Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

KOCHANE DRZEWKA!!!! Witaj ORZECH______________jak milo,ze jestes z nami!Pozdrawiam! GRABKU_____________nie mam szans na GG.Wyrzuca mnie____sorry! Zadzwonie za chwile.Do uslyszenia! Pa,pa Nasza JUBILATKA swietuje,,,, JARZEBINKO________________baw sie dobrze!! Pozdrawiam bardzo serdecznie!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spiryt
co tu tyle kwiatow?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA! :D Tyle tu pieknych zyczen, dziekuje, dziekuje, dziekowac nie przestane.......... az od Was buziaczka dostane :D Wzruszylam sie, jestescie wspaniale!❤️ JODELKO👄❤️ GRABKU👄❤️ ORZECH🌻 http://www.samre.info/kartki/21/kartka21.html ❤️ i jeszcze raz........ DZIEKUJE! ❤️👄 Dziekuje rowniez tajemniczej pomaranczce.🌻 Pozdrawiam! :D👄❤️ D O B R A N O C ! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Dzisiaj dłużej się pospało, Bo zabiegów żadnych niema Słońce dobrze już przygrzało, A tu wstawać po co niema. Zeszli się panowie, panie, Smacznie zjadło się śniadanie, Po śniadaniu, kto ma chętkę, Idzie se na pogawędkę. Bo jak w każdym zbiorowisku, Tak i tu na uzdrowisku, Różnych ludzi się spotyka, Jest tu zdrowy, jest kaleka. I biedny i bardziej zamożny, Prostak, lekarz i uczony, Niewierzący i pobożny, Z całej polski z każdej strony. I płci pięknej co niemiara, Ciechocinek najechało, Żadna z pań nie chce być stara, I panienek jest niemało. Więc jak rzekłem dziś niedziela, A niedziela to niedziela, Żwawo zwinie się ubieram, By podążyć do kościoła. Lecz nie wszyscy, jak się rzekło, Idą do świątyni, Inni tam nie wierzą w piekło, Co kto chce to czyni. Inny spacer, kawiarenka, Park, ławeczki i panienka, Rozmaici są panowie, Każdy ma inaczej w głowie. Pogoda dziś wyśmienita, Niejeden gazetę czyta, Inny z dziewczyną do parku, Włosy leżą mu na karku. Chociaż przyzwoity młody, Lecz go szpecą bokobrody, Ona za to roześmiana, Cała sztucznie upiększana. Oczy, usta zmalowane, Jak tu ściskać taką pannę, Nie poradzisz taka moda, Ale wielka niewygoda. Ściera się to jak z motyla, No i maluj się co chwila, Za to ładnie się wygląda, Coś z papugi, coś z wielbłąda. Lecz niejeden z kuracjuszy, Myśli o własnej duszy, Wykorzystać chce niedzielę, I pomodlić się w kościele. A w świątyni tłok niezmierny, Zdrowia prosi ludek wierny, Bo bez Twej Jezu przyczyny, Nie pomogą borowiny. Kąpiel słona ni natryski, Kiedy w głowie ci kieliszki, Ani wanny solankowe, Gdyś innym zaprzątnął głowę. Więc błagamy Ciebie Chryste, I Ciebie Matuchno Boża, Byśmy serca mieli czyste, No a potem dużo zdrowia. Tłumy wiernych przed kościołem, Poklękali wszyscy społem, Zdrowszy podpiera zdrowszego, Słuchają słowa Bożego. Bo świątynia jest za mała, Żeby wszystkich pomieściła, Gdy skończyła się Ofiara, Rozpłynęła do dom wiara. Po obiedzie co się zowie, Znów na deptak brną panowie, Bo pogoda dopisuje, Więc każdy szczęścia próbuje. Zapełniły się uliczki, I ławeczki i chodniczki, Aż do samego wieczora, Łazi zdrowy drepcze chora. Każdy ma powietrze świeże, Ze słodyczy coś se bierze, Jeden piwo inny wino, Popijają sobie ino. Z której tylko spojrzysz strony, Cały deptak zapełniony, \"Brystol\" pełen do ostatka, Przed hotelem płyta gładka. No a na niej limuzyny, Stojąc maja smutne miny, Że ich bogaci panowie, Tak różowo maja w głowie. Na ławeczkach se siadamy, Minerałkę popijamy, Bo tu w parku pełno ławek, Wiewióreczkom do zabawek. Spoczywamy sobie trochę, A rudaski te nie płoche, Całkiem ludzi się nie boją, Na dwu łapkach sobie stoją. Widać proszą o orzechy, Mieliśmy z nimi uciechy, A gdy dostały cukierki, To się robił rumor wielki. Na gałęzie wskakiwały, Jedna drugiej odbierały, Było przy tym pisku wrzasku, Aż paw się przestraszył w lasku. I choć to stworzonka