Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Luxor

OD LISTOPADA 2006 STARAMY SIE O DZIECIATKO....CIĄG DALSZY...

Polecane posty

dziewczynki🌻.. bardzo WAM dziekuje ale nie udalo sie! czekam, coraz mniej wierze ale wierze...moze kiedys! nie wiem co dalej - czy transfer czy laparoskopia??nie wiem ... i tak bardzo zazdroszcze ze mozecie tulic swoje malenstwa, ze mozecie glaskac swoje brzuszki... trzymam sie, nie placze, nie wiem czemu ale jestem silna, chce byc silna!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o rany!!! Andziu! :( jak to mozliwe.. dlaczego akurat Ciebie to teraz spotkało...szok...koleje losu są niezbadane... bardzo, bardzo mi smutno,że jest Ci teraz tak źle :( nawet niewiem co napisac by Ci dac iskierke nadziei by pocieszyc by przytulic mocno...napewno bardzo boli, boli jak cholera nawet! ale wiesz napewno sama dobrze,ze to był pierwszy raz...a bardzo rzadko sie udaje przy pierwszym podejsciu...i wazne ze tyle jajeczek zapłodnionych!! to jest juz duzy sukces. wierze mocno ze sie doczekacie, nie poddawaj sie, poki nadzieja jest! tule....najmocniej i najcieplej jak umiem 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
andziulku, tak mi strasznie smutno i przykro, no qrcze nie ma sprawiedliwosci na tym swiecie:(:( jestes bardzo dzielna, podziwiam cie ogromnie i jestem pewna ze ktorys z tych blastocytow juz niedlugo bedzie twoim dzieciatkiem. moze rzeczywiscie ta laparoskopia bedzie dobrym rozwiazaniem. dolaczam sie do usciskow luxorka i sciskamy cie razem tak mocno jak umiemy👄👄👄👄 jaka szkoda ze nie mozemy zrobic wiecej:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Andzia przykro mi ogromnie. Ja wczoraj byłam u gina, cały wieczór wczoraj przeryczałam. W przyszłym tygodniu mam zrobić badanie PCT czyli na wrogi śluz. Potem oznaczenie przeciwciał plemnikowych u mnie i M. Znalazłam laboratorium, które wykonuje takie badanie z krwi, ale też robią w nasieniu i w śluzie szyjkowym tyle że w innym mieście. Może wiecie czy to badanie jest takie samo, wolałabym je zrobić na miejscu niż jeździć. Nie wiem czy jest jakaś różnica w wyniku tych badań. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Może Domi, Andzia je miałyście??? Ja zrobię tę serię badań to pewnie czeka nas wybór kliniki i inseminacja. Mam sobie wybrać klinikę gdzie bym chciała zrobić inseminację. Wczoraj mój gin powiedział, że on nie wie czemu ja w ciążę nie zachodzę, powiedział że albo to przez moją wagę (niedowaga) albo psychika. Bo żadnych przeciwwskazań nie widzi. Od 16dc mam brać duphaston. Zastanawia się czy mnie nie położyć do szpitala na laparoskopie, ale mówi że nie widzi powodu aby to wykonać, owu super, zawsze ok., brak pco, janiki ok. I za bardzo nie widzi sensu. Choć niewyklucza i takiej opcji, choć jeszcze nie teraz. Ja naprawdę rozumiem Andzię, wczoraj miałam taki dół, że cały czas ryczałam. Coraz mniej chyba mam siły i wiary na walkę. Psycha mi już siada  Dzięki za pomoc i miłego dzionka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziewczyni - dziekuje 🌻.. niestety - tak to jest ze nawet icsi nie daje gwarancji, nie tak latwo! Tyle czlowiek musi przejsc a i caly czas o kamienie sie potyka:( Ale co zrobic - nie mozna nad rozlanym mlekiem ryczec , trzeba jeszcze raz sprobowac! Itus kochana - ja ci slonce nie pomoge bo przeciwcial nie robilam. i tak strasznie mi smutno ze i TY przez to przechodzisz... ❤️ i tak bardzo trzymam kciuki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie po przerwie.... przeczytalam przelotnie bo czas jak zwykle mnie nagli..jestem cholernie zmeczona zarowno psychicznie jak i fizycznie nie mam sily i w ogole nie umiem sobie wszystkiego poukladac... wrocilam wczoraj w nocy... ale zaczne od tego ze cholermie mi smutno...dostalam smsika od iti ale kierowalam akurat wiec niwe moglam odpisac, potem bylo juz bardzo pozno... andziulek..tak bardzo mi przykro...tak bardzo... itus...duzo przed toba ale moze dobrego? dzieczynki nawet nie wiecie jak bardzo sie z wami utozsamiam... i nie wiem dlaczego las tak nas doswioadcza? i ja nie mam rewelacyjnych wiesci..jeszcze przed wyjazdem bylam u gina... oczywiscie dupa blada wyniknelo z usg ze jajo w ogole nie peklo....mam teraz przyjsc w polowie cyklu i zastosujemy pregnyl...juz nie mam sil i ide tam bo ide...ale zupelnie bez zadnej nadzieji...tak z \"obowiozku\"....jestem znow troche tym zmeczona i zrezygnowana.... co do konkursu mikolaja...niestety tylko WYROZNIENIE....a spokojnie moglobyc 1 miejsce!!! tak spizprzyl wystep, ze o malo na zawal nie padlam....on sam bidulek tez poplakal sie mi po....wszystko spapral... pani wsciekla bo wie, jak mogl zagrac...coz...zycie.....zjadla gop trema i wszytsko na raz... oczywiscie ze sie ciesze bo wyroznienie w ogolnopolskim konkursie to i tak duzo zwarzywszy ze jada tam najlepsi..a z najlepszych sa wybierani najlepsi...ale...niedosyt pozostal bo szansa byla ogromna...coz.... poza tm wracalam ze szczecina i niewyobrazacie sobie jaka mialam przygode.... miedzy bydgoszcza a toruniem non