Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość elene

Śmieszne , wstydliwe , ale nie tragicznne wpadki na porodówce .

Polecane posty

Gość gość
Podczas porodu drugiego dziecka, leżę sobie na izbie przyjęć, położne przygotowują papierologie. Do sali wchodzi doktor i z uśmiechem do mnie:Proszę zdjąć majtki,nasz oddział jest oddziałem bezmajtkowym.Na to jedna z położnych,To i pan dr też bez majtek chodzi?No i cała sala wybuchła śmiechem. I ja też mimo tych już bolesnych skurczy, bo jak się okazało miałam prawie pełne rozwarcie,więc droga na porodowke była pokonana biegusiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Byliśmy na spacerze w lesie ja w ciąży mocno zaawansowanej. Nie mogłam już wytrzymać i poszłam w krzaczki się wysikac. Po pewnym czasie zorientowałam sie ze mam mokro. W panice maz pobiegł po samochód na parking i jak oszalaly zawiózł mnie do szpitala ....ze wody odeszły. Byłam tak przejęta ze aż czułam skurcze! Dopiero w szpitalu po badaniu i wywiadzie stwierdzili że musiałam sama się....poczas kucania w krzakach! Cóż pierwsze dziecko i wielka wyobraźnia! Urodziłam synka ponad 2 tygodnie później!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość learaa
Co wy takie jesteście bezwstydne. Dla was majtki zdejmować, rozkładać nogi i pokazywać pochwę przed obcymi ludźmi to normalka? Dziwi mnie takie zachowanie. Zamiast urodzić w domu z poszanowaniem intymności to traktujecie siebie prawie jak porno gwiazdy, które niczego się nie wstydzą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pokazywac pochwe:)dobre. W domu przy porodzie schowam pochwe i urodze bez swiadkow:):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość learaa
W domu są tylko ci którym pozwolisz i sama robisz to co chcesz (to samo odnośnie sposobu w jaki chcesz rodzić), a w szpitalu nie masz nic do gadania, musisz słuchać innych i czujesz się prawie jak zwierzę wystawione na widok publiczny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Co za myślenie?dla mnie i chyba dla każdej matki dobro dziecka jest priorytetem.gdyby podczas porodu doszło do jakichś komplikacji i coś dziecku się stało, to nigdy bym sobie tego nie wybaczyla.Bo co,intymność była wazniejsza i moja wygoda?Te osoby co piszą o porodzie w domu,to są chyba samotnymi osobami,które nigdy nie rodziły. A ten,co pisze o krowach rozplodowych, to ciebie pewnie bocian przyniosl,co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ty idioto!rozplodowe to są byki.weź się nie pogrążaj dalej i więcej już nic nie pisz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja rodziłam podczas burzy ok.21 godziny ,nagle zgasło światło na sali, a mąż pytał z paniką w oczach położnej czy świecić telefonem :D na szczęście światło po 1min się naprawiło. W ogóle to było dziwne ja miałam skurcz-krzyczę a w tle grzmot i tak w kółko-skurcz-krzyk-grzmot ,było jak w thriller erze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A dla mnie niebylo koszuli na calym oddziale:) bo mialam ogromny brzuch:) i szukaly po szafach ale i tak znalazly przykrotka z przodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość learaa