głupie, Ale jak cukierka schrupie, To ci aż na ramie wskoczy, A tak miło patrzy w oczy. Zmierzch powoli park ogarnia, I do bloków wszystkich zgarnia, Myślicie że koniec na tem, Księżyc zawisł już nad światem. Wiosna idzie chociaż zwolna, Ach ta wiosna tak swawolna, Jaki tu widok radosny, Musi być przy końcu wiosny. Po kolacji znów od nowa, Kawiarenka, hotel, kino, Nie może pomieścić głowa, Gdzie w ciemnościach pary giną ... I tak z grubsza opisałem, Jak niedziela przeleciała, Lecz wszystkiego nie widziałem, I tak już głowa rozbolała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌻Witam i pozdrawiam biesiade🌻 Jarzebinko,posylam buziaka👄 Orzeszku,po twoim wierszu zaspiewalabym piosenke Danuty Rinn\"W Ciechocinku ...\"Nie moge jej znalezc.Znalazlam inna w jej wykonaniu.:D Jodelko👄 \"Dziwne figle starszej pani\" Wszystko u niej bywa dziwne choć pań takich wiele znam Biodra kibić oczy piwne spotykamy tu i tam Lecz ta pani Boże wielki choćby drugą taką stwórz Ona płata nam figielki których inna nie zna już Dziwne ,dziwne,dziwne figle pięknej pani Wdzięczne i naiwne figle pięknej pani Pyszna to figlarka najdziwniejsza z pań Próżno na nią sarka Waldorf zimny drań Plecie plotki tak uroczo wielką sprawę zmienia w żart I nie wierzysz uszom ,oczom , czy to pani czy sam czart Popatrz proszę co za dama posągowa władczy głos Postać rzekłbyś panorama, szklany ekran pęka wprost Dziwne ,dziwne,dziwne figle pięknej pani Wdzięczne i naiwne figle pięknej pani Pyszna to figlarka najdziwniejsza z pań Próżno na nią sarka Waldorf zimny drań Panie Jerzy nie bij kwiatem, tak nas uczył mądry wieszcz Bo z dziewicy nam bohater ongiś w drzewie wyrósł w deszcz Tak się zmienia dzisiaj pani dziwne figle plata nam Wszyscy są oczarowani, a kto przeciw ,jeden pan Dziwne ,dziwne,dziwne figle pięknej pani Wdzięczne i naiwne figle pięknej pani Pyszna to figlarka najdziwniejsza z pań Próżno na nią sarka Waldorf zimny drań Waldorf zimny drań Waldorf zimny drań Milej niedzieli! 🖐️🌻👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA___________JARZEBINKO,ORZECH i GRABKU_____________witajcie🖐️ U mnie pogoda bardzo sloneczna.Dzien zaplanowany.Wybieram sie pozniej nad wode,,,,posiedziec,posluchac szumu fal . A teraz przytacze opowiadanie o duchach,,,, Dobre duchy starej kamienicy Tragiczna miłość młodych znalazła szczęśliwy finał... pół wieku później. Od niedawna jestem szczęśliwą mężatką i wierzę, że to szczęście nie opuści mnie już nigdy, bowiem strzegą je dobre duchy, które niechybnie maczały palce w tej niecodziennej historii. A już z pewnością historia ta przejdzie do rodzinnej legendy. Opowiemy ją naszym wnukom, a one opowiedzą ją swoim. Nie będzie im łatwo w nią uwierzyć, bo jest niezwykła i magiczna. Ja też bym nie uwierzyła, gdyby nie to, że sama ją przeżyłam. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszystko zaczęło się od przeprowadzki naszej rodziny do starej stuletniej kamienicy. Miałam wtedy jakieś czternaście lat, brat Wojtek osiem. To już było nasze czwarte mieszkanie komunalne. Rodziców nie było stać na kupienie własnego lokum i tak próbowaliśmy polepszyć sobie warunki przez kolejną zamianę mieszkania. Czterdzieści metrów kwadratowych dla czterech osób to nie są z pewnością luksusy, ale za to były tu dwa pokoje z kuchnią i łazienką a nie jak w poprzednim mieszkaniu, jeden. Przez cztery kolejne lata całkiem dobrze nam się tam mieszkało, ale później zaczęło być naprawdę ciasno. Ja zdawałam maturę i potrzebowałam odrobiny spokoju i własnego kąta do nauki, Wojtek też chciał czasami zaprosić gdzieś kolegów. Zaczynaliśmy już deptać sobie po piętach i bywało, że nerwy nam puszczały. – Dosyć! Mam już tego dosyć, składam do Wydziału Lokalowego podanie o zamianę mieszkania, niech będzie nawet z niewielką dopłatą – powiedział zdesperowany tata po kolejnej mojej z Wojtkiem awanturze. