Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA____________witajcie🖐️ Och,,,KOCHANA JARZEBINKO❤️ Nie wyobrazam sobie BIESIADY bez CIEBIE__________takiej cudownej,cieplej,pracowitej biesiadniczki. Dziekuje kochana za piekne dyedykacje!!!!Wzruszylam sie do lez! Mysle tez o Twoich rodzicach,,,,pozwol,ze przesle IM moja modlitwe!! Pieeeeeeeeeekne opowiadania.Madre slowa.Kolejne wzruszenie!!! W tej chwili ogladam relacje tv z mszy sw.na waszyngtonskim stadionie DC. Papiez odprawia w j.ang,,,Podziwiam,,,,!!!! Teraz wyglasza kazanie,,, Wspomina naszego Papieza Jana Pawla II. Przy okazji powiem,ze sprawozdawcy telewizyjni non_stop przywoluja naszego papieza Jana Pawla II. Wczoraj corka babci ___Amerykanka ,oznajmila mi,ze jakos nie moze zapomniec o papiezu Janie Pawle II i ma wielka trudnosc w skierowaniu uczuc,,, na obecnego Papieza. A ja GO lubie,bo tak cieplo i serdecznie powoluje sie na nauki Jana Pawla II.A tak w ogole,,,nie dociekam dlaczego mam go lubic i za co.Po prostu___________lubie!!! Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niczym drzewo,,,,, Pewnego razu zapytano Agatona: - Co jest ważniejsze: troska o ciało czy dbałość o serce? Starzec odparł: - Człowiek jest jak drzewo: troska o ciało to liście, dbałość o serce - owoc. Ponieważ zatem, jak napisałem, każde drzewo nie dające owocu zostanie ścięte i ciśnięte w ogień, jasne, że cały nasz wysiłek powinien zmierzać ku owocom, to jest ku trosce o ducha. Potrzebna jest jednak osłona i ozdoba w postaci liści, czyli poszanowanie ciała, tak, by drzewo przetrwało. M. Van Parysem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Walter Trobisch Miłość do siebie____ to warunek wstępny, aby zacząć kochać bezinteresownie. Tylko wówczas, gdy zaakceptujemy samych siebie, możemy stać się prawdziwie bezinteresowni i wolni od nas samych. Książka uczy akceptacji siebie i radzenia sobie z depresjami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jarzębino, Jodlo to czas, by zaprzyjaźnić się z Wami, dziekuje. Radość wtedy przepełni me serce i wróci chęć do życia. Jesteś w marzeniach. przygasły dzienne troski zwątpienia wieczór nadciąga szarością nocy samotny siedzę obok pianina palce nie skore klawiszy trącić patrzę ze smutkiem w okna framugę znikły błękity dziennego nieba neonów miasta błyski dalekie myślami błądzę w światy wybiegam dobywam z piwnic butelkę starą na dwa kieliszki rozlewam wino świece zapalam z nadziei wiarą snuję tęsknoty nad marzeń skrzynią gdybyś przybyła z księżyca blasku usiadła cicho w promiennej sukni tęczę rozlała płonących oczu całusem słodkim rozwiała smutki jestem szczęśliwy radością chwili pragnień obłoki spełnień areny napój przełamał bariery wszelkie trwamy w objęciach zauroczeni świt nieproszony zapukał blaskiem znikło zjawisko tak przebogate zostałem tylko z namiętnościami zachowam wierny tobie sympatię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO W GODZINACH WIECZORNYCH,,,🖐️ JARZEBINKO🖐️ ORZECH🖐️ Spotkania... Człowiek w życiu odbywa dwie podróże - przez świat i samego siebie. Na każdej z tych dróg spotyka Boga i człowieka. Spotkanie... Duże miasto, kilka dzielnic a tam domy, bloki, sklepy... Ludzie mijają się każdego dnia w niemym lub słowa pozdrowieniu. Ludzie żyją obok siebie, czasem dzieli ich tylko ściana. Za nią kolejna historia życia. Pożar kamienicy, krzyk dziecka, podniesiony ton pijanego rodzica, jęk schorowanego człowieka, ból samotności. Praca czy służba? Zwykły dzień, podpisana lista obecności, uśmiech i wzajemne powitanie rozpoczyna bieg obowiązków. Druk wywiadu na którym zostaje zapisana Kogoś treść życia. Spokojny początek dnia. Nagle telefon... Ktoś potrzebuje pomocy. I niebawem stoję pod kamienicą przesiąkniętą zapachem spalenizny i ociekającą wodą jakby oblaną łzami. Bezradność mieszkańca, smutek oczu i cisza jego ciała. Nie wie co robić. Potok słów przeplatany całkowitym milczeniem. To spotkanie ludzi... Następnego dnia odwiedzam rodzinę: rodzice i trójka dzieci. Najmłodsze trzymane na kolanach najstarszego brata. Druga siostra siedzi na podłodze obok. Wszyscy oglądają bajkę. Spojrzenia sióstr niewiele mówią, chłopiec doskonale wie co się dzieje. Rodzice w upojeniu alkoholowym nie są w stanie rozsądnie działać. \"Jedziemy obejrzeć nowy pokoik?