biore leki antydepresyjne bo nie moge zniesc jego towarzystwa, kłamstwa, obłudy i tego ze tak wszystkich krzywdzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __małgośka_m
do góry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
Witam wszystkie z "podobnego" klubu Przede mną trzy dni wolne, a ja zamiast cieszyć się, przeżywam maraz i depresję..Zbieram się do przeprowadzenia ostatecznej rozmowy z moim "mężem" ale sama nie wiem, co zrobię potem, gdyż liczę , że on nie wyjdzie z domu A wówczas ja będę już musiałą być konsekwentna..Czara goryczy przelała się, gdyz moje milczenie nie przeszkodziło mu w molestowaniu seksualnym..Wypłakałąm się ale i wypłukałąm z sił i wiem, że MUSZĘ coś z tym zrobić, bo wykończę się psychicznie Łudziłąm się, że nawet, jeśli milczę, to będę mogła w spokoju trwać z nim pod jednym dachem. Niestety, dla swojego dobra psychicznego i fizycznego, muszę ewakuować się..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozerwana, trzymaj się dzielnie! Nie poddawaj się! Walcz o siebie i nie oddawaj przedpola! Trudno mi Tobie radzić, bo tak naprawdę tylko Ty wiesz, co dla Ciebie najlepsze, ale moim zdaniem może powinnaś przeprowadzić rozmowę i dać mu np tydzień na znalezienie mieszkania i złożyć znowu pozew, a po tygodniu jeśli się nie wyprowadzi , to zmienić zamki ... Nie poddawaj się, ewakuacja będzie kłopotliwa dla Ciebie i dla dzieci, a wygodna dla niego, a potem on może to wykorzystać w sądzie, że Ty go opuściłaś albo cos w tym stylu.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
Dzięki Ci October za mądre życiowe rady..Rozmowę mam już za sobą i nie wiem, czy czuję się lepiej, choć osiągnęłam wszystko, na czym mi zależało Mój mąż zgodził się na wyprowadzenie się z domu Ma czas do końca roku, a ja w tym czasie mam "wygospodarować " kasę na kupno mu mieszkania Takie rozwiązanie satysfakcjonuje mnie, ale psychicznie czuję się zdruzgotana Boję się pustki, samotności, braku kogoś, z kim spędziłąm 21 lat!!!Wciąż płaczę, przeraża mnie wizja samotnej matki z dwojgiem dzieci, samotnyvh urlopów czy świąt Wiem jednak, że muszę przeciąć tę pętlę, bo nie wierzę, że mogłoby być lepiej On już nigdy nie zmieni się, a ostatnie 3 lata są tego dowodem Wiem że nigdy nie wymarzę do ze swojego serca, że ćwierć życia z nim na zawsze pozostanie we mnie..I boję się tego, czy potrafić będę żyć ze świadomością, że zostałąm sama, na włąsne życzenie, a on jest z kimś Zresztą, cały czas zmianiał kochanki, więc tym mnie nie zaskoczy, ale nie wiem, czy lepszy jest status zdradzanej żony czy samotnej matki z dwojgiem dzieci??October! Jak Ty godzisz się z taką wizją przyszłości??Czy zaakceptowałąś już ją??Jak samopoczucie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kobiety
rozerwana Jak możesz myśleć, że lepiej jest być zdradzaną żona (tu nie chodzi o jeden głupi skok w bok, ale dużo przykrych sytuacji i romansów), niż samotną matką...??? Zastanawiasz mnie...czym się sugerujesz,..? Tym, że byłaś z nim 21 lat........... i trudno..!! Stało sie..a czy myslisz, że to było normalne zycie..?? Czy mordęga..? Co zyskałas będąc z nim..? Romanse i molestowanie seksualne...??? Kobiety czy Wy w ogóle wiecie co to znaczy być kochaną i szczęśliwą...??!! Nie zastanawiać się co ten WASZ MĄŻ zrobi jutro czy pojutrze..? I z kim..? Ja rozumiem, że jest trudno i ciężko, że macie pełno sentymentów związanych z nim, ale czy to daje im pozwolenie na to żeby z WAS zrobili...Myśle, że szkoda życia..!! Nigdy nie jest za późno na zmianę, nigdy..!! Jak sobie to wszystko dobrze ułożycie to nigdy nie będziecie samotne, może przez chwile same ale nie samotne.!! Powodzenia!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
Dzięki Kobiety na przemyślenia i zdrowe podejście do zagadnienie Ja wiem, że logicznie rzecz ujmując, nie powinnam zastanawiać się nawet chwilkę tylko pełna zniecierpliwienia oczekiwać dnia, w którym mąż zamknie za sobą drzwi Ja to wiem..ale serce trudno przekonać Nie, nie cofnę się z podjętych decyzji Wolę być sama niż nadal cierpieć i nie mieć wizji zakończenia cierpeinia Wierzę, że ono kiedyś skończy się i wreszcie zaświeci mi słońce A tak??Wizja dozgonnej drogi krzyżowej Jestem dumna z siebie, ze swoich ustaleń i mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie mi coraz lepiej , także psychicznie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto odpowiedź
Współuzależnienie Szacuje się, że około 80 milionów ludzi jest uzależnionych od alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu. Osób współuzależnionych jest odpowiednio więcej... "Dlaczego się z nim (z nią) nie rozwiedziesz?" - wielu znajomych ma ochotę zadać to pytanie obserwując pełne cierpienia i upokorzeń codzienne życie żony czy męża osoby nadużywającej alkoholu, narkotyków, Internetu czy hazardu. Równie dobrze można zapytać alkoholika: "Dlaczego po prostu nie przestaniesz pić?" Współuzależnienie można opisać jako zespół cierpień i zaburzeń członków rodziny osoby uzależnionej, rodzaj uzależnienia jest dowolny. Jest to cena, jaką płaci rodzina i bliscy osoby uzależnionej za życie w sytuacji uporczywego stresu. Zaobserwowano, że u tych osób pojawiają się fizyczne, emocjonalne, duchowe i intelektualne zmiany, które prowadzą do stanu przypominającego uzależnienie. Życie z osobą uzależnioną to życie w stanie ciągłego pogotowia emocjonalnego, czegoś w rodzaju "wysokiego napięcia". To powoduje poważne konsekwencje dla zdrowia psychicznego, m.in.: - dojmujące cierpienie i gwałtowne zmiany nastroju (huśtawka emocjonalna), czarnowidztwo, nastroje depresyjne, zamęt uczuciowy, - poczucie niskiej wartości, - zaburzenia psychosomatyczne: bóle głowy, mięśni, serca, brzucha, wrzody żołądka, i inne z nerwicą włącznie, - depresja, myśli samobójcze, - zażywanie leków uspokajających, nasennych, alkoholu dla uśmierzenia bólu, napięcia i niepokoju, niekiedy prowadzi to do uzależnienia, - nałogowe zachowania, jak np. zakupoholizm, obsesyjne jedzenie, - zaburzenia sfery seksualnej, - pustka duchowa - nerwowa koncentracja na szczegółach życia codziennego, bez niezbędnego dystansu do spraw drobnych i wypływające stąd: rozpacz, desperacja i brak nadziei, - brak zaufania do wszystkiego i wszystkich, - bardzo silny lęk przed wszelkimi nowościami i zmianami; Małżonkowie i dzieci osoby uzależnionej albo rozpaczliwie walczą, usiłując powstrzymać jej nałóg, nierzadko uciekając się do sposobów, które niestety przynoszą same negatywne skutki, albo co gorsze, rezygnują z nadziei na lepsze jutro, godząc się z ponurą rzeczywistością. Powstaje wówczas głębokie uwikłanie się w chorobę bliskiego członka rodziny. Z konsekwencji tego destrukcyjnego wpływu swoich partnerów, sami współuzależnieni nie zdają sobie często sprawy. Równie często nie potrafią zaobserwować negatywnych zmian swojej osobowości i sami sobie pomóc. Osoby współuzależnione recytują długie listy win swoich partnerów czy partnerek, skupiając się na tym co te osoby myślą, mówią, czują. Doskonale wiedzą co alkoholik, narkoman, hazardzista powinien zrobić, jakie decyzje podjąć, dlaczego tak nie postępuje, dlaczego zrobił coś, czego nie powinien. Współuzależnieni, mimo tak świetnej orientacji dotyczącej innych osób, nie potrafią dostrzec co się z nimi samymi dzieje. Mają kłopoty ze zdefiniowaniem swoich uczuć, potrzeb, nie wiedzą, jak rozwiązywać własne problemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto odpowiedź
