Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

🌻Witam i pozdrawiam biesiade🌻 Drogie drzewka,sliczne.Dziekuje wam👄 Jarzebinko,za kazdy usmiech Twoj :D Jodelko❤️,sympatyczna pomaranczka👄 🌻Anna Jantar » Za każdy uśmiech🌻 Świat, ma tyle barw, są tuż obok mnie. Weź ten piękny dar i przez życie nieś. A wtedy: Za każdy uśmiech twój, stubarwny lata strój znów ci dam! Za wszystko to, co wiem błękitnej nocy cień – zabierz sam! Za kilka miłych słów, sto kwiatów z mego snu dam ci też. Za każdą radość dnia mój kolorowy świat weź. Przyjć, jak wczesny świt, przyjdź od kwietnych łąk I wśród szarych dni, zapal słońca krąg. Za każdy uśmiech twój ... . *****🖐️🌻👄*****

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
" Co to jest miłość" """"" Nie wiem Ale to miłe Że chcę go mieć Dla siebie Na nie wiem Ile Gdzie mieszka miłość Nie wiem Może w uśmiechu Czasem ją słychać W śpiewie A czasem W echu Co to jest miłość Powiedz Albo nic nie mów Ja chcę cię mieć Przy sobie I nie wiem Czemu " - Jonasz Kofta

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA_____________biegne do WAS co sil w nogach,bo wiem,ze czeka tu na mnie rozkosz dla ducha. JARZEBINKO___________zapiewam Ci ,,,,nastawiaj swoje wrzaliwe uszko,,,MOJA DROGA JA CIE KOCHAM,,, Wczoraj bylam naprawde poruszona ta opowiescia,ale jednoczesnie szczesliwa,ze wszystko sie dobrze zakonczylo.Dziekuje za nia❤️Dzisiaj kolejne wspomnienie.Jak dobrze,,,,,,Buziaki👄👄👄 Dzisiaj czytam o Annie Jantar____mojej idolce.Uwielbialam Ja niesamowicie i te moje uwielbienie przelalam na Jej corke. Pamietam Natalke kiedy przyjechala do Chicago jako mala dziewczynka.Spiewala razem z Olga Borys.Narobilam JEJ mnostwo zdjec.Mam cicha nadzieje,kiedys bede miala okazje wreczyc Jej przynajmniej jedno z nich. Nie zapomne tego koncertu z dwoch powodow: po pierwsze pieeeeeeeeeeeekny,a po drugie wzruszajacy.Plakalam jak rozchisteryzowana smarkula,,,,tak strasznie rozczulama sie nad Natalka,ze od dawna nie ma mamy. Cala sala byla pod wielkim wrazeniem.Oklaskow nie bylo konca! Kwiatow tez! Natalka cieszy sie tu duza popularnoscia.Uwielbia Ja kazde pokolenie.Byla tu ostatnio,,,,,slyszalam Ja w radiu. Niestety,nie dotarlam na Jej koncert.Szkoda,naprawde szkoda. Slodka pomaranczko___________czy ten Twoj wiersz ma do mnie przemowic? Czy chcesz mi powiedziec,ze znamy sie?Wiersz piekny!!!!Dziekuje!! Odslon rabek tajemnicy,jesli chcesz.Jesli nie mozesz____nie nalegam. Wydaje mi sie ,ze jestes ORZECHEM.A moze tylko wydaje mi sie,,?? GRABKU_____________moje sloneczko❤️ Rozumiem❤️❤️❤️ U mnie jest tak cudownie,ze nie potrafie tego wyrazic.Ptaszki a jakze cwir,,,cwir,drzewa kukaja do mojego okna,,,,, Bieglabym tak przed siebie,,,,a musze byc w pracy!Klops! PS>JARZEBINKO___________przepiekne linki!!Dziekuje!! Pozdrawiam WAS kochane DRZEWKA bardzo serdecznie🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO!!!!Kocham Ciebie calym moim sercem.Przekazuje jedynie to,co mi ono podpowiada .Ufam mu bezgranicznie i wiem,ze tak jest,,,❤️❤️❤️ Masz racje_____________ze jest nam tu dobrze! Lubimy te sama "muzyke",te same klimaty! Nikogo nie przymuszamy do niczego.Prawda? Jesli ktos chce___ jest,jesli nie____mowi sie trudno.Nic na sile. Zdaje sobie sprawe,ze nie wszyscy maja mozliwosci pisac,kiedy zapragna.Obowiazki ,obowiazki,,,,Rozumiemy!!!! Cieszymy sie,ze jestesmy!!!!!Ciesza nas nasi mili goscie! ZAPRASZAMY!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO_____________-przpomnialas mi te piosenke!!Dziekuje❤️ Zobaczcie ,co wygrzebalam,,,,, Źdźbło trawy Prosiłem ludzi nauki i techniki, by stworzyli mi źdźbło trawy. I wyprodukowali mi takie źdźbło trawy, tak zielone, tak cienkie i tak wiotkie. Gdy jednak dokładniej się jemu przyjrzałem, zauważyłem że jest martwe. Nie potrafiło oddychać. Nie potrafiło rosnąć. Nie mogło żyć ani umrzeć. Właściwie to nie miało ono nic z prawdziwego źdźbła, poza nazwą. Żadna krowa, a nawet koza nie mogła go jeść ani mleko z niego zrobić. Słyszę, jak wszystkie źdźbła świata śmieją się ze źdźbła trawy zrobionego przez człowieka: "Ci wielcy ludzie nie są w stanie przy całej swojej wiedzy i technicznych możliwościach nawet maleńkiego źdźbła trawy stworzyć". Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moj komputer zjada mi literki!!Nabawil sie infekcji,,,Musze go odkazic :D:D:D Zabieram sie za niego,,,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy ktoś słucha? Każdego roku Jones spędzał dwa tygodnie, podróżując po Indiach od miasta do miasta i zbierając fundusze na swoją misję. Planował każdego dnia wygłosić trzy odczyty dla zamożnych obywateli, aby uzyskać ich wsparcie finansowe. Do jednej grupy zwracał się w porze śniadania, do drugiej podczas lunchu, a do trzeciej podczas obiadu. Następnego dnia powtarzał swoje apele do trzech grup w innym mieście. Pewnego wieczoru, po trzeciej prezentacji, pośpieszył na lotnisko, gdzie zarezerwował miejsce na ostatni lot tego dnia do miejsca przeznaczenia na dzień następny. Gdy stał w kolejce, ogłoszono, że jego lot ma nadsprzedaż i poproszono pasażerów, żeby zrezygnowali z miejsc w zamian za bezpłatny bilet powrotny do miasta, które wybiorą. Gdy przedstawiciel skończył swoją zapowiedź, Jonesowi wydało się, że słyszy, jak Pan szepcze do niego: "Wyjdź z kolejki". Zawahał się. Jeśli nie poleci tym samolotem. To straci co najmniej dwa ze spotkań zaplanowanych na następny dzień - i pieniądze, które spodziewał się tam zebrać. Czekał nadal. Kiedy już prawie miał kupować bilet, znowu poczuł, że Bóg nalega, by zrezygnował i wyszedł z kolejki. Ponownie się zawahał, niepewny czy mówi do niego Bóg, czy tylko jego wyobraźnia. Lecz kiedy od przedstawiciela linii lotniczych dzieliła go już tylko jedna osoba, jeszcze raz usłyszał głos Boga i tym razem nie miał już wątpliwości: "WYJDŹ Z KOLEJKI". Jones posłuchał i ktoś inny zajął jego miejsce. Tamten samolot rozbił się i wszyscy pasażerowie zginęli. Na wieść o tym, że Jones nie wsiadł do samolotu, chociaż tak było zaplanowane, dziennikarze pospieszyli, by przeprowadzić z nim wywiad. Kiedy wyjaśnił im, dlaczego nie było go na pokładzie fatalnego samolotu, byli rozdrażnieni. - Chce pan nam powiedzieć, że był pan jedyną osobą, którą Bóg kocha wystarczająco, by ją ostrzec? - zapytali, nie dowierzając. - Och nie! - szybko odpowiedział Jones. - Wcale tak nie myślę! Wiem, że każdego z tych ludzi na pokładzie Bóg kocha CO NAJMNIEJ tak bardzo jak mnie. Lecz ja byłem jedynym, który go słuchał. (Nancy L. Dorner ) Po modlitwie za wszystkich znajomych, krewnych I swoje ulubione zwierzątko dziewczynka dodała: - I, drogi Boże, dbaj też o siebie. Jeśli Tobie coś się stanie, to wszyscy zginiemy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PIEKNE DNI Nie zapominaj o pieknych dniach! Gdy jestes zmeczony,awanturujesz sie z otoczeniem, Nie potrafisz sobie dac rady i czujesz sie smertelni Nieszczesliwy, Wspomnij wtedy piekne dni, Gdy smiales sie beztrosko i czules sie nad wyraz dobrze, Gdy mogles sie do wszystkich przyjaznie i wesolo usmiechac, Jak dziecko bez zmartwien. Nie zapominaj o pieknych dniach! Gdy horyzont,jak okiem siegnac, Jest ciemny,bez promyka swiatla, Gdy twoje serce jest ciezkie i byc moze pelne goryczy, Gdy na pozor znikla wszelka nadzieja, Ze kiedykolwiek znow nadejdzie radosc i szczescie, Poszukaj wtedy w swych wspomnieniach pieknych dni, Gdy wszystko bylo jeszcze dobrze, Nie bylo na niebie ani chmurki, Gdy czules sie dobrze w towarzystwie ukochanych ludzi, Gdy byles podziwiany przez innych, Ktorzy cie teraz rozczarowali i byc moze oszukali. Nie zapominaj o pieknych dniach! Bo gdy o nich zapomnisz,nigdy juz nie wroca. Napelnij umysl radosnymi myslami, Serce duchem pojednania i miloscia, A usta usmiechem. A wszystko znow bedzie dobrze. ------------------------------------------Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry, mój kochany.! Znajdź trochę czasu na to, by być szczęśliwym! Jesteś cudem, który żyje, Który rzeczywiście istnieje na ziemi. Jesteś kimś jedynym, niepowtarzalnym, nie można cię z nikim pomylić. Czy wiesz o tym? Dlaczego się nie zdumiewasz, nie podziwiasz, nie cieszysz się swym istnieniem i istnieniem innych wokół ciebie? Czy to tak oczywiste, czy to nic nadzwyczajnego, że żyjesz, że możesz żyć, że dano ci czas, abyś śpiewał i tańczył, czas, abyś był szczęśliwy? (...) Phil Bosmans: ________________Nie zapomnij o radości. Pallotinum Warszawa 1990

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
.Myślenie o sobie może dodawać Ci skrzydeł, a może je obcinać. Może być motorem, który dostarcza Ci energii do życia, realizowania przedsięwzięć, pomysłów i marzeń, a może być kulą u nogi, bagażem, z powodu którego wszystko przychodzi Ci z trudem, rzadko coś się udaje, a marzenia nie spełniają się nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:D:D:D:D:D Pogodna wesołość jest nagrodą uczciwego życia. — Ernest Renan PS.Juz uciekam do swoich obowiazkow! Do zobaczenia🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przechodzę więc