sto roboty drogowe i ruch wahadlowy...gdzies na wysokosci solca kujawskiego stop....bo roboty...w koncu puscili zielone swiatlo...jedziemy...ujechalam pare metrow i znow stop...nie wiemy co sie dzieje....mijaja minuty...ludzie wychodza z samochodow zamieszanie i wiecie co sie okazuje.....ze z przeciwnej strony pojechaly samochody (na czerwonym swietle) i spotkaluismy sie czolowo z samochodami z przeciwka....za mna stoja w korku juz 2 tiry kolejka mega....i nie ma odwrotu.....jakis obled....stracilismy godzine i nie bylo pomyslu co dalej....w koncu nasza strona wycofywala sie by odbic w jakals boczna droge i objechac to ....ale bulo mowie wam.... dobra dziewuszki musze juz leciec....wpadne potem paa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Halo :) Andziulek, to bardzo dobrze ze dalej walczysz! grunt to sie nie poddac! ❤️ los sie odwróci do Ciebie, a potem beda juz tylko piekne chwile, radosc i spokoj...👄 tak bardzo bym chciała wam wszystkim pomóc...miec taką czarodziejką różdzke..albo Zaczarowany Ołówek ;) ale wierze mocno, i wiem ze na każdego pzryjdzie czas... tylko cierpliwość przyniesie spokój ducha... Begus, wow, wyróznienie to jest sukceas! :D moje gratulacje! Ty to kochana masz przygody...ale wazne ze szczesliwei dojechaliscie :)👄 i super ze lekarz nie czeka na niewiadomo co , tylko działa! jak nie pregnyl to inny lek,ale cos zawsze zadziała! Itus, nie łam sie kochana tylko łap sie wszelich metod! porób badanka, i jesli dalej bedzie cicho to tak jak Andzia pisze, inseminacja 👄 kocham was bardzo!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej miałam potworny tamten tydzień i weekend. Jak już w sobotę było ok., to wieczorem dowiedziałam się o kolejnej ciąży znajomej (odstawiła tabsy i od razu ciąża-cholera dlaczego tylu osobom się udaje od razu!!) i znowu w ryk. M. już miał dość, biedaczek płakałam od czwartku. Ja naprawdę straciłam już siłę, pierwszy raz tak na serio od początku naszych starań. A jak na złość w przypływie użalania się nad sobą powiedziałam o wszystkim mamie. I to był błąd. Zero zrozumienia, teksty o tym, że bez dzieci też można być szczęśliwym i takie tam. Bardziej mnie wkurzyła niż pomogła. Dziś do niej zadzwoniłam i powiedziałam, że nie będziemy już rozmawiać na ten temat, bo ja się muszę wziąć w garść, znaleźć siłę i trochę wiary do walki. Co do inseminacji to chyba przełożymy na czerwiec, w maju jeszcze nie chcę, poza tym nie będę miała jeszcze wyniku na przeciwciała – czeka się na nie około m-ca. Jakoś to będzie, prawda? Muszę wierzyć że się uda, przecież nie ma żadnych przeciwwskazań. Miłego tygodnia. Ale tu cisza.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
itus, robaczku... tak mi smutno ze i TY przez to przechodzisz... tak bardzo cie rozumiem! Placz pomaga, dzieki temu nasze emocje, nasza slabosc a wlasciwie bezsilnosc i niemoc znajduja gdzies ujscie. PLACZ! Ja praktycznie co miesiac plakalam - kiedys chcialam byc silna ale po co mi to? Po co mam udawac ze jestem silna? Kut´rna jestem ale jestem tez tylko czlowiekiem, kobieta ktora nie moze miec dzieci! Itus - kroczycie w dobra stropne, DZIALACIE a to wazne. Bo po 2 latach kochana nie ma czasu na czekanie na cud. Smutne ale taka prawda! Ja wierze ze ten cud sie kiedys wydazy i u Ciebie, u mnie u innych ktore borykaja sie tak jak my. Ale my musimy pomoc szczesciu! Tulam mocno i jezeli masz ochote pogadac to ja chcetnie.. moge numer wyslac ... i buziaki dla Wszystkich!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czesc dziewczynki:) jest mi smutno ze sie nie udalo Andziu ale napewno bedzie lepiej. I nadal trzymam kciuki aby wam sie udalo:) Ituniu slonko :) Andzia ma racje placz bardzo pomaga, ale glowa do gory jeszcze bedziesz tulic w ramionach maluszka:) A u mnie 39 dc. I czekam na @ Bylam u lekarza dostalam tabletki na migrene, no a z reka jest tak sobie poniewaz okazalo sie ze mam syndrom Carpal Tunnel i mam zglosic sie za 7 maja na pobranie krwi. I stwierdza czy nastawiac beda reke recznie czy jak to nie pomoze to czeka mnie operacja .Poprostu zajebiscie!!! Dzisiaj rano wstalam do pracy i dostalam rozwolnienia i myslalam ze mi przejdzie ale jednak po 2 godz. w pracy zwolnilam sie do domu bo wiekszosc czasu spedzilam w toalecie. Juz brak mi slow co chwile cos sie do mnie przyczepia. Jak to mowia ; Jak nie urok to sraczka:P Pozdrawiam was kobietki papa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ach iti, sciskam cie rowniez bardzo mocno. moze nie potrafie zrozumiec az tak bardzo jak andzia, ale potrafie zrozumiec twoja gorycz i rozzalenie. bardzo dlugo bylas silna, uwazam ze czas najwyzszy na danie ujscia emocjom. wszystko bedzie dobrze, zobaczysz. u mnie leniwie nadal, jeszcze do piatku jestem na zwolnieniu. nie ruszam sie sama za daleko, bo dosc czesto zdarza mi sie mdlec i potem mam problem z dotarciem do domu. tak wiec oszczedzam sie, chodze na krotkie spacerki i leze na kanapie przelaczajac kanaly:P:P zycze wszystkim przyjemnego tygodnia i tak pieknej pogody jak dzis u mnie:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochane, nie duście w sobie niczego! bo będzie bolało jeszcze bardziej! wykrzyczec, wypłakać ile sie da... Itus, nie czekaj, działaj, a mama sie nie przejmuj, chciała dobrze, a wyszło źle 👄 jesteście tylko kruchymi istotkami, a nie twardymi jak skała babami :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I nie zatraćcie sie w tym wszystkim ❤️ przeciez Wasze dzieciaczki nie chca miec osiwiałych i pomarszczonych ze stresu mamuś :P 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Załączam artykuł z mojej regionalnej gazety sprzed dwóch miesiecy...