\" pyta najmłodsze z dzieci i ta noc już tylko ich będzie. To spotkanie ludzi... Przychodzi też dzień kiedy cierpienie w samotności zawołało. \"Kiedyś to on sobie żył\" mówi sąsiadka. W lęku i obawach próbuję dotrzeć do Kogoś, Kto tylko jękiem daje o sobie znać. Otwieram drzwi a tam człowiek spogląda i w niemym geście pokazuje swoją twarz. Ciało i skrawki słów opowiadają historię choroby. To spotkanie ludzi... Nie o wyliczanie jednak przygód tutaj chodzi. Praca to? Czy służba? W proceduralnej rzeczywistości nie ma miejsca dla człowieka. A \"Nadzieja przychodzi do człowieka wraz z drugim człowiekiem\" Czy to ja biegnę na pomoc czy to cierpienie przychodzi uzdrowić moje ciało? To spotkanie ludzi... Lepiej nie pytać o sens w słowach. Lepiej nie czekać na lepszą jakość. Lepiej poczuć i dotknąć w niemym trwaniu tego, co i moim udziałem stać się może. Jedno z przysłów żydowskich mówi tak: \"Ludzie uczą się mówić bardzo wcześnie, milczeć - bardzo późno\" W ciszy tego, co przychodzi, W ciszy trudu... Życzę odwagi zrozumienia: chwili, dnia, wydarzenia. Życzę pięknych podróży - na swoich szlakach i pięknych spotkań ludzkich. Marianna Pozdrawiam serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Jeśli nadchodzi wieczór i nudzisz się, Jeśli zamgli się czy deszcz spadnie, Jeśli opadną martwe liście, Jeśli będzie ci źle, Jeśli nie będziesz za dziesiątą granicą, Daleko od mego domu, mych drzwi, Wejdź za próg, przyjdź mi powiedzieć \"dzień dobry\".. Jeśli żyjesz niekiedy zdała od słońca, W moim sercu dzieją się cuda I śmiechu jest ile dusza zapragnie, Dla tego, komu go nie dostaje. Przyjaźń lepsza jest niż wszystkie banki, Droższa niż sztabka złota... Nie zapomnij mi powiedzieć \"dzień dobry\". Zadzwoń czasem do mnie, Wystarczy usłyszeć głos... Zawsze ktoś jest dla kogoś. Nie wszyscy są egoistami, Zawsze jest ktoś dla tego komu smutno, Tak wielu ludzi spotykasz na swych drogach... Przyjdź, jeśli chcesz, Przyjdź mi powiedzieć \"dzień dobry\". Jan-Ludwik

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiersz na pożegnanie. nie szukaj śladu moich stóp w nocy padał deszcz rozmył je jestem tam gdzie śpi słońce za horyzontem dnia na zachodzie zbyt mało o mnie wiedziałeś musiałam odejść za wzgórza ciebie też nie poznałam dobrze ukryty za maską pogardy więc odeszłam późnym popołudniem a czarne ptaki frunęły za mną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zbuduję dom z cegieł miłości połączę je cementem radości Dach ułożę z dachówek serdeczności Szyby będą ze szkła wyobraźni Fundamenty zrobię z betonu zrozumienia I dodam małe ziarenko cierpienia Płot zrobię z desek prawdomówności A furtkę z prętów czułości W ogrodzie posadzę róże życzliwości Zaś obok nich trawę wyrozumiałości Tu zawsze będę miała schronienie Mieć taki dom to moje marzenie. pozdrawiam.....do przyszłego razu.....myślę, że nieprędko :-( trzymajcie za mnie kciuki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ ORZECH_____________-witaj🖐️ Trzymam kciuki za pomyslnosc____👄.Wiersze piekne.Dziekuje!! Jem sniadanie i wpatruje sie w telewizor____trwa transmisja z Nowego Jorku _____pielgrzymka Papieza Benedykta XVI. Mam nadzieje,ze pozniej znajde troche wolnego czasu,,,i cos napisze.Wyruszam na wolne,wiec to i owo musze zrobic jeszcze. Piekny ,sloneczny dzien,,,U nas juz lato____trzeba wygrzebac krotkie spodenki :D Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dłoń i piasek,,,,,, Trzynastoletni Tomek spacerował plażą razem ze swą matką. W pewnej chwili zapytał: - Mamo, jak można zatrzymać przyjaciela, kiedy w końcu uda się go zdobyć? Matka zastanowiła się przez chwilę, potem schyliła się i wzięła dwie garście piasku. Uniosła obie ręce do góry; zacisnęła mocno jedną dłoń: piasek uciekał jej między palcami i im bardziej ściskała pięść, tym szybciej wysypywał się piasek. Druga dłoń była otwarta: został na niej cały piasek. Tomek patrzył zdziwiony, potem zawołał: - Rozumiem! A gdy jest naprawdę źle, pod dach przyjaciół sie schowaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Od dzisiaj: 1. Pamiętaj, że od twojego wyboru zależy, co widzisz, co myślisz i co słyszysz. Jedna osoba widzi filiżankę do połowy pustą, a druga do połowy pełną. Jedna osoba widzi piękny ogród za oknem, a druga brudną szybę. 2. Codziennie sobie przypominaj, że TO ŻYCIE TO JEST TO, że masz ograniczony czas i chcesz ak najlepiej go wykorzystać. 3. Codziennie potwierdzaj doskonałość wszechświata: NIECHAJ BĘDZIE POZDROWIONA DOSKONAŁOŚĆ WSZECHŚWIATA!! 4. Codziennie przypomnij sobie, że świat już jest piękny i nie trzeba go zmieniać. Możesz natomiast zmienić siebie. 