Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Kaja32

Poszukuję osób,u których w rodzinie wystąpił rak płuc

Polecane posty

codziennie wchodze na forum i nie wiem skad bierzecie sile ja juz padlam.ale wedlug wszystkich moich bliskich jestem silna nie wiem juz sama co mam myslec i co robic jak grac przed nimi.caly czas czekam na wyniki taty nawet nie wiem jaka CHOLERA to jest.mieszkam ponad 1000km od nich juz nie raz mialam mysl o powrocie ale nie moge a to nastepna malo wazna historia poza tym wiem ze moj Tatko by sie bardzo wkurzl ze wrocilam.ja chyba nie jestem przygotowana na to wszystko nie potrafie tego ogarnac wiem ze wiele osob przeczyta to i stwierdzi nie to jakas wariatka ale ja nie moge nie wiem co robic nie wiem jak mam dalej udawac jaka to ja nie jestem twarda i wielka jak mam dawac sile.chyba sie poddalam.nieeeeeeeeeeeeeee.tak bardzo chce krzyczec jej co moze dodac mi sil............pomocyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy BLAGAMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie wiem juz sama ale do mnie ta mysl chyba tak naprawde nie dochodzi caly czas mam nadzieje ze sie okarze ze wszystko bedzie dobrze ze to zly sen.....on jest naprawde super facetem pod kazdym wzgledem dlaczego ON.BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alexia35
załamana Maju29 Gdy mój tato zachorował byłam podobnie jak ty 1000 km od niego, z małym dzieckiem i w 7 miesiącu ciązy,coś ciągnęło mnie do domu, postanowiłam pojechać,mój tata przeżył miesiąc od postawienia diagnozy z czego 2 tygodnie dane mi było być przy nim,to był ciężki okres ale nie wyobrażam sobie dziś by w tedy mnie przy nim nie było.Gdy wróciłam do domu po tygodniu mój kochany tata zmarł i nie mogę sobie tego wybaczyć że nie zostałam, gdy odchodził była przy nim mama z siostrą.Dziekuje Bogu że dane mi było chociaż te 2 tygodnie spędzić z nim,jeszcze porozmawiać,złapać za rękę, nie zdążył już zobaczyć swojego wnuka, ale wiem że skądś tam nas obserwuje,życze oczywiscie żeby Twoja bliska osoba wyzdrowiała, ale jesli mżesz to jedź,pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adala
Nie mozna sie Zalamac! Na poczatku jak sie dowiedzialam,przez tydzien bylam w innym swiecie Bylam i jestem od mamy ponad2000km Pojechalam choc na tydzien Zostawilam dziecko z mezem Mama nie chciala zebym przyjechala,bo uznala,ze nie bylo takiej potrzeby Moj brat,ktory mieszkal ponad 1000km,tez przyjechal Mama bardzo sie cieszyla Brat,poniewaz nie ma zadnych zobowiazan wrocil do Polski Ja natomiast od mam meza obcokrajowca i to tu jest moj dom Staram sie w miare mozliwosci jezdzic do Polski Ale odleglosc robi swoje Z mama rozmawiam kilka razy dziennie Mama,mowi,ze stara sie nie myslec,ze ma raka Mysle,ze kazdy ma dla kogo zyc Ja mam coreczke,jedyna i ukochana wnuczke mojej mamy Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agsz
Witaj Mała z Kalisza, widzę, że niestety musimy odwiedzać ten sam szpital w Poznaniu :-( Mój Tata także ma raka, wykryty w sierpniu tego roku, drobnokomórkowy z przerzutami. Nawet nie chce mi się pisać o rokowaniach... nie mam już siły na łzy, nie myślę o niczym innym, nie próbuję nawet zadawać sobie pytania "dlaczego"? - i tak nie znajdę odpowiedzi... jedno jest pewne - to nie powinno się przydarzyć, to zbyt niesprawiedliwe. Tata jest po drugiej chemii i całej serii naświetlań, stracił już włosy - głownie przez naświetlania. Chce mi się wyć, gdy pomagam Mu smarować skórę głowy oliwką, by nie pękała, ale oczywiście się uśmiecham, żartuję... staramy się jakoś normalnie funkcjonować, ale w środku wszystko krzyczy. Wciąż się zastanawiam ile czasu Mu zostało, ile jeszcze pozwoli Mu żyć to świństwo. Odwiedzam Rodziców co weekend, chcę spędzać z Nimi jak najwięcej czasu, zarówno z Tatą jak i Mamą - Ona również potrzebuje wsparcia. A co innego mogę zrobić, jak po prostu "być", cieszyć się każdą wspólną chwilą, póki jeszcze są nam dane. Trzymam kciuki, by diagnoza Twojego Taty dawała lepsze rokowania i oczywiście życzę, by czuł się jak najlepiej! My znowu 03.11 jedziemy na chemię, oby tylko wyniki krwi były dobre...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała z kalisza