👄 Dziecko. Malutki człowieczek, który nadaje sens życiu swoich rodziców. Kilka kilogramów szczęścia, które jest bezcenne. Co, jeśli los skąpi tego szczęścia? Walczyć o nie?...z pomocą… probówki? Przez sześć lat Weronika i Paweł starali się o dziecko. Pięciokrotnie próbowali metody in vitro. Dzięki niej dwa lata temu na świat przyszła Oliwka. Ale zanim Oliwia wydała swój pierwszy krzyk była rozpacz Weroniki, depresja, ból, rosnące długi, nadzieja i strach na przemian. Co wy wiecie o in vitro? - pyta wzrokiem Weronika polityków, którzy na ekranie jej niespłaconego jeszcze telewizora toczą ideologiczne spory na temat macierzyństwa z probówki. Nad łóżeczkiem Oliwki oprawione w ramkę zdjęcie z pierwszego badania USG. Weronika dobrze pamięta tamten dzień, gdy na ekranie aparatu USG zobaczyła rozmazany kształt, a lekarka powiedziała, że to jej dzidziuś, jej własny, wymarzony, wyczekany dzidziuś. Widziała bijące, mikroskopijne serduszko. Płakała i śmiała się na przemian. Potem była bardzo trudna ciąża, przeleżana, pełna strachu, wizyt w szpitalach i niepewności, do ostatniej chwili - czy wszystko będzie dobrze. Czy dzidziuś szczęśliwie przyjdzie na świat. I kiedy lekarz wyjął Oliwię i położył ją na piersi Weroniki, świat dla nich obu zatrzymał się na tę małą chwilę. Udało się. Naprawdę się udało. Były razem, mama i córeczka. I tata - Paweł z dumą przeciął pępowinę i po raz pierwszy od ośmiu lat poczuł się naprawdę szczęśliwy. Niezdatni Ale zanim aparat USG pokazał malutkie ciałko w brzuchu Weroniki, dziesiątki razy nie pokazywał nic. Jakieś szare, zamazane plamy. Lekarz odsuwał monitor i w jego oczach Weronika widziała wszystko. Nie jest w ciąży. W takich momentach zamykała się w sobie, przekonywała, że bez dziecka można żyć, że wcale aż tak bardzo go nie pragnie. - Pochodzę z wielodzietnej rodziny, było nas w domu siedmioro, a ja byłam najstarszą siostrą. Niańczenie maluchów miałam we krwi. Paweł ma tylko brata i odkąd się poznaliśmy mówił, że marzy o dużej rodzinie, żeby było radośnie, wesoło. Ale decyzję o własnym dziecku postanowiliśmy trochę odłożyć. Ja miałam zrobić magistra, mieliśmy też trochę zaoszczędzić na mieszkanie. Rok po ślubie skończyłam studia, Paweł miał już niezłą pracę, awansował na samodzielnego przedstawiciela handlowego. Wtedy jednak doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak jeszcze zaczekamy z dzieckiem i pójdę do pracy, bo jeśli teraz jej nie znajdę, to co dopiero po urodzeniu i odchowaniu dziecka. I tak minęły kolejne dwa lata - opowiada Weronika. Wreszcie rodzina zaczęła dokuczać, że może wreszcie \"wzięliby się do roboty”, więc się wzięli. Tyle, że nic z \"tej roboty” nie wychodziło. - Najpierw składałam to na karb zmęczenia, stresu, przedłużonego działania pigułek antykoncepcyjnych, które brałam kilka lat. Po roku zaczęłam się niepokoić, choć miesiączkowałam regularnie, współżyliśmy regularnie i wydawałoby się, że wszystko powinno być w porządku, ja jednak nie zachodziłam w ciążę. Zaczęłam panikować. Do tego jeszcze te ciągłe pytania rodziny. Wyszków to tak naprawdę wielka wieś, tu wszyscy o sobie wszystko wiedzą, jak tylko jakaś sąsiadka zobaczyła mnie w kolejce u ginekologa, puszczała famę, że jestem w ciąży, a ja z rozdartym sercem musiałam te plotki dementować. Na wsi u moich rodziców koleżanki szeptały na ławkach, że tyle lat po ślubie dziecka nie mamy, to na pewno jesteśmy niezdatni, to znaczy nie możemy mieć dzieci. Tak się na wsi mówi - opowiada Weronika. Znosiła męki, gdy znajome rodziły kolejne dzieci. Zaczęła mieć obsesję - wszystko sprowadzało się do jednego tematu: dziecka. Dziecka, którego nie mogli mieć. Malutkiego, bezzębnego człowieczka w kaftaniku w kwiatki, łapczywie ciągnącego matczyną pierś. Ale nie jej, Weroniki pierś. - Najpierw w ogóle nie potrafiliśmy o tym rozmawiać - Paweł wyjmuje z rąk żony gaworzącą Oliwkę, jakby po raz kolejny chciał się przekonać, że malutka jest naprawdę - omijaliśmy temat, bojąc się wypowiedzieć głośno, że jest problem, baliśmy się rozważania, czyja to wina. - Każde z nas po swojemu się z tym zmagało. Mijał miesiąc za miesiącem i nic. Regularnie, co dwadzieścia osiem dni pojawiała się miesiączka, choć skrupulatnie wyliczałam dni płodne i niepłodne, mierzyłam temperaturę, kochaliśmy się zgodnie z moimi wytycznymi - trzymanymi w tajemnicy przed mężem, rzecz jasna. Raz nawet byłam pewna, że się udało. Okres spóźnił się pięć