Mnóstwo kobiet na całym świecie rodzi w domu z własnej woli (a nawet bez asysty), a tutaj w Polsce tyle nieświadomych kobiet, które nic o porodzie nie wiedzą, mimo że dziecko urodziły. Dawajcie sobie dalej wmawiać, że poród w domu to ryzyko dla siebie i dziecka. Ryzyko podczas porodu jest minimalne, więc z takiego powodu zgadzać się na wszystkie upokorzenia w szpitalu, to naprawdę trzeba być mało inteligentną osobą. Poród w szpitalu to jest po prostu zwyczaj, który się przyjął, a nie wzór postępowania. W ogóle jak kobiety rodzą w szpitalu? Na plecach z rozłożonymi nogami? Po prostu żenada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może i rodzą na całym świecie,ale pomysl ile porodów zaczyna się naturalnie a ile kończy cesarka, bo dochodzi do komplikacji w trakcie jego trwania. Co wtedy? Dziecku tętno zanika,obkrecone jest pepowina, albo matka dostaje krwotoku.Wybacz, ale ja osobiście niezaryzykowalabym zdrowiem dziecka dla własnej wygody.I niepisz, że takie kobiety jak ja są mało inteligentne.Bo w razie jakiejś tragedii, to ja a nie ty ponioslabym tego konsekwencje.Ze swoim życiem rób co chcesz,a od mojego wara.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
learaa 2017.01.22 W domu są tylko ci którym pozwolisz i sama robisz to co chcesz (to samo odnośnie sposobu w jaki chcesz rodzić), a w szpitalu nie masz nic do gadania, musisz słuchać innych i czujesz się prawie jak zwierzę wystawione na widok publiczny. xxx Po pierwsze, rodziłaś kiedyś w szpitalu, czy tylko piszesz na podstawie tego, co gdzieś czytałaś lub słyszałaś? Bo ja rodziłam w szpitalu i mogę Ci tylko powiedzieć, że wypisujesz bzdury, jak mało który. Ja wspominam miłą atmosferę w szpitalu. Nikt mnie do niczego nie zmuszał ani nie kazał bez potrzeby świecić nagością. Do porodu miałam swoją koszulkę o odpowiedniej długości a potem na sali z dzieckiem majtki poporodowe i nikt na to krzywo nie patrzył. Na czas badania od czasu do czasu i samego wypychania dziecka to chyba normalne, że położna zagląda w krocze a nie w nos. U ortopedy pokazujesz nogę, u okulisty oko a u położnej krocze. Taka specjalizacja. Rozumiem, że u ginekologa też się nie badasz regularnie i nie robisz np. cytologii, bo to robienie z siebie gwiazdy porno? No sorry. Ja nie patrzę na ginekologa ani na położną z podtekstem erotycznym. Dla mnie to pracownik służby zdrowia. I to że w gabinecie lekarskim zdejmuję majtki i siadam na fotel nie oznacza przecież, że będę wszędzie i wszystkim swoją piczkę pokazywać. Po drugie, może komplikacje przy porodzie nie są bardzo częste ale też nie są wcale rzadkie. Nie chciałabym, by to na mnie padło w tym gorszym wariancie. Nasze prababcie rodziły często w domu. Popytaj starszego pokolenia, ile dzieci przychodziło wtedy na świat martwych lub umierało niedługo po porodzie. Ile kobiet nie przeżywało. Gdybym ja była taka "świadoma" i "inteligentna", by rodzić w domu, to urodziłabym trupka, bo już by nie było czasu na wzywanie pomocy do domu czy wyjazd do szpitala. Dzięki temu, że rodziłam w szpitalu z czujną położną i świetnym lekarzem dziś chodzę na spacery z synkiem do parku a nie sama na cmentarz. No ale to już osobisty wybór, czy ktoś chce ryzykować życie lub zdrowie dziecka dla własnej satysfakcji ukrycia cipki przed światem. Przypominam, że można wybrać szpital i rodzić tam, gdzie traktują kobiety po ludzku. Nikt nikomu nie każe rodzić w rzeźni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
I jeszcze tylko dodam, że rodziłam w szpitalu również dlatego, że właśnie jestem świadoma. Znam dokładnie przebieg porodu, tego, co dzieje się w organizmie rodzącej matki. Znam stosowane interwencje medyczne oraz ich wskazani, przeciwwskazania i skutki uboczne. Wiem, jakie mogą być komplikacje przy porodzie naturalnym oraz jakie ryzyko niesie ze sobą cesarskie cięcie. Miałam świadomość, jakie pozycje rodzenia są dobre a jakie nie, jak oddychać i zmniejszać ból. Mam wykształcenie medyczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość learaa
