Zobaczcie co przed chwila odwalilam...

otoz umowilam sie z kumepla dzis na wyjscie, do przystanku mam 20 min spacerem... i de sobie ide i tak sobie mysle ze mie sie nie chce, pogadalam przez fona z chopakiem i mowie ze mi sie nie chce isc ale juz sie wyszykowalam i niby ide. zdalam relacje jak wygladam (bo sadzilam ze jakos glupio sie ubralam) i im dluzej ide tym bardziej nie chce mi sie isc na ta impreze. doszlam prawie do przystanku i zdecydowalam ze nie chce mi sie zupelnie i zawrocilam a kolezance napisalam ze spadl mega deszc, krotki ale ulewny i cala zmoklam i sie wracam do domu. heh i wrocilam sobie zadowolona spacerkiem, miedzyczasie zaczelo padac, tak ulewnie ale przejsciowo, z boku swiecilo slonce i tecza byla na niebie... eh to chyba byla najlepsza decyzja :)))

nie no bez kitu, takiej intrygi to nawet moda na sukces nie miała, jak historia historią

heh ale mi sie nastroj poprawil ze siedze sobie w domku przed kompem, jutro przyjedzie do mnie kochanie, bede wypoczeta, usmiechnieta :)

......zejdę z góry na dół i zapytam czy ridż juz wrócił. potem puszczą ta wypasioną muzyczkę z saksofonu a po niej znowu wejdę na górę. ech, co to będzie za dzień.....