c.d. Oto jak swoje przeżycia opisuje współuzależniona od męża alkoholika - Stefania: - Kiedy mąż zaczął znikać na alkoholowe libacje postanowiłam, że to ukrócę. Zaczęłam go tropić, na siłę przyprowadzałam do domu. Starałam się, by tego wszystkiego nie widziały dzieci. Rano, gdy się budził, robiłam mu awantury, wymówki. Ale on pił jeszcze więcej, zaczął też mnie bić, obrzucać wyzwiskami... - Czy próbowałaś o tym z kimś porozmawiać? - Ależ nie. Wstydziłam się, niestety. Poza tym byłam mocno przekonana, że sama sobie z tym wstydliwym tematem poradzę. - Czy to ci się udało? - Niestety nie. Podejmowałam rozpaczliwe próby namówienia go, by zgłosił się do poradni odwykowej, zabierałam mu pieniądze, przychodziłam z dziećmi po niego do pracy. - Czy twoje działania przyniosły jakieś pozytywne efekty? - Żadnych. Robił co chciał, a ja zaczęłam zaniedbywać swoje obowiązki w pracy, gdyż coraz więcej czasu zaczęłam poświęcać na to, by załagodzić skutki jego picia. Załatwiałam mu usprawiedliwienia do pracy - bałam się, że ją straci. Zaczęłam bardzo niepokoić się o dzieci, gdy zostawały z nim same i dlatego często zwalniałam się z pracy lub wymykałam po kryjomu, by sprawdzić co dzieje się w domu. Wszystko to wykańczało mnie psychicznie. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. - I co było dalej? - Uwierzyłam, że alkoholizm męża to moja wina. Popadłam w taką depresję, że dwa razy próbowałam popełnić samobójstwo. W końcu znalazłam się wśród specjalistów poradni odwykowej, którzy pomogli mi powrócić do normalnego życia. Wyróżniono kilka faz, przez które przechodzi każda współuzależniona osoba próbując przystosować się do rozwijającego się nałogu partnera: - bezskuteczne interwencje i doszukiwanie się powodów powstania nałogu bliskiej osoby, - izolacja rodziny od otoczenia, ukrywanie problemów i koncentrowanie się na utrzymaniu rodziny w całości za wszelką cenę, - kontrolowanie nałogu i zachowań osoby uzależnionej, - poddanie się czyli pogodzenie się z patologiczną sytuacją, rezygnacja i utrata nadziei na jakąkolwiek poprawę, skoncentrowanie się na minimalizowaniu szkód związanych z nałogiem partnera; Współuzależnione osoby REAGUJĄ na ludzi, którzy sami się wyniszczają i w ten sposób UCZĄ SIĘ WYNISZCZAĆ SAMYCH SIEBIE. Klucz do rozwiązania problemu tkwi w przełamaniu wstydu i poczucia bezradności i sięgnięciu po dostępną pomoc - profesjonalną terapię i poradnictwo, grupy samopomocowe Al-Anon. Na początku długiej drogi zdrowienia najważniejsze jest zrozumienie istoty własnego współuzależnienia. Poznanie zachowań, uczuć, postaw, które mu towarzyszą. Następnym krokiem jest "oderwanie się" od przedmiotu swojej obsesji. Nie znaczy to,że musimy opuścić osobę, o którą się troszczymy, którą kochamy. Oznacza to, że musimy oderwać się od bólu, który sprawia nam angażowanie się w sprawy tej osoby. Musimy uwolnić się od niezdrowych ingerencji w życie i obowiązki tej i innych osób, od problemów, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Są bowiem w naszym życiu rzeczy, na które nie mamy wpływu - nie warto więc na siłę ich zmieniać "walcząc z wiatrakami". Trzeba odnaleĽć i dogłębnie poznać samych siebie. Polubić i pokochać siebie takich, jacy jesteśmy naprawdę. " Nie jest łatwo znaleĽć szczęście w sobie, ale nie można go znaleĽć nigdzie indziej" - Agnes Repplier "The Treasure Chest". Możliwości bezpośredniego oddziaływania na drugiego człowieka są niewielkie. Możemy natomiast wpływać na innych w sposób pośredni, to jest poprzez zmianę własnej postawy względem nich. Ta zmiana postawy wymusza często zmianę w zachowaniach drugiej osoby, szczególnie wówczas kiedy istnieją silne powiązania rodzinne, emocjonalne czy finansowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Oto odpowiedź
c.d. Cechy zachowania osoby współuzależnionej : * uporczywe używanie nieskutecznych rodzajów wpływu na zachowanie osoby uzależnionej i/lub relacji z tą osobą; * nieskuteczność, lub ograniczone zdolności przeciwdziałania destrukcji; * ograniczone umiejętności fizycznego i psychicznego wycofania się z relacji (dystansowania się, ekranowania).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kobietki kochane, znowu wypisałam do wszystkich epistoły na 3 strony i komp zawiesił się przy wysyłaniu.... A tak się \"wywnętrzniłam\" :-( Nie mam siły, idę spać, dobranoc wszystkim i zajrzę tu jutro

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Rozerwana
Nie przejmuje sie kompem October, biednemu wiatr w oczy...Własnie dzis, zanim ujrzałam Twój wpis, postanowiłam, że odezwę się do Ciebie, gdyz ciekawi mnie, co u Ciebie??Czy sytuacja drgnęła w którąś ze stron??Przyznam, że Twoją sytuację przeżywam podobnie jak swoją, gdyż obie jedziemy na tym samym wózku, a wkrótce moge równiez sama zostać w domu z dziećmi Niby mąż zgodził się na wyprowadzenie się z domu (do końca roku) ale po tej decyzji, chyba przemyślał wszystko i zanów zaczął zabiegać, starać się, pomagać w kuchni i przy dzieciach..I stan zawieszenia trwa nadal...ale prawie nie rozmawiamy, nigdzie razem nie jeździmy, oddalamy się...Rozstanie jeste nieuchronne, choc oboje z nas bardzo tego obawiamy się Za dużo jednak zdrad i niewiary w zerwanie z nałogami, by widzieć światełko w tunelu...A co u WAS kobietki???Czemu nagle zamilkłyście..Buziaki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj, ja wcale nie zamilkłam, wczoraj napisałam obszernie do Ciebie, tej drugiej, i Kobiety. Ale mi wszystko zniknęło i nie miałam siły pisać raz jeszcze, bo było tego dużo. Reasumując, pisałam w części do Ciebie, że u mnie bez zmian, mąż też po chilowym ataku złości w zeszłym tygodniu robi kroki pojednawcze. Ja nie poddaję się. Pisałam o uczuciu samotności, ale pamiętam też samotne trwanie w małżeństwie, kiedy jego nie było gdy powienien był być i moją frustrację i złość. Teraz też jestem sama, a frustracja i złość może niedługo