Skoro piszecie o tak wielu komplikacjach podczas porodów i boicie się z tego powodu rodzić poza szpitalem, to lepiej poczytajcie o tak zwanej "kaskadzie interwencji medycznych" i odpowiedzcie na pytanie czy któraś z was rodziła w szpitalu w pełni naturalnie? To znaczy nie miała stosowanych żadnych interwencji medycznych. Wiele kobiet pisze, że dzięki porodzie w szpitalu, wszystko zakończyło się dobrze, a w innym przypadku mogłoby być tragicznie. Niestety, ale to jest właśnie ta nieświadomość (mylona ze świadomością i odpowiedzialnością), ale żeby to rozumieć, należy się bardziej zagłębić w temat porodów naturalnych. Ciekawe ile kobiet wie, że zielone wody płodowe oznaczają najczęściej, że dziecko jest w stresie. Emocje (adrenalina) związane z porodem w szpitalu (podróż z domu do szpitala) mogą skutecznie go zaburzać, na przykład hamując skurcze (brak postępu w rozwieraniu szyjki macicy). Potem w szpitalu na takich kobietach są stosowane różne (bolesne) zabiegi na przyśpieszenie porodu (a jest ich wiele). A okazuje się, że to wszystko niepotrzebne, bo jest jedynie skutkiem stresu i obcego środowiska szpitalnego. Poród w szpitalu to poród na czas, więc jeśli ktoś stwierdzi, że nie postępuje tak jak według nich powinno być, to próbują go na siłę przyśpieszać, a głupiutkie kobiety oczywiście się na to godzą, bo nic nie wiedzą na ten temat (boją się o swoje dziecko i chcą mieć to za sobą) i przecież w szpitalu nie mają nic do gadania. Dlatego powiedzcie szczerze. Która z was rodziła w szpitalu naturalnie? To znaczy nie miała żadnych zabiegów medycznych i nie leżała podczas porodu? Ze statystyk wynika, że to około 6 procent. Rozumiecie? Około 6 procent, więc 94 procent kobiet nie rodziło w szpitalu naturalnie. Dziwi mnie chociażby to, że szpitalu nie mają nawet obowiązku umożliwić każdej kobiecie rodzenie w dowolnej pozycji. Tylko niektóre szpitale mają w taki sposób wyposażone porodówki, a w większości są tylko łóżka, a przecież poród nie polega na leżeniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lusilla87
leaara a takie pytanie mam: ile razy rodziłaś i to w domu że takie "mądrości" wypisujesz?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
learaa 2017.01.24 Pisałam już posta nad Twoim. Ja miałam w szpitalu świetną atmosferę. Z położną i mężem żartowałam do samego końca. Miałam znajomego lekarza, któremu w pełni ufałam. Nie miałam żadnych leków podawanych podczas porodu, żadnej oksytocyny ani innego przyspieszania. Rozwarcie szło sprawnie. Nie miałam nawet żadnego znieczulenia, bo nie potrzebowałam. Ból był do zniesienia, mogłam swobodnie chodzić, korzystać z łazienki. Nie było absolutnie żadnego leżenia na łóżku. Do dyspozycji miałam piłkę, drabinki i inne gadżety. Sala przytulna i nowoczesna a personel wspaniały. Do tego kochający mąż obok mnie. Ja się stresowałam na początku, bo to pierwszy poród i nie wiedziałam, jak to będzie, ale szybko się wyluzowałam, bo okazało się, że jest lepiej niż się spodziewałam. No i co? Dziecko nie było nadmiernie skąpane ani w adrenalinie (hormon walki), ani w kortyzolu (hormon stresu) a wody odeszły paskudnie zielone i dziecku tętno znikało. Całe szczęście, że