dni. Szalałam z radości. Powiedziałam Pawłowi. On kupił takie śliczne, maleńkie buciki. Już miałam iść do lekarza, kiedy pojawiło się krwawienie. To był fałszywy alarm, nie byłam w ciąży. A już miałam nudności, zachciewanki, już wybierałam imię dla maluszka. Pamiętam, kiedy mówiłam Pawłowi, że nic z tego, milczał. Przytulił mnie, a potem poszedł się upić. Ale wtedy właśnie coś się przełamało, zaczęliśmy o tym rozmawiać. Zdecydowaliśmy też, że pójdziemy razem do lekarza - opowiada Weronika. Te malutkie buciki - trzyma wciąż jak talizman na szczęście, które miało nadejść. Spermogramy, jajniki i słoń na szczęście Tego słonia dała im koleżanka z pracy Weroniki, kiedy szli na pierwszą wizytę do specjalisty z kliniki leczenia niepłodności, którego polecił Weronice jej ginekolog. Ilu było później tych specjalistów i klinik, Weronika nawet nie próbuje policzyć. Odsyłano ich od jednej do drugiej, od lekarza do lekarza, zlecając badania i kolejne, podważając wzajemnie swoje diagnozy. - Dwukrotnie robiłem spermogram, takie badanie na ilość plemników, bo było podejrzenie, że moje plemniki są zbyt mało ruchliwe i jest ich zbyt mało, by mogło dojść do zapłodnienia. Pierwsze badanie wykazało, że wszystko jest w porządku, kolejny lekarz w kolejnej klinice zlecił następne i wynik był jego zdaniem niezadowalający. Wreszcie trafiliśmy do kliniki w Białymstoku i właściwie dopiero tam diagnoza jakoś się skonkretyzowała - opowiada Paweł. Także o tym, jak upokarzające i trudne są wszystkie te badania, zabiegi. - Niestety, powstaje coraz więcej prywatnych klinik i poradni leczenia niepłodności i część z nich żeruje na ludziach, na tym, że są zdeterminowani i zrobią wszystko, by mieć dziecko. Zapłacą każde pieniądze, choćby tak, jak my, musieli się zadłużyć po szyję. Zwodzą ich, wykorzystują niewiedzę, a naprawdę nie pomagają - dodaje Weronika. Diagnoza, o której wspomniał Paweł była dla nich zrozumiała na tyle, że szansa, że normalnie będą mieć ze sobą dziecko jest jedna na milion. - Lekarz wytłumaczył nam mniej więcej tyle, że moje jajniki nie pracują tak jak powinny, a przy tak słabych, jak u Pawła plemnikach, szansa na normalne zapłodnienie jest znikoma. Każde z nas z innym partnerem miałoby nieporównywalnie większe szanse. Lekarz najpierw zaproponował nam kurację farmakologiczną, ale od razu zaznaczył, że jest niewielka nadzieja na to, że okaże się skuteczna. I już wtedy powiedział nam o in vitro - opowiada Weronika. - Nie ukrywam, miałem nadzieję, że te leki nam pomogą, zwłaszcza, że kosztowały majątek. Tak naprawdę jednak straciliśmy czas i pieniądze, bo tak, jak przewidywał lekarz, kuracja nic nie dała. Weronika była w coraz gorszym stanie psychicznym, widziałem, że ma już dosyć, fatalnie znosiła leczenie i miałem wrażenie, że robi się jej jakiś uraz do dzieci, że im bardziej pragnie własnego dziecka, tym bardziej nie znosi dzieci innych ludzi - Paweł spłoszony spogląda na żonę, jakby powiedział jednak trochę zbyt dużo. - To nie tak, że nie znosiłam innych dzieci, wręcz przeciwnie, z tym, że nie potrafiłam się cieszyć szczęściem innych, nie mogąc mieć własnego. Rozchwiana hormonalnie, wpadłam w depresję, dostawałam histerii na widok sklepów z dziecięcymi ciuszkami, albo też nagle kupowałam pampersy, kaftaniki - jakbym była w ciąży - Weronice głos zaczyna się trochę łamać. Coraz ciszej opowiada o tym, jak obejmowała rękami brzuch. Często tak robiła wyobrażając sobie, że jest w ciąży, marząc o tym, by pod sercem nosić coś najdroższego, co kopie, rośnie, żyje. Ale jej brzuch wciąż był płaski, modelowo płaski, z piękną, opaloną skórą, bez jednej fałdki. Tamtą wizytę, kiedy lekarz powiedział im, że w grę wchodzi tylko in vitro, że dalsze leczenie farmakologiczne nie ma sensu, pamiętają do dziś. Lekarz tłumaczył, na czym polega in vitro, jak będzie przygotowywał ich do zabiegu, ile kosztuje i tak dalej - a oni oboje płakali. Zdali sobie sprawę, że \"normalnie” nie będą mogli mieć dziecka. W pewnej chwili lekarz zapytał, czy się decydują na in vitro. - Spojrzeliśmy na siebie, przerażeni, ogłuszeni, nic nie rozumiejąc z tego, co wcześniej lekarz mówił. Pierwsza kiwnęła głową Weronika, potem ja. Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, by mieć dziecko - opowiada Paweł. Wtedy też zdecydowali, że muszą komuś powiedzieć, poradzić się, porozmawiać. Dotąd o problemie wiedziała tylko przyjaciółka Weroniki z pracy, ta, która dała im słonia na szczęście. - Rodzice Pawła chyba się domyślali, że coś jest nie tak, więc ich nie zaskoczyliśmy. Poparli naszą decyzję o poddaniu się in vitro bez żadnych zastrzeżeń, radzili, żeby walczyć, żeby się trzymać. Obiecali, że pomogą. Dla moich rodziców, mających siedmioro dzieci, to był szok. To prości ludzie, nic nie rozumieli z tego, co im tłumaczyłam o zabiegu, ale płakali razem ze mną i powiedzieli, że krowę sprzedadzą, ziemię sprzedadzą, aby tylko nam pomóc finansowo. Boże, jaka ja im wtedy byłam wdzięczna, nie za tę krowę i ziemię, ale za te słowa, wsparcie, bo wiem, jak bardzo obawiali się