odejdą... i wtedy zapanuje sposkój :-) Czasem miewam przebłyski tego spokoju, choć kontakt z nim to burzy. Przyznaję rację Kobiecie - nie ma nic gorszego niż życie ze zdradzającym mężem, bo wtedy ucczcucia szaleją, lepiej być samą, przynajmniej wie się, na czym się stoi. Jestem sama i muszę sobie z tym poradzić. Możę będzie kiedyś lepiej. Na pewno będzie kiedyś lepiej. Co do męża- odpowiadając na Twoje pytanie - tak, czasem myślę ze złością, że on teraz \"używa życia\" i jest mi przykro, bo sama dałam mu wolną rękę. Z drugiej strony, przecież ja też mogłabym używać życia, w końcu istnieją nianie i stać mnie na nią, więc to, że nie puszczam się na lewo i prawo, to tylko mój wybór, moje wartości, moje życie. A on robił to niezależnie czy był ze mną czy nie, nie wiem, czy teraz jest mu z tym lepiej (?), chyba jednak włąśnie nie, bo część adrenalinki, posmak owocu zakazanego, mu odpadła - w końcu może robić co chce. Nie mam na to wpływu i tak, przecież realnie nigdy nie miałąm, więc pocieszam się, że kiedyś przestanie mnie obchodzić, co on robi i będzie lepiej :-) Co do Twojej rozmowy z mężem - gratuluję, kolejny krok do przodu! Małymi kroczkami osiąga się często najwięcej :-) Rób tak, jak Ci intuicja nakazuje, co będzie dla Ciebie najlepsze i będzie dobrze. Nie rozumiem tylko, dlacezgo to Ty miałabyś mu wysupływac środki na mieszkanie? W końcu może mieszkać u mamusi, lub kochanki, przecież to nie Ty zburzyłaś Wasze życie, to on powienien był się liczyć z tym, że tak się Wasze małżeństwo skończy z powodu jego - nie Twojego - zachowania i teraz ponieść konsekwencje. A co do Wspólnego domu - cóż - jego dzieci w nim zostają, nawet jeśłi Tobie nie musi zapewnić środków do życia, to dzieciom powienien. Radzę być twardą w sprawach finansowych, bo faceci lubią unikać odpowiedzialności. Ale mi się dobrze radzi - zdałam sobie sprawę, że sama od mojego nic nie chcę :-), ale w cudzych sprawach mam dużo do powiedzenia :-) . No cóż, kwestia optyki, na siebie trudno jest obiektywnie spojrzeć :-) Trzymajcie się kobiety dzielnie, miłego dnia, Rozerwana, Kobiety, ta druga - odezwijcie się proszę do mnie bo wyczuwam wokoło siebie chmury depresji pomimo, iż staram się odpędzić je trochę naciąganym dobrym humorem i sztywnymi uśmiechami

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ks. Marek Dziewiecki
Współuzależnienie, zwane też koalkoholizmem, zaczęło być w sposób systematyczny opisywane i analizowane w literaturze przedmiotu zaledwie kilkanaście lat temu. Ta druga nazwa wzięła się stąd, że odkrycie typowych symptomów współuzależnienia dokonało się w ramach terapii rodzin alkoholików. Dlatego właśnie początkowo uważano, że współuzależnienie jest spowodowane stresem, wynikającym z bliskiego i stałego kontaktu z osobą uzależnioną. W miarę poznawania tego zjawiska stało się oczywiste, że problem jest bardziej złożony. Okazuje się, że gdy uzależnieni przestają pić, to symptomy współuzależnienia u ich bliskich zwykle nie znikają. Czasem stają się nawet silniejsze i jeszcze bardziej dokuczliwe. Kontakt z osobą uzależnioną prowadzi zwykle do pojawienia się symptomów współuzależnienia, lecz prawdopodobnie nie jest ani jedynym, ani podstawowym ich źródłem. Badania skłaniają do wniosku, że osobowość o cechach współuzależnienia kształtuje się już w dzieciństwie, pod wpływem zaburzonych więzi. Zwłaszcza pod wpływem więzi z uzależnionymi rodzicami. W takiej sytuacji dana osoba ma nieświadomą tendencję, by wiązać się w swoim życiu dorosłym i małżeńskim z ludźmi uzależnionymi. A gdy to się już stanie, wtedy pojawiają się symptomy współuzależnienia, które w jakimś stopniu tkwiły w tej osobie od dzieciństwa. Ktoś o dojrzałej osobowości raczej nie zwiąże się z osobą uzależnioną (przypomnijmy tu wspomnianą wcześniej kobietę, która zrezygnowała z zawarcia małżeństwa po tym, jak jej narzeczony po raz drugi w ciągu dwóch lat ich znajomości nadużył alkoholu). Jeśli problemy z alkoholem pojawią się w istniejącym już związku, to dojrzały współmałżonek potrafi reagować stanowczo i kompetentnie już na pierwsze przypadki nadużywania alkoholu. Trwanie latami w destruktywnym związku z osobą uzależnioną jest zatem znakiem, że także ta druga osoba weszła w ten związek z poważnymi trudnościami osobowościowymi. Po kilkunastu latach badań psychologicznych zostały już dosyć szczegółowo opisane podstawowe kryteria i symptomy współuzależnienia. Wśród autorów odnotowujemy jednak nadal spore różnice poglądów na ten temat. W Journal of Psychoactive Drugs (1986) T. Cermak twierdzi, że podstawowe symptomy współuzależnienia to: lokowanie uczucia własnej wartości w zdolności do kontrolowania uczuć i zachowań swoich i cudzych, mimo oczywistych doświadczeń, że konsekwencje są odwrotne; zaspakajanie potrzeb cudzych w sposób uniemożliwiający zaspakajanie potrzeb własnych; zaburzenie systemu granic, zarówno w sytuacjach intymności jak i osamotnienia; bierne trwanie w związku z osobą o zachwianej osobowości (alkoholizm, narkomania, chorobliwa impulsywność); doznawanie bardzo bolesnych emocji lub utrata wrażliwości emocjonalnej w okresie przynajmniej dwóch lat, bez szukania pomocy na zewnątrz. Z kolei P. Mellody (1993, s. 177-8) sądzi, że podstawowe symptomy współuzależnienia to skłonność do następujących skrajności: brak poczucia własnej wartości lub arogancja i poczucie wyższości; nadmierna bezbronność wobec bolesnych przeżyć lub nadmierna odporność (brak wrażliwości); poczucie, że jest się człowiekiem złym i zbuntowanym lub poczucie, że jest się kimś zupełnie doskonałym; nadmierna zależność od innych ludzi lub nadmierna niezależność (utrata potrzeb i pragnień); brak elementarnej dyscypliny i wprowadzanie chaosu we własne życie lub przesadne, natrętne kontrolowanie siebie i innych ludzi. Podsumowując dotychczasowe badania psychologiczne można powiedzieć, że współuzależnienie to nie tylko i nie tyle efekt życia w bliskim kontakcie z osobą uzależnioną, co raczej pewien typ niedojrzałej osobowości, pewna skłonność (związana z osobistą historią rozwoju) do błędnych sposobów reagowania na problematyczne sytuacje życiowe oraz na zaburzone zachowania innych osób. Przebywanie z osobą uzależnioną powoduje oczywiście pogłębienie się trudności związanych z osobowością posiadającą skłonności do współuzależnienia. Życie w bliskim kontakcie z alkoholikiem nie jest zatem jedynym źródłem współuzależnienia. Jest raczej okolicznością, która odsłania osobowościowe problemy partnera, które istniały już wcześniej. W oparciu o dotychczasowe analizy można stwierdzić, że współuzależnienie okazuje się odrębną formą zaburzonej osobowości i wymaga specyficznej interwencji