5. Jeżeli dopadnie cię chandra - jak najszybciej znajdź sobie jakieś zajęcie. Zajmij się czymś przez 5 minut, inwestując całą swoją energię. Po tych pięciu minutach poczujesz się lepiej. 6. Wiedz, że najlepszym sposobem na polepszenie własnego samopoczucia jest zrobienie czegoś dla kogoś innego. 7. Jeżeli dopadnie cię pokusa bycia nieszczęśliwym przeczytaj poniższe słowa umierającego starca: Gdybym jeszcze raz miał przeżyć moje życie, tym razem usiłowałbym popełniać więcej błędów. Nie starałbym się być taki doskonały. Więcej bym odpoczywał. Rozluźniałbym się, byłbym bardziej beztroski i wiele spraw traktował poważniej. Byłbym bardziej szalony. Wykorzystywałbym więcej szans, więcej bym podróżował, przewędrował więcej gór, przypłynął więcej rzek, odwiedził więcej nie znanych mi miejsc. Jadłbym więcej lodów, a mniej sałaty. Miałbym więcej prawdziwych, a mniej wydumanych zmartwień! Prawda jest taka, że byłem jednym z ludzi, którzy godzina za godziną, dzień za dniem, pędzili asekuracyjny tryb życia, roztropny i przemyślany. Och, gdybym znowu mógł przeżyć moje życie, delektowałbym się każdą chwilą. Byłem jednym z tych, którzy nigdzie nie ruszają się bez termometru, termoforu, wody do płukania gardła, płaszcza przeciwdeszczowego i spadochronu. Gdybym miał jeszcze raz przeżyć moje życie, tym razem podróżowałbym z małym bagażem. Gdybym miał jeszcze raz przeżyć życie, wiosną wyskakiwałbym boso z łóżka, a jesienią wstawał później, więcej bym jeździł na karuzeli, obejrzał więcej wschodów słońca i więcej bym się bawił z dziećmi. Gdybym miał przeżyć życie od nowa... Ale nie przeżyję. (Andrew Matthews - Bądź szczęśliwy!)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JAK ECHO,,JAK CIEN Szukaj szczescia,a nigdy go nie znajdziesz. Szczescie jest ci zachwalane niczym piekny motyl, Za ktorym musisz gonic.Ale to nieprawda. Powiadam ci: Nie szukaj szczescia, Samo przyjdzie do ciebie. Szczescie jest jak cien podazajacy za toba, Jesli o nim nie myslisz. Szczescie nadchodzi cie jak cudowne uczucie, Gdy zapominasz o sobie,by zyc dla innych. Szukaj pieniedzy,a staniesz sie bogaty, Byc moze skorumpowany. Szukaj uciech,a staniesz sie syty,byc moze niepowsciagliwy. Szukaj siebie,a znajdziesz egoiste. Proboj wiec zapomniec o sobie. Zapomnij o wlasnych przyjemnosciach,korzysciach,uciechach. Probuj sprawiac bliskim radosc, Choremu niesc pocieche,ubogiemu pomoc, Niepelnosprawnemu towarzystwo. A pewnego dnia odkryjesz nagle, Ze jestes szczesliwy. Szczescia nie mozna kupic za zadne pieniadze tego swiata. Szczescie jest jak echo,ktore odzywa sie tylko wtedy, Kiedy dajesz siebie samego. Dawac siebie znaczy KOCHAC. ODSUN OD SIEBIE TROSKI Czy wolno mi przywolac fragment starej ksiegi? Powstal mniej wiecej dwa tysiace lat przed Chrystusem, Jego autorem jest Jezus Syrach i nalezy on do Biblii. To,co tam napisano,rowniez jeszcze dzis dotyczy kazdego. Nie oddawaj sie troskom, Nie zaglebiaj sie w dociekaniach. Bo wielka radosc serca jest dla czlowieka zyciem, A wesolosc czyni jego dni dlugimi. Odsun od siebie troski, Uzycz sercu spokoju, Zlosc trzymaj na uwiezi. Przez troski wielu juz ponioslo smierc, Czarnowidztwo jest bez wartosci. Zazdrosc i zlosc skracaja zycie, Troski przedwczesnie postarzaja. Przemysl to.Zwlaszcza w tych czasach, Gdy wielu martwi sie o swoja przyszlosc I przyszlosc swoich dzieci. Gdy tyle mozna kupic,a mimo to jest Tak malo radosci wsrod ludzi. Pomysl o tym: Jest jeszcze tylu dobrych ludzi, Jeszcze tyle dobrych rzeczy,by sie nimi cieszyc. Nie pograzaj sie w defetyzmie i czarnowidztwie. Pesymisci juz rano widza zachod slonca. Totez nie oplaca sie im w ogole Wstawac i zaczynac nowy dzien. -----------------------Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chinska medycyna glosi,ze witalnosc czlowieka mozna rozpoznac po sile jego dloni. Z biegiem lat miesnie naszych palcow traca wytrzymalosc i elastycznosc---coraz Trudniej jest nam chwytac i trzymac rozne przedmioty. Amerykanska trenerka fitness opracowala serie cwiczen,ktore pomoga miesniom Naszych dloni zachowac elastycznosc i sile, a palcom gietkosc. Uwaga! W czasie gimnastyki palcow mozemy odczuwac tez napiecie miesni od okolic szyi i karku az po czubki palcow,dlatego wiele osob praworecznych woli wykonywac cwiczenia lewa reka. 1/POTYCZKA Z KCIUKIEM---- Paznokiec palca wskazujacego,srodkowego,serdecznego i malego przycisnij po kolei do poduszeczki kciuka,a nastepnie szybko wyprostuj zgiety palec. Powtorz cala sekwencje 10 razy prawa reka i 10 razy lewa,a nastepnie obiema dlonmi jednoczesnie. 