poczytać was biedniczki.Pięknie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Elżbieta Dmoch wraz z Januszem Krukiem założyła zespół Dwa Plus Jeden, w którym występowała przez 20 lat. Dziś podobno chodzi po śmietnikach, nie płaci za elektryczność, więc wyłączono jej prąd. :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CHODŹ, POMALUJ MÓJ ŚWIAT..... Przez długie lata w świetle jupiterów. W jednym zespole i z jednym partnerem. Muzycznym, estradowym i prywatnym. Miała bodaj wszystko, o czym może marzyć młoda kobieta. Los jej jednak nie oszczędził. Rozpad zespołu oznaczał dla niej koniec kariery, popularności. A także małżeństwa. Straciła przyjaciela. I... sens życia. Z Januszem Krukiem poznali się jeszcze, kiedy on prowadził zespół Warszawskie Kuranty. Jak wspominają dziś ich znajomi, od razu zakochał się w Eli. Była piękna. Wysoka, zgrabna, bardzo atrakcyjna, l zdolna. Porzucił rodzinę, córkę. Założyli własny zespół. Dwa Plus Jeden. Później dołączył do nich Cezary Ślązak. Najpierw z Januszem wynajmowali mieszkania. Potem mieli już własny dom. Na warszawskiej Sadybie. Dom i warsztat pracy w jednym. Janusz Kruk miał tam bowiem swoje studio. Byli kochającą się parą. Dużo koncertowali. Ale i się bawili! Mąż Elżbiety był nie tylko zdolnym kompozytorem, muzykiem, ale także bardzo towarzyskim człowiekiem. Kochał żonę, ale i życie. I starał się z niego czerpać garściami. Nie zwolnił tempa, nawet gdy okazało się, że jest poważnie chory na serce. Leczył się i... dalej szalał. W 1990 roku, podczas trasy koncertowej po USA, nagle zasłabł na estradzie. Nazajutrz czuł się już lepiej, ale widać musiał się mocno przestraszyć, gdyż zdecydował, że odchodzi z zespołu. Chciał się zaszyć w domu, miał ponoć napisać sztukę. Dla Elżbiety był to koniec. Rozpadł się bowiem nie tylko zespół, ale i jej małżeństwo. Janusz Kruk ponownie się ożenił, miał dwóch synów. Zdaniem ich wspólnych znajomych, ciągle jednak byli przyjaciółmi. Wspólnie występowali na scenie. Prawdziwy dramat nastąpił 18 czerwca 1992 roku. Janusz zmarł. Miał niecałe 46 lat. Po jego śmieci Elżbieta Dmoch zupełnie zniknęła. Zamknęła się w domu, ból przeżywała w samotności. Nie wiedziała, co ma robić, jak żyć. Nie chciała pomocy, wolała izolację. - Kiedy występowali, koncertowali, nie przyjaźnili się z nikim z wykonawców - mówi pragnący zachować anonimowość znajomy Eli. - Byli bardzo hermetyczni. Czasem tylko odbywały się imprezy w ich domu. - Janusz był bardzo rozrywkowym facetem - opowiada Maria Szabłowska, dziennikarka Polskiego Radia, współautorka programu telewizyjnego "Dozwolone od lat 40". Przyjaźniliśmy się. Ale faktycznie, u nich w domu nie bywały koleżanki z estrady. Jako jedyny z tej branży pojawiał się Janek Borysewicz z ówczesną żoną. Zdaniem Marii Szabłowskiej, Elżbieta Dmoch miała doskonałe warunki jako artystka - Była nie tylko piękna, zdolna, muzykalna, ale miała obok siebie utalentowanego muzyka. Poza tym miała szczęście do menedżera, bowiem Janek Szewczyk wszystko załatwiał. Dzięki temu tak naprawdę nie znała tej drugiej, drapieżnej strony show-biznesu. Świetnie się ubierała. Lecz trudno się temu dziwić, bowiem stroje szykowała jej Grażyna Hasse. Przyjaźniły się. Na scenie była żywiołowa, dynamiczna. - Była znakomitą wokalistką, bardzo pracowitą - wspomina znany dziennikarz muzyczny. - Nieco rozkapryszoną, ale dążącą do stworzenia produktu najwyższej jakości. Zresztą ich piosenki przetrwały próbę czasu. W opinii niektórych znajomych, Ela była osoba skrytą, zamknietą zwłaszcza na nowe znajomości. -Nigdy jednak nie epatowała swoja popularnością - mówią. - Kiedy chcielismy czasem dowiedziec się czegos wiecej o jej zyciu zawodowym musieliśmy ją do tego długo namawiać. - Skryta? - zastanawia się Marek Dutkiewicz, autor tekstów do wielu przebojów Dwa Plus Jeden, między innymi "Wstawaj, szkoda dnia", "Chodź, pomaluj mój świat" i "Windą do nieba". - Nigdy tego nie zauważyłem. Ale może nie zwracałem na to uwagi. Przyjaźniłem się z Januszem. A on był cudownie szalony. Jak mógł, wymykał się z domu. Ale jemu była potrzebna dyscyplina, zwłaszcza w pracy. Byli udanym małżeństwem. Dopełniali się. l w życiu, i na scenie. Ela go stymulowała do pracy. Była osobą bardzo ambitną. - Tworzyli dobry związek - dodaje Maria Szabłowska. - Dbała o niego, dbała o dom. Nie mieli jednak dzieci. A jak przyznają wszyscy znajomi, właśnie dziecka najbardziej brakowało w ich domu na Sadybie. Mieli za to psa. Ukochanego Klaudiusza. Dalmatyńczyka. - Klaudi był bardzo ważną "osobą" w ich życiu - mówią zgodnie. - Nie wszystkich