terapeutycznej. Symptomy współuzależnienia nie znikną bowiem w sposób automatyczny po ustaniu problemu alkoholowego czy po zerwaniu więzi z osobą uzależnioną. Terapia współuzależnienia bywa często trudniejsza niż terapia uzależnienia. Po pierwsze, trudniej jest w tym przypadku o prawidłową diagnozę, gdyż zaburzone zachowania osoby współuzależnionej bywają interpretowane jako „normalna” reakcja na życie w bliskim kontakcie z człowiekiem uzależnionym. Po drugie, trudno jest przekonać osobę współuzależnioną, że alkoholizm współmałżonka nie jest jej jedynym problemem. Stąd decyzja o podjęciu terapii wymaga męstwa i łączności z Siłą Wyższą (por. P. Mellody, 1993, s. 179). Po trzecie, w Polsce oferta terapeutyczna w odniesieniu do współuzależnienia okazuje się zwykle mniej profesjonalna i gorzej zorganizowana niż oferta terapeutyczna dla ludzi uzależnionych. Najczęściej nie jest to terapia zamknięta ze specyficznym programem, lecz doraźna pomoc, uzyskana w ramach kontaktu z poradnią przeciwalkoholową, w poradnictwie rodzinnym, w ruchach samopomocy (Al-Anon, Kluby Abstynenta) czy w rozmowach z duszpasterzem. Z tego względu ważną funkcję w udzielaniu pomocy osobie współuzależnionej może odegrać ktoś, kto pełni szeroko rozumianą rolę doradcy duchowego. Pomoc ze strony doradcy duchowego jest konieczna od początku interwencji. Co więcej, jest ona zwykle najważniejsza i najbardziej potrzebna właśnie w początkowej fazie interwencji. Jeśli pierwszy kontakt ogranicza się do rozmowy z lekarzem czy psychologiem, to osoba współuzależniona — po otrzymaniu informacji, że ma ona problemy nie tylko z kimś uzależnionym w swym otoczeniu, także z samą sobą i z własnym życiem — przeżywa rozczarowanie i bunt, często wycofując się z dalszej współpracy. Pierwszym i chyba najtrudniejszym zadaniem doradcy duchowego jest motywowanie osoby współuzależnionej do podjęcia systematycznej pracy nad sobą w ramach terapii lub innej formy systematycznej pracy nad własną osobowością. Osoba współuzależniona jest zwykle przekonana, że to jedynie uzależniony powinien podjąć terapię i że tylko on musi się zmienić. Doradca duchowy powinien nie tylko pomagać takiej osobie w przezwyciężeniu typowego w pierwszej fazie buntu, rozgoryczenia, zniechęcenia, czy lęku. Powinien także ukazywać osobie współuzależnionej pozytywne motywy podjęcia pracy nad sobą. Motywami tymi jest miłość do samego siebie i do najbliższych oraz nadzieja na nową przyszłość. Motywy czysto psychiczne (przezwyciężenie trudności osobowościowych, dążenie do lepszego nastroju emocjonalnego, uczenie się skuteczniejszych strategii rozwiązywania problemów) nie są tu wystarczające. Miłość i nadzieja jest największą siłą motywacyjną. Drugim zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej, by zdobyła się na odwagę całościowego, dojrzałego rozumienia samej siebie i własnej sytuacji. Chodzi tu o odwagę popatrzenia na siebie nie z perspektywy bycia ofiarą, lecz z perspektywy wspólnej historii życia z osobą uzależnioną. Odwaga ta prowadzi do odkrycia prawdy, która wyzwala. Do odkrycia prawdy, że obie strony mogły inaczej postępować i dojrzalej reagować w obliczu pojawiających się trudności oraz że obecnie obie strony — a nie tylko uzależniony - powinny wnieść wkład w budowanie nowej teraźniejszości i przyszłości. Odwaga oznacza też uznanie faktu, że nie tylko uzależniony jest poraniony fizycznie, psychicznie, duchowo, społecznie, moralnie. Również osoba współuzależniona doświadcza problemów osobowościowych związanych z całą swoją historią życia. Przeżywa określone trudności z emocjami, ze sposobami myślenia, reagowania, z nawiązywaniem kontaktów międzyosobowych. Pomoc w rozumieniu samego siebie i własnej sytuacji wymaga wprowadzenia osoby współuzależnionej w płaszczyznę antropologiczną, czyli taką, która uwzględnia całego człowieka, a nie tylko jego sytuację psychiczną. W tej perspektywie trzeba odróżnić osobę od osobowości. Osoba to coś więcej niż ciało, psychika, sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet suma tych wszystkich wymiarów. Osoba to ktoś, kto nie tyle składa się z ciała, psychiki i sfery duchowej, ile raczej ktoś, kto wciela się w te sfery, posługuje się nimi. Kryterium dojrzałości człowieka jest nie tyle obecny stan jego osobowości, co raczej jego sposób kierowania swoją osobowością i sytuacją życiową. W czasie terapii współuzależniony może nie przezwyciężyć wszystkich mechanizmów, sposobów myślenia i przeżywania, związanych ze współuzależnieniem, ale może zająć wobec nich zupełnie nową postawę. Może stać się nową osobą, z nowymi sposobami postępowania i budowania więzi, doświadczając nadal — przynajmniej częściowo — osobowościowych konsekwencji współuzależnienia. Zajęcie nowej, dojrzalszej postawy wobec siebie i świata oznacza przede wszystkim nauczenie się kompetentnej miłości wobec samego siebie. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest zatem ukazywanie kryteriów takiej miłości. Osobie współuzależnionej grożą skrajne postawy wobec samej siebie. Może ona litować się nad sobą i koncentrować na swoim poczuciu krzywdy z powodu życia z człowiekiem uzależnionym. Może też odnosić się do siebie z agresywnością i okrucieństwem, „karząc” się w ten sposób za swoją sytuację życiową. Obie te skrajności są zachowaniami niedojrzałymi i destrukcyjnymi. Tymczasem kompetentna miłość oznacza przyjmowanie własnej rzeczywistości z prawdą i miłością. W kontekście miłości pozytywne prawdy o nas stają się źródłem radości i siły, a prawdy negatywne nie prowadzą do rozpaczy czy okrucieństwa, lecz mobilizują do przezwyciężania trudności oraz do rozwoju. Jednym z podstawowych sprawdzianów miłości wobec samego siebie jest stawianie sobie wymagań. W odniesieniu do osoby współuzależnionej oznacza to podjęcie terapii i wszystkich wysiłków z tym związanych, a jednocześnie przyznawanie sobie prawa do korzystania z pomocy innych ludzi. Drugim sprawdzianem miłości jest pojednanie z samym sobą, czyli przebaczenie sobie przeszłości. Człowiek, który nie potrafi dojrzale pokochać siebie, popada w postawy skrajne. Jedną z nich jest wybaczenie sobie błędów z przeszłości, powtarzając te same błędy w teraźniejszości. Drugą skrajnością jest niezdolność do przebaczenia sobie, gdyż to prowadzi do psychicznego uwięzienia samego siebie w bolesnej przeszłości. Dojrzale pokochać siebie, to wybaczyć sobie to, co było błędne i bolesne w przeszłości, wyciągając wnioski z tych doświadczeń. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej bolesnej przeszłości, ale nie po to, by się nią zadręczać, lecz po to, by nie powtarzać już więcej popełnionych błędów czy doznanych krzywd. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal podtrzymuję żal do innych ludzi i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę. Ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. Przebaczenie innym ludziom doznanych od nich w przeszłości krzywd — nie pozwalając się krzywdzić w teraźniejszości!- leży zatem w interesie osoby współuzależnionej i pomaga jej budować dojrzalszą teraźniejszość i przyszłość. Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem, czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, taką osobowość, takie trudności, takie właśnie więzi z innymi ludźmi. Tak rozumiane pojednanie oznacza przezwyciężenie bezsensownego buntu i destrukcyjnie przeżywanego poczucia krzywdy, a przez to ułatwia mobilizowanie się, by budować nową teraźniejszość. Zadaniem doradcy duchowego jest nie tylko pomaganie współuzależnionemu, by dojrzale pokochał samego siebie, lecz by podobną miłością objął innych ludzi, w tym także osobę uzależnioną. Również tutaj grożą postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwne litowanie się nad uzależnionym, a drugą skrajnością jest wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzała miłość jest działaniem (konkretne słowa i czyny), dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby. Dojrzale pokochać osobę uzależnioną to najpierw poznać mechanizmy jej choroby (kompulsywne regulowanie emocji drogą chemiczną; system iluzji i zaprzeczeń; ekstremalne skoki w przeżywaniu samego siebie; manipulowanie najbliższym środowiskiem, by tworzyć sobie komfort picia). Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu, ty ponosisz konsekwencje”. Ponoszenie przez uzależnionego bolesnych konsekwencji sięgania po substancje uzależniające jest bowiem koniecznym warunkiem uznania prawdy o sobie i podjęcia terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że współmałżonek uzależnionego (najczęściej żona) nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia go w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by uzależniony był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej. Tak rozumiana kompetentna miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli osoba współuzależniona pozostaje sam na sam z alkoholikiem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie. Potrafi kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga zatem wyjścia z ukrycia i osamotnienia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy (grupy Al-Anon i Kluby Abstynenta). Czasem konieczny jest także kontakt z urzędem gminnym, psychologiem, prawnikiem, policją. Jednak nawet wtedy, gdy współuzależniony otrzyma pomoc z zewnątrz, może się okazać, że ze względu na agresywność czy wręcz brutalność uzależnionego, nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wtedy rozstanie się z osobą uzależnioną. Taka sytuacja tworzy warunki, by pijący rzeczywiście sam ponosił wszelkie konsekwencje swojej choroby. Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Zadaniem doradcy duchowego, jest precyzyjne wyjaśnianie, że odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty. Jest natomiast - bolesną z konieczności - formą dojrzałej miłości wobec osoby, która niszczy siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, to można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe (np. kilkumiesięczne). Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony — ponosząc konsekwencje własnej choroby — uznał, że jest alkoholikiem i by podjął terapię. Jeśli takie rozwiązanie — zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych — nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie. Dla osób wierzących, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem w takiej sytuacji jest separacja, dokonana przed sądem kościelnym. Separacja nie zrywa więzi małżeńskiej, ani nie łamie przysięgi małżeńskiej. Kościół Katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Wspólne mieszkanie małżonków — nie. Kościół ustanowił instytucję separacji małżeńskiej na czas, w którym bycie razem nie jest możliwe, gdyż jedna ze stron — ze względu np. na złą wolę czy uzależnienia — nie jest w stanie respektować złożonej przez siebie przysięgi małżeńskiej, zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości. Obecnie mamy już w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu osoba współuzależniona na mocy separacji może uzyskać podział majątku i świadczenia alimentacyjne. Niektórzy doradcy duchowi wyrażają obawy, czy w ogóle można wziąć pod uwagę separację w sytuacji choroby alkoholowej i czy współuzależniony — na skutek cierpienia - nie jest skłonny do pochopnego podjęcia decyzji o rozstaniu. Doświadczenie wskazuje, że — zwłaszcza kobietom współuzależnionym - grozi raczej tendencja odwrotna. W Polsce żyją tysiące kobiet, które przez dziesiątki lat są maltretowane przez mężów alkoholików, a mimo to nie decydują się na czasowe nawet rozstanie. Fakt ten nie jest zaskoczeniem, gdyż jednym z podstawowych symptomów współuzależnienia jest tendencja, by trwać w toksycznym związku. Tendencja ta widoczna jest zdecydowanie bardziej u kobiet niż u mężczyzn. Okazuje się bowiem, że 90% kobiet pozostaje we wspólnocie mieszkania z alkoholikiem, podczas gdy 90% mężczyzn opuszcza swoje żony — alkoholiczki. Myśl o rozstaniu jest decyzją wyjątkowo trudną i bolesną dla współmałżonka, który kocha osobę uzależnioną. W tej sytuacji zadaniem doradcy duchowego jest wskazywanie na tych, którzy umieją dojrzale kochać w obliczu dramatycznych okoliczności. Sądzę, że bardzo czytelnym wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach, jest znana przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11 — 32). Ojciec potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi. W tak dramatycznej sytuacji ojciec nie cofa swej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Ojciec pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale. Jeśli współuzależniony zmuszony jest do rozstania z alkoholikiem, to powinien powiedzieć samemu sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że uzależniony uświadomi sobie swoją chorobę, że podejmie terapię i zmieni postępowanie. Wtedy stanie się możliwe odzyskanie wspólnoty życia i zamieszkania. Zadaniem doradcy duchowego jest precyzyjne wyjaśnianie powyższych zasad kompetentnej miłości. Warto też, by doradca duchowy - jeśli nie jest księdzem - sugerował osobie współuzależnionej nawiązanie kontaktu z duszpasterzem, przed podjęciem decyzji o czasowym rozstaniu czy o formalnej separacji. Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ks. Marek Dziewiecki