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I wtedy właśnie nastąpił ten szereg przedziwnych wydarzeń. Tata podanie napisał, wysłał pocztą i czekał przepisowe dwa tygodnie na odpowiedź, która... nie nadeszła. Kiedy zdenerwowany próbował wyjaśnić sprawę, okazało się, że żadne podanie do administracji nie dotarło. Co się z nim stało nie wiadomo, trzeba było pisać nowe. Po dwóch tygodniach przyszła odpowiedź, że jesteśmy numerem sto pięćdziesiątym trzecim na liście oczekujących. Takie to były czasy, na zamianę czekało się nawet trzy lata. Mieliśmy szczęście, bo już po roku oczekiwania przedstawiono nam pierwszą lokalizację. Szykowaliśmy się komisyjnie obejrzeć nowe lokum, kiedy gruchnęła wiadomość, że będzie można wykupić za niewielkie pieniądze lokale w naszej kamienicy. Wcześniej nie było to możliwe z uwagi na brak uregulowań prawnych. – Zostajemy – tym razem decyzję podjęła mama. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wycofaliśmy się z zamiany mieszkania, okazało się niesłusznie, bo z tym wykupem to był fałszywy alarm. Ekspertyzy co do własności stuletniej kamienicy wciąż trwały i trwały, a lata mijały. Ja byłam już na studiach, sytuacja w domu coraz bardziej napięta. Po prostu wchodziliśmy już sobie na głowę. Ale zawsze, gdy mieliśmy zrobić jakiś krok w kierunku opuszczenia tego mieszkania, wydarzało się coś, co nam to uniemożliwiało. A to choroba administratorki, a to zaginięcie dokumentów, a to jeszcze coś innego. – Co za fatum? – denerwowała się mama. – Jakby coś nas tu na siłę zatrzymywało... – Tak właśnie może być – powiedziała pani Iza, koleżanka mamy ze szkoły, która odwiedziła nas któregoś dnia. Pani Iza była prawdziwą wróżką i miała ponoć jakieś zdolności spirytystyczne. Kiedyś razem z mamą uczyły w szkole. Ale później pani Iza, poszła, jak to określiła, za swoim powołaniem i została wróżką. – W tym domu jest jakaś energia, która nie może odejść z tego świata – mówiła jak w transie pani Iza. – Chce wam coś powiedzieć i to ona was tu zatrzymuje. – Co za głupoty – zdenerwował się ojciec po jej wyjściu. – Wróżby jakieś, czary-mary. Energia – też mi coś! Jutro idę do administracji i nie wyjdę, póki nie załatwię tej sprawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opowiadala Julia,,, P>S Ja rowniez zycze wszystkim biesiadniczkom milego poppludnia!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM 🖐️ BIESIADO👄 Czy to po tych moich urodzinach szukalam tak dlugo drogi na nasza Biesiade :D , no tak czlowiek rok starszy i ma prawo czasem zapominac ale na szczescie juz Was mam! ❤️ :D ORZECH🌻 dziekuje za wiersz, Grabek ma racje tylko zaspiewac piosenke Danuty Rinn. GRABKU 👄 kochany pozwol, ze zaspiewamy to razem ❤️ http://www.wrzuta.pl/audio/9AuTw4mx1i/danuta_rinn_-_na_deptaku_w_ciechocinku. JODELKO!👄 Tak po cichu zazdroszcze Ci sloneczka, bo u mnie niestety go nie ma, ale od czwartku zapowiadaja poprawe pogody juz nie wiem czy im wierzyc, zobaczymy. Zycze milego wypoczynku nad woda :D . Pozdrawiam!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy zauważyliście, że po wysłuchaniu opowieści o duchach, wasze zmysły zaczynają rejestrować każdy dziwny odgłos za oknem, każdy niespodziewany dźwięk w pokoju obok, każdy cichy szelest za plecami? Z ciemności wyłaniają się dźwięki, których nie słychać za dnia. Dlaczego właśnie w kuchni coś skrzypnęło? Skąd ten głuchy odgłos? A teraz? Tak jakby ktoś pukał w szybę, jakby ktoś był za oknem. ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