byłam w szpitalu, bo w tym wypadku nie opierałam się przed interwencją medyczną jaką jest cc. Nie jestem za cc na życzenie, ale kiedy trzeba, to trzeba. Nie wiem, skąd masz statystyki o tych 6% (chętnie poczytam u źródła, jeśli je podasz), ale faktem jest, że czasem są wykonywane rutynowo nie zawsze potrzebne interwencje medyczne. Sama miałam staż w aptece szpitalnej, gdzie oddział położniczy codziennie miał zapotrzebowanie na przerażające ilości oksytocyny a nacinali prawie każdą rodzącą. To było z 8 lat temu. Pewnie nie wszystkie szpitale idą z duchem czasu i może niektóre zatrzymały się w głębokiej komunie, ale wiele jest nowoczesnych placówek, gdzie liczy się nie tylko taśmowa, szybka "produkcja" niemowląt, ale również komfort rodzącej i bezpieczeństwo jej i dziecka. I nie piszę tu tylko o prywatnych klinikach, gdzie płacisz i wymagasz, ale o szpitalach państwowych. Sama rodziłam na NFZ i jestem bardzo zadowolona. Kluczem jest nie całkowite unikanie szpitali, bo wtedy wrócimy do średniowiecza, gdzie całe mnóstwo noworodków nie przeżywało porodu a i wiele kobiet kończyło tak swój żywot. Klucz to świadomość kobiet w temacie przebiegu porodu, dostępnych interwencji medycznych oraz naturalnych a także swoich praw pacjenta oraz obowiązków szpitala. Należy wymagać godnej, profesjonalnej opieki, poszanowania godności i informacji o wszelkich interwencjach, na które należy wyrazić zgodę. Jeśli kobiety będą chodziły do szpitala jak cielęta na rzeź, to te nie będą miały motywacji, by cokolwiek zmieniać. Można też wziąć do porodu osobę towarzyszącą (męża, matkę, przyjaciółkę), jeśli samemu się jest cielęciem i niech ta osoba domaga się respektowania prawa przez szpital. A najlepiej to omijać szerokim łukiem miejsca, gdzie źle traktuje się pacjentkę. Nie ma rejonizacji, każdy może rodzić, gdzie mu się żywnie podoba. Dla mnie osobiście najważniejsze przy porodzie jest bezpieczeństwo rodzącego się dziecka. Nie zaryzykowałabym go dla swojej wygody (choć na to w szpitalu nie narzekałam).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
learaa, także bym chciala wiedzieć ile razy i jak rodziłaś, bo skutecznie się wymigujesz od odpowiedzi. A co do Twojego pytania, to ja rodziłam dwa razy bez interwencji, znieczulenia i nacinania. jedynie nie obeszło się bez kilki szwów w znieczuleniu miejscowym już po wszystkim. Z czego się cieszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja sie naczytalam o tych pozycjach pionowych, z polozna ustalilam ze nie bedzie robic problemow itd. A ostatecznie lezalam na wznak bo co probowalam stac/kucac/kleczec to myslalam ze ducha wyzione :D wiec ksiazki i poradniki swoja droga, a zycie swoja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość learaa
gość dziś , a może po pierwsze to zacznij używać nicku i napisz w jakim szpitalu rodziłaś? "Z badań prowadzonych przez Fundację Rodzić po Ludzku wynika, że zaledwie 6% kobiet rodzi fizjologicznie, bez żadnej interwencji medycznej. Najczęstsze, rutynowo stosowane interwencje to: kroplówka z oksytocyny, przebicie pęcherza płodowego, ciągły monitoring KTG z przymusowym leżeniem, nacięcie krocza, parcie w pozycji leżącej." http://ciaza.siostraania.pl/porod-naturalny-porod-drogami-natury-czym-sie-roznia/ Poza tym piszesz skrajne idiotyzmy, jeśli uważasz że rodzenie w domu to powrót do średniowiecza. Kobiety nie umierały od rodzenia w domu (więcej umierało w szpitalach), a po prostu kiedyś