...w ruchach samopomocy (Al-Anon, Kluby Abstynenta) czy w rozmowach z duszpasterzem. Z tego względu ważną funkcję w udzielaniu pomocy osobie współuzależnionej może odegrać ktoś, kto pełni szeroko rozumianą rolę doradcy duchowego. Pomoc ze strony doradcy duchowego jest konieczna od początku interwencji. Co więcej, jest ona zwykle najważniejsza i najbardziej potrzebna właśnie w początkowej fazie interwencji. Jeśli pierwszy kontakt ogranicza się do rozmowy z lekarzem czy psychologiem, to osoba współuzależniona — po otrzymaniu informacji, że ma ona problemy nie tylko z kimś uzależnionym w swym otoczeniu, także z samą sobą i z własnym życiem — przeżywa rozczarowanie i bunt, często wycofując się z dalszej współpracy. Pierwszym i chyba najtrudniejszym zadaniem doradcy duchowego jest motywowanie osoby współuzależnionej do podjęcia systematycznej pracy nad sobą w ramach terapii lub innej formy systematycznej pracy nad własną osobowością. Osoba współuzależniona jest zwykle przekonana, że to jedynie uzależniony powinien podjąć terapię i że tylko on musi się zmienić. Doradca duchowy powinien nie tylko pomagać takiej osobie w przezwyciężeniu typowego w pierwszej fazie buntu, rozgoryczenia, zniechęcenia, czy lęku. Powinien także ukazywać osobie współuzależnionej pozytywne motywy podjęcia pracy nad sobą. Motywami tymi jest miłość do samego siebie i do najbliższych oraz nadzieja na nową przyszłość. Motywy czysto psychiczne (przezwyciężenie trudności osobowościowych, dążenie do lepszego nastroju emocjonalnego, uczenie się skuteczniejszych strategii rozwiązywania problemów) nie są tu wystarczające. Miłość i nadzieja jest największą siłą motywacyjną. Drugim zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej, by zdobyła się na odwagę całościowego, dojrzałego rozumienia samej siebie i własnej sytuacji. Chodzi tu o odwagę popatrzenia na siebie nie z perspektywy bycia ofiarą, lecz z perspektywy wspólnej historii życia z osobą uzależnioną. Odwaga ta prowadzi do odkrycia prawdy, która wyzwala. Do odkrycia prawdy, że obie strony mogły inaczej postępować i dojrzalej reagować w obliczu pojawiających się trudności oraz że obecnie obie strony — a nie tylko uzależniony - powinny wnieść wkład w budowanie nowej teraźniejszości i przyszłości. Odwaga oznacza też uznanie faktu, że nie tylko uzależniony jest poraniony fizycznie, psychicznie, duchowo, społecznie, moralnie. Również osoba współuzależniona doświadcza problemów osobowościowych związanych z całą swoją historią życia. Przeżywa określone trudności z emocjami, ze sposobami myślenia, reagowania, z nawiązywaniem kontaktów międzyosobowych. Pomoc w rozumieniu samego siebie i własnej sytuacji wymaga wprowadzenia osoby współuzależnionej w płaszczyznę antropologiczną, czyli taką, która uwzględnia całego człowieka, a nie tylko jego sytuację psychiczną. W tej perspektywie trzeba odróżnić osobę od osobowości. Osoba to coś więcej niż ciało, psychika, sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet suma tych wszystkich wymiarów. Osoba to ktoś, kto nie tyle składa się z ciała, psychiki i sfery duchowej, ile raczej ktoś, kto wciela się w te sfery, posługuje się nimi. Kryterium dojrzałości człowieka jest nie tyle obecny stan jego osobowości, co raczej jego sposób kierowania swoją osobowością i sytuacją życiową. W czasie terapii współuzależniony może nie przezwyciężyć wszystkich mechanizmów, sposobów myślenia i przeżywania, związanych ze współuzależnieniem, ale może zająć wobec nich zupełnie nową postawę. Może stać się nową osobą, z nowymi sposobami postępowania i budowania więzi, doświadczając nadal — przynajmniej częściowo — osobowościowych konsekwencji współuzależnienia. Zajęcie nowej, dojrzalszej postawy wobec siebie i świata oznacza przede wszystkim nauczenie się kompetentnej miłości wobec samego siebie. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest zatem ukazywanie kryteriów takiej miłości. Osobie współuzależnionej grożą skrajne postawy wobec samej siebie. Może ona litować się nad sobą i koncentrować na swoim poczuciu krzywdy z powodu życia z człowiekiem uzależnionym. Może też odnosić się do siebie z agresywnością i okrucieństwem, „karząc” się w ten sposób za swoją sytuację życiową. Obie te skrajności są zachowaniami niedojrzałymi i destrukcyjnymi. Tymczasem kompetentna miłość oznacza przyjmowanie własnej rzeczywistości z prawdą i miłością. W kontekście miłości pozytywne prawdy o nas stają się źródłem radości i siły, a prawdy negatywne nie prowadzą do rozpaczy czy okrucieństwa, lecz mobilizują do przezwyciężania trudności oraz do rozwoju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ks. Marek Dziewiecki
Jednym z podstawowych sprawdzianów miłości wobec samego siebie jest stawianie sobie wymagań. W odniesieniu do osoby współuzależnionej oznacza to podjęcie terapii i wszystkich wysiłków z tym związanych, a jednocześnie przyznawanie sobie prawa do korzystania z pomocy innych ludzi. Drugim sprawdzianem miłości jest pojednanie z samym sobą, czyli przebaczenie sobie przeszłości. Człowiek, który nie potrafi dojrzale pokochać siebie, popada w postawy skrajne. Jedną z nich jest wybaczenie sobie błędów z przeszłości, powtarzając te same błędy w teraźniejszości. Drugą skrajnością jest niezdolność do przebaczenia sobie, gdyż to prowadzi do psychicznego uwięzienia samego siebie w bolesnej przeszłości. Dojrzale pokochać siebie, to wybaczyć sobie to, co było błędne i bolesne w przeszłości, wyciągając wnioski z tych doświadczeń. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej bolesnej przeszłości, ale nie po to, by się nią zadręczać, lecz po to, by nie powtarzać już więcej popełnionych błędów czy doznanych krzywd. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal podtrzymuję żal do innych ludzi i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę. Ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. Przebaczenie innym ludziom doznanych od nich w przeszłości krzywd — nie pozwalając się krzywdzić w teraźniejszości!- leży zatem w interesie osoby współuzależnionej i pomaga jej budować dojrzalszą teraźniejszość i przyszłość. Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem, czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, taką osobowość, takie trudności, takie właśnie więzi z innymi ludźmi. Tak rozumiane pojednanie oznacza przezwyciężenie bezsensownego buntu i destrukcyjnie przeżywanego poczucia krzywdy, a przez to ułatwia mobilizowanie się, by budować nową teraźniejszość. Zadaniem doradcy duchowego jest nie tylko pomaganie współuzależnionemu, by dojrzale pokochał samego siebie, lecz by podobną miłością objął innych ludzi, w tym także osobę uzależnioną. Również tutaj grożą postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwne litowanie się nad uzależnionym, a drugą skrajnością jest wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzała miłość jest działaniem (konkretne słowa i czyny), dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby. Dojrzale pokochać osobę uzależnioną to najpierw poznać mechanizmy jej choroby (kompulsywne regulowanie emocji drogą chemiczną; system iluzji i zaprzeczeń; ekstremalne skoki w przeżywaniu samego siebie; manipulowanie najbliższym środowiskiem, by tworzyć sobie komfort picia). Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu, ty ponosisz konsekwencje”. Ponoszenie przez uzależnionego bolesnych konsekwencji sięgania po substancje uzależniające jest bowiem koniecznym warunkiem uznania prawdy o sobie i podjęcia terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że współmałżonek uzależnionego (najczęściej żona) nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia go w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by uzależniony był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej. Tak rozumiana kompetentna miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli osoba współuzależniona pozostaje sam na sam z alkoholikiem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie. Potrafi kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga zatem wyjścia z ukrycia i osamotnienia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy (grupy Al-Anon i Kluby Abstynenta). Czasem konieczny jest także kontakt z urzędem gminnym, psychologiem, prawnikiem, policją. Jednak nawet wtedy, gdy współuzależniony otrzyma pomoc z zewnątrz, może się okazać, że ze względu na agresywność czy wręcz brutalność uzależnionego, nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wtedy rozstanie się z osobą uzależnioną. Taka sytuacja tworzy warunki, by pijący rzeczywiście sam ponosił wszelkie konsekwencje swojej choroby. Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ks. Marek Dziewiecki
Zadaniem doradcy duchowego, jest precyzyjne wyjaśnianie, że odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty. Jest natomiast - bolesną z konieczności - formą dojrzałej miłości wobec osoby, która niszczy siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, to można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe (np. kilkumiesięczne). Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony — ponosząc konsekwencje własnej choroby — uznał, że jest alkoholikiem i by podjął terapię. Jeśli takie rozwiązanie — zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych — nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie. Dla osób wierzących, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem w takiej sytuacji jest separacja, dokonana przed sądem kościelnym. Separacja nie zrywa więzi małżeńskiej, ani nie łamie przysięgi małżeńskiej. Kościół Katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Wspólne mieszkanie małżonków — nie. Kościół ustanowił instytucję separacji małżeńskiej na czas, w którym bycie razem nie jest możliwe, gdyż jedna ze stron — ze względu np. na złą wolę czy uzależnienia — nie jest w stanie respektować złożonej przez siebie przysięgi małżeńskiej, zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości. Obecnie mamy już w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu osoba współuzależniona na mocy separacji może uzyskać podział majątku i świadczenia alimentacyjne. Niektórzy doradcy duchowi wyrażają obawy, czy w ogóle można wziąć pod uwagę separację w sytuacji choroby alkoholowej i czy współuzależniony — na skutek cierpienia - nie jest skłonny do pochopnego podjęcia decyzji o rozstaniu. Doświadczenie wskazuje, że — zwłaszcza kobietom współuzależnionym - grozi raczej tendencja odwrotna. W Polsce żyją tysiące kobiet, które przez dziesiątki lat są maltretowane przez mężów alkoholików, a mimo to nie decydują się na czasowe nawet rozstanie. Fakt ten nie jest zaskoczeniem, gdyż jednym z podstawowych symptomów współuzależnienia jest tendencja, by trwać w toksycznym związku. Tendencja ta widoczna jest zdecydowanie bardziej u kobiet niż u mężczyzn. Okazuje się bowiem, że 90% kobiet pozostaje we wspólnocie mieszkania z alkoholikiem, podczas gdy 90% mężczyzn opuszcza swoje żony — alkoholiczki. Myśl o rozstaniu jest decyzją wyjątkowo trudną i bolesną dla współmałżonka, który kocha osobę uzależnioną. W tej sytuacji zadaniem doradcy duchowego jest wskazywanie na tych, którzy umieją dojrzale kochać w obliczu dramatycznych okoliczności. Sądzę, że bardzo czytelnym wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach, jest znana przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11 — 32). Ojciec potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi. W tak dramatycznej sytuacji ojciec nie cofa swej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Ojciec pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale. Jeśli współuzależniony zmuszony jest do rozstania z alkoholikiem, to powinien powiedzieć samemu sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że uzależniony uświadomi sobie swoją chorobę, że podejmie terapię i zmieni postępowanie. Wtedy stanie się możliwe odzyskanie wspólnoty życia i zamieszkania. Zadaniem doradcy duchowego jest precyzyjne wyjaśnianie powyższych zasad kompetentnej miłości. Warto też, by doradca duchowy - jeśli nie jest księdzem - sugerował osobie współuzależnionej nawiązanie kontaktu z duszpasterzem, przed podjęciem decyzji o czasowym rozstaniu czy o formalnej separacji. Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ks. Marek Dziewiecki
Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