2/SKLONY PALCOW Wyprostuj wszystkie palce,a nastepnie staraj sie kolejno przyciagnac je do dloni pamietajac o tym by koncowki palcow pozostaly wyprostowane. Zacznij cwiczenie od kciuka,nastepnie powtorz cwiczenie w przeciwnym kierunku. Powtorz cala sekwencje 10 razy lewa i 10 razy prawa dlonia,a nastepnie 10 razy uzywajac obu dloni jednoczesnie. 3/PIANISTA Wyobraz sobie,ze nad twoja glowa unosi sie fortepian,a jego klawiatury mozesz dotknac jedynie wyciagajac obie rece wysoko w gore. Siegnij ku wyobrazonej klawiaturze i sprobuj „grac” na niej przez 30 sek wszystkimi palcami. Opusc rece do poziomu talii i „graj” na fortepianie przez kolejnych 30 sek. Powtorz kazde z cwiczen 10 razy na zmiane podnoszac i opuszczajac rece. 4/ROZCIAGANIE DLONI Wyciagnij oba ramiona wysoko w gore. Rozsun palce dloni tak mocno,jak to tylko mozliwe. Nastepnie jedna dlon zacisnij w piesc. Policz do 10 i ponownie otworz dlon. Powtorz cwiczenie 10 razy kazda dlonia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczor🖐️ BIESIADO👄 ORZECH🖐️ dziekuje za piekne wiersze i tez trzymam kciuki, chociaz nic nie napisalas dlaczego roztajesz sie z nami na dluzej? czyzby cos powaznego ? Bedziemy o Tobie myslec ❤️ JODELKO kochana👄dziekuje za wszystko a z cwiczen napewno skorzystam bo juz zaczynam prace w ogrodku :D U Ciebie lato a u mnie .....mozna powiedziec wczesna wiosna, drzewa i krzewy zazielenily sie , kwiatki tez juz rosna ale o krotkich spodenkach nie ma co jeszcze marzyc :D a szkoda :-( Ogladam w telewizji wizyte Papieza Benedykta XVI, daze Go wielka sympatia, chociaz wizyte naszego Jana PawlaII odbieralam inaczej, moze dlatego , ze to byl Nasz kochany Papiez. Od rana goscilam moja kochana Siostrzyczke, potem wybralysmy sie poszalec po sklepach :D GRABKU 👄❤️ 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️ 6 DNI WALKI O ŻYCIE. SZLI ŚCIEŻKĄ PRZEZ tropikalną dżunglę i byli zachwyceni. Wysoko nad głowami Crystal Ramsey i Dave'a Boyera wznosiło się sklepienie z mieniących się miriadami odcieni zieleni liści. Z oplecionych pnączami gałęzi zwisały głową w dół nietoperze, a papugi i tukany skrzeczały w koronach drzew. Na wilgotnym poszyciu jaskrawozielone żaby goniły 15-centymetrowe koniki polne, polowały też na pająki przypominające potwory w miniaturze. Spełniły się marzenia dwójki miłośników przygód i przyrody - byli w Amazonii. Oboje studiowali w USA. Do Brazylii przyjechali na 2 miesiące. Był koniec maja. Właśnie mijał pierwszy tydzień pobytu. Mieszkali w schronisku młodzieżowym nad rzeką, w drewnianych chatach wybudowanych na palach. We wtorek zamierzali wrócić z wycieczki dobrze przed zachodem słońca. Dave miał więc w plecaku nie za wiele - 6 batoników, wodę w 2-litrowym bidonie i 2 butelkach, płyn odstraszający owady, scyzoryk i aparat fotograficzny. I kompas na pasku na ręce. Oboje włożyli buty na grubej podeszwie, cienkie spodnie i bawełniane koszulki. Crystal spięła na czubku głowy długie jasne włosy. W schronisku powiedziano im, że idąc szlakiem oznaczonym białymi strzałkami po mniej więcej dwóch godzinach dotrą do rzeki. Jednak co to znaczy "rzeka"? Nic takiego nie widzieli. Byli w lesie deszczowym, często brnęli przez rozlewiska. Może już przeszli tę rzekę i szli w głąb dżungli? Po południu postanowili zawrócić. Tylko że przed nimi wznosiła się ściana zieleni. Wydawało się, że zarośla pochłonęły ścieżkę, którą tu przyszli. Była ledwie widoczna, mogła ją wydeptać dzika świnia - pekari. Szukali na mokrej ziemi swoich śladów, jakichś połamanych gałęzi. Nic. Ani jednego znajomego widoku, ani jednej białej strzałki. Dave przypuszczał, że ze schroniska szli na północny zachód, więc teraz ruszyli na południowy wschód. Jednak w gęstwinie i labiryncie drzew marsz po prostej jest niemożliwy. Musieli kluczyć, zawracać. Crystal wołała na pomoc - ale odpowiedziało im tył krakanie ptaków gdzieś wysoko. - Nie łudźmy się - skwitowała Crystal. - Musimy tu przenocować. Legowisko zrobili z metrowej długości palmowych liści. Z nastaniem ciemności las się zmienił. Opadła ich chmara czerwonych moskitów. Żądliły nawet przez ubranie. Smarowali się płynem odstraszającym, dopóki się nie skończył. Dave odłamał kilka pierzastych liści i odganiał rój owadów. Z plątaniny zarośli dochodziły ich jakieś szelesty, odgłosy poruszających się zwierząt. Aby zabić czas, śpiewali piosenki i przypominali sobie różne dowcipy. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CRYSTAL i DAVE POZNALI SIĘ w 1998 roku w szkole na Florydzie i zakochali miłością nastolatków. Ich wspólną pasją były zwierzęta, cała przyroda. Wyobrażali sobie wędrówkę po Amazonii jako najwspanialszą przygodę życia. - Pewnego dnia zabiorę cię tam - obiecywał Dave. Przez dwa lata mieszkali razem w Spokane w stanie Waszyngton, gdzie Crystal poszła na kurs zasad postępowania z dzikimi kotami. Później wyjechała do RPA badać gepardy. A Dave zaczął studia ekonomiczne na Uniwersytecie Karoliny Północnej. Kiedy Crystal wróciła z Afryki, Dave chciał spełnić swoją obietnicę. Pracował nocami w wypożyczalni wideo i zaoszczędził na wyprawę do Amazonii. W DŻUNGLI TUŻ po północy usłyszeli dochodzący od strony wschodu warkot motorówki. A więc gdzieś blisko jest rzeka. Nie mieli pojęcia, że tutaj dźwięk odbija się od pni drzew i echo wskazuje fałszywy kierunek. W środę o brzasku zjedli po owocowym batoniku, napili się wody z bidonu i skierowali na wschód. Byli pewni, że dotrą do schroniska przed śniadaniem. Do południa nie znaleźli rzeki. Zapas wody do picia się skończył i w tropikalnym upale groziło im odwodnienie. Zauważyli w pobliżu strumyk, ale zanieczyszczały go gnijące rośliny. Dave odciął dno butelki, Crystal wypchała ją biustonoszem i filtrowała wodę ze strumyka przez materiał. Płyn smakował jak kreda. - Trudno, musimy pić - stwierdziła, napełniając bidon i butelkę. Zaczęły ją dręczyć czarne myśli. Wizja biegunki, wymiotów i różnych chorób. Brała lek przeciwdepresyjny. Teraz się skończył. Najbardziej bała się, że upał, napięcie i głód wywołają atak choroby. Obchodząc bagnisko, znaleźli suchy stok na drugą noc. Używając scyzoryka, Dave zbudował szałas z liści paproci. By ochronić się przed moskitami, wymazali twarze, ręce i stopy błotem. Szałas osłonił ich przed nagłą ulewą, ale nie przed owadami. Gdy błoto wyschło na ciele, przebijały się przez pęknięcia skorupy. Trzeciego dnia, w czwartek, podzielili się batonikiem, przefiltrowali porcję wody i nadal szli na południowy wschód. Trafili na las tak gęsty, że musieli się przeciskać między drzewami. Kolce wbijały się im w nogi, rozcinały ręce. Czarne gryzące mrówki spadały z gałęzi i właziły pod ubranie. Tej nocy ostrym kamieniem wykopali w gliniastej ziemi zagłębienie i cali przykryli się błotem. Moskitom to nie przeszkadzało. Odgoniła je zimna ulewa, ale szybko wróciły, choć deszcz nie przestał padać. Crystal zaczęła drżeć. Dave przytulił ją mocno do siebie. Próbował ją ogrzać i pocieszyć. Ale ona nie umiała sobie poradzić z natrętnymi myślami. NAILE OJJEIROZ MALDONADO, właścicielka schroniska, już we wtorek, gdy Amerykanie nie wrócili po południu z wycieczki, wysłała pracowników na poszukiwania. Trzeciego dnia uczestniczyło w nich 50 mężczyzn z okolicznych wsi i z leżącego 25 km od schroniska miasta Maues. Byli też strażacy z Manaus, najbliższego dużego miasta, odległego o 260 km. Tamtejszy urzędnik zawiadomił ambasadę USA. Amerykański konsul w Brazylii w piątek, czwartego dnia, zadzwonił do rodziców turystów do Stanów. Ojciec Dave'a przysłał do Manaus pieniądze na wynajęcie samolotu do poszukiwań. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DESZCZ PADAŁ CAŁĄ NOC. Gdy ulewa się skończyła, Crystal i Dave znaleźli skrawek, gdzie docierały promienie słońca. Chcieli się wysuszyć. Dave zdjął koszulę i Crystal zrozumiała, jak wielką cenę zapłacił obejmując ją w nocy. Jego plecy były jak napuchła bryła czerwonego mięsa. Jej ciało było całe w cętki od ukłuć. Straciła resztki nadziei. - Mamy nowy dzień. Dajmy mu szansę - namawiał Dave. Na drzewach zaczął się hałaśliwy gwar. Jakieś 20 m nad nimi huśtało się na gałęziach stado czarnych i brązowych małp, które zerkały na nich oczami w białych obwódkach. Crystal wiedziała, że ten gatunek zamieszkuje najbardziej niedostępne rejony dżungli. A więc zabłądzili na dobre. Sobotniego poranka, piątego dnia, dzieląc się ostatnim batonem, usłyszeli warkot silnika łodzi. Poderwali się na równe nogi. Jesteśmy ocaleni - pomyślał Dave. Przedzierali się przez zarośla, biegli za dźwiękiem silnika, przeszli przez piaszczysty pagórek i znów zanurzyli w cień równikowego lasu. Stanęli, nasłuchiwali, ale usłyszeli tylko krzyk ptaków. Nic więcej. Podczas tego rozpaczliwego biegu Crystal pozdzierała pęcherze na stopach. Skarpetki miała mokre od potu, groziło