Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość hhhh

nawiedzony obraz

Polecane posty

Gość hhhh
obrzezaj sie drzwiami dobre:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hhhh
tam jest dostep tylko trezba klikan na ten link co jest pod spodem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hhhh
to jest chyba taka stronka z humorem.Choc nie widzialam wszystkiego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hhhh
podciagne topic pare razy i ide sie uczyc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Queen Mary FAKTY Jeden z najbardziej nawiedzonych statków świata Queen Mary waży 81 tysięcy ton, a straszy na nim aż 55 duchów. Statek Queen Mary został zbudowany w 1936 roku i był najnowocześniejszym liniowcem linii Cunard. W czasie II wojny światowej stał się częścią floty brytyjskiej marynarki wojennej i dopiero po wojnie powrócił na wycieczkowe trasy. W 1967 roku przeszedł na „emeryturę” i na zawsze zacumował na Long Beach w USA. Statek ma niezwykłą historię, więc nic dziwnego, że jego sława obiegła cały świat. Queen Mary to miejsce, gdzie straszy wiele duchów i zachodzą przedziwne zjawiska paranormalne. Za drzwiami nr 13 w maszynowni mieszka duch mężczyzny, który został zgnieciony na śmierć podczas testu wodoszczelnych drzwi. Wielu pasażerów i członków załogi twierdziło, że widziało młodego mężczyznę w niebieskim kombinezonie przechadzającego się niedaleko tych drzwi. Najwięcej duchów ukazuje się nad basenem na statku. Często pojawiają się tam duchy kobiet ubranych w staromodne kostiumy kąpielowe. Podobno widziano ślady mokrych stóp, nawet wtedy, kiedy w basenie nie było wody. W każdym nawiedzonym miejscu pojawia się zwykle biała dama. Statek na też swoją damę w bieli. Podobno można ją zobaczyć, jak sama tańczy w salonie na statku. Na statku duchy straszą także przy dźwiękach muzyki. Queen Mary ma ducha pianistę, który zadziwia gości swoimi upiornymi dźwiękami. ------------- Nowy Sącz poszczycić się może posiadaniem jednego z najciekawszych parków etnograficznych w naszym kraju. Na przedmieściu miasta, na stokach porosłych lasem wzgórz, stanęła... autentyczna dziewiętnastowieczna wioska z białym dworkiem, kapliczką przydrożną, kuźnią i kilkudziesięcioma chatami. Z czterech regionów ziemi sądeckiej przeniesiono tu najstarsze i najbardziej charakterystyczne dla ludowej architektury z tamtych stron budowle. Wyposażono je w oryginalne sprzęty, w dawne narzędzia rolnicze i zapomniane już przedmioty gospodarstwa domowego, którymi posługiwały się prababki. Dbający o autentyzm etnografowie urządzili poszczególne zagrody w najrozmaitszy sposób: jest więc uboga chata komornika, jest dom wiejskiego szewca, pochylona chałupka babki-zielarki z ogródkiem, w którym rosną lecznicze rośliny; jest kuźnia, spichrze, są wreszcie zabudowania bogatych gospodarzy z jasnymi izbami, gdzie pękate pierzyny piętrzą się aż po belkowane stropy, rząd świętych obrazów podpiera powałę, a malowane skrzynie wypełniają wyprawne, ręcznie tkane ubiory i bele bielonego na słońcu lnianego płótna. O każdej z chat przeniesionych do skansenu etnografowie starali się zebrać jak najwięcej wiadomości, przeprowadzając wywiady ze starymi mieszkańcami wsi, w których je zbudowano. W taki właśnie sposób dwie pracownice parku trafiły do Wierchomli Wielkiej koło Piwnicznej, skąd przeniesiono do Nowego Sącza bogatą łemkowską zagrodę, zbudowaną