nie było jakichkolwiek leków, które w przypadku większych komplikacji (np krwotoku czy zakażeń) mogłyby pomóc. Poza tym świadomość na temat porodu była duża mniejsza niż obecnie, jak również w domu rodziły wszystkie kobiety bez względu na to czy ciąża przebiegała prawidłowo czy nie. Ogromny wpływ na przebieg porodu ma zdrowie ciężarnej. Więc to są powody, a nie żadne rodzenie w domu. 90 procent kobiet może urodzić w pełni naturalnie bez żadnych zabiegów czy operacji. Ty niestety byłaś patologicznym wyjątkiem i to całe twoje usprawiedliwianie się (a sama zapewne nie wiesz jak było), że wszystko szło super, a tu nagle zielone wody wydaje się żenujące. Odnośnie pozycji pionowej to sądzisz że tylko kucanie się do niej zalicza? Jest ich o wiele więcej. Radzę ci się douczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość heheheheeeeeeeeeeeeeeeeeeeee
learaa no niech zgadnę jesteś ta 30 paroletnia dziewica która często pisze tutaj na macierzyńskim o seksie , porodach i wychowywaniu dzieci Kiedyś miałaś inny nick .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oriansa
heheheheeeeeeeeeeeeeeeeeeeee - trollom mówimy nie, więc wynocha stąd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kalafonia74
Witam! Czytałam Wasze opowiadania od początku i strasznie mi się podobały, więc, żeby podtrzymać dobrą passę, też opiszę kilka zdarzeń okołoporodowych, które miały miejsce, kiedy rodziła się moja córeczka: Ich bohaterką będzie głównie koleżanka, która leżała ze mną na sali – Aga. Być może to Ona powinna je tu opisać, ale jak sama stwierdziła, z internetu nie korzysta i nawet pocztę sprawdza tylko 2 razy do roku, więc ja biorę sprawy w swoje ręce;) Mnie w czasie porodu spotkało tylko tyle wesołego: miałam cc i anestezjolog, taki śmiertelnie poważny typ, kiedy już usłyszałam pierwszy krzyk mojego dziecka pyta: co pani miała mieć: córkę czy syna? Ja mówię, że córkę, na co on: a, w takim razie to pani dziecko. Później, kiedy już nadszedł ten moment, że zabrali parawanik i zobaczyłam, że podnoszą mi nogi (wiecie, ten moment, kiedy się nic w nich nie czuje) i myją stół pod nimi, ten sam lekarz mówi: tak, tak, to pani nogi. Nikt z obecnych na sali nie śmiał się z tych tekstów, więc pewnie powtarza je przy każdej okazji, ale mnie nieźle rozładowały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kalafonia74
wątek drugi;) Mrocznemu anestezjologowi nie pozwoliła natomiast wykazać się koleżanka Aga, ponieważ to ona była gwiazdą operacji. Ciął ją taki bardzo sympatyczny lekarz. A ona to taka histeryczka: na widok krwi mdleje, no i w ogóle panikara. No więc postawili przed nią ten parawanik i się biorą do roboty. Aga pyta, czy będzie dużo krwi, bo ona się boi tego widoku. Lekarz ją uspokoił, że na pewno nie, ale na wszelki wypadek sprawdzili, czy zasłonka dobrze zasłonięta. Później Aga słyszy, że tną, więc pyta: czy ja już krwawię? Lekarz odpowiada: wszystko jest w porządku proszę pani. Długo Aga nie wytrzymała, bo nastąpił ten moment, kiedy szarpią, kiedy wyciągają dziecko, więc wrzeszczy: O Boże ja na pewno bardzo krwawię!!! Na to lekarz odpowiada: Proszę Pani, my tu nie robimy jakiejś masakry piłą mechaniczną i nie chlustamy krwią po ścianach! Tu jest świeżo malowane proszę pani!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kalafonia74