jej zakażenie. Każdy krok był torturą. Crystal okręciła łydki pnączami, by zmniejszyć czucie i złagodzić potworny ból. Kuśtykała, wreszcie upadła. Dave widział, że dziewczyna jest u kresu sił - blada, lała się przez ręce. Sam był bliski załamania. - Wytrzymaj do końca dnia. Zrób to dla mnie - prosił. Kusząc obietnicą znalezienia otwartego nieba nad piaszczystym wzniesieniem, Dave nakłaniał Crystal do dalszej wędrówki. Sam ledwie już trzymał się na nogach. Teraz ona szła pierwsza. Podciągając sobie nogi rękami, przechodziła przez zwalone pnie drzew. Późnym popołudniem zwarte sklepienie z liści przejaśniało. Trafili na jakąś piaszczystą polanę. Crystal szalała ze szczęścia, że nareszcie wyszli z cienia. Zrzuciła buty i turlała się po piasku. Zasnęli pod gwiaździstym niebem. W niedzielny poranek, kiedy Crystal wciąż spała, Dave wypisał na piasku obok niej patykiem: Zagubieni od sześciu dni. Zrobił zdjęcie. Byli na zboczu. Pod nimi rozlewisko niemal zakrywało zarośla, woda pluskała o pnie drzew. Zeszli tam, brodząc wśród ostrych traw. Było coraz głębiej. Czy to rozlewisko rzeki, której szukali od tylu dni? Zaczęli płynąć ciemną wodą. Odpoczywali, trzymając się pni drzew. Chłód wody łagodził ból w stopach, ale kolczaste zarośla szarpały ubranie, raniły ciało, wyrywały włosy. Kierowali się w stronę widocznej z daleka przerwy w zwartym baldachimie liści. Nagle usłyszeli warkot samolotu. Coraz głośniejszy, zbliżał się. Jest. Zobaczyli. Tuż nad koronami drzew leciał biały samolot z czerwonymi znakami. Dave wgramolił się na powalone drzewo, krzyczał, wymachiwał rękami. Samolot znów przeleciał nad nimi - i zniknął. - Szukają nas, szukają w dobrym miejscu - powtarzał podekscytowany. Wiedział, że w Amazonii piloci latają wzdłuż rzek. Wywnioskował z tego, że otwarte niebo przed nimi mogło też oznaczać rzekę. Ruszyli. Crystal była tak słaba, że czasami tylko leżała na wodzie na plecach, a Dave ją ciągnął. Około 17 dotarli na otwartą przestrzeń. Zamiast koron drzew mieli nad głowami niebo. A przed sobą szeroką ciemną rzekę. Dave zaczął ścinać pnącza, by powiązać pnie w tratwę. - Tam są ludzie! - krzyknęła nagle Crystal. Dwaj ciemnoskórzy mężczyźni powoli wiosłowali w ich kierunku. Płynęli czółnami wydłubanymi z pni. Uśmiechnęli się, gdy Dave zawołał do nich łamanym portugalskim. Wzięli do łodzi wymizerowaną parę. Po półtorej godziny dopłynęli do wioski. Kobiety przyniosły placki, sok z owoców i suche ubrania dla uratowanych turystów. Oni sami zaś wyciągali sobie ze skóry kolce i opatrywali rany szałwią. W końcu mocno zasnęli w hamakach. Nareszcie nie na mokrym, zgniłym leśnym poszyciu. W szpitalu w Maues dokładnie ich przebadano. Lekarze opatrzyli Crystal stopy, które były w tak złym stanie, że przez 2 dni w ogóle nie mogła chodzić. I ona, i Dave byli wychudzeni - w ciągu sześciu dni jedli nie więcej niż 50 kcal dziennie. Dżungla poddała egzaminowi ich charaktery i związek. Uznali, że mogą się od niej jeszcze wiele nauczyć. Wrócili więc do schroniska i zostali do końca zaplanowanego pobytu. Wrócili też na szlak - już z przewodnikami i zawsze oznaczali ścieżki, po których wędrowali. 🖐️👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️ Narodzony po raz drugi...... 38-letni Salvatore Crisafulli jak wielu mieszkańców Katanii dojeżdżał do pracy motorowerem. 11 września 2003 r. nie dotarł na miejsce. Na prostej drodze wpadł pod ciężarówkę przewożącą mrożonki. Zderzenie było tak silne, że mężczyzna przekoziołkował w powietrzu kilka metrów. Kiedy karetka pogotowia przyjechała na miejsce, leżał bezwładnie na jezdni. Ordynator oddziału reanimacji miejscowego szpitala, Sergio Pintaudi, już po pierwszych oględzinach nie dawał żadnych nadziei. 29 października 2003 r. Salvatore został przewieziony do specjalistycznego centrum neurologicznego w Mesynie. Mężczyzna ani na chwilę nie odzyskał przytomności. Po 81 dniach lekarze zdecydowali się ograniczyć wszelkie zabiegi - uznali, że pacjent nie rokuje najmniejszych szans na poprawę. - Stwierdzili, że medycyna nie może nic dla niego zrobić - mówi młodszy brat Pietro. Kiedy starał się przekonać medyków, że Salvatore nie jest rośliną (- Przecież on płacze, zobaczcie - mówił), wzruszali ramionami. - Łzy nic nie znaczą, to odruch bezwarunkowy - twierdzili. Za bezwolne uznali również drgnięcie ręki. Pietro nie wytrzymywał nerwowo, krzyczał, że są nieludzcy. * Przyczepą po nadzieję W poszukiwaniu lepszej opieki