w połowie ubiegłego stulecia. Obejście to otaczała w okolicy ponura sława miejsca nawiedzonego. Podobno przed wieloma laty, być może jeszcze w ubiegłym wieku, któryś z właścicieli zginął tragicznie, czy popełnił samobójstwo. Odtąd w chacie słychać było dziwne stukoty i trzaski, czasem dźwięczały szyby, a sprzęty przesuwały się przez izby... Zagrodę rozebrano i przewieziono do Nowego Sącza. Na podstawie dokładnego wywiadu starano się odtworzyć jak najwierniej wyposażenie łemkowskiej zagrody. Kiedy w izbach stanęło już wszystko na swoim miejscu, chatę zamknięto na klucz. Gdy po kilku dniach pracownicy parku weszli do urządzonego z taką pieczołowitością wnętrza, zobaczyli, że większość mebli jest odsunięta od ścian, a niektóre drobne przedmioty leżą porozrzucane w nieładzie na podłodze. Czyżby wierchomlański duch przybył tu razem ze swoją chatą i \"poprawiał\" teraz etnografów? W jakiś czas potem stróż nocny parku, człowiek wcale nie skory do jakichkolwiek przywidzeń, obchodząc zabytkową wioskę zobaczył na kamiennych schodkach przed tą właśnie chatą skulony ciemny kształt, przypominający zgarbionego człowieka, siedzącego z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy podszedł bliżej usłyszał jakby stłumiony płacz. Zjawa nie odpowiedziała na jego pytania, tylko zniknęła... Z siedemnastowiecznym modrzewiowym dworkiem szlacheckim, przeniesionym do parku etnograficznego ze wsi Rdzawa koło Bochni, wiąże się również ciekawa i niesamowita opowieść. Dwór ten pierwotnie należał do dóbr klasztornych - dzierżyli go kanonicy regularni, a największa z komnat służyła im za domową kaplicę. Ściany jej pokrywały wówczas freski namalowane w stylu późnego baroku, a przedstawiające sceny z Nowego Testamentu i żywotów świętych. Kiedy za czasów cesarza Józefa II zakon rozwiązano i posiadłość przeszła w ręce świeckie, freski zniknęły pod warstwą tynku, a dawna kaplica stała się salonem. Po stu latach z górą, z początkiem naszego stulecia, w czasie remontu dworu zapomniane freski wyjrzały spod nawarstwień kolejnych przemalowań i zachwyciły ówczesną właścicielkę Rdzawy. Chcąc obejrzeć malowidła w całej okazałości kazała delikatnie zdjąć warstwę tynku. I wtedy właśnie w załomie muru znaleziono deszczułkę z wyblakłym napisem: Te malowidła przynoszą nieszczęście. Już po niedługim czasie posiadacze dworu skłonni byli uwierzyć, że napis mówił prawdę: dla szczęśliwej dotychczas rodziny nadszedł czas wielkich zmartwień. Być może właśnie dlatego, w kilka lat później freski znów zniknęły pod białą farbą. Zainteresowano się nimi dopiero w latach sześćdziesiątych, kiedy zaczęto restaurować zabytkowy dwór. Być może był to zbieg okoliczności, ale niedługo po przeprowadzeniu prac konserwatorskich w dawnej kaplicy kanoników, profesor czuwający nad renowacją zginął tragicznie. Czyżby fakt ten można było wiązać z ponownym odkryciem złowróżbnych malowideł na ścianach rdzawskiego dworu? Sądecki park etnograficzny z każdym rokiem stawać się będzie ciekawszy - niedawno do zabytkowej wioski przeniesiono stary kościółek, który dotychczas stał w Cerekwi koło Bochni i równie wiekową cerkiewkę z okolic Sącza. Warto więc odwiedzić Nowy Sącz, aby poznać dawne budownictwo drewniane z tych okolic, zanikające już zwyczaje regionalne związane z różnymi porami roku i wydarzeniami z życia wsi: poszczególne chaty w skansenie ustrojono tak, jak ongi przybierano