akceptował. Był nieprzewidywalny. A w niej musiało się coś kumulować. o czym nikt nie wiedział. A po rozstaniu z grupą, z mężem, to wszystko eksplodowało. Wyszło na zewnątrz. - Rozstanie z zespołem i rozwód z Januszem, to był dla niej ogromny szok - mówi Maria Szabłowska. - Bardzo przeżyła odejście z domu. Mieli też problemy z jego sprzedażą. Poza tym wiele stracili, gdyż były to czasy reformy Balcerowicza i pieniądze bardzo szybko traciły na wartości. Wystarczyło jej tylko na kupno skromnego mieszkania na Saskiej Kępie. A potem dobiła ją jego śmierć. Musiała radzić sobie ze sprawami spadkowymi, co wcale nie było łatwe. W sumie - pozostała jakby sama sobie. Tak jednak wybrała, to była jej decyzja. Elżbieta zupełnie zamknęła się w sobie. Zaczęła żyć własnym życiem. W samotności. Ci, którzy gdzieś ją widywali, mówili, że jest zaniedbana, jakby zupełnie nieobecna. Nie pracowała, żyła ponoć z oszczędności. Pojawiały się głosy, że widziano ją, jak chodzi po śmietnikach, że nie płaci w domu za elektryczność i wyłączono jej prąd. - Nigdy nie płaciła składek ZUS - dodaje Maria Szabłowska. - Grono przyjaciół pomogło jej potem, zbierając pieniądze i uzupełniając braki. Ona tego nie chciała dzięki temu otrzymała przynajmniej minimalną rentę. Namawialiśmy, by zapisała się do Stowarzyszenia Polskich Artystów Wykonawców Muzyki Rozrywkowej, którym kieruje Irena Santor. Ona jednak niczego nie chciała podpisywać. A tak miałaby od nich jakieś pieniądze na życie. Nie chciała żadnej pomocy. Od nikogo. A sytuację materialną miała bardzo złą. Przez kolejne lata Elżbieta Dmoch miała coraz mniejszy kontakt z dawnymi przyjaciółmi. Czasem w ogóle go nie miała. Kiedy zdechł jej ukochany Klaudi, zamknęła się w mieszkaniu i w ogóle nie wychodziła. Dopiero sąsiedzi zareagowali, kiedy poczuli dziwny zapach, Przyjechało pogotowie. Lekarze zabrali ją na leczenie. Kuracja trwała jakiś czas. Kiedy wróciła, zdaniem znajomych, była w świetnej formie. A kiedy ze Stanów Zjednoczonych przyjechał Cezary Ślązak, dawny kolega z zespołu, i w jednym z wywiadów powiedział, że chętnie by z nią zaśpiewał, postanowiła zaryzykować. - Zadzwoniła do mnie do radia 15 sierpnia - wspomina redaktor Szabłowska. - Od razu poznałam ją po głosie. Zapytała, czy dziś nie są aby moje imieniny. Powiedziałam, że nie, ja jestem grudniowa Maria, a ona stwierdziła, że chętnie wróciłaby na estradę. Poszłyśmy do Niny Terentiew, szefowej telewizyjnej "Dwójki". Ustaliły, że wystąpi na jesiennym Pikniku Dwójki w Gnieźnie, l tak też się stało. Bardzo się tego obawiała, to miał być dla niej taki lakmusowy papierek. Ale widownia wspaniale ją przyjęła. Zwariowała przy ich piosenkach. Szalała. Ela była zachwycona, cieszyła się. Wydawało się, że odzyskaliśmy ją już na dobre. Później Elżbieta Dmoch gościła w radiu. Wystąpiła też z Czarkiem Ślązakiem, Michałem Królem i Dariuszem Sygitowiczem w bardzo udanym koncercie w Sali Kongresowej. Wzięła ponadto udział w nagrywanym w Gdańsku programie Marii Szabłowskiej i Krzysztofa Szewczyka "Dozwolone od lat 40". - Była w znakomitej formie - opowiada Maria Szabłowska. - A przydarzyła się nam wtedy rzecz straszna, i to jedyny raz, właśnie wtedy. Z jednej kamery nic się nie nagrało. Bałam się jej to powiedzieć. Ale ona w ogóle się nie zdenerwowała. Nagraliśmy jeszcze raz i była świetna. Chciała dalej występować. Niestety. Potem znowu zniknęła. - Robiłem zdjęcia różnych gwiazd na okładki kolorowych czasopism - mówi Marek Nelken, znany warszawski fotograf. - Poproszono mnie, abym zrobił fotki zespołu Dwa Plus Jeden, w tym Eli Dmoch. To był bodaj 1998 rok. Przyjechała do mnie do studia z byłym gitarzystą z zespołu. To miał być jej powrót na scenę. Marek Nelken przyznaje, że kiedy zjawiła się w studiu, wyglądała dość biednie. - Ubrana była w skromny płaszczyk, na pewno nie miała na sobie nowych rzeczy. Załatwiliśmy jej stylistkę i nowe ubrania. Podczas sesji zachowywała się normalnie, mówiła coś o Januszu Kruku. Nie emanowała jednak z niej energia, jak z innych gwiazd. Była w istocie zamknięta, jakby zgaszona, zupełnie nieobecna. Miała smutne oczy. Robiła wrażenie, że w ogóle jej na tym nie zależy. Trudno było coś z niej wydobyć. Kiedy zdjęcia Eli ukazały się w prasie, coraz częściej mówiło się o reaktywacji zespołu. Wtedy też kolejne pisma chciały publikować zdjęcia popularnej przed laty wokalistki. - Wydzwaniałem do niej wiele razy - opowiada Marek Nelken. - Ale ona dziwnie się zachowywała. Nie miała czasu, rozłączała się, twierdząc wcześniej, że ma