tego wnuka z probówki, że to może jakieś \"inne” dziecko będzie - mówi Weronika przytulając córeczkę usypiającą jej na kolanach. Droga przez mękę Krowa sprzedana została szybciej, niż się mogli spodziewać. Przygotowanie do pierwszego zabiegu i sam zabieg kosztował prawie osiem tysięcy złotych. Niestety, w brzuchu Weroniki nie zagościł na dziewięć miesięcy malutki człowieczek. - Narobiliśmy sobie nadziei, choć lekarz nas uprzedzał, że bardzo rzadko udaje się za pierwszym razem. I bardzo się rozczarowaliśmy. Byłam zrozpaczona, obolała, czułam się jak stara kobieta, bolał mnie brzuch, kolejne serie zastrzyków w brzuch były tak bolesne, że wyłam z bólu. Ciągłe wahania nastroju, apetytu, potworny ból głowy - myślałam, że tego nie przeżyję. Kiedy jednak okazało się, że to na nic, wpadłam w kolejną depresję. Zebraliśmy jednak pieniądze na następną próbę, tym razem pomogli rodzice Pawła i przeszłam kolejne zabiegi. Wymiotowałam, bardzo przytyłam, wyglądałam jak potwór. I znowu nic. Wtedy powiedziałam: dosyć, jako kobieta do niczego się nie nadaję, odpuszczamy sobie - wspomina Weronika. Zgodnie przyznają, że to był koszmarny okres w ich życiu. Gdyby byli sobie troszeczkę mniej bliscy, ich małżeństwa już by nie było. I wsparcie ze strony rodziców, długie rozmowy, łzy, pocieszanie. Bez tego nie daliby sobie rady. - Musiałam zrezygnować z pracy, nie byłam w stanie radzić sobie z wyjazdami do Białegostoku cztery razy w tygodniu, nie mogłam brać zwolnień, a i pracować nie byłam w stanie. Zaczęły się poważne problemy finansowe. Nie chciałam próbować trzeci raz, ale Paweł i rodzice przekonali mnie, że skoro tyle już przeszliśmy... Spróbowaliśmy więc trzeci raz. I udało się. Ale po trzech miesiącach poroniłam. I wtedy to już była katastrofa - głos Weroniki zaczyna się łamać. Głębokie cienie pod oczami do dziś przypominają, że trudne były dla niej te ostatnie lata. - Mieliśmy tyle planów, szaleliśmy ze szczęścia, gdy się okazało, że zabieg się udał. Nosiłem Weronikę na rękach. Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie do pracy szlochając, że krwawi, że coś złego się dzieje. Zanim dojechałem, było po wszystkim. Myślałem, że się z tego nie podniesie - szepce Paweł, gdy Weronika wychodzi, by położyć malutką do łóżeczka. Chwilę później zamieniają się przy malutkiej. Czuwają przy niej stale, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. - Potrzebowałam dużo czasu, żeby podjąć kolejną próbę. Być może nie zdecydowałabym się, gdyby nie moi rodzice. Sprzedali łąkę i przynieśli mi pieniądze na kolejny zabieg. Bo myśleli, że nie próbujemy, bo nie mamy, za co. Nie mogłam im odmówić. Czwarta próba była najtrudniejsza, bo przygotowanie do zabiegu znosiłam tak źle, że sam lekarz zaczął się martwić. Brakowało mi pozytywnego nastawienia, do tego nabawiłam się anemii. Wyglądałam przerażająco po tych wszystkich hormonach. Nie wiem, jak po tej czwartej nieudanej próbie zdecydowałam się na piątą - Weronika wyciąga swoją książeczkę ciąży. Gładzi, jak największy skarb. Kiedy po tej piątej próbie usłyszała, że się udało, że jest w ciąży, bała się cieszyć. Żeby nie zapeszyć. Bała się poruszyć. Bała się marzyć. I bała się, że poczuje ten paskudny ból w podbrzuszu, po którym znów będzie pustka. Ale tymczasem brzuszek rósł, a w nim malutka Oliwka. - Byliśmy po uszy zadłużeni, Paweł pracował dniami i nocami, żeby mnie niczym nie martwić, żebym się nie zdenerwowała i żeby nie pojawiły się skurcze. To była bardzo trudna ciąża, także medycznie, nie tylko ze względu na mój strach. Przez całe osiem i pół miesiąca zagrożona - Oliwka urodziła się ponad trzy tygodnie za wcześnie. Ale cała i zdrowa, z dziesięcioma maksymalnymi punktami w skali Apgar. Co wy wiecie o in vitro? Podczas wizyt w klinice w Białymstoku Paweł i Weronika spotykali małżeństwo z Wyszkowa. W pewnym momencie nawet zbliżyli się do siebie, zaprzyjaźnili. Tamtym też się udało, mają synka. Ale dziś kontaktu z sobą nie utrzymują. - Nie mówimy o tym, jak daliśmy życie Oliwce i oni pewnie też nie. Wiedzą tylko najbliżsi, bo wbrew pozorom ludzie wciąż są zacofani, dla wielu dziecko z probówki to nadal jakiś dziwoląg, a to, co działo się po ogłoszeniu przez rząd planów dopłacania do in vitro, jeszcze nas w tym przekonaniu utwierdziło. Nikt, kogo taki problem nie dotknął, nie rozumie, co to znaczy nie móc mieć własnego dziecka i ile trzeba siły, odwagi, determinacji, żeby przejść przez to wszystko, co jest związane z zabiegiem in vitro. Boże, ludzie nie wyobrażają sobie, jak trzeba o to walczyć, wydaje im się, że to kwestia jakichś fanaberii, jak operacja plastyczna, żeby sobie nos poprawić - Weronika nie kryje złości. - Dla nas dziecko jest wszystkim, największym szczęściem, jakie mogliśmy sobie wymarzyć, wiele poświęciliśmy, żeby je mieć - bez względu na to, jaka metoda nas do tego doprowadziła. Bo mamy Oliwkę, ona jest taka sama, jak inne dzieci, a bez osiągnięć medycyny nie moglibyśmy jej mieć. Czemu z tych osiągnięć nie korzystać? Ludzie mają obawy, że to niezgodne z wiarą, - ale