wątek trzeci: Synek tej Agi, jak się urodził miał wysokie crp i dostawał taki 5-cio dniowy antybiotyk, w związku z czym musieli zostać w szpitalu dłużej. Mały bardzo dobrze reagował na leczenie i jadł jak smok dzień i noc, ale Aga była z dnia na dzień coraz bardziej zrozpaczona. Głównie z tego powodu, że musi leżeć w szpitalu, podczas gdy jej mąż ogląda sobie beztrosko telewizję w domu. Swoją rozpaczą i pretensjami do świata zamęczała wszystkich, kto tylko przychodził do nas do pokoju: od pań sprzątających po lekarzy. A jak nikt akurat nie przychodził, to wychodziła na korytarz i zalewała łzami przygodnie napotkanych ludzi, a jak nawet tych nie było, to obdzwaniała wszystkich znajomych i rodzinę i szlochała w słuchawkę. Doszło do tego, że zniecierpliwieni lekarze nie wchodzili już do nas do pokoju, tylko otwierali drzwi i z korytarza mówili, co mają powiedzieć i nie czekając na nic, szybko uciekali, także ja i druga koleżanka z którą leżałyśmy, nie miałyśmy szansy się niczego dowiedzieć o zdrowiu naszych dzieci. Żale Agi znali 3-go dnia już wszyscy wokół. No i tego trzeciego dnia na obchód wpada radosny ordynator z całą świtą oczywiście. Wcześniej jakoś go nie było i nie znał sytuacji. Świta (znająca już Agę), tak nie bardzo się kwapiła do wejścia do pokoju, ale ordynator śmiało ładuje się do środka i żartobliwie pyta, jak się mamy my i nasze dzieci. Więc my z tą drugą koleżanką opowiadamy, że dobrze i w ogóle wszystko ok, a Aga nic nie mówi, nabzdyczyła się jak ropucha i siedzi. No to ordynator pyta ją jak tam dziecko, bo widzi, że mały ma jeszcze wenflon w główce? Jak ta nie ryknie płaczem, jak nie zacznie wylewać swoich żali, że szpital niedobry, że jej mąż to stary pierdziel i nie chce jej w szpitalu zmienić, co ona ma robić, że do domu musi, a tu dziecko chore i nikt nie potrafi jej powiedzieć, kiedy będzie mogła wyjść itp. Cała świta ordynatora, natychmiast wyskoczyła z naszego pokoju na korytarz, a chłop stoi z oczami wielkimi jak spodki od słoika i patrzy na to dziwo. Potem jak przychodził, to tak prowadził rozmowę, żeby nikogo do głosu nie dopuścić i też migiem uciekał…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kalafonia74
któryś tam kolejny wątek: Po szpitalu codziennie chodził od pokoju do pokoju zakonnik i poproszony o modlitwę o zdrowie, modlił się. Kiedy mnie jeszcze nie było na tej sali, Aga poprosiła go o modlitwę za swego synka i bardzo jej się to spodobało, bo na drugi dzień jego crp było odpowiednio niższe, planowała więc, że przy następnej okazji znowu go o to poprosi. Kilka dni później, kiedy ja już leżałam (łóżko pierwsze od drzwi), przyszła do mnie pielęgniarka (taka super fajna i wesoła dziewczyna) i powiedziała, że musi mi zrobić zastrzyk domięśniowy na przeciwciała. Zastrzyk jest bardzo bolesny, ale jak ja się odpowiednio ułożę, to ona mi go zrobi prawie bezboleśnie. No to ja ze świeżą dziurą w brzuchu przewracam się tyłem do góry, ściągam spodnie od piżamy, a ona mi wkłuwa tą igłę. Faktycznie robiła tak, że w ogóle nic nie czułam, ale trochę to trwało. W pewnym momencie słychać pukanie i ktoś bez czekania na „proszę” ładuje się do pokoju. Usłyszałam tylko „o przepraszam” i drzwi się zamknęły. Ta pielęgniarka, która siedziała tyłem do drzwi pyta: kto to był, a moja druga koleżanka, dławiąc się ze śmiechu, mówi: ksiądz. No i taka sytuacja: ja wyję w poduszkę ze śmiechu (śmiać się normalnie nie mogę, bo z jednej strony świeże szwy, z drugiej igła w tyłku), pielęgniarka, aż się trzęsie, bo też się śmieje, ale nie chce tej igły złamać, koleżanka (pierwsza doba po cc) też tylko wyje, a Aga rozżalona i pełna pretensji mówi: „ale on sobie poszedł!!!”