je w dzień Wigilii, zapustnych zabaw, wesel, chrzcin, a nawet pogrzebu. Zwiedzając park zwróćcie uwagę na złowróżbne freski w salonie dworku i nawiedzaną łemkowską chatę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy będziecie przejeżdżać przez Izbicę drogą od Krasnegostawu do Zamościa, lepiej uważajcie! Znajduje się tam nawiedzony dom. Wygląda jak każdy inny, jest biały, pozbawiony ogrodu, wygląda jak złączenie kilku domów. W oknie jest obraz Matki Boskiej. Jego właściciel mieszka za granicą. Już pierwsze spojrzenie budzi strach. Mieszkańcy mówią, że z domu dochodzą dziwne odgłosy. Legenda mówi, że żyło tam małżeństwo. Żona była nie do wytrzymania i z tego powodu mąż się powiesił i w tej samej chwili mieszkanie spłonęło razem z jego żoną. Zabrali ją do piekła i skazano na wieczną tułaczkę po... jej domu. Teraz można ją spotkać w tym domu, ale przestrzegam Was! Ci co byli głodni wrażeń zostali opętani albo już nie żyją. Księża stanowczo temu zaprzeczają. Mówią, że te dziwne odgłosy pochodzą z kanalizacji. Mieszkańcy są innego zdania. Niektórzy mówią, że dom zbudowano na cmentarzu. Inni twierdzą, że duchy robią tam Sabaty. Sama kiedyś przejeżdżałam blisko tego domu i nagle na drogę wyskoczył zając. Nie udało się Nam go ominąć... Przypadek, przeznaczenie??? Lepiej tam nie idźcie, a szczególnie w nocy! ---- Kaplica w Minsden (XX wiek, w pobliżu Hitchin, hrabstwo Hertford - Anglia) Kaplica w Minsden została zbudowana w XVI wieku, a na początku naszego stulecia wydzierżawiono ją dożywotnio pisarzowi Reginaldowi Hine. Sam Hine był niezwykłą, potężną indywidualnością, szanowanym prawnikiem i autorem ksiażki \"Confessions of Un-common Attorney\" (\"Wyznania nietypowego prokuratora\"), a poza tym znanym historykiem i bibliofilem. Najlepszym przykładem jego oryginalnej osobowości może być sporządzone przez niego własnorecznie ostrzeżenie, że o ile po smierci jego prochy zostaną rozsypane na terenie kaplicy w Minsden, to wdzierajace się tam bezprawie i bezbożników, z którymi walczył w imieniu prawa przez całe życie, będzie prześladował jako duch, także po swoim zgonie. Kaplica w Minsden uchodziła za nawiedzoną, słyszano tam dźwięki \"słodkiej i mealncholijnej muzyki\", a od czasu do czasu pojawiała się postać w bieli. Hine zapoznał Petera Underwooda z legendami, między innymi o zamordowanej zakonnicy i o widmie mnicha, które znikało gdy rozległ się dźwięk zaginionych dzwonów z Minsden. Za zgoda Hine\'a Underwood postanowił spędzić w Minsden wieczór Wszystkich Swiętych (Tej własnie nocy pojawiał się podobno duch mnicha). Underwood udał się tam w towarzystwie swego brata i niejakiego Toma Browna. Skoro tylko znalezli się w pobliżu kaplicy, Underwood słyszał dzwięki słabej, jakby odległej muzyki, której pochodzenia nie był w stanie wyjaśnić, gdyż ruiny kaplicy znajdowały się na odludziu. Tom Brown również syszał te dzwięki, Natomiast brat Underwooda nie, choć szedł tuż za nimi. Podczas pierwszego wieczoru Wszystkich Swiętych spędzonego w Minsden wraz z Tomem Brownem i jeszcze jedną osobą, niejakim Derekiem Clarke, Underwood i jego towarzysze ujrzeli na murze coś przypominajacego biały swietlisty krzyż, choć przyznawali, że mógł to być złudny blask księżycowego swiatła, uznali jednak zjawisko za warte odnotowania. Okolicznosci smierci Hine\'a były dość niezwykłe. Po tym jak zrezygnował z dalszej kariery prawniczej, rozmawiał