dziecko to miłość, a wiara opiera się na miłości. Nasza Oliwka jest dzieckiem największej miłości, bo bez tej miłości nie bylibyśmy w stanie znieść tego wszystkiego. Do dziś spłacamy długi, ledwie nam starcza na utrzymanie, bo spłacamy kredyty, oddajemy pieniądze rodzinie, która nam pomogła. Ale nie żałujemy, bo mamy Oliwkę. Bez niej cała góra pieniędzy, samochody i cały ten świat nie miałby sensu - zapewnia Paweł. - Kiedy patrzę w swój niespłacony wciąż telewizor, jak politycy na ekranie spierają się o in vitro mam ochotę rzucić w nich czymś ciężkim, szkoda mi jednak telewizora. Co oni wiedzą o bólu, jaki trzeba znieść w trakcie przygotowań do zabiegu, co wiedzą o strachu, że się nie uda, o depresji, która zjada od wewnątrz jak rak, o tym, jak kobieta nie może na siebie patrzeć w lustrze. Wracają po takiej dyskusji do swoich rodzin, dzieci, luksusowych samochodów. A my tam w klinice patrzyliśmy na ludzi, którzy zastawiali mieszkania, bo bez dzieci te mieszkania byłyby na zawsze puste i walczyli o coś najważniejszego, o swój cel w życiu. To jest bardzo nierówna walka, z naturą, która jest o wiele silniejsza. Każda broń w tej walce, nawet probówka, jest nieoceniona - zapewnia mnie Weronika na pożegnanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Luxorku...no a dalej? bo to chyba nie koniec ? a tak sie pieknie czyta te historie......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
uuuupssssssssss, sorki, ucieło mi :) ...- Narobiliśmy sobie nadziei, choć lekarz nas uprzedzał, że bardzo rzadko udaje się za pierwszym razem. I bardzo się rozczarowaliśmy. Byłam zrozpaczona, obolała, czułam się jak stara kobieta, bolał mnie brzuch, kolejne serie zastrzyków w brzuch były tak bolesne, że wyłam z bólu. Ciągłe wahania nastroju, apetytu, potworny ból głowy - myślałam, że tego nie przeżyję. Kiedy jednak okazało się, że to na nic, wpadłam w kolejną depresję. Zebraliśmy jednak pieniądze na następną próbę, tym razem pomogli rodzice Pawła i przeszłam kolejne zabiegi. Wymiotowałam, bardzo przytyłam, wyglądałam jak potwór. I znowu nic. Wtedy powiedziałam: dosyć, jako kobieta do niczego się nie nadaję, odpuszczamy sobie - wspomina Weronika. Zgodnie przyznają, że to był koszmarny okres w ich życiu. Gdyby byli sobie troszeczkę mniej bliscy, ich małżeństwa już by nie było. I wsparcie ze strony rodziców, długie rozmowy, łzy, pocieszanie. Bez tego nie daliby sobie rady. - Musiałam zrezygnować z pracy, nie byłam w stanie radzić sobie z wyjazdami do Białegostoku cztery razy w tygodniu, nie mogłam brać zwolnień, a i pracować nie byłam w stanie. Zaczęły się poważne problemy finansowe. Nie chciałam próbować trzeci raz, ale Paweł i rodzice przekonali mnie, że skoro tyle już przeszliśmy... Spróbowaliśmy więc trzeci raz. I udało się. Ale po trzech miesiącach poroniłam. I wtedy to już była katastrofa - głos Weroniki zaczyna się łamać. Głębokie cienie pod oczami do dziś przypominają, że trudne były dla niej te ostatnie lata. - Mieliśmy tyle planów, szaleliśmy ze szczęścia, gdy się okazało, że zabieg się udał. Nosiłem Weronikę na rękach. Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie do pracy szlochając, że krwawi, że coś złego się dzieje. Zanim dojechałem, było po wszystkim. Myślałem, że się z tego nie podniesie - szepce Paweł, gdy Weronika wychodzi, by położyć malutką do łóżeczka. Chwilę później zamieniają się przy malutkiej. Czuwają przy niej stale, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. - Potrzebowałam dużo czasu, żeby podjąć kolejną próbę. Być może nie zdecydowałabym się, gdyby nie moi rodzice. Sprzedali łąkę i przynieśli mi pieniądze na kolejny zabieg. Bo myśleli, że nie próbujemy, bo nie mamy, za co. Nie mogłam im odmówić. Czwarta próba była najtrudniejsza, bo przygotowanie do zabiegu znosiłam tak źle, że sam lekarz zaczął się martwić. Brakowało mi pozytywnego nastawienia, do tego nabawiłam się anemii. Wyglądałam przerażająco po tych wszystkich hormonach. Nie wiem, jak po tej czwartej nieudanej próbie zdecydowałam się na piątą - Weronika wyciąga swoją książeczkę ciąży. Gładzi, jak największy skarb. Kiedy po tej piątej próbie usłyszała, że się udało, że jest w ciąży, bała się cieszyć. Żeby nie zapeszyć. Bała się poruszyć. Bała się marzyć. I bała się, że poczuje ten paskudny ból w podbrzuszu, po którym znów będzie pustka. Ale tymczasem brzuszek rósł, a w nim malutka Oliwka. - Byliśmy po uszy zadłużeni, Paweł pracował dniami i nocami, żeby mnie niczym nie martwić, żebym się nie zdenerwowała i żeby nie pojawiły się skurcze. To była bardzo trudna ciąża, także medycznie, nie tylko ze względu na mój strach. Przez całe osiem i pół miesiąca zagrożona - Oliwka urodziła się ponad trzy tygodnie za wcześnie. Ale cała i zdrowa, z dziesięcioma maksymalnymi punktami w skali Apgar. Co wy wiecie o in vitro? Podczas wizyt w klinice w Białymstoku Paweł i Weronika spotykali małżeństwo z Wyszkowa. W pewnym momencie nawet zbliżyli się do siebie, zaprzyjaźnili. Tamtym też się udało, mają synka. Ale dziś kontaktu z sobą