dziekuję Ci October za kilka ciepłych słów..Obie jedziemy na tym samym wózku, choć nie wiem, która z nas ma klarowniejszą sytuacje Skłoniłabym sie ku Tobie, gdyż przyzwyczaiłas sie juz do nieobecności męża w Twoim domu, ja mam to jeszcze przed sobą i chyba podświadomie boję sie tego faktu To typowe uzaleznienie od męża, który choć mnie krzywdzi, nie pozwala mi odejśc Wciąż zagaduje, wydzwania z wyznaniami, a byc może potem idzie do kochanki na seks Nie ufam mu, tym bardziej, że stał się ostrozniejszy, gdyz przy sotatniej wpadce SMSowej byłam tak o niego spokojna, że nie sadziłabym, że nadal zdradza Wracał do domu po pracy, niegdzie nie włóczył się ..a jednak znalazł czas na niewiernośc Przeciez nie będę stała pod budynkiem jego firmy i polnowała go!!Na razie trwam w zawieszeniu i chyba zazdroszczę Ci Twojego etapu, bo sama wolałabym, by to mój mąż podjął ostateczną decyzję. Na stronie www.interia.pl znajdziesz bardzo mądre 2 artykuły : dlaczego nie potrafie odejśc.("Bez niego żyłabym spokojniej") oraz "Seksoholizm??Nic przyjemnego.."Przeczytaj te, to dokładnie o naszej sytuacji!! Pozdrawiam i czekam na refleksje!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojej :-) Ale nam się tu naukowo zrobiło :-) Dziękuję za linki, poczytałam, opiszę \"na gorąco\". Podejście "tak wybrałam, tak mam" przerabiałam całe życie z nim (niestety). Do głowy mi nie przyszło, żeby to zmienić. Jeszcze niedawno płakałam w poduszkę winiąc siebie, że sama wybrałam dzieciom takiego ojca, że to moja wina, że mogłam... sama nie wiedziałam co. Co do drugiego tekstu o seksoholikach - poznaję mojego męża w kilku odsłonach tej przypadłości. Chyba nie mogę tego głębiej analizować, bo jak tylko zaczynam o tym myśleć w kategoriach choroby itp. to zaczynam taniec myślowy: \"on w końcu nie jest taki zły\" i czuję się niefajnie, że ja go porzuciłam takiego bezradnego wobec tragedii uzależnienia, że powinnam mu pomóc, po to w końcu jest ta najbliższa osoba.... i znowu zaczynam brać jego problemy na siebie. Nie chcę się w to pakować jeszcze raz. Przed chwilą kurier przywiósł mi bukiet 50 przepięknych róż. Nie jest tak, że jak nie mieszkasz razem, to się od czegoś uwolnisz. Może z czasem, ale gdy są dzieci.... chyba nigdy do końca, to kwestia znalezenia granicy bezpieczeństwa, za którą nie boli jego sposób na życie. Zostawiam mu otwartą furtkę, ale tylko warunkowo, jeśli zacznie się leczyć (wiem, że nie zacznie). Aha, byłam u Pani psycholog, zaczynam profesjonalną terapię. Będziemy pracować nad moimi celami, poczuciem wartości oraz świadomością czego ja chcę i oczekuję od siebie. Ja mogłabym teraz pracować nawet nad wyglądem mojego lewego ucha, byleby tylko nie powtórzyć takiego związku w przyszłości! Choć nie wiem, czy kiedykolwike znajdzie się jakikolwiek inny mężczyzna, który obudzi we mnie tak ciepłe uczucia. Czy w ogóle się jakiś znajdzie, kiedykolwiek??? Rozerwana, polecam Ci stronę www.dojrzewalnia.pl Są tam opisane warsztaty asertywności, grupy wsparcia dla kobiet itp. Byłam na festiwalu 2 lata temu - fantastyczna sprawa. Polecam gorąco i pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aha, jeszcze jedno - piszesz, że Twój mąż \"znalazł czas na niewierność\". Ja w czasie rozmowy 2 miesiące temu przekonałam się, że w umyśle mojego męża to co on robi, to NIE JEST niewierność ani zdrada, bo on nie miał zamiaru mnie zastąpić jakąkolwiek z tych poznanych kobiet (???) Podkreśłał kilkakrotnie, że przecież zawsze wraca do mnie (???!). Dopiero gdyby chciał mnie zastąpić, wymienić, o, to dopiero byłaby zdrada i brak lojalności - jeśli tak to funkcjonuje NAPRAWDĘ w ich świadomości, to zerowa szansa na wspólny grunt, porozumienie, czy budowę wspólnej przyszłości z tak rozumującym facetem :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
Witaj October! Widzę, że obie ułozyłysmy sobie życie z facetami i podobnych poglądach na zycie Oni obaj uważają, że jeśli nas zdradzaja, ale od nas nie odchodzą, to są OK Dla mnie to chore!! I o ile T swojego męża rozpatrujesz w kategoriach ewentualnej choroby czy uzaleznienia od seksoholizmu, tak ja wiem, że mój jest ewidentnym kurw...m. Bo jak mogę nazwac faceta, który z premedytacją utrzymuje romans, trwający 3 lata!! Ja byłam w ciązy, ja borykałam się z chorobami maleństwa, a on spał w "swoim drugim łózku"??Rano budził ich budzik i oboje, jak przykładne małżeństwo wychodzili do pracy Tak to wyglądało...od niej szedł do pracy..tak jakby nas w ogóle nie było- mnie i dzieci Przeciez on musiał ją kochać!!Nikt tak długo nie tkwi w związku bez uczucia. I przyznam Ci, że nawet jesli zapewniłby mnie, że juz tego nie uczymi (co robił 1000 razy) nie mogłabym żyć z nim mając w świadomości takie krwawe rany. I wiem, że to nie choroba, tylko jego świadomy wybór..podążanie za przyjemnością..adrenaliną, bez względu na moj ból Nie umiem zrozumieć samej siebie..skąd we mnie tak blokada przed jego wyprowadzeniem się..przeciez ja sama skazuję siebie na samounicestwienie..Daję mu ciche przyzwolenia, nadzieję, że jeszcze coś z nas będzie On stara się, na jakiś czas zaniechał zdrady ale przeciez, uśpiwszy moją czujność, wróci do precederu Zadzroszczę Ci October, że jesteś już bez niego, gdyz ja nie mam odwagi powiedzieć definitywnie spadaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ojej, rozerwana, nie wiem, co Ci powiedzieć :-( Widzisz, cisną się słowa \"spakuj go i wykop z domu\", a w pamięci mam wczorajsze artykuły z Interii, zapamiętałam zwłaszcza te fragmenty o niemożności opuszczenia drugiego człowieka, zresztą znam je z autopsji.... wiem, że jest Ci straszliwie trudno. Może rozmowa z psychologiem by tu pomogła? Może nie dotarłaś jeszcze do tego punktu, do którego ja dotarłam. Dokopał mi wiele razy, ale przy kolejnym jakoś... przepełniło się moje wewnętrzne naczynko.... I poczułam, ze tego już za wiele..... Bo wcześniej wciąż nękały mnie wątpliwości, a może się poprawi... itp. Jak się ma wewnętrzną pewność, to jest łatwiej... choć on zawsze wie, jak mnie zmiękczyć :-( Ale teraz się nie daję, przypominam sobie co było i pytam siebie, czy chcę, żeby tak było jutro. NIEEEEEEEEEEE!!!!! Trzymaj się dzielnie, jestem z Tobą, :-) dla Ciebie W końcu jesteś fajną kobietą, masz 2 dzieci, nie zostaniesz sama!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozerwana
Mój "Mąż" zrobił ze mnie wraka człowieka Wielokrotnie pakowałam go i kazałam wynosić sie z domu..ale on tego nie robił Niby nie miał dokąd? A ja co? Nie mam tyle siły w sobie, by zrobic to przemocą!!Wiedział, że mam miękki charakter i wkrótce mi przejdzie On nie ma honoru, dumy..a najgorsze jest to, że moja starsza córka wciąz mi ironicznie powtarza: znów dałaś mu szansę? Tylko którą??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No dobrze, ale to jest jego problem, niech sobie coś znajdzie albo idzie do aktualnej kochanki . Ludzie latami wynajmują mieszkania. Dlaczego Ty miałabyś finansować czy współfinansować jemu mieszkanie? Nie pozbędziesz się go w ten sposób, to może stać się początkiem roszczeń, nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czytałaś artykuł, nie mozna brać na siebie jego problemów \"a gdzie on się biedaczek podzieje?\" Może jak nie będzie miał się gdzie podziać to coś do niego dotrze???? A poza tym nie martw się, na pewno sobie poradzi. Tymczasem to Ty sobie z nim kiepsko radzisz i myśl O SOBIE I O DZIECIACH !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uśmiech2
dobrze was rozumiem...ale moze warto by było pójść do jakiejś poradni....żal tych wszystkich lat które spędziliście razem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×