pewnego razu z kilkoma znajomymi na stacji w Hitchin. W pewnym momencie powiedział od niechcenia \"Zaczekajcie chwilę\" i wszedł na tor, prosto pod pociąg. Zginął natychmiast. pozostawił list zaadresowany do miejscowego koronera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No to mamy klątwe, troche wiecej szczegółow o naszym chłopcu Klątwa płaczącego chłopca\" - taki tytuł nosi obraz namalowany przez pewnego hiszpańskiego malarza. Straszne rzeczy zaczęły się dziać w krótki czas po tym, jak artysta zakończył nakładanie na niego ostatnich poprawek. Na początku w niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła pracownia malarza, później tragicznie zginął chłopiec, którego podobizna znalazła się na obrazie. I to był dopiero początek szeregu przerażających wydarzeń. Latem i jesienią 1985 roku w Wielkiej Brytanii odnotowano serię bardzo dziwnych pożarów, które nagle wybuchały w prywatnych domach, w większości doszczętnie je trawiąc. Okazało się, iż za każdym razem w zgliszczach odnajdywano nietkniętą reprodukcję \"Klątwy płaczącego chłopca\". Peter Hall, strażak z Yorkshire powiedział, że \"działające na terenie północnej Anglii brygady straży pożarnej wielokrotnie wśród doszczętnie spalonych przedmiotów odnajdywały kopię tego właśnie obrazu\". Co więcej, w żadnym z tych przypadków nie udało się ustalić przyczyny pożaru. Hall stwierdził ponadto, że jego brat Ron, nie wierząc w negatywne oddziaływanie malowidła, jedną z kopii przyniósł do domu, poczym na własnej skórze odczuł działanie jej „demonicznej” mocy. Jakiś czas później jego dom doszczętnie spłonął. Również w tym przypadku przyczyny pożaru nigdy nie ustalono. Pożary były tak częste i tak dziwne, że ludzie zaczęli nazywać je \"Klątwą płaczącego chłopca\". Informacje o nich mnożyły się w zastraszającym tempie. Jedną z kolejnych osób, których dom stanął w płomieniach była Dora Brand z Mitcham w Surrey. Z należącej do niej kolekcji liczącej ponad sto różnych malowideł nietknięte przez ogień pozostało tylko jedno - \"Klątwa płaczącego chłopca\". Podobno przerażająca klątwa spoczywa na każdej kopii obrazu, a wówczas po całej Wielkiej Brytanii rozeszły się ich niezliczone ilości. Klątwa zaczyna działać w momencie, kiedy właściciel obrazu dowiaduje się o jej istnieniu. Osoby, do których doszły takie informacje w większości natychmiast pozbywały się \"przeklętego\" obrazu. Informacje o podobnych dziwnych, niewytłumaczalnych pożarach pochodzą z Leeds, Nottingham, Oxfordshire oraz z wyspy Wight. Istnieje również relacja mówiąca o incydencie, który miał miejsce na terenie USA. Pewien mężczyzna, ze strachem w głosie, opowiada jak w latach 80. jego dziadek mieszkający w Devenport wszedł w posiadanie jednej z kopii \"Płaczącego chłopca\" . \"Bardzo często odwiedzałem dziadka w domu, panowała tam taka ciepła atmosfera, zawsze czułem się tam tak bezpiecznie. Jednak, gdy patrzyłem w stronę tego \"diabelskiego\" obrazu, cały spokój znikał, i nagle pojawiały się strach i przerażenie\" . Mężczyzna z wielkim przejęciem stwierdza, że wyraźnie czuł emanującą z obrazu negatywną, wręcz \"demoniczną\" energię. Co więcej, opowiada, że ciągle na plecach odczuwał wzrok znajdującego się na nim chłopca. Było to niezwykle silne, jeżące włosy na głowie uczucie. W roku 1983 jego dziadek musiał wyjechać. Po powrocie zobaczył, że po jego domu zostały jedynie zgliszcza. Nietknięta przez ogień pozostała jedynie \"Klątwa płaczącego chłopca\" oraz album ze zdjęciami wnuka. Jest to jedyny przypadek, w którym oprócz obrazu ocalało coś jeszcze. Sprawą niewyjaśnionych pożarów na poważnie zainteresowały się angielskie media. Jedna z gazet napisała nawet, że powinny odbywać się regularne publiczne palenia kopii obrazu. Narastający wśród mieszkańców strach spowodował, iż latem 1985 roku takie palenia odbyły się w całym kraju. 