nie utrzymują. - Nie mówimy o tym, jak daliśmy życie Oliwce i oni pewnie też nie. Wiedzą tylko najbliżsi, bo wbrew pozorom ludzie wciąż są zacofani, dla wielu dziecko z probówki to nadal jakiś dziwoląg, a to, co działo się po ogłoszeniu przez rząd planów dopłacania do in vitro, jeszcze nas w tym przekonaniu utwierdziło. Nikt, kogo taki problem nie dotknął, nie rozumie, co to znaczy nie móc mieć własnego dziecka i ile trzeba siły, odwagi, determinacji, żeby przejść przez to wszystko, co jest związane z zabiegiem in vitro. Boże, ludzie nie wyobrażają sobie, jak trzeba o to walczyć, wydaje im się, że to kwestia jakichś fanaberii, jak operacja plastyczna, żeby sobie nos poprawić - Weronika nie kryje złości. - Dla nas dziecko jest wszystkim, największym szczęściem, jakie mogliśmy sobie wymarzyć, wiele poświęciliśmy, żeby je mieć - bez względu na to, jaka metoda nas do tego doprowadziła. Bo mamy Oliwkę, ona jest taka sama, jak inne dzieci, a bez osiągnięć medycyny nie moglibyśmy jej mieć. Czemu z tych osiągnięć nie korzystać? Ludzie mają obawy, że to niezgodne z wiarą, - ale dziecko to miłość, a wiara opiera się na miłości. Nasza Oliwka jest dzieckiem największej miłości, bo bez tej miłości nie bylibyśmy w stanie znieść tego wszystkiego. Do dziś spłacamy długi, ledwie nam starcza na utrzymanie, bo spłacamy kredyty, oddajemy pieniądze rodzinie, która nam pomogła. Ale nie żałujemy, bo mamy Oliwkę. Bez niej cała góra pieniędzy, samochody i cały ten świat nie miałby sensu - zapewnia Paweł. - Kiedy patrzę w swój niespłacony wciąż telewizor, jak politycy na ekranie spierają się o in vitro mam ochotę rzucić w nich czymś ciężkim, szkoda mi jednak telewizora. Co oni wiedzą o bólu, jaki trzeba znieść w trakcie przygotowań do zabiegu, co wiedzą o strachu, że się nie uda, o depresji, która zjada od wewnątrz jak rak, o tym, jak kobieta nie może na siebie patrzeć w lustrze. Wracają po takiej dyskusji do swoich rodzin, dzieci, luksusowych samochodów. A my tam w klinice patrzyliśmy na ludzi, którzy zastawiali mieszkania, bo bez dzieci te mieszkania byłyby na zawsze puste i walczyli o coś najważniejszego, o swój cel w życiu. To jest bardzo nierówna walka, z naturą, która jest o wiele silniejsza. Każda broń w tej walce, nawet probówka, jest nieoceniona - zapewnia mnie Weronika na pożegnanie. n

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Luxorku - piekne az sie lezka w oku kreci.. co oni moga wiedziec o in vitro... Sa takie chwile ze dziekuje Bogu ze ze tu mieszkam, ze tak doswiadcza ale daje szanse!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jsadjdhjdshshjjdh
piekne... az sie lza w oku kreci... jeszcze sie nie staram o dzidie, ale zaczne juz niedlugo, po slubie... i tez nie wiem czy mi sie uda, lekarz juz mi powiedzial ze moga byc problemy.... i boje sie, i zyje w leku czy pojawi sie we mnie nowe zycie... dobrze ze mam kochanego faceta ktory wlasnie ze wzgledu na to, ze moga byc problemy, zdecydowal sia na wczesniejszy slub bo bal sie, ze jak sie zaczniemy starac przd slubem i okaze sie ze jest nie tak to odejde, bo tak mu powiedzialm.. ze nie bede go wiazac przy sobie skoro moge miec takie problemy... wiec zebym mu "nie gadala takich glupot" jak to okresli to sie oswiadczyl, i zaraz po tym powiedzial czy teraz juz nie bede tak glupio mowic.... kocham go, mam nadzieje ze sie nam uda...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Luxorku--dziekuje .Czasem trzeba cos takiego przeczytac ,zeby podziekowac za to co jest .Za to wydaje sie takie zwyczajne ,takie naturalne a jest takie skomplikowane ....Ale my to wiemy ...:) A ten list ,te historie powinni przeczytac wlasnie wszyscy politycy i biskupi i wszyscy \"krzykacze\" jako lekture obowiazkowa...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej kochane...co tu u nas tak pusto? ja mam lenia i dola i w ogole bez powera jestem...taka bezwola mnie ogarnela...i jakos mi byle jak.... ale co robic.... a co u was moje drogie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Beguś u mnie nic nowego, jutro idziemy na pobranie krwi, w piątek mam badanie PCT. Także czekam, a w weekend będziemy działać, potem duphaston. Z kliniką chyba poczekamy do wakacji, jak nam się uda to w czerwcu kupimy samochód, będzie łatwiej jeździć do kliniki. Na razie próbuję się pozbierać do kupy, zająć się czymś po pracy, bo za dużo myślę i jest mi źle z tym. A wracając do kliniki to chyba będzie to Gdańsk, Domi napisz mi jakie Ty masz wrażenia z tej kliniki i jakie ceny, bo na stronie internetowej nic nie ma. Patrzyłam tez na Bydgoszcz, ale opinie fatalne, a poza tym ceny z kosmosu np. inseminacja 1500 zł, wyobrażacie sobie? gdzie normalnie kosztuje od 400-700zł. A chcę jeszcze chwilę poczekać, nie wiem nastawić się, odpocząć, ostatni czas był stresujący i b. dołujący. Ja chcę tam jechać z nadzieją i wiarą a teraz mi tego brakuje. M. jest nadal pełen wiary, że uda się naturalnie, bez kliniki i obiecuje się porządnie przykładać i zdeklarował, że zrobimy wszystko co w naszej mocy