__________________ Tu straszy_________________________ Byłem na środku ciemnego korytarza, zaledwie parę kroków do drzwi sali gimnastycznej, kiedy w rogu, gdzie zaczynał się wąski korytarzyk prowadzący do szatni, zobaczyłem biały kształt, który poruszał się z niesamowitą prędkością. Miałem wtedy 15 lat. Razem z kolegami z klasy pojechaliśmy na obóz sportowy. Po wspólnej kąpieli wieczorem zebraliśmy się w jednym pokoju internatu, który mieścił się na pierwszym piętrze starej szkoły, i usiedliśmy wokoło rozrzuconych na ziemi paczek z ciastkami, chipsami i tym podobnymi. Żarliśmy te kity i rechotaliśmy bezmyślnie. Otwieraliśmy gęby jak klapy od śmietników i chwaliliśmy się nawzajem imponującą mielonką chipsów, paluszków, popcornu i czekoladowych ciastek. Ohyda była planetą, wokół której kręciły się nasze dobre czasy. Było nas czterech. Czterech wyrostków w różnych stadiach dojrzewania. Hiroshi był w stadium początkowym i momentami wyglądał, jakby miał się rozbeczeć za mamą i jej mlekiem. Byłem u niego w domu i na własne oczy widziałem, jak ten cwaniak uchodził tam za "Hiroshi-chana", który faktycznie mówił głosem pokemona, kiedy chwalił mamusine curry. Jeśli sobie wyobrazicie kurczakowatego dryblasa, z długimi chudymi kończynami i przypominającą dziób twarzą, do tego dodacie włosy stojące na wszystkie strony, zafarbowane wbrew regulaminowi szkoły na ogniste bordo, to macie portret Tomy. Toma nie wyleciał z budy za włosy, bo jego papcio był komendantem policji w naszej części miasta. W jaki sposób ten kurczak był popularny wśród dziewczyn, nie wiem, jakoś nigdy nie chciało mi się przyglądać jego ptasiej twarzy z bliska. Jun był najbardziej rozwinięty z nas i od tyłu wyglądał na prawdziwego faceta - miał ramiona i mięśnie, których mu oczywiście zazdrościliśmy, ale nie jakoś skrycie, po prostu cieszyliśmy się, że Jun był naszym kumplem. Jun był całkowicie pochłonięty sportem, małomówny i skupiony, wyglądał jakby non stop szykował się do skoku. Oprócz tego, że miał refleks Bruce'a Lee, miał w sobie coś, co wtedy wydawało nam się super dorosłe. Może to dlatego, że był bardziej wyciszony od nas, czyli nie kłapał gębą tyle co my. Chociaż było już po dziesiątej w nocy, padł pomysł, by pójść do sali gimnastycznej pograć w kosza. Ten pomysł, jak każdy inny w tym wieku otwartych gąb, pryszczy na brodzie i niedokończonych myśli, nie wydał nam się nieodpowiedni. Gdzie był wtedy nasz wychowawca? Pewnie razem z matematykiem Matsuką pili w swoim pokoju. Tak czy inaczej, czuliśmy się nieustraszeni i bezkarni wychodząc z pokoju w mrok korytarza. Kiedy drzwi zamykały się już za naszym plecami, a ręce machały po ścianach w poszukiwaniu światła, ktoś, pewnie ten wariat Toma, powiedział: cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale wiecie, że tu straszy? Przez moment, zaraz po tym, kiedy smuga światła z pokoju została odcięta, ale zanim ktoś odnalazł kontakt, w ciemności zapanowała cisza, jakby ktoś wyssał z nas powietrze, i kiedy światło zabłysło bladą jarzeniówką, powiem wam, że nasze twarze nie wyglądały korzystnie. Jestem pewny, że tak jak tamci miałem nieruchomą bladą twarz i zbyt szeroko otwarte oczy. - Toma, zamknij klapę bo śmierdzi - powiedział Jun, największy twardziel wśród nas. Hiroshi zaśmiał się nerwowo, na jego zbyt wysokim czole fanatyka komiksów pot uformował się w grupkach jak pryszcze, a nozdrza drżały jakby podciągane na żyłkach. - Co straszy? Gdzie? W kiblach? - spytałem, czując się raźniej pod światłem jarzeniowek i mając obok siebie głupio uśmiechniętą, spoconą gębę Hiroshiego. Szkolne ubikacje to najbardziej nawiedzone miejsca w najbardziej nawiedzonych budynkach - szkołach. Od podstawówki znaliśmy historię Hanako-chan, którą szkolne prześladowania doprowadziły do przedwczesnej śmierci, i której duch ukrywał się w każdej szkolnej ubikacji, prawdopodobnie nie chcąc wracać do domu, gdzie spotkało ją