rozładowany telefon. Takie podchody trwały dosyć długo. W końcu się umówiliśmy. W Ogrodzie Saskim. Pamiętam jak dziś. To był pochmurny, jesienny dzień. Spóźniła się dwie godziny. Ubrana w ten sam skromniutki płaszczyk. Zaproponowałem, aby usiadła na ławce. Zrobiła to, ale po chwili nagle wstała. Powiedziała, że to nie ma sensu. Odwróciła się i... odeszła. Zrobiłem jej wtedy zdjęcie, jak odchodzi. Ukazało się w jednej z gazet. Próbowałem się później z nią skontaktować, aby autoryzować fotkę. Nic z tego jednak nie wyszło. - Po śmierci Janusza nie miałem z nią żadnego kontaktu - tłumaczy Marek Dutkiewicz. - Kilka lat mieszkałem za granicą. Mam raczej niedosyt co do osoby Janusza Kruka. Stał się muzykiem zupełnie zapomnianym. Kilka lat temu zespół Dwa Plus Jeden wrócił na estradę. Ale bez Eli. Ze starego składu pozostał jedynie Cezary Ślązak. A menedżerem, jak przed laty, jest Jan Szewczyk. - Elżbieta zrezygnowała z występów ze względu na stan zdrowia - wyjaśnia. - I nic więcej w jej sprawie nie mam do powiedzenia - kończy naszą rozmowę. - Nie wiem,co teraz się z nią dzieje - mówi Maria Szabłowska. - Kilka lat temu sprzedała mieszkanie na Saskiej Kępie i kupiła dom. Jakąś chałupę. Gdzieś na wsi, pod Warszawą. Ale tam chyba nikt u niej nie był. Czasem bywa jedynie u matki. - Nie widziałem jej ponad dwa lata - stwierdza Witold Pograniczny, dziennikarz radiowy, przed laty przyjaciel domu Eli i Janusza. - W czerwcu 2002 roku zorganizowałem nabożeństwo ku pamięci Janusza Kruka. Przyszło mnóstwo osób. Ernest Bryll, Jacek Cygan. Piękne kazanie wygłosił ks. Wiesław Niewęgłowski, a zagrał Cezary Ślązak. Ona też była. Potem zrobiliśmy spotkanie w pubie. Piwo było w cenie promocyjnej, więc śmialiśmy się, że Janusz z zaświatów o nas zadbał. Po godzinie Ela wyszła. Jak inni. Dziś wszyscy ciągle się gdzieś spieszą. Napotkani na ulicy ludzie dobrze ją pamiętają. - Oczywiście - mówi kobieta w średnim wieku. - Piękna była i pięknie śpiewała. Grała nawet na flecie. Podobnie mówią i inni. Nikt jednak nie wie, co stało się z gwiazdą estrady sprzed lat. Co dzisiaj robi, jak żyje. Niestety, grono znajomych i przyjaciół nie wie nic więcej. - Ela wybrała samotność i nikt nie próbował tego zmienić - mówią. - Nikt nie odważył się przyjść i pomalować jej świat na żółto i na niebiesko. - Mogła na scenie jeszcze tak dużo osiągnąć - zauważa Maria Szabłowska. - Wtedy, w Gnieźnie, utwierdziła mnie, że ich piosenki są tak żywe, że gdyby chciała, wróciłaby w wielkim stylu. Ale ona musi chcieć. A ona nawet nie mówi, że nie jest gotowa. Czy kiedyś będzie...? Jak mówią znajomi, niby jest taka sama, ale jakby przebywała w innym świecie. A do tego świata bardzo trudno wejść. Zresztą ona nie chce tam wpuścić nikogo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdzieś na wsi, pod Warszawą. Ale tam chyba nikt u niej nie był. Czasem bywa jedynie u matki. - Nie widziałem jej ponad dwa lata - stwierdza Witold Pograniczny, dziennikarz radiowy, przed laty przyjaciel domu Eli i Janusza. - W czerwcu 2002 roku zorganizowałem nabożeństwo ku pamięci Janusza Kruka. Przyszło mnóstwo osób. Ernest Bryll, Jacek Cygan. Piękne kazanie wygłosił ks. Wiesław Niewęgłowski, a zagrał Cezary Ślązak. Ona też była. Potem zrobiliśmy spotkanie w pubie. Piwo było w cenie promocyjnej, więc śmialiśmy się, że Janusz z zaświatów o nas zadbał. Po godzinie Ela wyszła. Jak inni. Dziś wszyscy ciągle się gdzieś spieszą. Napotkani na ulicy ludzie dobrze ją pamiętają. - Oczywiście - mówi kobieta w średnim wieku. - Piękna była i pięknie śpiewała. Grała nawet na flecie. Podobnie mówią i inni. Nikt jednak nie wie, co stało się z gwiazdą estrady sprzed lat. Co dzisiaj robi, jak żyje. Niestety, grono znajomych i przyjaciół nie wie nic więcej. - Ela wybrała samotność i nikt nie próbował tego zmienić - mówią. - Nikt nie odważył się przyjść i pomalować jej świat na żółto i na niebiesko. - Mogła na scenie jeszcze tak dużo osiągnąć - zauważa Maria Szabłowska. - Wtedy, w Gnieźnie, utwierdziła mnie, że ich piosenki są tak żywe, że gdyby chciała, wróciłaby w wielkim stylu. Ale ona musi chcieć. A ona nawet nie mówi, że nie jest gotowa. Czy kiedyś będzie...? Jak mówią znajomi, niby jest taka sama, ale jakby przebywała w innym świecie. A do tego świata bardzo trudno wejść. Zresztą ona nie chce tam wpuścić nikogo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JACEK LECH, lat 59, Baran, zasłynął w latach 60. jako wokalista big-beatowy (solista zespołu Czerwono-Czarni), a od 1974 roku jako samodzielny piosenkarz