Witaj Agsz boże jak ja boję się tej pierwszej chemi u taty a jednocześnie mam nadzieję ,że będzie dobrze.Ja przez cały czas tłumaczę tatusiowi że nie będzie łatwo,że chemia to wojna w organiżmie ale że potem będzie poprawa,że nie będzie już tak bolało bo w teraz tata jest cały czas na tramalu.Tylko .że ja już sama nie wiem czy w to wierze czasem mam takie myśli że sama się ich boję.My będziemy w Poznaniu 5.11.może się tam gdzies spotkamy? Pozdrawiam Ciebie i oczywiście Twojego tatę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agsz
znam to. Mnie też często przerażają własne myśli... ktoś mi poradził, by myśleć tylko o danym dniu, nie wybiegać w przyszłość... to chyba jakaś metoda... chemia? każdy chyba reaguje indywidualnie. Mój Tata np. ani przy pierwszej ani przy drugiej dawce nie wymiotował (Bogu dzięki!) więc nie zawsze widocznie musi być fatalnie. Oczywiście nie ma apetytu ale na siłę stara się jeść, by nie osłabnąć. A po chemii i radio nastąpiła znaczna poprawa w oddychaniu z czego ogromnie się cieszę (wcześniej było już kiepsko) trzymajcie się dzielnie, my też się staramy :-) jeśli Tata będzie miał chemię przez 3 dni, tak jak dotychczas, to jest szansa na spotkanie pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gaaga
MAJU 29 jedz odwiedż swoich bliskich oni ćiebie potrzebują a ty ich ,naciesz się nimi bo TA okropna choroba jest podstępna czas nagli,każdy tydzień ma znaczenie.ja żałuję że nie byłam z moją kochaną mamusią wiem ,ze było jej ciężko ,ale rodzice się nie przyznają a potem jest już za póżno........do tej pory nie mogę się z tym pogodzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dawno tu nie zaglądałam,nie chciałam przeżywac razem z Wami tych ciężkich chwil.A jednak musiałam tu zajrzeć.Jutro mija pół roku odkąd mój mąż zmarł na raka płuc. Uczę się wciąż żyć na nowo.Na biurku stoi zdjęcie mojego męża,uśmiecha się do mnie.Tak trudno życ bez niego. Pozdrawiam wszystkich i ściskam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Kochani,minelo troche czasu nim bylam tu ostanio..ale tak ciezko jest wchodzic, kiedy czytasz historie podobne do swoiej:(((( Na nic zdadza sie łzy,pytania i rozmyslania ,kiedy wiadomo ze .....:((( U taty nie ma zadnej poprawy,wrecz odwrotnie...z dnia na dzien robi sie coraz gorzej...gasnie w oczach..bardzo go boli, tabletki z morfina(poki co mala dawka) nie pomagaja...dopomaga sobie plastrami i lekami przeciwbolowymi...:(( Najgorsze jest to,ze kiedy z nim jestem ,siedzi zapatrzaony przed siebie ,zamyslony ,jakby myslal o tym kiedy to nastapi, i to boli najbardziej:((( Patrzysz na osobe ,ktora kochasz ponad wszystko i widzisz ze cierpi i wciaz nie mozesz mu pomoc...ehhh:((( Przychodzi Pani doktor z hospicjum domowego ,do ktorego jest zapisany raz w tygodniu,ale co z tego...pytam sie po co?! po to by dac kolejne plastry i jakies krople przeciwbolowe,ktore i tak nie pomagaja..a jezeli juz to na chwile.Tato zalamal sie juz na dobre..nie ma w nim wiary ani radosci tej co kiedys....jest coraz bardziej nerwowy,teraz, to chyba jakby mogl ,to by pozabijal:(((Do tego jeszcze dochodza wiesci o umierajacych na raka pluc znajomych z osiedla..nie no, to juz gwozdz do trumny,a najgorsze jest to ,ze zaczelo brakowac mi slow,bo co powiesz czlowiekowi umierajacemu na to kur....estwo?! ,ze bedzie dobrze?!!!Ja juz nie mam sily,zreszta chyba cala nasza rodzina jest wypluta psychicznie:(( Pozdrawiam Was Kochani bardzo cieplo i dziekuje,ze jestestescie tutaj Kaja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała z kalisza