12 października 1985 roku wydarzył się kolejny niepokojący incydent, otóż klątwa dotknęła osobę, która nie była właścicielem żadnej z kopii feralnego obrazu. Malcolm Vaughan z Church Down w Gloucestershire ujrzał jak jego dom nagle staje w płomieniach. Okazało się jednak, że co prawda on osobiście nie posiadał obrazu, ale jakiś czas wcześniej uczestniczył w niszczeniu jednej z reprodukcji. Czyżby ten tajemniczy pożar domu był zemstą złowieszczych sił? Osoby, które uczestniczyły w niszczeniu obrazów opowiadały również, że ciągle są prześladowane przez ducha znajdującego się na nim chłopca. 21 października ogień strawił Parillo Pizza Palace w Great Yarmouth w Norfolk, pomimo tego obraz przedstawiający \"Płaczącego chłopca\" pozostał nienaruszony. Kolejny niezwykły przypadek wydarzył się trzy dni później, doszczętnie spłoną dom należący do rodziny Godberów z Herringthorpe znajdującym się na południu Yorkshire. Oczywiście \"przeklęty\" obraz pozostał nietknięty. Kolejne dni przynosiły podobne budzące grozę, zupełnie niewytłumaczalne incydenty. Na początku listopada 1985 roku w takimi pożarze zginął sześćdziesięciosiedmioletni William Armitage, strażacy obok zwłok odnaleźli nietkniętą przez ogień kopię \"Klątwy płaczącego chłopca\". Wszystkie te zdarzenia wydarzyły się naprawdę. \"Nie wierzyłem w te historie, jednak teraz sam już nie wiem. To jest przecież bardzo dziwne, jeżeli w zgliszczach doszczętnie spalonych domów odnajdujemy ciągle ten sam nienaruszony przedmiot, którym zawsze jest obraz – \"Klątwa płaczącego chłopca\"\" – powiedział jeden ze strażaków. Zatem, być może rzeczywiście w obrazie tkwi jakaś „demoniczna”, niepojęta siła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hhhh
schizofreniczko podciagam topic zeby nie zahinal:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lot 401 W grudniowy wieczór 1972 roku samolot linii Eastern Airlines, lot 401, rozbił się nad mokradłami w Miami. Zginęło wówczas 101 osób. Szczątki samolotu i ciała pasażerów były porozrzucane na obszarze prawie kilometra kwadratowego. Tuż po katastrofie pojawiły się plotki, że na pokładach innych samolotów dzieją się bardzo dziwne rzeczy. John G. Fuller rozpoczął dochodzenie w tej sprawie, a wyniki swoich badań opublikował w książce pt. „The Ghost of Flight 401” (Duch lotu 401). Autor książki potwierdził, że najczęściej ukazującymi się duchami były duchy kapitana Boba Lofta i drugiego oficera Dona Repo. Załogi innych samolotów widziały je ponad dwadzieścia razy. Wiele wypowiedzi przytoczonych w książce pochodziło od osób na poważnych stanowiskach: pilotów, oficerów lotu, a nawet wiceprezesa Eastern Airlines. Wiceprezes podobno rozmawiał z kapitanem, który jak sądził, kierował lotem samolotu, a potem stwierdził, że był to dawno zmarły Loft. Fuller odkrył, że po katastrofie lotu 401 odzyskano niektóre działające części zamienne samolotu i wmontowano je do innych maszyn. Jego zdaniem, to była przyczyna ukazywania się duchów na pokładzie trzydziestu innych samolotów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jasnoczerwony, sześcioosobowy kabriolet graef&stift; rocznik 1911; silnik 4 cyl. 5,8; 32KM/1400obr/min. 320 kilometrów przebiegu. Luksusowe auto skonstruowane specjalnie dla arcyksięcia Ferdynanda i jego żony księżnej Hohenburg z okazji wizyty w małej bośniackiej miejscowości Sarajewo. Rok 1914. Sytuacja polityczna w Europie grozi wybuchem wojny. Brakuje jedynie iskry. 