pop-music. Na koncie ma 4 LP, 6 CD, na nich przeboje do dzisiaj pamiętane ("Latawce porwał wiatr", "Bądź dziewczyną z moich marzeń", "Cygańska wróżba", "Na miłość nigdy nie jest za późno", "20 lat, a może mniej"). Gdy zaczęto wznawiać jego dawne nagrania w serii "Platynowa kolekcja", zauważono, że nadal dobrze się sprzedają. Piosenkarz ma 3 złote płyty, a teraz czeka na wręczenie płyty platynowej. Od roku Jacek Lech (naprawdę nazywa się Leszek Zerhau) zmaga się z chorobą nowotworową (rak przełyku). Nie poddaje się i nie rezygnuje ze śpiewania. Po latach zamierza poślubić wieloletnią przyjaciółkę, która będzie jego trzecią żoną. - Kiedy dowiedziałeś się, że masz raka? - Już w ubiegłym roku podejrzewałem, że coś jest nie w porządku z moim zdrowiem. Ale nie przypuszczałem, że to jest rak. Dokuczało mi coraz bardziej, aż sam zdecydowałem się pójść do szpitala. Zbadano mnie i postawiono diagnozę - rak przełyku. - Jakie były objawy? - Nie mogłem przełykać, ale raka przełyku nie należy mylić z rakiem krtani. Wykazała go biopsja. - Czy natychmiast rzuciłeś palenie? - Nie od razu, ale gdy rozpoczęło się leczenie, postanowiłem przestać palić. - I na pewno przestałeś pić alkohol? - Dlaczego? - Jak to - dlaczego? Przecież wiadomo, że alkohol niszczy między innymi struny głosowe. - Alkohol nie ma nic wspólnego z moją chorobą. - Czyżby...? - Powtarzam, że to nie ma z tym nic wspólnego. - Skąd więc wziął się u ciebie rak przełyku? - Domyślałem się. - A zatem? - Nie wiem skąd. Po prostu choroba sama przyszła. Nikt mi konkretnie nie powiedział - skąd to mam, z czego powstał ten rak i jakie były przyczyny. Do dzisiaj lekarze mi o tym nie powiedzieli. - Myślę, że gdybyś wcześniej przestał pić i palić, to nie byłoby raka przełyku. - Palić przestałem i z powrotem zacząłem po 4 miesiącach przerwy. Przecież są takie okazje, że przychodzą znajomi, rodzina i nie będę z nimi siedział przy herbacie lub wodzie mineralnej. - Widzę, że nie ograniczasz się... - Ograniczam się z paleniem. - Skąd wziął się u ciebie ten nałóg? - Miałem 12-13 lat, jak zacząłem palić. - Nie próbowałeś z nim walczyć? - Próbowałem, ale to mi szkodziło na struny głosowe, które były przyzwyczajone do tytoniu. Jak przestawałem palić, miewałem coraz większe chrypy, bo struny głosowe były uzależnione od nikotyny. - Nie pomyślałeś, że może to niekorzystnie odbić się na głosie, który był twoim cennym instrumentem, o który powinieneś szczególnie dbać? - Jak nie paliłem, to czułem, że właśnie to ma niekorzystny wpływ na mój głos. - Który był bardzo cenny... - I w dalszym ciągu jest. - To dlaczego, do jasnej cholery, nie dbasz o niego!? - Staram się, ale to nie jest uzależnione wyłącznie od palenia papierosów. - Ukończyłeś średnią szkołę muzyczną w klasie skrzypiec. Czyżbyś początkowo chciał być instrumentalistą? - Nie, nie, to był wymysł moich rodziców. - Ty zapewne chciałeś śpiewać? - Też nie. Grałem w teatrzykach szkolnych role aktorskie. O śpiewaniu zadecydował przypadek. W szkole średniej założyłem zespół muzyczny i wtedy zacząłem śpiewać. Zacząłem wygrywać rozmaite konkursy. Najważniejszy był Ogólnopolski Przegląd Piosenkarzy Amatorów w Jeleniej Górze. W 1966 roku menedżerowie zespołu Czerwono-Czarni zaproponowali mi współpracę w charakterze solisty. W 1967 roku nagrałem pierwsze piosenki dla Polskiego Radia, a wśród nich: "Bądź dziewczyną moich marzeń". W1970 roku nagrałem pierwszego LP pod takim samym tytułem. - Co było momentem zwrotnym w twojej piosenkarskiej karierze? - Po rozpadzie Czerwono-Czarnych, rok 1972, założyłem własny zespół o nazwie Nowa Grupa. Do niego zaangażowałem zespół wokalny Pro Contra z Lucyną Owsińską, z którą się ożeniłem. Po wypadku samochodowym zawiesiłem tę działalność. Na estradę powróciłem w 1974 roku i zacząłem śpiewać na własny rachunek. Koncertowałem m.in. w Jugosławii, Czechosłowacji, Mongolii, na Węgrzech i wielokrotnie w ośrodkach polonijnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. W 1993 roku założyłem własną agencję artystyczną. W jej ramach organizowałem koncerty, na których pełniłem funkcję śpiewającego gospodarza. - Czy wielka popularność i uwielbienie kobiet nie zepsuły cię? - Chyba nie. - Miałeś dwie żony, dwa rozwody, a od kilkunastu lat pozostajesz w konkubinacie z Urszulą Kopeć. Te fakty z prywatnego życia mówią same za siebie... - Już niedługo nie będę w konkubinacie. Żenię się po raz trzeci. - Co było powodem pierwszego rozwodu? - Na ten temat nie mam ochoty rozmawiać. - A co było powodem drugiego