Witam jestem załamana bo mój tata słabnie z dnia na dzień a chemia dopiero za tydzień nie wim już co robić.Boję się że będzie za słaby żeby przyjąć chemie a ja miałam taką dużą nadzieję ,że będzie lepiej.Myślę, że gdyby tatuś dostał tą chemię wcześniej miałby większe szanse. Boże jaka jestem wściekła na lekarzy i na cały ten nasz chory rząd bo to tylko w Polsce może tak być , że chory czeka i może się nie doczekać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka_Mała_mi
Bardzo dobrze wiem co teraz przeżywasz. W tym roku pochowałam dwóch dziadków. Jeden z nich zmarł właśnie na raka płuc. Ogólnie był to dla mnie okropny rok, tuż przed świętami Bożego Narodzenia dowiedzieliśmy się, że dziadek ma kolejny przerzut (zaczęło się od płuc, pęcherz moczowy)tym razem kręgosłup, rak nieoperowalny, za duży, i jakoś tak umiejscowiony. Na 2 dzień świąt mój drugi dziadek trafił do szpitala, i zmarł zaraz po sylwestrze. Była to pierwsza bliska mi osoba, którą musiałam pochować, nie da się opisać bólu. Pierwszy dziadek trzymał się dobrze, w styczniu wyjechałam za granice, ale przyjeżdżałam na święta, dzwoniłam. Było załamanie, dziadek trafił do szpitala, mówili że nie potrafią mu już pomóc, jedyne co mogli zrobić to przetoczyli mu krew, było trochę poprawy, wypisali go do domu, także przychodził lekarz z hospicjum. Po około miesiącu zmarł. Zbiegło się to z moim powrotem do kraju, przyleciałam i w prost na cmentarz. Było to już kilka miesięcy temu, a ja nadal nie doszłam do końca do siebie. Mam wyrzuty sumienia, o tyle o ile z 1 dziadkiem widziałam się dosłownie godzinę przed śmiercią, zdążyłam się pożegnać. O tyle z drugim nie miałam takiej okazji. Zdawałam egzminy za granicą, nawet nie powiedzili mi o jego śmierci, bo wiedzieli że po 1 nie była bym w stanie zdać, po 2 pewnie nawet bym nie podchodziła tylko wróciła do Polski. Tzn powiedzieli mi 2 dni po niej, czekali na mnie z pogrzebem. Nie zdążyłam się pożegnać. Czytaliście książkę \"sekret\". Główna myśl przewodnia, to że to o czym myślimy się spełnia, zarówno złe jak i dobre myśli, dlatego jeśli będziemy myśleć pozytywnie to będziemy szczęśliwi. Ale odkąd dowiedziałam się, że dziadek jest w domowym hospicjium, że już nic nie można zrobić- co wieczór modliłam się, aby nie umarł, jeszcze nie teraz.. mam wyrzuty sumienia, że myślami ściągnęłam to na niego :( Jedyne co mnie pociesza, to rodzice mówią, że ostatnie 2 tygodnie nic go nie bolało, nie cierpiał, uśmiechał się, żartował...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agsz
Mała z Kalisza - może spróbuj zadzwonić na Szamarzewskiego i powiedz o całej sytuacji, o osłabieniu itd. Może będą kazali Wam przyjechać wcześniej, albo chociaż poradzą, jak można spróbować wzmocnić organizm... sama nie wiem. Chyba częściowo to wina pogody - mój Tata w ostatni weekend też był osowiały i w gorszym stanie niż wcześniej. Może zróbcie morfologię krwi - będzie przynajmniej wiadomo, co się dzieje a tym samym jaka jest szansa na zaplanowaną chemię (gdy wyniki są kiepskie odsyłają do domu). Jeszcze jedno mi się przypomniało - jeśli chodzi o szpital na Szamarzewskiego warto zaopatrzyć się w małe, jednorazowe porcje masła i czegoś do kanapek. Oczywiście wszystko zależy od apetytu danej osoby, ale generalnie to co dają w ramach kolacji/śniadania może nie wystarczyć (pieczywo pod dostatkiem, dlatego piszę tylko o dodatkach). Piszę, bo z tego co zrozumiałam, to Twój Tata będzie tam pierwszy raz więc może takie informacje się przydadzą... Do dyspozycji pacjentów jest czajnik na korytarzu. Generalnie proponuję nie zabierać zbyt wielu rzeczy