. Pobiegła go szukać. Znalazła, powiedział, że jeszcze przyjdzie, ale nie przyszedł. No więc mi, jako głównej winowajczyni, kazała znaleźć numer tel. na plebanię, bo może jeszcze zadzwonią do tego księdza i go zawrócą. Ale się nie dodzwoniła… Wieczorem przyszedł do niej jej mąż. I jak to zwykle bywa, całkowite jej przeciwieństwo: małomówny, spokojny, zrównoważony, taki misiowaty. Jak przychodził wcześniej, to tylko mówił dzień dobry, a później to ona gadała (głównie ryczała oczywiście), a ten w pewnym momencie mówił do widzenia i wychodził. No i ona mu opowiada mu, jak to źle wszystko wypadło i że on już nie wrócił a na plebanii nikt nie odbierał. A ten chłopak burknął tylko: nie przyszedł, bo pewnie krzyżem pod ołtarzem leży… Dopiero wtedy, jak my się zaczęłyśmy śmiać, do Agi dotarł cały komizm sytuacji i z tą drugą koleżanką, każdemu kto tylko do nas przychodził opowiadały całą historię, także aż mi się w końcu strasznie głupio zrobiło, że wszyscy wiedzą, że ja z tym tyłkiem do góry jej księdza przepłoszyłam;))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hej ja bede rodzila po raz pierwszy w sierpniu :) panicznie sie balam porodu, nie tyle co bolu , ale tego ze zrobie kupke pod siebie albo za bardzo bede sie drzec Hehe . Dzieki waszym wpisom sie nie boje juz niczego hahaha usmialam sie do lez, oczywiscie czytam od poczatku :) Ja wam moge opowiedziec jak na razie o reakcji mojego partnera jak mu test ciazowy z dwoma krechami pokazalam. Jego pytanie do tej pory mnie bawi i wszystkim znajomy opowiadam, no dla mnie to bylo mega smieszne hehe, a wiec JA: kochanie chyba jestem w ciazy ( podaje test) PARTNER: TY, no ale jak to sie w ogole stalo??? i to z takim zdziwieniem jak by naprawde nie wiedzial z kad sie dzieci biora :) :) Jak mi sie cos przydarzy smiesznego to napisze w sierpniu do was :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
jak by naprawde nie wiedzial z kad sie dzieci biora xxx jakby, skąd -boziu... aż w oczy kole.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pierwszy poród to nie ma co opowiadać bo rzeź niewiniątek była :D Ale przed założeniem vacuum lekarze mówią do mojego meża "może pan usiądzie, bo pan jakoś zbladł?":D Przy drugim porodzie dwa lata pozniej mowie do lekarki (miesiac przed porodem) na porodowce: ze moze jednak wyjde do domu? bo jeszcze musze pomidory do sloikow wlozyc (wrzesien 2016 :D)- ta na mnie wielkie oczy, ze raczej nie, ze tu jest 4 cm rozwarcia a ja na to gorzko zaplakałam. na porodowce, zjawila sie polozna a ja ani dzien dobry, ani do widzenia tylko "bez naciecia krocza prosze":D. udalo sie i Filip urodzil sie bez naciecia :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hahaha sorka za te bledy haha. W chaosie pisalam hahaha kazdemu moze sie zdarzyc :) po co sie czepiac? Ja tam wole sie nabijac z mojej durnoty :) haha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do learaa. W domu tez bym pewnie lezala do porodu, za duze bole krzyzowe, zeby stac, wiec przy partych tez bym lezala. Z racji tego ze moje dzieci mialy po 4,5 kg to nawet w domu bym naturalnie nie urodzila. A wiesz czemu? Bo musialby mi ktos pomoc kretynko! Musialabym miec kogos kto poskakalby mi odpowiednio po brzuchu. Ja tam juz wole rodzic w szpitalu. Przynajmniej mi doope pozszywali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×