rodzina postanowiła przewieźć chorego na północ kraju. Okazało się jednak, że nie ma żadnej możliwości umieszczenia go w specjalistycznej placówce. W tej sytuacji Pietro, który lata temu opuścił rodzinne strony i przeprowadził się do Toskanii, zdecydował się zrezygnować z pracy i przyjąć brata w swoim mieszkaniu w Monsummano Termę koło Pistoi. Pietro opiekował się chorym dzień i noc. W wolnych chwilach starał się zdobyć jak najwięcej informacji o chorobie brata, szukał pomocy. Wreszcie udało mu się nawiązać kontakt z Leopoldem Saltuarim z Austrii, uważanym za największy światowy autorytet w dziedzinie reanimacji. Ponieważ nie zdołał załatwić karetki pogotowia, zawiózł brata wypożyczoną przyczepą kempingową. Niestety, prof. Saltuari także orzekł, że Salvatore nie ma żadnych szans na wybudzenie. - Uszkodzenia mózgu są nieodwracalne i prawdopodobnie chory umrze za trzy, cztery lata z powodu niewydolności oddechowej - wytłumaczył rodzinie. Na karcie chorego wypisał: stan wegetatywny permanentny. Po powrocie z Austrii nastały czarne miesiące, coraz trudniej było uzyskać jakakolwiek pomoc ze strony państwowej służby zdrowia. Na początku lutego br. Pietro zawiózł brata do rodzinnej Katanii. Kiedy w marcu br. zrobiło się głośno o sprawie Amerykanki Terry Schiavo (mąż zwrócił się do sądu o pozwolenie na odłączenie urządzeń utrzymujących przy życiu jego pogrążoną w letargu żonę), Pietro rozpoczął z nowymi siłami swoją batalię. W sukurs przyszły prasa i telewizja. Zdesperowany mężczyzna ogłosił, że zrobi to samo, odłączy brata od urządzenia, dzięki któremu jest żywiony: - Zrobię to, bo nie mam sił, jestem sam, lekarze i tak postawili na nim krzyżyk. Zabiję go. Dramatyczny apel poskutkował. Sytuacją Salvatore zainteresował się minister zdrowia, Francesco Storace. Dygnitarz odwiedził chorego w domu i obiecał pomóc. Wkrótce mężczyzna trafił do specjalistycznej placówki San Donato w Arezzo. - Dopiero tam, półtora roku od wypadku, zajęto się nim naprawdę, jak należy - opowiada Piętro. Efekty były widoczne już po trzech miesiącach. W lipcu br. Salvatore odzyskał przytomność. Lekarze zdecydowali się przewieźć go do rodzinnego domu w Katanii. Piętro najpierw był przeciwny, bał się, że znów o nim zapomną, ale minister osobiście zapewnił go, że Salvatore będzie otoczony opieką przez całą dobę. Słowa dotrzymał. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwsze słowa To w mieszkaniu matki, Angeli, na ulicy Brancato 14 w rodzinnej Katanii, Salvatore wypowiedział pierwsze słowo. Było około wpół do piątej po południu, 4 października nieodstępująca syna staruszka poprawiała mu właśnie poduszkę, pomagał jej logopeda, kiedy Salvatore wyszeptał z trudem: - Mama - i się rozpłakał. Natychmiast zadzwoniła do Pietra i całej rodziny. Zlecieli się jak na skrzydłach. Drugim wyrazem, jaki wypowiedział chory, było imię Petru (w sycylijskim dialekcie Piętro), potem wymówił po kolei imiona wszystkich bliskich: ojca, czwórki swoich dzieci, braci, sióstr. Salvatore leży na łóżku w pokoju pełnym specjalistycznych maszyn. W mieszkaniu zainstalowane są monitory, dzięki którym można go widzieć z każdego pomieszczenia. W pokoju chorego jest również specjalny komputer, za pośrednictwem którego mógł się komunikować z rodziną jeszcze przed odzyskaniem mowy. (Ponieważ rozmowa bardzo go męczy, ciągle jeszcze go używa). Na ścianie wiszą wizerunek świętej Agaty, patronki Katanii, której Salvatore jest specjalnie oddany, obrazek ojca Pio, krzyż, szalik w kolorach miejscowej drużyny futbolowej i zdjęcie ministra Storacego. Codziennie odwiedza go mnóstwo ludzi, rodzina, znajomi, dziennikarze. Każdy chce na własne uszy słyszeć jego opowieść. * Nie mogłem dać znać, że rozumiem A opowiada rzeczy zdumiewające. Jedynie wypadku nie pamięta. To, co nastąpiło później, pamięta z najdrobniejszymi szczegółami. Pamięta szpitalną salę, płaczącą nad nim matkę, rozpaczającą rodzinę. Słyszał każde słowo, słyszał, jak brat przekonywał lekarzy, że się przebudzi, że wszystko rozumie. - Nie mogłem mówić, nie mogłem się poruszać, nie mogłem nic zrobić, żeby dać znać, że rozumiem. Więc płakałem. A lekarze twierdzili, że to odruch bezwarunkowy. Mówili, że nic nie czuję, że nie jestem w stanie odczuwać. Byłem bezsilny. Dzisiaj lekarze, którzy opiekowali się chorym, wycofują się ze swojej diagnozy. Prof. Pintaudi ze szpitala im. Garibaldiego w Katanii, gdzie Crisafulli został przewieziony tuż po