28 czerwca Arcyksiążę i jego żona wsiadają do luksusowego pojazdu, żeby przejechać ulicami Sarajewa. Pierwszą niebezpieczną sytuacją była bomba rzucona na samochód. Odbiła się od drzwi i potoczyła na ulicę raniąc 4 osoby z orszaku konnego jadącego za samochodem. Książe z małżonką upewnili się, że ranni otrzymają pomoc, nie zrezygnowali z dalszej jazdy. Szofer, który doskonale znał Sarajewo, pomylił drogę skręcając w ślepą uliczkę. Tam właśnie przed samochód wyskoczył zamachowiec, który zastrzelił parę książęcą. Zamach ten był zapłonem pierwszej wojny światowej, którą przypłaciło życiem dwadzieścia milionów ludzi. Co dalej działo się z autem? W tydzień po wybuchu I wojny światowej samochód arcyksięcia przypadł generałowi Potiorkowi, który zajął dom gubernatora w Sarajewie. Po 21 dniach przegrał bitwę pod Valievo, utracił dowództwo i został odesłany do Wiednia. Niedługo potem stał się zrujnowanym wariatem i zmarł w przytułku. Samochód przeszedł w ręce byłego podwładnego generała Potiorka, który był właścicielem samochodu 9 dni. Jadąc z dużą prędkością przejechał dwóch Chorwatów, którzy zginęli na miejscu, następnie wpadł na drzewo. Kiedy przybyła pomoc, już nie żył. Po wojnie właścicielem samochodu został nowo mianowany gubernator Jugosławii. Doprowadził wóz do świetnego stanu, lecz w ciągu czterech miesięcy miał cztery wypadki, zaś w ostatnim z nich stracił rękę. Rozkazał zniszczyć samochód, twierdząc, że jego reputacja jest tak zła, że nikt nie będzie chciał nim jeździć. Jednak nowy nabywca dr Srkis, który nabył samochód za bezcen, śmiał się z przekleństwa. Ponieważ nie znalazł szofera, prowadził auto osobiście. Kiedy po 6 miesiącach utwierdzał się w przekonaniu, że klątwa ciążąca nad autem to tylko ludzkie wymysły, pewnego ranka uległ śmiertelnemu wypadkowi. Pod znalezionym przy drodze, przewróconym na dach samochodem, znaleziono zmiażdżone ciało doktora. Wdowa po doktorze sprzedała samochód bogatemu jubilerowi. Używał auta rok, a później popełnił samobójstwo. Następnym właścicielem był również lekarz. Kiedy z obawy przed fatalnym samochodem zaczęli opuszczać go pacjenci, postanowił sprzedać auto szwajcarskiemu kierowcy wyścigowemu. Ten, startując autem w wyścigu w Dolomitach, wpadł na kamienny mur i zginął. Auto wróciło do Sarajewa i trafiło do zamożnego rolnika. Oddał samochód do naprawy i jeździł nim bezpiecznie kilka miesięcy. Któregoś razu, gdy auto odmówiło posłuszeństwa, postanowił przywiązać je do furmanki, żeby przyholować do miasta. Niestety gdy tylko ruszyli silnik zapalił się, samochód zaś odtrącił wóz i konie przejeżdżając właściciela. Mechanik Tiber Hirszfeld naprawił auto i pomalował je na niebiesko. Pewnego dnia wiózł przyjaciół na wesele. Gdy na drodze postanowił wyprzedzić z dużą prędkością inne auto - uderzył w drzewo. Hirszfeld i czworo pasażerów zginęli w wypadku. Samochód postanowiono odnowić z rządowych