rozstania? - Nie będę o tym mówił. - Twoja pierwsza żona Lucyna Owsińska była w tamtym okresie znaną piosenkarką. W domu obok siebie żyły dwie gwiazdy. Czy to miało wpływ na domowe pożycie? - To ja zrobiłem z Lucyny gwiazdę. Nie wiedziałeś o tym? To ja ją wyciągnąłem z Pro Contry. Pierwszą samodzielną piosenkę dla niej napisali moi przyjaciele Piotr Figiel i Janusz Kondratowicz. Fakt, że byliśmy popularni i lubiani, osobno pracując na swoje nazwiska piosenkarskie, nie miał żadnego wpływu na relacje w domu. Byliśmy bardzo zgodnym małżeństwem. - Gdzie poznałeś Urszulę Kopeć? - W Bielsku-Białej. Urszula była przyjaciółką mojej mamy. Prowadziła sklep, w którym ją poznałem. Tak mi przypadła do gustu, że jesteśmy razem do dzisiaj. - Czy to właśnie Urszula jest kobietą twojego życia? - Chyba tak. Jak tylko się wyleczę, zamierzamy wziąć ślub. - Dlaczego dopiero teraz? - Nie miałem rozwodu. Druga żona Zofia przez bardzo długi czas nie chciała mi dać rozwodu. - Przeczytałem w jednej z gazet bulwarowych, że choroba dodała ci lat i bardzo zmieniła... - Bardzo złe zdjęcie zamieszczono w tej gazecie. Zostało źle naświetlone, wykonano je pod słońce, ale z fleszem. Wypadło fatalnie. - Masz na nim rude resztki włosów. - Nie jestem rudy, to co widać na zdjęciu, to białe włosy. Są to przedostatnie włosy, bo teraz rosną mi nowe. Po chemioterapii, którą przeszedłem, powinienem w ogóle nie mieć włosów. - Co jeszcze zabrała ci choroba nowotworowa? - Powiem, czego mi nie zabrała. Nie zabrała mi chęci do życia, której mam coraz więcej. - Podobno teraz ważysz zaledwie 60 kilogramów? - Po ostatnim pobycie w szpitalu, gdzie miałem specjalną dietę (otrzymywałem wyłącznie miksowane jedzenie, bo tylko takie jest w stanie przejść przez mój chory przełyk), dostawałem kroplówki z glukozy, bo groziło, że za moment wpadnę w potężną anemię. Gdy chodziłem, to w każdej chwili mogłem się przewrócić, bo słabe nogi nie chciały mnie nosić. W szpitalu doprowadzono mnie do stanu używalności. Gdybym nie zjawił się wtedy w szpitalu, to groziło mi, że umrę na raka albo na anemię. Przed chorobą ważyłem 76 kilogramów. - Ile miałeś naświetlań i chemioterapii? - W ciągu dwóch miesięcy miałem 33 naświetlania i 4 chemioterapie, które najbardziej wykańczają człowieka. Każda z nich trwała 24 godziny. - Z jakimi efektami? - Komórki rakowe zostały zabite. Pozostała tylko ranka w przełyku, która powoduje, że nie mogę przyjmować pokarmu. Stąd kolejna wizyta w szpitalu. Jutro jadę na piątą terapię, która nazywa się brychoterapia. Jak trzeba będzie zostać w szpitalu, to znowu tam się położę na tydzień. - Na czym polega brychoterapia? - Do przełyku jest wkładana rurka bezpośrednio na ranę, która mi pozostała. To trwa zaledwie kilka minut. - A jeżeli brychoterapia nie przyniesie pozytywnego efektu? - Wtedy trzeba poczekać, aż ranka sama się zagoi. Jest ona trudna do wyleczenia. Zaproponowano mi operację, ale się nie zgodziłem, bo nawet najlepszemu chirurgowi może zadrżeć ręka i wtedy w ogóle nie będzie mowy o śpiewaniu, o mówieniu również. Dlatego zdecydowałem się na tak ostrą, wręcz zabójczą chemioterapię i radioterapię. - Jedno i drugie równocześnie? - Tak, i teraz zdajesz sobie sprawę, w jakim ja jestem stanie. Przedwczoraj wyszedłem ze szpitala w Bielsku-Białej, gdzie podtrzymywano mnie glukozą. Jutro jadę do szpitala do Gliwic, gdzie poddam się badaniom, które powiedzą, czy mam poddać się brychoterapii. - A jeżeli i to się nie powiedzie? - Dupa blada. Czeka mnie operacja. - Czy po wyleczeniu przełyku wracasz na estradę? - Chciałbym. Mimo że mam rentę chorobową (najwyższa grupa) i przy niej nie wolno mi wykonywać żadnej pracy. - Nawet gdybyś musiał wjeżdżać na estradę na wózku inwalidzkim? - Tak, bylebym mógł jeszcze śpiewać. - Tego jeszcze chyba nie odnotowano w Polsce? - Jeszcze nie i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Co pomaga ci w walce z chorobą? - Urszula, która opiekuje się mną w czasie choroby oraz jej matka. A głównie wiara w to, że uda mi się wyleczyć całkowicie, że będę mógł jeszcze śpiewać, bo ja muszę śpiewać. - Masz menedżera? - Moimi sprawami chce zająć się Anna Kryszkiewicz, która przez lata była menedżerką Karin Stanek, a ostatnio Stana Borysa. - Zauważyłem, że nie wstydzisz się mówić o chorobie? - Co tu ukrywać? Dopadła mnie choroba śmiertelna, bardzo niebezpieczna. Nie wiem, czy przeżyję kilka najbliższych miesięcy, czy kilka lat, czy będzie nawrót raka, czy będą przerzuty na inne części. - Czesław Niemen milczał, nie pokazywał się i nie