wypadku, twierdzi, że nigdy nie mówił, iż pacjent jest w stanie nieodwracalnej śpiączki. Podobnie lekarze z Mesyny. To najbardziej denerwuje Pietra. - Chowają głowę w piasek. Jak to nie wydali takich opinii? Przecież mam wszystkie papiery! I pokazuje kolejne świadectwa. - Stan wegetatywny nieodwracalny, koma, a tutaj, o, proszę zobaczyć - pacjent niekontaktowy. Co to znaczy niekontaktowy? Przecież to nie urząd telekomunikacyjny, ale szpital. Powiedziałem to lekarzowi, który tak napisał. Chciałem zrozumieć, chciałem, żeby ktoś mi wytłumaczył. Ale gdzie tam! Żaden z nich się nie pofatygował, żeby porozmawiać z rodziną, w pięć minut obejrzeli chorego, szast-prast diagnoza, następny proszę. Pietro ciągle nie potrafi spokojnie o tym wszystkim mówić. Jest przekonany, że może go zrozumieć jedynie ten, kto przeżył podobny dramat. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sercem cię słyszę We Włoszech jest blisko 6 tys. chorych w stanie śpiączki wegetatywnej. Większość z nich to osoby młode, ofiary wypadków drogowych i wypadków przy pracy. (Najdramatyczniejszy jest przypadek Eluany Anglaro, która od 13 lat jest w stanie bezwładu wegetatywnego. Jej ojciec kilka razy zwracał się o odłączenie chorej od urządzeń utrzymujących ją przy życiu). Wielu rodzinom, które borykają się z tym dramatem, przypadek Salvatore dał nadzieję, że może i ich chorego spotka podobna łaska. - Wiele osób prosi o rady, czasem zwykłe, dotyczące pielęgnacji chorego. Problemów jest morze: z rehabilitacją, żywieniem, codzienną higieną, jak nie dopuścić do odleżyn. Czasem dzwonią w chwili zwątpienia, żeby ich podnieść na duchu, dodać otuchy - mówi Piętro. Piętro Crisafulli, który całkowicie poświęcił się bratu, zdaje sobie sprawę, że Salvatore miał ogromne szczęście, jego przypadek graniczy z cudem, dlatego zawsze znajduje czas, aby choć chwilę porozmawiać z wszystkimi, którzy telefonują, jeśli telefon jest zajęty, oddzwania. Wie, że czasem wystarczy jedno dobre słowo, aby przywrócić siły i wiarę. Jego internetowa strona stała się miejscem spotkań i wymiany doświadczeń. Niebawem ukaże się książka "Łzy życia" opisująca historię Salvatore. Najważniejsza według Pietra jest wiara. Trzeba mieć też niespożyte siły. Nie wszystkim jest to dane. Nie zniosła ciężaru tragedii żona chorego. Po wypadku doznała szoku i popadła w depresję, z której powoli się otrząsa, ale w jej życiu nie ma miejsca dla męża. - Zapomniała o nim albo chce zapomnieć, nie ma dość siły, żeby udźwignąć tak ogromny ciężar - tłumaczy Pietro. Nie ma żalu do szwagierki. - Ludzka słabość - mówi. Sam nie podejrzewał, że ma tak wiele hartu. Nie zdawał sobie też sprawy, że o dwa lata starszy od niego brat jest mu tak bliski, że gotów byłby dla niego na wszystko. Kiedy Salvatore leżał u niego w mieszkaniu w Monsummano Termę, czasem bił głową w ścianę, bo nie wiedział, co robić, kogo prosić o pomoc. Widział, że Salvatore płacze, widząc jego rozpacz - wtedy nucił mu ich ulubione piosenki. Jako chłopcy śpiewali razem w chórze prowadzonym przez instytut San Gregorio w Katanii. To koiło ich rozdygotane nerwy. Pietro własnym sumptem nagrał płytę z ulubionymi piosenkami brata. Jedną napisał sam: "Bracie mój - mówię do ciebie - ty mi odpowiadasz - sercem cię słyszę". Dzień po dniu kondycja Salvatore się poprawia. Niedawno zaczął poruszać głową i nogą. Dzięki specjalnemu urządzeniu utrzymującemu go w pozycji pionowej może ćwiczyć kręgosłup. Zaczął normalnie jeść (wcześniej był sztucznie żywiony). Powoli robi postępy w mówieniu. - Salvatore raczej nigdy nie będzie całkowicie autonomiczny, ale dla nas to i tak dużo, to cud - mówi Pietro. 🖐️❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ KOCHANA JARZEBINKO!🖐️ Jak milo Ciebie uslyszec❤️. Ilez tu wspanialych rzeczy__________dziekuje!!! Za chwile zaczne je czytac,,,, Dotarlam do mojego \"domku\".Najpierw kilka dlugich telefonow,,,i wreszcie czas na BIESIADE! Rozmawialm m.in.z DRZEWKIM OLIWNYM____przekazuje pozdrowienia!Nie ma czasu bidulka na biesiadowanie.,,,,ale obiecala mi ,ze wpadnie!! Szkoda,ze bedziemy musialy poczekac na kolejne piekne wiersze ORZECHA.Z pewnoscia do nas odezwie.🖐️ No coz,,,zabieram sie do czytania!!U mnie jeszcze mloda godzina,,, Pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mialo byc odezwie sie,,,sorry! To chyba z tego pospiechu___tak bardzo spieszylam sie do wspanialej lekturki! 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×