najgorsze. Samoistnie spuszczana woda, szelest i szuranie butów w kabinie obok, kiedy przysiągłbyś, że moment temu była pusta, i tym podobne zjawiska były notowane, kiedy tylko cisza przypominała, że jesteś sam. Potem z każdym mijającym rokiem szkolnym przechodziło zainteresowanie tego typu historiami i ubikacje stawały się zwyczajne. Dlatego mogłem sobie pozwolić na nutę sarkazmu. Ubikacje przestały straszyć w ósmej klasie szkoły podstawowej. Mimo wszystko, do duchów byłem nastawiony z dystansem. Nie miałem zamiaru podważać ich istnienia. A już na pewno nie miałem zamiaru się z nich śmiać. W głębi serca okazywałem im cichy szacunek. Lepiej nie igrać z niewiadomym. W naszym domu babcia klęczała codziennie przed ołtarzykiem dziadka. Jego zdjęcie otaczały z uczuciem zgromadzone przez nią polne kwiaty, kij i rękawica baseballowa (dziadek całe życie był fanem), otwarta puszka kawy Boss, no i w zależności od pory roku, ulubiony przysmak dziadka. Latem to był kawałek arbuza, a jesienią owoc persimony. - Jak to? Nie słyszeliście? - tu ten wariat Toma zniżył swój głos do paskudnego szeptu. - O kurwa, zaczyna się. Idziemy grać w kosza, czy nie? Nie będziemy teraz bawić się w Ghost Busters - uciął Jun i robiąc dwa szybkie ruchy szyją w prawo i w lewo, aż mu w stawach trzasnęło, przyśpieszył i zniknął za węgłem. Toma zaczął nucić upiorną melodyjkę, która według niego miała być piosenką z "Ghost Busters". Robił przy tym minę jak ostatni kretyn z oddziału lobotomów. cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
- Zamknij japę, uszy bolą - poradziłem, wymierzyłem mu z forhendu w czapę i podążyłem za Junem. I tak nawzajem grając sobie na nerwach i waląc po głowach, zbilżaliśmy się pustymi korytarzami do sali gimnastycznej. Wielkie pomieszczenie zamrugało do nas jarzeniówkami i przywitało nas znajomym odorem trampek. Pograliśmy przepychając się, popychając jednych na drugich i ogólnie korzystając z byle okazji, żeby się nie dać. Po jakiejś godzine mieliśmy dosyć, poza tym zaczęło nam ni stąd ni zowąd wiać po nogach. Byliśmy tylko w szkolnych dresach. Jakaś nieszczelna izolacja - nikt się nad tym głośno nie zastanawiał, w końcu nie byliśmy gromadką zreumatyzowanych dziadków. Bez słowa, ale zgodnie zaczęliśmy zabierać się do wyjścia. Drzwi do sali były zamknięte. Hiroshi stał przy nich i z zaciętą twarzą szarpał za klamkę. - Co jest, kurwa? Ktoś nas zamknął?! Popatrzyliśmy na siebie i przez jeden wariacki moment wydawało mi się, że widzę odbicie swojej twarzy w twarzach Juna i Tomy. Otwarte szeroko oczy, a w nich ten charakterystyczny wyraz kiełkującego zrozumienia, że przecież w szkole, po zmroku... Wiadomo, no nie. Paniczne szarpanie klamki przez Hiroshiego miało nieprzyjemny efekt. Trzęsły się całe drzwi, a odgłos odbijał się potężnym echem po pustej sali gimnastycznej. Myśl, że to nie Hiroshi trzęsie nimi, a drzwi nim, na pewno gościła nie tylko w mojej głowie - Toma i Jun stali jak przyrośnięci do podłogi. W końcu wzmagający się hałas i przekleństwa Hiroshiego przywołały nas do porządku. W tym samym czasie doskoczyliśmy do drzwi, które łomotały teraz panicznie jak gigantyczne serce zawałowca. - Puszczaj, nie wygłupiaj się - powiedziałem, odepchnąłem go jedną ręką, a drugą nacisnąłem na klamkę nadal owiniętą ręką Hiroshiego. Ten zaczął się śmiać rozregulowanym śmiechem gorączkującego. Drzwi rzeczywiście były otwarte. Wyszliśmy nie zwracając na niego uwagi ("ha ha ha, nabraliście się jak przedszkolaki!") i nie pokazując po sobie ulgi. W całej szkole było teraz jeszcze ciszej i dużo zimniej. Chłód z sali gimnastycznej ciągnął się za nami, chwytał nas za łydki, jakby chciał nas zatrzymać. Przyśpieszyliśmy i kiedy dotarliśmy do oświetlonego korytarza, który wiódł na klatkę schodową do naszego piętra, nieprzyjemne uczucie minęło. Byliśmy zmęczeni. Kiedy szuraliśmy do naszego pokoju na piętrze, słyszeliśmy jak nasz wychowawca chwali się Matsuce, że ilekroć grali, zawsze ograł dyrektora szkoły w hanafudę. Ich głośne przechwałki nie budziły wątpliwości, że bawią się doskonale przy małej pomocy sake. W pokoju padliśmy na rozłożone futony, wyławiając kołdry i poduszki spod opakowań czekoladowych chrupków i chipsów o smaku krewetek. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy leżeliśmy już, zaczęła się rozmowa o duchach. To było do przewidzenia - nieodłączny element wyjazdów szkolnych i nocowania poza domem. To nie był nasz pierwszy raz, i nikt nie uważał tego za dziwne. Przerzucaliśmy się tytułami horrorów, które widzieliśmy i przypominaliśmy sobie najstraszniejsze momenty. Toma nagle zamilkł. Spojrzałem na niego pytająco. Podparł dłonią rudo-bordową głowę i po chwili zaczął: - Chcecie posłuchać prawdziwej historii o duchach? I nie czekał na odpowiedź, widać było, że ma coś, czym chce się podzielić i poddać naszej krytyce: "co o tym myślicie?" - Ostatnio staremu zebrało się na wspominki. Wiecie, że jest komendantem policji i swoje w życiu widział, ale zawsze rozgraniczał między pracą i domem. Nigdy nie przywlekał swojej pracy do domu, nigdy nie mówił, nawet z matką, o przestępstwach i dochodzeniach. Więc tym bardziej zdziwiłem się, kiedy jakiś tydzień temu znalazłem go wieczorem siedzącego z tyłu naszego domu, z puszką piwa i naszym psem Maronem. Siedział sam w tych ciemnościach i kiedy usiadłem koło niego, zobaczyłem, że coś jest nie tak. "Stary jest niezdrów", pomyślałem i zmartwiłem się. To jest naprawdę fajny ojciec, nigdy nie robi mi wymówek, nawet jak zafarbowałem włosy, to tylko spytał, czy kolor wyszedł taki jak chciałem i to wszystko. - Spytałem, czy wszystko w porządku. A on wtedy opowiedział mi historię, która nie dawała mu spokoju. Jakieś parę lat temu, kiedy my byliśmy jeszcze w podstawówce, czwórka młodych ludzi, licealistów, wybrała się do parku pod górą Teine. Wjechali na teren parku samochodem o zachodzie słońca i kiedy zbierali się do wyjazdu, musiało być już bardzo ciemno. - Za kierownicą siedział chłopak, obok dziewczyna, a z tyłu druga para. Kiedy mieli wyruszać, dziewczyna siedząca z przodu, zauważyła, że chłopak za nią nie odzywa się ani słowem. Obróciła się i zobaczyła, że siedzi blady jak ściana. "Co ci jest?", cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
spytała, ale on wyglądał na przerażonego do tego stopnia, że nie mógł mówić. Wszyscy zwrócili się do niego, a on w końcu z największym wysiłkiem wydusił z siebie: "Nie mogę się ruszyć. Ktoś mnie trzyma za nogi". Cała trójka popatrzyła w dół, gdzie nogi jego kolegi spowijał półmrok. Mimo to, zobaczyli blade, trupio blade ręce o długich palcach owinięte kurczowo wokół jego kostek. Z krzykiem uwolnili się z pasów i wysiedli z samochodu w panice. Pobiegli przed siebie w dół szosy do budki strażnika, z wołaniem o pomoc. Kiedy wrócili ze strażnikiem do samochodu, kolegi już nie znaleźli. Oddzielnie złożone zeznania zgadzały się między sobą - zostawili go samego w samochodzie, na czas nie dłuższy niż pięć minut. Poszukiwania wszczęto rano, ale nie znaleziono żadnych śladów. Po roku, rodzina tego chłopaka postanowiła pożegnać się z nadzieją na odnalezienie, na symboliczny pogrzeb został zaproszony mój tato, bo widzicie, ojciec tego chłopaka był jego znajomym. Tato, jako gliniarz, nie mógł pogodzić się z tym, że chłopak tak po prostu się ulotnił. Mówił mi, że gdyby stało się to w latach osiemdziesiątych, w grę wchodziłoby porwanie przez Koreańczyków, ale teraz? - To jasne, że ta sprawa nie daje spokoju twojemu ojcu - zgodziliśmy się wszyscy, czując