pozwolił się fotografować. Ty - przeciwnie. - Udało mi się go sprowadzić na dwa koncerty do Frankfurtu i Hanoweru. Nie wyglądał źle. Tylko był bardzo blady. Podziękował mi, że go w końcu namówiłem na występ. Jak się okazało, ostatni. Niebawem zmarł. - Ty też jesteś bardzo chory, a mimo to tryskasz optymizmem. Czy dlatego, że postanowiłeś być zdrowy? - Oczywiście, ja muszę być zdrowy. Przecież nie mógłbyś rozmawiać ze zmarłym. Mam nadzieję, że jak umrę, przyjedziesz do Bielska-Białej na mój pogrzeb? - Jaki pogrzeb?! Przecież twierdzisz, że najważniejsza jest wiara w wyzdrowienie? - Wierzę w to, że mimo wszystko pokonam chorobę i wrócę do świata ludzi szczęśliwie wyleczonych. - "Dwadzieścia lat, a może mniej, świat brałem taki, jaki był". Jak bierzesz go teraz, po 20 latach od zaśpiewania tego bodajże największego swojego przeboju? - Taki, jaki jest. Wiem, że jestem nieuleczalnie chory. Chcę jeszcze trochę pożyć i ponownie spotkać się z tobą w domu, nie na cmentarzu. - Ja na to również liczę. Życzę dalszej wytrwałości w walce z rakiem. Trzymaj się, Jacku! PS Podczas badań w gliwickim szpitalu rurka wprowadzona do przełyku nie dostała się do niezagojonej ranki. Przez zwężenie przełyku pożywienie nadal nie przechodzi. Chory piosenkarz nadal je miksowane papki. Normalnego pokarmu nie jest w stanie przełknąć. Bóle uśmierza morfiną. 25 marca 2007 roku w wieku 59 lat zmarł po ciężkiej chorobie wokalista Jacek Lech. Był przedstawicielem pokolenia, które tworzyło muzykę lat 60. (Informacja Onet.pl)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jaki pogrzeb?! Przecież twierdzisz, że najważniejsza jest wiara w wyzdrowienie? - Wierzę w to, że mimo wszystko pokonam chorobę i wrócę do świata ludzi szczęśliwie wyleczonych. - "Dwadzieścia lat, a może mniej, świat brałem taki, jaki był". Jak bierzesz go teraz, po 20 latach od zaśpiewania tego bodajże największego swojego przeboju? - Taki, jaki jest. Wiem, że jestem nieuleczalnie chory. Chcę jeszcze trochę pożyć i ponownie spotkać się z tobą w domu, nie na cmentarzu. - Ja na to również liczę. Życzę dalszej wytrwałości w walce z rakiem. Trzymaj się, Jacku! PS Podczas badań w gliwickim szpitalu rurka wprowadzona do przełyku nie dostała się do niezagojonej ranki. Przez zwężenie przełyku pożywienie nadal nie przechodzi. Chory piosenkarz nadal je miksowane papki. Normalnego pokarmu nie jest w stanie przełknąć. Bóle uśmierza morfiną. 25 marca 2007 roku w wieku 59 lat zmarł po ciężkiej chorobie wokalista Jacek Lech. Był przedstawicielem pokolenia, które tworzyło muzykę lat 60. :-( Kochane drzewka 🖐️👄❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pięknie...pięknie
Pozdrawiam i👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Napisalam post i polecial w kosmos przez moja glupote,,,Nie wpisalam nicka,, Pisze w wielkim smutku,,,,,Po pierwsze nie wiedzialam,ze Jacek Lech nie zyje,,,po drugie,ze zmagal sie z choroba. Mial pozytywne nastawienie do zycie,i,,,,co? Nie mial szans. Chyba zaczne negowac to pozytywne nastawienie do swiata,,, Uwielbialam jego glos!!! Piosenka ta rozczulila mnie na dobre,,,, Czytam o Eli Kruk.Jak niewiele trzeba by sie zlamac,,,a jaka dluga droga do powrotu,,,Moze teraz na lonie przyrody odzyska wiare w ludzi?? Twierdze,ze skoro ludzie wybieraja samotnosc,musial ich ktos bardzo zranic,zadac cierpienie,,, Smutne to,kiedy nasz swiat sie kurczy i odchodza znani,ktorym wiele zawdzieczamy,,,,chociazby piekne piosenki!!!!! Kochana JARZEBINKO_____________naprawde piekne sa Twoje posty!!Dziekuje z calego serca!!! Och!!! Przepiekna lektura! Dobrze,ze zajrzalam na BIESIADE!!!! P.S Bylam na dworze na lezaku.Slonce pali jak oszalale.Jestem juz dobrze opalona i czuje lekkie pieczenie.No coz,,,troche przeforsowalam,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dbajmy o nasze zdrowie,,, Fachowcy mowia,ze mozemy jesc czekolade bez wyrzutow sumienia,bo poprawia nastroj,wzmacnia serce i uklad krazenia. Milosnicy czekolady ciesza sie dobrym zdrowiem,sa mniej podatni na drobne dolegliwosci. Naukowcy odkryli ostatnio,ze w czekoladzie___zwlaszcza w gorzkiej,ktora zawiera wiecej kakao____kryja sie antyutleniacze. Substancje te sprawiaja,ze komorki staja sie bardziej odporne na uszkodzenia,co opznia starzenie sie organizmu. Antyoksydanty sa rowniez pozyteczne w profilaktyce chorob serca,poniewaz zmniejszaja osadzanie sie "zlego" cholesterolu na sciankach naczyn krwionosnych. Czestuje czekolada gorzka____kto ma ochote???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×