aby się doczekać dziecka. Że zgadza się na wszystkie badania i wszystko, co będzie konieczne. Nie wiem po mału liczę że się jednak uda bez kliniki. Od maja chcę się zapisać na siłownię, może nabranie chociaż masy mięśniowej odrobinę pomoże, bo kuracja pod tytułem „tyjemy” praktycznie nie przynosi efektu, no może jakieś pół kilo w ciągu m-ca ale wiadomo jak to jest. Przed @ trochę do góry, potem w dół i tak się toczy a żeby przytyć te wymarzone 5 kg to chyba mi się nie uda  Wczoraj aby nie zadręczać się zabrałam się za wiosenne porządki w szafach, przynajmniej jakoś czas leci. Dziś w planach wycieczka rowerowa. Jakoś musze organizować sobie wolny czas, aby nie popaść w depresję. Andziu Ty luz w tym m-cu, co mówią lekarze i co Wy postanowiliście. Nie sądzisz że to chyba nasza psychika tak miesza? Choć ja uważam, że miałam dobre podejście do sprawy, dopiero teraz się łamię. I jakoś ta psychika mnie nie przekonuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc kochane :) Smuteczki chowamy do szafy z zimowymi ubraniami ;) a zostaja tylko radosci! ❤️ Los sie usmiechnie do każdej z Was 👄 Ituś , a komputer kiedy kupujecie? :) czy juz zrezygnowaliscie na rzecz samochodu ? heh, mi mąż tez poszukuje auta :D bo jak wróce do pracy to bedzie mi potrzebne...ach...i wydumał sobie,że bedzie to "kaszlaczek" :P mowi ze ja bede go miała do pracy , a on na ryby :D pogoda jest do dupy :o raz cieplo, raz zimno, wiatry....i jak tu człowiek ma sie nie dołowac :( ale kurna trza se nakopac w tyłek i podniesc sie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość it
Hej Luxorku . My mamy upatrzoną skodę fabie kombi, ale brakuje nam sporo kasy, myślimy o rodzinnej pożyczce, ale to tak spokojnie. Nic pilnego. Sami nie wiemy co robić. Komputer jest na etapie wybierania przez znajomego, bo my się totalnie na tym nie znamy. Pewnie kupimy na raty. M. dostał podwyżkę 200zł netto to będzie jak znalazł na ratę. Dziś byliśmy na pobraniu krwi, u mnie poszło szybko, sprawnie, nawet nie poczułam. Za to M. siedział z 15 min, bo u niego w ogóle nie widać żył, pielęgniarka znalazła jedną, ale bardzo cienką i nie mogła się wbić. W rezultacie pobrała mu z palca. Dobrze, że się trzymał dzielnie, bo mu już się zdarzyło zemdleć, a dziś dał sobie radę. Za ok. m-c wynik. Zresztą jutro podpytam dokładnie, bo pójdę odebrać ob i morfologię. A tak poza tym zbieram się. Jakoś staram się zajmować sobie czas, chyba zapiszę się do siłowni, aby nabrać masy mięśniowej jak już nie mogę przytyć normalnie. Chciałam na aerobik ale to raczej w drugą stronę, a ja tak dla kondycji chciałam, więc siłownia też mi chyba to da. Pomału dochodzę do formy, choć jeszcze po głowie krążą głupie myśli, i zazdrość, że się komuś tam udało, żal że znowu nie my itp. ale staram się uwolnić od tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej babolki, itus - tak bardzo bym chciala by ominely cie te wszystkie wizyty, to wszystko... ale zaciskam kciuki i daj Boze by do wakacji juz male serduszko bilo u Ciebie ❤️.. ja za inse. placilam 500 zl, w gdansku wiem ze u nas Migotka podchodzila pare razy do insem, i bardz zadowolona byla z kliniki, zapytam co i jak! a my wczoraj wizyta, transfer w przyszlym miesiacu. Dzis bylam tez na wizycie, wsadzili maly balonik, wypelnili woda by moc zobaczyc ksztalt i wielkosc macicy, czy nie ma jakiejs przegrody czy cus - i ok. - tyle przynajmniej! A ja w skowronkach ale to dlatego ze moj przyjaciel bedzie caly weekend u mnie:D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i wiesci od Domi, smutne znowu:( jest w szpitalu, wyladowala z krwotokiem - ma da znac czy dzisiaj wyjdzie:( 🌻 - trzymaj sie robaczku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej babolki! domi, kurcze normalnie rece opadaja, kiedy ta zla passa na dobre cie opusci????sciskam mocno🌻 andzia, ciesze sie ze masz kogos bliskiego na weekend, to super oderwanie od codziennych trosk. my tez sie za autem ogladamy i po wielu dyskusjach stanelo na tym ze bedzie to passat kombi, nie nowy oczywiscie, pewnie z 8-10 lat przynajmniej bedzie mial na karku. chce tez w polsce zaraz zamontowac instalacje gazowa, bo przy tych cenach paliwa to wlosy sie jeza na glowie i nie tylko:O wezmiemy na niego kredyt,bo oszczedzac nie bedzie z czego;) jest tak cudnie, 20 stopni u nas na sloneczku, ze w domu mnie prawie nie ma. dzis M ma tez wolne wiec ruszamy w plener. w sobote niestety wracam do pracy. buziole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hahah, balonik :D ja to nie chce zeby mi tam wkładali nawet palca! :P brrrrrrrrr.... Itus, to super pomysł, siłownia :) po pierwsze tak jak piszesz dla nabrania mięśni, a poza tym zabicie czasu 👄 i super ze Cie partner tak podtrzymuje na duchu i wspiera ❤️ co my bysmy bez nich zrobiły ❤️ Andziu, 👄 :) uwielbiam Cie taka radosna:D zarażasz nia mnie wirtualnie 👄 wymęcz przyjaciela ILE SIE DA ;) Domi, Kochana, zawsze cos sie ciagnie :( ojej, precz złe choróbska!!! 👄 daj znac jak wyjdziesz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×