się nieswojo. To nie była historia z filmu, to stało się w naszym mieście, niedawno, komuś niewiele starszemu od nas. - Ale dajcie spokój z tym rękami - przesada, tu też zgodziliśmy się wszyscy. - Przywidziało im się. - To pewnie dorobiony na szydełku akcent, żeby było ciekawiej. - Słuchajcie - miał pomysł Hiroshi - chodźcie sprawdzimy, czy tu rzeczywiście straszy. - Jak to chcesz zrobić? ? skrzywił się Jun. - Jeden z nas powinien pójść do kibli, a drugi do...do... - Sali gimnastycznej - to wyszło ode mnie, zaskakując mnie samego. Pokryłem zmieszanie cwanym uśmieszkiem. Wszyscy popatrzyli na mnie z uznaniem: - Tak, tam rzeczywiście było dziwnie. Pusta butelka po coli wskazała że do kibli pójdzie pomysłodawca Hiroshii, a do sali gimnastycznej - ja, a jakże. Wyruszyliśmy razem, przechodząc koło drzwi nauczycieli, tym razem słyszeliśmy tylko program telewizyjny, jeden z tych, gdzie ludzie śmieją się z innych, bo im to dobrze robi. Na dole schodów machnęliśmy sobie na pożegnanie i Hiroshi skręcił w kierunku toalet, a ja w kierunku sali gimnastycznej. Mieliśmy po prostu "sprawdzić czy straszy", spędzić tam parę minut i zdać reszcie relację. Było parę minut po pierwszej. Tarcza mojego zegarka zabłysła zielonym okiem. Po prawej stronie miałem drzwi do gabinetu dyra, pokój recepcyjny i gabinet pielęgniarki szkolnej. Po lewej okna przypominały mi, że jest późno, ciemno i zimno i cały pomysł z włóczeniem się po pustej szkole w pojedynkę, żeby sprawdzić czy straszy, jest poro... [Odgłos. Jakby ktoś przeciągał coś po podłodze, skojarzyłem automatycznie.] ...niony. Żałowałem, że nie mogę być teraz w ciepłym pokoju, zamiast przemierzać samemu głuchy korytarz, który zwężał się przede mną w ciemny wąski tunel wiodący do szatni i sali gimnastycznej. I znowu ten odgłos, teraz wyraźniejszy. Szelest podobny do tego, jaki powoduje, na przykład, szuranie workiem po podłodze. Wytężyłem wzrok, parę kroków przede mną zaczynała się horyzontalna studnia - ciemny korytarzyk. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tam w rogu, gdzie zaczynał się korytarzyk prowadzący do szatni, zaraz przy podłodze zobaczyłem biały kształt, który poruszał się z niesamowitą prędkością. Przesuwał się i wracał, jak zacięty mechanizm. Nie myślałem o duchach, nie myślałem o niczym, kiedy zrobiłem ostatni krok w tym kierunku. Byłem teraz jakieś trzy metry od korytarzyka i tuż przy podłodze zobaczyłem wyrażnie białą smugę znikającą w głębi, znowu i znowu, powtarzający się ruch, szybki jak mgnienie oka. Nagle smuga zatrzymała się i z przerażeniem, które rozlało się po mnie jak lodowaty eliksir zdałem sobie sprawę, że nie była bezkształtna. Zobaczyłem zwróconą do mnie twarz, bez wyrazu, bez płci, czarno-białą jak wyświetlony obraz, drgający i zakłócony. Oprócz przerażenia, czułem jeszcze coś co nie pochodziło ode mnie. Wszepotężną złość. Cały korytarzyk był nią przepełniony jak gazem. Wiedziałem, że ta złość nie zna ustępstw i negocjacji. Żadne zaklęcia czy modlitwy nie są w stanie ją ułagodzić. Co było jej przyczyną? Krzywda? Czułem, że krzywda mogła być jedynie pomocą w uwolnieniu złości, która była obecna zawsze. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, spojrzałem w dół, na wpół pewny, że zobaczę kościste ręce, drobne, ale bardzo silne, trzymające mnie w miejscu. Widok moich trampek, przypomniał mi o babci. Kupiłem je za noworoczne pieniądze od niej. Babcia, ze swoim ołtarzykiem, z niezmienną i stałą miłością. Obróciłem się, mogłem się ruszać, mogłem iść, mogłem biec. Tuż przed klatką schodową usłyszałem za sobą głośny, urywany oddech, goniono mnie. Poczułem jak czyjaś ręka zaciska się na mojej bluzie od dresu i wrzasnąłem. To był Hiroshi. Był blady i nie mógł wykrztusić z siebie słowa, w