bo w pokojach jest raczej ścisk i potem trudno się pomieścić. Co jeszcze z takich spraw "organizacyjnych" - traficie na początku na "ruch chorych", gdzie zrobią badania - EKG, krew, prześwietlenie (?), tomograf (?), potem dopiero przyjęcie na oddział. Piszę o takich rzeczach, bo jest się spokojniejszym wiedząc, jak to wszystko funkcjonuje - dla mnie przynajmniej to ważne. Jeśli wiesz to wszystko to nie szkodzi - popisałam sobie... tak niewiele w końcu można w tej całej sytuacji zrobić... tak naprawdę to nic, tylko się modlić o cud. Mi nie starcza już sił ostatnio, na nic. Wiem, że muszę się trzymać, bo przecież czują to najbliżsi, Tata również, a przecież nie ja jestem tutaj najważniejsza i nie o mnie chodzi. Zastanawiam się tylko, po co to wszystko, gonitwa, praca, brak czasu na rzeczy ważne, skoro tak naprawdę to nie jest istotne, bo z dnia na dzień może po prostu nas nie być, ot tak :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pyzalu
witajcie czytam to i sobie mysle czy ja sobie poradze opiekuje sie chorym tesciem na raka płuc z przezutami do kosci niepluje krwia ale cieżko oddycha niepodaja mu zadnej chemi nic nie wycinaja woda na płucach jest ale czy to oznacza ze juz nic mu niepomoze w nocy cierpi bardzo jak spi jeczy okrutnie morfina jest a i tak cierpi w dzien sobie rodzimy ale jak długo sobie dam rade to niewiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adala
Witam,dzis troszke optymizmu...Po pol roku chemii...guz zmniejszyl sie o polowe...Od 4 listopada,beda naswietlania...Mama jest b.zadowolona Duzy wplyw ma lekarz,ktory ja prowadzi Powiedzial jej,ze jest b.zadowolony z wynikow i mamy stosunku do tego....Mama stara sie o tym nie myslec i funkcjonowac tak jak zawsze...Czasam mam wrazenie,ze tylko ja przewiduje najgorsze...Brat i tata,ktorzy z nia mieszkaja,jakby nie przyjmowali do siebie jak powazna jest ta choroba...Mama zawsze byla silna Powtarzala mi,ze 40 st.goraczki to nic takiego Ona zawsze funkcjonuje!...Prawda jest taka,ze nie dbala o siebie i Bardzo duzo palila...Teraz sie dowiedzialam,ze jako dziecko Ciezko chorowala na pluca,bardzo ciezko...Oprocz tego nie dosc,ze sama palila to otoczenie w ktorym przebywala,tez palilo...Pamietam z dziecinswa... No i dieta...brak warzyw,szczegolnie zielonych....ach,duzo by pisac.... Pozdrawiam i zycze Duzo Sil

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała mini
adala bardzo sie ciesze że u Was poprawa!! oby wuiecej takich wieści!! ciesze sie ze Kaja wróciła!! musisz być dzielna!! to ty założylaś ten topic i to jest pocieszające że twoj tata nadal jest wśród nas, bo nie wszystkie posty sa takie ...czasami osoby pojawiają sie na chwile a zaraz ta bliska osoba odchodzi:( mój dziadzio niby wyzdrowiał...NIBY...bo chyb anie ma na to cholerstwo lekarstwa...znów jest woda w płucach...z komorkami rakowymi:( ale dalej wierzymy ze będzie dobrze!! ON jest taki pogodny i wygląda jak przed chorobą! nie schudł nie wypadły włosy po chemii...inne wyniki świetne...nic z tego nie rozumiem!! to skąd ten rak??:( ah... pozdrawiam i trzymam kciuki za was wszystkie!!! MUSI BYĆ DOBRZE!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie mój tata ma raka płuc guz 7 x 8 cm z przerzutami.......... 12 listopada pierwsza chemia- bardzo się boje ..... ciągle płaczę - wiem że to nic nie da , nie daje rady , żyje w strachu , bo lekarze dają mu mało czasu - powiedzieli że święta mogą być już bez niego, nie! to nie moze być prawda, nie pogodzę się z tym, tak bardzo go kocham, bez niego nie chce żyć......... nic mnie już nie cieszy.......życie jest okrutne, modlę się ale to nie pomaga, mam małą rodzinę, a Bóg już zabrał mi tyle osób, jutro wszystkich świętych nie wiem jak wytrzymam na cmentarzu........ jak widze znicze to chce mi się płakać, miałąm nadzieje ale lekarze mi ją odebrali, mama również już nie ma siły , dziś płąkała jak my sobie poradzimy.........eehhhhh znowu płaczę.Teraz kiedy tata móg spokojnie odpocząć od pracy- jest na emeryturze musiało się to stać. Chcę żeby mój tata żył , tak bardzo chcę........... to taki dobry człowiek, kocham go bardzo....... kaja32 czeekam na dalsze Twoje losy i życzę wytrwałości , siły i zdrowia dla Twojego taty, ja już powoli tracę nadzieje, siłę , prosze Boga i dziękuje za każdy dzień z tatą.. Życze wszystkim powodzenia .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
24 października minęło pół roku od śmierci mojego taty, rak płuc...miał 54 lata. Zaczęło się w grudniu 2007, skończyło w kwietniu 2008...na to nie ma lekarstwa, rak płuc jest najgorszy, lekarze odkrywają go jak już są przerzuty, np. na skórę...rośnie guz np. na czole, wycinają go, próbkę poddają badaniom...i już wiadomo co jest...Najgorzej, że dowiedziałam się ,że taty rodzice również zmarli na raka , nawet mi się nie chce grzebać w historii rodziny, boję się , że trafi na mnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ewerolka
To nie Bóg zabiera nam bliskich tylko śmierć. Bóg daje im życie wieczne. Jeśli tylko z całego serca się w to wierzy to nie popada się w rozpacz. Zostaje tylko straszna tęsknota. Mój Tatuś miał tylko 49 lat kiedy go to dopadło. Trzymajcie się dzielnie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
24 października minęło pół roku od śmierci mojego taty, rak płuc...miał 54 lata. Zaczęło się w grudniu 2007, skończyło w kwietniu 2008...na to nie ma lekarstwa, rak płuc jest najgorszy, lekarze odkrywają go jak już są przerzuty, np. na skórę...rośnie guz np. na czole, wycinają go, próbkę poddają badaniom...i już wiadomo co jest...Najgorzej, że dowiedziałam się ,że taty rodzice również zmarli na raka , nawet mi się nie chce grzebać w historii rodziny, boję się , że trafi na mnie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość agsz
aż nie chce się wierzyć, że przybywa nas tutaj w takim tempie.Gdy człowieka to bezpośrednio nie dotyczy nawet nie ma się pojęcia ile osób cierpi z powodu tego cholerstwa. Ciągle biję się z myślami - wiem, że przecież każdy musi odejść, ale dlaczego tak, w takim cierpieniu, tak szybko, tak wcześnie? Miotam się między rozpaczą a nadzieją, między myślami jak to będzie, gdy Taty nie będzie już wśród nas a wiarą, że może jednak Jego przypadek zaburzy wszelkie statystyki - te ohydne liczby - kilka miesięcy, pół roku, max.2 lata w przypadku nielicznych.... W poniedziałek badania - czy rak zareagował na dotychczasowe chemie? Wszystko traci sens, bo jak tu funkcjonować, gdy ma się świadomość, że najbliższa osoba powoli odchodzi, ohydne choróbsko Ją odbiera, po trochu, każdego dnia, komórka po komórce... Pewnie, że walczymy, wbrew wszystkiemu. Boże, pomóż nam wygrać tę nierówną walkę - nam wszystkim! Siły Wam i sobie również życzę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pyzalu
tak bardzo duzo ludzi tu pisze ale z tej stony duzo sie dowiedziałm kaju dziekuje własnie załatwiam z hospicjum dla mojego tescia koncentrator tlenu wiem to z tej strony bo nikt o tym nawet nie wspomnial najgorsze ze ma odlazynny na pupie bo nawet spi na fotelu i tam sie porobiło plastry odlezynowe niepomagaja bo to takie miejsce ze sie suwaja teraz mam robic obkłady co 2 godz dosc ze ma raka płuc odlazynny w tym miejscu to jeszcze ma złamane patologiczne kość udowej prawej naprawde jest ciezko dzis pielegniarka z hospicjum powiedziała ze moze w kazdej chwili odejsc nawet dzis w nocy a moze i ... niewiadomo to jest bardzo ciezka praca z taka osoba co wie ze umiera patrze nieraz na niego smutne ma oczy czasem siedzi z godzine i patrzy w okno niewiem co robic w takich momentach albo jak go podczymuje na duchu potrafi mi powiedziec juz tylko na cmentarz to jest okropne niepłacze przynim jak niewidzi ale ciezko mi jak to długo potrwa to tylko bog wie pozdrawiam i dziekuje za te stone duzo sie odwas dowiedziałam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość CO TUTAJ NIEKTORZY BREDZA