funduszy i odesłać do muzeum. Od pierwszego zdarzenia, w którym śmierć arcyksiążę i księżna sprowadził śmierć na szesnaście osób. Można nawet powiedzieć iż przyczynił się do wybuchu pierwszej wojny światowej. Żaden z właścicieli auta nie żył zbyt długo od momentu jego nabycia. W końcu samochód, który był uważany za przeklęty zniszczyła aliancka bomba zrzucona na budynek muzeum, w którym stał jako eksponat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rezydencja Woodchester Rezydencja Woodchester to posiadłość z epoki wiktoriańskiej, której budowy nigdy nie zakończono i nigdy nie zamieszkali w niej ludzie. Woodchester został zbudowany przez masona Williama Leigha i od czasu jego śmierci w 1873 roku rezydencja stała się centrum badań zjawisk paranormalnych i związanej z nimi symboliki. W ciągu ostatnich dwustu lat w rezydencji widziano wiele duchów. W 1902 roku miejscowy pastor ujrzał dziwną zjawę przed bramą posiadłości, a kilka lat później na drodze dojazdowej widziano ducha jeźdźca. Miejscem, gdzie najczęściej ukazują się duchy, jest sam budynek rezydencji. Woodchester to miejsce, gdzie straszą najbardziej upiorne duchy w całej Anglii. W kaplicy można spotkać wysokiego mężczyznę, a piwnica pełna jest żywiołowych zjaw. Niewidzialne siły atakują ludzi odwiedzających rezydencję, a ci z przerażenia nagle tracą przytomność. W łazience mieszka duch mężczyzny, który często ukazuje się gościom pod postacią latającej głowy. Duch starszej damy szczególnie lubi atakować kobiety, chwytając je w ciemności. Nie wiadomo, dlaczego rezydencja stała się nawiedzonym przez duchy miejscem. Według jednej z teorii, rezydencję wzniesiono w miejscu, gdzie poprzednio stały trzy inne budynki, i to właśnie duchy z tamtych budowli straszą w Woodchester.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
obrzezaj się drzwiami - noo niedokonca, jest tez tam inne zdjecie jej oczu, a nie dałam linka na konkretne foto, bo to juz chyba sama moze sobie poszukac nie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rezydencja Woodchester Rezydencja Woodchester to posiadłość z epoki wiktoriańskiej, której budowy nigdy nie zakończono i nigdy nie zamieszkali w niej ludzie. Woodchester został zbudowany przez masona Williama Leigha i od czasu jego śmierci w 1873 roku rezydencja stała się centrum badań zjawisk paranormalnych i związanej z nimi symboliki. W ciągu ostatnich dwustu lat w rezydencji widziano wiele duchów. W 1902 roku miejscowy pastor ujrzał dziwną zjawę przed bramą posiadłości, a kilka lat później na drodze dojazdowej widziano ducha jeźdźca. Miejscem, gdzie najczęściej ukazują się duchy, jest sam budynek rezydencji. Woodchester to miejsce, gdzie straszą najbardziej upiorne duchy w całej Anglii. W kaplicy można spotkać wysokiego mężczyznę, a piwnica pełna jest żywiołowych zjaw. Niewidzialne siły atakują ludzi odwiedzających rezydencję, a ci z przerażenia nagle tracą przytomność. W łazience mieszka duch mężczyzny, który często ukazuje się gościom pod postacią latającej głowy. Duch starszej damy szczególnie lubi atakować kobiety, chwytając je w ciemności. Nie wiadomo, dlaczego rezydencja stała się nawiedzonym przez duchy miejscem. Według jednej z teorii, rezydencję wzniesiono w miejscu, gdzie poprzednio stały trzy inne budynki, i to właśnie duchy z tamtych budowli straszą w Woodchester.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×