końcu próbował się uśmiechnąć, ale i to żałośnie mu wyszło. Obaj wpadliśmy do pokoju, gdzie Jun i Toma rozłożeni na futonach, oglądali czasopisma, jakby zapomnieli o nas i całym pomyśle. Na nasz widok poderwali się. - Co się stało? Wyglądacie strasznie. Hiroshi rzeczywiście wyglądał strasznie, usiadł pod ścianą, ktoś mu wetknął zieloną herbatę w dłoń, ale on tylko ją rozchlapał. Ja wolałem, żeby na mnie nie patrzono, więc zająłem się Hiroshim. Ale on kiwał tylko głową na "nie". Albo nic się nie stało, albo nie chciał o tym mówić. Był bardzo blady i oddychał nieregularnie. Od drzwi rozległ się tubalny głos wychowawcy: "Co się tam dzieje? Otwierać mi zaraz". Jun podleciał do drzwi, wychowawca wszedł do pokoju i wtedy nagle zgasło światło, a wszystkie drzwi od szafy pootwierały się z hukiem. Resztę tej nocy spędziliśmy w pokoju wychowawcy. Kiedy opowiedzieliśmy o naszych przygodach, on tylko pokiwał głową: - Chyba słyszeliście, że tu straszy. 🖐️❤️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drogie drzewka! Jodelko,swietny temat zapodalas:D [usta[ Jarzebinko,ciekawe opowiadanie.Dziekuje za piosenke👄 Przyznaje,ze wiele osob opowiadalo mi o roznych dziwnych sytuacjach.Przypominaja mi sie historyjki rodziny.Na poczatku smieszyly mnie one.Dzisiaj nie jestem odwazna zaprzeczyc. Obejrzyjcie ten filmik i wiele innych.:D http://www.youtube.com/watch?v=wcgMxoI890c&feature=related 🖐️🌻👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj JARZEBINKO i GRABKU🖐️ A jednak cos bylo!! JARZEBINKO______________-dziekuje za opowiadanie! GRABKU_____________filmy obejrzalam.Dziekuje. Tajemnice tego swiata,,,,poczytajcie👄 http://bartek9011.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?36003 Moja kolezanka opiekuje sie babcia .Mieszka w jej domu i jest przekonana,ze tam straszy.Slyszy odglosy krokow,,Przyzwyczaila sie juz do oswojonych duchow.Podziwiam ja!!! Zrezygnowalabym z takiej pracy.Boje sie duchow i tyle.I na dodatek jakis obcych!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:D:D:D Zjawami i Widmami określa się głównie złe ludzkie duchy które powróciły na ten ziemski padół by mścić się na żywych, zaś duchy są to ludzkie duchy przywiązane do pewnych miejsc, np. miejsc rzezi lub pomieszczeń / przedmiotów / osób które obiecali pilnować za życia. Nie posiadają jako takich bogactw, niepotrzebne im to, ich dotyk mrozi żyjących a ich niematerialność jest ich zbroją. Z reguły trzeba się sporo namęczyć żeby odesłać ducha na drugi świat. Zjawy są prostsze, gdyż nienawiść jest destruktywna, lecz nie silna. Pamiętaj poszukiwaczu przygód, zawsze miej pod ręką magiczną broń zwiedzając starożytne ruiny lub nawiedzone miejsca, ta rada może ci uratować życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Brrrrr a co to za tematy? A kysz.kysz.kysz!!!!!! Serce pęcznieje, nabrzmiewa, Wesele musuje w ciele, Można oszaleć z radości, O, moi przyjaciele! Od stóp do głowy krąży Potok niepowstrzymany! Pomyślcie, co się dzieje! Jaki to pęd opętany! Jak bardzo jest! jak wiele! Jak żywo, zupełnie, cało!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wciąż jesteś przy mnie. Wszelki dźwięk i ruch tak zwykły, jak schylenie czoła ku rękom, trzepot powiek i cichy uśmiech zamyślenia - to jesteś ty. Milczenie ust, puls serca i pieszczota dłoni nie chwycą ciebie, ani słowo, które w przemożny rośnie rytm i jakby falą i ciemnością ogarnia mnie... Więc smutek, gorycz, tęsknota - czyż naprawdę jestem struną, na której ból mijania w dźwięk się przewija? Tylko jedna ty, kiedy schylasz się nade mną uważnie patrząc w moje oczy, uciszasz drżenie i mój ból, i chociaż ciebie nie ogarnę słowem i gestem, jest mi dobrze i mówię ci po prostu: JESTEŚ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×