ze z rakiem pluc nie da sie wygrac! otoz da sie! przyklad w mojej rodzinie ciotka ponad 15 lat temu miala wyciety jeden plat pluca-diagnoza rak pluc niepamietam wielkosci guza ale musialbyc spory skoro usuneli tyle pluca.... do DZIS pali czasem nawet po 2 paczki dziennie.... pije .... ale dobrze sie odzywia i zyje radosnie, chodzi na badania. ale najwazniejsze to ze ZYJE i ze wygrala z choroba

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj idę na grób mojego męża.Zmarł pół roku temu.Możę i rak płuc jest uleczalny,ale wtedy gdy jest operacyjny.Jestem od wczoraj znów załamana,a tak już sie trzymałam.Jak stanąć nad jego grobem już bez niego,jak zawsze razem tam bylismy w tym dniu.Jak mam Was pocieszyć? Nie potrafię dzisiaj,bo wiem że ten cholerny rak jest silniejszy od nas. Może później znajdę jakieś mądre i pozytywne słowa.Dzisiaj nie.Dzisiaj jest smutek,ogromny żal i tęsknota.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adala
Witam,o tej diecie slyszalam juz wczesniej Jest nawet ksiazka,ktora napisal mlody czlowiek ,ktory po eliminacji calkowitej cukru i weglowodano wyszedl z tego Zadbal tez o to,aby woda byla dobrej jakosci Podobno to ona jest najwazniejsza w naszym organizmie No i najwazniejsze to warzywa zwlaszcza zielone:brokuly,szpinak,koper wloski,cukinia ,fasolka etc. Nie wiem,chce wierzyc we wszystko co pomoze...Przy chemii i naswietlaniu trzeba pic pokrzywe,siemie lniane...Mysle nawet ,ze moja mama miala dobra krew,bo codziennie rano pila sok ze swiezych burakow To byla rada znajomej,ktorej ciocia umarla na raka pluc Zdaje sobie sprawe,ze nieoperowany rak jest prawie wyrokiem Ale ja nie chce myslec o najgorszym Boje sie ,ze to kwesja czasu Ale moze to mama bedzie,ta wybrana ,ktorej sie uda ....Oby.... A to copia wypowiedzi...uwazam ,ze jest interesujaca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała z kalisza
Witam wszystkich mam pytanie czy ktoś może słyszał o preparacie krzemowym ANRY dr. Rybczyńskiego ponoć jest to lekarstwo bardzo pomocne w walce z nowotworami.Chciałabym to kupić mojemu tacie i bardzo proszę o kontakt jeśli ktoś to stosował. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała z kalisza
Agsz bardzo Ci dziękuję za tych kilka porad odnośnie szpitala na Szamarzewskiego zawsze lepiej jak człowiek wie pewne rzeczy i może się przygotować.Boże jak ja się boję tego dnia znowu będziemy musieli zostawić tatę samego i choć jestem z nim przez cały dzień najgorsza jest ta chwila kiedy musimy opuścić szpital a tata zostaje i te myśli czy ma dobrą opiekę jak nas przy nim nie ma.Gdyby mi tylko pozwolili siedziałabym w szpitalu całą noc. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tyska41
mój dziadek był okazem zdrowia.Nigdy nie chorował aż tu nagle okazało się ze ma guza wielkości mandarynki.Wciągu miesiąca schudł strasznie a najgorsze jest to że lekarze mówią nie da się już nic zrobić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała mini
tyska nie slychaj lekarzy!! trzeba wierzyć!! a moj dziadzio ma znowu wode w plucach z plynem nowotworowym...:( chyba bedzie mial operacje jakies talkowanie...ah :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rok temu jesienią
wykryto raka płuc u mojego wujka na początku lipca pochowalismy go mial 53 lata nigdy nie palił i naprawde rzadko pil jaki kolwiek alkohol nie ma regóły to jest z góry albo na kogos trafi albo nie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×